Rządy Prawa i Sprawiedliwości

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Centralni planiści urbaniści

Jeśli ktoś chce osiągnąć społeczny cel "uwłaszczenia mieszkaniowego", powinien opowiadać się za fundamentalnymi reformami i... - a fe! - deregulacją. O dziwo nawet najbardziej wrażliwe społecznie osoby rzadko to robią. Jednym z wyjaśnień jest wpływ, jaki na naszą świadomość wywierają urbaniści. Urbanistyka jako nauka teoretyczna jest mało pociągająca - jej uprawianie jest ekscytujące dopiero wtedy, gdy jest stosowana. Nic dziwnego, że jej adepci wykazują często mentalność centralnych planistów. Kusi ich wizja władzy kreowania otoczenia zgodnie z ich koncepcjami. Ta mentalność to właśnie punkt wspólny między nimi a wrażliwą społecznie lewicą.


Modne obecnie nurty w urbanistyce dążą do zabudowy miejskiej zorganizowanej wokół placu centralnego, do tego, by mieszkańcy mieli pod ręką wszystko, co im potrzebne, od urzędów przez sklepy po szkoły i by mogli do większości tych miejsc dotrzeć piechotą. Stawia się na parki, deptaki, nie toleruje się samochodów, wspiera komunikację publiczną. Miasto ma być harmonijną społecznością szczęśliwych mieszkańców. Wizja ta ma więc naturalny urok.
Problem w tym, że niemal każdy sposób jej realizacji wiąże się ze ścisłymi regulacjami rynku budowlanego. Świetnym przykładem jest amerykańskie Portland, które przez ostatnie dwie dekady realizowało ideę nowego urbanizmu. Ceny ziemi wzrosły tam w rezultacie o 400 proc., a ceny domów o blisko 80 proc. W rezultacie ubogich na zamieszkanie w Portland nie stać wcale.

Na całym świecie urbaniści walczą z negatywnymi skutkami swoich planów poprzez dokładanie kolejnych ograniczeń. Gdy okazuje się, że ludzie zamiast mieszkać w centrum, wolą przedmieścia, ustanawiają np. pasy zieleni ograniczające rozrost miasta. Efekt to dalsze ograniczanie podaży. Na przykładzie Seulu obliczono, że 1 proc. wzrostu podaży gruntów pod budowę mieszkań przekłada się na 1,4 proc. spadku cen ziemi i 0,2 proc. spadku cen nieruchomości.

To wszystko nie oznacza jednak, że miast nie należy planować wcale i pozwolić na ich zupełnie nieskrępowany rozwój. Istnieją warte rozważenia ekonomiczne argumenty za tym, że regulacja jest czasami konieczna. Zbyt duże zagęszczenie (albo zbyt małe) budynków mieszkalnych skutkować będzie totalnym zakorkowaniem ulic. Mogą zniknąć tereny zielone, co doprowadzi do spadku jakości powietrza w mieście. Obok niskich budynków mogą powstawać zbyt wysokie, zasłaniając dopływ światła dziennego. Obok budynków mieszkalnych mogą powstawać fabryki, które produkują np. hałas czy uciążliwe zapachy.

Mądrze zaprojektowane regulacje to takie, które zamiast ograniczać wzrost miasta i wtłaczać go w sztywne ramy ograniczonej wyobraźni planistów, próbują dostosować się do potrzeb mieszkańców - tych obecnych i tych przyszłych. - U nas nie ma dialogu pomiędzy urbanistami a rynkiem. Urbaniści powinni zbierać sygnały, czego rynek, czyli kupujący i sprzedający, chce i brać je za punkt wyjścia przy tworzeniu strategii rozwoju. Nie chodzi przy tym o to, by Polskę pokryć w stu procentach planem zagospodarowania, ale o to, by plany tworzono tam, gdzie są potrzebne, czyli tam, gdzie ludzie chcą mieszkać - uważa Jacek Bielecki.

Uniknąć bombardowania

Nasze metropolie w wyniku dekad błędów planistycznych skazane są jeszcze na długie lata problemów mieszkaniowych. Wobec tego niektórzy uważają, że należy ograniczyć np. ceny najmu. Taki pogląd niedawno przedstawił Jakub Wątor w artykule "Wprowadźmy limit ceny wynajmu" na łamach "Gazety Wyborczej", powołując się na przykład Berlina, w którym kontrola czynszów obowiązuje od zeszłego roku. To zły pomysł.

Już szwedzki ekonomista (i przy okazji socjalista) Assar Lindbeck zauważał, że "kontrola czynszów to najbardziej efektywne narzędzie dewastacji miasta zaraz obok bombardowania". Kontrola czynszów, jeśli jest realnie egzekwowana, prowadzi do dalszego ograniczania podaży mieszkań i spadku ich jakości. Gdy w USA porównano mieszkania i domy podlegające i niepodlegające kontroli czynszów, okazało się, że aż 28 proc. z tych pierwszych popadało w ruinę. Drugich zjawisko degradacji dotknęło tylko w 8 proc. W Berlinie, na szczęście, limity cen najmu nie są w praktyce egzekwowane.

Skoro kontrola czynszów jest złym pomysłem, wraca argument o konieczności wspierania rynku państwowymi subwencjami do kredytów i programem "Mieszkanie plus". Pamiętajmy jednak, jak wyglądają dotychczasowe osiągnięcia państwa w tych kwestiach. Jedyna grupa, która naprawdę wzbogaciła się w ramach programu Rodzina na Swoim czy Mieszkanie dla Młodych, to deweloperzy, którzy wiedząc, na jakie mieszkania będą dopłaty, odpowiednio podnieśli ich ceny. Załóżmy, że sprzedajesz pomarańcze, a rząd dopłaca kupującym złotówkę do każdego kilograma. Czy nie podniósłbyś cen np. o 90 groszy? Taki mechanizm zadziałał u deweloperów.

Dodajmy też, że dotychczasowe plany wsparcia mieszkalnictwa dały w sumie niecałe 300 tys. nowych lokali (dane za Money.pl), co każe sądzić, że plan wybudowania do 2030 r. 2,7 mln mieszkań to myślenie magiczne. Nie powiódłby się nawet wtedy, gdyby rząd budował w tempie z czasów PRL-u (przyrost mieszkań był wyższy niż obecnie).
Są jednak inne rozwiązania, którymi można wspomóc rynek równolegle z racjonalizacją planowania i reformą administracji. Można wprowadzić ulgi podatkowe dla osób oszczędzających na własne mieszkania. Można wprowadzić bony mieszkaniowe dla niezamożnych, pozwalające na tańszy wynajem i ułatwiające prywatyzację mieszkań komunalnych. Można zachęcać do wykorzystywania nowych technologii z dziedziny "ekonomii dzielenia się" - takich, jak serwis Airbnb - które pozwalają łatwiej zarabiać na prywatnym wynajmie.

- Dodatkową podaż mieszkań na wynajem uruchomiłaby też zmiana praw chroniących lokatorów. Umowa najmu powinna opierać się na kodeksie cywilnym. Nie może być tak, że osoba, która nie płaci, może mieszkać dalej... To tak, jakby pracodawca mógł nie płacić swoim pracownikom. Ponadto więcej mieszkań na wynajem to niższe czynsze rynkowe - zauważa prof. Marek Bryx ze Szkoły Głównej Handlowej. Profesor przekonuje także, że grunty należące obecnie do państwa można by oddać deweloperom pod budowę czynszówek niemal za darmo. - Pod warunkiem że przez pierwsze 20 lat pobieraliby niższy czynsz. O ile, to kwestia negocjacji. To rozwiązanie znane w innych krajach - uważa.

Tego typu działań, których efekt znacznie łagodziłby problemy mieszkaniowe niezamożnych i dał czas na zaprojektowanie bardziej fundamentalnych reform, można by podjąć sporo. Tylko czy politycy mieliby żywotny interes w uleczeniu mieszkaniówki? Niekoniecznie. Straciliby wtedy jedno z naprawdę potężnych narzędzi polityki socjalnej służących do manipulowania wyborcami.

Sebastian Stodolak
18.11.2016
Dziennik Gazeta Prawna

...również chciałby wybudować jakieś puste miasta, ale na mniejszą skalę...
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
Bardzo ciekawy tekst wkleiłeś Fat. Widać, że autor co prawda nie jest libem, ale po właściwej stronie mocy stanął. W zasadzie ten tekst wybiega poza temat o rządach PISu i nadaje się, a nawet zasługuje na osobną dyskusję. To co mi da na najbliższy czas do myślenia to poniższy fragment.
Modne obecnie nurty w urbanistyce dążą do zabudowy miejskiej zorganizowanej wokół placu centralnego, do tego, by mieszkańcy mieli pod ręką wszystko, co im potrzebne, od urzędów przez sklepy po szkoły i by mogli do większości tych miejsc dotrzeć piechotą. Stawia się na parki, deptaki, nie toleruje się samochodów, wspiera komunikację publiczną. Miasto ma być harmonijną społecznością szczęśliwych mieszkańców. Wizja ta ma więc naturalny urok.
Problem w tym, że niemal każdy sposób jej realizacji wiąże się ze ścisłymi regulacjami rynku budowlanego. Świetnym przykładem jest amerykańskie Portland, które przez ostatnie dwie dekady realizowało ideę nowego urbanizmu. Ceny ziemi wzrosły tam w rezultacie o 400 proc., a ceny domów o blisko 80 proc. W rezultacie ubogich na zamieszkanie w Portland nie stać wcale.

Po pierwsze jak to jest z tymi "ścisłymi regulacjami rynku" w przypadku nowego urbanizmu? Czy w tym nowym urbanizmie urzędnik-urbanista wyznacza szczegółowo gdzie ma być apteka, gdzie sklep spożywczy itd.? Czytając trochę kiedyś o tym zwróciłem uwagę, że zwolennicy nowego urbanizmu stawiają się właśnie w kontrze do modernistycznej urbanistyki z urbanistą-demiurgiem, który o wszystkim decyduje. Odnosiłem wrażenie, nie wiem czy słusznie, że te nowe nurty w urbanistyce nawet tam gdzie narzucają regulacje, to bardziej zastępują planowanie dokonane przez urzędnika demokratyczną wolą mieszkańców (np. przeciwnicy modernistycznej urbanistyki zwracają uwagę, że w Kielcach stworzono drogi deptak, który miał zrewitalizować centrum i tego nie zrobił, bo nie liczono się ze zdaniem mieszkańców, nie patrzono na ich potrzeby i nie pytano się ich czy oni go tam chcą, zrobiono coś co nikomu nie było potrzebne poza urbanistą i tylko stracono pieniądze).
Autor wygląda mi na to, że jest chyba ukrytym zwolennikiem modernizmu. Jako wolnościowiec jestem wrogiem modernistycznej strefowości. W tej części miasta obowiązkowo mają być usługi, w tej handel, w tej przemysł, w tej sypialnie. To jest bezsensowne. Chcę zrobić zakupy i co mam jechać na drugi koniec miasta, bo urzędnicy sobie wymyślili, że handel powinien być tam skoncentrowany? Lepiej jak każdy będzie sobie mógł otwierać sklep tam gdzie mu wygodnie. I pytanie czy nowy urbanizm na to pozwala? Albo czy przypadkiem jest mu do tego bliżej?
Autor pisze, że w nowym urbanizmie stawia się na" deptaki, nie toleruje się samochodów".
No raczej nie stawia się na deptaki a bardziej na woonerfy, co z wolnościowego punktu widzenia jest o tyle lepsze, że każdy może sobie chodzić całą szerokością ulicy;)
Zatem też nie tyle nie toleruje się samochodów co się ich nie uprzywilejowuje. Z resztą samochody nie dość, że w modernizmie są uprzywilejowane to sama strefowość wymusza niepotrzebny ruch między strefami (np. musisz jechać na zakupy do innej strefy, bo nie możesz kupić czegoś na miejscu) co wymaga budowy i utrzymania kosztownych dróg.
Autor pisał tekst o generowaniu kosztów mieszkań i zwrócił jedynie uwagę na wyższe ceny mieszkań w nowo-urbanistycznych miastach. Ale czy te wyższe koszty wynikają z tego, że na spełnienie iluś tam wymogów trzeba wydać ileś pieniędzy, czy ten wzrost cen wynika z tego, że wzrasta atrakcyjność tych terenów? Są o tym jakieś prace? Pewnie budowa placu centralnego kosztuje ileś, ale ile zyskuje się na tym, że nie trzeba rozbudowywać dróg, budować wiaduktów, kładek, przejść podziemnych etc.? Wiem, że autora tego tekstu nie musiało to w tym kontekście interesować, ale jak już stara się nawiązywać do wolnego rynku to mógłby to rozwinąć.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
Morawiecki: zarabiający więcej, nie powinni mieć kwoty wolnej od podatku

Zarabiasz więcej, uważaj. Zdaniem wicepremiera Mateusz Morawieckiego, nie powinieneś mieć kwoty wolnej, a polski degresywny system podatkowy trzeba zmieniać w kierunku progresywnego. Minister uspokaja jednak biznes, że rząd nie chce go tak opodatkować, jak pracujących na etacie.

Pytany, czy jest możliwa likwidacja 19-proc. PIT-u dla przedsiębiorców, minister rozwoju i finansów zapewnił: "Nie pracujemy nad takim wariantem, żeby likwidować podatek dla przedsiębiorców".

"Przedsiębiorca to jest ten, kto bierze na siebie ryzyko prowadzenia biznesu. To jest zupełnie coś innego, niż praca osiem godzin - od 8 do 16, więc ja bym nie chciał, żeby przedsiębiorcy mieli jakąkolwiek obawę, że chcemy ich tak samo opodatkować, jak tych, którzy pracują na etacie. Bo praca na etacie jest w dużym stopniu bezpieczna. A praca przedsiębiorcy, który ryzykuje cały swój majątek i pracuje 16 godzin dziennie, jest trochę inną pracą. Chciałbym takiej przebudowy systemu podatkowego, która będzie w pełni spójna, odpowiedzialna i prorozwojowa. Nie jesteśmy nastawieni na gwałtowne zmiany systemu, bo nie są one dobre" - argumentował Morawiecki w wywiadzie dla PAP.

PAP:
Konstytucja Biznesu to kolejny ukłon w stronę przedsiębiorców. W niedawno ogłoszonym rankingu Doing Business awansowaliśmy na 24. pozycję, podatki dla biznesu są w Polsce stosunkowo niskie, a siła robocza - ciągle tania. Czego zatem brakuje polskim przedsiębiorcom, aby zaczęli inwestować, a polska gospodarka ruszyła?

Mateusz Morawiecki: Rzeczywiście podatki w Polsce wcale nie są wysokie - jesteśmy na 25. miejscu na 28 krajów UE. Koszty pracy też nie są zbyt wysokie. Ale gospodarka to system naczyń połączonych i dziś to, czego najbardziej oczekują polscy przedsiębiorcy, to zdecydowanie lepszej jakości warunki dla codziennej działalności ich firm. I Konstytucja Biznesu jest taką przełomową propozycją w tym obszarze, jest bardzo konkretną i bardzo treściwą szansą, czy wręcz ofertą zbudowania codziennych relacji na linii administracja publiczna – przedsiębiorcy w oparciu o nowe i nowoczesne zarazem standardy. Podam kilka przykładów rozwiązań, którym nadamy rangę ustawową.

Wprowadzimy zasadę „co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone”. Przez 26 lat – o czym doskonale z praktyki wiedzą polscy przedsiębiorcy - było trochę na odwrót, czyli „wszystko, co nie jest dozwolone, było zabronione”. Wprowadzamy zasadę domniemania uczciwości przedsiębiorcy, bo bardzo często przedsiębiorcy czuli się w dotychczasowych kontaktach z administracją, jak z góry o coś podejrzani. Będą też w polskim prawie zapisane zasady: pewności prawa, przyjaznej dla przedsiębiorców interpretacji przepisów, czy proporcjonalności działań urzędów w stosunku do przedsiębiorców, tu chodzi o to, żeby firma nie musiała dostarczać dokumentów, którymi już dysponuje dany urząd, a także o to, że ewentualna kontrola w firmie ma być jak najmniej dokuczliwa i uciążliwa dla jej funkcjonowania.

Likwidujemy też REGON z obiegu gospodarczego i wprowadzamy tzw. milczącą zgodę – jeśli w przepisowym terminie urząd nie wyda decyzji we wnioskowanej przez przedsiębiorcę, czy obywatela sprawie, to spokojnie będzie można realizować dane przedsięwzięcie. To tylko kilka przykładów rozwiązań, które mają uwolnić potencjał polskiej, zwłaszcza małej i średniej przedsiębiorczości. Chcemy, żeby te budowane na zaufaniu i partnerstwie relacje na linii urzędy-firmy, formalnie, czyli w postaci ustawowej, zaczęły funkcjonować już w pierwszej połowie 2017 roku. Na pewno trudniej będzie ze zmianą mentalności i czynnikami czysto ludzkimi, ale jak się nie zrobi pierwszego kroku, to nie zrobi się drugiego i kolejnych.

PAP: Te propozycje rządu pojawiły się tuż po informacjach o słabszych wynikach gospodarki...

M.M.: To zbieg okoliczności. Nad wielką reformą prawa gospodarczego zespół pod kierownictwem wiceministra rozwoju, Mariusza Haładyja pracował od blisko roku. Pierwszy pakiet tych propozycji, czyli „100 zmian dla firm” został przyjęty przez rząd już blisko dwa tygodnie temu. Teraz czas na fundamentalny dokument – właśnie Konstytucję Biznesu. Rozwiązania, które opracowaliśmy i zaprezentowaliśmy nie mają charakteru doraźnego, są propozycjami systemowymi, raz na zawsze zmieniającymi na lepsze rzeczywistość codziennego funkcjonowania kilku milionów polskich firm. Oczywiście, oprócz przyjaznego otoczenia, przedsiębiorcy potrzebują popytu. W gospodarce otwartej ten popyt jest też popytem zagranicznym, bo my prawie połowę naszego PKB mamy w eksporcie - to jest 800 mld zł - i ten popyt za granicą niestety jest teraz trochę słabszy. Mamy znaczące spowolnienie w Czechach, na Węgrzech, w Rumunii, a najgłębsze spowolnienie - w Niemczech. Niemcy są naszym bardzo ważnym partnerem handlowym, a tam PKB spadł o ponad 1,5 pkt. proc. To na pewno też przekłada się na słabszy nieco popyt i zamówienia produkcyjne w Polsce.

A z drugiej strony dla nas ważnym czynnikiem wzrostu gospodarczego są też środki unijne z perspektywy finansowej 2014-2020, która na dobre jeszcze się nie rozkręciła. I to jest dobra wiadomość, bo jak rozpoczęliśmy rządy, to mieliśmy 1 mld zł z budżetu na lata 2014-2020. Dzisiaj zakontraktowanych mamy ponad 52 mld, czyli przeszło 50 razy więcej. To już przekłada się na konkretne projekty finansowane z funduszy UE, ale inwestycje to nie smażenie kotleta, na efekty trzeba poczekać trochę dłużej. Zatem, w przyszłym roku, po tym mini cyklu spowolnienia, zakładając, że nie nastąpi jakieś głębokie spowolnienie w całej strefie euro, czy w świecie - powinniśmy zacząć z tego płytkiego, ale jednak dołka, wychodzić na wznoszącą perspektywę wzrostów inwestycyjnych.

PAP: Czy wobec tego te wskaźniki wzrostu, które obecnie mamy założone w budżecie - 3,4 proc. w tym roku i 3,6 proc. w przyszłym - zostaną zachowane, czy dopuszcza Pan opcję rewizji tych prognoz?

M.M.: To zostaje dzisiaj zachowane. Uważam, że po spowolnieniu w czwartym kwartale tego roku i w pierwszym kwartale przyszłego roku, wzrost PKB przyspieszy w drugim, trzecim i czwartym kwartale 2017 roku. Wpłynie na to popyt inwestycyjny; zwiększone inwestycje publiczne, bo prywatne rosną w przyzwoitym tempie 4,5 proc. za pierwsze półrocze. Natomiast rzeczywiście inwestycje publiczne musimy mocniej rozkręcić. Apelujemy do samorządów, które nadzorują inwestycje, zwłaszcza urzędów marszałkowskich, o ich przyspieszenie. To inwestycje w samorządach idą bowiem bardzo wolno i to one w dużym stopniu przyćmiły ten wzrost gospodarczy. Dlatego, wraz z ministrem Jerzym Kwiecińskim robimy wszystko, żeby uprościć zasady wydatkowania pieniędzy z UE przez samorządy i zachęcić je do inwestowania. Te uproszczenia częściowo już zostały ogłoszone, a kolejne - na które mamy już zgodę Komisji Europejskiej - ogłosimy w ciągu najbliższych kilku dni.

PAP: W środę Sejm przegłosował skrócenie wieku emerytalnego, czy - m.in. w kontekście danych o PKB - nie widzi Pan zagrożeń wynikających z tego posunięcia?

M.M.: Są decyzje polityczne, które mają wpływ na życie gospodarcze. Trzymam się jednak tego, że wszystkie zobowiązania przedwyborcze, które podjęła partia dzisiaj rządząca, muszą być wykonane i ja to absolutnie rozumiem. Rozumiem też tych ludzi, którzy pracują 40 lat i nagle ten wiek emerytalny - bez żadnej dyskusji społecznej - został im podwyższony. Więc ja tę decyzję jak najbardziej popieram, i od strony politycznej, społecznej, ona jest zrozumiała.

Natomiast wszyscy rozumiemy również, że od strony gospodarczej rzeczywistość jest już bardziej skomplikowana - z jednej strony czasami warto rzeczywiście, żeby osoba, która już jest wypalona i chce przejść na emeryturę, miała ku temu możliwości. A z drugiej strony nie warto wypychać z rynku pracy tych ludzi, którzy chcą na nim zostać. A wiadomo, że my myślimy również przez pryzmat bodźców ekonomicznych, finansowych.

Dlatego też m.in. będziemy starali się zachęcić ludzi do pozostania na rynku pracy, ale oczywiście tych, którzy będą chcieli - dobrowolnie, trochę tak, jak z sześciolatkami. Jak chcemy, dziecko idzie do pierwszej klasy w wieku sześciu lat, a jak nie - to od siedmiu lat. Tutaj podobnie - jak ktoś będzie chciał przejść na emeryturę, to będzie mógł. Do tego się zobowiązało PiS i bardzo dobrze, że to zobowiązanie zostanie wykonane. Nie znaczy to, że wszystkich wypychamy na emerytury, wręcz przeciwnie.

PAP: A czy jest możliwe wprowadzenie zakazu pracy dla osób, które pobierają emerytury?

M.M.: O nie, nie sądzę, żeby była taka opcja - jesteśmy w wolnym kraju i nie ma zakazu pracy. Za 10 lat jednak wszyscy obudzimy się w nieco innym świecie - w wielu miejscach pracę będą wykonywać maszyny, a to oznacza, że musimy przebudować nasze życie gospodarcze. Coraz głębiej myśleć o tym, w jaki sposób dać możliwości życia i pracę ludziom, którzy będą wypychani przez ten świat cyfrowy i nową gospodarkę. Pamiętajmy jednak, że z każdą rewolucją przemysłową, technologiczną pojawiały się obawy związane z zawężaniem rynku pracy, a potem okazywało się, że pojawiały się zupełnie nowe zawody i miejsca pracy. Musimy być tylko tymi, którzy rozumieją trendy światowe i wiedzą, jak wykorzystać je jako szanse, a nie zagrożenia.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
PAP: Powiedział Pan, że wszystkie zobowiązania przedwyborcze, które podjęła partia rządząca, muszą być wykonane. Co w takim razie ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku? Obietnicę tę miał realizować jednolity podatek, jednak perspektywa jego wprowadzenia coraz bardziej się oddala?

M.M.: Bardzo doceniam trudną pracę ministra Henryka Kowalczyka przy tym podatku. Ta propozycja w ogóle nie niosła ze sobą takich zagrożeń, jakby to wynikało z różnych plotek. Chcę też podkreślić, że każdy poważny rząd na świecie prowadzi non stop różne analizy podatkowe. Więc nie było niczym niezwykłym, że od pół roku pan minister prowadził takie prace. Teraz pani premier Beata Szydło powiedziała bardzo jednoznacznie, że do końca roku podejmiemy decyzję - czy go wprowadzimy, czy nie - i tego się trzymajmy.

PAP: Na ile więc ocenia Pan dziś szansę na to, że jednolita danina zostanie wprowadzona do końca tej kadencji?

M.M.: Nie chciałbym tak spekulować, ponieważ tutaj diabeł tkwi w szczegółach. Najpierw trzeba bardzo dokładnie pewne warianty przedyskutować, zobaczyć, co jest tutaj istotne z punktu widzenia ludzi aktywnych zawodowo. Jedna grupa to pracujący na etatach podatnicy PIT, a druga grupa to przedsiębiorcy. Przedsiębiorca to jest ten, kto bierze na siebie ryzyko prowadzenia biznesu. To jest zupełnie coś innego, niż praca osiem godzin - od 8 do 16. Więc ja bym nie chciał, żeby przedsiębiorcy mieli jakąkolwiek obawę, że chcemy ich tak samo opodatkować, jak tych, którzy pracują na etacie. Bo praca na etacie jest w dużym stopniu bezpieczna. A praca przedsiębiorcy, który ryzykuje cały swój majątek i pracuje 16 godzin dziennie, jest trochę inną pracą. Chciałbym takiej przebudowy systemu podatkowego, która będzie w pełni spójna, odpowiedzialna i prorozwojowa. Nie jesteśmy nastawieni na gwałtowne zmiany systemu, bo nie są one dobre. Trzeba też pamiętać, że z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy ktoś zarabia 30 tys. zł, a z inną, gdy ktoś zarabia 130 tys. zł.

PAP.: Jeśli jednolitej daniny nie będzie, to jak rozwiążecie kwestię kwoty wolnej od podatku; co z bardzo drobnymi przedsiębiorcami, których składka na ZUS w wysokości prawie 1,2 tys. zł dobija; co z tym, że de facto mamy degresywny system podatkowy?

M.M.: Co do kwoty wolnej od podatku – zastanawiamy się nad różnymi wariantami. Na pewno chcemy w kolejnych interwałach czasowych rozwiązać ten problem. Za wcześnie, żeby mówić co i jak zaproponujemy, ale myślimy o tym.

PAP.: Kwota wolna zwiększona dla najuboższych. Czy to jest racjonalne rozwiązanie?

M.M.: Jak najbardziej. Dla osób, które zarabiają więcej, nie powinno być moim zdaniem kwoty wolnej. Wracając do pytania o degresywność - rzeczywiście mamy degresywny system podatkowy, który trzeba zmieniać w kierunku progresywnego, tak żeby krańcowa stawka podatkowa dla tych, którzy zarabiają więcej, była wyższa niż dla tych, którzy zarabiają mniej. Bardzo ważne jest też zagadnienie stawki ZUS dla bardzo małej działalności gospodarczej. Załóżmy, że ktoś ma 3 tys. zł dochodu i ma z tego zapłacić 1,2 tys. zł ZUS i jeszcze 19 proc. podatku, to po szybkiej kalkulacji okazuje się, że zostaje mu około 1 tys. zł. Tak naprawdę jest więc wypychany z rynku do szarej strefy. Tu myślimy o takiej formie, jak „mała działalność gospodarcza”. Ministerstwo Finansów pracuje nad tą sprawą razem z Ministerstwem Rozwoju. Myślę, że dojdą do porozumienia (uśmiech).

PAP.: Czyli będzie jakaś ulga dla tych najdrobniejszych przedsiębiorców?

M.M.: Myślę, że jest szansa na taką przebudowę systemu, żeby wyciągnąć z szarej strefy tych najdrobniejszych przedsiębiorców, jednocześnie bez jakiegoś zbytniego ubytku dla budżetu, bo budżet jest dla mnie świętością. Chcę zapewnić jego stabilność i dotrzymać tego poziomu deficytu budżetowego, do którego się zobowiązaliśmy. Myślimy o takim systemie, który zawierałby w sobie pewną progresywność tak, by wyciągnąć skutecznie tych ludzi z szarej strefy do gospodarki realnej.

PAP.: A jest możliwa likwidacja 19-proc. PIT-u dla przedsiębiorców?

M.M.: Nie pracujemy nad takim wariantem, żeby likwidować podatek dla przedsiębiorców. Prace, które prowadzi pan minister Kowalczyk, dotyczą tego, w jaki sposób zapewnić, żeby nie unikano płacenia podatków, żeby nie było tak zwanego arbitrażu, czyli wykorzystywania np. tzw. umów cywilnych, które służą do tego, aby omijać płacenie ZUS-u, płacenie składek zdrowotnych itd.

PAP.: Zmieniając temat, świat spodziewa się, że po wyborach w USA Fed odejdzie od polityki niskich stóp procentowych. Jaki to może mieć wpływ na polską gospodarkę i walutę?

M.M.: Jest bardzo prawdopodobne, że następuje moment przełomowy z punktu widzenia polityki monetarnej w USA. Po pierwszej podwyżce, która miała miejsce nie tak dawno temu, długi czas zastanawiano się, czy dojdzie do drugiej podwyżki. Dziś ogromna większość analityków uważa, że w grudniu dojdzie do podwyżki stóp procentowych w USA. To oznacza, że Stany Zjednoczone będą jeszcze bardziej atrakcyjne z punktu widzenia przyciągania kapitału. Z tego względu, wzrost stóp procentowych w USA odbije się natychmiastowym echem na całym świecie.

Wzrosły stopy procentowe amerykańskich obligacji 10-letnich z 1,8 proc. na 2,2 proc. Równolegle o 40 punktów bazowych poszły do góry rentowności polskich obligacji. Nie jest więc tak, że złotówka osłabiła się w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości gospodarczej, tylko właśnie zjawiska gospodarcze, w szczególności zmiany w polityce pieniężnej w USA, wpływają również na złotego i wycenę naszych obligacji. Pragnę zauważyć, że polska polityka monetarna jest jedną z najbardziej konserwatywnych, ponieważ byliśmy chyba ostatnim krajem w UE, który miał tak wysokie realne stopy procentowe. My mamy jeszcze bufor, żeby te stopy obniżać i żeby je podwyższać. Jesteśmy w miarę naturalnym przedziale prowadzenia polityki monetarnej. Wiele innych krajów nie ma już amunicji, żeby wykorzystać ją w polityce monetarnej. Nie mam obaw, co do zakresu prowadzenia polskiej polityki monetarnej. Warto zwrócić uwagę, że drożejący dolar i wyższe rentowności amerykańskich obligacji na pewno będą miały wpływ na rynek polski, Być może obligacje polskie będą coraz tańsze, czyli rentowności coraz wyższe.

PAP: Był Pan miesiąc temu w USA. Po tej wizycie mówił Pan o potrzebie wzmacniania więzi transatlantyckich. Wybory w USA wygrał Donald Trump. Pytanie, czy Pana postulat jest nadal aktualny, czy jednak nie powinniśmy bardziej skupić się na relacjach wewnątrzunijnych?

M.M.: Jak najbardziej należy wzmacniać więzy transatlantyckie, tym bardziej, że świat jest dziś bardziej niebezpieczny, niż 5 lat czy 10 lat temu. USA, które są naszym bardzo ważnym sojusznikiem, powinny odczuwać jak najwięcej związków z Polską. Wierzę w te relacje transatlantyckie. Chociaż, jak najbardziej podoba mi się też pomysł, żeby wzmacniać, albo tworzyć pewne zręby polityki obronnej w ramach Unii Europejskiej, która byłaby immanentną częścią NATO. Zatem, tutaj transatlantyckość nie tylko nie kłóci się z europejskością, ale wręcz uważam, że to jest szansa dla Zachodu, żebyśmy jako część tej kultury, w której jesteśmy od 1050 lat, trochę ją wzmacniali. Polska nie jest krajem przeogromnym, ale jesteśmy krajem ambitnym i wierzę, że poprzez dobre relacje z Unią Europejską, ale również dobre relacje z USA, możemy być zwornikiem, który będzie stabilizował trudną sytuację transatlantycką.

PAP.: Właśnie minęła rocznica rządu – co uznałby Pan za sukces tzw. Planu Morawieckiego?

M.M.: W szeroko rozumianej polityce rozwojowej Polski nie działo się tak wiele od 26 lat, jak dzieje się od roku. I są to zmiany zdecydowanie na lepsze.

Musieliśmy zmienić model rozwoju gospodarczego Polski, bo to, co by Polskę i Polaków najwięcej i najdrożej kosztowało, to zachowanie dotychczasowego status quo. Zintegrowaliśmy instytucje rozwojowe, powołaliśmy Polski Fundusz Rozwoju, który już dysponuje tzw. „jednym kontaktem” dla polskich firm poszukujących kapitału i nowych rynków zbytu oraz dla inwestorów zagranicznych, którzy chcą w Polsce lokować wysokiej klasy produkcję i usługi.

Tworzymy nową politykę eksportową odpowiadającą realiom światowej gospodarki. W ciągu kilku tygodni otworzymy polskie Trade Office w: Szanghaju, San Francisco, Singapurze, Teheranie i Ho Chi Minh. Po prostu kreujemy dużo lepsze warunki do ekspansji eksportowej i kapitałowej dla polskich przedsiębiorców. Na tym mi zależy – żeby polskie średnie firmy stawały się większe, żebyśmy mieli jak najwięcej polskich championów. Bardzo cieszę się, że udało się też przyciągnąć kilkanaście wielkich i innowacyjnych inwestycji motoryzacyjnych: Mercedes, Mabuchi, LG, Toyota, Volkswagen czy Fiat. Wierzę też mocno w projekt polskiej elektromobilności. Z miesiąca na miesiąc będziemy mieli coraz więcej inicjatyw i projektów będących efektem realizacji rządowego Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
 
U

ultimate

Guest
PiS zrobi wcześniejsze wybory?
Jak pisze Magdalena Rubaj w "Fakcie", PiS chce wykorzystać kłopoty prezydentów Warszawy i Łodzi, Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz Hanny Zdanowskiej. Nad głową pierwszej wisi afera reprywatyzacyjna, drugiej - zarzuty wyłudzenia kredytu.

W obu przypadkach PiS rozważa scenariusz, w którym wprowadza komisarza i szybko robi wybory.
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/pis-chce-wczesniejszych-wyborow-w-warszawie-i-lodzi/r28h4pz
Zapanuje prawo i sprawiedliwość:D
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
No i jak, profesorze - zbrodnia była a gdzie kara?

Prof. Kik zafascynowany ''dobrą zmianą". Edukacja super, 500 plus super. Ubolewa: Przez lata wspierałem siły, które niszczyły kraj
opr. dżek
18.11.2016 16:02

Prof. Kazimierz Kik w wywiadzie dla ''Plus-Minus'' wyraża poparcie dla rządu PiS. Krytykuje też poprzednią władzę, choć słowo ''krytyka'' nie jest wystarczająco mocne. - Przez wiele lat wspierałem siły, które niszczyły kraj. I gdyby utrzymywały się one u władzy jeszcze przez 10-15 lat, doprowadziłyby do upadku Polski - mówi prof. Kik.

Prof. Kik, politolog, w wywiadzie dla ''Plus-Minus'', weekendowego dodatku do ''Rzeczpospolitej'' dołącza do grona profesorów zafascynowanych ''dobrą zmianą''. - Zacząłem podsumowywać efekty rządów PO i wyszło mi, że albo jestem głupi, albo ślepy, po popierałem władzę, która doprowadziła do wyemigrowania prawie 3 mln Polaków, do opanowania polskiej gospodarki przez obcy kapitał, do pojawienia się umów śmieciowych, do zablokowania młodzieży perspektywy rozwoju - mówi prof. Kazimierz Kik.

Jego zdaniem ''wszystkie rządy po 1989 roku były liberalne, niezależnie od tego, czy nazywały się lewicą, czy prawicą czy centrum i wszystkie prowadziły nas na manowce''.

Przez wiele lat wspierałem siły, które niszczyły kraj. I gdyby utrzymywały się one u władzy jeszcze przez 10-15 lat, doprowadziłyby do całkowitego upadku Polski. Skoro 80 proc. naszej młodzieży chce wyemigrować z kraju, skoro w szkołach pielęgniarskich na siłę uczą angielskiego, to za 15 lat w Polsce zostaliby renciści, emeryci i nieuki, a cała nasza gospodarka wpadłaby w obce ręce
- stwierdza profesor.

- Dopiero PiS ma jakąś sensowną ofertę. Założenia programowe rządu Beaty Szydło są świetne, zarówno jeżeli chodzi politykę socjalną, jak i plan pobudzenia gospodarki wicepremiera Mateusza Morawieckiego - stwierdza prof. Kik.

To nieważne, czy 500+ da nam więcej dzieci, ważne, że pojawił się rząd, który robi coś dla ludzi
- mówi.
I dalej w podobnym tonie: Za doskonały uważam też pomysł powrotu do ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum. W obecnym systemie nie ma miejsca na wychowywanie młodzieży, które jest równie ważne jak program, a może nawet ważniejsze - uważa prof. Kik.

Reforma minister Zalewskiej jest powszechnie krytykowana nie tylko przez opozycję, ale i ekspertów, nauczycieli i rodziców. W sobotę w Warszawie odbędzie się manifestacja - ZNP zapowiada, że pojawi się na niej nawet 50 tys. osób.

- Skoro nasze liberalne elity doprowadziły do sytuacji, że mamy państwo na niby, to przynajmniej obywatele powinni mieć solidny kręgosłup moralny. Tymczasem obecny system edukacji robi jedynie krzywdę dzieciom - uważa profesor.

Cała rozmowa w ''Plus-Minus''

To duża wolta. W 2012 roku prof. Kik mówił w wywiadzie dla Tokfm.pl: Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz dawno powinni siedzieć. Za sponiewieranie godności Rzeczypospolitej, za insynuacje polityczne, za niszczenie autorytetu najwyższych instytucji państwa polskiego, za przyczynianie się do utraty wiarygodności Polski w Europie. Nie jest nawet ważne, czy oni mają rację, czy nie. Tak długo, jak w Rzeczypospolitej będzie można rzucać bezkarnie kalumnie pod adresem najwyższych organów państwa polskiego, nie będzie rozwoju demokracji w Polsce. Pozwalamy sobie na zbyt wiele i stwarzamy atmosferę, że można pozwolić sobie na jeszcze więcej. Pytanie tylko, czy Rzeczpospolita to wytrzyma.

Cóż za oportunistyczna swołocz...
 
Ostatnia edycja:

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Cytuję ministra kultury Piotra Glińskiego:

Jednocześnie chcemy zbudować sprawiedliwe warunki dostępu wszystkich organizacji pozarządowych w Polsce do środków publicznych
http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-niespodziewane-przeprosiny-ministra-kultury-piotra-glinskieg,nId,2312973

Mój komentarz:

  • państwu nie wystarczają przerośnięte ministerstwa. Muszą jeszcze być organizacje na jego cycu.
  • orwelowski język ma się dobrze: pozarządowa organizacja dotowana przez rząd. To coś jak misja pokojowa.
  • światowa oligarchia od dawna rządzi między innymi za pomocą organizacji pozarządowych. np. Amnesty International dyskretnie pilnuje by jedne państwa krytykować pro forma a po innych jeździć. Greenpeace zrobi zielone demo w odpowiedni punkt itd. Dzięki temu propaganda nabiera uroczego, oddolnego charakteru. To nie "reżim", to lud zorganizowany pozarządowo. O jak słodko, o jak demokratycznie, jak społecznie. Suma sumarum kończymy ze społeczeństwem które przypomina armię posłusznych robotów.

No cóż. To jest metoda. Nawet komuchy w Chinach wolą rozwijać swoją wersję Facebooka i przydzielać obywatelom "kredyt społeczny". Jesteś dobrym obywatelem - masz wysoki kredyt. Zadajesz się z dobrym - kredyt rośnie. Zadajesz się ze złymi - kredyt spada. Żadnych łagrów, żadnego terroru. 99% ludzi za pomocą takich metod idzie posłusznie do zagrody.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Cytuję ministra kultury Piotra Glińskiego:

Jednocześnie chcemy zbudować sprawiedliwe warunki dostępu wszystkich organizacji pozarządowych w Polsce do środków publicznych
http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-niespodziewane-przeprosiny-ministra-kultury-piotra-glinskieg,nId,2312973

Mój komentarz:

  • państwu nie wystarczają przerośnięte ministerstwa. Muszą jeszcze być organizacje na jego cycu.
  • orwelowski język ma się dobrze: pozarządowa organizacja dotowana przez rząd. To coś jak misja pokojowa.
  • światowa oligarchia od dawna rządzi między innymi za pomocą organizacji pozarządowych. np. Amnesty International dyskretnie pilnuje by jedne państwa krytykować pro forma a po innych jeździć. Greenpeace zrobi zielone demo w odpowiedni punkt itd. Dzięki temu propaganda nabiera uroczego, oddolnego charakteru. To nie "reżim", to lud zorganizowany pozarządowo. O jak słodko, o jak demokratycznie, jak społecznie. Suma sumarum kończymy ze społeczeństwem które przypomina armię posłusznych robotów.

No cóż. To jest metoda. Nawet komuchy w Chinach wolą rozwijać swoją wersję Facebooka i przydzielać obywatelom "kredyt społeczny". Jesteś dobrym obywatelem - masz wysoki kredyt. Zadajesz się z dobrym - kredyt rośnie. Zadajesz się ze złymi - kredyt spada. Żadnych łagrów, żadnego terroru. 99% ludzi za pomocą takich metod idzie posłusznie do zagrody.
Trafne spostrzeżenie. To jest bardzo dobra metoda!

Grywalizacja lub gryfikacja lub gamifikacja (ang. gamification) – wykorzystanie mechaniki znanej np. z gier fabularnych i komputerowych, do modyfikowania zachowań ludzi w sytuacjach niebędących grami, w celu zwiększenia zaangażowania ludzi. Technika bazuje na przyjemności, jaka płynie z pokonywania kolejnych osiągalnych wyzwań, rywalizacji, współpracy itp. Grywalizacja pozwala zaangażować ludzi do zajęć, które są zgodne z oczekiwaniami autora projektu, nawet jeśli są one uważane za nudne lub rutynowe.

Spis treści

Elementy mechaniki gier
Mechanika znana z gier (np. komputerowych) wykorzystywana do grywalizacji projektów obejmuje:

  • Zadania i wyzwania dla uczestników lub grup (zwykle są zgodne z oczekiwaniami autora projektu)
  • Pasek postępu lub inna forma prezentacji jak blisko osoba jest od ukończenia zadania lub przejścia na kolejny poziom
  • Odznaki za osiągnięcia – ukończone zadania lub wyzwania (element wspierający wiralność projektu)
  • Poziomy trudności/rozwoju (osiągnięcie pierwszych zadań jest bardzo proste, wraz ze wzrostem doświadczenia uczestników rośnie poziom trudności zadań, z czasem konieczne jest angażowanie większej liczby uczestników do wykonania niektórych zadań)
  • Rywalizacja indywidualna i grupowa
  • Współpraca uczestników dla osiągnięcia wspólnego celu (pozwalająca zacieśniać więzi społeczne)
  • Rankingi (osób i grup osób)
  • Punkty – wirtualna waluta przyznawane za wykonanie zadań (liczba przyznawanych punktów jest proporcjonalna do skali trudności zadania i jego znaczenia dla autora projektu)
  • Wirtualne przedmioty
  • System nagradzania, wymiany, kolekcjonowania, możliwości obdarowywania innych służące do podwyższania statusu uczestników lub zacieśniania więzi społecznych wewnątrz projektu (element wspierający wiralność projektu)
  • System komunikacji pomiędzy uczestnikami – fora, e-maile, chaty (wspierający budowanie więzi społecznych pomiędzy uczestnikami)
Mechanizmy gry
Producenci gier komputerowych, takich jak World of Warcraft doprowadzili do perfekcji system, który wciąga użytkowników w intensywną interakcję z grą. System jest na tyle silny, że według raportu Nielsena z 2008 roku[1], czas spędzony na graniu w „World of Warcraft” był dłuższy, niż czas spędzony na graniu w pozostałe najpopularniejsze gry z pierwszej dziesiątki razem wzięte.

Potrzeby użytkowników (motywacja wewnętrzna i zewnętrzna) realizowane przez poszczególne elementy mechaniki gier (przykłady):

  • Status – podwyższanie własnego statusu w konkretnej społeczności (poziomy zaawansowania i odznaki)
  • Współzawodnictwo – osobiste i grupowe (rywalizacja i wyzwania)
  • Osiągnięcia i samodoskonalenie – pokonywanie kolejnych osiągalnych wyzwań (poziomy trudności, paski postępu, rankingi)
  • Poczucie wspólnoty i możliwość kontaktu z innymi osobami o podobnych potrzebach i zainteresowaniach oraz możliwość samoekspresji (fora, maile, chaty)
  • Altruizm (wymiana wirtualnych przedmiotów i punktów)
  • Zagrożenie – użytkownika lub grupy do której przynależy
  • Niechęć do straty (ang. Loss aversion) pojawia się na skutek szybkiego postępu osiągnięć na początku gry, dając uczestnikom poczucie tworzenia wirtualnego bytu/dobra, które szkoda później porzucić.
Poniżej znajduje się omówienie mechanizmów, które są używane do wciągnięcia graczy w świat gry.

Kolekcjonowanie
Przedstawianie elementów jako części większej kolekcji nadaje pojedynczym elementom dużo większą wartość. Jesteśmy psychologicznie uwarunkowani do „łatania dziur” we wzorcach, które dostrzegamy i dlatego np. ostatnia brakująca karta z kolekcji Pokémonów jest warta dla nas subiektywnie więcej, niż 10 czy 20 dublujących się kart. Zachęcenie do zebrania całej kolekcji (ang. collecting) jest jednym z podstawowych elementów mechaniki gier.

Rankingi
Rankingi, czyli tzw. tabele wyników (ang. leaderboards), pozwalają graczom porównać swoje umiejętności z umiejętnościami innych. Jesteśmy psychologicznie uwarunkowani do dostrzegania rzeczy w perspektywie, kontekście i ranking w grach zapewnia nam właśnie taki kontekst. W grach towarzyskich rozgrywanych „twarzą w twarz” rankingi nie są potrzebne – gracze widzą, kto z grupy wygrał, a kto przegrał. Ale w grach komputerowych, przed epoką internetu, istniały nawet fikcyjne tabele wyników, by zapewnić graczom kontekst dla ich umiejętności. Dziś gry potrafią ściągnąć online wyniki nie tylko obcych ludzi, ale także naszych znajomych, zapewniając nam jeszcze silniejszy kontekst i motywację do ulepszania umiejętności.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790

Cele
Cele (ang. goals) to sposób na wyznaczenie drogi gracza przez grę. W sportowych grach drużynowych, takich jak piłka nożna, celem jest wbicie piłki do bramki drużyny przeciwnej. W szachach celem jest „pojmanie” króla przeciwnika lub uniemożliwienie mu wykonania ruchu. Określenie celów zapewnia grze strukturę, której muszą się trzymać poszczególni gracze.

Poziomy
Zdobywanie umiejętności, rozwijanie postaci w grach RPG to rodzaj celu zwany „zdobywaniem poziomów” (ang. leveling). Kolejne poziomy rozwoju wiążą się często z dodatkowymi możliwościami, dostępem do zaawansowanych funkcji itp. Zdobywanie kolejnych poziomów może być celem gry samym w sobie lub może być środkiem do osiągnięcia innych, bardziej odległych celów.

Postęp
Bardzo istotnym elementem mechaniki gier jest postęp (ang. progress) – mechanizm, który sygnalizuje graczowi, jak wiele wysiłku trzeba jeszcze włożyć w osiągnięcie kolejnego celu lub poziomu oraz jak wiele wysiłku już włożył. Postęp może być wskazówką wizualną (np. pasek postępu przy poziomie postaci), może być wyrażony liczbą (punkty doświadczenia) itp. Niepełny pasek postępu motywuje nas do „skompletowania” go.

Wyzwania
Wyzwania (ang. challenges) to losowe lub regularne zadania, które gracz musi wykonać, aby zdobyć nagrodę, osiągnąć cel lub przejść na następny poziom. System wyzwań połączony z systemem celów stanowi podstawę konstrukcji każdej gry i określa wymagania w stosunku do gracza.

Nagrody i punkty
Trud włożony w osiąganie celów powinien być w mechanice gier kompensowany za pomocą nagród (ang. rewards). Nagrody te mogą dotyczyć różnych sfer gry – może to być „specjalne traktowanie” (dostęp do obszarów gry niedostępnych dla innych), może być „indywidualizacja” (możliwość spersonalizowania atrybutów postaci w grze), może to być nagroda punktowa. Bardzo ważnym elementem planowania przy kolekcjonowaniu punktów jest znalezienie dla nich zastosowania (tzw. balans pomiędzy „zdobywaniem i spalaniem” – ang. earning & burning). Punkty mogą być używane do zdobycia miejsca w rankingu lub do wydawania na przedmioty lub personalizację w grze.

Zastosowania
Grywalizację można stosować na wielu polach:

  • Marketing
  • Sprzedaż internetowa i osobista
  • Szkolenie pracowników
  • Rozwój osobisty i zdrowie
  • Edukacja
  • Finanse
  • Sport, rozrywka i spędzanie wolnego czasu
  • Programy społeczne i ekologiczne
  • Programy rządowe
  • W produktach
Przykłady grywalizacji
  • Ribbon Hero[2] to gra stworzona w laboratoriach Microsoft Labs, której celem jest nauczenie użytkownika obsługi pakietu Microsoft Office poprzez wciągnięcie go w grę. Program przedstawia użytkownikowi wyzwania (np. „użyj animacji w PowerPoincie” lub „sformatuj nagłówek i stopkę w Wordzie”), za które ten dostaje nagrody – punkty. Paski postępu pokazują jego „stopień ekspertyzy” w obsłudze poszczególnych programów.
  • Serwis geolokalizacyjny FourSquare[3] używa systemu znaczków, wyzwań i osiągnięć by zachęcić użytkowników do zwiększenia partycypacji w tworzeniu zawartości.
  • mGra - gra promująca nowy serwis transakcyjny mBanku, wprowadzony w 2013 roku. Dokonując przelewów, oznaczając transakcje czy korzystając z produktów finansowych klienci mBanku zyskują specjalne odznaki[4].
Szkielet projektu grywalizacji [5]
  1. Wyznaczenie celów biznesowych
  2. Określenie zachowań grupy docelowej
  3. Opisanie graczy
  4. Opracowanie pętli aktywności
  5. Pamiętanie o dobrej zabawie
  6. Wykorzystanie odpowiednich narzędzi
Polska nazwa
Istnieją trzy polskie warianty tłumaczenia słowa gamification:

  • gamifikacja – wynikająca z określenia angielskiego.
  • gryfikacja – autorstwa Sebastiana Starzyńskiego, twórcy serwisu gryfikacja.pl
  • grywalizacja – stworzona przez Pawła Tkaczyka, autora książki Grywalizacja. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych[6].
Przypisy

  1. The State of the Video Gamer. PC and Video Game Console Usage, Fourth Quarter 2008, Nielsen, 2008
  2. Ribbon Hero 2
  3. FourSquare
  4. http://www.mbank.pl/pomoc/zdalny-dostep/serwis-transakcyjny/mgra/
  5. Gamification
  6. Paweł Tkaczyk, Grywalizacja. Jak zastosować mechanizmy gier w działaniach marketingowych, Gliwice Helion, 2012, ISBN 9788324636242.
Bibliografia
  • Gabe Zichermann, Christopher Cunningham: Gamification by Design. Implementing Game Mechanics in Web and Mobile Apps. O'Reilly, 2011. ISBN 978-1-4493-9767-8.
Ludzie lubią gry, nie? No to sobie grają, w swoje własne zniewolenie. Państwo robi gry, które jarają ludzi i są realistyczne.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Ministerstwo Rodziny patronem kampanii LGBTQI
http://prawica.net/5816

Ja akurat jestem libertynem, ale konserwatywnym. Konserwatywnym w tym sensie, że doceniam umiarkowane urozmaicanie sobie życia, ale z pełną swiadomością, że hetereseksualna rodzina to podstawa bytu ludzkości. "gejów" i innych dziwaków chodzących przy szkołach kazałbym wieszać. Tu się kończy tolerancja. Niech każdy robi co chce, ale bez indoktrynacji małych dzieci, bez robienia z tego ideologii państwowej.
Poza tym PiS do wyborów szedł z hasłami konserwatywnymi. Trzeba być niezłą gnidą by prowadzić odmienny program od deklarowanego.
A propos. Kolejne osoby - Szydło, Waszczykowski, Duda - ostatnio mało się nie posikały wazeliniąc pani Merkel. Od początku uważałem "ataki" na PiS za ustawkę. PiS to globalistyczne lewactwo, w pewnej części złożone z rewolucyjnych Żydów. W ich konserwatyzm i germanofobię wierzą tylko idioci, którzy oceniają tylko po deklaracjach. PiS stanie się germanofobicnzy gdy Niemcy odejdą od polityki multi-kulti, gender i globalizmu. Niemcy dymający nas jako filar rządu światowego na Europę są dla PiS spoko sojusznikiem.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
@Doman, powyższy post sytuuje Cię raczej jako zamordystę, ale ciekawy wniosek wysnułeś. Zgadzam się, to możliwe, wszak gdyby PiS miał zrobić jakikolwiek realny wyłom w systemie, nigdy nie zostałby dopuszczony do władzy. Powtórzę: PiS ma za zadanie wdrożyć wszystko to, czego "skądinąd liberalny" rząd Tuska nie mógłby wbić ze względu na wizerunek. Partyjna rotacja odbywa się IMO w ściśle kontrolowanych warunkach. Tu nie ma miejsca na przypadek, a opozycja jest iluzoryczna - podobnie jak w USA. Rządzący muszą stworzyć podział w elektoracie, bo się łatwiej rządzi skłóconymi ludźmi.
Dziel i rządź!!
 

Hitch

3 220
4 876
Ja akurat jestem libertynem, ale konserwatywnym. Konserwatywnym w tym sensie, że doceniam umiarkowane urozmaicanie sobie życia, ale z pełną swiadomością, że hetereseksualna rodzina to podstawa bytu ludzkości. "gejów" i innych dziwaków chodzących przy szkołach kazałbym wieszać

A ja akurat jestem libertarianinem. Też konserwatywnym. Konserwatywnym w tym sensie, że to rodzice powinni decydować, kto chodzi przy szkołach ich dzieci. Rzecz jasna, jeśli mówimy o terenie przynależnym do wspomnianej placówki, która na zasadzie dobrowolnej umowy z rodzicami realizuje edukację ich pociech. Jeśli rodzice chcą by ich dzieci się uczyły o dziwakach to jest ich sprawa.

Dodatkowo, cudze preferencje nie naruszają NAPu, póki się siłą nikogo nie zmusza do ich dzielenia, więc wieszanie pedryli mało koszerne jest. No chyba, że masz wywieszkę przed swoją furtką mówiącą, że odjebiesz każdego pedała, który przekroczy twój próg bez twojego pozwolenia.
 
Ostatnia edycja:

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
powyższy post sytuuje Cię raczej jako zamordystę,

ale czemu? Zmuszą się mnie do posłania dziecka do państwowej szkoły w której padnie ono ofiarą jakiegoś psychola mającego ambicje przeprogramowywać społeczeństwo. Czy ja mu życie urządzam, piętnuje grzechy? Przecież nie. On natomiast ma ambicje przeprogramować moje własne dzieci, a może nawet się do nich dobrać. Za to należy się sznur bez dwóch zdań.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Teraz mówisz o czymś innym, niż wieszanie pedałów za ich pedalstwo, a to zmienia postać rzeczy. Może nie ma sensu kontynuować tu tego tematu.

Ujmę rzecz krótko: sznur dla pedofila lub kogokolwiek dobierającego się do dziecka, ale nie ma sznura dla pedałów za ich pedalstwo. To chyba zrozumiałe. Ja nie czuję niechęci do homosiów, ale zapalczywie nienawidzę forowanych przez państwa środowisk LGBT i im podobnych, którzy mają na celu odgórne wywołanie określonych zmian społecznych.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Od początku pisałem o tym. Cytuję kluczowy fragment tamtej wypowiedzi: "gejów" i innych dziwaków chodzących przy szkołach kazałbym wieszać.

w tej kwestii jak widzę mamy identyczny pogląd.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Chyba używasz jakichś skrótów myślowych. "Kluczowy fragment" implikuje zamordyzm, co wynika z faktu, że chcesz wieszać pedofilców i gejów krzątających się koło szkół. Wciąż mamy sytuację przed popełnieniem czynu. Skąd pewność, że taki nastąpi? Może se tylko spacerują akurat koło szkoły?
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Chyba używasz jakichś skrótów myślowych. "Kluczowy fragment" implikuje zamordyzm, co wynika z faktu, że chcesz wieszać pedofilców i gejów krzątających się koło szkół. Wciąż mamy sytuację przed popełnieniem czynu. Skąd pewność, że taki nastąpi? Może se tylko spacerują akurat koło szkoły?

To chyba byl po prostu skrot myslowy ze strony Dormana... Nie ma o co kruszyc kopi.

P.S. w prywatnych szkolach nauczanie pedalstwa powinno byc dozwolone. Coby lewaczki wyslaly tam swoje dzieci. Te moze przekonalyby sie ze homo jest super...i w ciagu jednej generacji lewactwo znikneloby w sposob naturalny...
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
@tom
tak to był skrót myślowy. nie chodzi o geja spacerującego obok budynku, ale takiego co sra dziecku do głowy na lekcji. problem w tym, że takie lekcje stają się powoli obowiązkowe, a lokalne rządy posłusznie wdrażają wytyczne.

Zmieniając temat

Tow. Macierewicz uznał polskie społeczeństwo za niedojrzałe do posiadania broni. od początku uważałem, że OT Macierewicza jest wzorowana na ukraińskich batalionach ochotniczych a nie na OT Szwajcarii.

http://www.kresy.pl/wydarzenia,bezpieczenstwo-i-obrona?zobacz/macierwicz-polacy-jeszcze-przez-lata-nie-powinni-miec-latwego-dostepu-do-broni

Społeczeństwo polskie dzisiaj jest innym społeczeństwem niż było w okresie II Rzeczypospolitej i zapewne przyjdzie taki moment, kiedy to, o czym pan mówi, będzie można zrealizować. Ale przejdźmy kolejne etapy dorastania do posługiwania się i posiadania broni. Bo broń to jest wielka, wielka odpowiedzialność i trzeba się tej odpowiedzialności po prostu normalnie nauczyć.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom