Koronawirus czy wszyscy padniemy?

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
W końcu dobre wieści.


Lepsza.

Koronawirus może zmienić podejście Polaków do ochrony zdrowia. Blisko 60 proc. respondentów deklaruje, że po epidemii będzie korzystać z prywatnej opieki medycznej. To o 13 proc. więcej niż przed jej wybuchem. Z prywatnej opieki medycznej zamierza zrezygnować 4 proc.
Epidemia koronawirusa wpłynie na przyzwyczajenia komunikacyjne Polaków. Dotychczas mówiło się sporo o konieczności ograniczania podróży samochodami na rzecz komunikacji zbiorowej. Koronawirus weryfikuje jednak to podejście. 80 proc. uczestników badania wskazuje, że jako główny środek transportu zamierza wybierać własne auto. Wśród nich jest 5 proc., które wcześniej wybierały autobusy, tramwaje czy pociągi.
[...]
"Z badania wyłaniają się przesłanki, że żyjemy w świecie, w którym państwo zawiodło swoich obywateli, a co za tym idzie większą wartość będzie miało to, co prywatne i własne niż to, co wspólne. Własny samochód lub prywatna opieka medyczna daje iluzoryczne poczcie bezpieczeństwa i kontroli. Skoro można z dnia na dzień wyłączyć lub ograniczyć to, co wspólne, i to, co wspólne nie działa tak jak byśmy chcieli, wtedy nawet namiastka kontroli daje nam poczucie bezpieczeństwa" - komentuje w raporcie wyniki badań Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.
"Być może 'nowa normalność' to będzie też 'nowy egoizm'" - dodaje.
 

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112
Komentarze znalezione w sieci:

"Jednak w większości przypadków zakażeni prawdopodobnie nie będą mieli objawów choroby" to ostatnio modna wypowiedź "specjalistów" I tu jest klucz - wmawiają nam jakąś mityczną chorobę, która ma wywołać totalny światowy Armagedon a jednocześnie przyznają ( we wszystkich mediach i wypowiedziach "fahofcuf " ) że większość "zarażonych" nie będzie miała ŻADNYCH objawów. Przecież to absurd. Daj Boże więcej takich bezobjawowych chorób. To zaczyna przypominać sowiecką "schizofrenię bezobjawową", której zdiagnozowanie kończyło się dożywotnim pobytem w psychuszce. "Bezobjawowa pandemia" która objawia się jedynie w mediach i pod postacią spoconych, zdrowych ledwo oddychających ludzi w idiotycznych maseczkach. Zdrowi zresztą już długo nie będą. W upał taka mokra i gorąca maseczka to idealna pożywka dla bakterii i grzybów, które wręcz "marzą" o takich warunkach do namnażania. Wówczas "naukowcy odkryją " nowe objawy "choroby" - ropne zapalenie gardła czyli angina, oraz zapalenie mięśnia sercowego jako powikłanie anginy, które oczywiście będzie powikłaniem covid... Bo przecież nikt z gorączką wywołaną bakteriami powodującymi anginę ropną nie ma możliwości udać się do żadnego lekarza - wszak przecież gorączka. A powikłaniem nieleczonej anginy jest zapalenie mięśnia sercowego między innymi. Tak więc od razu na zakaźny, gdzie jakimś śmiesznym testem wykryją to, co wykryć mają. I szopka będzie się kręcić do końca świata i jeden dzień dłużej."

"Jak to możliwe że mamy już ponad miesiąc kwarantanny narodowej i jeszcze żadna kasjerka nie jest chora i żaden duży sklep nie ma kwarantanny? "
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Praktyka dobitnie pokazuje, że życie ludzkie nie jest równowartościowe i żywoty majętnych Europejczyków są bardziej cenne, tj. uznaje się, że warto je chronić ponosząc wyższe koszta, niż w przypadku innych regionów świata.
Na Interii opublikowano tekst jednego z misesowców, Arkadiusza Sieronia poświęcony rynkowej wycenie życia ludzkiego w USA.

Amerykańskie miasta, które podczas wybuchu grypy hiszpanki wdrożyły ograniczenia szybciej i bardziej agresywnie, szybciej się również potem rozwijały. Oby i tym razem spłaszczanie krzywej epidemicznej pozwoliło na szybsze ożywienie gospodarcze.

Aby spłaszczyć krzywą epidemiczną, gospodarka weszła w fazę zamrożenia. Choć kwarantanna narodowa jest niezbędna (jak uważa większość epidemiologów), aby zahamować rozprzestrzenianie się wirusa i uchronić służbę zdrowia przed załamaniem, jej koszty gospodarcze są olbrzymie.
Dane, które spływają, pokazują, że skala załamania jest bezprecedensowa. Już ponad 20 mln Amerykanów złożyło wnioski o zasiłek dla bezrobotnych. Goldman Sachs prognozuje spadek amerykańskiego PKB o 34 proc. w drugim kwartale roku (w ujęciu annualizowanym). Prognozy dla Polski też nie są różowe: mBank spodziewa się dynamiki PKB w drugim kwartale na poziomie -8,4 proc. oraz recesji w całym 2020 r. o głębokości 4,2 proc.
Nie przykładałbym obecnie zbyt dużej wagi do konkretnych liczb, bo działamy w warunkach silnej niepewności. Jednak pewne jest, że nie możemy dystansować się społecznie w nieskończoność. Im dłużej będzie trwać kwarantanna narodowa, tym większe będą koszty gospodarcze. I tym większe będą pojawiać się wątpliwości co do sensowności podjętych działań.
Harold James sugeruje istnienie nie tyle dylematu, co nawet trylematu polityki antywirusowej polegającego na tym, że dany kraj nie może mieć jednocześnie demokracji, zdrowego społeczeństwa oraz zdrowej gospodarki. O ile nikt nie kwestionuje, że spłaszczanie krzywej może uratować wiele osób, o tyle niektórzy zastanawiają się, czy koszty społeczno-gospodarcze recesji nie okażą się zbyt duże. Czy lekarstwo nie okaże się zatem gorsze od choroby?
Aby zobrazować ten dylemat, można przytoczyć pracę Eichenbauma i współpracowników, według której optymalna polityka antywirusowa zmniejsza udział zainfekowanej społeczności z 65 do 52,8 proc. oraz ratuje pół miliona osób w Stanach Zjednoczonych, jednak spadek zagregowanej konsumpcji powiększa się z 2 do 9,1 proc. Czy te dodatkowe 7,1 pp. jest wartych 500 tys. uratowanych istnień?
Mogłoby się wydawać, że wchodzimy tutaj w obszar zarezerwowany dla etyków. Nic bardziej mylnego! Ekonomiści uwielbiają wszak rachować, tak więc z ochotą zabrali się do szacowania (statystycznej) wartości ludzkiego życia.
Przykładowo, według (nierecenzowanego jeszcze) artykułu Philipa Thomasa pt. "J-value assessment of how best to combat Covid-19" roczny lockdown, po którym następuje masowe szczepienie, będzie tak długo opłacalny, jak długo roczne PKB nie spadnie o 6,4 proc. - dopiero wtedy recesja ma spowodować wyższe straty niż kwarantanna narodowa.
Michael Greenstone oraz Vishan Nigam w artykule zatytułowanym "Does Social Distancing Matter" szacują, że umiarkowane społeczne dystansowanie się w Stanach Zjednoczonych zapoczątkowane późnym marcem i trwające trzy-cztery miesiące mogłoby uratować 1,7 mln osób, co oznaczałoby korzyści w wysokości 8 bln dolarów. Również Thunström ze współpracownikami w pracy pt. "The benefits and costs of flattening the curve for COVID-19" utrzymują, że społeczne dystansowanie się generuje korzyści netto - choć nieco niższe, bo w wysokości ponad 5 bln dolarów.
Skąd te liczby? Cóż, w scenariuszu bez społecznego dystansowania autorzy prognozują, że zarażonych zostanie 287 mln Amerykanów, z czego umrze 2,16 mln. PKB jednak obniży się tylko o 19,4 bln dolarów.
Natomiast w scenariuszu ze społecznym dystansowaniem PKB spadnie aż o 26,2 bln dolarów. Ale koronawirusem zarazi się "tylko" 188 mln ludzi, a ponieważ służba zdrowia nie zostanie przeciążona, umrze "zaledwie" 941 tysięcy. Oznacza to, że zostanie uratowanych 1,219 mln osób. A ponieważ - i tu dochodzimy do sedna - wartość statystycznego życia została oszacowana na 10 mln dolarów, to korzyści zdrowotno-egzystencjalne (12,19 bln dolarów) przewyższają głębszy spadek PKB (6,8 bln dolarów).
Pojawia się jednak pytanie, w jaki sposób zostało wycenione ludzkie życie na kwotę 10 milionów dolarów. Cóż, takie są najnowsze szacunki wartości statystycznego życia ludzkiego (value of statistical life, VLS) w Stanach Zjednoczonych.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ekonomiści obliczają ją, obserwując, jak ludzie wyceniają ryzyko. Przykładowo, jeśli każda z 10 000 osób jest skłonna zapłacić 100 dolarów za redukcję prawdopodobieństwa śmierci o 1/10 000 (np. akceptując niższą pensję w bardziej bezpiecznym zawodzie), to wartość statystycznego życia będzie wynosić 1 mln dolarów. Nie chodzi o to tutaj, że tyle jest warte każde ludzkie życie, bo to jest kwestia subiektywna, raczej o to, że tyle grupa jest skłonna zapłacić za uratowanie jednego statystycznego życia.
No dobrze, to jak mogłyby wyglądać podobne szacunki dla Polski? Załóżmy, że zarazi się wirusem połowa Polaków. Przy współczynniku śmiertelności 1 proc. oznacza to 190 tys. zgonów. Przy przeciążeniu służby zdrowia współczynnik umieralności mógłby być jednak bliższy 5 proc. (mniej więcej 4 proc. zakażonych COVID-19 wymaga intensywnej opieki), co odpowiada prawie 1 mln zgonów.
Spłaszczanie krzywej ma zatem potencjał uratowania 810 tys. istnień. Spadek PKB wartego 566 mld dolarów o 4,2 proc. (tak jak prognozuje mBank) oznacza stratę w wysokości 23,8 mld dolarów. Zakładając konserwatywnie, że PKB w scenariuszu bez kwarantanny narodowej by nie spadło, oraz wartość statystycznego życia Polaka na 1 mln dolarów, korzyści ze społecznego dystansowania wynoszą aż 810 mld dolarów, czyli kilkunastokrotnie więcej niż szacowany spadek PKB (a nawet więcej niż całe PKB).
Proste, prawda? Nie do końca. To tylko szacunki - nie należy ich traktować zbyt poważnie. Analiza jest wrażliwa na założenia co do współczynników śmiertelności czy statystycznej wartości życia. Przykładowo, przy założeniu, że zarazi się 20 proc. populacji, współczynniki śmiertelności wyniosą 0,5 oraz 3,5 proc., zaś wartość statystycznego życia w Polsce to 0,5 mln dolarów, to kwarantanna narodowa ratuje już "tylko" 228 tys. ludzi, co odpowiada 114 mld dolarów. Wciąż więcej, ale korzyść netto się wyraźnie zmniejsza.
Co więcej, aby wyliczenia były dokładne, należałoby przecież jeszcze uwzględnić oczekiwaną pozostałą długość życia potencjalnie uratowanych (a statystycznie są to osoby starsze), co - jakkolwiek brutalnie to nie brzmi - obniżyłoby korzyści netto społecznego dystansowania się. Do tego trzeba byłoby doliczyć wpływ niższych dochodów na zdrowie i śmiertelność.
Recesja i wyższe bezrobocie wszak wiążą się z większym stresem, nadużywaniem używek oraz częstszymi samobójstwami. Z drugiej strony, ze strategią społecznego dystansowania wiąże się cenne doświadczenie na wypadek przyszłych epidemii, mniejsze zarażenia innymi chorobami zakaźnymi oraz niższe zanieczyszczenie powietrza i mniej wypadków samochodowych ze względu na brak dojazdów do pracy i mniejszą aktywność gospodarczą.
Jak to wszystko rozplątać i oszacować nie wiadomo. Być może wcale tego nie potrzebujemy robić. Może być bowiem tak, że ten cały dylemat "gospodarka vs zdrowie" to fałszywa alternatywa. Nawet gdyby rząd nie wprowadził żadnych obostrzeń, znaczna część ludzi i tak by się społecznie dystansowała. I trudno sobie wyobrazić, aby gospodarka nie cierpiała podczas epidemii, gdy ludzie chorują albo próbują uchronić się przed zachorowaniem.
Jak zaś wykazali Sergio Correia ze współpracownikami w pracy "Pandemics Depress the Economy, Public Health Interventions Do Not: Evidence from the 1918 Flu" miasta amerykańskie, które wdrożyły różne ograniczenia szybciej i bardziej agresywnie podczas epidemii grypy hiszpanki szybciej się rozwijały, gdy epidemia już minęła. Może być zatem tak, że spłaszczanie krzywej epidemicznej pozwoli na szybsze opanowanie choroby, a co za tym idzie szybsze ożywienie gospodarcze. Oby tak się właśnie stało!
Arkadiusz Sieroń
Doktor nauk ekonomicznych, pracuje na Uniwersytecie Wrocławskim. Członek zarządu Instytutu Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa
 

Szynka

Złota szynka wolnego rynku.
1 209
2 052
Przykładowo, jeśli każda z 10 000 osób jest skłonna zapłacić 100 dolarów za redukcję prawdopodobieństwa śmierci o 1/10 000 (np. akceptując niższą pensję w bardziej bezpiecznym zawodzie), to wartość statystycznego życia będzie wynosić 1 mln dolarów.
Nie rozumiem tego wyliczenia. Po pierwsze, to taka zależność nigdy nie będzie liniowa. Człowiek mający oszczędności i będący w dobrej kondycji finansowej będzie bardziej skłonny zapłacić więcej za redukcję prawdopoodbieństwa śmierci, niż osoba, która przymiera głodem. (Okej, ktoś może odpowiedzieć, że to jest uśredniona wartość wielu żyć. To w takim razie pojawia się inna nieliniowość: ktoś może zapłacić x dolarów za obniżenie ryzyka do pewnego zadowalającego poziomu, ale za dalsze obniżki ryzyka śmierci nie chciałby tyle płacić i wyceniałby je na mniej niż x).
Po drugie, ryzyko śmierci dzisiaj? W tym miesiącu? W ogóle? 100 dolarów to opłata jednorazowa czy miesięczny abonament?
I po trzecie, jak to się ma do porównania strat PKB? Jeśli ja bym robił takie wyliczenia, to obliczyłbym ile średnio jedna osoba dokłada się do PKB w trakcie swojego życia. Wziąłbym poprawkę na średni wiek umierających osób oraz na przewidywany wzrost PKB w przyszłych latach. I wtedy bym dopiero zabierał się za jakieś porównania.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Doktor Sieroń przedstawia jakieś wyliczanki na interii. Pewnie Grażyny i tak tego nie będą analizować. Liczy się ostatnie zdanie „ Może być zatem tak, że spłaszczanie krzywej epidemicznej pozwoli na szybsze opanowanie choroby, a co za tym idzie szybsze ożywienie gospodarcze. Oby tak się właśnie stało!” No z tego co się w kółko przedstawia to w tym spłaszczeniu chodzi o to, by epidemię jak najbardziej rozciągnąć w czasie, aby podczas jej szczytu było najmniej chorych. Ale jak epidemia potrwa dłużej to i ożywienie gospodarcze będzie mogło nastąpić później. Ale co tam pewnie doktor Sieroń stara się o granty czy choćby habilitację i mówi dyrdymały słodkie władzy.Pominę już żywoty ambitnych akademików z naszego podwórka. Wolę coś o Szwecji dać do poczytania.

W Kulturze Liberalnej ukazało się parę wywiadów odnośnie szwedzkiego podejścia do koronawirusa. Epidemiolog genetyczny, profesor Paul Franks mówi:
Co do zasady można się spodziewać, że w krótszej perspektywie w Szwecji liczba przypadków śmiertelnych będzie wyższa niż w innych państwach Skandynawii. Ale jest możliwe, że wskaźnik umieralności z czasem ulegnie w Szwecji obniżeniu, podczas gdy pozostanie na podobnym poziomie w pozostałych krajach.

Oznacza to, że w którymś momencie wskaźnik ten będzie niższy w Szwecji niż w owych państwach – jeśli osoby, które nie były odporne, zmarły w pierwszej fazie epidemii i jeśli w międzyczasie dojdziemy do momentu osiągnięcia odporności populacyjnej, kiedy nowe przypadki będą pojawiać się rzadziej niż w innych populacjach. To jest scenariusz, na który liczymy w Szwecji. Wydaje się, że dzienna liczba przypadków śmiertelnych w ostatnich dniach maleje. Jest to bardzo dobra wiadomość. Jeśli trend się utrzyma, to będzie można powiedzieć, że Szwecja wyszła już z najgorszej fazy pierwszej fali epidemii.


Pytany o to czy szwedzkie podejście jest niemoralne odpowiada:
Zastanówmy się nad tym argumentem. Wobec kogo szwedzkie podejście miałoby być nieludzkie? Z pewnością nie wobec większości populacji, ponieważ w Szwecji ludzie mogą prowadzić życie stosunkowo swobodnie, z minimalną liczbą ograniczeń. Można by przekonywać, że szwedzka strategia jest znacznie bardziej ludzka dla większości ludzi niż polityka innych krajów, w których narzucono rygorystyczny lockdown.


Kolejny wywiad jest z pracującym w Szwecji profesorem Alehem Cherpem. Odnosi się on do częstego zarzucania Szwecji chęci pozbycia się starszych ludzi.
Na Twitterze ktoś napisał ostatnio, że Szwedzi po prostu zabijają starszych ludzi. Nie jest to prawda. (…) Wydaje mi się, że jeśli w Szwecji nie przyjmuje się bardzo starej osoby na oddział intensywnej terapii, to dzieje się tak wtedy, gdy leczenie nie zmieni tego, że ona umrze, a zatem nie potęguje się jej cierpienia. Podejście to nie jest związane z koronawirusem, tylko z bardziej ogólną dyskusją na temat tego, co medycyna może, a czego nie może zrobić dla naszego zdrowia i życia. Nie jest to pogarda dla życia, lecz szacunek wobec niego – nie powinno się skazywać osoby na cierpienie tylko dlatego, że lekarze chcą wypróbować na niej jakąś maszynę.

Odnośnie szwedzkiego systemu mówi również:
Jako naukowiec nie mogę w tej chwili stwierdzić, czy Szwecja postępuje dobrze. Myślę jednak, że Szwecja postępuje tak, jak potrafi najlepiej. Nie istnieje dzisiaj jedna słuszna droga, ponieważ po prostu nie mamy dostatecznie dużo informacji. Ludzie mówią, że jest oczywiste, że Szwecja powinna zrobić to czy tamto – działać jak Chiny albo jakiś inny kraj – ale nie mają żadnych dowodów na to, że tak by było lepiej. W Szwecji dobre jest to, że strategia rządu tworzona jest przez ekspertów, a są to zwykle ludzie zdolni do krytycyzmu, którzy rozumieją, co to znaczy popełnić błąd, ponieważ jako badacze popełnili w przeszłości wiele błędów.

W Szwecji zmarło dotąd w wyniku epidemii wiele osób i jest to tragiczne. Wywołuje to wiele emocji. Nie sądzę jednak, że wspomniana krytyka opiera się na przesadnie dobrych informacjach i argumentach. Krytycy przekonują, że w wyniku odmiennego podejścia mielibyśmy mniejszą liczbę zmarłych, ale w tej chwili tego nie wiemy. Nawet w Hiszpanii, gdzie nastąpił gwałtowny wzrost umieralności rok do roku, tylko połowę tego wzrostu przypisuje się epidemii. Inne przypadki śmiertelne mogły wiązać się choćby z tym, że osoby chorej nie przyjęto do szpitala w związku z istniejącymi obostrzeniami.


Przybliża on też postać głównego epidemiologa Szwecji:
Jest jednak bardzo dużo osób, którym obecna polityka naprawdę bardzo się podoba. Pojawiają się nawet superpatriotyczne grupy zwolenników szwedzkiej strategii, a na Facebooku powstają fankluby Andersa Tegnella, który jest głównym epidemiologiem Szwecji, na których krytykuje się wszelkich przeciwników obecnej polityki. Istnieje tego rodzaju ruch społeczny.

Panika moralna to coś charakterystycznego dla zachodnich społeczeństw oraz intelektualistów. Czy wie pan, czym wcześniej zajmował się Anders Tegnell? Spędził sporo czasu w Afryce w latach 90. i myślę, że jako lekarz specjalizujący się w chorobach zakaźnych zobaczył tam wiele umierających osób. Rząd szwedzki wysłał go tam nie tylko dlatego, że jest takim humanitarystą, lecz także dlatego, że rozumiano, że prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z podobnymi zagrożeniami w Szwecji – że kiedyś dojdzie do epidemii, z którą nie będzie można uporać się za pomocą technologicznego triku.

Z tego, co rozumiem, w czasie pobytu w Afryce Tegnella uderzyło to, że śmierć często przychodzi z innego kierunku, niż się jej oczekuje. Epidemia prowadzi do rozpadu społeczeństwa, szczególnie w miejscach, w których panuje bieda. Brakuje jedzenia, podstawowej opieki zdrowotnej, bezpieczeństwa. Czasem w wyniku tych wszystkich problemów może umrzeć więcej osób niż od bakterii czy wirusa, którego się obawiamy. Jestem bardzo zadowolony z tego, że decyzje podejmuje dzisiaj osoba, która ma takie doświadczenie.


Logicznym jest, że te restrykcje trudno będzie ciągnąć w nieskończoność, a różni alarmiści oczekują od Szwecji by przyłączyła się ona do reszty wariatów. I tu ciekawa jest obserwacja profesora:

Myślę, że analityczne podejście i unikanie paniki jest ważne. Kiedy patrzę na wykresy pokazujące rozwój pandemii w różnych krajach, zadaję sobie pytanie o to, co będzie za miesiąc. Nie można przecież zamknąć kraju bezterminowo. Dania i Norwegia powoli się otwierają. Czyli to nie Szwecja zmienia swoją politykę, tylko inne kraje upodabniają swoją politykę do szwedzkiej. Myślę, że zawsze trzeba zadawać sobie pytanie o dłuższą perspektywę i myśleć krok do przodu.


Z kolei Maciej Zaremba Bielawski tłumaczy w wywiadzie dla Wyborczej, że w Szwecji rząd może mianować szefa urzędu lub co najwyżej wydać mu ogólne instrukcje. Ale nie może ingerować w jego działanie. Ma to długą historię sięgającą jeszcze XVII wieku.
Efekt taki, że wedle badań sprzed tygodnia 84% Szwedów ufa służbie zdrowia, 73% - Urzędowi Zdrowia Publicznego, 63% rządowi, 61% publicznej telewizji. Za to popołudniówki, które jak zwykle próbują nas bulwersować i biją na alarm, mają zaufanie 15% czytelników.

Zaremba Bielawski przyrównuje też Szwecję do sąsiadów:
Nawet w tak zwykle racjonalnej Norwegii premier Erna Solberg ogłosiła, że ona wirusa „zniszczy”, mimo że norweski urząd zdrowia publicznego prosił, by się tak nie wyrażała, bo tworzy iluzję… Prosił też, by nie zamykała podstawówek, bo to nie pomoże, a może i pogorszy sytuację. Zuch kobieta, okularników się nie słucha… Teraz ma problem, bo jak otworzy szkoły, może być więcej zachorowań i to będzie jej wina. Z kolei duński rząd, też wbrew zaleceniom ekspertów, zamknął granicę ze Szwecją.


Zaremba Bielawski jest też pozytywnie zaskoczony szwedzką socjaldemokracją:
Szwecja chyba zaskoczyła samą siebie. Rządząca socjaldemokracja ma przecież długą tradycję paternalistyczną. Kiedy miała pełnię władzy, do końca lat 60., chętnie ograniczała swobody obywatelskie, bo wierzyła, że ludzie nie są w stanie rozsądnie wybierać. A tutaj nagle pełnia zaufanie i jak się okazuje – do tego zaraźliwa.

Wyborcza również tydzień temu przedrukowała z die Welt artykuł „Człowiek, który kazał iść pod prąd” o głównym epidemiologu Szwecji. Piszą o nim: Doświadczenie zdobył w walce z ebolą i świńską grypą.Wspominają, że gazeta „Aftonbladet” nazywa go „narodowym idolem” choć die Welt koncentruje się na tym, że pojawiają się jego krytycy. Ukazuje go jako człowieka nieugiętego:
Gdy nastąpił znaczny wzrost liczby ofiar w Szwecji, premier Stefan Löfven zaproponował ustawę, która umożliwiłaby szybkie zamykanie obiektów użyteczności publicznej i wstrzymanie transportu lokalnego w razie potrzeby. Wezwał też Szwedów do psychicznego przygotowania się na ewentualne tysiące zgonów. Ale epidemiolog Tegnell trzymał się swojego zdania. Nawet jeśli zaprzecza, że pracuje nad odpornością populacyjną, jak to czynił rząd brytyjski przed drastyczną zmianą swego kursu, to i tak podtrzymuje, że odporność jak największej części społeczeństwa jest kluczem do walki z koronawirusem. -Zamykanie ludzi w ich własnych domach na dłuższą metę nie zadziała. Prędzej czy później i tak zapragną się z nich wydostać – mówi. I dlatego uważa, że zdecydowany lockdown w Szwcji nie wchodzi w grę.

Autor artykułu podchodzi z rezerwą do naczelnego epidemiologa. Pisze, że Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego ma szerokie kompetencje i nie ma w rządzie ministra, który mógłby kontrolować Tegnella. Jednak Die Welt przypomina, że w połowie marca 87% Szwedów zadeklarowało, że ufa wypowiedziom swoich naukowców. Tegnell jest wszechobecny medialnie, a jego wypowiedzi przekonują odbiorców. Ale wedle naszej propagandy to w Szwecji się o niczym nie informuje ludzi.
 
D

Deleted member 6341

Guest
Zarażona kobieta pojechała na zakupy, trafiła na 2 miesiące do aresztu. Grozi jej za to do 8 lat więzienia oraz wysoka kara grzywny.

- Policjanci otrzymali informację z własnego źródła, że 54-letnia kobieta zarażona koronawirusem robiła zakupy w lokalnym sklepie spożywczym w jednej z miejscowości w powiecie ostrołęckim. Została zatrzymana z zachowaniem szczególnym środków ostrożności, w drodze powrotnej do domu. Co ciekawe, na zakupy pojechała samochodem z mężem, który jest zdrowy. Po zatrzymaniu kobieta trafiła do specjalnie przystosowanego pomieszania dla osób zarażonych koronawirusem - powiedział w niedzielę Wirtualnej Polsce podkom. Tomasz Żerański, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Ostrołęce.
Policja ustaliła, że w momencie, kiedy kobieta z wirusem COVID 19 robiła zakupy, w sklepie przebywało 7 osób. Trafiły one pod nadzór miejscowego sanepidu.


No a jak będzie kiedyś szczepionka i ktoś się nie zaszczepi - też do więzienia?
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Tak sobie czytam też o innych chorobach zakaźnych. Na gruźlicę umiera co roku coś od 1,2 do 1,8 miliona ludzi na świecie. Głównie umierają ludzie w dalekich krajach. Ale raz, że dotychczas się powszechnie podróżowało po całym świecie a dwa, że w Polsce cały czas też występuje gruźlica. Dla przykładu z ostatnich lat to w Polsce w 2016 zmarły na gruźlicę 543 osoby, a rok wcześniej 537. Generalnie umieralność nie schodzi w Polsce poniżej 500 przypadków na rok. Dwadzieścia lat temu było to ponad 1000. Z tego powodu nie wprowadzało się zamordyzmu. Koronawirusofobowie jak to z różnymi fobami są odporni na argumenty. Zastanawia mnie bardziej czy te cało totalitarne towarzystwo rozochocone walką z covidem nie zacznie walczyć w podobny sposób z innymi chorobami nawet jak epidemia covidu osłabnie.
 

szeryf17

"No reason it's a good reason"
797
2 745
Warszawa, dnia 19 kwietnia 2020 r. Poz. 697ROZPORZĄDZENIE RADY MINISTRÓW z dnia 19 kwietnia 2020 r.
Str.13 punkt3.
3) osoby, która nie może zakrywać ust lub nosa z powodu stanu zdrowia, całościowych zaburzeń rozwoju, zaburzeń psychicznych, niepełnosprawności intelektualnej w stopniu umiarkowanym, znacznym albo głębokim, lub osoby ma-jącej trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust lub nosa; okazanie orzeczenia lub zaświadczenia w tym zakresie nie jest wymagane;
 

szeryf17

"No reason it's a good reason"
797
2 745




Dociekliwość Myślenia jest Ważna
23 kwietnia o 21:09 ·
⚠️ KORONOPIERDOLEC – CHARAKTERYSTYKA
Wedle fachowej klasyfikacji – COVID-20, czyli stan ciężkiej infekcji psychicznej objawiającej się dwustronnym, śródmiąższowym zapaleniem zwojów mózgowych.
Definicja
Koronopierdolec psychiczny jest pierwszym zdefiniowanym wirusem koronowym umysłu – SARS-CoV-3, wywołującym stan ciężkiego psychicznego ocipienia – COVID-20.
Przyczyny
Pierdolec koronowy przenoszony jest drogą medialną i został uwolniony celowo ze szczujni telewizyjno-internetowo-prasowych celem zainfekowania 90% społeczeństwa, stanowi narzędzie służące osiąganiu globalnych celów polityczno-totalitarnych.
Podatność
Chorują przede wszystkim nosiciele pozbawieni podstawowej wiedzy o świecie i mechanizmach manipulacji oraz szczególnie podatni na całodobową koronową propagandę.
Co chroni przed zakażeniem COVID-20?
Utopienie telewizora w kiblu, odłączenie internetu, spacery po lesie i nie zwracanie uwagi na policyjne gestapo, wręczające bezprawne mandaty na podstawie bezprawnych zarządzeń bandytów u władzy.
Objawy psychiczno-zewnętrzne koronopierdolca:
donosicielstwo, traktowanie drugiego człowieka jak wroga, nieustanne dokarmianie się newsami medialnymi o liczbie chorych i zmarłych, siedzenie w domu pod pierzyną i modły „co z nami będzie”, trwała odporność na wiedzę, częste huśtawki emocjonalne, agresja werbalna i niekiedy fizyczna, niereformowalne przekonanie o nieuchronnej zagładzie podsycane trumnami z Bergamo (czyli zakłamanymi medialnymi obrazkami pochodzącymi z innych zupełnie okoliczności sprzed kilku lat), robienie w marketach zapasów żywnościowych jak na wojnę.
Specyfika
Koronopierdolec psychiczny szerzy się około trzy tysiące razy szybciej niż typowy wirus koronowy SARS-CoV-2 i powoduje dziewięć tysięcy razy większe od niego szkody psychiczno-gospodarcze
Szacunkowa liczba zakażonych:
połowa populacji świata i 70% ludzi w Polsce.
Prognoza
Psychiatrzy szacują, że terapie leczące w przyszłości z koronopierdolca psychicznego pochłaniać będą 90% mocy przerobowych polskiej służby zdrowia.
------------------------
Wygląda na to, że odnalazł się autor tekstu wykorzystanej tu "Charakterystyki", którym jest Człowiek Z Cienia
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Ciekawe czy to wariactwo się skończy? To się im znudzi? Przyzwyczają się? Zmienią świat na wiele lat? Tak staram się zrozumieć tych panikarzy. Może być jakimś argumentem, że póki co nie ma szczepionki na covid. Na gruźlicę, o której pisałem wcześniej szczepionka jest a nawet są leki. Czytam sobie o skuteczności szczepień na gruźlicę. Zmniejsza ono ryzyko czynnej gruźlicy o 50%, a jak się zaszczepi niemowlaki to chroni ono w około 80% przypadków. Nawet jeśli wszyscy ludzie byliby w Polsce zaszczepieni jako niemowlaki na gruźlicę to 20%, czyli ponad 7 milionów Polaków mogłoby zachorować na tą chorobę. Jak stworzy się szczepionkę przeciwko temu strasznemu koronawirusowi to jaka będzie jego skuteczność? Podobna do tej na gruźlicę? I czy jednorazowe zaszczepienie wystarczy na całe życie? Czy będzie tak jak ze szczepieniami na grypę? Co sezon nawa szczepionka. Może będą jakieś leki w przyszłości, ale kiedy i jak skuteczne? Do dziś chyba nie ma leków, które całkowicie wyleczyłyby z aids. Leki na gruźlicę są, ale czytam, że pojawiają się wersje gruźlicy odporne na leczenie. Przecież ta panika może trwać wiele lat jak się będzie ją podsycać.
 

Alu

Well-Known Member
4 629
9 677
Ja tam uważam, że każdy powinien przedsięwziąć takie środki ostrożności, jakie uważa za słuszne. I na swoim terenie decydować jakie mają one być. Wcale nie jestem przekonany, że rezultat byłby gorszy od jednej odgórnie narzuconej polityki państwowej. Akap by sobie poradził z epidemią nie gorzej od państwa.

Łatwo się liczy ofiary koronawirusa (pozornie łatwo, bo dochodzą choroby towarzyszące) a nikt nie zliczy ofiar kryzysu gospodarczego.

Ponadto zwracam uwagę, że w spłaszczonym wykresie zarażeń epidemia trwa dłużej, także niekoniecznie musi oznaczać mniej ofiar. O tym się nie mówi i nie pisze. Takie są moje spostrzeżenia.
 
Do góry Bottom