N
nowy.świt
Guest
A co w nim takiego spoko ?http://instagram.com/danbilzerian
syn miliardera, wygrywa życie a ja pisze i się pacze na to tylko / wracam do lektury bierdiajewa :/
A co w nim takiego spoko ?http://instagram.com/danbilzerian
syn miliardera, wygrywa życie a ja pisze i się pacze na to tylko / wracam do lektury bierdiajewa :/
Laura odpowiadała: "Żaden ocean nie będzie dla mnie równie groźny jak moje własne państwo"
W wieku 11 lat popłynęła w czasie wakacji w samotny siedmiotygodniowy rejs. Zatrzymała ją policja. Kłóciła się, że nie zejdzie z łódki, pies warczał. Kiedy w końcu zeszła z pokładu, rzuciła się do ucieczki.
Ponieważ do 16. roku życia w Holandii istnieje obowiązek szkolny, udali się do kuratorium, żeby ustalić indywidualny tok nauczania. Urzędniczka, która usłyszała o planach Laury, prawie zakrztusiła się herbatą. "Nazwała mojego ojca wariatem". Wyszli z gabinetu przygnębieni. "Wtedy liczyło się dla mnie tylko to, żeby zaraz wypłynąć". Urzędniczka nie poprzestała na udzieleniu Dekkerom reprymendy. Opowiedziała o sprawie opiece społecznej, która wytoczyła w sądzie sprawę o odebranie praw rodzicielskich Dekkerowi i powstrzymanie Laury przed podróżą. 28 sierpnia 2009 roku sąd rodzinny orzekł, że oprócz ojca opiekę nad Laurą będzie sprawować Rada Ochrony Dzieci. "To było surrealne. Mój przyjaciel doświadczał przemocy domowej, przychodził z siniakami do szkoły i czekał na specjalnej liście, aż opieka społeczna będzie mogła się nim zająć, a ja od razu wywołałam chęć interwencji. Jakbym była dzieckiem, nad którym ktoś się bestialsko znęca".
Laura pamięta, jaką podczas pierwszej rozprawy czuła irytację, że urzędnicy opóźniają jej wyjazd. Z każdą kolejną wzrastały w niej lęk, gniew, zmęczenie i frustracja. "Sądzili, że mój rejs do Anglii był niebezpieczny. Wszędzie bywa niebezpiecznie. Nie żeglują, więc nie wiedzą, czym są łódki, i dlatego się ich obawiają". Opieka społeczna wyrzucała Dekkerowi, że nie umie się zająć córką. "Ojciec podobnie jak ja wierzył, że umiem żeglować, że sobie poradzę. Tymczasem musiałam wysłuchiwać, jacy to moi rodzice są źli, że mnie nie kochają i się o mnie nie troszczą, a ja jestem rozpieszczona i arogancka". Laura czuła, że jej marzenie wyrządza rodzicom krzywdę. Że ich problemy to jej wina. Ze stresu zaczęła się okaleczać. To jednak był tylko kolejny argument dla opieki społecznej, że u Dekkerów źle się dzieje. Żeby być na rozprawach, zawalała szkołę. Zaniedbała lekcje, pogorszyły się jej oceny. Sprawą Laury zainteresowały się media. Nagle stała się najważniejszym dzieckiem w kraju. Była zapraszana do telewizji śniadaniowych, artykuły o rozprawach zajmowały pierwsze strony tabloidów. "Nie znosiłam wtedy chodzić do szkoły. Obmawiali mnie za plecami, patrzyli na mnie z ukosa, bo byłam teraz sławna, nie pasowałam do nich. Najchętniej całą tę sławę wymieniłabym na jedną spokojną lekcję matmy". Laura postanowiła nie przerywać przygotowań do rejsu. Wciąż pracowała przy łódce, czytała podręczniki, planowała. Po kilku miesiącach nie wytrzymała psychicznie. Uciekła. 18 grudnia 2009 roku jeden z członków rodziny Laury zgłosił jej zaginięcie.
To był najtrudniejszy etap mojej podróży - ten przed wypłynięciem. Do dziś to przepracowuję. Rząd zabrał mi dzieciństwo. Kiedy wchodziłam na salę sądową, byłam beztroską 13-latką, która o czymś marzyła, a nagle znalazłam się w świecie dorosłych, którzy zdanie dziecka mają za nic". Joost Lanshage z Rady Ochrony Dzieci bronił się: "Gdyby Laura utonęła, zostalibyśmy oskarżeni o to, że nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, by ją chronić.
Obraziła się na Holandię i nie wybaczyła jej swojej rocznej gehenny. Jeszcze w czasie podróży dookoła świata ściągnęła z masztu holenderską flagę i wywiesiła nowozelandzką. „Nie znosiłam ich wszystkich. Do dziś nie lubię urzędników i nie znoszę, kiedy ktoś mi mówi, co mam robić”.
Wciąż ma wiele sceptycyzmu w ocenie postępowania państwa. "Urzędnicy mają jakąś wizję dorastającego człowieka, wzór, w który trzeba wpasować młodą osobę. Jak coś wystaje, to trzeba koniecznie ukrócić. W ramach wzoru mieścili się moi rówieśnicy, którzy pili i ćpali, a wystawałam z niego ja. Tylko dlatego, że czułam się wolna w inny sposób. Dziś jednak to ja zarabiam, mam swój dom, mam swój samochód, jestem niezależna i wszystko wokół siebie umiem zrobić. Większość 18-latków nie ma takich umiejętności. Moi rodzice więc musieli jednak zrobić coś dobrze". Zdaniem Laury dzieciom zabrania się zbyt wielu rzeczy. "Dzieci są w stanie zrobić więcej, niż ich rodzice przypuszczają, ale ci powtarzają im, że nie potrafią, więc one też zaczynają mieć takie przekonanie. Rodzice nie potrafią swoim dzieciom zaufać. Są przecież takie słodkie i nieporadne. Jak to możliwe, żeby dały sobie radę?"
-Skoro tak dobrze idzie ci szarganie świętości, to może zapytam teraz o Ingmara Bergmana. Jaki jest twój stosunek do słynnego rodaka?
-Gdy studiowałem w szwedzkiej filmówce, Bergman był tam kimś w rodzaju "nadrektora". Każdego roku musieliśmy więc pojawiać się u niego w gabinecie i wysłuchiwać uwag na temat naszej pracy. Traf chciał, że trwała akurat ta okropna wojna w Wietnamie, a ja gorliwie uczęszczałem na antyamerykańskie demonstracje i filmowałem je pożyczoną ze szkoły kamerą. Bergman, o czym rzadko się dziś wspomina, był zatwardziałym prawicowcem. Gdy więc dowiedział się o moim zachowaniu, wpadł w szał. Oczywiście wezwał mnie na dywanik i zagroził: Jeśli jeszcze raz zauważę, że angażujesz się politycznie, osobiście dopilnuję, by twoja kariera była skończona!
Go, Bergman!
During the 1960s and 70s Sweden's cultural climate became conspicuously politicised (in a radical, left-wing sense). Bergman was accused of being a fossil, a highbrow, and worst of all, a bourgeois. His artistic production did not suffer especially, apart from some disruption to the shooting of A Passion. Bergman's prime audience lay abroad, and was large enough to provide well for him. Yet he appears bitter about Sweden's left wing uprisings of 1968, "our provincial cultural revolution" as he calls it, which carried with it the demand that: "Dramaten should be burnt to the ground himself and Sjöberg and Bergman should be hanged from the Tornberg clock outsido in Nybroplan". The passage, from The Magic Lantern, continues:
It is possible some brave researcher will one day investigate just how much damage was done to our cultural life by 1968 movement. It is possible, but hardly likely. Today, frustrated revolutionaries still cling to their desks in editorial offices and talk bitterly about 'the renewal that stopped short'. They do not see (and how could they!) that their contribuition was a deadly slashing blow at an evolution that must be never separated from its roots.
The somewhat vexed relationship between Ingmar Bergman and Sweden came to a head in 1976, when he was arrested by the police in the middle of a rehearsal at the Royal Dramatic Theatre and accused of tax evasion. It turned out that he was innocent (the inquiries were soon dropped), but in the public consciousness he cut a tainted figure. Bergman suffered a nervous breakdown, and after a short stay in hospital he fled the country with newspaper headlines such as "Go, Bergman, we won't miss you" ringing in his ears. Despite cranes flying over treetops, Bergman finally felt obliged to terminate his relationship with Sweden. Yet after six years of voluntary exile in Germany, he returned to his homeland in 1982.
ja nimom kozy... heheDoznałem lekkiego szoku. Otworzyło mi się na poście Grzechotnika, przewijam w górę i przez chwile myślałem, że ten brodacz to Gazda.
Najmniej zły prezydent USA wg Rothbarda.