- Moderator
- #41
- 3 591
- 1 503
Wątek zeszedł na strategię Ja tam widzę sprawę prosto i zerojedynkowo. NAP albo nie-NAP. Ludzie, którzy są nie-NAP (czyli ponad 90%) to cele do konwersji na NAP. Dla mnie to jest gra komputerowa.
Wątek zeszedł na strategię Ja tam widzę sprawę prosto i zerojedynkowo. NAP albo nie-NAP. Ludzie, którzy są nie-NAP (czyli ponad 90%) to cele do konwersji na NAP. Dla mnie to jest gra komputerowa.
Moim zdaniem byli, ale nawet jeśli użyjemy wąskiej definicji słowa, to mieli olbrzymi wkład w budowę tej ideologii. Nieporównywalnie większy do libów-hobbystów. Mises w 1911 miał już chyba dwie książki napisane, wiele artykułów, doradzał w Izbie Handlu, a w 1912 wydał "Teorię pieniądza i kredytu".Spooner, Tucker, Mises i Rand nie byli w ogóle libertarianami.
"Ja wolę poczekać i zrobić coś dobrze, niż wystartować wcześnie i spierdolić po całości, co utrudni innym podjęcie kolejnej próby."
Nawoływanie do walki rozumiem metaforycznie. Walka zaczyna się od uświadomienia sobie, że istnieje jakiś wróg i że istnieją metody, by go pokonać. Na razie chodzi o to, by jak największa liczba ludzi zrozumiała, że państwo nie jest ich dobrych tatusiem, ale że jest pasożytem, który wysysa z nich krew. O co chodzi Ci z tymi eventami, to nie rozumiem, że póki nie zorganizowałem spotkania na piwie w swoim mieście, to nie mam prawa mówić o walce z państwem?Heloł, kogo chcesz zachęcać do walki? To jest właśnie ten groteskowy element o jakim mówię. Może najpierw powalczysz o to, żeby w okolicy jacyś libowie ze sobą się raz na jakiś czas w ogóle spotkali, chociażby na piwie, a później aby to się przerodziło w lokalną tradycję i liberty-festy, gdzie wolnościowcy będą se mogli robić robić hyde-park czy zaprosić cyklicznie kogoś suawnego zzagramanicy, ponarzekać na poprawność polityczną, poopowiadać o broni palnej i pokazać faka pilnującym eventu tajniakom, robiąc kontestacyjny, aczkolwiek nie napinkowo-rewolucyjny klimat?
Trudno, żeby wkładu w budowę nie mieli większego, niż ktoś kto przyszedł na gotowe i ma to tylko wypromować...Moim zdaniem byli, ale nawet jeśli użyjemy wąskiej definicji słowa, to mieli olbrzymi wkład w budowę tej ideologii. Nieporównywalnie większy do libów-hobbystów.
Tak czy owak, napisanie czegoś co zapewniło mu miejsce w intelektualnej alei zasłużonych, wymagało sporo czasu, dojrzałości i wkładu, mimo tego iż połączył to z pracą zawodową. Inna sprawa, że traktowanie go jako libertarianina jest nieuczciwe, jako że on nigdy nie popierał postulatu zastąpienia w całości funkcji państwa podmiotami wolnorynkowymi. Więc niejeden hobbysta pod względem libertarianskości jest bardziej trve od tego zasłużonego ekonomisty. Utożsamianie całej ASE w prostej linii z libertarianizmem jest zwyczajnym nadużyciem.Mises w 1911 miał już chyba dwie książki napisane, wiele artykułów, doradzał w Izbie Handlu, a w 1912 wydał "Teorię pieniądza i kredytu".
To proste, bo uważam się za wolnościowca-hobbystę. Nie zajmuję się tą dziedziną zawodowo i nigdy nie zamierzałem budować wokół tego kariery, więc czymże to jest, jeśli nie hobby właśnie?Co do reszty Twoich argumentów, to nie wiem, dlaczego odbierasz to tak personalnie. Każdy robi to, co mu się podoba i ja przecież nikogo nie zmuszam do niczego. Pisałem tylko, że libertarianin-hobbysta jawi mi się jako figura paradoksalna.
Właśnie z tego powodu, że nie znajdujesz dla ludzi poświęcających swojego czasu na: edukację, autoedukację i tworzenia podstaw ruchu - zrozumienia. Zwłaszcza, gdy robią to w innej formie niż uznajesz za stosowne.Czemu nazywasz mnie poganiaczem niewolników? Piszesz o rewolucji, a przecież ja nie pisałem, że mamy teraz robić rewolucję, ale wyraźnie podkreślałem, że jest to czas edukacji, autoedukacji i tworzenia podstaw ruchu. Pisząc "libertarianami-neofitami-chcącymi-bez-ogłady-zmienić-swoje-otoczenie-we-własne-klony-i-wieść-je-na-barykady-jak-najszybciej" wymyślasz sobie przeciwnika, którego łatwo pokonać, ale ten przeciwnik ma ze mną niewiele wspólnego.
Piszesz o paradoksalnych figurach, to może sam daj przykład swojej nieparadoksalnej ortodoksji objawiającej się przy promocji idei czy integracji środowiska i opisz swój niehobbystyczny wkład poza tym forum. No skoro już bawisz się w arbitra elegancji... nie powinieneś się wstydzić dać nam jakiegoś autobiograficznego przykładu, jak to robić poprawnie, czyż nie?Nawoływanie do walki rozumiem metaforycznie. Walka zaczyna się od uświadomienia sobie, że istnieje jakiś wróg i że istnieją metody, by go pokonać. Na razie chodzi o to, by jak największa liczba ludzi zrozumiała, że państwo nie jest ich dobrych tatusiem, ale że jest pasożytem, który wysysa z nich krew. O co chodzi Ci z tymi eventami, to nie rozumiem, że póki nie zorganizowałem spotkania na piwie w swoim mieście, to nie mam prawa mówić o walce z państwem?
Trudno, żeby wkładu w budowę nie mieli większego, niż ktoś kto przyszedł na gotowe i ma to tylko wypromować...
Tak czy owak, napisanie czegoś co zapewniło mu miejsce w intelektualnej alei zasłużonych, wymagało sporo czasu, dojrzałości i wkładu, mimo tego iż połączył to z pracą zawodową. Inna sprawa, że traktowanie go jako libertarianina jest nieuczciwe, jako że on nigdy nie popierał postulatu zastąpienia w całości funkcji państwa podmiotami wolnorynkowymi. Więc niejeden hobbysta pod względem libertarianskości jest bardziej trve od tego zasłużonego ekonomisty. Utożsamianie całej ASE w prostej linii z libertarianizmem jest zwyczajnym nadużyciem.
To proste, bo uważam się za wolnościowca-hobbystę. Nie zajmuję się tą dziedziną zawodowo i nigdy nie zamierzałem budować wokół tego kariery, więc czymże to jest, jeśli nie hobby właśnie?
Właśnie z tego powodu, że nie znajdujesz dla ludzi poświęcających swojego czasu na: edukację, autoedukację i tworzenia podstaw ruchu - zrozumienia. Zwłaszcza, gdy robią to w innej formie niż uznajesz za stosowne.
Piszesz o paradoksalnych figurach, to może sam daj przykład swojej nieparadoksalnej ortodoksji objawiającej się przy promocji idei czy integracji środowiska i opisz swój niehobbystyczny wkład poza tym forum. No skoro już bawisz się w arbitra elegancji... nie powinieneś się wstydzić dać nam jakiegoś autobiograficznego przykładu, jak to robić poprawnie, czyż nie?
Ale można być już agnostycznym teologiem-hobbystą, który chociaż osobiście co do istnienia Boga nie jest przekonany, w związku z czym nie ma ochoty iść na krucjatę, jest w stanie na jego temat powiedzieć więcej ciekawych rzeczy niż dewotka po sześćdziesiątce, co nigdy nie przekroczyła etapu bezmyślnego klepania pacierzy. I w tym właśnie rzecz, że sądzę, iż teraz przydadzą się nam jacykolwiek ludzie eksplorujący temat wolności, dostarczający ciekawych argumentów, niż zamienianie się w garstkę napalonych zealotów.Uznając postać wolnościowca-hobbysty za paradoksalną, chodziło mi o to, że wolność niezbyt dobrze nadaje się na hobby, bo od naszego do niej stosunku zależy niemal całe życie. Tak samo nie można być moim zdaniem katolikiem-hobbystą, bo od tego, czy wierzymy w Boga i życie pozagrobowe zależy, jak będziemy żyli, cały kształt naszej egzystencji. Ale to, że nie można być katolikiem-hobbystą, to nie znaczy, że każdy powinien wstąpić do zakonu.
No bo mieli. Nie widzę w tym niczego niestosownego. To było częścią ich stylu życia, to robili po godzinach. Pisali sobie patriotyczne pieśni, literaturę "ku pokrzepieniu serc", robili niepodległościowy klimat, zamiast budowania statków w butelkach czy zbierania znaczków.To trochę tak jakbyś mówił, że ludzie żyjący pod zaborami mieli takie hobby, by przygotowywać się do odzyskania niepodległości.
Nie ma dzisiejszego meczu i dyskusji o strategii! Zrozum to wreszcie! Nie jesteśmy nawet na etapie selekcji drużyny, bo nie ma z kogo wybierać. Aktualnie jedyne co możesz zrobić, aby przysłużyć się rozwojowi "koszykówki" to nie przeszkadzać tym nielicznym dzieciakom, które po siedmiu lekcjach w szkole zamierzają sobie poćwiczyć rzuty, chociaż w wielu wypadkach nie potrafią nawet dorzucić piłki do tablicy. No ale przychodzi wujek lebiediew, robi odprawę, pogadankę o kryciu, wygłasza płomienne mowy i ma pretensje, że morale w "drużynie" (której nie ma) jest nie tegesowe... Więc Ci mówię, jesteśmy na etapie, na jakim najwięcej pożytku zrobisz, dając dzieciom piłkę i pozwalając się z nią oswoić, zamiast wprowadzać dryl i stosować metody znane z NBA. Dla dzieci koszykówka ma być najpierw dobrą zabawą.To już są jakieś projekcje na mój temat. Nie krytykowałem żadnych konkretnych ludzi, tylko pewną postawę i to tylko i wyłącznie z punktu widzenia jej wpływu na rozwój ruchu. Każdy ma prawo żyć, jak mu się podoba i - póki nie inicjuje agresji - nie ma sensu się do nikogo dopierdalać. Ale jak ktoś mówi, musimy wygrać dzisiejszy mecz i jako strategie proponuje - odpuszczenie obrony i chaotyczny atak, to chyba mam prawo powiedzieć, że moim zdaniem inna strategia jest skuteczna? Czy poczujesz się urażony? Jak będziemy grali w kosza i Ty zaproponujesz obronę strefową, a ja "każdy swego", to też będziesz mnie oskarżał o to, że nie mam zrozumienia dla innych?
A ja uważam, że tutaj właśnie wychodzi z Ciebie poganiacz niewolników, który nie rozumie, że dana postawa wynika organicznie z ogółu doświadczenia danej jednostki i nie bierze się znikąd. Często stanowi optymalizację i przystosowanie do otoczenia, takim jakie jest. Chcesz innej postawy, szukaj sobie innych ludzi. Ci, którzy są i coś robią, działają właśnie tak, w ramach swojej postawy. Osobiście, nie widzę na horyzoncie żadnego wydarzenia, które mogłoby coś zmienić czy otworzyć szanse na zmiany w wolnościowym kierunku. Nie widzę nawet potencjału, by takie wydarzenie wywołać. Stąd, nie widzę sensu zmiany postawy, która się teraz sprawdza.Nie bawię się w arbitra elegancji. Pampalini użył sformułowania, które uznałem za dobre określenie dla pewnej postawy, o której myślę, że dobrze by było, by zastąpić ją inną postawą.
Nie. I to byłoby poniekąd sensowniejsze od tego, co piszesz teraz.Przecież to jest tylko rozmowa dwóch avatarów w necie, a nie walka o przywództwo w ruchu, więc traktujmy to może bardziej teoretycznie. Gdybym napisał, że prawdziwy libertarianin musi dokonać przynajmniej raz w miesiącu aktu sabotażu na państwie, inaczej jest fake, to też byś pisał oburzony, że ta definicja libertarianizmu jest wyrazem brak zrozumienia dla Twojego życia? Come on.
Ale można być już agnostycznym teologiem-hobbystą, który chociaż osobiście co do istnienia Boga nie jest przekonany, w związku z czym nie ma ochoty iść na krucjatę, jest w stanie na jego temat powiedzieć więcej ciekawych rzeczy niż dewotka po sześćdziesiątce, co nigdy nie przekroczyła etapu bezmyślnego klepania pacierzy. I w tym właśnie rzecz, że sądzę, iż teraz przydadzą się nam jacykolwiek ludzie eksplorujący temat wolności, dostarczający ciekawych argumentów, niż zamienianie się w garstkę napalonych zealotów.
No bo mieli. Nie widzę w tym niczego niestosownego. To było częścią ich stylu życia, to robili po godzinach. Pisali sobie patriotyczne pieśni, literaturę "ku pokrzepieniu serc", robili niepodległościowy klimat, zamiast budowania statków w butelkach czy zbierania znaczków.
Pampalini, słyszysz? Jesteś dzieckiem, które bawi się piłką i nie powinienem Cię zniechęcać. Pobaw się jeszcze, masz tu książeczkę o etyce...Nie ma dzisiejszego meczu i dyskusji o strategii! Zrozum to wreszcie! Nie jesteśmy nawet na etapie selekcji drużyny, bo nie ma z kogo wybierać. Aktualnie jedyne co możesz zrobić, aby przysłużyć się rozwojowi "koszykówki" to nie przeszkadzać tym nielicznym dzieciakom, które po siedmiu lekcjach w szkole zamierzają sobie poćwiczyć rzuty, chociaż w wielu wypadkach nie potrafią nawet dorzucić piłki do tablicy. No ale przychodzi wujek lebiediew, robi odprawę, pogadankę o kryciu, wygłasza płomienne mowy i ma pretensje, że morale w "drużynie" (której nie ma) jest nie tegesowe... Więc Ci mówię, jesteśmy na etapie, na jakim najwięcej pożytku zrobisz, dając dzieciom piłkę i pozwalając się z nią oswoić, zamiast wprowadzać dryl i stosować metody znane z NBA. Dla dzieci koszykówka ma być najpierw dobrą zabawą.
Czyli nie można proponować żadnej strategii, ponieważ każda strategia z definicji ignoruje ogół doświadczenia każdej jednostki. Nie mogę proponować nikomu lektury Hoppego, bo przecież może on ma akurat ochotę czytać kryminały albo oglądać "Community", nie mogę mówić, że libertarianie powinni przejść z internetu do realu, bo może akurat dla ich rozwoju duchowego potrzebne jest teraz, by wklejali zdjęcia Obamy ze śmiesznymi podpisami, nie mogę mówić - walczmy o wolność, bo propertariański dyplomata boi się przedwczesnej ejakulacji?A ja uważam, że tutaj właśnie wychodzi z Ciebie poganiacz niewolników, który nie rozumie, że dana postawa wynika organicznie z ogółu doświadczenia danej jednostki i nie bierze się znikąd. Często stanowi optymalizację i przystosowanie do otoczenia, takim jakie jest. Chcesz innej postawy, szukaj sobie innych ludzi. Ci, którzy są i coś robią, działają właśnie tak, w ramach swojej postawy. Osobiście, nie widzę na horyzoncie żadnego wydarzenia, które mogłoby coś zmienić czy otworzyć szanse na zmiany w wolnościowym kierunku. Nie widzę nawet potencjału, by takie wydarzenie wywołać. Stąd, nie widzę sensu zmiany postawy, która się teraz sprawdza.
Jesteś bliski tego. Ludzi, których nie cechuje fanatyczne oddanie idei albo nie traktują wolności wedle jakiegoś quasi-religijnego paradygmatu, określasz jako paradoksalnych.Niesymetryczne porównanie. Ja mówiłem, że dla ideologii libertariańskiej więcej zrobili profesjonalni/oddani libowie niż hobbyści, a Ty mówisz, że wybitny hobbysta jest lepszy od profesjonalisty/oddanego-idioty. Przecież to jest oczywiste. To tak jak byś mówił, że ludzie są szybsi niż samochody, bo biegasz szybciej niż samochód bez kół. Zgadzam, że przydadzą nam się jacykolwiek ludzie - gdzie pisałem, że ludzie, których nie cechuje fanatyczne oddanie idei powinni wypierdalać?
"Łapanie powietrza". No właśnie. Oczywiście można uzależnić się od jakiejś idei i stać się jej ćpunem, ale kiedy nie ma szansy na jej urzeczywistnienie to strategia samobójcza. Ja cenię wolność, ale nie zamierzam się od niej uzależniać. Wolę traktować jak przedmiot badań.Sam nie wierzysz w to, co piszesz. Nikt nie organizuje podziemia, konspiracji, powstania w ramach hobby (a ci co tak zaczynają, szybko odpadają). Gdy nie możesz oddychać to łapanie powietrza nie staje się twoim hobby.
Dokładnie. Pampalini jest takim dzieckiem, które bawi się piłką, a ja lubię tę jego zabawę, tym bardziej że jest twórcza i z pewnością wolę czytać jego autorskie rozkminy, niż kolejną zombie-papugę powtarzającą co na dany temat powiedział zmarły Rothbard i podporządkowującą temu swoje życie.Pampalini, słyszysz? Jesteś dzieckiem, które bawi się piłką i nie powinienem Cię zniechęcać. Pobaw się jeszcze, masz tu książeczkę o etyce...
A proponuj sobie, ale licz się z tym, że znajdziesz takich, którzy nie lubią być rozstawiani po kątach i nie będą wyrabiali "normy" wklejenia 10 obrazków z Obamą i śmiesznymi podpisami. Chcesz takich działaczy, to sobie ich wychowaj, jeśli jesteś przekonany, że to właściwa droga postępowania. A nie - wbijasz i oczekujesz podporządkowania od tych, którzy sądzą, że nie jest albo to im nie odpowiada i oni się w tym nie zrealizują.Czyli nie można proponować żadnej strategii, ponieważ każda strategia z definicji ignoruje ogół doświadczenia każdej jednostki. Nie mogę proponować nikomu lektury Hoppego, bo przecież może on ma akurat ochotę czytać kryminały albo oglądać "Community", nie mogę mówić, że libertarianie powinni przejść z internetu do realu, bo może akurat dla ich rozwoju duchowego potrzebne jest teraz, by wklejali zdjęcia Obamy ze śmiesznymi podpisami, nie mogę mówić - walczmy o wolność, bo propertariański dyplomata boi się przedwczesnej ejakulacji?
Ja jestem libertarianinem*, ale fajnie sobie żyję i to, co jest teraz w Polsce, nie stanowi dla mnie jakiejś dużej przeszkody. Dlaczego tak nie potrafisz zrozumieć postawy libów-hobbystów? Czy jest Ci ona obca, a sam jesteś zaangażowanym aktywistą? Jeśli nie, to zrozumienia tej postawy powinieneś poszukać przede wszystkim w sobie. Mogę również wytłumaczyć jak to u mnie wygląda, ponieważ ja właśnie jestem libem-hobbystą: człowiekiem, który miesiącami bawił się rozważaniem hipotetycznych sytuacyj w akapie i, czytając różnych wolnościowców, szukał tego jednego, który ostatecznie znajdzie odpowiedź na wszystkie wymyślane przeze mnie problemy. I znalazł.kto mówiłby - jestem libertarianinem, ale nie przeszkadza mi to, co jest teraz w Polsce, bo sobie fajnie żyje - popadałby w performatywną sprzeczność.
pampalini napisał:Ja zawsze widziałem siebie jako banitę, który najchętniej odseparowałby się od wszystkich i zamknął w jaskini z komputerem, Internetem, gitarą, filmami i książkami, a na zewnątrz niech się dzieje, co chce.
Taki stan wydaje mi się naturalnym. Powstaje więc pytanie: dlaczego miałbym go zmieniać na rzecz wyboru jakiejś idei? Czy potrafiłby mi ktoś to wyjaśnić? Co dokładnie powinno być tym ostatecznym celem moich wszelkich działań? Powszechne poszanowanie aksjomatów Rothbarda, samo w sobie? Hehe, to mnie jakoś nie przekonuje. A może to poszanowanie miałoby być środkiem do osiągnięcia jakiegoś innego ideału, np.: sprawiedliwości, powszechnego dobrobytu, nieprzerwanego szczęścia każdej istoty żywej? Które z tych mam uznać za swój ostateczny cel i dlaczego?
No będzie ciężko, cywilizować można dopiero po odjebceWątpię za to w sukces idei w najbliższym czasie, zarówno w sposób "cywilizowany" jak i krzysiowej "odjebki totalnej".