- Staff
- #1
- 2 946
- 957
... temat za poważny na Hyde Park, zresztą czekam na post Krzyśka o syberyjskich falicznych wikingach nazistach Wątek o Rosji.
Braterstwo końca (z pamiętnika drwala)
Już czwarty tydzień podróżuję po Syberii. Byliśmy z córeczką w Krasnojarsku, Abakanie (Chakasja), Minusińsku, Kyzyłu (Tuwa), Irkucku, Bracku, Angarsku, Zimie, Ułan-Ude. Dotarliśmy nawet do Dacanu Iwołgińskiego (duchowe centrum rosyjskich buddystów).
Po Kraju Krasnojarskim robiliśmy po 800 kilometrów na dzień z prędkością do 140km/h.
Pewnego razu gdzieś na trasie pod Kyzyłem przed naszym samochodem nie zdążyło nawet odfrunąć stado jastrzębi, które pokojowo posilały się jakąś padliną. Padliny w rezultacie zostało za nami więcej, ale teraz trzeba wymienić przednią szybę.
Czasami po kilka godzin w pełnej ciemności zapi*rdalaliśmy po stepie albo półpustyni . Tak było w Chakassji, Tuwie i na przedgórzu Tybetu.
Tutaj jest bardzo ładnie. Znaczy się baaaaaaaardzo ładnie. Nigdzie na świecie nie ma czegoś podobnego.
Ale zauważyłem jednak pewną złowrogą rzecz: KRAJ UMARŁ.
Bez żadnej przesady. Ale nikt tego nie zauważył.
Po prostu o nim dawno temu wszyscy zapomnieli.
Z Ułan-Ude córka pojechała pociągiem do Moskwy, a ja wysiadłem w Angarsku, gdzie przywitał mnie stary znajomy. Więc pognaliśmy na północ przez różne miasta - Zimę, Usole Syberyjskie, Sajansk, Tułun.
Teraz jestem w Bracku. Już piąty dzień.
Tego nie można opisać. Mam takie wrażenie, jakbym znalazł się na początku lat 90-tych. Widać to na każdym kroku, a przede wszystkim w nieprawdopodobnej ilości opryszków i pijanych. Cerkwi w sumie nie ma. Pierwsze, co wydało mi się podejrzane, to nieprawdopodobna popularność taksówek. Miasto, rozmiarem przypominające obwód moskiewskim i z liczbą ludnością 260 tysięcy, jest nimi po prostu wypchane. W podwórzu bloczków można zobaczyć 2-3 zaparkowane, podjeżdżające albo odjeżdżające taryfy.
Potem wyjaśniło się, że prości ludzie jeżdżą tu taksówką nawet za chlebem, bo na poważnie boją się złodziei i morderców. Taksówka jest najbardziej rozpowszechnionym transportem publicznym. Do dowolnego punktu miasta wożą za 60 rubli. Samochód wzywają przez telefon i taxi podjeżdża dosłownie w ciągu 2-3 minut. Po północy miasto po prostu wymiera.
Zimą, w biały dzień mogą zerwać z przechodnia futrzaną czapkę albo ściągnąć kożuch. Latem na porządku dziennym jest odebranie telefonu komórkowego, zerwanie złotych ozdób, łańcuszka. Wszystkiego, co można zerwać, ściągnąć itp.
Nauczyciel w wiejskiej szkole zarabia 3,5 tysiąca rubli. Zastępca naczelnego lekarza w miejskim szpitalu – 10 tys.
Trzeźwych tymczasem nie widziałem. Tajgę rąbią okrutnie. W rejonie brackim lasów zostało, według burmistrza, jeszcze na 30 lat. (Tam wszystko jest wyrąbywane przez firmę „Ilim Pulp”, w której pracował D. Miedwiediew i który w latach 90-tych załatwił umowę sprzedaży akcji tej kompanii Amerykanom. Tak więc wszystko tutaj należy do nich.)
Jednym słowem Syberia i Daleki Wschód są już całkowicie stracone. Wszyscy tu klną na Chińczyków, ale rozumieją, że jeśli nie od nich to od nikogo innego nic dobrego się nie trafi. Dobry jest mąż Chińczyk, praca jest w chińskiej firmie, chińskie owoce, chińskie restauracje, odpoczynek w Chinach.
Książkami z jakiegoś powodu nikt się nie interesuje. Chociaż na dworcu Irkucku udało mi się kupić zbiór W. Rasputina z jego autografem za 150 rubli. Lepszego prezentu z podróży po Syberii nie można wymyślić.
Nad miastem cyklicznie ryczy syrena, jak podczas wojny. Tak informują, że bracki kombinat drzewny rozpoczyna emisję spalin. Przez rurę, bezmyślnie – prosto w niebo. Kombinat znajduje się praktycznie w samym centrum miasta. Dym wali ciągle, ale kiedy rozlega się syrena, potworne wycie, zaczyna się emisja jakiejś prawdziwej chemii i ludzie natychmiast zamykają okna, zatykają nosy i w ogóle. Smród jest straszny. Idzie falami. Cuchnie gorzej, niż w publicznym wychodku. Czymś rzygowo-kwaśnym.
(Bardzo to przykre, kiedy ten odór okrywa miasto w pogodne święto 1 września, Dzień Wiedzy. Dzieci w białych koszuleczkach i kokardkach z kwiatami chodzą śmierdzącymi ulicami miasta-śmietniska). Z drugiej strony miasta znajduje się bracka huta aluminium.
Stamtąd po prostu ciągle idzie gęsty dym. I wszystko – na miasto. Z trzeciej strony - Bracka Elektrownia Wodna. Tam nic się nie dzieje. Ale wszyscy ciągle czekają na jakąś tragedię, w rodzaju tej, która zdarzyła się rok temu w Sajano-Szuszeńskiej Elektrowni Wodnej [W 2009 roku w wyniku nagłego wzrostu ciśnienia doszło do wybuchu w elektrowni, zginęło 75 osób. Tekst powstał w 2010 roku. – przyp. tłum]. Z czwartej strony – tzw. Brackie Morze.
Średnia płaca wynosi tu 8 tysięcy rubli. Widzieliśmy dzieci klęczące przy kolejowym przejeździe i proszące o jałmużnę. Putina i Miedwiediewa w tych rejonach nazywają po prostu: "pedałami".
Ogólnie, miasteczko straszliwie depresyjne. Ale bardzo ciekawie. Udało się wynająć 3-pokojowe mieszkanie, co prawda, bez pralki i z okropną kuchenką elektryczną. Natomiast w łazience jest jacuzzi. Dom to właściwie, „chruszczowka”, a w mieszkaniu przebudowano ściany. StUdio, kurde! Cała przyjemność – 8 tysięcy na miesiąc. Pożyję tu parę tygodni. Powędruję, zaznam rozkoszy obcowania z tubylcami i tubylkami.
Byłem już w kilku miastach rejonowych i wsiach. Ooooo. Takiej nędzy opisać po prostu nie można. Miejscowy lekarz opowiedział mi, że niektóre dzieci chodzą do szkoły bez dolnej bielizny...
Straszne? W miejscowym sklepie sprzedaje się lianozowe mleko „Wim-Bil-Dann” za 46 rubli. Za litr. Mandarynki są po 150 rubli. Jest natomiast bardzo dużo taniej wódki.
Zupełnie zapomniałem! Stosunek płci tutaj to 1 do 3. Czyli na trzy baby jeden chłop! Dlatego zupełnie powszechne jest, że matuś i córeczka żyją razem z jednym mężem. Pełno tu matek w wieku 15-16 lat. Płakałem. Za to jest wiele lesbijek.
Tak, zapomniałem powiedzieć. Byłem w mieście Zima. Na czele stoją „jedinorossy” [członkowie partii Jedna Rosja – przyp. tłum.]. Już drugi rok zamknięty jest miejscowy szpital położniczy. Mieszkańców jest 34 tysiące. W ciągu roku rodzi się 600-700 dzieci. Kobiety zmuszone są rodzić w karetkach pogotowia, które zamawia się na konkretny dzień. Kto nie zdąża - w domu. Do najbliższych miast – Angarska, Kujtuna, Irkucka – trzeba jechać 150-200 kilometrów. Sajansk jest oddalony o 24 km. Ale przecież nie wszyscy mają samochody i pieniądze na taksówkę.
I jeszcze. Za tzw. Morzem Brackim, w tajdze, jest wiele wsi. Odległości między nimi to 100-700 kilometrów. Po bezdrożu – promem – znów po zniszczonych drogach. Niektóre wsie są maleńkie. Inne to 1000-2000 ludzi.
Jeśli umiera człowiek, trupa trzeba odwieźć do Bracka. Trzeba go na coś załadować, dowieźć na prom, przeprawić na drugi brzeg, dowieźć do kostnicy, zarejestrować i potem tą samą drogą przewieźć za morze, do rodzinnej wsi na cmentarz.
Taka podróż w obie strony w towarzystwie nieboszczyka kosztuje wg lokalnych standardów bajońskie sumy i zajmuje około trzech dni. Dlatego tu po prostu nie rejestruje się zmarłych, grzebie się ich ot tak, po prostu.
A czy wiesz, że Syberia nie jest zelektryfikowana? Kabla dotychczas nie przeciągnięto, chociaż jest kupa elektrowni, i to najpotężniejszych w Europie: Sajano-Szuszeńska, Bracka, Ust-Ilimska, Irkucka. Budują Boguczańską. Ale otóż kabla za władzy radzieckiej nie zdążyli wszędzie doprowadzić. Ale „jedinorossy” gwiżdżą na to. Linie ciągną tylko na zachód. Ale nic się nie stało. W schroniskach turystycznych (nawet na Bajkale!) czasami światło w domkach jest z diesla przez 3-4 godziny wieczorem i godzinę rano. Chociaż w niektórych elektryczność, oczywiście, jest. Ale tam doba kosztuje koło czterech tysięcy. Z córą do pokoju przynieśliśmy piecyk naftowy i na niej robiliśmy herbatę.
Wszędzie chu*owo, niekomfortowo, ale jednakowo pięknie. To „pięknie” pozwala zapomnieć o wszystkim, co negatywne. Ale jeżeli wyobrazić sobie życie tutejszych ludzi to aż strach bierze. Przy czym, byłem tu już 24 lata temu. Wtedy chociaż przeklinano życie, to jednak starano się je polepszyć. A teraz wszyscy chcą tylko wypompowywać pieniądze z przyrody. Drwalom, którzy tygodniami harują w tajdze, „Ilim Pulp” płaci po 30 tysiące rubli.
Ale przy tym, według umowy z lokalną administracją, nie wypłaca się już żadnych (!) środków na miejscowy socjal, na drogi, rekonstrukcję lasu, którego, tak właściwie, zostało tu na 30 lat. O tym przeczytałem w wywiadzie z burmistrzem brackiego rejonu. Ma on nadzieję, że las wyrośnie. Ale to nieprawda. Cedr tak szybko nie odradza się. Specjalnie poszukałem informacji na stronach poświęconych hodowli roślin.
Wszystko tutaj dla przyjezdnych z Moskwy okazuje się być bardzo drogie. Ale moskiewskiego standardu nie dasz rady stworzyć czy kupić za żadną kasę . Sportowych sal i basenów, solariów tu nie ma. A jeśli są, to tylko dla dzieci i w czasie roku szkolnego. Jeśli chcesz wypić kawę to w miejscowych stołówkach i kawiarniach zaproponują ci tylko „Nescafe 3 w 1”.Lura, której wypicie jest niebezpiecznie dla życia.
W jedynym miejscu Bracka, gdzie przyrządza się kawę (instytucja ta nazywa się
„Fiszka”), filiżanka kosztuje 250 rubli. To jest miejscówka lokalnej elity i jej dzieci. Tu kręci się miejscowa „złota młodzież”.
Ale okolice, oczywiście, bardzo ładne!!!!!
Każdy dzień życia tutaj to prawdziwe osiągnięcie, porównywalne z lotem w kosmos bez skafandra. Miejscowi chłopi przed 40 rokiem życia zostają impotentami. Wszyscy drwale, co zrozumiałe, nie mają rąk, nóg. Po betonowej drodze, łączącej miasto Koleją Bajkalsko-Amurską, jeżdżą ciężarówki, należące do Amerykanów, Chińczyków i ludzi nielegalnie wycinających lasy. Koleją drzewo zawozi się do Chin albo na Władywostok. A do tutejszej huty na przerób przywozi się surowiec z Australii. Brednie jakieś, co nie?
Buriację poznałem. Buriatki, uwierz mi, są lepsze od Buriatów. Ale ani jednym, ani drugim pić nie wolno. Alkohol zwala ich z nóg migiem. Ale nieszczególnie ciągnie ich do wódki. To wszystko jest od Ruskich. To my ich upijaliśmy i upijamy. Ale Buriatki... mmmmm... Nie żartuję. Są strasznie ładne w wieku 30-32 lata. Bardzo akuratne mordki.
Baby są tu wszystkie baaaardzo zepsute. Nie tylko w Buriacji. Już pisałem, że w obwodzie irkuckim, Bracku chłopów po prostu brakuje. Dlatego zupełnie powszechne jest, że matuś i córeczka żyją razem z jednym mężem. Wczoraj nawet poznałem jedną taką. Żyje z matką, ojczymem i jego dzieckiem. Wyobrażasz sobie?…
Pełno tu matek w wieku 15-16 lat. Boją się robić aborcję, ponieważ poziom ginekologii jest tu przedrewolucyjny a po takim „zabiegu” bezpłodność jest gwarantowana.
Jest tutaj wiele lesbijek. Niesamowite! Przy czym nie są to tylko młode kobiety. Ogólnie miejscowi chłopi po czterdziestce to impotenci. Cóż pozostaje rosyjskim ślicznotkom.
Cerkwi w mieście przez pięć dni nie widziałem. Dopiero w jakimś oddalonym rejonie. Jednym słowem, chodzę i płaczę…
Komisarz wojskowy miasta Zima to człowiek raczej nie święty. Ale każdy jego poborowy na szyi, w woreczku, obok krzyżyka, ma papierek z numerem telefonu komórkowego do niego. Jeśli kogoś wezmą do floty albo w jakieś knieje, czy stanie się cokolwiek innego, to zawsze może zadzwonić do pułkownika. Ten ujmie się za nim.
Tutejszy naród jest bardzo biedny. Nie uwierzysz. 140 osób na wiosnę poszło do wojska, a 80 zostało zwolnionych. Prawie wszyscy z nich zostali w domach z powodu tzw. „niepełnowartościowego żywienia” – niska waga jest przy normalnym wzroście. Chociaż dla większości tutaj, nie uwierzysz (!), armia jest zbawieniem. Pozwala wyrwać chłopaka z środowiska przestępczego, daje wielodzietnej rodzinie odetchnąć od bezrobotnego lokatora itd.
Powtarza się historia, kiedy to w lata kolektywizacji Armia Czerwona była ratunkiem dla wiejskich chłopaków. Wszyscy byli syci, ubrani, obuci. Cóż to było za życie! Nie to, co w rozkułaczanych wsiach. Tak więc teraz cała Syberia to jedna wielka rozkułaczana wieś.
Naród przestał paść krowy, bo nie ma gdzie tego robić. Na Syberii! Po prostu ziemia jest teraz czyjąś własnością i otoczono ją kłującym drutem. Wcześniej to były pola dla wypasu...
30 sierpnia
Dwa lat temu, tak jak dziś, 30 sierpnia, trafiłem na koncert Madonny w Nicei, na Lazurowym Wybrzeżu. W tym roku, 30 sierpnia, poznałem komisarza wojskowego, który troszczył się o los dwóch sedesów dla miejscowego zimnienskiego przedszkola. Tam sedesu po prostu nie było i dzieci robiły kupę na podłogę, za zasłoneczką.Z rozmowy z komisarzem:– I spójrzcie, jak żyją urzędnicy, jakimi samochodami jeżdżą, gdzie kupują ubrania, co jedzą, gdzie odpoczywają. Jak długo to będzie trwać!!! To jawna niesprawiedliwość, to podłość! To jawne niedochowanie wierności swojemu narodowi. Nie. To zdrada! U was, wojskowych, nazywa się to „zdradą Ojczyzny”.– Hm. Zdrada Ojczyzny w skali regionu? Na to wygląda. W Moskwie urzędników wsadza się za zdradę Ojczyzny w stylu przekazania tajemnic państwowych zagranicznym specsłużbom. U was to wszystko jest bardziej na poważnie. Zdrada to odmowa rozstrzygnięcia przez urzędnika sprawy remontu szpitala położniczego albo wymiany sedesu w przedszkolu.A techniczna w przedszkolu otrzymuje wypłatę w wysokości 2,5 tysiąca rubli. Co to takiego techniczna? Po naszemu – sprzątaczka.31 sierpniaPoranekDziewczyny są tu porządne, spotykają się z chłopakami dla przyjemności. Żadny dalekosiężnych planów. Dają każdemu, kto się spodoba. Bez zobowiązań. „Co znaczy seks bez zobowiązań?” – Zapytał mój kolega Witia miejscowej komsomołki Leny. – „To znaczy bez prezerwatywy”, - odpowiedziała roztropnie.Przez całe życie Lena zdążyła odwiedzić tylko osiedle typu miejskiego Wichoriewka, miasta Tanguj, Zimę i Irkuck, gdzie chciała wstąpić do Instytutu języków obcych. Ale oblała egzaminy i poszła do miejscowego brackiego college'u na zaoczne, gdzie kształci się nauczycieli młodszych klas.1 wrześniaPoranekDziś na ulicach miasta jest nad wyraz świątecznie. Dużo pijanych dzieci i ich rodziców. 1 września. Dzień Wiedzy...Autorem tekstu jest bloger Alzheimer http://alzheimer.livejournal.com/
Autor/Tytuł: Arkadij Babczenko "Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii"Autor książki Arkadij Babczenko to człowiek, który był weteranem obydwu wojen w Czeczenii. To, co przeżył i widział postanowił opublikować ku przestrodze i po to, aby tego typu historii nikt więcej nie musiał doświadczyć. Obecnie Babczenko publikuje na łamach „Nowoj Gaziety”, a także na rosyjskim portalu, gdzie zbierają się tacy jak on, weterani wojenni.
Wojna w Czeczeni w latach 90-tych to zbieg wielu nieszczęśliwych przyczyn. Walka o władzę, wpływy, bezlitosny chaos spowodowany amnestią dla wszystkich kryminalistów i tony pozostawionej broni przez opuszczających Czeczenię Rosjan. Morderstwa, rozboje, bezrobocie i gwałty to obraz młodej republiki lat 90-tych. Całości obrazu dopełniały podziały kastowe, gdzie każdy miał wyznaczoną dla siebie rolę w społeczeństwie. Jeśli ktoś nie należał do kasty, tak, jak pozostający w Czeczeni Rosjanie najczęściej padał ofiarą bezwzględnych oprawców.
Gdy za sprawą Moskwy w 1994 roku próbowano dokonać przewrotu wojskowego, który zakończył się całkowitą klęską popleczników Rosji, ta ostatnia postanowiła interweniować. Autor pisze odważnie, że ta wojna to kaprys Jelcyna, widzimisię kilku generałów i zupełna obojętność dla żołnierzy i ludzi, którym przyszło zmierzyć się z tą wojną. Ta druga wojna zaraz po pierwszej to według autora nie walka z terroryzmem, czy bezprawiem, lecz wyniesienie na urząd premiera Władimira Putina w ramach operacji „Następca” Borysa Jelcyna.
18-letni Babczenko trafia do Czeczenii i zamiast przyjechać na front, poznaje, co znaczy trudne życie młodego rekruta w koszarach. Nie każdy to wytrzymał. Swoje przeżycia autor opisał niezwykle sugestywnie. Młodzi żołnierze rosyjscy nie tylko nie potrafili obchodzić się z bronią, czy strzelać, ale byli niesamowicie zaszczuci i zdemoralizowani do ostatnich granic przez swoich starszych kolegów. Niezwykle trudno opisać jest książkę, która zawiera tyle okropności wojny, co ta.
Największe wrażenie na czytelniku robią opisy. Bicie młodych stażem żołnierzy w koszarach, znęcanie się nad nimi, gwałty a nawet zabijanie przez starszych służbą było na porządku dziennym. Niewykonanie polecenia „starszyzny” w najlepszym przypadku kończyło się „tylko” wybiciem zębów, połamanymi żebrami lub pobiciem do nieprzytomności.
Podobnie ma się obraz wojny przedstawiony przez Babczenkę. Rosjanie na potęgę wymieniają się bronią z Czeczenami chociażby za puszki z jedzeniem tylko po to, aby umierać w niezwykłym męczarniach od własnej niedawno sprzedanej broni. Litry przelanej krwi i ilości ukradzionej broni nikt nie liczy. Nikt nie liczy trupów. Tylko matki zabitych żołnierzy rosyjskich krążą w wymarłym mieście Czeczeńskim Groznym doszukując się w zmasakrowanych, okaleczonych na wpół rozkładających się zwłokach swoich synów.
Matek też nikt nie oszczędza. Padają ofiarą Czeczenów i jeśli zostaną „tylko” porwane lub zgwałcone, albo sprzedane to mogą mówić o wielkim szczęściu. Rosjanie też często strzelają do nich upatrując w nich przyczynę swoich porażek i upodleń. Opisy wojny są bezwzględne i koszmarne.
Wojna czeczeńska to okrutny obraz. Obie strony mordują się w zapamiętaniu, ale to żołnierze rosyjscy tak naprawdę nie wiedzą, o co toczy się ta wojna i o co i w imię czego walczą. Mnożą się dezercje, dezerterów bestialsko mordują bojownicy czeczeńscy. Rosyjscy żołnierze marzą o oderwanej ręce, nodze, postrzelonej głowie, postrzale w szczękę byle tylko wyrwać się z tego piekła zwanego wojną o pokój.
Obraz wojny wyrysowany przez Babczenkę na kartach książki jest wstrząsający. Autor pisze: „Kuzyn poległ, kiedy miał tylko dwa miesiące do rezerwy. Sam zgłosił się na ten rajd na granicę. Patrol sformowali ze świeżych poborowych, nic jeszcze nie potrafili, kuzyn zgłosił się zamiast nowego. Był strzelcem i kiedy zaczęła się walka osłaniał odwrót grupy. Snajper zasunął mu kule prosto w skroń. Taką ranę nazywa się „rozeta”. Kiedy kula trafi z małej odległości w głowę, czaszka otwiera się niczym pączek róży i nie ma, co z niej zbierać. Kuzyna grzebano z przewiązana głową, inaczej rozpadłaby się w trumnie…”
Książka „Dziesięć kawałków o wojnie - Rosjanin w Czeczenii” to wstrząsający wojenny dokument. Przerażający, bo w większości autobiograficzny. Tej książki nie można zapomnieć, ponieważ przedstawia obraz nieskończonego ludzkiego szaleństwa. Powieść jest tak przerażająca w swojej wymowie, że po jej przeczytaniu przechodzą czytelnika po plecach zimne ciarki i trudno jest złapać oddech. A wszystko to, za sprawą Babczenki opisane jest lekko, tak bardzo lekko, jakbyśmy czytali jakąś niewiarygodną baśń na dobranoc… Skoro tak wyszło - czytajcie. Bądź przeklęta wojno.
Akap ...
– I spójrzcie, jak żyją urzędnicy, jakimi samochodami jeżdżą, gdzie kupują ubrania, co jedzą, gdzie odpoczywają. Jak długo to będzie trwać!!! To jawna niesprawiedliwość, to podłość! To jawne niedochowanie wierności swojemu narodowi. Nie. To zdrada! U was, wojskowych, nazywa się to „zdradą Ojczyzny”.
– Hm. Zdrada Ojczyzny w skali regionu? Na to wygląda. W Moskwie urzędników wsadza się za zdradę Ojczyzny w stylu przekazania tajemnic państwowych zagranicznym specsłużbom. U was to wszystko jest bardziej na poważnie. Zdrada to odmowa rozstrzygnięcia przez urzędnika sprawy remontu szpitala położniczego albo wymiany sedesu w przedszkolu.
A techniczna w przedszkolu otrzymuje wypłatę w wysokości 2,5 tysiąca rubli. Co to takiego techniczna? Po naszemu – sprzątaczka.
Trigger napisał:Arkadij Babczenko "Dziesięć kawałków o wojnie. Rosjanin w Czeczenii"
Ustawa zakłada także, że nie można będzie krytykować Procesu Norymberskiego oraz działań aliantów podczas wojny.
Celem nowego prawa ma być „zapobieżenie negowaniu roli Armii Czerwonej w pokonaniu nazizmu”.
Projekt ustawy przewiduje nałożenie kary w wysokości do 15 000 dolarów oraz do 5 lat więzienia za zaprzeczania roli Armii Czerwonej w "zaprowadzeniu międzynarodowego pokoju" oraz za "celowego rozprzestrzeniania fałszywych informacji". Ustawa zakłada także, że nie można będzie krytykować Procesu Norymberskiego oraz działań aliantów podczas wojny.
Tych części może być więcej.Dzisiejszy rząd Rosji jest rządem kryminalistów. Wszyscy są skorumpowani. Coraz wyraźniejsze stają się także podziały, które moim zdaniem doprowadzą w niedalekiej przyszłości do rozpadu Rosji. Na obszarze Syberii, gdzie wydobywa się gaz i ropę, ludzie coraz głośniej pytają, dlaczego nasze pieniądze idą do Moskwy? Mówią, że nie potrzebują Moskwy, że chcą się oddzielić. Coraz bardziej niezadowolone są także mniejszości etniczne, np. żyjący nad Wołgą Tatarzy, którzy są muzułmanami. Na razie są lojalni w stosunku do Moskwy, ale z powodu rosnących problemów ekonomicznych budzą się u nich nastroje separatystyczne. Ci ludzie widzą, że pieniądze z wydobycia ropy nie trafiają w ich ręce, ale są wysyłane do Moskwy. Przez ten nierówny podział środków Rosja może się rozpaść na trzy części: europejską, tatarską i syberyjską.
Jak by ktoś nie wiedział, to wymienię najbardziej istotne rzeczy, które moim zdaniem dzielą Tatarów z Rosją:Tatarstan leży w Rosji centralnej. Jeżeli więc się odłączy razem z innymi niezadowolonymi republikami, to Rosja zostanie podzielona na pół.
po kaukaskich Tatarów
wut? Tatarzy kaukascy? Przecież to lud turecki - co za tym idzie dość blisko spokrewniony ze sporą częścią tubylców syberyjskich
Jeśli ipody składane są w Chinach, a 93% ich ceny to zarobek Apple to jaki jest bilans ?Stany Zjednoczone są dziś odpowiedzialne za ok. 20 proc. światowej produkcji, a konsumują ok. 40 proc.światowych zasobów.
Dolarów się nie drukuje. Zachęca się tylko na zaciąganie kolejnych długów.W związku z tym wciąż dodrukowują dolary.
Kiedyś to nastąpi, ale wcześniej po tyłku dostaną oszczędzający w jenach, euro, złotówkach i juanach.Najbardziej ucierpią na nim państwa takie jak Arabia Saudyjska, Japonia czy Chiny, które posiadają oszczędności w dolarach.
Jak będzie kryzys to ceny surowców chyba spadną, a nie wzrosną. Surowców jest nieograniczona ilość. Kwestia kosztów i technologii.Na to nałoży się wzrost cen surowców, których ilość jest ograniczona.