Standard złota

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
deflacja i celowe chomikowanie
Przypomnę po raz n-ty, że są 2 rodzaje deflacji: wynikająca z postępu technologicznego i wynikająca ze zmniejszenia ilości pieniądza w obiegu . Ta druga najczęściej w wyniku załamania kredytowego.
Wpływ kilku procentowej deflacji na chomikowanie pieniędzy jest jakimś keynesowskim mitem nie mającym żadnego sensu. To tylko pretekst dla rządzących trwonienia pieniędzy.
Popyt i inwestycje nie są bożkiem, który należy podtrzymywać za wszelką cenę. Widocznie ceny są ciągle za wysokie.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
Nie sądzę...

>>Nie sądzę, by w moich postach było cokolwiek komunistycznego. Nie proponowałem żadnego rozwiązania implikującego agresję lub kolektywizm.<<

Przy całej zbrodniczości komunizmu nie sądzę, by komuna miała wyłączność na agresję i kolektywizm. Ani nie wydaje mi się, by nie miała innych cech charakterystycznych niż agresja i kolektywizm. W sensie dosłownym rzeczywiście nie było. Ale standardy (zwyczaje, tradycja) tego forum pozwalają z byle powodu zarzucać oponentowi komuszenie. Będąc zapewne DUŻO bardziej "etatystą" niż Ty pozwalam sobie po prostu odreagować. (Użyłem cudzysłowu ponieważ etatyzm rozumiem inaczej niż to jest tutaj przyjęte.)


>>W ogóle nie proponowałem żadnego odgórnego rozwiązania, tylko snułem rozważania na temat tego jak "rynek zweryfikuje". Fakt, odbiegały one od tego, o czym mówi ASE, ale to chyba nie jest zbrodnia, nie? Postarałbyś się być mniej twardogłowy.<<

To nie tylko nie zbrodnia, ale wręcz bardzo cenna działalność. NALEŻY starać się podminowywać, poddawać w wątpliwość najmocniejsze paradygmaty w nauce. Bardzo ambitny człowiek nie będzie tracił czasu na kopanie słabych paradygmatów. Dlatego nie przeszkadzało mi to, że to robiłeś, ale jak to robiłeś. Nie jestem twardogłowy, nie znam kierunku w ekonomii z którym zgadzałbym się bardziej niż z ASE, ale to nie znaczy, że akceptuję ASE całkowicie. Całkowicie akceptuję tylko własne poglądy a nie jestem ekonomista austriackim, tylko jestem sobą.

>>A co do niepewności - zjawiskiem powszechnym w gospodarce rynkowej jest jej zmniejszanie. Po to używa się ubezpieczeń, instrumentów pochodnych, rozbudowanych umów. Ale rzeczywiście, chyba masz bardziej rzeczową argumentację:<<

Dajmy na to, że tak. Jednak nie zaproponowałeś tak naprawdę skutecznej drogi na zniwelowanie niepewności, a jedynie na przesunięcie jej miejsca. Bliżej niestety inflacji/deflacji zerowej zamiast naturalnego optimum deflacji dodatniej, która jest zdrowym, *przyjemnym* skutkiem zdrowej gospodarki (wspominał wyżej Pawel-I - deflację zawdzięczamy na przykład postępowi technologicznemu). Co więcej. Takie (w sumie - *nieprzyjemne*) były tylko Twoje intencje. Ja rozumiem, że chciałeś, aby to rynek wprowadził tę nowinkę, ale nawet wprowadzany w życie rynkowo taki eksperyment (z bardzo innowacyjnym rodzajem pieniądza) rozchwiał by ceny czyli zwiększył niepewność dużo bardziej niż powrót do złota, gdzie złoto jest przecież towarem dobrze rozpoznanym, wypróbowanym, przewidywalnym. Tymczasem produkcja tego: "syntetyczna substancja, która jest trwała, którą można wyprodukować z powszechnie dostępnych substratów, ale o drogim procesie produkcyjnym" w każdej chwili groziłaby niespodziankami. Owoż konkurencja zaproponowałaby ciekawszy model tego: "syntetyczna substancja, która jest trwała, którą można wyprodukować z powszechnie dostępnych substratów, ale o drogim procesie produkcyjnym".
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 410
4 438
Glapiński powiedział jakiejś siksie, że NBP kupuje złoto... bo taka jest wola Polaków :D :D :D

Dlaczego NBP kupił złoto? Adam Glapiński wyjaśnia w rozmowie z Roksaną Węgiel

Narodowy Bank Polski nie chciał odpowiedzieć dziennikarzom, ale powiedział dzieciom. Indagowany przez Roksanę Węgiel prezes Adam Glapiński ujawnił motywy stojące za zeszłorocznymi zakupami złota.

– My w tej chwili mamy poważny zasób (złota – przyp. red.) wystarczający według standardów międzynarodowych. I w ostatnim czasie go zwiększyliśmy. W zeszłym roku kupiliśmy jeszcze 25 ton złota. Zgodnie z tym, czego oczekiwali Polacy – powszechnie wyrażano opinię, że powinniśmy go kupować więcej. Więc kupiliśmy go więcej – powiedział prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński pytany przez nastoletnią piosenkarkę Roksanę Węgiel, która odpytywała prezesa NBP z okazji Dnia Dziecka. Nagranie tej rozmowy przeprowadzonej z okazji Dnia Dziecka opublikował sam NBP:



Wyznanie to jest o tyle interesujące, że jeszcze jesienią ani biuro prasowe NBP, ani prezes Glapiński nie byli zbyt skorzy do zwierzeń w kwestii pierwszych od 20 lat zakupów królewskiego metalu.


– Narodowy Bank Polski nie komentuje i nie przekazuje informacji o bieżących działaniach w zakresie zarządzania rezerwami dewizowymi oraz wykorzystania innych instrumentów wynikających z zadań banku centralnego -
komunikat tej treści we wrześniu otrzymaliśmy w odpowiedzi od NBP.

– Koń jaki jest, każdy widzi. Wiedzą państwo, że jakieś działania się realizują. Jak dalece te działania idą, to tego państwu nie powiem, bo nie informujemy o takich operacyjnych działaniach. Raz w roku mają państwo dobrą informację zbiorczą na temat tego, jak wygląda struktura naszych rezerw. Zarząd podjął jakieś decyzje i trochę tę strukturę zmieniamy, nie tylko w tym zakresie, co jest normalne i różne kraje stosownie do swoich potrzeb to robią – odpowiedział podczas październikowej konferencji prasowej prezes NBP.

Przypomnijmy, że pod koniec września poinformowaliśmy, że Narodowy Bank Polski po raz pierwszy w XXI wieku zwiększył rezerwy złota. NBP zrobił to bez rozgłosu i bez oficjalnego komunikatu. Po prostu wykazał zwiększenie rezerw złota w danych o płynnych aktywach i pasywach. Polski bank centralny kupował kruszec od lipca do października, łącznie powiększając swoje zasoby z 102,9 do 128,6 ton. Późniejsze dane już nie pokazały zwiększenia rezerw złota NBP.

W ten sposób Polska stała się pierwszym krajem Unii Europejskiej, który w XXI wieku dokonał zwiększenia rezerw złota. W ślady NBP poszedł Węgierski Bank Narodowy, który w październiku poinformował o 10-krotnym zwiększeniu zasobów „barbarzyńskiego reliktu”, kupując ponad 28 ton metalu.
– Po co bank w ogóle trzyma złoto? – zapytała Roksana Węgiel

- Złoto jest tym szlachetnym nośnikiem wartości, które przechowują wszystkie banki centralne na świecie (…) Dlatego że w trudnych czasach jest takim łatwo wymienialnym i łatwo przesuwalnym z jednego miejsca w drugie symbolem wartości. Każdy bank w swoim skarbcu albo zagranicą – to jest jego wybór – przechowuje ileś tam ton złota. W naszym przypadku jest to 110 ton w tej chwili (według najnowszych dostępnych danych NBP dysponuje 128,6 tonami złota – przyp. red.) – odpowiedział prezes NBP Adam Glapiński.

- W trudnych sytuacjach, o których nie ma co mówić: kryzysu czy – nie daj Boże – wojny, złoto jest podstawowym nośnikiem wartości, które nie podlega żadnemu zakwestionowaniu i może być używane – dodał prezes Adam Glapiński. Przy okazji przypominając dramatyczną epopeją polskiego złota w czasie II wojny światowej.

Podejście banków centralnych do roli złota diametralnie zmieniło się po wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku. Wcześniej bankierzy centralni wyprzedawali „barbarzyński relikt” po tym, jak w latach 70. i 80. został on odsunięty od systemu monetarnego. Po 2008 roku europejskie banki centralne nagle zaprzestały wyprzedaży rezerw złota. Żółty metal zaczęły za to kupować kraje rozwijające się. W latach 2011-17 banki centralne nabywały średnio po 514 ton rocznie.

Roksana Węgiel to zwyciężczyni pierwszej polskiej edycji "The Voice Kids" i 16. Konkursu Piosenki Eurowizji dla Dzieci.

Krzysztof Kolany

Źródło: Bankier.pl
 

Maksymiliana

Everyday Hero
316
176
Mi się zawsze złoto kojarzyło z czymś trwałym, złotem w bankach czy w banku głównym kraju, gdzie jest zostawiony jako depozyt pieniądza na rynku
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Mi się zawsze złoto kojarzyło z czymś trwałym, złotem w bankach czy w banku głównym kraju, gdzie jest zostawiony jako depozyt pieniądza na rynku
To co innego. W sumie patrzę na wykresy i trzeba by było wyznaczyć kryteria stabilności by to jakoś względnie ocenić. Podsumowując, wycofuję swoją ocenę o silnej spekulacyjności złota.
 

k94k

Active Member
101
98
W jednej ze swoich książek J. Stiglitz narzekał, że złoto jako waluta jest mało stabilne, ale nie w wyniku nagłych, gwałtownych zmian w popycie ze strony spekulantów, a z powodu zmian podaży - przytaczał przykład wielkich odkryć geograficznych i wysokiej wtedy inflacji oraz poźniejszej deflacji gdy ilość złota się ustabilizowała a gospodarka rosła razem z popytem na złoty pieniądz. Tylko, że to jest potencjalnie "problem" każdego kruszcu. I Stiglitz uwzględnił zmiany cen złota na przestrzeni setek lat. A w skali setek lat to wszystko mocno sie pozmieniało :)
Wśród alternatyw dla złota jako pieniądza słyszałem o srebrze i platynie.
Dzisiaj fani idei stabilizacji cen lub podaży pieniądza (monetaryści) wierzą w pieniądz fiducjarny pod nadzorem banku centralnego, pełni nadziei, że to bank centralny potrafi zapewnić gospodarce stabilizację. Przydałaby sie jakaś analiza porównawcza zmian wartości dla walut fiducjarnych i poszczegolnych kruszców...
 

akapek

Member
31
90
pytanie do anarchistów: jak będzie się płacić w akapie? bitcoin jeszcze nie jest na tyle powszechny i szybki żeby nim płacić a barter jest niewygodny ...np. za takiego kebaba od turka, lubię jeść kebaby i jak mam za niego zapłacić?
W Wenezueli np. jak się idzie do pewnego fryzjera to zamiast boliwarem płaci się paczką fajek. :)
 

Fraans

Well-Known Member
201
441
Popyt i inwestycje nie są bożkiem, który należy podtrzymywać za wszelką cenę.
Zgadzam się. Ostatnio zdziwiłem swoja znajomą która studiuje finanse jak jej napisałem że wzrost gospodarczy nie jest dla mnie wartością samą w sobie. Ona wtedy zapytała się co powinno być celem polityki- tak jakbym popierał odgórne cele jakiekolwiek. :rolleyes:
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

Ogromna inflacja to nie tylko problem Polski, ale praktycznie całego świata. W Wielkiej Brytanii ceny rosną w najszybszym tempie od prawie dziesięciu lat. Z kolei w Stanach Zjednoczonych mówi się o inflacji na najwyższym poziomie od 40 lat. To dobry moment, aby sprawdzić, jakie koszty życia są teraz, a jakie były dawniej. Czy obecnie jest gorzej, a jeśli tak, to jak bardzo?
  • Ceny samochodów używanych są wyższe o 24,4 proc. niż rok temu, a wynajem samochodów zdrożał o 42,9 proc.
  • W tym roku mamy gwałtowny wzrost cen, ale tak naprawdę wszystko drożeje już od dekad. I to nieustannie
  • Kto ponosi za to winę? Politycy i banki centralne. Pierwsza decyzja zapadła już w 1971 r. Później było coraz gorzej
  • Kiedyś przeciętny dom można było kupić po 2,5 latach pracy. Dziś to raczej 15 czy 20 lat
  • Czy ceny zmaleją? Raczej w górę pójdą wynagrodzenia i ruszą kolejne zapomogi, dotacje i dofinansowania. Najłatwiej bowiem wydrukować więcej pieniędzy i umiejętnie wprowadzić je w obieg
Eksperci Goldman Sachs podają, że w nadchodzących miesiącach inflacja będzie nadal rosnąć, m.in. przez podwyżkę cen żywności i surowców energetycznych. Zdaniem analityków wzrost cen żywności utrzyma się w najbliższym okresie, a to sprawi, że do końca 2021 r. inflacja przekroczy 6 proc. rok do roku. Dodajmy, że z powodu wyższych cen blisko 70 proc. Polaków ogranicza zakupy.
Wzrost cen świetnie obrazują dane z Indeksu Cen Towarów i Usług Konsumpcyjnych (ang. consumer price index - CPI), który mierzy, ile Amerykanie płacą za niektóre towary i usługi. Trend inflacyjny trwa przez prawie cały 2021 r., a tamtejszy Departament Pracy podał, że największe problemy dotknęły segment samochodów. Tutaj drożyzna bierze się nie tylko z powodu inflacji, ale też niedoboru chipów i elektroniki, co sprawiło, że wielu gigantów motoryzacyjnych musiało wstrzymać lub ograniczyć produkcję nowych pojazdów. I tak, wynajem samochodów podrożał o 42,9 proc., a jeśli chcemy kupić samochody używane, zapłacimy więcej o 24,4 proc. niż rok temu. Wyższe ceny samochodów używanych zobaczymy praktycznie wszędzie, również w Polsce.
W Stanach Zjednoczonych gaz podrożał o 42,1 proc., hotele o 18 proc., a telewizory i meble o odpowiednio 12,7 i 11,2 proc. Więcej zapłacimy również za mięso, drób, ryby i jajka (ceny wyższe o 10,5 proc.), nowe samochody (8,7 proc.), sprzęt AGD (7,1 proc.), elektryczność (5,2 proc.), posiłki w restauracjach (4,7 proc.), czy czynsz (2,9 proc.). Dodajmy, że są to ceny rok do roku. Warto zapoznać się również z artykułami Business Insidera: Polska wciąż w inflacyjnej czołówce Europy oraz Ceny żywności jeszcze długo nie spadną.
W tym roku obserwujemy spore wzrosty cen i temat stał się bardzo poważny. Jednak podobny trend notujemy na świecie już od dekad – po prostu wzrosty nie były tak widoczne i gwałtowne, więc poniekąd tego nie zauważamy.

Jak to się wszystko zaczęło? Geneza drożyzny

W 1971 r. zniknął tzw. gold standard, czyli standard złota. Był to system pomiaru wartości waluty, który wykorzystywał złoto jako sposób na ustalenie wartości pieniądza. Standard był porozumieniem między społeczeństwem a instytucjami monetarnymi, że waluta, którą wydajemy i zarabiamy, jest substytutem złota.
Aby to lepiej zrozumieć, trzeba zdać sobie sprawę, że złoto było używane od wieków do wyznaczania standardu wartości. Kiedy jeszcze ponad 50 lat temu chcieliśmy przeznaczyć 20 dolarów na zakup jakiegoś towaru, używaliśmy waluty, która była podparta ilością złota na rynku. Ludzie używali złota jako nadrzędnej waluty, natomiast na co dzień wykorzystywaliśmy waluty papierowe i monetowe, ponieważ łatwiej można było je przenosić i były one po prostu uzgodnionym ekwiwalentem złota w systemach monetarnych.
W 1861 r. wydrukowano pierwszą amerykańską walutę papierową. Z kolei ustawa Gold Standard Act z 1900 r. ustanowiła złoto jako jedyny metal do wymiany papierowej waluty. Ustawa gwarantowała, że rząd wykupi dowolną ilość papierowych pieniędzy za ich wartość w złocie. To oznaczało, że transakcje nie musiały już być dokonywane ciężkimi sztabkami złota, ponieważ papierowa waluta miała gwarantowaną wartość powiązaną z czymś realnym i namacalnym – ze złotem.
W 1913 r. amerykański Kongres utworzył Rezerwę Federalną, aby ustabilizować wartość złota i waluty w USA. Kiedy wybuchła I wojna światowa, USA i kraje europejskie zawiesiły standard złota, aby móc wydrukować wystarczająco dużo pieniędzy, by zapłacić za zaangażowanie wojskowe. Wtedy okazało się, że ludziom niejako nie przeszkadza fakt, że pieniądze nie są "wiązane" ze złotem i mają wartość samą w sobie. Wieloletnie używanie pieniędzy papierowych i monet sprawiło, że społeczeństwo przestało myśleć o złocie, i o wspomnianym połączeniu.

Dolar zastąpił złoto

Po wojnie niektóre kraje doszły do prostego wniosku. Zdały sobie sprawę, że nie muszą wiązać swoich walut ze złotem i że może to nawet – zdaniem rządzących – zaszkodzić światowej gospodarce. Kraje zaczęły masowo opuszczać złoty standard w latach 30. XX wieku.
Stosunkowo szybko gospodarka się zachłysnęła. Doszło do krachu na giełdzie w 1929 r. i wybuchł Wielki Kryzys. Inwestorzy zaczęli wtedy handlować walutami i towarami, a gdy cena złota rosła, ludzie wymieniali dolary na złoto. Sytuacja pogorszyła się, gdy banki zaczęły upadać, ponieważ ludzie zaczęli gromadzić złoto na własną rękę. Już wtedy tracili zaufanie do instytucji finansowych.
Tutaj mamy kolejną datę: 20 kwietnia 1933 r. To wtedy prezydent Franklin D. Roosevelt nakazał Amerykanom oddanie złota w zamian za dolary, aby zakazać gromadzenia złota i wykupu złota przez inne kraje. Politycy wymusili na obywatelach oddanie złota, a całe to przedsięwzięcie stworzyło rezerwy złota w Fort Knox. Stany Zjednoczone wkrótce posiadały największą na świecie podaż złota.
Nie trzeba było długo czekać na kolejną decyzję: Stany Zjednoczone posiadały większość światowego złota, co sprawiło, że większość krajów powiązała wartość swoich walut z dolarem zamiast ze złotem. Nie było innego wyjścia. Rezultat? Większość krajów nie musiała już wymieniać swoich walut na złoto, ponieważ zastąpił je dolar.

"Chwilowe" odłączenie od złota trwa już 50 lat. Jest coraz gorzej

Kolejna data w kalendarzu: 15 sierpnia 1971 r. To wtedy Richard Nixon ogłosił w telewizji, że Stany Zjednoczone nie będą już wymieniać dolarów na złoto. To "odłączenie od złota" miało być tymczasowe. Trwa jednak do dziś.
Ogłoszenie Nixona miało trwałe konsekwencje. Był to jasny sygnał dla świata, że USA są zbyt słabe, aby nadal zakotwiczać globalny system monetarny w złocie. To doprowadziło do serii wstrząsów gospodarczych, od decyzji w Waszyngtonie o zerwaniu związku ze złotem, przez stworzenie euro, wydrążenie amerykańskiej produkcji, aż po pojawienie się zdolności banków centralnych do drukowania pozornie nieograniczonych ilości pieniędzy.
Kiedy dolar był związany ze złotem, faktycznie miał wysoką i realną wartość. Złota nie dało się bowiem "dodrukować" i trzeba było je wydobywać w sposób czasochłonny i trudny. Jego podaż również jest ograniczona. Kiedy politycy i banki uznały, że "odłączą się" od złota, poniekąd ich zamiary były uzasadnione – potrzebne były pieniądze na odbudowę krajów i gospodarki po wojnie. Ale chciwi ludzie u władzy szybko zdali sobie sprawę, że dla przeciętnego obywatela powiązanie ze złotem jest w praktyce nieistotne. Większość ludzi nie ma złotych sztabek i nigdy nawet nie widziała ich na oczy.
Przeciętny obywatel ponadto i tak nie mógł sprawdzić i zweryfikować, czy w skarbcu danego kraju faktycznie jest tyle złota, ile twierdzą banki. I tak z roku na rok, pieniądze stały się wartościowe same w sobie. Większość ludzi uznała, że mają wartość i nawet nie wiedzą, ani nie wiedzieli, że wcześniej za pieniędzmi kryło się złoto, a dziś nie kryje się już praktycznie nic. No, może poza obietnicami polityków i banków centralnych.
W książce "Sapiens. Od zwierząt do bogów" Yuval Noah Harari wyjaśnia wiele ciekawych zagadnień, w tym pochodzenie pieniędzy. Finalnie sprowadza się to do tego, że pieniądzem może stać się wszystko, w co uwierzy wystarczająca liczba ludzi. Jeśli większość ludzi uzna, że np. muszelka może służyć za medium do przechowywania wartości i być przedmiotem wymiany, muszelka stanie się dla ludzi walutą. Obecnie, po wielu latach, walutą są de facto papierki. Wierzymy i godzimy się na to, że przechowują wartość i za papierki możemy kupować jedzenie, mieszkanie, czy samochód.

Dodruk i pompowanie kieszeni polityków

Brak zabezpieczenia w złocie oznacza, że banki centralne mogą dodrukowywać pieniądze bez żadnych konsekwencji, a prawo stoi po ich stronie. Jednocześnie od lat drukują pieniądze i wiele tych środków trafia do największych korporacji i inwestorów. A także polityków, którzy zwyczajnie oszukują obywateli i np. obsadzają w spółkach państwowych swoich kolegów i koleżanki, którzy następnie pobierają gigantyczne wynagrodzenia, kompletnie oderwane od realiów rynkowych. Na ten temat, choćby przez pryzmat obecnej partii rządzącej w Polsce, możesz poczytać w serii publikacji Onet.pl Partia i Spółki.
Z kolei poniższy wykres, opracowany przez Economic Policy Institute obrazuje, jak od momentu odłączenia dolara od złota rośnie produktywność w firmach i krajach, co jednak nie przekłada się na wynagrodzenia przeciętnych obywateli. A przynajmniej nie w takim tempie, jak powinno.
Obraz1
Obraz1 | Economic Policy Institute / Economic Policy Institute

Tu mamy pierwszy problem obecnych czasów, kiedy bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni – coraz biedniejsi. Klasa średnia zmuszona jest z kolei do życia na kredyt. I wszystko przez kilka decyzji, które doprowadziły do tego, że zniknęła sprawiedliwość zapewniana przez zabezpieczenie waluty w postaci złota.
W ostatnich latach na rynek trafiło mnóstwo pieniędzy wprost z maszynek drukujących, co doprowadziło do tego, że firmy zaczęły dźwigać ceny, wynagrodzenia zaczęły rosnąć, a niemal wszystkie wykresy pokazują tylko rozwój i stały wzrost. Wszystkiego jest coraz więcej, ale wszystko też coraz bardziej traci na wartości i musimy płacić za to większe kwoty. A co, jeśli nie mamy tych większych kwot?

Koszty życia kiedyś i dziś

Najlepiej problem obecnych czasów, który został zapoczątkowany już w 1971 r., obrazuje wykres kosztów życia przeciętnego obywatela.
Tutaj wycinek z broszury Seek Publishing "Remember When", która zawiera aktualności ze świata, autentyczne reklamy, ciekawostki sportowe, filmowe czy muzyczne, ale też gospodarcze. Oto koszty życia z wydania z 1971 r.:
Obraz2
Obraz2 | Seek Publishing "Remember When" / Seek Publishing "Remember When",

I teraz trochę dramatu: średnie wynagrodzenie roczne pozwalało ludziom na zakup domu po – uwaga – nieco ponad dwóch latach. Zarabiali średnio 10 622 dol., a dom kosztował średnio 25 200 dol. Zakup nowego samochodu? Nie stanowił dużego problemu – kosztował średnio 3560 dol. Jedzenie czy benzyna były zwyczajnie tanie.
Chciwość napędzała jednak najbogatszych, polityków i bankierów. Zdawali sobie sprawę, że mogą żądać coraz więcej, podnosić ceny i wymuszać sztuczny rozwój gospodarki. Pojawiły się różnego rodzaju dotacje, wsparcia i dopłaty rządowe – do firm trafiało i wciąż trafiają miliardy dolarów, które mają stymulować gospodarkę. W praktyce stymulują kieszenie najbogatszych, a biedni dostają jedynie odsetek tych korzyści.
Teraz każdy z nas powinien ocenić własne zarobki i ostatnie lata. Czy ktoś ma wrażenie, że wynagrodzenie niejako rośnie, choćby trochę, z roku na rok? Pewnie tak. Ale czy nagle stać nas na więcej? Czy kilka lat podwyżek sprawiło, że teraz stać nas na zakup mieszkania? Czy bez problemu możemy kupić nowy samochód? Czy możemy powiedzieć, że jesteśmy zamożni? Zdecydowanie nie. Ceny idą w górę znacznie szybciej niż nasze zarobki. Domy, mieszkania, nowe samochody – kiedyś były to cele do realizacji w relatywnie krótkim czasie. Dziś pozostaje życie na kredyt. Hipoteczny, inwestycyjny, konsumpcyjny. Od koloru do wyboru.

Gospodarka się pogubiła

Czy ceny spadną? Jeśli tak, to raczej w niewielkim stopniu, a gospodarka – którą dziś bardziej reprezentują politycy i banki centralne niż przedsiębiorcy i efekty ich pracy – będzie po raz kolejny ratować się dodrukiem i zwiększaniem długów.
Odłączenie dolara od złota doprowadziło do tego, że inflacja wymknęła się spod kontroli. Oto jak ceny elektryczności, jedzenia i owoców kształtują się w ostatnich latach – szczególnie od 1971:
Obraz3
Obraz3 | materiały prasowe
Od 1971 r. wszystko idzie tylko w jedną stronę – do góry. Niedoświadczony ekonomista może teraz powiedzieć: super, wszyscy mają coraz więcej, firmy się rozwijają, powstają nowe miejsca pracy, rośnie PKB. W praktyce jednak wszystkie te zmiany są napędzane sztucznie, a rządy największych krajów zaczynają się gubić i już nie do końca wiedzą, jak dalej sterować gospodarką. Zwłaszcza gdy pojawiają się tzw. czarne łabędzie, takie jak pandemia Covid-19, ogromne problemy z produkcją półprzewodników, czy zablokowane łańcuchy dostaw. Przewróci się jedna kostka i od razu całe domino zaczyna się sypać.
A jak ratuje się sytuację w obecnych czasach? To proste: dodruk pieniądza i stymulacja gospodarki. Z jednej strony mamy podnoszenie podatków – w Polsce jest to "wspaniały" Polski Ład. Z drugiej obiecywanie obywatelom pieniędzy – zwykle tym, którzy mają najmniej środków, co często oznacza, że są mniej zaradni i z większym prawdopodobieństwem można założyć, że nie mają odpowiedniej wiedzy ekonomicznej, a więc nie będą kwestionować konkretnych działań swojego rządu. Zamiast "Dlaczego dostaję te pieniądze?" powiedzą po prostu "Dzięki, tu jest moje konto. To na kogo głosować, żeby kasa płynęła dalej?". Na myśli mamy tu wszelkie dodatki osłonowe, antyinflacyjne, a nawet dofinansowanie na samochód elektryczny, czy ostatnio – dekoder do odbierania nowego standardu telewizji.
Politycy starają się, aby to wszystko miało jakiś sens. W praktyce natomiast zwykle kryje się tutaj kupowanie głosów obywateli, a także wprowadzanie na rynek gotówki, która wcześniej czy później trafi do banków i zwiększy ich możliwości. Wszystko po to, by można było oferować kolejne kredyty i finansowania. Miesiąc, dwa, pół roku i karuzela kręci się dalej.
Spójrzmy teraz na dług publiczny USA – oto wykres za lata 1900 - 2020:
Obraz4
Obraz4 | futuretimeline / futuretimeline

Gospodarka była rozwijana zupełnie inaczej, wolniej i bardziej organicznie, gdy dolar był powiązany ze złotem. Kiedy jednak doszło do "chwilowego" odłączenia w 1971 r., gospodarka zaczęła się rozwijać wręcz wykładniczo, co jednak odbiło się na długu publicznym, Nie tylko w USA, ale w zasadzie wszędzie jest on dziś kolosalny.
I teraz pytanie: dotacje, stymulacja, zapomogi, inne instrumenty często generują dług. Kto go spłaci? I kiedy? Cóż, na to pytanie można dziś raczej odpowiedzieć innym pytaniem: Po co spłacać ten dług, skoro zawsze można go zasypać kolejnymi pieniędzmi z maszynek drukujących?
Po pierwsze, gospodarka stale rośnie i na papierze wygląda na to, że jest po prostu świetnie. Indeks S&P 500 od momentu odłączenia złota od dolara w zasadzie stał się świetną lokatą finansową dla tych, którzy inwestują długoterminowo. Czerwona strzałka to moment odłączenia od złota w 1971 r.
Obraz5
Obraz5 | Bloomberg / Bloomberg

Wygląda na to, że niezależnie od tego, kto jest prezesem i zasiada w zarządzie wielkiej spółki, zawsze dorobi się majątku, a firma zawsze będzie rosnąć. Akcje będą więcej warte jednak niekoniecznie dlatego, że dana firma faktycznie na to zapracowała i zasługuje. Będzie miała po prostu więcej pieniędzy i wypracuje większe obroty, bo jej klienci czy partnerzy biznesowi również mają więcej pieniędzy. Tylko czekać, jak w 2022 r. pojawi się w Polsce informacja o jakiejś spółce z zapleczem politycznym, która świetnie dorobiła się na sprzedaży dekoderów telewizyjnych i już ogłasza fantastyczne wyniki, menedżerowie otrzymują wysokie premie, a strategia na najbliższe lata zakłada nic innego, niż ogromny wzrost.
Niestety, na szarym obywatelu odbija się to najgorzej. Musimy pracować coraz więcej, bo kiedy my pracujemy uczciwie i rozwijamy się organicznie – tak jak rozwijała się gospodarka do 1971 r. – najbogatsi, inwestorzy, politycy i banki centralne chcą stałego i dużego wzrostu, do jakiego przyzwyczaili rynek. Każdy chce chwalić się na koniec roku świetnymi wynikami.

Nigdy nie będzie nas stać na dom za gotówkę

Aby kupić dom, trzeba było w 1971 r. uczciwie pracować 2,4 lata. Obecnie to już 6,9 roku, oczywiście przy założeniu, że całe wynagrodzenie oddalibyśmy na zakup, co jest niemożliwe. Przy szalejącej drożyźnie i fakcie, że większość z nas ma zaciągnięte inne zobowiązania finansowe, szybko okazuje się, że na dom musielibyśmy zbierać nie niespełna 7, ale raczej 15 czy 20 lat. Młodych ludzi zwyczajnie nie stać dziś na dom. Pogodzili się z życiem na kredyt. Jak długo trzeba było odkładać na dom z przeciętnego wynagrodzenia w poszczególnych latach?
Obraz6
Obraz6 | thepeopleshistory / FRED

Tak niestety wygląda obecna rzeczywistość. Czy więc ceny w końcu zaczną spadać i koszty życia się poprawią? Poprawią się, ale nie przez ceny – raczej w górę pójdą nasze wynagrodzenia. Dopóki akceptujemy obecne waluty, od dolarów, przez euro, po rodzime złotówki, nic nie stoi na przeszkodzie, aby bank centralny kliknął przycisk "drukuj", a politycy planowali kolejne kampanie wyborcze, atrakcyjne dopłaty i dofinansowania. Wszystko po to, by wprowadzać na rynek więcej pieniędzy pod pretekstem "dla obywateli".
Bycie politykiem czy bankierem stało się niezwykle atrakcyjnym zajęciem. Łatwo bowiem coś obiecać, bo wszyscy wiedzą, że w razie potrzeby kasa zawsze się znajdzie. Oby tylko nie skończył się papier i atrament.
 
Do góry Bottom