LGBT

Prozac

Active Member
100
234
Jakże to przykre. Niechaj im zagram Despacito na najmniejszej Alexie świata.
Jak powiedział klasyk: Istnieje nazwa na marzenie, które się spełnia. Ta nazwa to "koszmar".
 

Hanki

Secessionist
1 525
5 088
Można też na tę kwestię spojrzeć pod kątem inspiracji dla działania dla ruchu libertariańskiego:

 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
I warto tu skopiować komentarz @FatBantha:

Droga z całą pewnością wiedzie przez kulturę. Ale którędy dokładniej, tego na razie jako wolnościowe środowisko nie jesteśmy w stanie uściślić.​
Przede wszystkim, należy odpowiedzieć na podstawowe pytanie dotykające tożsamości libertarianizmu. Czy większe perspektywy na przyszłość ma jako myśl rewolucyjna (jak chciał Rothbard) – skupiająca się na werbowaniu jakichś gniewnych mniejszości wzorem lewicy, czy jako ewolucyjne stanowisko oparte na wychowywaniu nowego mainstreamu w poszanowaniu swoich wartości?​
Działaczom LGBT może i udało się “odkształcić kulturę w swoją stronę”, ale czy mamy uznać to za sukces, skoro i tak w powszechnej świadomości coraz częściej są i będą uznawani za harcowników obcych mocarstw, czy V kolumnę niszczącą od środka zachodnią cywilizację? Czy naprawdę opłaca się, by libertarianie odnieśli podobny sukces, kosztem zostania okrzyjniętymi kolejnym, znienawidzonym Jeźdźcem Apokalipsy? To raczej pyrrusowe zwycięstwo. Kolejny ślepy zaułek.​
Wydaje mi się, że lepiej jednak się przedstawiać jako strona, która zna sposób na naprawę świata społecznego, relacji międzyludzkich i ma nowy, godny powszechnego uszanowania paradygmat, z jakim należy się liczyć.​
Jeżeli do kogoś bardziej przemawia wizja Hansa Hermana Hoppe, uznającego z góry pewne grupy społeczne za bezużyteczne, nieprzystające wobec wymogów i reguł libertariańskiego społeczeństwa, skazujące się swoją postawą na mecenat władzy państwowej, to raczej nie będzie dążył do ideału “fajnolibkostwa” chcącego jednać gejów. Raczej zaproponuje im wygnanie albo inne “physical removal”.​
Zresztą zabieganie o poparcie jakichś grup też jest błędem, bo to z kolei zakłada jakiś rodzaj wymiany quid pro quo, a nie bezwzględne podporządkowanie słusznej idei i jej zasadom dla ogólnej moralnej korzyści, płynącej ze stosowania się do niej.​
Wydaje mi się, że dzisiaj gejów, feministki i innych genderystów już lepiej użyć po części jako straszaka na konserwatywny ogół, skłaniając do uznania, że to właśnie dzięki istnieniu silnego aparatu władzy, mniejszości i ich lobbing będą zwyciężać i regularnie zdobywać przewagę nad niemrawą i reakcyjną większością.​
Mniejszości z natury są bardziej agresywne i zdeterminowane do przejmowania władzy, aby przez nią narzucić ogółowi swoje normy. Jeżeli więc ogół nie chce się podporządkowywać dziwacznym pomysłom jakichś elit zabiegających o głosy u mniejszości, powinien postawić się tej całej biurokracji, urzędom i politykom, odcinając też tlen podpalaczom cywilizacji, niwelując wpływ na siebie.​
“Chcesz dalej utrzymywać aparat biurokratyczny ze swojej krwawicy? To nie zdziw się, kiedy pewnego dnia zabiorą ci dzieci i narzucą im progresywne wychowanie, robiąc z nich pożytecznych idiotów solidaryzujących się z Murzynami palącymi miasta.”​
Konserwatystów w społeczeństwie zawsze będzie więcej, dlatego bardziej opłaca się właśnie im “wchodzić do głowy”, grać na lękach. Z tego też uważam, że podstawą dla kulturowej zmiany, powinna być refleksja o tym jak zlibertarianizować rodzinę – jak wiadomo – podstawową komórkę społeczną, oraz wychowanie, aby mogła, chciała i miała naturalną tendencję do opierania się państwu. Opór wobec władzy państwa powinien być zaszczepiony już w domu rodzinnym.​
W długim terminie ma to więcej sensu niż żebranina o ochłapy zainteresowania jakichś hedonistycznych odszczepieńców bez przyszłości, którzy i tak nie będą zdolni do poświęceń za wolność.​
 

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
@up lajk dla @FatBantha :)

Problem jaki mam z tym środowiskiem jest taki, że jest w 99,99% przesiąknięte radykalnie lewicowo-etatystyczną ideologią. Chcą anarchii wyłącznie pozainstytucjonalnej, a tę chcą osiągnąć - paradoksalnie - poprzez podporządkowanie wszystkich państwu. Państwo ma ich chronić, karmić, zapewnić dach nad głową - zmusić wszystkich innych do realizacji całego pakietu postulatów wykraczających daleko poza sferę seksualności.

Nie raz zdarzyło mi się, argumentując z libertariańskich pozycji, stawać po ich stronie w klasycznych konserwatywno-progresywnych dyskusjach, tylko po to, żeby sami zainteresowani kontrowali mnie koniecznością państwowej kontroli i przymusu, w celu np. egzekucji "prawa antydyskryminacyjnego".

Podobnie jak Fat, nie skupiałbym się na przekazie skrojonym pod tę czy inną bardzo specyficzną grupkę. Libertariańskie zasady mają ze swojej natury charakter uniwersalny: nie rozróżniają płci, seksualności, rasy, wieku i innych tego typu cech inicjującego agresję, czy naruszającego własność. Nie uważam za korzystną sytuację, w której libertarianizm zacząłby być przez większość utożsamiany z bardzo spójnym ideologicznie środowiskiem LGBT, w wyniku czego, poprzez swego rodzaju osmozę, pod hasło libertarianizmu podpinanoby cały ruch skłotersko-"antyrasistowsko"-"antyfaszystowsko"-socjaldemokratyczny. Jeśli jednak jedna czy druga alfabetowa duszyczka porzuci swój komunistyczny bagaż i uzna libertariańskie wartości i zasady za właściwe, to nic tylko się cieszyć.

Z tego też uważam, że podstawą dla kulturowej zmiany, powinna być refleksja o tym jak zlibertarianizować rodzinę – jak wiadomo – podstawową komórkę społeczną, oraz wychowanie, aby mogła, chciała i miała naturalną tendencję do opierania się państwu. Opór wobec władzy państwa powinien być zaszczepiony już w domu rodzinnym.
To super ważne i super trudne. Moim zdaniem w tej i innych kwestiach bardzo często dalszy "progres" jest gorszy niż stan dotychczasowy, co również skłania mnie do częstszego opowiadania się po stronie konserwatystów niż progresywistów. Szczególnie w kwestii wychowania dzieci, gdy coraz większą rolę przejmują państwowo regulowane szkoły, a w ramach progresywizmu coraz więcej jest obowiązkowych zajęć "edukacyjnych", których przekazu nie wolno nawet podważać - także rodzicom w rozmowach z dziećmi we własnym domu. To już się dzieje w innych państwach i zmierza do Polski m.in. w ramach postulatów środowiska LGBT (żeby pozostać w temacie). Po tej kwestii widać, że to środowisko jest nośnikiem antywolnościowej ideologii, którą chyba faktycznie lepiej straszyć, niż ryzykować zbytnie zbliżenie ( :cool: ;) ).
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
OK, to ja wyślę zwrotnego lajka za podjęcie tematu w poważnym tonie.

Nie chciałem pisać w przytoczonym komentarzu więcej a z drugiej strony liczyłem po trochu, że ktoś ze SLIBu odniesie się do tego komentarza; skrytykuje czy otworzy dyskusję, robiąc w jej toku miejsce na opisanie bardziej konstruktywnej, pozytywnej części z wyjaśnieniem, ale ponieważ nikt polemizować nie zaczął, nie było też okazji do pociągnięcia tej myśli dalej.

No trudno, samemu uzupełnię deficyty ekstrawertycznej responsywaności środowiska i sam sobie zadam odpowiednie pytanie odkorkowujące dalszy ciąg:


Na czym miałoby niby polegać "wchodzenie do głowy" konserwatystom i co za jego pomocą mielibyśmy uzyskać? Po co w ogóle decydować się na coś takiego? Nie lepiej skupić się na rozwoju własnej kultury, określaniu jej podstaw?

Jest to rzecz strategii. Z racji tego, że jako libertarianie nie dysponujemy, ani znacznymi siłami, ani zasobami czy kapitałem kulturowym, z jakim inni powinni się liczyć, otwartymi środkami nie mamy żadnych szans wpływać na rzeczywistość i rezultat politycznych konfliktów. Ale to nie oznacza, że nie możemy nauczyć się manipulować tymi, którzy takie środki posiadają oraz mogą więcej od nas.

Czasem, żeby zyskać dostęp do wielkiego majątku, nie trzeba wcale się żmudnie dorabiać - wystarczy zawrzeć intratne małżeństwo. Możemy oczywiście zastanawiać się, jak własnoręcznie wzmocnić swoją kulturową pozycję (czy zbudować ją od podstaw), ale jeżeli chcemy już teraz wpływać na bieg zdarzeń, musimy sobie podporządkować któregoś z istniejących, silniejszych graczy. Jeżeli zdołamy ich przekonać, że wykonanie naszych postulatów jest w ich interesie, możemy osiągnąć nasze cele (a przynajmniej część z nich), w większości cudzymi środkami.

Do wyboru mamy, albo postępowców, albo konserwatystów. Związek z postępowcami nie ma raczej sensu, z tego względu, że oni wykazują inicjatywę, są w uderzeniu, skutecznie realizują swoje cele i ogólnie dobrze im idzie, to co sobie uwidzieli. Już chociażby dlatego nie będą mieli powodu, by nas słuchać. Bo niby po co? Doskonale wiedzą co robią, są w tym cyniczni, nie mają żadnych hamulców a w końcu rozwalą i strawią sami siebie, bo tak na ogół wyglądają rewolucje. Zresztą, oni żyją dla redystrybucji i nie chcą znosić redystrybutora - nie dadzą się namówić, aby go zlikwidować, bo nie jest to w ich interesie.

O wiele lepszym pomysłem jest praca nad zakompleksionym underdogiem, który niegdyś był mistrzem ringu, a dziś już tylko żyje wspomnieniami o dawnej świetności, zbierając od swojego rywala z czerwonego narożnika zdrowo po ryju, tracąc na jego rzecz kolejne tytuły.

Zwyciężający nie potrzebują niczyich rad ani refleksji, póki udaje im się osiągnąć to, co chcą. To przegrywający są na musiku, aby coś zmieniać czy szukać nowych wpływów, inspiracji. Albo trenerów, którzy powiedzą im, co robią źle i udzielą lekcji pozwalających im wrócić do gry i wreszcie odwrócić trend. Im bardziej robią się zdesperowani, tym chętniej będą szukać rozwiązań pozwolających odwrócić złą passę - tym większa będzie też ich podatność na sugestie.

Chociażby z tego powodu, to właśnie konserwatyści są znacznie lepszym wyborem do ideowego hijackingu. Zwyczajnie będą łatwiejsi do sterowania. A jeżeli na początku nie zechcą traktować nas serio, w miarę łatwo będzie można ich wdeptać w glebę, przypominając, że wciąż przegrywają z kolejnymi falami lewicy i dalej nie wyciagają z tego absolutnie żadnych wniosków, robiąc po raz kolei to samo. A tak się akurat składa, że my przechodzimy obok i znamy najlepszą taktykę do walki z wpływami lewicy. Wiemy, że by ją pokonać, trzeba zniszczyć jej żerowiska. A żeby zniszczyć jej żerowiska, należy stosować totalną taktykę spalonej ziemi, czy w tym wypadku taktykę spalonego państwa.

Konserwatysta z powodu swojego martwego punktu ideowego, bezgranicznego poszanowania władzy "pochodzącej od Boga", długoterminowo nie ma szans z lewakami, którzy to państwo zawłaszczają dla siebie i pod siebie. Konserwa uznając autorytet aparatu państwowego, de facto płaszczy się przed lewicą, która prędzej czy później znajduje sposób, by to państwo wraz z jego instytucjami przejąć czy nawet dalej rozbudować, dewastując dalej pozostałe nieformalne instytucje ważne dla konserwatysty. Dlatego prawica nieustannie znajduje się w śmiertelnym korkociągu, z jakiego nie jest w stanie wyjść. To zblokowanie wynika z nieumiejętności wyboru i wyceny, co ze swojego imaginarium tymczasowo poświęcić, żeby osiągnąć przewagę gdzie indziej.

Aby pokonać lewicę, konserwatysta musiałby ją zagłodzić, własnoręcznie niszcząc te części państwa, które są dla niej najatrakcyjniejsze. Rozwiązywać urzędy, utrącić kontrolę nad kolejnymi aspektami społecznego życia, co w jego mniemaniu oznaczałoby również częściowe naruszenie samego autorytetu władzy, która dziś chce tym wszystkim sterować. Żeby kulturowo zmobilizować ludzi do wystąpienia przeciw korzystnemu dla lewicy ładowi biurokratycznemu, musiałby przedstawić tę biurokrację jako śmiertelne zagrożenie dla odrębnego, oddolnego ładu moralnego, a państwo - przynajmniej częściowo - jako czarny charakter, zagrażający społeczeństwu. A tego nie jest w stanie zrobić sam z siebie. Z libertariańską pomocą i podszeptami, już mógłby.

"Wchodzenie konserwatyście do głowy" polegałoby więc na zbudowaniu i odwoływaniu się do tożsamości konserwatywnej tak, ażeby z punktu widzenia interesu libertarianina było to korzystne. Akcentowanie w niej przede wszystkim różnych instytucji nieformalnych, które kwitły wówczas, gdy autorytet władzy centralnej był słaby czy gdy ona sama się rozpadła (upadek Rzymu, kultura rozdrobnionego pod względem władzy politycznej średniowiecza). No i granie na lękach, z czym w przyszłości przyjdzie lewica, jeśli się jej nie powstrzyma.

W ostateczności, jeżeli sami nie mamy dostatecznych sił, by zwalczyć czy umniejszyć rolę państwa w życiu społecznym, powinniśmy się posłużyć innymi, odwoławszy się do ich tradycji, przekonując, że jest to przede wszystkim w ich interesie ideowym a nie naszym. A dla konserw tradycja jest ważna.

Na obecnym etapie starań o wolność, libertarianin powinien być jak toksoplazma zombifikująca konserwatywnego kota, przejmująca kontrolę nad jego ciałem, zachowaniami oraz zasobami.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wychodzisz z domu czasem? Z przypadkowymi ludźmi na ulicy czy w towarzystwie pogadasz o tym, co sądzą o postępujących zmianach społecznych?

Nie? To może chociaż prasę zdarza ci się czytać? Albo jakieś historyczne źródła dotyczące upadków starożytnych cywilizacji i opisów poprzedzających ich zmian obyczajowych?

 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
[potrzebne źródło]
2018

2019

2020


No chyba że uważasz, że USA nie są mocarstwem, fakt dofinansowywania ruchów LGBTQI+ w powszechnej świadomości nie istnieje, a uczestnicy tych manif nie są uważani powszechnie za popierdoleńców.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
I coś świeżego, z naszego podwórka.


Ten cały rewolucyjny intersekcjonalizm-wiktymizm obyczajowy wykładany na uniwerkach, przechodzi powoli w oficjalną ideologię USA. A z racji tego, że Polska jest kundelkiem Ameryki i zależy jej na ścisłym podporządkowaniu, chętnie idzie w bezkrytyczne naśladownictwo.

Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego libertariańskie stowarzyszenia zamierzają wtórować intelektualnym modom zamordystów. No chyba, że rozważymy opcję, że jako organizacje zostały podporządkowane amerykańskiej polityce i racji stanu, a teraz jest nią oficjalne popieranie rewolucji obyczajowej.

Zgadza się, LGBT to neobolszewizm.
 
Ostatnia edycja:

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Andrzej Duda miał jakiś czas temu ogromną przewagę nad konkurentami w wyścigu o fotel prezydencki, ale zaczęła ona topnieć i PIS postanowił zmienić tematykę kampanii wyborczej. Duda podjudził opozycję mówiąc o LGBT, a opozycyjne media jak małe dzieci złapały się na przynętę. Chyba nie przypadkiem w tym czasie odżył na forum temat o LGBT. Nawet padły rozważania na temat taktyki dla libertarian, choć na ironię jeśli chodzi o taktykę to poruszanie tego w tym momencie służy politycznie jedynie utrzymaniu pozycji przez obóz władzy. Dlatego między innymi wahałem się czy wypowiadać się o tym, ale jak tego nie dostrzegacie to ktoś musi o tym poinformować. Inną rozterką jest sam temat – on chyba sam w sobie służy alt-rightyzacji libertarianizmu.
Jednak znalazłem ciekawy artykuł prawicowca. I nie coś od troglodytów z dzienników narodowych czy autonomów czym niektórzy tu spamują , ale bardziej inteligencka analiza sytuacji społeczno-politycznej przeprowadzona przez prezesa Klubu Jagiellońskiego Piotra Trudnowskiego.
https://klubjagiellonski.pl/2020/06...lskiej-rodziny-wazniejsze-niz-ideologia-lgbt/
Trudnowski pisze, że jest przeciwnikiem zrównywania par homoseksualnych z małżeństwami i przeciwnikiem ustanawiania instytucji prawnej „związku partnerskiego”. Ale krytykuje z pozycji konserwatywnych działania PISu. Trudnowski pisze, że zwolennikom tradycyjnej tożsamości kulturowej powinno zależeć na tym aby obóz kulturowych konserwatystów wykraczał daleko poza największe ugrupowanie polskiej prawicy. Celowe, cyniczne skupianie się PISu w obecnej kampanii na kwestiach LGBT służy wyłącznie krótkowzrocznej kalkulacji, a długofalowo może przynieść odwrotne skutki.
Trudnowski przypomina, że przez osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej nie przeprowadzono żadnych projektów światopoglądowych. Gdy PIS doprowadzi w tej kwestii do polaryzacji sceny politycznej to z jednej strony może powstać antyLGBT PIS, a z drugie proLGBT PO. Utrata władzy przez PIS może doprowadzić wtedy do zmian politycznych w tym obszarze, a tego powinni się obawiać konserwatyści. Obecnie centrum opinii publicznej w Polsce mieści się na centroprawicy. Trudnowski przestrzega, że polaryzacja i pakietowanie postaw może doprowadzić do ujednolicenia sympatii i nastrojów wśród wyborców i przesunięcia środka ciężkości.
Trudnowski twierdzi, że sprawy związane z LGBT choć negatywne to są marginalne. Dla tradycyjnego modelu rodziny zdaniem Trudnowskiego są ważniejsze zagrożenia jak:
-tinderyzacja relacji i rosnąca ilość rozwodów świadcząca o kryzysie trwałości małżeństw,
-polaryzacja poglądów i postaw wśród młodych (chłopaki to prawica, a dziewczyny to lewica), która może doprowadzić do sytuacji, że nie znajdą sobie oni parterów życiowych bo będą zbyt głębokie okopy,
-młodzież prowadząca całe życie w smartfonach – brak umiejętności życia poza siecią prowadząca do nieumiejętności życia w rodzinie.
I ja go rozumiem. Takie działania są bardziej w interesie rządzącej partii, niż w interesie konserwatystów, a sam uważam, że w tym momencie bezmyślne uczestniczenie w tym jeszcze mniej w interesie libertarian.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ale chronologia wydarzeń jednak też jest ważna. My podjęliśmy temat osiągnięć aktywizmu LGBT już na początku czerwca a Duda dopiero w tym tygodniu.

Nie mamy wpływu na epigonów kreujących tematy w kampanii wyborczej. A jeżeli komuś może to poprawić humor, niech sobie myśli o prezydencie Polski jak o pudle rezonansowym libnetu. ;)
 
Ostatnia edycja:

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
No właśnie patrzę na daty i widzę, że temat odżył na forum w zeszła sobotę. W każdym razie nie kłócąc się o to mam nadzieję, że wstrzymacie się z tym do końca kampanii wyborczej.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
wstrzymacie się z tym do końca kampanii wyborczej.

Ale właściwie dlaczego? Tym bardziej, że wydaje mi się, że tutejsi libertarianie uznają odwoływanie się do reprezentantów LGBT za słaby pomysł, zarówno teraz jak i w przyszłości. Tym bardziej, że podobne ukłony w przeszłości w stronę generalnie socliberałów okazały mało skuteczne. Więc skoro temat jest bieżący, to go na bieżąco komentujemy.
 
Ostatnia edycja:

Mercatores

Well-Known Member
269
821
No chyba że uważasz, że USA nie są mocarstwem, fakt dofinansowywania ruchów LGBTQI+ w powszechnej świadomości nie istnieje, a uczestnicy tych manif nie są uważani powszechnie za popierdoleńców.


E. Michael Jones, autor "Libido Dominandi: Sexual Liberation and Political Control" nazywa USA "The Gay Disco".

To jest hard Katol i niech kazdy sobie wyciagnie z tego co ma ochote, ale wiele punktow o ktorych mowi brzmi jako cos jak najbardziej wartego przemyslenia. Wpierw wrzuce krotki "foliarski" material w sprawie LGBT i dlaczego najwieksze swiatowe korporacje oraz finansiera nie tylko wspieraja, ale masowo promuja LGBT - tak, muzyczka, obrazki i montaz maja wiadomy wydzwiek, ale imo cos jest mocno na rzeczy:







EMJ to Katol-konserwa, a wiec moze dla niektorych to bariera nie do przejscia, ale facet gada calkiem do rzeczy w wielu sprawach, takze LGBT:


The New Left, 1968 and the Sexual Revolution







 
Ostatnia edycja:

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Bo rzadzaca ekipa na końcówce kampanii probuje dość skutecznie wykreować tzw. temat zastępczy i przynajmniej ja nie chcę tańczyć tak jak mi oni zagrają. Po wyborach może wrócę do dyskusji.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
mam nadzieję, że wstrzymacie się z tym do końca kampanii wyborczej.
Bo rzadzaca ekipa na końcówce kampanii probuje dość skutecznie wykreować tzw. temat zastępczy i przynajmniej ja nie chcę tańczyć tak jak mi oni zagrają. Po wyborach może wrócę do dyskusji.
Wolisz tańczyć tak, jak zagra ci opozycja po wyborach, jeśli uda się jej je wygrać?

Proponuję jednak przyjąć coś w rodzaju agnostycyzmu demokratycznego, co pozwoliłoby na dystansowanie jednakowo sympatii do wszelkich startujących w wyborach partyjek, które ten system swoim udziałem tworzą.

Tym bardziej, gdy jest jak teraz i nie zanosi się, że którakolwiek z nich ma nam cokolwiek sensownego do zaoferowania.

Korygowanie swojego zachowania z powodu funkcjonowania jakichś demokratycznych celebracji w życiu społecznym, to jest prawdziwa porażka, moim zdaniem.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Władza chce aby jak najwięcej ludzi zajęło się teraz tym sporem i ludzie dają się wmanipulować. Niektórzy nie dość, że grają w tą grę to jeszcze po stronie władzy. Jak jest to takie ważne to można chyba trochę poczekać. A najlepszą metodą na zachowanie agnostycyzmu byłoby dekonstruowanie partyjnych gierek.
 

Mercatores

Well-Known Member
269
821
"Fighting for gay marriage generally involves lying about what we're going to do with marriage when we get there. Because we lie that the institution of marriage is not going to change, and that is a lie. The institution of marriage is going to change and it should change, and again, I don't think it should exist."

 
Do góry Bottom