Rządy Prawa i Sprawiedliwości

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 448
Przez tę ustawę LPG może zdrożeć do 3 zł za litr

7cfed5bf820e.png


Prawo i Sprawiedliwość liczy na to, że uda się im osiągnąć to, do czego poprzednicy nawet nie mogli się zbliżyć. Nowelizacją ustawy Prawo energetyczne chce ograniczyć do minimum szarą strefę w obrocie paliwami. Tymczasem niektóre jej zapisy mogą doprowadzić do zamknięcia 90 proc. firm działających w branży LPG. Mimo sporych kontrowersji i protestów ustawa sprawnie została przegłosowana w Sejmie 19 lipca i trafiła już do izby wyższej. Jeśli w Senacie politycy niczego nie zmienią, handlujący LPG - bez względu na obroty - będą musieli wpłacić dwa razy po 10 mln zł zabezpieczenia na poczet przyszłych, potencjalnie niezapłaconych podatków.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
Drożdżówki wrócą do szkolnych sklepików. Ale by nie byłoby wesoło, to na określonych warunkach...


Co będzie można sprzedawać w szkolnych sklepikach? Minister zatwierdził listę
Do szkół mogą wrócić drożdżówki, ale muszą być mniej słodkie i nie mogą być z ciasta, które było głęboko zamrożone. Może też wrócić kawa - minister zdrowia Konstanty Radziwiłł podpisał nowe rozporządzenie dotyczące produktów, które mogą być sprzedawane w sklepikach szkolnych.

Wejdzie ono w życie 1 września 2016 r. Do 31 grudnia 2016 r. szkoły będą jednak mogły stosować poprzednie rozporządzenie - z sierpnia ubiegłego roku, obowiązujące w minionym roku szkolnym 2015/2016.

Zgodnie z nowym rozporządzeniem w szkolnych sklepikach będzie można uczniom sprzedawać pieczywo przygotowane z mąk o różnym stopniu oczyszczenia, co - jak napisano w uzasadnieniu do rozporządzenia - ma na celu promowanie urozmaiconej diety oraz spożycia produktów pełnoziarnistych o wyższej zawartości składników mineralnych, jak i błonnika. Pieczywo to ma być bazą do przygotowywania kanapek.

Z grupy tej wyłączone zostało pieczywo wyprodukowane z ciasta głęboko mrożonego. Podobnie pieczywo półcukiernicze i cukiernicze będzie można oferować uczniom tylko z ciasta, które nie było głęboko mrożone.

Poza tym, w ofercie sklepików znajdą się kanapki, sałatki i surówki, mleko, napoje zastępujące mleko (sojowe, ryżowe, owsiane, kukurydziane, gryczane, orzechowe, jaglane, kokosowe i migdałowe), produkty mleczne - jogurt, kefir, maślanka, mleko zsiadłe, mleko acidofilne, mleko smakowe, serwatka, ser twarogowy, serek homogenizowany lub produkty zastępujące produkty mleczne na bazie soi, ryżu, owsa, orzechów lub migdałów,

Sprzedawane będą mogły być także zbożowe produkty śniadaniowe, warzywa, owoce, suszone warzywa i owoce oraz nasiona bez dodatku cukrów lub substancji słodzących, a także soki owocowe, warzywne, owocowo-warzywne, przeciery, musy owocowe, warzywne oraz owocowo-warzywne bez dodatku cukrów i soli.

Dzieci będą mogły w sklepiku kupić koktajle owocowe, warzywne, oraz owocowo-warzywne na bazie mleka, napojów zastępujących mleko, naturalnej wody mineralnej nisko- lub średniomineralizowanej, wody źródlanej i wody stołowej, a także napoje przygotowane na miejscu (m.in. herbata, napary owocowe, kawa zbożowa, kawa, kakao naturalne, kompot) ale pod warunkiem, że nie zawierają więcej niż 10 g cukrów w 250 ml produktu oraz napoje bez dodatku cukrów i substancji słodzących. Dostępne będą także bezcukrowa guma do życia i gorzka czekolada o zawartości minimum 70 proc. kakao.

Zgodnie z rozporządzeniem jedzenie w szkolnych i przedszkolnych stołówkach będzie musiało "spełniać odpowiednie wymagania dla danej grupy wiekowej, wynikające z aktualnych norm żywienia dla populacji polskiej". I tak na całodzienne żywienie dzieci powinny składać się środki spożywcze pochodzące z różnych grup środków spożywczych. Posiłki (śniadanie, obiad, kolacja) mają zawierać produkty z następujących grup środków spożywczych: produkty zbożowe lub ziemniaki, warzywa lub owoce, mleko lub produkty mleczne, mięso, ryby, jaja, orzechy, nasiona roślin strączkowych i inne nasiona oraz tłuszcze. Zupy, sosy oraz potrawy mają być sporządzane z naturalnych składników, bez użycia koncentratów spożywczych, z wyłączeniem koncentratów z naturalnych składników.

Zgodnie z wytycznymi od poniedziałku do piątku stołówka może podać nie więcej niż dwie porcje potrawy smażonej, przy czym do smażenia powinien być używany olej roślinny rafinowany o zawartości kwasów jednonienasyconych powyżej 50 proc. i zawartości kwasów wielonienasyconych poniżej 40 proc.

Szkoła ma też podawać każdego dnia co najmniej dwie porcje mleka lub produktów mlecznych i co najmniej jedną porcję z grupy "mięso, jaja, orzechy, nasiona roślin strączkowych". W każdym posiłku obowiązkowo znajdą się warzywa lub owoce oraz co najmniej jedna porcja produktów zbożowych. Jednocześnie w całodziennym żywieniu dziecko będzie musiało otrzymać co najmniej 5 porcji warzyw lub owoców. W jadłospisie szkolnym co najmniej raz w tygodniu ma się znaleźć porcja ryby.

W rozporządzeniu określono, że oferowane dzieciom produkty nie będą mogły zawierać więcej niż 15 g cukru w 100 g/ml produktu gotowego do spożycia, a w przypadku produktów mlecznych - nie więcej niż 13,5 g cukru w 100 g/ml produktu. Nie będzie w nich też mogło być więcej niż 10 g tłuszczu na 100 g/ml produktu gotowego do spożycia i 0,4 g sodu/1 g soli w 100 g/ml produktu gotowego do spożycia, a w przypadku pieczywa półcukierniczego i cukierniczego - maksymalnie 0,45 g sodu/1,2 g soli w 100 g/ml produktu gotowego do spożycia.

Przepisy dotyczące zasad przygotowywania posiłków w stołówkach szkolnych i przedszkolnych oraz produktów sprzedawanych w szkolnych sklepikach obowiązujące w minionym roku szkolnym od początku budziły wiele kontrowersji. Protestowali właściciele sklepików szkolnych, a rodzice skarżyli się, że dzieci nie chcą jeść posiłków przygotowanych według nowych zasad; wskazywano, że przepisy są zbyt restrykcyjne, zabraniały np. kanapek z białego pieczywa i słodzenia herbaty cukrem.

Do wydania rozporządzenia dotyczącego jedzenia w szkołach i przedszkolach zobowiązuje ministra zdrowia znowelizowana w ubiegłym roku ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Przepisy obowiązują we wszystkich typach szkół (od szkół podstawowych do ponadgimnazjalnych, z wyjątkiem szkół dla dorosłych), a także w przedszkolach i w tzw. innych formach wychowania przedszkolnego (np. punktach przedszkolnych i klubach przedszkolaka).
 
Ostatnia edycja:

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Kurwy z PiS-u rozwalają budżet:

Rząd powiększa zadłużenie w nieprawdopodobnym tempie
Opublikowano: 28 Lip 2016

Od początku 2016 roku do końca maja zadłużenie Skarbu Państwa powiększyło się o 56,1 mld złotych. To więcej niż w ciągu całego poprzedniego roku.

Swój udział w drastycznym wzroście zadłużenia mają oczywiście kursy walut, jednak to tylko część problemu. Bardzo duży wpływ na powiększanie długu publicznego ma realizowanie przez rząd różnych kosztownych programów, przede wszystkim 500+. Z kolei w ciągu pierwszego półrocza obecnego rządu, pomiędzy listopadem a kwietniem, dług publiczny wzrósł o 54 mld złotych. To już blisko poziomu z pierwszej połowy 2014 roku, kiedy to Platforma Obywatelska zajęła środki z OFE, co pozwoliło jej rozluźnić dyscyplinę budżetową i minister Szczurek mógł przyspieszyć proces zadłużania Skarb Państwa. Największy, jak do tej pory, przyrost długu rządowego zanotowano w marcu 2009 roku – wówczas był to poziom 85 mld złotych, z czego 47 mld stanowił dług walutowy.


http://wmeritum.pl/rzad-powieksza-zadluzenie-nieprawdopodobnym-tempie/150118

Ile im zajmie dojście do progu 60% PKB w takim tempie?
 

The Silence

Well-Known Member
430
2 595
Wzrost zadłużenia to w zasadzie standardowa sytuacja, gdy do władzy dochodzą socjalistyczni populiści.
Mimo wszystko warto jest poruszać ten temat w szerszym gronie. Większość społeczeństwa albo nie zdaje sobie sprawy z tego, że rząd zadłuża się na kosmiczne sumy, albo przyjmuje postawę w stylu "skoro wszystkie kraje się zadłużają to po co się martwić".
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Łotry i bandyci z fiskusa dokręcają śrubę.

Muszę dodać na marginesie, że całkiem straciłem zainteresowanie jakimikolwiek odpowiedziami na pytania typu: kto stał za wypadkiem z Kaczym w 2010. Od pewnego czasu szczerze żałuję, że nie zginęło pięć razy tyle tego skurwysyństwa!!

http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/943849,vat-jpk-nowe-obowiazki-dla-przedsiebiorcow.html

Kary: za niedostarczenie ewidencji - 3mln zeta, za dostarczenie nieprawdziwej - 6 mln.


 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Parezja.pl » Nowy przepis: 25 lat pozbawienia wolności za wyłudzenia VAT-u
Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, poinformował, że pod koniec bieżącego roku zaczną obowiązywać nowe przepisy przewidujące 25 lat pozbawienia wolności za wyłudzenia na wielką skalę VAT-u.
Problem ze skazywaniem za wyłudzenia VAT jest taki, że do tej pory skazywano zazwyczaj nie sprawców tego procederu, a wina była przerzucana na klientów towaru zakupionego w łańcuszku gospodarczym. Klienci ci byli zazwyczaj nieświadomi faktu, że kupują towar za który wcześniej ktoś nie zapłacił VAT lub który służył do wyłudzenia VAT.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Krzysio już o tym pisał, ale można dodać w temacie.

Dlaczego Kaczyński robi to, co robi? Odpowiedzią są myśli zapomnianego teoretyka prawa
30.01.2016, 08:31 | Aktualizacja: 30.01.2016, 09:24
Z Krzysztofem Mazurem Rozmawia Emilia Świętochowska
Prawnik Stanisław Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, czyli językowej interpretacji przepisów w oderwaniu od tego, jak funkcjonują one w praktyce. Upraszczając, wola polityczna wyrażona przez naród jest nadrzędna wobec prawa - o intelektualnym mistrzu Jarosława Kaczyńskiego w rozmowie z Emilią Świętochowską opowiada Krzysztof Mazur.

Mój rozmówca wyciąga z walizki stertę starych, mocno podniszczonych książek. Między pożółkłymi stronami wystają zakładki z zaznaczonymi cytatami

Emilia Świętochowska: Nieźle się pan przygotował do tej rozmowy.

Krzysztof Mazur*: W tych książkach jest wiele fragmentów, które doskonale tłumaczą, dlaczego Jarosław Kaczyński postępuje tak, a nie inaczej.

Innymi słowy, dlaczego jedzie po bandzie? Z Trybunałem Konstytucyjnym, z mediami publicznymi...

Tak bym chyba tego nie nazwał.

Ale twierdzi pan, że w pracach zapomnianego teoretyka prawa, prof. Stanisława Ehrlicha, bo o nim właśnie mówimy, znajdziemy intelektualne uzasadnienie dla działań prezesa PiS, które doprowadziły do demonstracji pod hasłem obrony demokracji.

W biografii autorstwa Piotra Zaremby Kaczyński mówi nawet, że Ehrlich był jego mistrzem na równi z marszałkiem Piłsudskim. Zresztą w wielu innych wywiadach wspominał o tym, jak duży wpływ wywarły na jego myślenie koncepcje profesora. Mnie najbardziej dziwi to, że nikt nie zadał sobie dotąd trudu zrobienia tak prostej rzeczy jak przeczytanie tych kilku książek Ehrlicha. Przecież one leżą w bibliotekach. Chyba temperatura sporu w Polsce jest już taka, że zamiast mierzyć się z racjami Kaczyńskiego, większość woli go demonizować i przypisywać mu różne przypadłości psychologiczne. A moim zdaniem całą tę wojnę o Trybunał Konstytucyjny można odrzeć z emocji i wyjaśnić na poziomie intelektualnym właśnie przez pryzmat tego, co w latach 60. i 70. Ehrlich pisał w swoich książkach na temat praworządności, grup nacisku i pluralizmu. To w nich leży źródło poglądów Kaczyńskiego na państwo i prawo w III RP.

Zrobiłam wcześniej małą sondę wśród znajomych młodych prawników. Żaden nie słyszał o prof. Ehrlichu.

Nie dziwi mnie to. Jego prace nie należą obecnie do kanonu lektur studentów prawa czy politologii. Tymczasem 50 lat temu Ehrlich był w gronie najbardziej poważanych i wpływowych profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, odgrywając ogromną rolę w kształtowaniu światopoglądu wielu młodych prawników. Jednym z nich był Jarosław Kaczyński, który od końca lat 60. uczestniczył w prowadzonym przez niego seminarium. Ehrlich był także promotorem jego pracy magisterskiej, a potem doktoratu obronionego w 1976 r.

Marksista, żołnierz armii Berlinga, człowiek reżimu komunistycznego. Nie jest to najlepsza zachęta do lektury jego dzieł.

Jasne, to wszystko prawda. Ale jak się podejdzie do prac Ehrlicha bez uprzedzeń i zacietrzewienia, to okaże się, że po pierwsze, nie są one wcale obrośnięte marksistowską nowomową, po drugie – mimo że minęło przeszło 50 lat, zawarte w nich przemyślenia pozostają aktualne, a mechanizmy polityczne i społeczne, które opisują, są odtwarzane w dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Ehrlich to zresztą bardzo ciekawa, niejednoznaczna postać. Pochodził ze spolonizowanej żydowskiej rodziny prawniczej. W młodości służył w Ludowym Wojsku Polskim, dochodząc w nim do rangi majora do spraw politycznych. Nie ma dyskusji, że po wojnie uczestniczył w tworzeniu systemu komunistycznego i należał wówczas do grona ważnych członków partyjnej elity. Ale od pewnego momentu zaczął coraz wyraźniej dystansować się ideowo od marksizmu-leninizmu, przechodząc na pozycje bardziej liberalne.

Co tak ujęło Kaczyńskiego w jego teoriach?

Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, czyli, w uproszczeniu, językowej interpretacji suchych przepisów w oderwaniu od tego, jak funkcjonują one w praktyce. Jego zdaniem taka analiza daje nam fałszywy obraz rzeczywistości, bo nie pozwala uchwycić przypadków, w których grupy uprzywilejowane społecznie cieszą się swoistym immunitetem. Ich pozycja jest na tyle silna, że potrafią skutecznie wpływać na decydentów politycznych, a w konsekwencji dostosowywać prawo do własnych interesów. W teorii wszystko może wyglądać pięknie, bo mamy nowoczesną konstytucję, gwarancje ochrony praw obywateli itd. Ale ponieważ nie ma równowagi między różnymi grupami – jedni są silni, a drudzy wykluczeni lub marginalizowani – to nie ma mowy o żadnej praworządności. Raczej o degeneracji. Ehrlich mówił już o tym w latach 60.!

I chce pan powiedzieć, że jego analiza pozostaje aktualna?

Dokładnie tak. Żeby było jasne, Ehrlich uważał, nie ma nic złego w tym, że w dojrzałych demokracjach jest wiele grup nacisku – od związków zawodowych, lobbystów, przez organizacje społeczne, po ugrupowania polityczne. Są one naturalnym elementem życia społecznego. Warunek jest jednak taki, aby żadna z nich nie dominowała względem pozostałych. Chodzi więc o realny pluralizm i równowagę między grupami nacisku. Ehrlich mówi, że dopiero biorąc pod uwagę skomplikowany układ interesów i powiązań między nimi oraz praktykę stosowania prawa, można dokonywać zmian. Bo nie wystarczy skodyfikować określone reguły, żeby automatycznie zaczęły one być przestrzegane. Prawo to nie tylko przepis, lecz także sposób, w jaki działa on w społeczeństwie.

A zdaniem Kaczyńskiego w III RP prawo nie działa?


Na pewno dostrzegam bardzo wyraźny związek między tym, co pisał Ehrlich w swojej książce „Grupy nacisku” z 1962 r., a społeczną i polityczną diagnozą Kaczyńskiego na temat Polski po 1989 r. Ten słynny „układ”, który tak często przywołuje w swoich wypowiedziach, to nic innego jak dostrzeżenie, że w III RP są nieformalne grupy nacisku mające szczególnie silny wpływ na kształt prawa, a zarazem na tyle silne, by narzucać swoją wolę innym. Na drugim biegunie są ci wykluczeni ze względu na swoją pozycję ekonomiczną, uwarunkowania geograficzne czy brak dostępu do mediów.

Czyli, że prawo jest wypadkową interesów grup najsilniejszych? To jakieś mocno darwinistyczno-marksistowskie podejście...

Kaczyński powiedziałby zapewne, że realistyczne. Zresztą dlatego spada na niego taka fala oburzenia, kiedy mówi na przykład, że litera prawa nie jest dla niego najważniejsza, bo on występuje w imieniu tych, którzy są pozbawieni realnego głosu i chcą prawdziwej zmiany. Ponieważ prezydent, rząd i większość parlamentarna należą do obozu politycznego, którego jest liderem, to czuje się uprawniony do wprowadzania jej w życie. A ci, którzy mu w tym przeszkadzają, nie reprezentują nikogo, tylko wąskie, partykularne interesy. Upraszczając, wola polityczna wyrażona przez naród jest nadrzędna wobec prawa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Już widzę, jak czytając coś takiego, prawnicy łapią się za głowę.

Trochę prowokacyjnie można powiedzieć, że Kaczyński jest w rzeczywistości największym demokratą. Dla niego samego najgorszy model demokracji to właśnie jurystokracja, rządy prawników. Ci wszyscy krytycy Kaczyńskiego, z KOD-em na czele, nie rozumieją jednej fundamentalnej sprawy. Dla nich postępowanie prezesa PiS jest przejawem dążenia do zawłaszczenia państwa, wykorzystania go do własnych celów i zdobycia nieograniczonej władzy. Kaczyński uważa jednak, że cały spór o trybunał, zmiany w mediach, reforma służby cywilnej to po prostu próba zaprowadzenia równowagi i pluralizmu, których nie ma i nigdy nie było w III RP. Dobrze widać to na przykładzie mediów publicznych. Kaczyński mówi: wiem, nie podoba się wam to, że Jacek Kurski jest prezesem telewizji, też chciałbym, żeby była ona niezależna. Ale w Polsce po 1989 r. ukształtował się taki system medialny, że telewizja i radio obecnie reprezentują tylko wybrane grupy, światopoglądy i opcje polityczne. Dlatego musimy wziąć media publiczne, żeby stały się one przeciwwagą dla mediów liberalnych.

I taki sam pluralizm trzeba było zaprowadzić w Trybunale Konstytucyjnym?

W pewnym sensie tak. Co więcej, bardzo krytyczny stosunek prezesa PiS do TK bierze się w ogóle z jego negatywnej oceny roli, jaką instytucja ta odegrała w budowaniu systemu postkomunistycznego. Kaczyński twierdzi, że III RP nie jest państwem praworządnym, bo u progu transformacji ustrojowej nie było do tego warunków. Co z tego, że w konstytucji zapisano, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”, skoro nigdy nie nastąpiło odcięcie się od dorobku prawnego PRL. Kaczyński twierdzi wręcz, że sądy i teoretycy prawa po 1989 r. interpretowali tę zasadę, bezpośrednio odwołując się do doktryny ochrony prawa nabytych, a to w efekcie przyczyniło się do zakonserwowania wpływów i przywilejów dawnych beneficjentów reżimu socjalistycznego. W dużej mierze z tego też powodu nigdy nie doszło w Polsce do gruntownej lustracji, osądzenia winnych zbrodni komunistycznych, konfiskaty majątku PZPR czy pozbawienia funkcjonariuszy służb PRL przywilejów emerytalnych. A TK miał w tym swój wkład. Co więcej, Kaczyński stawia tezę, że pod koniec lat 80. władze PRL przeczuwały rychły upadek systemu i celowo ustanowiono takie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich oraz sądy administracyjne, aby ograniczyć możliwość przeprowadzenia radykalnych reform, a jednocześnie chronić uprawnienia byłych funkcjonariuszy PRL.

To już trochę zakrawa na teorię spiskową...

Wiadomo, że oceny historyków, polityków i publicystów są w tej kwestii różne. Na pewno ci, którzy twierdzą, że zmiany z końca lat 80. były zaplanowanym programem politycznym, nie mają takiego przebicia się do opinii publicznej. Nie zmienia to faktu, że od Okrągłego Stołu do uchwalenia nowej konstytucji w 1997 r. TK faktycznie był współtwórcą ustroju Polski. Jak podkreśla Jacek Sokołowski, doktor nauk prawnych z Uniwersytetu Jagiellońskiego, szczególnie w tym okresie wiele rozstrzygnięć trybunału opierało się nie na interpretacjach stricte prawnych, ale argumentach filozoficznych i aksjologicznych. Przepisy bywały bowiem na tyle niejednoznaczne czy ogólnikowe, że sędziowie mieli wiele swobody przy ich wykładni.


Dlatego kierowali się własnym światopoglądem?

Kaczyński nie ma żadnych złudzeń, że sędziowie to apolityczne, bezstronne byty. Zresztą coś pani przeczytam. „Pochodzenie społeczne sędziów, mimo pozornej izolacji od nurtu bieżącej polityki, determinuje ich postawy i sympatie. Ujawniają się one w okresie społecznych konfliktów, kiedy trzeba odłożyć maskę rezerwy wobec politycznych aktualiów”. To cytat z książki napisanej przez Ehrlicha w latach 70. Brzmi znajomo?

Bardzo.

Oczywiście nikt nie mówi o tym, że minister sprawiedliwości powinien bezpośrednio wskazywać osoby na urząd sędziowski. Chodzi raczej o to, aby nie utrzymywać fikcji, że sędziowie, orzekając, całkowicie odkładają na bok swój światopogląd. W Stanach Zjednoczonych telewizja transmituje przesłuchania kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego przed komisją senacką, w trakcie których padają pytania o ich poglądy dosłownie na wszystko: od uprawnień służb specjalnych po aborcję. Tymczasem u nas, kiedy Kaczyński mówi, że nie mamy demokratycznej kontroli nad sędziami, zaraz słychać krzyki, że to zamach na niezawisłość sędziowską. Myślę też, że on sam zgodziłby się z Ehrlichem, że prawnicy mają dość wąskie spojrzenie na rzeczywistość właśnie przez to, że na studiach koncentrują się na przyswajaniu kodeksów i rozwiązywaniu kazusów, a w ogóle nie analizują społecznych konsekwencji i oddziaływania przepisów. Tymczasem sędzia, który nie zna historii ani pojęć socjologicznych i politologicznych, nie będzie w stanie wychwycić różnych niuansów przy stosowaniu prawa.

Uważa pan więc, że rozprawa z TK to coś więcej niż tylko pokaz siły i chęć odbicia go z rąk „platformerskich” sędziów?

Cała wojna o trybunał to dla Kaczyńskiego uderzenie w instytucję, która jest symbolem porządku prawnego III RP. Stanowi próbę przełamania tego, co sam nazywa imposybilizmem, czyli przekonaniem, że nic się nie da zrobić bez odpowiedniej podstawy prawnej. Jego zdaniem takie myślenie w zasadniczy sposób zawęża możliwości działania państwa, czy to jeśli chodzi o likwidowanie patologii społecznych, realizację wielkich reform, czy ograniczenie przywilejów najsilniejszych. Trybunał Konstytucyjny jest zaś naczelnym strażnikiem status quo. Nie jest zatem wykluczone, że Kaczyński celowo poszedł na konfrontację z TK, po to aby trwale osłabić jego rolę.

A służba cywilna?

Sięgnijmy znowu do Ehrlicha. Ma on mocne przekonanie, że apolityczność i niezależność administracji w ustroju demokratycznym są fikcją. Urzędnicy mogą co prawda zachować bezstronność w sprawach małej wagi, ale nie w tych, które odnoszą się do kluczowych reform rządowych.

Dlaczego ten ferment ma miejsce dzisiaj, a nie 25 lat temu?

W 1989 r. panowało u nas myślenie, że można wykonać drogę na skróty: skodyfikować określone zasady, a wszystko będzie działać, jak należy. I ten sam błąd zrobiono we wszystkich innych krajach bloku wschodniego. Tymczasem doktryna demokratycznego państwa prawnego ukształtowała się na Zachodzie w toku wielosetletniej ewolucji. Nie wprowadzono jej dekretem. A my, zgodnie z naszym postkolonialnym myśleniem, założyliśmy, że wystarczy uchwalić odpowiednie prawo, bez względu na to, że wciąż mamy instytucje i ludzi z poprzedniego systemu, nad którymi państwo nie panuje.

Tak jak z tym wprowadzaniem demokracji w Iraku?

Dokładnie tak. I to jest właśnie postkolonializm, który stoi za kształtem przemian w Polsce po 1989 r. Nikt się nie zastanawiał, czy może nie powinniśmy wymyślić własnej drogi, zamiast implementować z góry wszystko, co obowiązuje na Zachodzie, nie mając nawet pojęcia, czy to u nas zafunkcjonuje. Mam jednak wrażenie, że moje pokolenie, dla którego Okrągły Stół to fakt historyczny, a nie biograficzny, jest coraz mniej skłonne do bezrefleksyjnego zapatrzenia w Zachód. Wielu naszych rodziców marzyło, żebyśmy dostali robotę w niemieckich koncernach, wychowywało nas w kulcie nauki języków obcych. Ale my chcemy zakładać polskie firmy, które będą konkurować z niemieckimi.

A Kaczyński jest tym, który ma wam w tym pomóc?

Nie wiem, czy tak się stanie. Na pewno jego diagnozy trafiają do wielu. W tym też jednak tkwi problem i z nim, i z Ehrlichem, że obaj są świetni w diagnozowaniu problemów społecznych, ale gorzej radzą sobie ze znajdowaniem rozwiązań. Co więcej, Kaczyński nie ma zwyczaju szerokiego konsultowania swoich decyzji. Raczej stawia opinię publiczną przed faktem dokonanym. Zresztą jego intelektualny mistrz w ogóle powątpiewał w to, czy głębokie reformy są dziś możliwe. W jednej ze swoich książek z lat 90. pisze, że w społeczeństwie, w którym liczba różnego rodzaju norm – nie tylko regulacji prawnych, ale i kodów kulturowych, reguł społecznych i wzorców zachowań, rośnie w tak ogromnym tempie, że niewykluczone, iż nie da się już przeprowadzać radykalnych zmian.

Zastanawia mnie tylko jedno. Na ile tak naprawdę można przełożyć kategorie interpretacyjne i diagnozy postawione w latach 60. i 70. na dzisiejsze polskie realia?

Przeczytam pani coś, co Ehrlich napisał na początku lat 60., obserwując społeczeństwo amerykańskie. Jest to opis pewnego fenomenu społecznego. „Wzrost świadomości obywatelskiej prowadzi też do tworzenia się niezależnych grup obywatelskich, niezwiązanych z określoną partią, a stawiających sobie za cel jakąś reformę, np. w skali miasta (...). Ten ruch wysuwający własnych kandydatów bez oglądania się na partyjnych bossów, zmierzających do opanowania samorządu miejskiego, jest godny uwagi”. Moim zdaniem ten fragment to wypisz wymaluj opis tego, co dzisiaj uważamy za coś nowoczesnego i świeżego, czyli ruchy miejskie i fenomen Jana Śpiewaka i Joanny Erbel.

Dobra, to skoro Ehrlich taki aktualny, czemu nikt go teraz nie czyta?

Może wnioski z lektury zburzyłyby nasz święty spokój?

*Krzysztof Mazur, doktor nauk politycznych, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Klubu Jagiellońskiego, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Niezależnie od tego, co Kaczyński sądzi o kwestiach prawnych, kwestie fiskalne są raczej zupełnie jasne.

"Rz": Rekordowy dług publiczny od czasu rządów PiS
Polska
Dzisiaj, 19 sierpnia (11:35)

Chociaż PiS krytykował poprzedni rząd za wzrost długu publicznego, to odkąd jest przy władzy zadłuża kraj najszybciej ze wszystkich rządzących dotąd ekip - podaje "Rzeczpospolita".

Podwojenie zadłużenia w ciągu ośmiu lat zarzucał PO wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki w czasie prezentacji audytu z rządów poprzedniej ekipy.

Z danych dziennika wynika, że przez pięć pierwszych miesięcy 2016 roku dług Skarbu Państwa powiększył się o 56 mld zł, a przez pierwsze pół roku nawet o 60 mld zł. Polska w ostatnich 15 latach nie zanotowała takiego wyniku.

W czasie rządów SLD dług rósł po 35 mld zł w pierwszym półroczu (przy czym tempo wzrostu, liczone w procentach, było większe niż teraz), a za rządów koalicji PO-PSL w ciągu trzech lat dług rósł o ponad 50 mld zł - przypomina "Rz". Autor tekstu zaznacza jednak, że rząd Tuska zmagał się ze skutkami kryzysu i dopuścił do deficytu sięgającego 8 proc. PKB.

Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, a obecnie rektor Kazachstańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego, zwraca w "Rzeczpospolitej" uwagę na to, że za wzrost długu publicznego Polski odpowiada przede wszystkim Jacek Rostowski (minister finansów w latach 2007-2013), a także sztandarowy program PiS "Rodzina 500+".

Z kolei rzecznik Ministerstwa Finansów Waldemar Grzegorczyk podkreśla w "Rzeczpospolitej", że do wzrostu zadłużenia w pierwszych miesiącach 2016 roku przyczyniało się osłabienie złotego na ok. 8 mld zł.

W drugim półroczu dług będzie rósł już znacznie wolniej. Mimo to w skali roku i tak będzie to jedna z większych zwyżek.

Dotąd największy dług publiczny zanotowano w 2010 roku. Wyniósł on 56,7 mld zł. Nieco niższe zadłużenie Polska zanotowała w 2011 i w 2013 roku. Wyniosło ono wtedy 50,4 mld zł.

Więcej w "Rzeczpospolitej".
Rzeczpospolita/INTERIA.PL

Tak jak pan Gąsiennica czy inna Stonoga powiedział; nikt Was tak nie wyrucha, jak zrobi to PiS.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Pisowski spierdo-komunizm w pełnej krasie:

http://pikio.pl/to-koniec-z-patriot...-rozszerzenia-ochrony-symboli-patriotycznych/

To koniec z patriotyczną odzieżą. Ministerstwo chce rozszerzenia ochrony symboli patriotycznych

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji domaga się rozszerzenia ochrony prawnej na wszystkie symbole patriotyczne. To konsekwencje ostatnich kontrowersji związanych ze sprzedażą przez firmę sprzątającą kijów bejsbolowych z motywami powstańczymi i Polski Walczącej.

Jak informowaliśmy wcześniej, jedna ze szczecińskich firm rozpoczęła sprzedaż kijów bejsbolowych z nadrukowanymi wizerunkami Powstańców Warszawskich, Małego Powstańca, znaku Polski Walczącej oraz husarii. Zaskakujące jest to, że firma zajmuje się czyszczeniem elewacji i pomieszczeń, a jedynym produktem jaki sprzedają są wspomniane kije.

Po tym gdy informacja o „patriotycznych” kijach bejsbolowych przewinęła się przez media, zainteresowało się tym Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz prokuratura, która bada sprawę pod kontem znieważenia znaku Polski Walczącej (jest on pod prawną ochroną).

Dodatkowo resort spraw wewnętrznych domaga się rozszerzenia ochrony prawnej na inne symbole patriotyczne, w tym m.in. te kojarzone z Powstaniem Warszawskim i Powstańcami.

Działalność handlowa w tym przypadku przyjmuje formy daleko odbiegające od zasad godnego upamiętniania tych symboli. Dlatego też pod rozwagę poddaje zasadność dokonania zmian ustawowych w tym zakresie, aby ochroną oraz czcią i szacunkiem objęte mogły być również inne symbole związane z Powstaniem Warszawskim i Powstańcami Warszawskimi, czy też w szerszym ujęciu – napisał wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński w specjalnym liście do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.
 
Do góry Bottom