Jaki system audio posiadasz w domu?

Jaki masz system dźwiękowy w domu?

  • Stereo (Wysoka jakość- Audiofilska/Prawie Audiofilska)

    Votes: 7 24,1%
  • Stereo (Średnia)

    Votes: 8 27,6%
  • Stereo (Bieda)

    Votes: 13 44,8%
  • 5.1

    Votes: 5 17,2%
  • 6.1

    Votes: 0 0,0%
  • 7.1

    Votes: 1 3,4%
  • 10.2

    Votes: 0 0,0%

  • Total voters
    29

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Przy nagrywaniu potrzebujesz 24 bitów minimum jak najbardziej. Każda cyfrowa operacja (choćby zmiana głośności w miksie) zwiększa błąd kwantyzacji. Biorąc pod uwagę, że każda ścieżka przechodzi przez minimum kilka, a często kilkanaście albo i kilkadziesiąt operacji cyfrowych zanim trafi do miksu - tak, ma to znaczenie.
Jasne - przy nagrywaniu. Ale później? Zresztą 24 bity to przede wszystkim więcej poziomów głośności. W przypadku skompresowanej ściany dźwięku bez żadnych niuansów, a tak często wygląda przecież nagranie, które padło ofiarą wojny głośności, nie ma to żadnego sensu - wszystko i tak przez większą część czasu leci najgłośniej jak się da.

I zgadzam się, że współczesne DR to abominacja! Ostatnio oglądałem wywiad ze Stevenem Wilsonem. Powiedział, że jego tajemnicą jest to, iż nie oddaje swoich nagrań do "mastering engineera". Czyli dostajemy, jakby, niezmasterowane miksy.
No tak. Dlatego 24 bity są sensowne o tyle, że niechlujni partacze mogący dodatkowo polec przy zejściu do 16 bitów, nie mają do wykonania kolejnego kroku, który mogliby spieprzyć. Pozostawanie przy takiej głębi minimalizuje ryzyko wystąpienia kolejnych błędów ludzkich i dalszego psucia nagrań. Ale przecież przy dzisiejszej praktyce na ogół te błędy i tak są popełniane; kaszanią te miksy po całości, więc te 24 bity są odpowiednikiem listka figowego dla gwałciciela.

BTW - dla zainteresowanych, Steven Wilson miksuje na monitorach studyjnych Genelec. Więc jeśli jesteście fanboyami i chcecie słuchać muzyki jego uszami, to sobie je kupcie, hehe.
Co tam słuchawki! W akapie mu się wytnie uszy i też sprzeda na aukcji. ;)
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Jasne - przy nagrywaniu. Ale później? Zresztą 24 bity to przede wszystkim więcej poziomów głośności. W przypadku skompresowanej ściany dźwięku bez żadnych niuansów, a tak często wygląda przecież nagranie, które padło ofiarą wojny głośności, nie ma to żadnego sensu - wszystko i tak przez większą część czasu leci najgłośniej jak się da.
W sumie, tak sobie myślę, że to akurat może nie być prawdą. Nawet niesławne "Livin' la Vida Loca" nie jest zawsze na 100% głośności. Wiele szczytów fali kończy się tam z pewnością na, powiedzmy, 95%. I teraz jeśli weźmiesz jakąś np. klasykę, w której dynamika waha się od 10% głośności do 100% głośności, to liczba wykorzystanych poziomów będzie gigantyczna. A jeśli weźmiesz Rickiego Martina, to będzie się wahał, załóżmy, głównie między 95% a 100% głośności. I być może zwiększenie poziomów kwantyzacji może być tutaj nawet bardziej słyszalne niż w przypadku muzyki, która i tak wykorzystuje ogromne spektrum dynamiki :)

Przyrównałbym to do JPEG-ów - najłatwiej dostrzec niedostateczne próbkowanie na dosyć jednolitych powierzchniach. Więc jeśli szukałbym przykładu, która umożliwiłby dostrzeżenie różnicy między np. 16 bit a 24 bit, to raczej zacząłbym od mało dynamicznych próbek.

O ile w ogóle jest to słyszalne.

Co tam słuchawki! W akapie mu się wytnie uszy i też sprzeda na aukcji. ;)
To nie słuchawki, tylko głośniki aktywne (takie, które przyjmują sygnał liniowy i mają wbudowany wzmacniacz).
 
Ostatnia edycja:

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
I teraz jeśli weźmiesz jakąś np. klasykę, w której dynamika waha się od 10% głośności do 100% głośności, to liczba wykorzystanych poziomów będzie gigantyczna.

A wiesz, że jedynie to różnica 20dB w poziomach oraz 10dB w mocy? Wcale nie gigantyczna, bo akurat taką różnicę można przedstawić przy użyciu 4 bitów. Szum kwantyzacji będzie straszny, ale taką dynamikę bez problemu da się odtworzyć.

Orkiestra ma w skrajnych przypadkach 60dB dynamiki. Nie potrzebujemy tych bitów tyle, dlatego że potrzebujemy przenosić taką dynamikę. 16-bitów zostało wybrane już z dużym praktycznym zapasem.

A już bardzo trudno zadbać o możliwość reprodukcji dźwięku z taką dynamiką w warunkach domowych. W praktyce oznaczałoby konieczność słuchania głośno (w sensie odkręconego sprzętu, aby mógł zapewnić stosowne pierdolnięcie) w cichym pomieszczeniu (z niskim poziomem hałasów pochodzących z innych źródeł). Mało kto może sobie na takie luksusy pozwolić, ale na papierze to lubi jak napisane jest, że system ma zajebisty.

Jestem gotów założyć się o flaszkę, że istnieją takie fragmenty, dla których zauważę różnicę między 16 a 24 bit.

Absolutnie nie ma takiej muzyki, w której byś to zauważył. Pozostaje przy oryginalnym wyzwaniu 14 vs 16. Dostarcz mi wybraną muzę, zrobię 2 wersje, przekażę komuś, ktoś przygotuje test ABX i zobaczysz sam. Ale zanim rzucisz się na 24 bity, zrób sobie prosty ślepy test: http://www.audiocheck.net/blindtests_dynamic.php

I, oczywiście, dzięki ditheringowi można w 16 bitach przenieść doi 120dB dynamiki, tylko znów, praktycznie nie ma to żadnego znaczenia.
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
A już bardzo trudno zadbać o możliwość reprodukcji dźwięku z taką dynamiką w warunkach domowych. W praktyce oznaczałoby konieczność słuchania głośno (w sensie odkręconego sprzętu, aby mógł zapewnić stosowne pierdolnięcie) w cichym pomieszczeniu (z niskim poziomem hałasów pochodzących z innych źródeł). Mało kto może sobie na takie luksusy pozwolić, ale na papierze to lubi jak napisane jest, że system ma zajebisty.
Mam wrażenie, że czytasz mocno wybiórczo moje posty. Przecież napisałem, że właśnie przy mało dynamicznej muzyce spodziewam się, że różnica między ilościami poziomów kwantyzacji może być paradoksalnie bardziej słyszalna. Jeśli słyszysz dźwięk na 94,4% potem 94,4%, a potem 94,4% i porównasz to z 94,41%, 94,49%, 94,45%, to zakładam, że prędzej usłyszysz różnicę niż przy rozpiętości 12,3% 94,6% 55,4% vs 12,34% 94,61% 55,45%. Tak jak ułomności JPEGa najłatwiej dostrzec na jednolitym tle.

Nie wiem zresztą. Taki pomysł mi przyszedł do głowy i tyle. A muzyka klasyczna wiadomo że jest nagrywana z perwersyjną wręcz dynamiką i nie da się jej praktycznie słuchać sensownie w mieszkaniu.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
W sumie, tak sobie myślę, że to akurat może nie być prawdą. Nawet niesławne "Livin' la Vida Loca" nie jest zawsze na 100% głośności. Wiele szczytów fali kończy się tam z pewnością na, powiedzmy, 95%. I teraz jeśli weźmiesz jakąś np. klasykę, w której dynamika waha się od 10% głośności do 100% głośności, to liczba wykorzystanych poziomów będzie gigantyczna. A jeśli weźmiesz Rickiego Martina, to będzie się wahał, załóżmy, głównie między 95% a 100% głośności. I być może zwiększenie poziomów kwantyzacji może być tutaj nawet bardziej słyszalne niż w przypadku muzyki, która i tak wykorzystuje ogromne spektrum dynamiki :)

Przyrównałbym to do JPEG-ów - najłatwiej dostrzec niedostateczne próbkowanie na dosyć jednolitych powierzchniach. Więc jeśli szukałbym przykładu, która umożliwiłby dostrzeżenie różnicy między np. 16 bit a 24 bit, to raczej zacząłbym od mało dynamicznych próbek.
Weź jeszcze poprawkę na zmęczenie/zniechęcenie słuchacza obcującego ze ścianą dźwięku. Receptywność w czasie też raczej spada i jeśli nie ma żadnych ciekawych bodźców, na które można zwrócić uwagę, to wszystko się raczej zlewa w jedną plamę dźwiękową, której raczej nie odróżnisz od innej, bliźniaczo podobnej plamy o wyższej rozdzielczości. Nie dlatego, że one się niczym nie różnią, tylko dlatego, że judontgiwafak.

Ale to już chyba zależy od nastawienia przy słuchaniu muzyki - może byłoby tak jak mówisz, gdyby ludzie skupiali się na detalach dowolnego nagrania, tak jak śledczy na materiale z rejestratora dźwięku rozbitych samolotów. Tylko czy to jest adekwatny model słuchacza muzyki?

O ile w ogóle jest to słyszalne.
Nawet jeśli jest słyszalne (wychwytywalne ludzką percepcją), to i tak może być przecież pomijane przez uwagę, kierowaną gdzie indziej lub rozpraszaną. Tak jak zdarzają się paraidolie i ludzie myślą, że widzą coś innego, niż widzą naprawdę albo sobie sami dopowiadają brakujące komunikaty, tak samo może to pewnie działać w drugą stronę i doprowadzać do zwalniania uwagi ze śledzenia nieistotnych z punktu widzenia mózgu, bodźców.

Żeby rozstrzygnąć tę kwestię, to trzeba byłoby chyba solidnie odpowiedzieć na pytanie, czego tak naprawdę słuchają słuchający i co w zasadzie słyszą. Co zauważyć jest im najłatwiej, a co najtrudniej?

Porównanie z JPEGami może bym łyknął, ale w przypadku formatów takich jak one - stratnych. Tam faktycznie może być niedostateczne próbkowanie czy raczej za niska przepływność. Niedomagania JPEGów to też przecież kwestia głównie stratnej kompresji a nie samego próbkowania jako takiego. Istnieją również formaty grafiki oparte na bezstratnej kompresji i też muszą próbkować, a podobne błędy im nie wychodzą, nie?

Wiadomo, że skan Mony Lisy jako reprezentacja analogowego obrazu nigdy nie odda wszystkich detali oryginału, ale spokojnie możesz się przecież tak pobawić, że przy odpowiednim próbkowaniu, nie dopuszczając widzów na odpowiedni dystans, nie odróżnią oni cyfrowej reprodukcji od prawdziwego obrazu. Kwestia szczegółowości próbkowania może decydować o tym, z jakiej odległości dojrzą w końcu różnicę.

No to tak samo jest z próbkowaniem dźwieku - gdyby ludzie słuchali muzyki w ogromnym spowolnieniu, wiadomo, że 44100 Hz wypadnie gorzej od 48000 Hz a tym bardziej 96000 Hz - w ten sposób oczywiście łatwiej rozróżnić cyfrową reprodukcję analogowego oryginału, tyle że nikt normalny muzyki nie słucha w zwolnionym tempie, tak samo jak obrazów nie ogląda z nosem w płótnie. I dlatego reprodukcje spokojnie wystarczają.
To nie słuchawki, tylko głośniki aktywne (takie, które przyjmują sygnał liniowy i mają wbudowany wzmacniacz).
Sorki, teraz doczytałem, że monitory. Najpierw tylko spojrzałem, że posta zacząłeś od recki swojego zakupu słuchawkowego, to uznałem, że spiąłeś go klamrą i skończyłeś też tematem słuchawek, tylko Wilsona. ;)

No widzisz - taki jest na przykład wpływ oczekiwań (w tym wypadku symetrii) na realną uwagę na bodźce. Otępiający.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Jeśli słyszysz dźwięk na 94,4% potem 94,4%, a potem 94,4% i porównasz to z 94,41%, 94,49%, 94,45%,

Niską rozdzielczość bitową bardziej zdradza szum kwantyzacji (który nie jest faktycznie szumem, bo nie występuje, gdy jest cisza), a nie zmniejszona liczba możliwych poziomów głośności. Na tejże stronie jest test porównawczy 8 i 16 bitów i przeszedłem go tylko dlatego, że wiedziałem czego szukać, czyli szumu kwantyzacji w cichych momentach muzyki. W głośnych momentach szum kwantyzacji był skutecznie maskowany i nie byłem w stanie rozróżnić obu przykładów. Więc wcale nie paradoksalnie - w głośnych momentach trudniej zauważyć różnice. Co więcej, dochodzi psychoakustyka, gdyż nasza percepcja dźwięku to nie jest przetwornik analogowo-cyfrowy, ale skomplikowany system aparatu słuchu i mózgu, który dokonuje w czasie rzeczywistym mnóstwa operacji przekształcających i percepcja nawet tego samego sygnału wejściowego może być różna w różnych okolicznościach. Ale nawet biorąc to pod uwagę, nie zdarza się, aby możliwości tej percepcji w jakiś sposób wykraczały poza przyjęte założenia co do wystarczającej rozpiętości dynamicznej czy pasma (czyli, powiedzmy, 16 bitów i 44.1 kHz).

Mam wrażenie, że podchodzisz do tego czysto matematycznie - więcej bitów, większa rozdzielczość, znaczy lepiej. Tylko że nasze zmysły tak nie działają. Nie są cyfrowymi maszynami liczącymi z dokładnością zależną od długości słowa. Poniżej pewnych wartości, czy poza pewnymi zakresami nie ma znaczenia co się znajduje, bo jest to poza zasięgiem naszej percepcji. Co gorzej, owa percepcja jest uzależniona od tak wielu czynników dodatkowych, że praktyczne osiąganie wartości granicznych rzadko mam miejsce.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Z innej, analogowej beczki. Ciekawy artykuł na temat możliwości i ograniczeń płyty gramofonowej.

THE following was written to aid engineers and producers who wish to release vinyl records. It is especially important for those who may be well versed in recording, but have not released vinyl records before. The paper is mainly about "pop" music , but the principles apply to all others. It was written to explain a complicated transformation in as simple terms as possible. To some it may seem very technical, to technical types it will seem simplistic. It was written for the "middle ground".

PRODUCING GREAT SOUNDING PHONOGRAPH RECORDS
(or Why Records Don’t Always Sound Like the Master Tape)
BY: KEVIN GRAY 5/3/97

The phonograph record is a marvelous medium for storing and reproducing sound. With frequency response from 7 Hz to 25kHz and over 75 dB dynamic range possible, it is capable of startling realism. Its ability to convey a sense of space, that is width and depth of sound stage, with a degree of openness and airiness, is unrivaled by anything but the most esoteric digital systems.

That having been said, it is important to understand the limitations of this medium in order to make great sounding records. The first limitation is recording time and level (volume). The amount of time possible on a record side is entirely dependent on the cutting level (volume) and the amount of low frequency information (bass). Bass uses more space than treble.

The record groove is an analog of a sound wave. Try to picture looking down on a narrow river or stream. The left bank is the left channel and the right bank is the right channel. Your turntable’s stylus is a wide round raft that is going to travel that river. For simplicity, imagine that the banks stay parallel, (left and right the same) which means the sound is monaural. The louder the sound and or the heavier the bass, the wider the whole river (and your boat) wiggles side to side. The higher the pitch (frequency), the closer together the wiggles get. In other words the sharper the twists and turns, the higher the pitch. Obviously, everything from bass to treble is happening at once, so the gently sweeping wide curves (bass guitar and bass drum) have smaller, more jagged wiggles (vocals, guitars, keyboards, cymbals, percussion etc.), superimposed on them. It should be mentioned here that if the bass information is too loud, your raft gets thrown over the embankment (skips). So now you should be able to see that the louder the music is cut, the wider the groove wiggles, and the less time can fit on the side. Or looking at it the other way around, the longer the side, the less room for wiggles (volume and bass).

Next limitation: treble. You can put as much treble on a DAT or CD as you want. Unfortunately this is not true on a record (or analog tape for that matter). Although 25kHz response is possible, excessive transients are a problem. There are several reasons for this. It was decided with the advent of the first electrical transcription phonograph record, to reduce bass and boost treble in the cutting of the master record. This reduces bass wiggles and makes treble louder. And we aren’t talking about a little bit of cut and boost here, we’re talking about a 40 dB change from bottom to top! Without the bass cut, you’d only have about 5 minutes on your LP side. Without the treble boost, you would hear mostly surface noise. You don’t have to worry about this drastic cut and boost sounding funny, because the phono preamplifier in your amplifier or receiver has an inverse curve which boosts the bass and reduces the treble by the same amounts used in cutting, so the whole process comes out linear. This was standardized worldwide in 1953 and is called the RIAA record and reproduce curves.

I said you don’t have to worry about the RIAA curve, but the cutting engineer sure does! Power amplifiers (100 to 400 plus watts) are used to drive the tiny coils (one for each channel) in the cutting head. They’re like miniature speakers which instead of just moving air, push the stylus that etches the groove in your record. With 20 dB of treble boost, you can only imagine the beating that the cutting head takes from cymbal crashes and the like. The coils are helium cooled but still can reach 200 degrees Centigrade. A circuit breaker is used to prevent catastrophic destruction. This doesn’t all add up to the limitation it seems, because it is still possible to cut levels higher than can be played back.

Let’s take a look at cymbals and vocal sibilance (those loud ‘S’ sounds). "Why", do you ask, "Do they sound OK on the tape but sometimes so awful on the record?" The answer is twofold. First, the problem is aggravated by the high frequency boost we just discussed. Further excessive boost in your mix makes it that much worse. Unlike a cymbal crash in which the impulse is short (the actual hit of the stick on the cymbal), the duration of an ‘S’ is considerably longer, so it is even more pronounced. And second, the worst part: Remember the river? Suppose the river’s twists and turns are actually tighter than your raft? Ever watch a raft attempting rapids? Well, that is exactly what your stylus is doing when it hits a loud cymbal crash or a loud ‘S’ in the record groove. At the instant that the curvature of the groove is tighter than the tip radius of your stylus (raft), it goes over instead of through ‘the rapids’, and you have 100 percent distortion. The higher the frequency and or level, the greater the curvature and distortion.

The cutting engineer can usually tell if treble peaks are going to ‘break up’ on playback, by the amount of current drawn by the cutting amplifier. This is measured by current meters on the amplifiers. If the current is excessive, the only way to prevent this is to use a very fast-attack treble limiter to reduce the intensity, and therefore, the groove curvature.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
While we’re on the curvature subject, it is necessary to explain one more thing. Ever wonder why outside diameter cuts on a record sound clearer and cleaner than inside ones? Unfortunately it’s a fact. Why? The answer is geometry, curvature again. One turntable revolution at 33 1/3 rpm on an LP takes 1.8 seconds. That 1.8 seconds is spread over a circumference of 36 inches on the outside of the record. At the minimum allowable inside diameter that same 1.8 second revolution would only cover 14.9 inches. You can see from this, that a gentle wiggle spread over 36 inches would get quite ‘scrunched’ over 14.9 inches. A jagged groove at 36 inches would get really scrunched at 14.9 inches (remember the rapids). Excessive treble can even cause the cutting stylus to accelerate so fast that its back edge wipes out what the front edge just cut! It’s unfortunate, but treble rolls off, and distortion goes up as you approach the center of the record. It is quite gradual, but if you compare the source recording to the disc, this actually starts to become noticeable after the second cut or so. Any attempt to compensate for this by boosting the treble, only makes the problem worse (greater curvature remember).

I’ll discuss stereo very briefly. If the sides of the river don’t stay parallel, it’s stereo. In other words, any difference between the two channels causes the stylus to move up and down in addition to sideways. As the stylus digs deeper, it is using more precious disc space. The moral for engineers is: If you are looking for hot levels or long sides, don’t pan instruments like drums and percussion hard left and right. Keep the bass and bass drum in the center, and keep everything in phase. An out of phase snare or bass drum can wreak havoc. Use an oscilloscope if possible!

All else being equal (bass, volume and depth of cut), by allowing the end of the record to finish farther out from the label, instead of spreading the grooves farther apart to fill all the space, will actually make the record sound better. However, I understand the concept of making the record look ‘full’.

So much for the primer on record cutting. Now let me give you some additional tips on making your record sound great. First, keep it as short as possible. I know this isn’t always possible, but particularly if hot levels are important, keep it short! How short? As a general rule an LP should be under 20 minutes and 24 minutes maximum. 16 to 18 minutes is ideal. Also, try to balance the side times, preferably within one minute. If one side has to be longer, put more of the quiet material on that side. This will insure even levels. If the sides are long, remember that the more bass, the lower the cutting level (volume). It is possible to squeeze 30 minutes on a side but the level will be so low you’ll have to crank it just to hear it, and you will hear the surface noise!

A hot club record should be under 12 minutes, 8 to 10 minutes is ideal. Some of the top club DJs tell me they won’t even play records that are over 12 minutes long because they know the levels will be low and don’t want to adjust gain.

Watch excessive treble boost in the 8 to 16 kHz range in mixing, you won’t get it back on your record. You can’t break the laws of physics, sorry. A good idea is to check your mix against a record you like with lots of cymbals. If you hear a lot more sizzle on your tape, chances are it won’t make it to the record. Particularly watch those ‘S’s. Use a de’esser on vocals. I don’t do endorsements, but dbx makes a great one. This will give you more overall treble because in cutting your record, the treble limiter won’t be chomping on your cymbals too.

Put your hottest, brightest most dynamic mixes on the beginning of the disc and they’ll stay that way. If possible keep the quieter material on the inside tracks.

A word about comparing DATs and CDs to a record; digital levels do not bear any relationship to analog levels. We’re talking apples and oranges here. The analog output level of a CD player or DAT deck can be anything the manufacturer wants it to be, but it is generally higher than a phono preamp output. There are two reasons for this. First the digital equipment manufacturers want CDs and DATs to sound better (translate Louder) than records. If the DAT or CD is fairly wide dynamic range, a record can be as loud. HOWEVER, there has been a trend in the last few years to compress digital tapes almost to the point of the level display not moving from the beginning to the end of the song (second reason). This started with rap, filtered through to dance and club mixes, and finally to most new commercial pop releases. The result is that what used to be the peak level is now the average level and we’re talking 6 to 8 dB louder than is physically possible to put on a phonograph record (or analog tape). Remember that the groove can only move so far before the playback stylus mistracks or skips, and magnetic tape can only be driven so hard before it saturates. At any level, a digital recorder is only printing ones and zeroes. There is no digital counterpart. The bottom line is that a really compressed CD or DAT is going to be 6 to 8 dB louder than your record. This is not a defect, it’s a FACT OF LIFE. I prefer to think of the digital compression as a defect and a scourge to anyone who appreciates dynamic range, but now I’m editorializing.

If the levels are not matched in one of these comparisons, the compressed digital source (6 to 8 dB louder) will sound like it’s got more of everything. I’ve heard the record described as sounding like it’s under water. If the levels are matched, suddenly they sound almost identical. If you are trying to accurately compare a record with a digital source, use a mixer or preamp to raise the level of the record or lower the level of the DAT until they sound very similar and then compare.

While I’m getting things off my chest, how about making the cutting engineer’s job easier. Analog tapes are easily timed when rewinding, and have visual clues such as leaders and splices. DATs and CDRs do not. When supplying DAT tapes or CDRs for record mastering, always provide three things, please! One: Start IDs for each song, not just each side, sometimes it’s hard to tell where one song ends and another starts. Also, they’re handy for checking each song. Two: Note accurate timings for each song AND total side time including pauses. This is particularly important if your DAT deck doesn’t print absolute time on the tape. So much time is wasted by the cutting engineer having to figure out times and it’s imperative to know before cutting. Three: Any level or EQ (tonal) changes you want made. One thing to be aware of is that just because all the songs peak at zero doesn’t mean they will all be at the same apparent volume. This is also true with analog tapes, but to a much lesser degree (remember the digital level tutorial). This is where good old VU meters (with 6 dB pads) come in handy when you are assembling your DAT or CDR.

I hope you find these tips and suggestions helpful, and apply them. You may have guessed from this, that records were not originally intended to store the kind of energy today’s music contains. It’s true, but if you mix with the limitations in mind, it will make a huge difference in the final product. It’s unfortunate, but the approximately 10 year lull in the production of phonograph records, from the mid 80s to mid 90s, caused a lot of engineers to forget these limitations. In the meantime, a whole new generation of engineers has come along who never dealt with record production before. This is for you! Make some great sounding vinyl!

A płyta CD jakie ma pasmo przenoszenia w zasadzie? 20 Hz - 22 kHz? Czy zejdzie niżej, żeby można było ze słońmi długodystansowo pogadać?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Nie wiem, czy standard zakłada obcięcie na dole, bo na górze wynika twierdzenia Whittakera-Nyquista-Kotielnikova-Shannona. Ale nie medium jest problemem, ale reprodukcja.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
No mnie właśnie ten dół głównie interesuje. Jak ktoś ma coś do sprawdzania spektrum, niech prześwietli kilka kompakt-dysków i powie, do czego doszedł. Czy na CD są niskie częstotliwości (poniżej 20 Hz), a jeśli tak, to jak bardzo niskie?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Ale ja wiem, że znamionowo moje kolumny nie przetworzą niczego poniżej 32 Hz, wzmak 20 Hz, słuchawki - 12 Hz, a karta dźwiękowa, będąca głównym źródłem 10 Hz. Tak czy owak interesuje mnie, czy na samym nośniku są jakieś informacje odpowiadające za jeszcze niższe częstotliwości.

W praktyce, w realu, z prawdziwych instrumentów muzycznych, są na przykład organy, które potrafią wytworzyć 16 Hz. Czy dałoby się to odtworzyć na płycie CD?
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
CD Audio jest w stanie odtworzyć od 2Hz do 22.5kHz

With frequency response from 7 Hz to 25kHz and over 75 dB dynamic range possible

To nie prawda, frequency response vinyla kończy się w granicy 100kHz

DVD audio i Blu raye mają granicę na 98kHz.

Mierzenie na randomowych płytach nie ma sensu, wszystko zależy od masteringu. Weźmiesz do ręki vinyl wytłoczony po 2000 roku i okaże się, że jest nałożony low pass od 22kHz
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Przydatność rejestracji tak niskich dźwięków jest znikoma. Nie ma takowych raczej na płytach, bo nikt ich nie usłyszy, głównie z powodu ograniczonych możliwości urządzeń reprodukcyjnych, nawet słuchawek.

"A CD player has no basic difficulty reproducing all audio frequencies evenly, from 20Hz to 20kHz. In practice the lower limit is a very low 2Hz and the upper limit a tightly defined and rigid 21kHz (half the 44.1kHz sampling frequency of CD)."
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
Nie przeczytałem całego artykułu Fata, bo mi się nie chciało, ale chyba nie ma tam wspominki o podstawowej IMO kwestii, która sprawia, że mastery lecące na vinyl są zwykle lepsze od masterów lecących na formaty cyfrowe - mastering engineer ma związane ręce, jeśli chodzi o "brickwall compression". Vinyl nie może być zmasterowany zbyt głośno, ponieważ AFAIK... igła zacznie wypadać z rowków. Tak więc mastery lecące na vinyle mają zwykle więcej dynamiki niż mastery lecące na iPody, które są optymalizowane pod kątem rywalizacji głośnością z innymi utworami na portalach internetowych, słuchania w głośnym otoczeniu (samochód, metro itd) i z beznadziejnego sprzętu (mono głośniczek pani Jadzi w korpo kubiku).



Najlepsze i tak były jednak mastery lecące na wczesne płyty CD (80's) w czasach, kiedy brzmienie było optymalizowane pod dobry domowy sprzęt audio. CD ma jednak nieporównywalnie większe możliwości od vinylu i jest neutralny dla brzmienia, podczas gdy vinyl nakłada swoje "efekty" na dźwięk (które mogą się, oczywiście, podobać, ale zmniejszają kontrolę artysty nad ostatecznym produktem). No i CD pozwala też uzyskać... większą dynamikę, hehe.

Ja mam taką zasadę:
  • muzykę 80's i do połowy 90's staram się zdobywać zmasterowaną oryginalnie na wczesne wydania CD
  • późniejsza muzyka zwykle lepiej brzmi w masterach lecących na vinyl (najlepiej, jeśli da się zdobyć taki master zanim trafił na vinyl :) )
  • 50's, 60's i 70's - różnie, czasem lepiej od CD brzmią dobrze zachowane vinyle, chyba że ktoś się podjął naprawdę profesjonalnego remasteru / remiksu z oryginalnych taśm (The Beatles Box, remiksy Steve'a Wilsona itp). Mastery muzyki 60's i 70's lecące na wczesne płyty CD w latach 80-tych i 90-tych były zwykle robione na szybko i często pochodziły z odrestaurowanych vinyli, a nie z taśm, więc zdarza się, że używając współczesnych algorytmów można uzyskać lepsze ripy z oryginalnych vinyli niż te, które trafiły na oficjalne CD (np. niejaki Dr. Ebbett uzyskał lepsze mastery Beatlesów od tych, które były dostępne oficjalnie przed The Beatles Box). Wczesne transfery na CD były często brutalnie odszumianie i słychać w nich działanie odszumiającego filtra (wydanie "Aqualung" z lat 90-tych). Lubię też mastery robione przez zboczeńca Steve'a Hoffmana i jego padawana Kevina Greya (wydawnictwa DCC, Audio Fidelity, Analogue Productions), chociaż mają, powiedzmy, dyskusyjne brzmienie - prawie zero kompresji, equalizera, można wręcz powiedzieć, że są to niemal niezmasterowane czyste miksy. Na dobrym sprzęcie brzmią świetnie - naturalnie, dynamicznie i potężnie, ale na słabszym "zamulają" i wydają się mało selektywne.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
@pampalini , a tak w ogóle, to kupiłeś w końcu, tak jak zapowiadałeś, te monitory?

Bo ja chętnie bym sobie wypróbował takie, które mają wstęgowy tweeter - może Adamy (prawie cała rodzina A...x), albo inne bieda-Behringery (Truth B3031A).

Jestem ciekawy jakie to treble daje.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Wrzucam Wam EQ - poprawiacza słuchawek. Ze słuchawkami jest ten problem, że w ich przypadku nie da się odgórnie zaprojektować takich, które miałyby płaską charakterystykę, bo dochodzi kwestia głowy słuchacza, jego małżowin i kanału słuchowego, co też ma wpływ na odbicia i rezonanse.

Przykładowo, na headphones.com można sobie sprawdzić, jak wygląda charakterystyka częstotliwościowa poszczególnych modeli słuchawek, z tego co pamiętam, sprawdzana na wystandardyzowanym manekinie.

Tak na przykład wypadają słuchawki pampa:
akg_k701_frequency_response.png


Tak moje:
graphCompare.php

Tak zamknięte, polecane 250-omowe Beyerdynamiki DT-770 dla bassheadów:
graphCompare.php


A tak - bogatystyczne Sennki HD 800:
sennheiser_hd_800_frequency_response.png

Generalnie, jednak na Twoim łbie każde z tych słuchawek mogą brzmieć inaczej niż na moim i te wykresiki przedstawiają na ogół średnią.

Żeby obejść częściowo ten problem i upodobnić słuchawki do studyjnych monitorów, powstaje całe mnóstwo korektorów kalibrujących dźwięk do odpowiedniej łepetyny. Jednym z nich jest
MathAudio Headphone EQ VST/AU, z darmową wersją pluginu dla foobara2000.

It is known that the frequency response of headphones substantially depends on the shape and size of the listeners’ pinna (outer ear) and inner ear canal. Consequently, it is impossible to make ideal headphones that will fit all people. In particular, the acoustic mismatch between headphones and ear canal creates one or a few unwanted acoustic resonances. These resonances decrease the quality of the sound because they overload your ears on certain frequencies and mask all other frequencies. Additionally, these resonances create a specific ringing which worsen the time-domain response of headphones.

MathAudio Headphone EQ allows you to check your headphones in order to find the unwanted resonances. It also helps you to compensate for the unwanted resonances.

MathAudio Headphone EQ can be used with all types of high-quality headphones and earphones. The correction of the unwanted resonances improves the neutrality of the sound which is important for professional musicians.

Another known problem of headphones lies in the complete separation between channels. The complete separation between channels creates an unnatural super-stereo effect which leads to listener’s fatigue and even headaches. MathAudio Headphone EQ includes a crossfeed algorithm which allows you to reduce the channel separation to a natural level.

P.S. Najbardziej płaskimi słuchawkami są chyba jednak planary od Audeze. Paczta!
audeze_lcd_2_frequency_response.png

audeze_lcd_3_frequency_response.png
 
Ostatnia edycja:

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
To wszystko bardzo fajne, ale kto właściwie powiedział, że najfajniejsze są słuchawki, która mają płaską charakterystykę? One, w teorii, mogą oddać najwierniej zapisany na płycie materiał, ale tak naprawdę, to wcale nie oznacza, że tak jest dobrze, czy że nawet doświadczymy tego, co miał na myśli artysta/producent. Pamiętajmy, że to, co oni słyszeli było wynikową wielu rzeczy - ich sprzętu monitorującego (który choć powinien być neutralny, rzadko kiedy jest), ale przede wszystkim akustyki pomieszczenia studia nagraniowego i/lub masteringowego, która ma znacznie większy wpływ na brzmienie niż monitory i ich różnice.

Anyway, wybór sprzętu audio jest cholernie trudny, trzeba się czasem posiłkować jakimiś danymi technicznymi, aby jakieś skrajnego badziewia nie nabyć, ale reszta to jest subiektywne odczucie, co dobrze brzmi (często wzmacnianie znajomością ceny danego komponentu).

Ja mam obecnie chyba 6 par słuchawek i w zadzie trudno mi dokonać jakiejś jednoznacznej oceny, które z nich są najlepsze - wygrywają parametry pozasonicznie, czyli np. wygoda, materiał poduszek, itp.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Tosia, Ty jesteś bogatystą. Może byś słupa kupił. Audiofilskiego, prosto z Japonii?

Japończycy mają audiofilskie słupy energetyczne
Pogoń za najwyższą jakością dźwięku nie zna kompromisów – szczególnie jeśli jesteście audiofilami na poziomie Azjaty.
Japonczycy-maja-audiofilskie-slupy-energetyczne_article.png

foto: Versageek, CC BY-SA 3.0
Jeśli zostaliście obdarowani słuchem absolutnym, a na Waszych kontach w banku znajdują się kwoty kończące się dobrymi kilkoma zerami, możecie być zainteresowani sprzętem kierowanym bezpośrednio do audiofilów.


Nie jest tu mowa tylko i wyłącznie o propozycjach typu Sennheiser HE 1, słuchawkach kosztujących 50 000 euro za sztukę. W pogoni za żywym i czystym brzmieniem można pójść zdecydowanie dalej.

Specjalne listwy zasilające dla sprzętu audio, mające filtrować zakłócenia w przepływie prądu płynącego z gniazda elektrycznego, są już dziś codziennością. W Japonii taki gadżet nie jest jednak uznawany za zadowalający – prawdziwi audiofile stawiają sobie przed domami własne słupy energetyczne.

Inwestycja pochłania od 10 000 do 40 000 dolarów, jak jednak przekonują entuzjaści, którzy zdecydowali się wyłożyć pieniądze, warta jest swojej ceny. W ich odczuciu muzyka nigdy jeszcze nie brzmiała tak dobrze, jak po zasileniu sprzętu z własnego słupa.

Elektryczność jest jak krew. Jeśli jest skażona, choruje całe ciało. Nie ma znaczenia, jak drogi jest sprzęt audio – nie będzie produkował odpowiedniego dźwięku, jeśli płynąca przez niego krew będzie zła.

Z wyjaśnieniami dotyczącymi zalet audiofilskich słupów energetycznych spieszy jeden z dostawców.

Elektromagnetyczne zakłócenia generowane przez włączone urządzenia elektryczne mogą rozprzestrzeniać się przez współdzielony transformator i mieć słyszalny efekt. To wcale nie jest nierozsądny punkt widzenia.

Ten punkt widzenia podzieliło już 40 miłośników idealnego brzmienia w Japonii.

Żeby dostarczyć do sprzętu audio jak najczystszy prąd, na własnym słupie energetycznym znajduje się prywatny transformator, do którego podłączony jest tylko jeden dom. Dzięki temu, jak przekonują szczęśliwi nabywcy, wokale zyskują na życiu, a dźwięk pozbawiony jest zakłóceń, które zagłuszają część dźwięków i sprawiają, że ogólnie jest on bardziej płaski niż słuchany na żywo.

A Wy jak dbacie o najwyższą jakość dźwięku?

Michał Tomaszkiewicz
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Akurat żadne z moich słuchawek nie są jakoś specjalnie bogatystyczne. Poza 2 sztukami, wszystkie dostałem w prezencie. I akurat najdroższe nie są wcale najfajniejsze.
 
Do góry Bottom