Momenty zwątpienia

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Wątek zeszedł na strategię :) Ja tam widzę sprawę prosto i zerojedynkowo. NAP albo nie-NAP. Ludzie, którzy są nie-NAP (czyli ponad 90%) to cele do konwersji na NAP. Dla mnie to jest gra komputerowa.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 734
Wątek zeszedł na strategię :) Ja tam widzę sprawę prosto i zerojedynkowo. NAP albo nie-NAP. Ludzie, którzy są nie-NAP (czyli ponad 90%) to cele do konwersji na NAP. Dla mnie to jest gra komputerowa.

NAP po chrześcijańsko-libertariańskiemu, czy NAP po propertariańsku?
Bo te obszary się nie pokrywają.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Jak chcesz po chrześcijańskiemu to masz ;) :

644697_366530393451076_105236531_n.jpg
 

Aterlupus

Well-Known Member
474
971
Zwątpienie. Wobec tego, że akap może działać? Uwierzenie, że mógłby działać gorzej od państwa jest dla mnie raczej niewykonalne. To, że nie będę w stanie zawsze zaproponować możliwości jak coś może funkcjonować (prywatna policja, drogi, elektrownie, wodociągi), nie znaczy że nie może działać.

Dziesiątki lat temu odbyła się pewnie dyskusja pomiędzy jakimiś dwoma dżentelmenami, którzy doszli do wniosku, że niemożliwe będzie istnienie prywatnych stacji radiowych. Wszak osoba, która inwestuje po to, żeby zaopatrywać słuchaczy w informacje, czy rozrywkę, nie będzie mogła wyegzekwować od nich opłat. Bariera nie do przeskoczenia. Brak nadziei na prywatne przedsiębiorstwa tworzące własne stacje radiowe... I co? Reklamy załatwiły sprawę, do dziś większość stacji radiowych/telewizyjnych funkcjonuje dzięki nim. Żadne petycje do rządu o utworzenie państwowych rozgłośni nie były i nie są potrzebne.


O wiele bardziej martwi mnie to, że kasacja państwa, może być po prostu niemożliwa. Że zawsze znajdzie się dość dużo oportunistów (bądź ludzi nieświadomych) w stosunku do wolnościowców i wpadniemy w błędne koło. Państwa będą coraz bardziej opresyjne, do momentu spektakularnych bankructw i upadków, gdy zawiążą się nowe organizacje monopolizujące przemoc, i tak w kółko.

Że ryzyko zakładania polityczno-militarnej organizacji podporządkowującej sobie ludzi przy użyciu siły i propagandy, zawsze będzie... zbyt małe w stosunku do rentowności przedsięwzięcia, aby z tego zrezygnować.


No i do dziś mam wątpliwości, czy akap faktycznie rozwijał by się szybciej niż państwo odbierające swoim mieszkańców 70% dochodów i oddające do naukowcom, w celu... wynajdywania ;). Mimo moich usilnych zapewnień że "gdyby sąsiad został napadnięty przez poborców bandytów poleciałbym mu pomóc z własnych kałachem i wiadrem naboi!", jedyna odpowiedź jaką otrzymałem od użytkowników tego forum to "redystrybucja jest amoralna", tak jakbym temu kiedykolwiek zaprzeczał. A miałem szczerą nadzieje na fajną dyskusje :).
 
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Spooner, Tucker, Mises i Rand nie byli w ogóle libertarianami.
Moim zdaniem byli, ale nawet jeśli użyjemy wąskiej definicji słowa, to mieli olbrzymi wkład w budowę tej ideologii. Nieporównywalnie większy do libów-hobbystów. Mises w 1911 miał już chyba dwie książki napisane, wiele artykułów, doradzał w Izbie Handlu, a w 1912 wydał "Teorię pieniądza i kredytu".

Co do reszty Twoich argumentów, to nie wiem, dlaczego odbierasz to tak personalnie. Każdy robi to, co mu się podoba i ja przecież nikogo nie zmuszam do niczego. Pisałem tylko, że libertarianin-hobbysta jawi mi się jako figura paradoksalna. Czemu nazywasz mnie poganiaczem niewolników? Piszesz o rewolucji, a przecież ja nie pisałem, że mamy teraz robić rewolucję, ale wyraźnie podkreślałem, że jest to czas edukacji, autoedukacji i tworzenia podstaw ruchu. Pisząc "libertarianami-neofitami-chcącymi-bez-ogłady-zmienić-swoje-otoczenie-we-własne-klony-i-wieść-je-na-barykady-jak-najszybciej" wymyślasz sobie przeciwnika, którego łatwo pokonać, ale ten przeciwnik ma ze mną niewiele wspólnego.

"Ja wolę poczekać i zrobić coś dobrze, niż wystartować wcześnie i spierdolić po całości, co utrudni innym podjęcie kolejnej próby."

Absolutna zgoda.

Heloł, kogo chcesz zachęcać do walki? To jest właśnie ten groteskowy element o jakim mówię. Może najpierw powalczysz o to, żeby w okolicy jacyś libowie ze sobą się raz na jakiś czas w ogóle spotkali, chociażby na piwie, a później aby to się przerodziło w lokalną tradycję i liberty-festy, gdzie wolnościowcy będą se mogli robić robić hyde-park czy zaprosić cyklicznie kogoś suawnego zzagramanicy, ponarzekać na poprawność polityczną, poopowiadać o broni palnej i pokazać faka pilnującym eventu tajniakom, robiąc kontestacyjny, aczkolwiek nie napinkowo-rewolucyjny klimat?
Nawoływanie do walki rozumiem metaforycznie. Walka zaczyna się od uświadomienia sobie, że istnieje jakiś wróg i że istnieją metody, by go pokonać. Na razie chodzi o to, by jak największa liczba ludzi zrozumiała, że państwo nie jest ich dobrych tatusiem, ale że jest pasożytem, który wysysa z nich krew. O co chodzi Ci z tymi eventami, to nie rozumiem, że póki nie zorganizowałem spotkania na piwie w swoim mieście, to nie mam prawa mówić o walce z państwem?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 803
Moim zdaniem byli, ale nawet jeśli użyjemy wąskiej definicji słowa, to mieli olbrzymi wkład w budowę tej ideologii. Nieporównywalnie większy do libów-hobbystów.
Trudno, żeby wkładu w budowę nie mieli większego, niż ktoś kto przyszedł na gotowe i ma to tylko wypromować...

Mises w 1911 miał już chyba dwie książki napisane, wiele artykułów, doradzał w Izbie Handlu, a w 1912 wydał "Teorię pieniądza i kredytu".
Tak czy owak, napisanie czegoś co zapewniło mu miejsce w intelektualnej alei zasłużonych, wymagało sporo czasu, dojrzałości i wkładu, mimo tego iż połączył to z pracą zawodową. Inna sprawa, że traktowanie go jako libertarianina jest nieuczciwe, jako że on nigdy nie popierał postulatu zastąpienia w całości funkcji państwa podmiotami wolnorynkowymi. Więc niejeden hobbysta pod względem libertarianskości jest bardziej trve od tego zasłużonego ekonomisty. Utożsamianie całej ASE w prostej linii z libertarianizmem jest zwyczajnym nadużyciem.


Co do reszty Twoich argumentów, to nie wiem, dlaczego odbierasz to tak personalnie. Każdy robi to, co mu się podoba i ja przecież nikogo nie zmuszam do niczego. Pisałem tylko, że libertarianin-hobbysta jawi mi się jako figura paradoksalna.
To proste, bo uważam się za wolnościowca-hobbystę. Nie zajmuję się tą dziedziną zawodowo i nigdy nie zamierzałem budować wokół tego kariery, więc czymże to jest, jeśli nie hobby właśnie?

Czemu nazywasz mnie poganiaczem niewolników? Piszesz o rewolucji, a przecież ja nie pisałem, że mamy teraz robić rewolucję, ale wyraźnie podkreślałem, że jest to czas edukacji, autoedukacji i tworzenia podstaw ruchu. Pisząc "libertarianami-neofitami-chcącymi-bez-ogłady-zmienić-swoje-otoczenie-we-własne-klony-i-wieść-je-na-barykady-jak-najszybciej" wymyślasz sobie przeciwnika, którego łatwo pokonać, ale ten przeciwnik ma ze mną niewiele wspólnego.
Właśnie z tego powodu, że nie znajdujesz dla ludzi poświęcających swojego czasu na: edukację, autoedukację i tworzenia podstaw ruchu - zrozumienia. Zwłaszcza, gdy robią to w innej formie niż uznajesz za stosowne.

Nawoływanie do walki rozumiem metaforycznie. Walka zaczyna się od uświadomienia sobie, że istnieje jakiś wróg i że istnieją metody, by go pokonać. Na razie chodzi o to, by jak największa liczba ludzi zrozumiała, że państwo nie jest ich dobrych tatusiem, ale że jest pasożytem, który wysysa z nich krew. O co chodzi Ci z tymi eventami, to nie rozumiem, że póki nie zorganizowałem spotkania na piwie w swoim mieście, to nie mam prawa mówić o walce z państwem?
Piszesz o paradoksalnych figurach, to może sam daj przykład swojej nieparadoksalnej ortodoksji objawiającej się przy promocji idei czy integracji środowiska i opisz swój niehobbystyczny wkład poza tym forum. No skoro już bawisz się w arbitra elegancji... nie powinieneś się wstydzić dać nam jakiegoś autobiograficznego przykładu, jak to robić poprawnie, czyż nie?
 
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Trudno, żeby wkładu w budowę nie mieli większego, niż ktoś kto przyszedł na gotowe i ma to tylko wypromować...

Tak czy owak, napisanie czegoś co zapewniło mu miejsce w intelektualnej alei zasłużonych, wymagało sporo czasu, dojrzałości i wkładu, mimo tego iż połączył to z pracą zawodową. Inna sprawa, że traktowanie go jako libertarianina jest nieuczciwe, jako że on nigdy nie popierał postulatu zastąpienia w całości funkcji państwa podmiotami wolnorynkowymi. Więc niejeden hobbysta pod względem libertarianskości jest bardziej trve od tego zasłużonego ekonomisty. Utożsamianie całej ASE w prostej linii z libertarianizmem jest zwyczajnym nadużyciem.

Tu nie chodzi o bycie true zgodnie z czyimiś wymaganiami, tylko o wkład w myśl wolnościową. Mises dał nam bardzo dużo argumentów mówiących o tym, że oparcie społeczeństwa o myśl wolnościową będzie nie tylko moralne, ale zajebiście produktywne. Bez niego i takich jak on musiałbyś przekonywać ludzi za pomocą argumentów typu - "wprawdzie wszyscy wiemy, że w kapitalizmie będzie wam się żyło o wiele gorzej, ale przynajmniej - moralniej". Mises i inni wolnościowi ekonomiści pokazują, że - jako to ujął Rotthbard - to do co dobre i to co produktywne zazwyczaj idą ręka w rękę. Nie utożsamiam ASE z libertarianizmem - znowu mi coś wmawiasz.

To proste, bo uważam się za wolnościowca-hobbystę. Nie zajmuję się tą dziedziną zawodowo i nigdy nie zamierzałem budować wokół tego kariery, więc czymże to jest, jeśli nie hobby właśnie?

Pisałem bardzo wyraźnie, że nie oczekuję (byłoby to absurdem), by wszyscy libowie profesjonalnie zajmowali się libertarianizmem. Każda ideologia czy ruch składa się z ideologów, działaczy i tych, którzy ją wspierają, żyjąc normalnym życiem. Ideologów i działaczy jest zawsze mniejszość, a wspierająca większość finansuje ich, bo upatruje w nich szanse na wyrażanie ich idei. Uznając postać wolnościowca-hobbysty za paradoksalną, chodziło mi o to, że wolność niezbyt dobrze nadaje się na hobby, bo od naszego do niej stosunku zależy niemal całe życie. Tak samo nie można być moim zdaniem katolikiem-hobbystą, bo od tego, czy wierzymy w Boga i życie pozagrobowe zależy, jak będziemy żyli, cały kształt naszej egzystencji. Ale to, że nie można być katolikiem-hobbystą, to nie znaczy, że każdy powinien wstąpić do zakonu. To trochę tak jakbyś mówił, że ludzie żyjący pod zaborami mieli takie hobby, by przygotowywać się do odzyskania niepodległości. Każdy z nas ma swoje życie i stara się je przeżyć maksymalnie szczęśliwie, byłoby idiotyzmem żądać od innych, by odrzucili swoje szczęście, bo ja mam jakąś ideę walki politycznej. Chodzi mi o coś takiego, że jak ktoś jest libertarianinem, to w tym pojęciu jest już implikacja, że wolność stoi bardzo wysoko na skali jego wartości i w pewnym sensie ktoś, kto mówiłby - jestem libertarianinem, ale nie przeszkadza mi to, co jest teraz w Polsce, bo sobie fajnie żyje - popadałby w performatywną sprzeczność. Jak pisałem, nie jestem za tym, byśmy się załamywali i dołowali, bo trzeba brać chwile radości i szczęścia zawsze, gdy pojawia się taka możliwość, ale jeśli jesteśmy libertarianami, to zawsze ta troska o wolność będzie dla nas istotna i nie tyle będzie nam to szczęście mąciła, tylko skłaniała, by wyłącznie na nim nie spoczywać.

Właśnie z tego powodu, że nie znajdujesz dla ludzi poświęcających swojego czasu na: edukację, autoedukację i tworzenia podstaw ruchu - zrozumienia. Zwłaszcza, gdy robią to w innej formie niż uznajesz za stosowne.

To już są jakieś projekcje na mój temat. Nie krytykowałem żadnych konkretnych ludzi, tylko pewną postawę i to tylko i wyłącznie z punktu widzenia jej wpływu na rozwój ruchu. Każdy ma prawo żyć, jak mu się podoba i - póki nie inicjuje agresji - nie ma sensu się do nikogo dopierdalać. Ale jak ktoś mówi, musimy wygrać dzisiejszy mecz i jako strategie proponuje - odpuszczenie obrony i chaotyczny atak, to chyba mam prawo powiedzieć, że moim zdaniem inna strategia jest skuteczna? Czy poczujesz się urażony? Jak będziemy grali w kosza i Ty zaproponujesz obronę strefową, a ja "każdy swego", to też będziesz mnie oskarżał o to, że nie mam zrozumienia dla innych?

Piszesz o paradoksalnych figurach, to może sam daj przykład swojej nieparadoksalnej ortodoksji objawiającej się przy promocji idei czy integracji środowiska i opisz swój niehobbystyczny wkład poza tym forum. No skoro już bawisz się w arbitra elegancji... nie powinieneś się wstydzić dać nam jakiegoś autobiograficznego przykładu, jak to robić poprawnie, czyż nie?

Nie bawię się w arbitra elegancji. Pampalini użył sformułowania, które uznałem za dobre określenie dla pewnej postawy, o której myślę, że dobrze by było, by zastąpić ją inną postawą. Nie żądam od nikogo, by oddał wszystko co ma ubogim i poszedł za Rothbardem. Pomyślałem, że może czasy są takie, że z braku ideologów i działaczy, z braku naturalnych elit wolnościowych, ci którzy normalnie jedynie by wspierali ruch, powinni działać z większą intensywnością? Może właśnie jestem jednym z tych, którzy dotychczas tylko wspierali, ale uznałem, że sprawy idą w takim kierunku, że trzeba się nieco zradykalizować? Rzucam pewne pomysły, idee, jak to na forum, a prawdziwe działanie - jak słusznie piszesz - ma miejsce w realu. Przecież to jest tylko rozmowa dwóch avatarów w necie, a nie walka o przywództwo w ruchu, więc traktujmy to może bardziej teoretycznie. Gdybym napisał, że prawdziwy libertarianin musi dokonać przynajmniej raz w miesiącu aktu sabotażu na państwie, inaczej jest fake, to też byś pisał oburzony, że ta definicja libertarianizmu jest wyrazem brak zrozumienia dla Twojego życia? Come on.
 

woolybully

Active Member
186
241
Zawsze kiedy pomyślę o "wątpliwościach" przypominam sobie to:
Pułkownik: Co to za znaczek?
Sierżant „Joker”: Symbol pokoju, sir.
Pułkownik: Skąd go masz?
Sierżant „Joker”: Nie pamiętam, proszę pana.
Pułkownik: Co to za napis na hełmie?
Sierżant „Joker”: „Urodzony morderca”, sir.
Pułkownik: Piszesz takie hasło na hełmie i nosisz znaczek pokoju. Czy to jakieś niezdrowe żarty? No więc, co to ma znaczyć?
Sierżant „Joker”: Nie wiem, sir.
Pułkownik: Niezbyt dużo wiesz. Zbierz się do kupy, bo oberwiesz! Odpowiedz na moje pytanie albo będziesz odpowiadał przed dowódcą.
Sierżant „Joker”: Sir, miałem na myśli dualizm człowieka. Dualizm człowieka. To z Junga.
Pułkownik: Po czyjej stronie jesteś?
Sierżant „Joker”: Po naszej, sir.
Pułkownik: Kochasz nasz kraj?
Sierżant „Joker”: Tak jest.
Pułkownik: Więc zacznij myśleć jak wszyscy. Ruszaj z nami po zwycięstwo.
;)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 803
Uznając postać wolnościowca-hobbysty za paradoksalną, chodziło mi o to, że wolność niezbyt dobrze nadaje się na hobby, bo od naszego do niej stosunku zależy niemal całe życie. Tak samo nie można być moim zdaniem katolikiem-hobbystą, bo od tego, czy wierzymy w Boga i życie pozagrobowe zależy, jak będziemy żyli, cały kształt naszej egzystencji. Ale to, że nie można być katolikiem-hobbystą, to nie znaczy, że każdy powinien wstąpić do zakonu.
Ale można być już agnostycznym teologiem-hobbystą, który chociaż osobiście co do istnienia Boga nie jest przekonany, w związku z czym nie ma ochoty iść na krucjatę, jest w stanie na jego temat powiedzieć więcej ciekawych rzeczy niż dewotka po sześćdziesiątce, co nigdy nie przekroczyła etapu bezmyślnego klepania pacierzy. I w tym właśnie rzecz, że sądzę, iż teraz przydadzą się nam jacykolwiek ludzie eksplorujący temat wolności, dostarczający ciekawych argumentów, niż zamienianie się w garstkę napalonych zealotów.

To trochę tak jakbyś mówił, że ludzie żyjący pod zaborami mieli takie hobby, by przygotowywać się do odzyskania niepodległości.
No bo mieli. Nie widzę w tym niczego niestosownego. To było częścią ich stylu życia, to robili po godzinach. Pisali sobie patriotyczne pieśni, literaturę "ku pokrzepieniu serc", robili niepodległościowy klimat, zamiast budowania statków w butelkach czy zbierania znaczków.

To już są jakieś projekcje na mój temat. Nie krytykowałem żadnych konkretnych ludzi, tylko pewną postawę i to tylko i wyłącznie z punktu widzenia jej wpływu na rozwój ruchu. Każdy ma prawo żyć, jak mu się podoba i - póki nie inicjuje agresji - nie ma sensu się do nikogo dopierdalać. Ale jak ktoś mówi, musimy wygrać dzisiejszy mecz i jako strategie proponuje - odpuszczenie obrony i chaotyczny atak, to chyba mam prawo powiedzieć, że moim zdaniem inna strategia jest skuteczna? Czy poczujesz się urażony? Jak będziemy grali w kosza i Ty zaproponujesz obronę strefową, a ja "każdy swego", to też będziesz mnie oskarżał o to, że nie mam zrozumienia dla innych?
Nie ma dzisiejszego meczu i dyskusji o strategii! Zrozum to wreszcie! Nie jesteśmy nawet na etapie selekcji drużyny, bo nie ma z kogo wybierać. Aktualnie jedyne co możesz zrobić, aby przysłużyć się rozwojowi "koszykówki" to nie przeszkadzać tym nielicznym dzieciakom, które po siedmiu lekcjach w szkole zamierzają sobie poćwiczyć rzuty, chociaż w wielu wypadkach nie potrafią nawet dorzucić piłki do tablicy. No ale przychodzi wujek lebiediew, robi odprawę, pogadankę o kryciu, wygłasza płomienne mowy i ma pretensje, że morale w "drużynie" (której nie ma) jest nie tegesowe... Więc Ci mówię, jesteśmy na etapie, na jakim najwięcej pożytku zrobisz, dając dzieciom piłkę i pozwalając się z nią oswoić, zamiast wprowadzać dryl i stosować metody znane z NBA. Dla dzieci koszykówka ma być najpierw dobrą zabawą.

Nie bawię się w arbitra elegancji. Pampalini użył sformułowania, które uznałem za dobre określenie dla pewnej postawy, o której myślę, że dobrze by było, by zastąpić ją inną postawą.
A ja uważam, że tutaj właśnie wychodzi z Ciebie poganiacz niewolników, który nie rozumie, że dana postawa wynika organicznie z ogółu doświadczenia danej jednostki i nie bierze się znikąd. Często stanowi optymalizację i przystosowanie do otoczenia, takim jakie jest. Chcesz innej postawy, szukaj sobie innych ludzi. Ci, którzy są i coś robią, działają właśnie tak, w ramach swojej postawy. Osobiście, nie widzę na horyzoncie żadnego wydarzenia, które mogłoby coś zmienić czy otworzyć szanse na zmiany w wolnościowym kierunku. Nie widzę nawet potencjału, by takie wydarzenie wywołać. Stąd, nie widzę sensu zmiany postawy, która się teraz sprawdza.

Przecież to jest tylko rozmowa dwóch avatarów w necie, a nie walka o przywództwo w ruchu, więc traktujmy to może bardziej teoretycznie. Gdybym napisał, że prawdziwy libertarianin musi dokonać przynajmniej raz w miesiącu aktu sabotażu na państwie, inaczej jest fake, to też byś pisał oburzony, że ta definicja libertarianizmu jest wyrazem brak zrozumienia dla Twojego życia? Come on.
Nie. I to byłoby poniekąd sensowniejsze od tego, co piszesz teraz.
 
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Ale można być już agnostycznym teologiem-hobbystą, który chociaż osobiście co do istnienia Boga nie jest przekonany, w związku z czym nie ma ochoty iść na krucjatę, jest w stanie na jego temat powiedzieć więcej ciekawych rzeczy niż dewotka po sześćdziesiątce, co nigdy nie przekroczyła etapu bezmyślnego klepania pacierzy. I w tym właśnie rzecz, że sądzę, iż teraz przydadzą się nam jacykolwiek ludzie eksplorujący temat wolności, dostarczający ciekawych argumentów, niż zamienianie się w garstkę napalonych zealotów.

Niesymetryczne porównanie. Ja mówiłem, że dla ideologii libertariańskiej więcej zrobili profesjonalni/oddani libowie niż hobbyści, a Ty mówisz, że wybitny hobbysta jest lepszy od profesjonalisty/oddanego-idioty. Przecież to jest oczywiste. To tak jak byś mówił, że ludzie są szybsi niż samochody, bo biegasz szybciej niż samochód bez kół. Zgadzam, że przydadzą nam się jacykolwiek ludzie - gdzie pisałem, że ludzie, których nie cechuje fanatyczne oddanie idei powinni wypierdalać?


No bo mieli. Nie widzę w tym niczego niestosownego. To było częścią ich stylu życia, to robili po godzinach. Pisali sobie patriotyczne pieśni, literaturę "ku pokrzepieniu serc", robili niepodległościowy klimat, zamiast budowania statków w butelkach czy zbierania znaczków.


Sam nie wierzysz w to, co piszesz. Nikt nie organizuje podziemia, konspiracji, powstania w ramach hobby (a ci co tak zaczynają, szybko odpadają). Gdy nie możesz oddychać to łapanie powietrza nie staje się twoim hobby.

Nie ma dzisiejszego meczu i dyskusji o strategii! Zrozum to wreszcie! Nie jesteśmy nawet na etapie selekcji drużyny, bo nie ma z kogo wybierać. Aktualnie jedyne co możesz zrobić, aby przysłużyć się rozwojowi "koszykówki" to nie przeszkadzać tym nielicznym dzieciakom, które po siedmiu lekcjach w szkole zamierzają sobie poćwiczyć rzuty, chociaż w wielu wypadkach nie potrafią nawet dorzucić piłki do tablicy. No ale przychodzi wujek lebiediew, robi odprawę, pogadankę o kryciu, wygłasza płomienne mowy i ma pretensje, że morale w "drużynie" (której nie ma) jest nie tegesowe... Więc Ci mówię, jesteśmy na etapie, na jakim najwięcej pożytku zrobisz, dając dzieciom piłkę i pozwalając się z nią oswoić, zamiast wprowadzać dryl i stosować metody znane z NBA. Dla dzieci koszykówka ma być najpierw dobrą zabawą.
Pampalini, słyszysz? Jesteś dzieckiem, które bawi się piłką i nie powinienem Cię zniechęcać. Pobaw się jeszcze, masz tu książeczkę o etyce...

A ja uważam, że tutaj właśnie wychodzi z Ciebie poganiacz niewolników, który nie rozumie, że dana postawa wynika organicznie z ogółu doświadczenia danej jednostki i nie bierze się znikąd. Często stanowi optymalizację i przystosowanie do otoczenia, takim jakie jest. Chcesz innej postawy, szukaj sobie innych ludzi. Ci, którzy są i coś robią, działają właśnie tak, w ramach swojej postawy. Osobiście, nie widzę na horyzoncie żadnego wydarzenia, które mogłoby coś zmienić czy otworzyć szanse na zmiany w wolnościowym kierunku. Nie widzę nawet potencjału, by takie wydarzenie wywołać. Stąd, nie widzę sensu zmiany postawy, która się teraz sprawdza.
Czyli nie można proponować żadnej strategii, ponieważ każda strategia z definicji ignoruje ogół doświadczenia każdej jednostki. Nie mogę proponować nikomu lektury Hoppego, bo przecież może on ma akurat ochotę czytać kryminały albo oglądać "Community", nie mogę mówić, że libertarianie powinni przejść z internetu do realu, bo może akurat dla ich rozwoju duchowego potrzebne jest teraz, by wklejali zdjęcia Obamy ze śmiesznymi podpisami, nie mogę mówić - walczmy o wolność, bo propertariański dyplomata boi się przedwczesnej ejakulacji?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 803
Niesymetryczne porównanie. Ja mówiłem, że dla ideologii libertariańskiej więcej zrobili profesjonalni/oddani libowie niż hobbyści, a Ty mówisz, że wybitny hobbysta jest lepszy od profesjonalisty/oddanego-idioty. Przecież to jest oczywiste. To tak jak byś mówił, że ludzie są szybsi niż samochody, bo biegasz szybciej niż samochód bez kół. Zgadzam, że przydadzą nam się jacykolwiek ludzie - gdzie pisałem, że ludzie, których nie cechuje fanatyczne oddanie idei powinni wypierdalać?
Jesteś bliski tego. Ludzi, których nie cechuje fanatyczne oddanie idei albo nie traktują wolności wedle jakiegoś quasi-religijnego paradygmatu, określasz jako paradoksalnych.

Sam nie wierzysz w to, co piszesz. Nikt nie organizuje podziemia, konspiracji, powstania w ramach hobby (a ci co tak zaczynają, szybko odpadają). Gdy nie możesz oddychać to łapanie powietrza nie staje się twoim hobby.
"Łapanie powietrza". No właśnie. Oczywiście można uzależnić się od jakiejś idei i stać się jej ćpunem, ale kiedy nie ma szansy na jej urzeczywistnienie to strategia samobójcza. Ja cenię wolność, ale nie zamierzam się od niej uzależniać. Wolę traktować jak przedmiot badań.

Pampalini, słyszysz? Jesteś dzieckiem, które bawi się piłką i nie powinienem Cię zniechęcać. Pobaw się jeszcze, masz tu książeczkę o etyce...
Dokładnie. Pampalini jest takim dzieckiem, które bawi się piłką, a ja lubię tę jego zabawę, tym bardziej że jest twórcza i z pewnością wolę czytać jego autorskie rozkminy, niż kolejną zombie-papugę powtarzającą co na dany temat powiedział zmarły Rothbard i podporządkowującą temu swoje życie.

Czyli nie można proponować żadnej strategii, ponieważ każda strategia z definicji ignoruje ogół doświadczenia każdej jednostki. Nie mogę proponować nikomu lektury Hoppego, bo przecież może on ma akurat ochotę czytać kryminały albo oglądać "Community", nie mogę mówić, że libertarianie powinni przejść z internetu do realu, bo może akurat dla ich rozwoju duchowego potrzebne jest teraz, by wklejali zdjęcia Obamy ze śmiesznymi podpisami, nie mogę mówić - walczmy o wolność, bo propertariański dyplomata boi się przedwczesnej ejakulacji?
A proponuj sobie, ale licz się z tym, że znajdziesz takich, którzy nie lubią być rozstawiani po kątach i nie będą wyrabiali "normy" wklejenia 10 obrazków z Obamą i śmiesznymi podpisami. Chcesz takich działaczy, to sobie ich wychowaj, jeśli jesteś przekonany, że to właściwa droga postępowania. A nie - wbijasz i oczekujesz podporządkowania od tych, którzy sądzą, że nie jest albo to im nie odpowiada i oni się w tym nie zrealizują.

Odpadają nie ci, co traktują coś jak hobby, a przede wszystkim ci, których coś przestaje rozwijać.
 

Att

Manarchista
286
495
kto mówiłby - jestem libertarianinem, ale nie przeszkadza mi to, co jest teraz w Polsce, bo sobie fajnie żyje - popadałby w performatywną sprzeczność.
Ja jestem libertarianinem*, ale fajnie sobie żyję i to, co jest teraz w Polsce, nie stanowi dla mnie jakiejś dużej przeszkody. Dlaczego tak nie potrafisz zrozumieć postawy libów-hobbystów? Czy jest Ci ona obca, a sam jesteś zaangażowanym aktywistą? Jeśli nie, to zrozumienia tej postawy powinieneś poszukać przede wszystkim w sobie. Mogę również wytłumaczyć jak to u mnie wygląda, ponieważ ja właśnie jestem libem-hobbystą: człowiekiem, który miesiącami bawił się rozważaniem hipotetycznych sytuacyj w akapie i, czytając różnych wolnościowców, szukał tego jednego, który ostatecznie znajdzie odpowiedź na wszystkie wymyślane przeze mnie problemy. I znalazł. :)

Rzecz w tym, że uformowanie się moich poglądów nie wynikało z jakiegoś pierwotnego dla mnie umiłowania wolności, do którego musiałem tylko odnaleźć ideologię. Wynikało z powolnego uświadamiania mi przez kolejnych ludzi tego, że: argumentacja etatystów jest pozbawiona sensu, etatyzm powoduje biednienie społeczeństwa, fajnie jest nie być przez nikogo kontrolowanym i ograniczanym, wolność jest cool. Stało się to moim hobby, ponieważ uważam to za świetną przygodę intelektualną. W ten sposób pokochałem wolność. Ponieważ jednak to uczucie nie jest dla mnie przyjętym z góry motorem wszelkiego mego działania, to nie odczuwam jakiegoś imperatywu walki wszystkimi swymi siłami o wolność. Czuję, że taka walka jest jednym z bardzo wielu moich motorów działania.

W tym momencie przychodzi lebiediew, przekonując mnie, że moja postawa jest paradoksalna. Od razu przywodzi mi na myśl księży, którzy jakiś czas temu przekonywali mnie, że nie można być katolikiem, jeśli całego swego życia się na katolicyzmie nie opiera. A ja miałem mętlik w głowie, bo czułem, że nie jest to wartość, której podporządkowuję wszystkie inne. Dopiero niedawno, zastanawiając się nad tym, odkryłem, że nie posiadam żadnej jednej tego typu wartości, a moje działanie jest wypadkową wielu różnych kierujących mną pasyj i namiętności i za nic nie zdołam odkryć, w jakich dokładnie proporcjach się one dla mnie liczą.

Taki stan wydaje mi się naturalnym. Powstaje więc pytanie: dlaczego miałbym go zmieniać na rzecz wyboru jakiejś idei? Czy potrafiłby mi ktoś to wyjaśnić? Co dokładnie powinno być tym ostatecznym celem moich wszelkich działań? Powszechne poszanowanie aksjomatów Rothbarda, samo w sobie? Hehe, to mnie jakoś nie przekonuje. A może to poszanowanie miałoby być środkiem do osiągnięcia jakiegoś innego ideału, np.: sprawiedliwości, powszechnego dobrobytu, nieprzerwanego szczęścia każdej istoty żywej? :D Które z tych mam uznać za swój ostateczny cel i dlaczego?
___
*Osobiście swoje poglądy określam jako libertariańskie.
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 860
W sumie to, co mówisz, Leb, trafia na jakąś tam podatną glebę, nie myśl sobie. Zastanawiałem się nad tym ostatnio.

Nigdy nie myślałem o sobie jako o kimś, kto w ogóle zamierza się w jakieś publiczne, społeczne kwestie bawić. Myślę, że Ty przygotowywałeś się do tego od dawna - wybrałeś humanistyczny kierunek studiów itp. Ja zawsze widziałem siebie jako banitę, który najchętniej odseparowałby się od wszystkich i zamknął w jaskini z komputerem, Internetem, gitarą, filmami i książkami, a na zewnątrz niech się dzieje, co chce. W sumie libertarianizm, paradoksalnie może, przekonał mnie do idei podziału pracy, praw ustalanych przez społeczność w ramach rynkowych wymian itp. I w rezultacie zmienił moje nastawienie do ludzkości na pozytywne i wyzbyte pogardy. Ale krok w kierunku poświęcenia siebie - swojego wolnego czasu w imię naprawiania społeczeństwa, to już jednak zbyt radykalny skok. Nie interesuje mnie to jeszcze. Ale w przyszłości - kto wie?
 

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
pampalini napisał:
Ja zawsze widziałem siebie jako banitę, który najchętniej odseparowałby się od wszystkich i zamknął w jaskini z komputerem, Internetem, gitarą, filmami i książkami, a na zewnątrz niech się dzieje, co chce.

Właśnie dlatego lubię tu wchodzić, są tu ludzie chociaż trochę podobni do mnie :p .

W słuszność libertarianizmu/propertarianizmu nie wątpię, szczególnie kiedy widzę efekty działania państwa, przeważnie czego się nie dotknie to spierdoli.

Wątpię za to w sukces idei w najbliższym czasie, zarówno w sposób "cywilizowany" jak i krzysiowej "odjebki totalnej". Według mnie czekają nas lata mniej lub bardziej opresyjnego socjalizmu, w wydaniu komunistycznym albo nacjonalistycznym (to nawet bardziej prawdopodobne). Idea wolnego rynku została sprytnie skompromitowana i ciężko będzie coś na to poradzić, ale możesz lebiediew próbować. Ja odpadam, nie nadaję się do tego, pozostanę bezużytecznym ironicznym hobbystą.
 
OP
OP
L

lebiediew

Guest
Interesowanie się historią powstań a organizowanie powstania to dwie zupełnie odmienne sprawy. Ktoś, kto całe życie fascynowałby się historią powstań, a równocześnie pozostawał obojętny wobec tego, że jego kraj traci niepodległość, byłby postacią paradoksalną. Czy robiłby coś niemoralnego? Nie. Czy powinniśmy go zmuszać, by się zmienił? Nie. Czy byłby postacią paradoksalną? Tak.
Nic na to nie poradzę, że pewne rzeczy słabo się nadają na hobby.


Co to znaczy, że nie ma szansy na urzeczywistnienie naszej idei? To jest kwietyzm, który - prędzej czy później - prowadzi do cynizmu i porzucenia wartości, które uznajemy za najważniejsze. Im mniejsza szansa na wolność, tym większy "obowiązek" (jeśli ktoś zechce go przyjąć). Jeśli wiele osób ma w domu ogień i wie, jak go wykrzesać, to nie ma się co martwić, ale jeśli tylko my go mamy i gdy zgaśnie, utracimy go na zawsze - to nagle sprawa staje się niezwykle poważna. Paradoksalnie więc, czuję tym większą odpowiedzialność, im bardziej jestem nic nieznaczący i głupi, gdybym wiedział, że jacyś wybitni myśliciele w Polsce pracują na rzecz rewolucji, to mógłbym im po prostu kibicować. Ale nie ma takich ludzi, nie ma ruchu, nie ma struktury. I właśnie dlatego, uważam, jesteśmy powołani, nie przez to, że jesteśmy Misesami i Rothbardami, ale dlatego że nikt inny nie chce być Misesem.

To nie jest tak pamp że te Twoje uczucia są jakoś nietypowe. Myślę, że olbrzymia większość ludzi chce po prostu żyć, mieć swój dom, rodzinę, przyjaciół, muzykę, książki itp. I nigdy nie należy z tych pragnień rezygnować. Ale w pewnym momencie zaczynamy rozumieć, że to, czy będziemy to wszystko mieli, nie zależy tylko od naszych starań, ale od pewnych większych mechanizmów. Że ponad naszymi głowami toczy się wojna, od której zależą nasze losy. Że z tej wojny 99% ludzi nie zdaje sobie sprawy, bo uwierzyła w państwową propagandę. I że jeśli my odpuścimy, to być może w ogóle nie będzie domków, ogródków, rodzin, książek i gitar. Wolność to nie jest jeden z elementów życia, to jest warunek życia. Dlatego wolność nie nadaje się na hobby, bo wolność jest warunkiem istnienia czegoś takiego jak hobby.

Taki stan wydaje mi się naturalnym. Powstaje więc pytanie: dlaczego miałbym go zmieniać na rzecz wyboru jakiejś idei? Czy potrafiłby mi ktoś to wyjaśnić? Co dokładnie powinno być tym ostatecznym celem moich wszelkich działań? Powszechne poszanowanie aksjomatów Rothbarda, samo w sobie? Hehe, to mnie jakoś nie przekonuje. A może to poszanowanie miałoby być środkiem do osiągnięcia jakiegoś innego ideału, np.: sprawiedliwości, powszechnego dobrobytu, nieprzerwanego szczęścia każdej istoty żywej? :D Które z tych mam uznać za swój ostateczny cel i dlaczego?

Są dwa motory zmiany - emocje i intelekt. Emocje nie pozwalają mi nie wkurwiać się na państwo i tych, którzy wykorzystują je, by mnie okradać, zabraniać mi robić to, co chcę i mnie kontrolować. Intelekt pozwala mi stworzyć teorię, która mówi, że system może bardzo łatwo zmienić się w coś stokroć gorszego, w czym nie będzie miejsca nawet na te przyjemności, które teraz mamy. Emocje każą mi nienawidzić Tuska, intelekt każe mi bać się, że po Tusku będzie ktoś jeszcze gorszy.

Kiedyś rozmawiałem z moim znajomym i on był bardzo zdziwiony tym, co mówiłem, w ogóle nie widział tych wszystkich ograniczeń i zła państwa. I pomyślałem, że jest jak ryba zamknięta w akwarium, która nie wie, że jest zamknięta, bo zawsze pływa po wyznaczonych ścieżkach i nigdy nie zapragnęła popłynąć gdzieś indziej, nigdy nie uderzyła w szybę akwarium. Otóż mnie nie zadowala ani życie w akwarium, ani spekulowanie o tym, jak jest w morzu, ale chciałbym w tym morzu pływać i to jak najszybciej.
 

Hitch

3 220
4 880
Dzisiaj zwątpiłem we wszystko, kiedy w sklepie szukałem żarówek. Wszystkie miały moc 25W, czyli równie dobrze można siedzieć po ciemku. Na szczęście natrafiłem na takie, których "nie można stosować w warunkach domowych zgodnie z dyrektywami 2005/32/WE i 2009/125/WE". Dawno nie miałem w pokoju tego cudownego, sześćdziesięciowatowego blasku :)
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 168
po chuj przekonywac/edukowac/oswiecać/cywilizować/nawracać? niech se żyją w komunie, najważniejsze to uwolnić samego siebie i ino to sie liczy... chcecie jak komuchy uszczęśliwiać innych na siłe? chuj z tym, ja se tworze swój własny ankap, z dnia na dzień coraz bardziej ankapowy, reszta mnie wali...
 

Zbyszek_Z

Well-Known Member
1 021
2 467
To mi powiedz jak chcesz uwolnić samego siebie? Aby mogła cię reszta walić, oni najpierw muszą dać ci żyć w spokoju. Są na to trzy sposoby:
-Przekonać do swoich racji;
-Wyeliminować;
-Urosnąć w siłę aby nie ważyli się ingerować (pierwsze dwa sposoby wliczają się do tego);

Co wybierasz?
 
Do góry Bottom