kr2y510
konfederata targowicki
- 12 770
- 24 727
Kel'Thuz ostatnio robi odcinki Radia Żelaza o metalu:
Wszystkich co się z nim nie zgadzają, wyzywa od pedalskich ścierw
Wszystkich co się z nim nie zgadzają, wyzywa od pedalskich ścierw
Jestem wielkim fanem Porcupine Tree i solowych płyt Wilsona, chociaż na najnowszej już słychać, że chłopak się za bardzo King Crimson i starym prog rockiem podniecił i zaczyna się to już robić przewidywalne.
pampalini napisał:Wow, no to muszę koniecznie posłuchać.
"Signify" najbardziej cenię z płyt Porków. To kwintesencja świeżości, jaką wprowadzili do dźwiękowego muzeum, gdzie starzy fani onanizowali się nad pomnikami z lat 70-tych. Nie zaliczam ich przekornie do neo-proga, może ze względu na niezliczoną ilość miernoty, jaka pojawiła się na fali sentymentu. Neo-prog źle mi się kojarzy, głównie z tymi gejowskimi, kolorowymi i okrutnie durnymi okładkami do płyt, a sama muzyka w większości cienka jak dupa węża. No bo kto się broni? Chyba tylko Marillion z Fishem (TYLKO Z FISHEM)Porcupine Tree to też jest dosyć elastyczny zespół i nie wiem czy to taki typowy neoprog. Pierwsze lata (w sumie Wilson solo) to była czysta psychodelia, bardzo dużo psychodelicznych wpływów było aż do "Signify".
Też, ale prócz Króla słyszę także Caravan i Van Der Graaf Generator. Głównie ten pierwszy.a jego dwa ostatnie solowe albumy to już laurka dla King Crimson.
To kwintesencja świeżości, jaką wprowadzili do dźwiękowego muzeum, gdzie starzy fani onanizowali się nad pomnikami z lat 70-tych.
W żadnym razie. Sam, tak gdzieś od 14 roku życia słucham mniej lub bardziej znanej muzyki z tamtego okresu. Sporo nie przetrwało próby czasu, sporo zostało. Obecnie rzadko sięgam, ale zdaję sobie sprawę, że wtedy powstała cała "baza wypadowa" dla różnych współczesnych nurtów.Jeśli to przytyk do mnie
Sam, tak gdzieś od 14 roku życia słucham mniej lub bardziej znanej muzyki z tamtego okresu.
Pamiętam, że dawniej tutaj lansowano tezę, że muzyka libertarian to hardcore punk, czyli raczej przeciwieństwo prog rocka, mnie tam się zawsze kojarzył z rewolucyjnymi komuchami .
Inni ci powiedzą, że muzyka libertarian to Kel'Thuz, jakiś pogański folk i epickie, aryjskie zespoły black/wiking/folk metalowe .
I tu ma szansę powrócić pytanie, czy można w ogóle nazywać progresywnym coś, co jest zdecydowanie odtwórcze, jak np. scena neo-progowa taka, jaką znamy z lat 80-tych.Z rockiem progresywnym jest podobnie.
Zasadniczo tak, ale o ile myśl libertariańska nie zyskała silnej społecznej aprobaty, to w świecie progresywnej muzyki lat 70-tych, trzeba było się mocno nakombinować. Konkurencja była bardzo silna. Wszystko zostało potem gwałtownie zresetowane przez pojawienie się punk-rocka, co nie było takie złe, jak się okazało. Sam punk trudno nazwać czymś innym niż lewackim jazgotem, ale za to w ślad za nim pojawiła się oczyszczająca atmosferę prostsza forma. W 80-tych latach nastąpił wielki wysyp zajebistych przebojów i doskonałego popu, a teraz mamy fuzję wszystkiego z wszystkim i powrót do oldskulu.Paradygmaty na jakich opierają się rock progresywny i myśl wolnościowa są niezgodne z tymi powszechnie obowiązującymi, no i zdarzają się ludzie, którzy mają potrzebę sięgania dalej, ponad to co powszechne i wygodne.
Ciekawa propozycja, ale byłbym ostrożny w ocenach. Samo zjawisko słuchania popu niczego nie przesądza. Wcale nie musi być wyznacznikiem ułożenia się z głównym nurtem. Pop może być zarówno chujowy, jak i wyjątkowo elegancki, kapitalnie zagrany i zaaranżowany. Przykładów jest od groma i trochę. W ogóle, stworzyć proste nagranie, które stanie się przebojem na lata świetlne, jest dużo ciężej, niż zagrać półgodzinne impro przez technicznie doskonały band. Wyjdą na scenę np. Mahavishnu Orchestra i będą napierdalać na poziomie niedostępnym ludziom po szkołach muzycznych, a z drugiej strony masz zakurwisty, w pytę doskonały Talk Talk lub choćby "Thriller" Jacksona. Mahavishnu spowodują opad szczeny z wrażenia, że tak się daje grać, ale pod nosem będziesz nucił "Billy Jean"Proponuję zatem nową strategię konwersji: sprawdzamy muzyczne gusta i skupiamy się na ludziach, którzy udowodnili, że sami z siebie są w stanie podjąć wysiłek poszukiwania czegoś nietypowego, bo ludzie słuchający popu udowadniają tym samym, że płyną z nurtem i to w sferze najbardziej związanej z sacrum, bo estetycznej, trudno więc spodziewać się, by gdzie indziej nie czynili podobnie.
Ja nie przepadam za neo-progiem, ale nazwa gatunku to jedynie nazwa gatunku - należy brać pod uwagę kiedy powstała. Postępowość prog-rocka była paradoksalnie zresztą konserwatywną kontr-rewolucją, użyciem starych form z nowym instrumentarium, wprowadzeniem mnóstwa nawiązań do muzyki klasycznej, sprzeciwem wobec zbyt wielkiego uproszczenia i sprymitywizowania muzyki. Odpowiedzią "białego człowieka" sprzeciwiającego się czarnemu dyktatowi rytmiczności bluesa, nie popartemu niczym więcej. Zawierała się w uczynieniu złożonym czegoś prostego, co wcześniej samo sprzeciwiło się zbytniemu skomplikowaniu.I tu ma szansę powrócić pytanie, czy można w ogóle nazywać progresywnym coś, co jest zdecydowanie odtwórcze, jak np. scena neo-progowa taka, jaką znamy z lat 80-tych.
Mocne w chuj! Pełna zgoda.Gdyby znalazł się ktoś, kto zbudowałby dziś katedrę dokładnie jak budowano je w XIV wieku, z analogicznego budulca, przy zastosowaniu tych samych technik i założeń, powiedziałbym, że postawił gotycką katedrę, nic to, że w XXI wieku. I gdyby nawet powstał z tego cały ruch i można byłoby określić to renesansem gotyckim, skracając termin do renegotyku, wciąż powiedziałbym, że zbudował katedrę gotycką.
Terminy gatunków powinny dotyczyć wyłącznie stylu w jakim te są wykonywane. Gdyby znalazł się ktoś, kto zbudowałby dziś katedrę dokładnie jak budowano je w XIV wieku, z analogicznego budulca, przy zastosowaniu tych samych technik i założeń, powiedziałbym, że postawił gotycką katedrę, nic to, że w XXI wieku. I gdyby nawet powstał z tego cały ruch i można byłoby określić to renesansem gotyckim, skracając termin do renegotyku, wciąż powiedziałbym, że zbudował katedrę gotycką.
To samo z muzyką. Nie ważne kiedy powstaje. Ważne są jej cechy. Nie przeszkadzają mi kapele odwołujące się do tego co było, nie uważam, że powinniśmy być niewolnikami naszych czasów. Jeśli ktoś chce grać jak grało się w latach '70, niech gra, tylko niech robi to dobrze. Kategoria nowości jest dla mnie mało istotna, o ile mam do czynienia z perfekcją. Tak samo nie przeszkadzałoby mi, gdyby zaczęto budować w stylu gotyckim, o ile nie tworzono by prostych kopii tego co już w gotyku jest. Dopóki melodie się nie powtarzają jest dobrze.
FatBantha napisał:Postępowość prog-rocka była paradoksalnie zresztą konserwatywną kontr-rewolucją, użyciem starych form z nowym instrumentarium, wprowadzeniem mnóstwa nawiązań do muzyki klasycznej, sprzeciwem wobec zbyt wielkiego uproszczenia i sprymitywizowania muzyki. Odpowiedzią "białego człowieka" sprzeciwiającego się czarnemu dyktatowi rytmiczności bluesa, nie popartemu niczym więcej.
pampalini napisał:Swoją drogą w ogóle nie lubię szufladkowania i "gatunkowania" sztuki. Więc nawet nie lubię określenia "rock progresywny". Stosuję te nazwy tylko dla wygody.
może to być ciężkie jak cholera albo nawet mocno popowe.