- Moderator
- #201
- 8 902
- 25 794
Faktycznie nie mają, bo czas w pełni organizuje im Komisja Europejska z jej tysiącami biurokratów ze służby cywilnej, troszczących się o nieustanny dopływ legislatury.Oczywiscie, ze maja wplyw co wyzej wskazalem. A to, ze sie ten wplyw komus nie podoba to juz jego problem.
Ale żeby utrudnić to maksymalnie, potrzeba większości 2/3 głosów, a nie zwykłej bezwzględnej większości. Dla porówniania: w Polsce nawet gdy się chce kogoś postawić przed Trybunałem Stanu, wystarczy większość 3/5 posłów.Poza tym, przykladowo Parlament Europejski moze odwolac sklad Komisji Europejskiej droga wotum nieufnosci.
Czyli prościej u nas postawić kogoś przed Trybunałem Stanu niż w Unii dokonać zwyczajnego impeachmentu. Ale ok, uznajmy, że formalnie opcja istnieje, jakkolwiek iluzoryczna z tak wysoko zawieszoną poprzeczką by nie była.
Bo za takiego tutaj robisz, wcielając się w adwokata diabła.Dlaczego nazywasz mnie pacholkiem establishmentu?
W Związku Radzieckim też istniały - każdy donosił na innego.Trojpodzial jest ulomny, ale istnieja mechanizmy wzajemnej kontroli.
To jak definiujesz wrogość?Nie, nie sa.
Egzotyczna opinia, z ktora sie nie zgadzam.
Dyskryminacja istniała, bo kto w 2003 roku był przeciwnikiem akcesu do UE, był albo ośmieszany albo odsuwany od mediów, natomiast przy takim hypie jaki był wtedy rozkręcony, nawet oddolnie ludzie sekowali się towarzysko, gdy ktoś był przeciwny, jako ten gotowy zmarnować okazję skoku cywilizacyjnego. Jeżeli byłeś wtedy antyunijny, ludzie na ogół uznawali cię domyślnie za rydzykowego popaprańca.Przez panstwo polskie przykladowo.
Pamietajmy, ze porownujemy propagowanie idei unijnych do instytucjonalnej dyskryminacji i eliminacji.
A że, jak piszą w tych podsumowaniach kampanii przedreferendalnej, nikt nie organizował rzetelnej debaty i akcji informacyjnej, w której obie strony mogłyby zaprezentować swoje argumenty oraz poprzepytywać się wzajemnie, rzucając sobie wzajemnie trudne piłki, pytając o niewygodne aspekty wchodzenia czy pozostania poza UE, wszystko skończyło się na festynowych klimatach, z machaniem unijnymi chorągiewkami na szkolnych akademiach, programach w stylu: "Europa da się lubić" i tego rodzaju bredniach.
Tobie może trudno, ale ja żyłem w tamtych czasach i pamiętam dokładnie cytowane przez niego slogany obecne w przestrzeni publicznej, więc masz już potwierdzenie z drugiego źródła. Facet może być nieobiektywny i niedokładny, gdy idzie o częstotliwość z jaką przekazy propagandowe pojawiały się w mediach, bo jej nie określa konkretnie, tylko zdaje na subiektywizm, ale same zacytowane slogany jakimi się posługiwali pro-unici się zgadzają.No wiec wlasnie o to chodzi, skoro jest tak zaslepiony ideologia ze uwazal UE za zagrozenie dla istnieja Polski to trudno mi potraktowac go jako rzetelne zrodlo informacji czy w latach przed przystapieniem do Unii byla "propaganda" czy jej nie bylo. Gosc wyraznie ma topor do naostrzenia i wyraznie zaciemnia mu to obraz rzeczywistosci, ale tutaj sie zapewne nie zgodzimy.
Ostatnia edycja: