D
decha_131
Guest
Robert Grunholz to były libertarianin. Sami jesteście winni, poczytał jakiś protertarian i pomysłał, że to libertarianie i zgłupiał. Myśle, że z xportalem było tak samo.
Dlatego gdyby ktoś chciał oczernić libertarianizm cytując moje głupie posty, to apeluję do wszystkich szufladkowiczów: moje poglądy to szynkizm! A nie żaden libertarianizm.
Balicki tłumaczy patologie w służbie zdrowia: Chcieliśmy wolnego rynku, to mamy efekty
W tej chwili mamy do czynienia z fatalnymi skutkami reformy kas chorych sprzed 15 lat. Do tej pory kierunek tamtych zmian nie został zmieniony. Polegał on na uznaniu, że w służbie zdrowia zastosujemy takie zasady jak rynek, konkurencja, umowy cywilnoprawne. Miało być jak najmniej państwa. Efekty? Jest gorzej, niż było. Państwo musi być bardziej obecne w służbie zdrowia. Ktoś te procedury, standardy, wzorce musi tworzyć.
Większe zaangażowanie państwa rozwiązałoby ten problem?
- Teraz szpitale są samodzielnymi podmiotami, tak jak w każdej innej działalności gospodarczej. Gdyby państwo zainteresowało się bardziej ich funkcjonowaniem, może wszystkim byłoby łatwiej robić lepsze procedury
Jednak nawet najlepsze procedury to tylko wytyczne postępowania dla konkretnych ludzi. A pacjenci opisują przerażający brak empatii ze strony lekarzy, brak umiejętności rozmowy, lekceważenie. Na to nie pomogą nawet najlepsze procedury.
- Przecież tego właśnie chcieliśmy. To są skutki reformy Jerzego Buzka. To jest ekonomizacja służby zdrowia. Już nie liczy się pacjent, tylko wykonanie kontraktu. Poza tym lekarzy jest za mało, przeciętnie w Europie jest ich o połowę więcej w stosunku do liczby mieszkańców. Uznaliśmy, że wszystko załatwi niewidzialna ręka rynku. Tylko autorzy tego systemu zapomnieli o tym, że w ochronie zdrowia mechanizmy wolnorynkowe nie działają.
Till napisał:Czemu każdy (dosłownie każdy) skurkowaniec, który mówi, że "liberalizm zawiódł" musi wspomnieć o "niewidzialnej ręce rynku"? Wkurwia mię to niemożebnie.
Nie można dalej tak żyć - mówi prof. Bob Jessop
Adam Leszczyński: Kryzys w krajach rozwiniętych trwa już prawie tak długo jak Wielki Kryzys lat 30. Czy kapitalizm przestał działać?
Prof. Bob Jessop: Działa tak jak zawsze. Kapitalizm opiera się na sprzecznościach. Weźmy np. kwestię płac. Czy są one kosztem produkcji, czy źródłem popytu?
- Jednym i drugim.
- Każdy kapitalista chciałby nic nie płacić swoim robotnikom, ale równocześnie chciałby, żeby inni kapitaliści płacili swoim dobrze - bo inaczej nie ma zapotrzebowania na jego towary. Czy praca jest źródłem innowacji i kreatywności, czy tylko częścią procesu produkcji, który można zastąpić kapitałem, np. kupując maszyny?
- Jedno i drugie, znowu...
Ale co ta laska odjebała gdzieś tak w okolicach 23 min xD. Krul znowu masakruje ostro, nawet nic nie mówiąc.
Rany, ciężko się tego kretyna słucha.
"Kobiety mniej zarabiają" Proszę bardzo, dopłać im, albo sam zatrudniaj kobiety skoro takie dobre są. Jakim cudem tak samo dobre albo i lepsze kobiety są rzekomo niedowartościowanymi pracownikami? Jak ocenia się sprawność pracownika? Czy to nie jest subiektywne zdanie pracodawcy? Czemu wiesz lepiej jak ja oceniam pracownika i zabraniasz dobrowolnych umów?
A miałem dobre zdanie o Ryszardzie Legutko...Wszystkie czarowne sztuczki, którymi w imię liberalizmu nas łudzono – podatek liniowy, prywatyzacja za wszelką cenę, kapitał bez narodowości, rynek wolny od polityki, rynkowe lekarstwa na poprawę edukacji i sfery publicznej – okazały się bezwartościowymi błyskotkami.
Wrócił dziki, XiX-wieczny kapitalizm
Państwo nie chroni ludzi przed naduzyciami pracodawców. Prokuratury, sądy jak piłaci umywają ręce...
W filmie „Ziemia obiecana” na kanwie powieści Reymonta jest obraz robotnika ginącego w trybach maszyny. Właściciel fabryki odpędza zgromadzonych nad konającym robotnikiem współpracowników – do roboty, nic się nie stało!
Mam tez w pamięci inny literacki obraz z poruszającego opowiadania „Dym” Marii Konopnickiej, o matce, która w wypadku w fabryce straciła jedynego syna i której dym z fabrycznego komina przywoływał potem jego postać.
To był XIX wiek, początkujący, dziki kapitalizm, gdy bieda zmuszała ludzi do pracy za groszę, bez żadnej ochrony, bez żadnych praw, bez żadnych zabezpieczeń społecznych ani odszkodowań. Liczył się pieniądz, zysk, a nie człowiek. A Polska w dodatku jeszcze była pod zaborami, więc Polak szczególnie był bez praw. .
Dzis mamy XXI wiek. Jest wolność. Konstytucja, Unia Europejska, kodeks pracy, prawa człowieka, prawa pracownicze. Mamy wielkie instytucje stojące na straży tych praw – inspekcje pracy, prokuraturę, sądy.
Tymczasem życie opowiada nam historie żywcem przypominające te literackie obrazy z czasów dzikiego, XIX-wiecznego kapitalizmu. Ostatnio kilka takich sytuacji trafiło do mojego biura poselskiego, głównie poprzez program interwencyjny telewizji publicznej „Sprawa dla reportera”, pani Elżbiety Jaworowicz.
Młody chłopak z Białej Podlaskiej pracował u przedsiębiorcy budowlanego ledwie trzy dni. Bez umowy, na czarno, bez szkoleń, bez odzieży ochronnej, bez żadnych zabezpieczeń. Pracował na wysokości, pośliznął się, spadł i zginął. Właściciel firmy zeznał, ze chłopak sam wszedł na rusztowanie bez zezwolenia. Pracownicy potwierdzili, sprawa umorzona, Według sądu chłopak miał taki kaprys, żeby sobie poskakać po rusztowaniach dla rozrywki w czasie pracy. Żadnego odszkodowania, choćby na otarcie łez biednej matki, opłakującej, jak ta matka z opowiadania Konopnickiej, śmierć ukochanego syna.
Inny młody mężczyzna pracował na wagonie kolejowym, przegarniał szuflą węgiel czy jakieś materiały budowlane. Obok pracowała koparka, operator nie zauważył, łyżka koparki zmiażdżyła mężczyźnie głowę. Osierocił żonę i dwójkę dzieci. Zdaniem prokuratury zmarły sam zawinił, podszedł za blisko koparki i nie miało zdaniem prokuratury i sądu znaczenia nawet to, że pracodawca nie wyposażył go w ochronny kask na głowę.
W innym przypadku młody chłopak bez przeszkolenia, bez odpowiedniego nadzoru pracował przy maszynie cukierniczej, potknął się, maszyna wciągnęła go i zmiażdżyła mu rękę. Prokuratura też uznała winę chłopaka, bez żadnej odpowiedzialności pracodawcy, bez żadnych odszkodowań, mimo kalectwa na całe życie.
I jeszcze przypadek innego młodego chłopca, który pracował w firmie układającej tory, też bez nadzoru, bez zabezpieczenia, bez szkolenia. Chłopak przytrzymywał układaną przez dźwig szynę, w tym czasie maszyna kolejowa najechała na niego i zmiażdżyła mu stopę. Kalectwo na całe życie, ale znów zdaniem prokuratury i sądu sam chłopak zawinił, zero odpowiedzialności pracodawcy i żadnego odszkodowania. Chłopak przeszedł kilka operacji, niezdolny do pracy, żyje z jakichś ochłapów na zasiłku.
We wszystkich tych sprawach podjęte zostały interwencje prawne, zarówno moje jak i senatorów Prawa i Sprawiedliwości, mam nadzieję, liczę, że przyniosą jakiś skutek. Zastanawiam się jednak, czym te smutne historie różnią od dzikiego kapitalizmu opisanego w „Ziemi obiecanej”?
I co z tego, że są prawa pracownicze, ze są zasady bhp, że są czuwające nad przestrzeganiem tego prawa inspekcje i sądy? Jak się zdarzy nieszczęście, to sytuacja niczym się od tej XIX-wiecznej nie różni. Dzisiaj też bieda zmusza ludzi do chwytania się każdej pracy, często bez pytania o umowy, o szkolenia, o jakiekolwiek zabezpieczenia, ubezpieczenia czy gwarancje. Pracuj za parę groszy i ciesz się, że w ogóle coś zarobisz. Pracodawca, właściciel niewielkiej firmy tez często funkcjonuje na krawędzi bankructwa, więc zmniejsza koszty, często poprzez oszczędzanie na bezpieczeństwie pracowników. A w razie nieszczęścia wszystko zwala się na tego, którego nieszczęście spotkało. Po co tam wszedł, dlaczego nie uważał. W razie czego usłużni świadkowie, zazwyczaj drżący przed utratą zatrudnienia pracownicy, potwierdzają wszystko, czego chce pracodawca, a prokuratura i sądy, niczym piłaci, umywają ręce.
Ofiary wypadków pozostają same ze swoimi nieszczęściami, kalectwami, bez żadnej pomocy, bez rent, bez odszkodowań.
Taki jest bardzo często obraz współczesnego polskiego kapitalizmu. Śmieciowe umowy, ludzie traktowani jak śmieci i – przykro to powiedzieć – także i śmieciowe państwo, którego instytucje nie chcą, albo nie potrafią zapewnić ludziom minimalnej ochrony.
Dlatego ludzie z tego państwa jeśli tylko mogą, uciekają. Według najnowszych badań, cytowanych przez dziennik „Rzeczpospolita” co dziesiąty młody Polak przed 40-tką wyjechał z Polski szukać szczęścia za granicą. Ta wielka emigracja to jest już nasze nieszczęście narodowe.
Po trzecim akapicie przestałem czytać, bo stwierdziłem, że nie warto. Szkoda zdrowia na tych durniów.Po odejściu Wiplera, PiS już się nie obcyndala i na maksa idzie ze śniadkowo-dudzią retoryką.