Ale tutaj nie chodziło o większe państwo czy mniejsze, ale o konkurencję. Chodziło mi o to, że niewolnicze państwo może też konkurować z bardziej wolnymi. A będzie istnieć, bo większość nie wyjedzie, bo nie będzie mogła. Pytanie czy jesteś w stanie pokonać gospodarczo inny kraj wolny za pomocą swoich niewolników (Chomsky uważa np. że na poczatku ZSRR miał zajebisty rozwój [nie było tak co potwierdza poniekąd Trocki, ale to temat na dłuższe opowiadanie). Ale ok, to offtopic. Jeśli chcesz możemy go zakończyć.Wciąż - większe państwo oznacza większą korzyść dla klasy rządzącej z zamknięcia granic i zrobienia sobie niewolników. Jeśli stworzę państwo wielkości mojego domu, w którym będę sam jedynym władcą, a moja żona moim jedynym niewolnikiem, wtedy będę mógł z tego jedynie uzyskiwać obiady (zrobione za produkty, które już muszę kupić od innych), seks itp. W dużym imperium klasa rządząca w liczbie powiedzmy dziesięciu milionów, jeśli zamknie granice i zrobi sobie niewolników z populacji liczącej sto milionów, uzyska z tego złoża, półprodukty, produkty końcowe. Może nawet paru specjalistów się znajdzie, którzy zrobią im iPoda, procesor, samolot itd. Więc korzyści (nawet podzielone na większą liczbę władców) będą nieporównywalnie większe.
Nie uważam, że jest większe, po prostu twierdze, że nie wiadomo. Natomiast w swoim wzorze co podałeś nie mógłbyś uwzględnić jakoś niewiadomej wynikającej z warunków społecznych?Nie wiem, czy możemy. Musiałbyś przedstawić jakiś logiczny argument za tym, że po podziale jednego państwa na dwadzieścia możemy się prędzej spodziewać dwudziestu komunizmów niż dwudziestu minarchizmów. Jak na razie mówiłeś tylko, że jest takie ryzyko, ale nie pokazałeś, dlaczego to ryzyko miałoby być większe od szansy na coś lepszego.
Nie chodziło mi o prawo w akapie. Chodziło mi o to, że na dobrą sprawę nie istnieją decyzje lokalnych społeczności tylko decyzje pojedynczych jednostek. Czyli de facto z pozycji wolnościowej powoływanie się na nie jest błędem i nie powinno być stawiane jako argument za decentralizacją.Jeśli chcesz gadać o prawie w akapie, możemy gadać o prawie w akapie, ale to chyba inny temat.
Nie za bardzo rozumiem.Nie uważam, że jest większe, po prostu twierdze, że nie wiadomo. Natomiast w swoim wzorze co podałeś nie mógłbyś uwzględnić jakoś niewiadomej wynikającej z warunków społecznych?
Nikt chyba nie mówi, że decyzje małych społeczności są słuszniejsze od decyzji dużych społeczności z samej zasady. Chodzi raczej o to, że w przypadku małych społeczności jednostka może sobie lepiej dobrać taką społeczność, która jej w miarę odpowiada. No chyba że, tak jak napisałeś, zostanie uwięziona. Ale uwięzić może i mała, i duża społeczność.Nie chodziło mi o prawo w akapie. Chodziło mi o to, że na dobrą sprawę nie istnieją decyzje lokalnych społeczności tylko decyzje pojedynczych jednostek. Czyli de facto z pozycji wolnościowej powoływanie się na nie jest błędem i nie powinno być stawiane jako argument za decentralizacją.
Którego zdania? Obu?Nie za bardzo rozumiem.
Chodziło mi o to, że w przypadku pojawienia się problemu z definiowaniem praw jednostki (np. jazdy samochodem najebanym jak szpak), często zbywa się to argumentem, że to: lokalne społeczności będą ustanawiały sobie prawo. Jakby to rozwiązywało problem. A to nic nie załatwia.Nikt chyba nie mówi, że decyzje małych społeczności są słuszniejsze od decyzji dużych społeczności z samej zasady. Chodzi raczej o to, że w przypadku małych społeczności jednostka może sobie lepiej dobrać taką społeczność, która jej w miarę odpowiada. No chyba że, tak jak napisałeś, zostanie uwięziona. Ale uwięzić może i mała, i duża społeczność.
Czyli jednak chcesz gadać o prawie w akapie Mnie się nie chce, możemy innym razem do tego wrócić.Chodziło mi o to, że w przypadku pojawienia się problemu z definiowaniem praw jednostki (np. jazdy samochodem najebanym jak szpak), często zbywa się to argumentem, że to: lokalne społeczności będą ustanawiały sobie prawo. Jakby to rozwiązywało problem. A to nic nie załatwia.
Drugiego. Bo pierwsze zdanie nijak we wzór nie uderza. Jeśli nie wiadomo, to nie można powiedzieć, o ile bardziej prawdopodobny jest jeden ze scenariuszy, więc wychodzi fifty/fifty. Żeby nie było fifty/fifty, musielibyśmy mieć jakieś racjonalne podstawy do tego, żeby to prawdopodobieństwo przeciągnąć w którąś stronę.Którego zdania? Obu?
Chodziło mi o to, że w przypadku pojawienia się problemu z definiowaniem praw jednostki (np. jazdy samochodem najebanym jak szpak), często zbywa się to argumentem, że to: lokalne społeczności będą ustanawiały sobie prawo. Jakby to rozwiązywało problem. A to nic nie załatwia.
Ale przez tę bliskość władza ma też widzi bardziej podwładnych.
Czyli jednak chcesz gadać o prawie w akapie Mnie się nie chce, możemy innym razem do tego wrócić.
Ok, rozkminiłem to inaczej. Ten wzór nie jest funkcjonalny w naszym przykładzie, gdyż po każdym strzale (decentralizacji) nie zostajesz na zero, ale generujesz stratę (czyli zamordystyczne państwo). Czyli generalnie zawsze zaczynasz od zera i masz takie same szanse. [Chyba, że coś pierdolę, bo spałem 4h dziś].Drugiego. Bo pierwsze zdanie nijak we wzór nie uderza. Jeśli nie wiadomo, to nie można powiedzieć, o ile bardziej prawdopodobny jest jeden ze scenariuszy, więc wychodzi fifty/fifty. Żeby nie było fifty/fifty, musielibyśmy mieć jakieś racjonalne podstawy do tego, żeby to prawdopodobieństwo przeciągnąć w którąś stronę.
To żaden minus, bo, dzięki lepszej kontroli i większej świadomości obywateli, władza musi tworzyć lepsze prawo i w interesie wszystkich jest to, żeby takie dobre prawo było egzekwowane, a to wymaga bliskości władzy.
Masz takie same szanse, że miejsce, w którym się znajdujesz, będzie fajne lub nie. Ale maleje szansa, że żadne miejsce na świecie nie będzie fajne. Jeśli koniecznie chcesz zostać w tym samym miejscu, wtedy rzeczywiście wzór nie jest funkcjonalny.Ok, rozkminiłem to inaczej. Ten wzór nie jest funkcjonalny w naszym przykładzie, gdyż po każdym strzale (decentralizacji) nie zostajesz na zero, ale generujesz stratę (czyli zamordystyczne państwo). Czyli generalnie zawsze zaczynasz od zera i masz takie same szanse. [Chyba, że coś pierdolę, bo spałem 4h dziś].
Masz takie same szanse, że miejsce, w którym się znajdujesz, będzie fajne lub nie. Ale maleje szansa, że żadne miejsce na świecie nie będzie fajne. Jeśli koniecznie chcesz zostać w tym samym miejscu, wtedy rzeczywiście wzór nie jest funkcjonalny.
Kompletnie nie rozumiem, o czym mówisz.Pam, ale to jest takie założenie jak: postaw tysiola na Legię, to masz szanse, że może wygrasz (i będzie fajnie). A jak nie postawisz to tkwisz w miejscu i nic nie zmieniasz. To zahacza o absurd bez brania pod uwagę innych okoliczności (szans na wygraną Legii = szans na powstanie w danej okoliczności wolnościowego państwa).
Na marginesie mój powyższy post powinien brzmieć " gdyż po każdym strzale (decentralizacji) nie zostajesz na zero, ale generujesz stratę lub zysk" ale to oczywiste.
Zgadzam się. Ktoś mógłby odpowiedzieć, że w dużym państwie jest więcej obywateli, więc to jest siła, której rząd musi się obawiać. Ale oni musieliby zechcieć zadziałać razem, żeby stanowić jakieś zagrożenie.Ja twierdzę, że im mniejsze państwo, tym mniej zamordystyczne i nie chodzi mi o żadną konkurencję i żadne głosowanie nogami! Chodzi mi o porównanie między przeciętnym obywatelem a rządem. Rząd dużego (w sensie liczby obywateli) państwa jest potężniejszy niż rząd małego, obywatel dużego państwa nie jest potężniejszy od obywatela małego państwa. Dodatkowo w małym terytorialnie państwie znika dysproporcja między komunikacją i telekomunikacją rządu a obywateli.
Zaraz, zaraz, bo się pogubiłem. Z tego co wiem, to obóz koncentracyjny nie był jakąś w pełni autonomiczną władzą, tylko częścią aparatu przymusu III Rzeszy czy tam ZSRR (inaczej - nie da się wyodrębnić obozów z całego systemu przymusu państwowego, bo są jego częścią). A ja pisząc o decentralizacji nie mam na myśli czegoś na poziomie totalitarnego państwa... Bez jaj Więc nie.Bliskość władzy jak np. w obozie koncentracyjnym? I ja nie kpię, piszę to poważnie.
To czy w obozie koncentracyjnym czy na propertariańskim trawniku nie ma znaczenia, bo w tym wypadku rozważamy parametr samej skuteczności/szczelności sprawowania kontroli. Same cele władzy się nie liczą, bo żeby egzekwować obojętnie jakie prawo i osiągać jakieś swoje cele, trzeba mieć wiedzę na temat otoczenia i jakąś siłę. W wielkich korpo pojawia się na przykład problem tego, że góra nie wie co robią doły i traci wiedzę na temat realiów a doły nie rozumieją celów góry. Bliskość władzy, ma więc znaczenie dla wydajności i skuteczności egzekucji działania - bez względu czy to pilnowanie żeby NAP był przestrzegany, jak i żeby Żydów do pieca miarowo ładować.cojaturobie napisał: ↑Bliskość władzy jak np. w obozie koncentracyjnym? I ja nie kpię, piszę to poważnie.
To żaden minus, bo, dzięki lepszej kontroli i większej świadomości obywateli, władza musi tworzyć lepsze prawo i w interesie wszystkich jest to, żeby takie dobre prawo było egzekwowane, a to wymaga bliskości władzy.
Miałem na myśli to pierwsze, ale zgadza mi się też do drugiego.Państwo czyli rząd plus aparat represji,itp. czy masz na myśli całość, razem z populacją i terytorium??? Bo jak to drugie to jesteś w błędzie.