Muza

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Nie żyje Clive Burr.
Jego opus magnum, to udział w jednej z najwspanialszych płyt, jakie miałem zaszczyt poznać w czasach, kiedy po lekcjach umawiano się na honorowe "solówki", noszono dziewczynom plecaki, a na szkolnych potańcówkach królowały Ultravox i OMD.

 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
Jak nie przepadam za heavy/power metalem, to Iron Maiden uwielbiam i zawsze pozostaną dla mnie jednym z TYCH zespołów. Okres od 1979 do 1988 to jak dla mnie płyty doskonałe, później już było różnie. Burr był świetnym perkusistą, pokazał klasę nie tylko na "The Number Of The Beast" ale też na dwóch poprzednich: genialnym debiucie "Iron Maiden" i świetnym choć niedocenianym "Killers".

Pamiętacie, że w przypadku klasycznych płyt Iron Maiden trzeba słuchać starych wydań EMI (FLAC-ki krążą po necie), remastery z lat 90. są mocno skompresowane a niektóre (np. The Number of The Beast i Somewhere In Time) brzmią koszmarnie (zwalona dynamika!).
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Też nie przepadam (mało tego, nie cierpię), lecz Ironi stoją ponad NWOBHM prawie tak samo jak Opeth i ich "Blackwater Park" ponad całym nurtem heavy. I twierdzę tak od 2001 roku do teraz. "Blackwater Park" jest od początku do końca czymś, co w moim przekonaniu, sytuuje się daleko poza zwykłym określeniem heavy, jak i potocznym rozumieniem progresywności.

A co Ty tam - na marginesie - masz w avku? Stefka? ;)
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
Z piejącego heavy metalu to jeszcze lubię niektóre płyty niemieckiego Helloween, często chłopaki grali na luzie a niektóre utwory w ogóle były dla beki :) . Szczególnie nie lubię tych wszystkich Sabatonów, takie to podniosłe, patetyczne a żadnych emocji u mnie nie zbudza. Nie lubię też żadnych gotyków z babskimi wokalami, wyjątkiem jest The Gathering z Anneke van Giersbergen, ale to pewnie dlatego, że okres z nią na wokalu nie ma z gothic metalem zbyt wiele wspólnego, a późniejsze płyty (alternatywny rock, trip rock) to już w ogóle.

tomkiewicz napisał:
Opeth i ich "Blackwater Park" ponad całym nurtem heavy

Heavy czy death? Ja lubię niektóre kapele death metalowe. Opeth nigdy zespołem death metalowym tak naprawdę nie był, to jest prog rock tworzony za pomocą death metalowych środków wyrazu ;) . Wczesne płyty Opeth są naprawdę odkrywcze i true progresywne, "Blackwater Park" jest świetnym krążkiem ale ja jakoś zawsze wolałem poprzednią "Still Life", kwestia gustu. Nowsze płyty Opeth (szczególnie ostatnia), chociaż fajnie się ich słucha, to już lekki regres i wymyślanie muzyki lat 70. na nowo. Niestety duża w tym zasługa Stefka, który chyba miał na Akerfeldta trochę za duży wpływ.

A co Ty tam - na marginesie - masz w avku? Stefka? ;)

Tak, Stefana :) . Jestem wielkim fanem Porcupine Tree i solowych płyt Wilsona, chociaż na najnowszej już słychać, że chłopak się za bardzo King Crimson i starym prog rockiem podniecił i zaczyna się to już robić przewidywalne. Na avku mam okładkę "Insurgentes", zresztą okładka najnowszego albumu też fajna :) :

steven-wilson-the-raven-that-refused-to-sing-and-other-stories-cover-okladka.jpg
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Nie lubię też żadnych gotyków z babskimi wokalami, wyjątkiem jest The Gathering z Anneke van Giersbergen, ale to pewnie dlatego, że okres z nią na wokalu nie ma z gothic metalem zbyt wiele wspólnego, a późniejsze płyty (alternatywny rock, trip rock) to już w ogóle.
Pełna zgoda. Precz z gotykiem i rycerzami w rajtuzach :) The Gathering spoko, chwilami bardzo spoko, zwłaszcza na "How to Measure A Planet?" - mam spory sentyment do tej płyty.

Heavy czy death?
Generalnie. Muzyka - jak to Kaczor mawiał - Z Kuźni. Ponieważ nie jestem zaciekłym fanem stali w muzyce, to tym bardziej dziwi mnie fakt, że im Opeth jest bardziej brutalny i monumentalny (to ważne słowo w kontekście "Blackwater Park"), tym bardziej mi się podoba.

"Still Life" miodzio, przepiękny album, prawdziwa perła, lecz kiedy słucham "Deliverance", widzę armię wkurwionych obrońców własności, odpierających dzielnie ataki pasożytniczych najeźdźców ;) Albo inna wizja: nie wiem czemu, ale od pierwszego uderzenia widzę morze arktyczne i cielące się lodowce :) No i growl Akerfeldta (jak nie przepadam, to ten kocham), praca gitar, emocje i ten potężny, selektywny i dopieszczony sound.
Proszę bardzo:

Gdyby przełożyć to na wielką orkiestrę symfoniczną i puścić Wagnerowi, to by chłopu kopara opadła. Nie ma drugiego takiego zespołu. Mówię: chłopaki stoją ponad podziałami :)
Niestety duża w tym zasługa Stefka, który chyba miał na Akerfeldta trochę za duży wpływ.
Nie sądzę. Mikael od dawna zbiera analogi - stare, mało znane i trudno dostępne grupy, jak np. Arzachel lub Egg (ktoś to jeszcze pamięta?), więc wchłaniał to jak gąbka. Nie bez powodu przed koncertami zawsze odpalają Popol Vuh. Także trudno powiedzieć, kto kogo inspirował.
Tak, Stefana :) . Jestem wielkim fanem Porcupine Tree i solowych płyt Wilsona, chociaż na najnowszej już słychać, że chłopak się za bardzo King Crimson i starym prog rockiem podniecił i zaczyna się to już robić przewidywalne. Na avku mam okładkę "Insurgentes", zresztą okładka najnowszego albumu też fajna :)
Mam problem z najnowszą płytą solową Bosego, bo faktycznie zbyt się zapędził w szlifowanie starych klimatów. Ale kurcze, za konsolą zasiadł sam ALAN PARSONS - dokładnie ten koleś, co wyprodukował "Dark Side of the Moon" i "Atom Heart Mother". O APP to już chyba nie trzeba wspominać. No i stała się też rzecz dziwna w przypadku Wilsona, bo zamiast skupiać się na budowaniu klimatu, postawił bardziej niż kiedykolwiek na techniczne popisy. Stąd być może obecność Guthrie Govana (Vai mu może skarpetki cerować, jeśli idzie o technikę). Paradoksalnie jednak, Govan w "Drive Home", zagrał jedną z najpiękniejszych i porywających solówek gitarowych, jakie słyszałem i prawie całkiem zrezygnował z cyrkowych popisów.
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
Oprócz Opeth i może trochę słabiej znanego Pain of Salvation jest/było jeszcze parę fajnych szwedzkich zespołów:





tomkiewicz napisał:
Ale kurcze, za konsolą zasiadł sam ALAN PARSONS - dokładnie ten koleś, co wyprodukował "Dark Side of the Moon" i "Atom Heart Mother".

No, "The Raven That Refused to Sing (And Other Stories)" brzmi świetnie, jeśli chodzi o produkcję, to jest najwyższa klasa. W ogóle nowe płyty Stefana brzmią bardzo dobrze, wyjątkiem jest "Insurgentes", płyta muzycznie bardzo dobra ale brzmienie skompresowane, bez dynamiki, totalnie zwalone (muszę dorwać wersję DVD-Audio, podobno dużo lepszy mastering).

Paradoksalnie jednak, Govan w "Drive Home", zagrał jedną z najpiękniejszych i porywających solówek gitarowych, jakie słyszałem i prawie całkiem zrezygnował z cyrkowych popisów.

Na początku myślałem, że to Stefan gra to solo :) , takie w jego stylu. Też mam problem z tą płytą, bo chociaż wiem, że muzycznie jest to raczej przewidywalne kopiowanie samego siebie, Crimsonów, Yes itd., to i tak mi się podoba. Epicka partia melotronu w "Luminol" mnie zwaliła z nóg (w wersji studyjnej jeszcze bardziej niż na koncertowym "Get All You Deserve").
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Piter, muzyka Pain of Salvation przeszła proces degeneracji niemalże całkowitej - od wybitnej (choć źle zrealizowanej) "The Perfect Element,pt.1" do czegoś, co trudno jeszcze sygnować tą nazwą. Rozdział dla mnie w zasadzie zamknięty. Gildenlow już nawet nie jest cieniem samego siebie. Straszliwy los spotkał ten obiecujący zespół. Mam do nich wielkie pretensje, bo zaorali sami siebie. Być może fakt, że Danielowi urodziło się kalekie dziecko, miał jakieś znaczenie. Trudno. Zostało trochę doskonałej muzyki i kapitalny wokal.

Kiedyś napisałem, że Pain of Salvation to taki Van Der Graaf Generator z turbodoładowaniem, ale to była pochopna, infantylna i patosiarska opinia. By w ogóle mierzyć się z tym, co stworzył Peter Hammill, trzeba nagrać więcej niż jedno arcydzieło i jedną bardzo dobrą płytę.

Na początku myślałem, że to Stefan gra to solo :) , takie w jego stylu.
Nie dałby rady ze względu na spiętrzone trudności techniczne, jakie stawia partia zagrana przez Govina. Słyszę to doskonale, mimo, że nie ma tam ekwilibrystyki, której można się było spodziewać. Kilka piekielnie skomplikowanych arpeggio tworzy barierę dla gitarzysty, który nigdy nie aspirował do bycia shredderem. Wilson zawsze bardziej opowiadał gitarą jakąś historię - podobnie jak Gilmour. To inna szkoła niż czysto techniczne, popisowe granie, które po pewnym czasie i pierwszych zachwytach już tylko nuży.
Epicka partia melotronu w "Luminol" mnie zwaliła z nóg
Twórca mellotronu powinien załapać się na Nobla :) Jakkolwiek go nie użyjesz, zawsze zabrzmi z klasą i powoduje, że wszystko nabiera chłodnej przestrzeni. Wspaniały instrument.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Chłodna przestrzeń? Od mellotronu? Raczysz chyba żartować - to przecież strasznie rzewny instrument. Chłód to bije od syntetycznych moogów...
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
No masz poniekąd rację, ale nie do końca, jeszcze zależy jaki mellotron. Ale fakt, nie wziąłem pod uwagę mooga.
Chyba nie sądzisz, że na debiucie Crimsonów słychać rzewne tło mellotronu? :)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Sądzę. W utworze tytułowym tego albumu mamy już rzewność na całego. Może nie w stylu bezpośredniej komedii romantycznej, ale filantropijnego myśliciela obserwującego wszystko z dystansu - jak grecką tragedię - jak najbardziej.
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
tomkiewicz napisał:
Piter, muzyka Pain of Salvation przeszła proces degeneracji niemalże całkowitej - od wybitnej (choć źle zrealizowanej) "The Perfect Element,pt.1" do czegoś, co trudno jeszcze sygnować tą nazwą.

To się nie zgadzamy, bo ja lubię zarówno "Scarsick" jak i oba Road Salty, to są jednak jakieś ciekawe muzyczne poszukiwania, a że muzyka prostsza? Mnie to nie przeszkadza. Za to Perfect Element nigdy nie uważałem za wybitny, według mnie jest przekombinowany, do tego fatalnie brzmi, nigdy nie mogłem zrozumieć zachwytów nad tą płytą :rolleyes: ("One Hour..." i "Remedy Lane" dużo lepsze).

Nie dałby rady ze względu na spiętrzone trudności techniczne, jakie stawia partia zagrana przez Govina.

No jak się wsłuchałem, to też już wiedziałem, że to nie Stefan.
 
D

decha_131

Guest


Ach pamiętam jak grali na Przystanku Woodskock pomiędzy Pidżamą Porno, a Dżemem! Łezka w oku się kręci.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
To się nie zgadzamy, bo ja lubię zarówno "Scarsick" jak i oba Road Salty, to są jednak jakieś ciekawe muzyczne poszukiwania, a że muzyka prostsza? Mnie to nie przeszkadza.
Królestwo za prostotę, ale nie o taką mi chodziło. Co do "PE, cz.1", to raczej kwestia gustu. Przekombinowania nie zauważyłem, za to producenta dźwięku powinni zwolnić. Wszystko jest wyostrzone, wysokie tony to rdza i piasek, dźwięk mizerny, średnica woła o pomstę, a dół praktycznie nie istnieje.
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
Z PE zależy od mojego nastroju, czasem mi się ta płyta podoba, czasem denerwuje a czasem na niej przysypiam :) . Zgadzam się, że gdyby brzmiała porządnie, to by dużo zyskała.
 
N

nowy.świt

Guest



pamiętam jak grałem w grę to już po 15 min wyłączyłem ją i załączyłem ściąganie Soundtracku z torrenta.
 

Nene

Koteu
1 094
1 690
ja tak miałam z Vampire the Masquerade: Bloodlines. Kilka miejscówek z barami i w każdym coraz lepsza muzyka
 
Do góry Bottom