Król Julian
Well-Known Member
- 962
- 2 123
Wklejam ten artykuł, bo to chyba kwintesencja mentalności "Gazety Wyborczej" i okolic:
Skąd się wziął Donald Trump?
Mariusz Zawadzki, Gazeta Wyborcza (Waszyngton)
17.05.2016 01:00
Czy Trump jest wybitnym manipulatorem czy idiotą, który sam wierzy w swoje recepty? To dyskusja akademicka(STRINGER/REUTERS)
Dlaczego Ameryce przytrafił się Donald Trump? Z grubsza rzecz biorąc, są dwie teorie. Według jednej przyczyną jest niedostatek demokracji. Według drugiej nieszczęście wzięło się stąd, że demokracji jest zbyt wiele.
Zacznijmy od pierwszej (bardziej popularnej) teorii. Głosi ona, że w ostatnich dwóch dekadach amerykańskie elity są coraz bardziej wyobcowane z milczącej większości społeczeństwa. Wplątały kraj w dwie wojny i jeden wielki kryzys. Korzyści z rozwoju gospodarczego, od zapaści w 2008 r. dosyć powolnego, odczuwają głównie najbogatsi. Między 2009 a 2013 r. średni dochód w grupie 1 proc. najzamożniejszych Amerykanów wzrósł z 870 tys. dol. do 970 tys. dol. rocznie. Tymczasem średni dochód całej reszty stał w miejscu - na poziomie 44 tys. dol. Szary obywatel nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się w Waszyngtonie. Do niedawna było to tylko niemierzalne odczucie, ale badania je potwierdzają. Dwaj naukowcy, Martin Gilens i Benjamin I. Page, stwierdzili na podstawie danych historycznych, że ustawy przyjmowane w Kongresie USA najczęściej są zbieżne z interesami elit finansowych. Dwaj inni naukowcy, Joshua Kalla i David Broockman, przeprowadzili eksperyment - wysłali do 191 kongresmenów prośby o spotkanie w sprawie przygotowywanej ustawy. Do każdego po dwie - raz jako "wyborcy z regionu kongresmena", a raz jako "sponsorzy jego kampanii". Z wyborcami spotkało się 5 proc. adresatów listów, ze sponsorami - 19 proc. Na to wszystko nakładają się nieuniknione procesy globalizacyjne - amerykańscy robotnicy rywalizują z setkami milionów podobnie wykwalifikowanych, ale zadowalających się niższymi pensjami Azjatów. Elity przyjęły globalizację z otwartymi ramionami - wyprowadziły produkcję poza USA (koronny przykład - Apple), uchwalają międzynarodowe traktaty o wolnym handlu. Generalnie Ameryka - jako całość - na otwarciu granic zyskała, ale jest grupa Amerykanów, liczona w dziesiątkach milionów, która straciła. Mówiąc krótko, elity zawłaszczyły demokrację i same podejmują decyzje we wszystkich istotnych sprawach. Milcząca większość jest tym coraz bardziej zirytowana. Ale na prawicy irytacja jest większa, bo lewica zanotowała w ostatnich latach jakieś sukcesy. Czarnoskóry Amerykanin został prezydentem. Przepchnięto reformę służby zdrowia, która zapewniła już opiekę medyczną dodatkowym 20 mln przedstawicieli niższej klasy średniej (najbiedniejsi już wcześniej mieli ją zagwarantowaną). Geje i lesbijki mają coraz większe prawa, mogą służyć w wojsku i brać śluby. Sukcesy lewicy tylko rozjuszyły smętną i ponurą - z powyższych powodów - prawicę. W takich (sprzyjających dla siebie) okolicznościach pojawił się Trump, który rzuca wyzwanie "nieudolnym", "poprawnym politycznie" elitom. W kółko powtarza, że politycy nic nie robią, tylko gadają lub spełniają życzenia sponsorów i lobbystów. Dopiero on, biznesmen i człowiek sukcesu, zmusi ich do działania na rzecz zwykłego człowieka. Równocześnie Trump oferuje proste rozwiązania trudnych problemów. Mur na granicy z Meksykiem, który zatrzyma "gwałcicieli i morderców". Deportację 12 mln nielegalnych imigrantów, którzy zabierają pracę Amerykanom. Zamknięcie granic USA dla muzułmanów, żeby nie przekradli się terroryści. Zaporowe 45-proc. cło na chińskie towary, żeby poprawić bilans handlowy. Renegocjacje z wierzycielami Ameryki, żeby zmniejszyć ogromny, sięgający 20 bln dolarów dług publiczny państwa. Przeciętny obywatel często nie zauważa, że wszystkie te pomysły są idiotyczne albo nierealne. Mur nie zatrzyma imigrantów, którzy wjeżdżają do Ameryki jako turyści, ale zostają i pracują na czarno. Deportacja 12 mln ludzi jest logistycznie niemożliwa do przeprowadzenia. Dyskryminacja muzułmanów to woda na młyn terrorystów (a oprócz tego rażące sprzeniewierzenie się amerykańskim wartościom). Wojna handlowa z Chinami uderzyłaby w amerykańskich konsumentów i zachwiałaby światową gospodarką. Jeszcze groźniejsze są mrzonki, że wierzyciele zgodzą się zredukować amerykański dług - oni właśnie dlatego pożyczają Ameryce, bo uważają ją za najpewniejszego płatnika na kuli ziemskiej, który zawsze będzie spłacał na czas i co do centa. Gdyby Trump na serio chciał renegocjować długi, amerykańskie obligacje stałyby się nagle papierami podwyższonego ryzyka i ich oprocentowanie gwałtownie by wzrosło. A wtedy Ameryka mogłaby naprawdę zbankrutować. Czy Trump jest wybitnym manipulatorem, który mówi ludziom to, co chcieliby usłyszeć, czy idiotą, który sam wierzy w swoje recepty? To już dyskusja akademicka, która dla diagnozy amerykańskiej demokracji nie ma większego znaczenia (przestanie być akademicka, jeśli Trump zostanie prezydentem, ale wtedy stanie się bezprzedmiotowa, bo prawdę poznamy empirycznie). Zamiast zatem tracić czas na jałowe próby przeniknięcia do głowy koszmarnego kandydata, lepiej pochylić się nad drugą, bardziej kontrowersyjną teorią na temat przyczyn jego sukcesu. Przedstawił ją niedawno Andrew Sullivan, znany bloger i polityczny komentator, na łamach "New York Magazine". Jego artykuł nosi tytuł "Demokracje upadają, kiedy stają się zbyt demokratyczne". Według Sullivana problem polega nie na tym, że elity zawłaszczyły demokrację, tylko odwrotnie - na tym, że oddają ją milczącej (i niezbyt rozgarniętej) większości. Do pewnego stopnia jest to proces nieunikniony. Jeszcze do niedawna, przez pierwsze 200 lat amerykańskiej demokracji, Amerykanie patrzyli na kandydatów na prezydenta z perspektywy, jaką - mniej lub bardziej dyskretnie - narzucały elity. To one decydowały, których kandydatów sponsorować, a których skazać na klęskę z braku pieniędzy. Wprawdzie kandydaci występowali na wiecach czy w telewizji, każdy mógł ich sobie zobaczyć i posłuchać, ale ich wypowiedzi, czyny i życiorysy były komentowane i oceniane przez media (które reprezentowały elity). Wszakże w ostatnich dwóch dekadach w związku z pojawieniem się internetu sytuacja się zmieniła. Media przestały być elitarne - teraz każdy może założyć blog, radio czy portal. W związku z tym w sieci krążą - niczym nieskrępowane - najróżniejsze brednie. Ludzie czerpią wiedzę o świecie z coraz większej liczby coraz bardziej rozproszonych źródeł. Tradycyjne media w coraz mniejszym stopniu odgrywają rolę pośrednika i mentora - teraz kandydaci na prezydenta uzyskali bezpośredni dostęp do wyborców, np. za pomocą wpisów na Twitterze. Trump w łapaniu takiego bezpośredniego kontaktu - z pominięciem elit - jest mistrzem. Nie tylko dlatego, że umie się komunikować w telewizji i internecie. Także dlatego, że choć jest miliarderem, mówi językiem zrozumiałym i prostym, nawet prostackim. A przy tym wielu ludziom imponuje karykaturalnie wystawnym życiem, atrakcyjnymi żonami i kochankami, salonami ociekającymi złotem itp. Elity, choć ich wpływy nieuchronnie maleją, mogły przynajmniej próbować powstrzymać populistę i celebrytę, ale zawiodły na całej linii. Największe telewizje i gazety w kółko mówiły i pisały o Trumpie, ponieważ to zwiększało oglądalność i czytelnictwo. To już nie media decydowały, czy zaprosić kandydata, ale kandydat decydował, kiedy i gdzie wystąpi. Szacuje się, że przez ostatni rok Trump dostał od mediów około dwóch miliardów dolarów w prezencie - tyle musiałby zapłacić za czas antenowy, który mu udostępniono za darmo. Zawiodły również elity Partii Republikańskiej, które wiele miesięcy tolerowały brewerie nieobliczalnego miliardera i wystąpiły przeciwko niemu dopiero ostatnio, kiedy było już za późno. Trump zdobył już partyjną nominację. Sullivan obawia się, że to nie koniec - że niesiony na fali buntu przeciwko politykom może zdobyć prezydenturę. Tym bardziej że jego rywalka Hillary Clinton jest uosobieniem waszyngtońskich elit, w których funkcjonuje od ćwierć wieku. Na szczęście elity, które 230 lat temu stworzyły Amerykę, przewidziały, że w pewnym momencie demokracja może ulec fali populizmu. Dlatego wkomponowały w konstytucję coś, co zabezpiecza państwo przed wyborami nierozgarniętej większości. Chodzi oczywiście o sąd najwyższy, który może obalić niemal wszystkie decyzje prezydenta i Kongresu. A sędziowie nie są wybierani w głosowaniu powszechnym ani nawet przez bieżącego prezydenta, tylko - statystycznie rzecz biorąc - przez jego kilku poprzedników (bo zasiadają w sądzie najwyższym dożywotnio; średnio od nominacji do śmierci upływa 16 lat). I to sąd najwyższy, będący ostatnim bastionem elit, uratuje amerykańską demokrację przed samozagładą.
http://wyborcza.pl/1,75968,20085501,skad-sie-wzial-donald-trump.html#ixzz48zLrIw94
Konkluzja: demokracja jest OK, ale tylko wtedy gdy "ciemny lud" słucha się światłej elity. Inaczej to się robi populizm, a stąd już tylko krok do faszyzmu! No i ma się rozumieć to nie działania elity sprawiają że tacy ludzi jak Trump dochodzą do władzy. Nie, establishment wszystko robi dobrze, co najwyżej sufluje za mało propagadny temu niewdzięcznemu motłochowi, który nie chce na niego głosować. No i oczywiście ta propaganda serwowana przez tradycyjne media to sama prawda, a te nowe to tylko brednie i kłamstwa rozpowszechniają.
PS. Autor wygląda jak down.
Skąd się wziął Donald Trump?
Mariusz Zawadzki, Gazeta Wyborcza (Waszyngton)
17.05.2016 01:00
Czy Trump jest wybitnym manipulatorem czy idiotą, który sam wierzy w swoje recepty? To dyskusja akademicka(STRINGER/REUTERS)
Dlaczego Ameryce przytrafił się Donald Trump? Z grubsza rzecz biorąc, są dwie teorie. Według jednej przyczyną jest niedostatek demokracji. Według drugiej nieszczęście wzięło się stąd, że demokracji jest zbyt wiele.
http://wyborcza.pl/1,75968,20085501,skad-sie-wzial-donald-trump.html#ixzz48zLrIw94
Konkluzja: demokracja jest OK, ale tylko wtedy gdy "ciemny lud" słucha się światłej elity. Inaczej to się robi populizm, a stąd już tylko krok do faszyzmu! No i ma się rozumieć to nie działania elity sprawiają że tacy ludzi jak Trump dochodzą do władzy. Nie, establishment wszystko robi dobrze, co najwyżej sufluje za mało propagadny temu niewdzięcznemu motłochowi, który nie chce na niego głosować. No i oczywiście ta propaganda serwowana przez tradycyjne media to sama prawda, a te nowe to tylko brednie i kłamstwa rozpowszechniają.
PS. Autor wygląda jak down.
Ostatnia edycja: