- Moderator
- #1
- 3 591
- 1 504
Jest obcy na moim trawniku, bez mojej zgody. Jestem władcą absolutnym trawnika. Skoro jestem władcą absolutnym to mogę go np. zajebać. Jeśli nie będą go mógł zajebać, to nie będę władcą absolutnym (a chcę być). Trzeba poszukać jakiejś podstawy.
Pomysł 1
To co jest na terenie mojego trawnika to ja sobie z tym mogę robić co chcę. No niestety - wtedy mogę zabić także kogoś, kto jest tu za moją zgodą a to byłoby już niezbyt libertariańskie.
Pomysł 2
Obcy bez mojej zgody to agresor. Tylko nikt nie chce uwierzyć, że koleś, który nie wie ani o mnie ani o mojej działce to agresor. Ok, ale to moja działka, więc to ja ustalam kto jest, a kto nie jest agresor, więc kolektyw niech sp... na drzewo ze swoim słownikiem. Tylko znowu kicha, bo mogę uznać za agresora kogoś, kogo zaprosiłem na herbatę. Libertarianie tego nie łykną.
Pomysł 3
Koleś, który wchodzi na moją działkę (nie go cholera zdusi...) zawiera ze mną umowę, że mogę go zabić. Umowa zawiera się przez wejście na działkę. No, wiem, nie ma oświadczenia woli tego draba Ale to ja ustalam jak się u mnie zawiera umowy, jestem tym cholernym suwerenem, czy nie!? No ale jak to ja ustalam, to mogę se też ustalić, że mój gość, który wpadł na herbatę, zawiera umowę mieszając łyżeczką w filiżance. Nie chwyci...
Ha, ale przecież jestem właścicielem!
Pomysł 4
To co jest na terenie mojego trawnika to ja sobie z tym mogę robić co chcę...
Co? Już było???
Ale ja jestem właścicielem, władcą absolutnym!!! Buuuuuu, uuuuaaaaaa!!!!! Ja muszę znaleźć sposób!!! Jestem geniuszem!!! Nie Rothbard! Jaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!
Pomysł 1
To co jest na terenie mojego trawnika to ja sobie z tym mogę robić co chcę. No niestety - wtedy mogę zabić także kogoś, kto jest tu za moją zgodą a to byłoby już niezbyt libertariańskie.
Pomysł 2
Obcy bez mojej zgody to agresor. Tylko nikt nie chce uwierzyć, że koleś, który nie wie ani o mnie ani o mojej działce to agresor. Ok, ale to moja działka, więc to ja ustalam kto jest, a kto nie jest agresor, więc kolektyw niech sp... na drzewo ze swoim słownikiem. Tylko znowu kicha, bo mogę uznać za agresora kogoś, kogo zaprosiłem na herbatę. Libertarianie tego nie łykną.
Pomysł 3
Koleś, który wchodzi na moją działkę (nie go cholera zdusi...) zawiera ze mną umowę, że mogę go zabić. Umowa zawiera się przez wejście na działkę. No, wiem, nie ma oświadczenia woli tego draba Ale to ja ustalam jak się u mnie zawiera umowy, jestem tym cholernym suwerenem, czy nie!? No ale jak to ja ustalam, to mogę se też ustalić, że mój gość, który wpadł na herbatę, zawiera umowę mieszając łyżeczką w filiżance. Nie chwyci...
Ha, ale przecież jestem właścicielem!
Pomysł 4
To co jest na terenie mojego trawnika to ja sobie z tym mogę robić co chcę...
Co? Już było???
Ale ja jestem właścicielem, władcą absolutnym!!! Buuuuuu, uuuuaaaaaa!!!!! Ja muszę znaleźć sposób!!! Jestem geniuszem!!! Nie Rothbard! Jaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!