Ale o co chodzi? Ma pełną rację, gdyby nie kapitalizm huragan nie dokonałby takich zniszczeń. Skończyłoby się najwyżej na kilku zawalonych lepiankach w kołchozach.
Ostatnia edycja:
Patrz na szyję, na jabłko Adama.A to nie chłop?
Nie odrzucałbym tekstu ad hoc. Rozwinę jak wrócę fabryki.Co jest jej źródłem? Najbardziej ogólnie mówiąc, rozdźwięk między silnie uwewnętrznionym wzorcem męskości – na który składają się wysoki status społeczny, sukces finansowy, społeczny i seksualny – a możliwościami jego realizacji w Ameryce XXI wieku. Przy tym, jak pokazuje Nagle, jednym z najsilniejszym źródeł frustracji jest poczucie seksualnego odrzucenia, za które mężczyźni winią feminizm i emancypację kobiet. Jednym z najsilniejszym źródeł frustracji jest poczucie seksualnego odrzucenia, za które mężczyźni winią feminizm i emancypację kobiet. Nagle zabiera nas w przygnębiającą podróż po różnych internetowych subkulturach współczesnej umęczonej męskości. Pisze o „przymusowych celibatariuszach”, wzajemnie nakręcających się swoją samotnością i odrzuceniem, jak bohaterowie najbardziej smutnych fragmentów Cząstek elementarnych, czy Poszerzenia pola walki Houellebecqa. Na tym poczuciu osobistej krzywdy wyrasta cały przemysł poradnikowo-coachingowy. Od „trenerów uwodzenia”, obiecujących za odpowiednią opłatą przemianę „samców beta” w zwycięzców i zdobywców, jakim nie oprze się żadna kobieta; po subkultury konkludujące, iż współczesne kobiety są już tak „zepsute przez feminizm”, że mężczyźni powinni całkowicie odciąć się od kobiet i skupić na własnym rozwoju, ewentualne relacje z kobietami ograniczając do przygodnego seksu lub kontaktów z seks-pracownicami.
Subkultury te nie tylko wciskają zagubionym ludziom bzdurne, niedziałające recepty na ich problemy, ale także przesycone są skrajnie prawicową, mizoginistyczną ideologią. Świat z forów dyskusyjnych „przymusowych celibatariuszy”, czy stron takich jak Return of the Kings (prowadzona przez „trenera uwodzenia” i „męskiego aktywistę” Roosha V), jawi się jako dżungla, gdzie między mężczyznami toczy się wieczna, bezwzględna walka o zasoby: status, pieniądze, kobiety. Feminizm, idee emancypacji kobiet, to w takiej perspektywie jedynie ideologia, mająca na celu zasłonienie prawdziwego stanu rzeczy i pogorszenie pozycji mężczyzn w tej walce.
Nic dziwnego, że osobom postrzegającym świat przy pomocy takich kategorii – nawet jeśli sami czują się na razie przegranymi – Trump z jego seksizmem, skłonnością do ostentacyjnego podkreślania statusu i młodszą żoną jawić się musi, jako bohater, a jego zwycięstwo, jako obietnica cofnięcia w amerykańskiej przestrzeni publicznej zmian, jakie spowodował tam feminizm i kobieca emancypacja. Roosh V pisał po zwycięstwie Trumpa: „Jestem zachwycony, że mamy teraz prezydenta, który ocenia kobiety w skali 1-10, tak jak my, na podstawie ich wyglądu i kobiecego zachowania. […] Liberałowie nie będą nas już mogli dłużej nazywać seksistami i rasistami”.
Szalony sen polittechnologa
Na pianie tej oddolnej, sieciowej radykalizacji, unoszą się medialne gwiazdy alterprawicy. Osoby, które posługując się taktyką ironicznej, kontrkulturowej prowokacji, legitymizują skrajne idee w głównym nurcie, wykuwając dla nich poparcie w dyskusji z innymi przedstawicielami „klas gadających”. Nagle przygląda się szczególnie dwóm: Richardowi Spencerowi, Milo Yiannopoulosowi. Ten pierwszy zasłynął, jako ideolog nowej formy białej supremacji, nawołujący do zmiany Stanów w „etno-państwo” białych, za sprawą „dobrowolnych czystek etnicznych” „kolorowych” mniejszości.
Kariera tego drugiego jest szczególnym przypadkiem. Zbudował on swoją obecność medialną jako prawicowy troll, walczący z feministkami, polityczną poprawnością i innymi zwyczajowymi demonami prawicy. Jednocześnie Yiannopoulos jest otwartym homoseksualistą, oskarżenia o rasizm zbywa deklaracjami, że większość jego kochanków to czarni. Choć sam jest produktem bardzo kosmopolitycznego środowiska, z chęcią włączał się w prawicowe nagonki przeciw migracji, mającej rzekomo niszczyć „amerykańską tożsamość”. Yiannopoulos na fali zwycięstwa Trumpa coraz bardziej przesuwał się ku mainstreamowi. Przerwał to dopiero odkopany wywiad przed lat, w którym broni on pedofilii. Okazało się, że jest to granica, jakiej także w Ameryce Trumpa nie można przekroczyć nawet zasłaniając się ironią i subwersją. Kariera Yiannopoulosa nagle się załamała, nikt z jego dawnych przyjaciół z alteprawicy nie próbował go nawet bronić.
Yiannopoulos jest postacią karnawałową, celowo niepoważną, wygląda jak wyjęty ze snu szalonego polittechnologa, pochodzącego z jakiejś szczególnie odjechanej powieści Pielewina. Ta karnawałowość, celowa niepowaga, brak jakiejkolwiek spójnej ideologii, cechuje wszystkie medialne postaci alt-rightu. Czytając książkę Nagle mamy wrażenie, że alterprawica jest pierwszą polityczną rewolucją na amerykańskiej prawicy, która nie potrzebowała wcześniej legitymizującej ją rewolucji intelektualnej. Nurtem, gdzie trolling przeciwnika zastępuje wszelką ideologie. Ideologemy, jakimi posługują się Specner czy Steve Bannon – nacjonalizm gospodarczy, tradycyjna rodzina i męskość, obrona praw białych Amerykanów, krytyka demokracji masowej w duchu Nietzschego, czy zamykania się amerykańskiego uniwersytetu w stylu Allana Blooma – wydają się wymiennymi elementami, które dowolnie można stosować i przestawać. Alterprawica działa trochę jak współczesna rosyjska propaganda – nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.
Dziesiątki płci i żadnej platformy
Amerykańska lewica zdaniem Nagle pozostaje jednak bezbronna wobec tej aideologicznej ideologii postmodernizmu stosowanego. Ze swojej własnej winy. W czasie, gdy alterprawica podbijała 4chan, lewica ze Stanów zajęta była zamykaniem się w swoich własnych komunikacyjnych bańkach. Główną przestrzenią stał się dla niej nie 4chan, ale Tumblr. Tożsamościowa lewica spod znaku Judith Butler stworzyła tam sobie „bezpieczną przestrzeń”, gdzie nie niepokojona przez nikogo zajmowała się problemami płynności wszelkich tożsamości, z płciowymi na czele, łazienkami dla osób trans, czy przywłaszczaniem dziedzictwa kultur globalnego południa przez białych Amerykanów.
Wiele tych spraw, to bardzo ważne kwestie, zasługujące na poważną dyskusję. W pozbawionej komunikacji z zewnętrznym światem internetowych bańkach język takich dyskusji zmieniał się jednak łatwo we własną karykaturę. Trudno inaczej traktować cytowane przez Nagle rozważanie z Tumblra o „cadengenderze” (tożsamość płciowa łatwo zmieniająca się pod wpływem muzyki), czy „feagenderze” (tożsamości płciowej zmieniającej się w zależności od pór roku).
Za zamknięciem się w takiej tożsamościowej bańce szła fatalna – zdaniem Nagle – polityka lewicy na amerykańskim kampusie. W ostatnich latach lewicowe aktywistki i aktywiści domagali się zmiany uniwersytetów w „bezpieczne przestrzenie”, gdzie studenci nie będą konfrontowani z krzywdzącymi ich (np. rasistowskimi) ideami, czy specjalnych ostrzeżeń, przed tekstami mogącymi wywoływać traumę. Za tym szła polityka non-platformingu, głosząca, iż nie może być debaty z osobami głoszącymi poglądy, jakie dana grupa aktywistów uznaje za „dyskryminacyjne”. Ofiarą takiego non-platformingu padać zaczęły nawet takie osoby, jak ikona drugiej fali feminizmu, Germaine Greer, którą aktywiści studenccy oskarżyli o transofobię, uniemożliwiając spotkanie z nią na uniwersytecie w Cardiff.
O ile można się zastanawiać, czy jest sens rozmawiać z kimś takim jak Richard Spencer, to Nagle ma rację, że obsesja na punkcie „bezpiecznych przestrzeni” i rozszerzana do absurdu polityka non-platformingu upośledziły anglosaską lewicę politycznie i intelektualnie. Taktyka ta uczyniła ją zupełnie niezdolną do polemizowania z alterprawicowymi klasami gadającymi i oddało im pole walkowerem.
Co gorsze, jak pokazuje Nagle, lewica nie potrafi rozmawiać także ze sobą. Na fali walki o nominację demokratów między Hilary Clinton, a Bernie Sandersem, podzieliła się między popierającą Hilary tożsamościową lewicę, a sympatyzującą z Sandersem bardziej społecznie nastawioną lewicę materialistyczną. Obie grupy do końca wyborów nie zdołały zawrzeć taktycznego sojuszu i zawiesić broni, bez politycznego rozumu strzelały do siebie z dział najcięższego kalibru. Lewica tożsamościowa każdą krytykę Hilary zbywała jako wyraz seksizmu popierających Sandersa „białych mężczyzn”, lewica materialistyczna zachowywała się, jakby to Clinton była wcieleniem całego zła współczesnego świata, a alternatywa dla niej naprawdę nie była dramatycznie gorsza.
W swoich wewnętrznych walkach lewica przy tym sama imitowała zagrania znane z Gamergate: zastraszanie przeciwników w dyskusji, bezpodstawne oskarżenia (na ogół o rasizm, mizoginię i transofobię), aż po hakerskie ataki i karalne groźby. Takiej hejterskiej kampanii doświadczał przez lata np. Mark Fisher, marksistowski krytyk kultury, po publikacji eseju Exiting the Vampire Castle, krytykującego tożsamościowe fiksacje anglosaskiej lewicy w sieci. Walczący całe życie z depresją Fisher w końcu popełnił samobójstwo. Nagle cytuje twitterowe reakcje na jego śmierć typu „Mark Fisher umarł […], gdyby tylko mizoginia na lewicy umarła razem z nim!”. Biorąc to wszystko pod uwagę, nietrudno zrozumieć, czemu prawicowym trollom tak łatwo przedstawić było liberalną lewicę jako siłę cenzorską i antywolnościową (...).
Całość: http://krytykapolityczna.pl/kultura...tumblr-lewica-przegrala-z-south-park-prawica/
Ach, ci biali mężczyźni, świat bez nich byłby piękniejszy.
Te diagnozy są słuszne, ale... prędzej dla ruchu BLM.Ja tam nie lubię się grzebać w życiorysach, ale dla przykładu Christopher Cantwell ponoć nie ma ani żony ani dziewczyny (ostatnio czytałem na jakiś prawicowych stronach jak mu konserwatyści współczuli z tego powodu), jakieś śmieszki również przerabiały mu nazwisko na Cantwork, nie sprawdzałem czy faktycznie lewus z niego, ale może coś jest na rzeczy.
Majmurek nie jest odosobniony w tej diagnozie, czytałem już parę takich. Ostatnio nawet Cathy Reisenwitz pisała podobnie http://cathyreisenwitz.com/demographic-economic-reasons-expect-violent-white-supremacy/
Kurcze, nigdzie we Wrocławiu tego nie widziałem...
Jebać czy nie ma dziewczyny, żony, samochodu, psa, kota czy roślin w domu. Jego zachowanie wskazuje, że cytowany przez @Król Julian artykuł zawiera wiele prawdy. W sumie autor nie zauważa, że odbicie skrajnego nazi altrightu, to też ludzie skrzywieni i wykolejeni przez życie którzy mają do świata pretensję o ich pozycję.Ja tam nie lubię się grzebać w życiorysach, ale dla przykładu Christopher Cantwell ponoć nie ma ani żony ani dziewczyny (ostatnio czytałem na jakiś prawicowych stronach jak mu konserwatyści współczuli z tego powodu), jakieś śmieszki również przerabiały mu nazwisko na Cantwork, nie sprawdzałem czy faktycznie lewus z niego, ale może coś jest na rzeczy.
Majmurek nie jest odosobniony w tej diagnozie, czytałem już parę takich. Ostatnio nawet Cathy Reisenwitz pisała podobnie http://cathyreisenwitz.com/demographic-economic-reasons-expect-violent-white-supremacy/
Kwestia czasu. W weimarze też niby bili się skrajni, a rządziło centrum... aż centrum potrzebny był skraj do rządzenia. Zresztą zauważ że w USA mamy naprawdę przełom demograficzny gdzie biali przestają być większością... stąd tarcia, a będzie się to nasilać.No z tą weimaryzacją jest ciekawa sprawa. Nie lubię wróżyć, ale mi raczej nie wygląda na to, że któraś strona osiągnie przewagę. Konflikt będzie narastać i obie strony będą zajmowały się sobą nawzajem, a mainstream będzie mógł po cichu robić swoje, bo nim się przecież nie będą intersować.