- Moderator
- #41
- 8 902
- 25 803
Całkiem możliwe, ale pierwotne zawłaszczenie jest jednak bardziej koszernym rozwiązaniem, bo podmiotami biorącymi w nim udział są już docelowo jednostki a nie jakieś agendy polityczne bez odpowiedniej legitymacji, nie przewidziane w żadnej anarchokapitalistycznej doktrynie. W sumie to jest dziwne, że zamiast zdać się na naturalną akapową instytucję preferujesz przedłużanie istnienia jakichś postpaństwowych protez.I znów wracamy do argumentacji utylitarystycznej. Z którą ja się zgadzam - być może zawłaszczenie będzie łatwiejsze, choć ja mogę też wyobrazić sobie, że rezultat nie będzie taki fajny i walka będzie jeszcze większa niż przy innych sposobach, czy doprowadzi do zniszczenia większości majątku w wyniku sporów przy zawłaszczaniu.
No to może wykaż, że jest to fałszywa alternatywa. Zresztą ja nie twierdziłem, że wszystko odbędzie się cacy i pokojowo, ale kiedyś ludzie muszą się nauczyć zawłaszczać i Dzień Zero po upadku państwa jest dobrą ku temu okazją.To jest fałszywa alternatywa - zawłaszczanie cacy i pokojowo, inne metody walki i niemożność rozstrzygnięcia problemów. Nie wiemy jak będzie, to są wyłącznie spekulacje.
Natomiast nie widzę problemu, by się umówić między sobą, że nie uzurpujemy sobie wzajemnie praw do tego, na co mamy tytuły własności wystawione przez państwo, zaś instytucje poboczne, takie jak wieczyste użytkowanie zamieniamy automatycznie na własność. Tyle tylko, iż to są wewnętrzne ustalenia tych, co władzę obalają - ("tego a tego nie tykamy") ich się nie przedstawia stronie państwowej, ani niczego z nią nie negocjuje - ona nie jest stroną, tylko materią stawiającą opór do pokonania. Pozostała część majątku nieprywatnego pozostaje potencjalnym łupem do zdobycia. Nazwijmy to premią za inicjatywę w rozpierdalaniu państwa dla najbardziej aktywnych. Lud jakoś trzeba zachęcić do ostatecznego zrywu przeciw państwu a cóż lepszego jest od szabru? Wszystko poszłoby raz-dwa i nie byłoby wielomiesięcznego rozmywania transformacji tak miłego duszom wszelkich hamulcowych...
Zmiany społeczne mają swoją dynamikę. Wytracą impet, to nie zrealizujesz całego programu i sprawa rozejdzie się po kościach.
Ech, to już zależy od celu, jaki sobie stawiamy. Jeżeli restytucja mienia miałaby być ostatecznym celem, to Twoja propozycja byłaby słuszna - chociaż moim zdaniem niewykonalna. Jeśli natomiast celem miałoby być definitywne, sprawne zaoranie państwowości wraz z szybkim pozbawieniem jej wszelkiego mienia, to należałoby postawić na wyścig o łupy, nie troszcząc się o to, kto na tym najbardziej zyska. Zyska ten, co się postara i zorganizuje więcej przyczep. I tyle. Zawsze trafiają się jacyś ludzie z inicjatywą i oni stają się beneficjentami wstrząsów społecznych czy zmian ustrojów.Ja nawet postuluję rozwiązanie, które Rothbard odrzuca - czyli sprzedaż, a następnie jakaś dystrybucja wpływów (albo nawet spalenie w piecu). Uważam, że takie rozwiązanie byłoby sprawniejsze i skuteczniejsze, niż ogłoszenia bierzcie, kto pierwszy, ten lepszy.
Co nie zmienia faktu, że to wciąż nie jest własność niczyja. To jest wciąż własność okradzionych, którą niezmiernie trudno będzie restytuować.
Ja prędzej wolałbym zobaczyć, jak ludzie kują kafle w siedzibach ZUSu, zabierają umywalki, lustra, roślinki, windy i wszystko inne, co tylko da się zdemontować, wynieść i wywieźć, niż debaty o to jak dzielić i komu oddać oraz ile. Strzelają do was żołnierze, to zabierzcie im karabiny, to wasz łup. Czołg wyprowadzili? Odbierzcie im go, jest wasz, jeśli go zdobędziecie. Etc.