- Admin
- #101
- 6 985
- 15 153
Jak chce odzyskać swoje podatki, to może posprzątać ulice. A nie "sprzątać" jakichś ludzi w różnych krajach. I jeszcze się tym chwalić. Not cool, bro, not cool.
Well, I was pretty libertarian when I started [in business]. I'm way libertarian now.
Clarkson is in favour of personal freedom and very much against government regulation, stating that government should "build park benches and that is it. They should leave us alone."
Jeśli głosi tam takie rzeczy, to dla mnie jest rozgrzeszony.Zarzucić można mu najwyżej, że pracuje w reżimowej BBC.
Budowa szopy była protestem i prowokacją wymierzoną przeciwko ludziom o zniewolonej postsowieckiej mentalności domagających się zaostrzenia przepisów budowlanych, czyli ograniczenia wolności decydowania o tym w jakim domu chcę mieszkać.
- Uważam, że każdy ma niezbywalne prawo do zbudowania sobie na własnym gruncie domu o funkcji schronienia, realizującego elementarne potrzeby – oczywiście jeśli tym nie naruszy przyrody, krajobrazu lub wartości innej osoby – wyjaśnia dalej Waldek.
Samowola to coś, co traktowane jest przez urzędników jako czyn naganny. Samowola budowlana to coś co traktowane jest przez urzędników jako czyn naruszający prawo, czyn karalny. Ale przecież każdy ma prawo mieć swoją własną wolę. Nikt nie może mieć woli cudzej. Nie można mieć narzuconej woli. Nie można mieć woli narzuconej przymusem prawnym. Samowola jest wolą własną a nie wolą biurokratów. Nie można mieć woli zniewolonej. A więc Samowola nie może być czymś nagannym a tym bardziej karalnym!
Błędne myślenie, skażone dziedzictwem mentalności umysłów totalitarnego państwa, myślenie zniewolone, niesamodzielne, myślenie obawiające się wolności – prawie zawsze owocuje wrogością do umysłów wolnych i czystych, owocuje pogardą do prawa, do historycznych tradycji, pogardą do wolności i dobra wspólnego.
Państwo, które nie wypełnia swoich podstawowych powinności jest nad wyraz skuteczne w ciemiężeniu prostego obywatela. Dzieje się tak nie tylko z powodu głupoty i bezduszności biurokratów i ustawodawców. Jest na to przyzwolenie i presja większości z nas. To dyktat totalitarnej mentalności zniewolonych umysłów.
Oto najczęściej podawane argumenty:
- chcę restrykcyjnych przepisów bo nie chcę, żeby sąsiad wybudował „gargamela”,
- chcę restrykcyjnych przepisów bo nie chcę żeby sąsiad zrobił sobie niebieski dach,
- chcę restrykcyjnych przepisów bo inaczej będzie anarchia,
- chcę przepisów bo chcę wiedzieć co mój sąsiad zbuduje w przyszłości.
Nie wierzę w szlachetną motywację ludzi, którzy twierdzą: „Powodujemy się troską o ład przestrzenny i dlatego trzeba zaostrzać przepisy aby nie dopuścić… itd.” – Oni nie zdają sobie sprawy, że to jest sprzeczne aksjologicznie. Nie wiedzą, że ich głosy nie tylko hamują rozwój architektury ale dławią wolność. Chcą gorliwie frymarczyć cudzym bez odpowiedzialności za efekt. Niedługo zażądają, żebyśmy się ubierali, zachowywali i myśleli tak jak oni chcą. Zażądają, żebyśmy uprawiali w naszych ogródkach to, co nam nakażą. Niech lepiej sami dadzą dobry przykład. Ich domy, mieszkania, ubrania, wygląd, ogródki nie są wcale ładniejsze, a chcą wpływać na innych.
Richard Phillips Feynman [ˈɹɪtʃɝd ˈfɪlɪps ˈfaɪnmən] (ur. 11 maja 1918 w Nowym Jorku, zm. 15 lutego 1988 w Los Angeles) – amerykański fizyk teoretyk.
Jeden z głównych twórców elektrodynamiki kwantowej, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w 1965 za niezależne stworzenie relatywistycznej elektrodynamiki kwantowej.
- O, pan jest jednym z noblistów. W jakiej dziedzinie pan pracuje?
- W fizyce - odparłem.
- A. Niestety, nikt z nas nie zna się na fizyce, więc chyba sobie o tym nie porozmawiamy.
- Wręcz przeciwnie - odpowiedziałem. - Właśnie, dlatego, że jest ktoś, kto się trochę zna na fizyce, nie możemy o niej rozmawiać, a możemy mówić o tym, na czym nikt się nie zna. Możemy mówić o pogodzie; możemy mówić o problemach społecznych; możemy mówić o psychologii; możemy mówić o finansach międzynarodowych (...) czyli dopuszczalne są tylko tematy, na których nikt się nie zna!
(...)
Ambasador japoński, który także siedział przy tym stole, zerwał się i dogonił mnie: „Profesorze Feynman”, zaczął, „chciałbym panu coś opowiedzieć o dyplomacji”.
Wdał się w długą historię o tym, jak to młody Japończyk idzie na uniwersytet studiować stosunki międzynarodowe, ponieważ sądzi, że może przysłużyć się swej ojczyźnie. Im bliżej końca studiów, tym większe ogarniają go wątpliwości, czy rozumie, czego właściwie się uczy. Po studiach obejmuje swoją pierwszą posadę konsularną i ma jeszcze większe wątpliwości, czy rozumie dyplomację, aż wreszcie zdaje sobie sprawę, że nikt się nie zna na stosunkach międzynarodowych. „A więc, profesorze Feynman”, dokończył, „kiedy następnym razem będzie pan wyliczał dziedziny, na których nikt się nie zna, proszę uwzględnić stosunki międzynarodowe!”.
Zacząłem tłumaczyć, że pomysł rozdysponowania wszystkiego po równo opiera się na t e o r i i, że w świecie jest X dóbr, że w jakiś sposób odebraliśmy je biedniejszym krajom i dlatego powinniśmy je oddać. Lecz teoria ta nie bierze pod uwagę prawdziwej przyczyny różnic pomiędzy krajami - to znaczy rozwoju nowych technologii produkcji żywności, powstania maszyn rolniczych i innych, oraz tego, że budowa maszyn wymaga koncentracji kapitału. Ważne są nie same dobra, lecz możliwość ich wytwarzania. Teraz zdaję sobie sprawę, że ci ludzie byli humanistami i nie rozumieli tego; nie rozumieli technologii; nie rozumieli swoich czasów.
Kiedy jeszcze byłem w komisji, na niektóre zebrania musiałem jeździć do San Francisco. Po powrocie z pierwszej podróży poszedłem do biura komisji, żeby mi zwrócili koszty.
(...)
- Ma pan kwit za parkowanie?
- Nie mam, ale pamiętam, że zapłaciłem 2,35 dolara.
- Musimy mieć kwit.
- Przecież powiedziałem, ile zapłaciłem. Jeżeli mi nie ufacie, dlaczego uwzględniacie moje opinie na temat podręczników?
Zrobiła się z tego wielka awantura. Niestety, byłem przyzwyczajony do rozliczania się za wykłady z firmami, uczelniami albo prywatnymi ludźmi, a nie z rządem. Pytano mnie, ile wyniosły moje wydatki, mówiłem, że tyle-a-tyle, a oni, proszę, tu są pieniądze, panie Feynman.
Postanowiłem, że nie dam im żadnych rachunków.
(...)
Nie ustąpili, ja też nie. Uważam, że kiedy już postanowisz, że nie ugniesz się przed Systemem, musisz być gotowy ponieść konsekwencje, kiedy się nie uda. Niczego, więc nie żałuję, ale nie dostałem żadnego zwrotu kosztów tych wyjazdów.
Lubię takie zabawy. Chcą mieć rachunek? Nie dam! w takim razie nie dostanie pan pieniędzy. Dobrze, bez łaski. Nie ufają mi? To do licha z nimi; niech mi nie płacą. Oczywiście, że to absurdalne! Przecież wiem, że tak funkcjonuje rząd. No to pieprzyć rząd! Uważam, że ludzie powinni się traktować jak ludzie. a jeśli nie będę traktowany jak człowiek, nie chcę mieć z nimi nic do czynienia! Mają niesmak? Trudno. Ja też mam niesmak. Takie jest życie.
Znam też przykłady na to, że niektóre dyscypliny nauki zwyczajnie nie mają ochoty przestrzegać zasad naukowych. Kiedy byłem w Cornell, miałem dużo znajomych na wydziale psychologii. Pewna studentka chciała przeprowadzić następujący eksperyment: ktoś inny stwierdził, że w warunkach X szczury wykonują czynność A. Studentka chciała sprawdzić, czy po zmianie warunków na Y szczury wciąż będą wykonywały czynność A. Jej pomysł był taki, żeby przeprowadzić eksperyment w warunkach Y i zobaczyć, czy szczury wciąż zrobią A.
Wytłumaczyłem jej, że konieczne jest, aby w swoim laboratorium powtórzyła eksperyment tej innej osoby w warunkach X i dopiero, kiedy faktycznie uzyska czynność A, może zmienić warunki na Y i zobaczyć, czy a się zmieni. Wtedy miałaby pewność, że rzeczywista różnica jest w jej eksperymencie czynnikiem kontrolowanym.
Pewnego dnia policja zrobiła nalot na restaurację Gianonniego i aresztowała kilka tancerek. Ktoś chciał, żeby Gianonni skończył z rewiami w toplessie, ale on się na to nie zgadzał. Wytoczono mu duży proces sądowy, o którym pisała cała lokalna prasa.
Gianonni chodził od klienta do klienta i pytał, czy będą zeznawać na jego korzyść. Wszyscy mieli jakąś wymówkę.
(...)
Pomyślałem sobie: „Jestem tu jedynym wolnym człowiekiem. Nie mam żadnej wymówki! Nie widzę nic złego w tańcach w toplessie”. Powiedziałem, więc Gianonniemu: „Tak, chętnie pójdę zeznawać”.
Podstawowe pytanie, które postawiono na rozprawie, brzmiało, czy tańce w toplessie są do zaakceptowania przez społeczność - czy normy społeczne na to pozwalają? Adwokat obrony usiłował zrobić ze mnie eksperta od norm społecznych. Spytał mnie, czy chodzę do innych barów.
- Tak.
- A ile razy w tygodniu bywa pan u Gianonniego?
- Pięć, sześć razy. - (To poszło do gazet: profesor fizyki z Caltech sześć razy w tygodniu chodzi oglądać tańce w toplessie).
- Jakie grupy społeczne były reprezentowane u Gianonniego?
- Prawie wszystkie: chodzili tam handlarze nieruchomościami, radni miejscy, pracownicy stacji benzynowej, inżynierowie, profesor fizyki...
- Czyli powiedziałby pan, że tańce w toplessie są przez społeczność akceptowane, biorąc pod uwagę, że tyle grup społecznych z przyjemnością je ogląda?
- Musiałbym wiedzieć, co to znaczy „akceptowane przez społeczność”. Nie ma takiej rzeczy, którą wszyscy by akceptowali, więc jaki procent społeczności musi coś akceptować, aby można to było uznać za „akceptowane przez społeczność”?
No w końcu jakiś libertariański homo Kiedyś zadałem tu na forum pytanie, czy znacie jakiegoś homo-liba i nikt nie potrafił takiego wskazać.