Niemców pojebało, czy mają jakiś plan?

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Znów zaatakowani zostali niemieccy nudyści.
Reporters.pl ⇨ Brodaci islamiści kontra niemieccy nudyści. „Wszystkie jesteście dziwkami!”

Banda brodatych muzułmanów zaatakowała basen dla nudystów w niemieckim Geldern w Nadrenii Północnej-Westfalii.
6-ciu młodych mężczyzn z wielkimi brodami wpadło na basen drąc się „Allahu Akbar!”, strasząc dzieci, obrażając mężczyzn, a kobiety wyzywając od „dziwek” – podaje niemiecka gazeta „Junge Freiheit”. Pluli na nie i grozili, że je zabiją.
„Krzyczeli, że my – niemieckie kobiety – wszystkie jesteśmy dziwkami i oni nas za to wszystkie zniszczą. To było naprawdę straszne” – opowiada jedna z przerażonych matek, która padła ofiarą tego ataku. Z kolei mężczyzn na basenie napastnicy wyzywali od „niewiernych”.
Świadkowie mówią, że islamscy fanatycy mówili dobrze po niemiecku, co oznacza, że byli to prawdopodobnie potomkowie imigrantów w drugim pokoleniu. Z basenu przenieśli się na pobliski kompleks sportowy, a potem znowu wrócili. Tym razem ktoś wezwał policję.
Ponieważ jednak wiadomo, że muzułmańscy bandyci są w Niemczech traktowani jak święte krowy, więc żadnego z nich nie zatrzymano. Funkcjonariusze sprawdzili im tylko dokumenty i wypuścili, choć podobno „wszczęto śledztwo w sprawie napadu”.
Doniesienia o bandyckich ekscesach islamistów dochodzą z wielu basenów w Niemczech od dawna, nie tylko z basenów dla nudystów. Kobiety są przez nich obrażane i molestowane seksualnie, dochodzi do prób gwałtu.​

I co na to kanclerzyca Merkel? Przecież w młodości ona sama była nudystką...
scan10139.jpg

dbt1gdp.jpg
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 206
Na widok takich paszczurów także miałbym skłonności do islamskiego fanatyzmu. Jak myślicie, niby jaki był PRAWDZIWY powód do islamskiego otulania kobiet w wszystko zakrywające szmaty :)?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
bayernpartei libertariańska? ja wiem od niedawna że libertariańskie jest zamykanie granic państwowych i gadanie kto gdzie może se jechać i żyć ale większy socjal, zakaz jazdy w niedziele, zakaz transportu zwierząt, zakaz narkotyków, zakaz prostytucji?
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
tak, a o jakich elementach mówisz? jak partia jakaś postuluje że nie wolno tak o komuś wpierdolić na ulicy to już jest libertariańska w pewnych elementach?
 

Hanki

Secessionist
1 532
5 108
tak, a o jakich elementach mówisz? jak partia jakaś postuluje że nie wolno tak o komuś wpierdolić na ulicy to już jest libertariańska w pewnych elementach?
Moim zdaniem libertariańskie są ich postulaty chociażby likwidacji bankowości centralnej i przywrócenie pieniądza towarowego, ja i sama postawa względem secesji. Poza tym, że dążą do odłączenia Bawarii od Niemiec, dopuszczają również i wspierają ew. dążenia w tym kierunku w innych landach czy regionach.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
no ale separatyzm to występuje też w każdej innej ideologii, jakoś mało sie wypowiadają na temat separatyzmu wewnątrz bawarii, której spora częśc na północy bawarska nei jest...
a bankowość centralną to oni ino tą inną chcą znieść i zastąpić bawarską
nie widze u nich nic libertariańskiego
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Ale lud ma więcej walut w których może dokonywać transakcji i trzymać oszczędności. I do tego łatwość lokaty, wymiany i transferu, bo to ten sam obszar językowo-kulturowy. Przypomnij sobie sytuację w Polsce na bazarach z początku lat 90-tych, gdzie dolary i marki były taką samą walutą jak złoty.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
taa ino że u nich bedom ino marki bawarskie w obiegu... nadal nie widze nic libertariańskiego ani lepszego jakkolwiek
oni chcą mieć ino swoje własne nie ograniczone federacją korytko w ramach unii europejskiej...
 

Hanki

Secessionist
1 532
5 108
no ale separatyzm to występuje też w każdej innej ideologii, jakoś mało sie wypowiadają na temat separatyzmu wewnątrz bawarii, której spora częśc na północy bawarska nei jest...
a bankowość centralną to oni ino tą inną chcą znieść i zastąpić bawarską
nie widze u nich nic libertariańskiego
Dopuszczają również możliwość secesji Frankonii.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Pojebało.

Niemcy: Rada Prasy wydała dziennikarzom nietypowe zalecenie

Świat
Środa, 9 marca (21:39)

Niemiecka Rada Prasy zaleciła w środę dziennikarzom, by w swoich relacjach nadal unikali - z wyjątkiem uzasadnionych przypadków - podawania narodowości lub wyznania sprawców przestępstw. Po sylwestrowych incydentach w Kolonii część mediów domagała się zmiany.

Rada Prasy odmówiła zmiany dotychczasowej praktyki, której celem jest ochrona mniejszości, opierającej się na kodeksie dziennikarzy prasowych.

"Zalecenie nie zostanie zmienione" - oświadczyła rzeczniczka Rady Prasy Edda Eick po posiedzeniu, które odbyło się za zamkniętymi drzwiami. Jak dodała, członkowie gremium są świadomi tego, że praktyczne stosowanie zasad kodeksu wywołuje w redakcjach kontrowersje, dlatego planowane jest wydanie przewodnika zawierającego konkretne przykłady.

Rada Prasy ogłosiła, że dziennikarze muszą w konkretnych przypadkach sami decydować, czy informacja o pochodzeniu sprawcy ma znaczenie dla zrozumienia sprawy i czy powinna zostać podana, czy też nie. Rada odrzuciła zarzut o przemilczanie (pochodzenia sprawców) czy wręcz cenzurę. Rada Prasy "nie jest plenipotentem dziennikarzy i mediów, lecz daje im jedynie orientację". "Nie ma zakazu podawania pochodzenia przestępców i podejrzanych o przestępstwo" - podkreśliła Rada Prasy.

Będąca przedmiotem sporu dyrektywa 12.1 w kodeksie prasowym brzmi: "W relacjach o przestępstwach przynależność podejrzanego lub przestępcy do mniejszości religijnej, etnicznej lub innej wymienia się tylko wtedy, gdy służy to w uzasadniony sposób zrozumieniu opisywanego wydarzenia. Należy szczególnie wziąć pod uwagę, że podanie tej informacji może wywoływać uprzedzenia wobec mniejszości".

Redakcja wydawanej w Dreźnie "Saechsische Zeitung" zamierza informować w przyszłości o pochodzeniu przestępców niezależnie od tego, czy chodzi o Niemców, czy o obcokrajowców. Zapowiedział to redaktor naczelny gazety Uwe Vetterick. Jego zdaniem czytelnicy niesłusznie uważają, że zawsze gdy w relacji narodowość sprawcy została pominięta, chodzi o azylanta. Podawanie w każdym przypadku narodowości sprawcy wykluczyłoby takie pomyłki.

Rada Prasy (Presserat) jest organem zajmującym się kwestiami etycznymi mediów drukowanych. Składa się z pracujących społecznie przedstawicieli stowarzyszeń wydawców prasy oraz organizacji dziennikarskich.

W posiedzeniu w środę uczestniczyli też jako goście przedstawiciele Niemieckiej Agencji Prasowej (dpa) i "Koelner Stadt-Anzeiger" oraz medioznawcy.

Zasada unikania podawania informacji o pochodzeniu sprawców stosowana jest konsekwentnie przez niemieckie media także w regionach graniczących z Polską i Czechami.

Dyskusja o pomijaniu przez media pochodzenia sprawców wybuchła po wydarzeniach w Kolonii, gdzie w noc sylwestrową doszło do masowych napaści rabunkowych i seksualnych na kobiety. Sprawcami byli głównie imigranci z Afryki Północnej. Niemieckie media informowały o incydentach z kilkudniowym opóźnieniem. Krytycy uważają, że media celowo zataiły napaści, aby nie tworzyć nastroju nieprzychylnego wobec uchodźców. Ukrywanie narodowości sprawców zarzucały mediom także władze rządzonej przez CSU Bawarii.

Media obarczają odpowiedzialnością policję, która początkowo nie informowała o napaściach, twierdząc, że w sylwestra w Kolonii nie było żadnych incydentów.

Z Berlina Jacek Lepiarz

Wolność słowa na pełnej kurwie w tym rajchu.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Jak Berlin ukrywa, fałszuje i ignoruje rzeczywiste koszty utrzymania imigrantów
Przez: Redakcja 2 lipca 2016
Ponad 1 milion migrantów, zaproszonych przez „kulturę otwartych drzwi”, napłynęło do Niemiec w samym 2015 roku. Politycy w Berlinie jako „zapraszający gospodarze” nie są zainteresowani w ujawnieniu rzeczywistych kosztów tego nierealnego przedsięwzięcia. Przeciwnie, próbują oni je – co w dobie informacji internetowej nie jest wcale takie łatwe – w kontrolowanych przez nich mediach systemowych zataić, sfałszować czy wręcz zignorować. Tym samym nie należy od jakiejkolwiek instancji rządowej oczekiwać dobrowolnego ujawnienia smutnej prawdy. Na ten temat ani nie ma pytań, ani debat w parlamencie, konferencji prasowych, analiz naukowych, wypowiedzi rzeczników, biuletynów czy innych form informacji publicznej.

W rzadkich przypadkach publikowania danych, spotyka się próby ich fałszowania przy pomocy „legalnych trików bilansowych”. Ulubioną metodą jest stosowanie niejasnych definicji. Tak podaje się przeważnie tylko koszty „integracyjne” za kursy językowe i szkolenia, które nie obejmują zakwaterowania i utrzymania. Albo umyślnie przemilcza się, kto powinien ponosić te wydatki, czy budżet federalny (Bund), czy krajowy (Land) czy komunalny. W końcu istnieją sprawdzone metody ignorowania kosztów. Tutaj ulubione są dwa przekłamania: Po pierwsze, wydatki na migrantów pokryją rezerwy budżetowe, których przy stale wzrastającym długu publicznym wcale nie ma. Po drugie twierdzi się, że zrekompensują je późniejsze efekty koniunkturalne powstające w wyniku wywołanego przez wydatki na migrantów boomu gospodarczego. Niestety ekonomia tak nie funkcjonuje. Hasła typu „wydatki są inwestycją” są tak samo pseudonaukowe jak merkelowskie „Poradzimy sobie!” (Wir schaffen das!). Nie ma empirycznego potwierdzenia dla jego potwierdzenia.

W kontekście cytowanych przykładów nie dziwi, że temat kosztów migracyjnych nie znalazł jeszcze należytego echa ani w niemieckim społeczeństwie, ani w świecie naukowym. To może się szybko zmienić, gdy po szoku lawiny migracyjnej nastąpi szok kosztowy. Temat ten może zdominować wybory do Bundestagu we wrześniu 2017 roku. W sąsiedniej Austrii do pierwszych poczynań władz po reorientacji politycznej było „kontrola kasy”, czyli obciążeń państwa spowodowanych przez migracyjne podarki poprzednich decydentów. Takiego kroku należy również oczekiwać w Niemczech, chociaż na razie dominują politycy serdeczności (Willkommenkultur).

Komuny i podatnik finansują przygodę migracyjną Berlina

Berlin który zaprosił migrantów wbrew woli większości społeczeństwa nie śpieszy się z finansowaniem tego przedsięwzięcia. Tak kosztami przyjęcia obarczono w sposób dyktatorski komuny, które ponoszą dziś 50% wydatków. Co prawda postępowanie to formalnie zgodne jest z konstytucją federalną, ale z ekonomicznego punktu widzenia zakrawa raczej na kpinę. Mimo że temat jest niebezpieczny rząd federalny i rządy krajowe ani myślą o podniesieniu swego udziału w odciążeniu finansowym komun. Tak pewnie się czuje tutejszy „kartel polityczny” w siodle. Berlin zaprasza, a posłuszna prowincja nie protestuje i ugina się pod pręgierzem wydatków. Poprawni i samozadowoleni Niemcy przez to ze całkowicie oduczyli się strajkować, siedzą dzisiaj w pułapce politycznej i muszą po sankcjach z Rosją, ratowaniu Grecji, akceptacji samowoli EBZ znieść kolejne bezmyślne dyktando Berlina. Każda cierpliwość ma ponoć swoje granice. Czy niemiecki kmiot przekształci się w buntownika? Chyba nie tak szybko. Na razie siedzi zarówno we wspomnianej pułapce politycznej jak i kosztowej i myśli jak się z nich wydostać.

Na domiar złego niemieckie municypia i komuny są mocno zadłużone. Przez migrantów wszystkie poprzednie programy ich oddłużenia trafiają do lamusa. Miasto Köln musiało w 2015 roku wydać na uchodźców ponad 100 mln. Euro, co stanowi polowe strat. W tym roku koszty dla „prześladowanych” z całego świata wzrosną szacunkowo o 40%! Banki chętnie udzielają miastu kredytu na ich finansowanie. Według prawa niemieckiego żadna instytucja państwowa nie może zbankrutować, ryzyka wiec praktycznie nie ma. Mimo to każdy wie, że długi nie są darmowe. Kiedyś musi je spłacić następna generacja.

Nowe zadłużenie jak dotąd „nie boli”. I ta sytuacja szybko może ulec zmianie, gdy niejedna komuna zostanie zmuszona do podniesienia opłat i podatku gruntowego. Od pewnego poziomu musza to czynić, bo prawo komunalne przewiduje podwyżki cen usług przed zaciągnięciem długu. Prywatne gospodarstwa domowe i podatnicy wkrótce poczują cenę swej bierności i samozadowolenia, gdy w skrzynkach pocztowych znajda rachunki z informacjami o nowych podwyżkach. Należy oczekiwać, ze również budżet federalny będzie próbował ze swej strony starymi trikami – jak przesuwanie środków miedzy resortami – zawyżać swój udział w finansowaniu przygody imigracyjnej. A co jest z gospodarką? Ta nie płaci ogóle, jako ze nikt nie myśli o podniesieniu podatków korporacyjnych. Koncerny giełdowe DAX-u nie zatrudniły dotąd nikogo z przybyszy. Przyjęły pokazowo na staż kilka tuzinów młodych migrantów i chwalą się ostentacyjnie, jak zdecydowanie popierają humanitarną politykę rządu. Summa summarum niemiecki podatnik pozostaje znowu tym „głupim Jasiem”.

Szacunki kosztów sięgają astronomicznych 50 mld Euro rocznie

O jakich sumach jest mowa i czy dają się one realistycznie oszacować? Na szczęście istnieją w demokracji niezależne zrodzą (analitycy, naukowcy) na których zdaniu obywatel może polegać, w przypadku gdy właśni politycy go oszukują. Oprócz tego ujawnione są konkretne wydatki komun. Przy średnich miesięcznych kosztach „utrzymania” jednego emigranta w wysokości 1.500 Euro i 1 milionie przybyszy otrzymamy pierwszą orientacyjną sumę w wysokości 27 mld euro rocznie. W rzeczywistości liczba migrantów jest wyższa i poza tym powstają dodatkowe koszty związane z „integracją”. Kwoty rzędu 50 mld euro rocznie nie są zatem wcale tak nierealne. O to by one nie malały dba już dynamicznie rozwijający się „przemysł imigracyjny”, który został plastycznie opisany przez Udo Ulfkote w książce „Die Asylindustrie”. Nie dziwota, ze przy tych sumach Berlin boi się grać z obywatelami w otwarte karty. Przeciwnie symuluje on sztuczną konkurencje miedzy analitykami i popiera przy tym ewidentnie swoich (opłacanych) faworytów, miedzy innymi przez szeroki dostęp do mediów publicznych. Grupę tę można scharakteryzować jako „systemowych optymistów”, jako że przedstawiają migracje jako szansę dla starzejącej się niemieckiej ludności. Przyszłe efekty ekonomiczne w pełni zrekompensują dzisiejsze koszty – to dalsze wyniki ich wątpliwych prognoz. W przeciwieństwie do nich grupa „trzeźwych pesymistów” jest zdania, ze cała ta chaotyczna imigracja prowadzi do stałego obciążenia społeczeństwa.

Wspomniane 50 mld Euro przewyższa przykładowo budżet ministerstwa obrony, który w 2016 roku dysponuje 35 mld Euro. Mocno pseudonaukowe są również wyobrażenia „optymistów” o czasie potrzebnym do integracji migrantów na rynku pracy, sięgające 10 i 20 lat. Kto sam nie musi płacić ma dużo fantazji. Nawet jeśli się integracja uda, mało pozostanie lat do aktywnego płacenia podatków i składek socjalnych. Gorzej jeśli się ona nie uda. Wtedy taki „prześladowany” przybysz kosztuje niemieckiego podatnika w ciągu swego życia około 450.000 Euro. Za to można w Köln nabyć domek jednorodzinny. Czy Niemcy utoną w tym morzu kosztów? Przy rocznym PKB ponad 3 bln Euro jest to raczej mało prawdopodobne. Wysoko prawdopodobne są jednak masowe napięcia społeczne, jako ze imigrant o wiele więcej kosztuje niż przeciętny Niemiec zarabia, nie mówiąc już o skromnych emerytach. Wybory do Bundestagu w 2017 roku mogą w świetle tej tematyki okazać się bardzo burzliwe.

Autor: Viktor Heese (Köln / RFN) – analityk papierów wartościowych i autor publikacji giełdowych
źródło: obserwatorpolityczny.pl
 
Do góry Bottom