Jak powstają monopole naturalne

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
kawador napisał:
A jak widzisz kwestie subsydiowania transportu?

Ja? Ze względu na wykonywany zawód(mniejsza o to jaki i w jakim zakresie, świat jest strasznie mały :) ) na wszelkie hasła w stylu „subsydia”, „prywatyzacje”, „przekształcenia”, „inwestycje publiczne” reaguję alergicznie, bo wiem jak to wszystko wygląda od podszewki i nie jest to zazwyczaj zbyt piękny widok. Określiłbym to jako żerowanie sępów na padlinie społeczeństwa ;) Z drugiej jednak strony z tego właśnie żyję.

Co do subsydiów to sprawa niestety nie jest łatwa, jak to w życiu. W sektorze transportu są z pewnością bzdurą. Jest wiele alternatywnych środków transportu, nakłady na rozpoczęcie działalności są niewielkie, infrastruktura już istnieje*. Są jednak sektory, gdzie bez wsparcia administracji ciężko cokolwiek zrobić. Takie sytuacje mają przykładowo miejsce w sektorze odpadowym. Postawienie np. instalacji do termicznego przekształcania odpadów jest niezwykle kosztowne (koszty inwestycji mogą przekraczać miliard złotych). Nawet jeśli miałby to postawić prywatny inwestor to musi on w momencie podejmowania decyzji wiedzieć na czym stoi, czyli w tym przypadku mieć gwarancję, że strumień odpadów z danego terenu popłynie właśnie do niego. Dlatego faza konkurencyjna ma miejsce na etapie wyłaniania podmiotu, w drodze zamówienia publicznego, PPP, czy też koncesji na roboty budowlane i usługi. Wybiera się tego, który złoży najkorzystniejszą ofertę i ten zostaje na danym terenie na określony czas monopolistą. Przykład ten może wskazywać, że rynek nie jest jednak doskonały: bez zagwarantowanego strumienia odpadów nikt nie zdecyduje się na inwestycję – metoda empiryczna – zwyczajnie nikt na takich warunkach nie inwestuje. Ponadto dany region nie jest w stanie „wyżywić” dwóch konkurencyjnych instalacji – z analiz finansowych wynika, że nie udałoby się to nawet przy zerowym zysku. Kwestią dyskusyjną pozostaje najwyżej, czy takie instalacje są nam faktycznie potrzebne. Taniej byłoby zakopać śmieci w ziemi albo metodą znaną z Amazonii wrzucić do rzeki by sobie popłynęły do morza, tylko to nie rozwiązuje żadnego problemu a odwleka go w czasie - coś jak zadłużanie się państwa. Ja wychodzę jednak z założenia, że wolę spalarnie bo nie chcę dzieciom zostawiać po sobie góry długów i syfu, wystarczą im długi po naszym socjal - eksperymencie.

* Ciężko mi natomiast powiedzieć jak wyglądałaby sprawa gdyby infrastruktura nie istniała. Myślę, że wmieszanie się trybu administracyjnego w inwestycje liniowe (drogi, koleje) jest w praktyce niezbędne bo ułożenie się z indywidualnie z każdym właścicielem nieruchomości w praktyce jest nie do zrobienia dla dłuższych odcinków. Administracyjna decyzja lokalizacyjna zastępuje umowę i jest podstawą do wpisu w księdze wieczystej. Bez DL inwestycje nie ruszyłyby z miejsca bo jej koszty byłyby astronomiczne. Sam bym nie oddał ogródka za mniej niż wystarczyłoby mi do końca życia gdzieś w tropikach więc inni zrobiliby pewnie tak samo.
 
A

Anonymous

Guest
A nie da rady wywieźć śmieci na zadupie i jakimś tradycyjnym sposobem je spalić?

Jak się rozwinie sektor kosmiczny, to np. odpady radioaktywne z którymi nie da się już nic zrobić, będzie można wysyłać w stronę Słońca.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Premislaus napisał:
A nie da rady wywieźć śmieci na zadupie i jakimś tradycyjnym sposobem je spalić?
Zadupie, to znaczy gdzie? Zgłaszasz się na ochotnika by ci pod domem zrobić jakiś zakład utylizacji syfu metodą brute – force? :) Syf w powietrzu ma to do siebie, że całkiem nieźle się niesie. Słyszałem, że zanieczyszczenia z Chin dolatują np. do Kalifornii.

Teoretycznie się da ale palone tradycyjnie śmieci produkują z siebie bardzo nieprzyjemne efekty i substancje, między innymi dioksyny, których efekty można było sobie swego czasu zaobserwować na twarzy niejakiego Juszczenki zza wschodniej miedzy, a na dodatek kilka innych ciekawostek z cyklu metale ciężkie, pyły itp. Dlatego śmieci się tradycyjnymi metodami nigdzie na świecie nie pali na większą skalę tylko składuje w ziemi bo wtedy negatywne efekty rozkładają się w dłuższym przedziale czasu. Nowoczesne instalacje mają taką zaletę, że nie spala się w nich wszystkiego jak leci tylko znaczną część odpadów odzyskuje, a to ma coraz większe znaczenie w związku z wyczerpywaniem się / drożyzną surowców. Dodatkowo w trakcie spalania produkowana jest energia, na nadmiar której również nie narzekamy.

Premislaus napisał:
Jak się rozwinie sektor kosmiczny, to np. odpady radioaktywne z którymi nie da się już nic zrobić, będzie można wysyłać w stronę Słońca.
To świetny pomysł ale niestety na dzień dzisiejszy nie do zrealizowania. Boję się, że komuś może przyjść do głowy, że wystarczy wystrzelić syf w kosmos, tym sposobem zrobilibyśmy sobie wokół ziemi pas niszczycielskich odpadów, które nie tylko od czasu do czasu spadałyby nam na łeb ale również znacząco utrudniały lub wręcz uniemożliwiały eksplorację kosmosu niszcząc pożyteczne rzeczy. Z tego co pamiętam NASA ma/miała specjalny program, który zajmował się wyłącznie obserwacją krążącego wokół ziemi syfu, co specjalnie nie dziwi, bo zgubione w trakcie prac na orbicie kombinerki, czy czego tam się nie używa, rozpędzone do prędkości XX tysięcy km/h mogą ustrzelić kosztującą miliardy dolarów ekspedycję i wybić astronautów.
 
A

Anonymous

Guest
Ciek napisał:
Premislaus napisał:
A nie da rady wywieźć śmieci na zadupie i jakimś tradycyjnym sposobem je spalić?
Zadupie, to znaczy gdzie? Zgłaszasz się na ochotnika by ci pod domem zrobić jakiś zakład utylizacji syfu metodą brute – force? :) Syf w powietrzu ma to do siebie, że całkiem nieźle się niesie. Słyszałem, że zanieczyszczenia z Chin dolatują np. do Kalifornii.

No do jakiegoś parku narodowego\krajobrazowego? Do Bieszczad, etc.

Piasek z Sahary dolatuje do Ameryki Płn. i Europy.

Jak taki zakład będzie miał zajebiście wysoki komin, to nie widzę przeszkód :).

Ciek napisał:
Nowoczesne instalacje mają taką zaletę, że nie spala się w nich wszystkiego jak leci tylko znaczną część odpadów odzyskuje, a to ma coraz większe znaczenie w związku z wyczerpywaniem się / drożyzną surowców. Dodatkowo w trakcie spalania produkowana jest energia, na nadmiar której również nie narzekamy.

Pewnie dzięki temu problem sam się rozwiąże.
 

whirlinurd

Member
556
19
wygrzebałem teksty o "monopolach" z Frazesów - może jakiemuś studentowi się przyda... ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------
,,Ustawodawstwo antytrustowe jest niezbędne, by zapobiegać istnieniu monopoli."

Wszyscy doktrynerscy krytycy systemu wolnorynkowego przyjmują, że władza musi uchwalać ustawy antytrustowe (antymonopolowe) i egzekwować ich przestrzeganie. Co więcej, nawet wielu ,,konserwatystów", którzy deklarują się jako zwolennicy wolnej przedsiębiorczości, jest przekonanych, że ,,konkurencję" należy chronić energicznym egzekwowaniem przepisów Ustaw Shermana i Claytona.

Zarówno nowocześni liberałowie, jak i konserwatyści nie mają w tej kwestii racji. Większość monopoli nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, wywodzą się one bezpośrednio z władzy państwa. Znaczenie terminu ,,monopol" w ujęciu historycznym oznacza ,,przyznanie przy wileju przez państwo", który to akt wyklucza istnienie legalnej konkurencji w danej branży. Większość firm, które posiadały ,,monopol" w XVII-wiecznej Anglii lub XX-wiecznej Ameryce, posiadały ,,franszyzę" lub ,,świadectwo publicznej użyteczności", które prawnie nie dopuszczały do wejścia innych firm na chroniony rynek. Kiedy Adam Smith krytycznie wypowiadał się na temat monopoli w swym dziele pt. Bogactwo narodów , to potępiał taki właśnie rodzaj monopolu.

Często zdarza się, że kręgi gospodarcze, reprezentujące określone interesy utrzymują, że konkretna branża wymaga ,,ochrony" przed tak zwaną ,,niszczącą konkurencją". W ujęciu historycznym, większość przywilejów przyznających monopol wywodziła się z grup reprezen tujących określone interesy poszukujących ochrony przed nowymi firmami, nowymi produktami lub nowymi technologiami. Oczywiście najłatwiejszym sposobem wyeliminowania takiego monopolu i przywrócenia zasad wolnego rynku jest zakazanie (lub prawne zniesienie) wszelkich przepisów ograniczających dostęp do rynku. A jeżeli nawet uznamy, że samo państwo jako takie wprowadza sobą pewien ,,monopol", to czyż ten monopol nie jest też problemem dla ,,wolnego rynku", a jeżeli tak, to czy nie ma potrzeby realizowania polityki antymonopolowej?

Jest kilka powodów, by mniemać, że ustawodawstwo antymonopolowe jest niepotrzebne w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Część firm radzi sobie lepiej niż inne i w efekcie zdobywa zwykle większy udział w rynku. Zdobycie tego większego udziału w rynku odbywa się dzięki ich większej od rywali efektywności, szybkiemu wdrażaniu ryzykownych innowacji i maksymalizacji subiektywnego dobrobytu klientów. Jednak (z punktu widzenia klienta) stosowanie antytrustowego ustawodawstwa przeciwko tym właśnie firmom, które przyczyniają się do podnoszenia ich dobrobytu nie ma przecież sensu!

Niektóre firmy zdobywają większy udział w rynku poprzez energiczne redukcje cen, a niektórzy z krytyków twierdzą, że tego rodzaju ,,drapieżne" zachowania należy ograniczyć. Jednak oczywistym jest, że ograniczenie możliwości stosowania takich zmian w zakresie cen oznacza ograniczenie ,,konkurencji" cenowej w ogóle, którą krytycy ci, jak utrzymują, starają się wspierać. Dlaczego mielibyśmy ograniczać ,,konkurencję" w imię utrzymania ,,konkurencji"? Ponadto to przecież w końcu konsumenci zadecydują o tym czy dana redukcja cenowa jest ,,drapieżna", czy nie. Jeżeli konsumenci nagrodzą firmę, która obniża ceny (kupując więcej jej towarów), to oni właśnie zadecydują, że ,,monopol" (w danym momencie) jest bardziej efektywny, niż jakakolwiek inna forma organizacji rynkowej. I znów, dziwne byłoby, gdyby ustawodawstwo antymonopolowe miało ingerować w struktury, które sami konsumenci uważają za najdogodniejsze.

Zwolennicy ustawodawstwa antymonopolowego utrzymują, że pod nieobecność przepisów antymonopolowych konkurenci na rynku mogą wejść w ,,zmowę" i że zmowa taka może działać na szkodę konsumentów. Z pewnością firmy mogłyby dzielić się między sobą informacjami na temat kosztów i wspólnie określać ceny rynkowe. Jednak o to, czy praktyki takie ,,krzywdzą" konsumentów można by się poważnie spierać.

Większość umów kartelowych, tak przed jak i po wprowadzeniu ustawodawstwa antytrustowego, zawiodła zdecydowanie w osiągnięciu ,,ograniczenia aktywności handlowej" w danej branży. Nowe firmy zawsze mogą wejść na rynek i rozpocząć dostawy ,,kontrolowanego" produktu. Ponadto sami członkowie karteli często odchodzą od przestrzegania zawartych umów i podejmują produkcję dodatkowych ilości towaru. Większość umów kartelowych szybko zostaje rozwiązana, zanim jeszcze na scenę wkroczą agencje antymonopolowe.

Jednak nawet takie umowy współpracy, które nie zostają rozwiązane, nie muszą być koniecznie szkodliwe. Firmy mogą osiągać znaczne zwiększenie efektywności swych działań produkcyjnych i marketingowych poprzez dzielenie się informacjami z innymi podmiotami gospodarczymi i podejmowanie wspólnych przedsięwzięć. Efekty takie przynieść może oficjalna fuzja przedsiębiorstw, jak również mniej formalne porozumienia (o różnym okresie i zakresie obowiązywania) podejmowane przez firmy funkcjonujące w tej samej branży. Ustawodawstwo antytrustowe w chwili obecnej nie pozwala na wykorzystanie takich sposobów zwiększania efektywności działań sankcjonując (pewne) fuzje, lecz odrzucając prawie wszystkie umowy współpracy.

Najlepszych argumentów przeciwko ustawodawstwu antytrustowemu dostarcza nam jednak uważna analiza jego historii. Większość postępowań antymonopolowych prowadzona jest przeciwko firmom, które zwiększały produkcję obniżając jednocześnie ceny. Przedsiębiorstwa takie jak Standard Oil, US Steel, Alcoa, United Shoe Machinery oraz IBM są klasycznymi przykładami firm, przeciwko którym podjęto postępowanie antytrustowe. Jednak w każdym bez wyjątku przypadku firmy te rozszerzały produkcję, wprowadzały innowacyjne rozwiązania oraz przyczyniały się do powiększania dobrobytu klientów. Przypadki postępowania antymonopolowego (kiedy jedna firma wnosi oficjalne oskarżenie przeciwko drugiej) są jeszcze mniej budujące. W tych przypadkach nie dzieje się to przynajmniej pod pretekstem ochrony ,,interesu publicznego". Krótko mówiąc, praktyka antymonopolowa jest otwartym zamachem na efek tywność produkcyjną i zakres wyborów dostępnych konsumentom.

Oprócz względów ekonomicznych, jest jeszcze jeden powód, by sprzeciwiać się ustawodawstwu antymonopolowemu. Ustawodawstwo tego rodzaju zawsze bowiem ingeruje w podstawowe prawa własności jednostki. Jego przepisy w majestacie prawa nie pozwalają właścicielom pewnej własności korzystać z niej w pewien pokojowy sposób. Jak zauważył Adam Smith ponad 200 lat temu, wszelkie przepisy, które wprowadza państwo w celu ograniczenia prawa przedsiębiorców do zawierania porozumień cenowych muszą, ze swej natury, kolidować z ,,wolnością i sprawiedliwością". Jasne zrozumienie prawdziwej natury monopoli, jakie przedstawił Smith i jego mądrość obnażająca niesprawiedliwość właściwą ustawodawstwu antymonopolowemu są w całej swej rozciągłości aktualne także dziś.

D. T. Armentano
Przełożył Marek Albigowski


,,Spółka General Motors jest za duża."

Jeden z konkurentów spółki General Motors przyciągnął kiedyś uwagę ludzi w całym kraju propozycją rozbicia przez państwo tej gigantycznej firmy na mniejsze przedsiębiorstwa, co -- jak twierdził -- miało wyjść nam wszystkim na dobre. Plan ten poparło kilku ważnych ludzi, łącznie z wpływowym senatorem, który poświęcił znaczną część swojego czasu obmyślając sposoby osiągnięcia tego celu.

Podobno wiele milionów prawych Amerykanów wtedy i teraz chętnie akceptuje ,,bezinteresowne" wysiłki politycznych działaczy, którzy pragną wyrwać nas ze szpon największej na świecie korporacji przemysłowej. Ale zanim Ty i ja przyłączymy się do nich, może powinniśmy się nieco głębiej zastanowić nad kwestią wielkości firmy i władzy, którą ta wielkość daje nad nami spółce General Motors.

O ile wiem, nie ma nawet jednej osoby w całych Stanach Zjednoczonych, która jest zmuszona kupować cokolwiek od General Motors. Jeżeli zakłady GM zostałyby zamknięte choćby jutro, na rynku wystąpiłby jedynie przejściowy niedobór samochodów, ponieważ nawet wspomniany bezinteresowny konkurent, który opowiadał się za rozbiciem General Motors na mniejsze jednostki, byłby niezmiernie rad mogąc podwoić swą własną produkcję, podobnie, jak wszyscy inni krajowi producenci samochodów. A producenci zagraniczni oczywiście niczego z tak wielkim utęsknieniem nie oczekują, jak pojawienia się sposobności potrojenia swych dostaw samochodów na rynek amerykański. Podobnie rzecz się ma, jeżeli chodzi o ewentualne źródła zarówno krajowych, jak i zagranicznych dostaw lokomotyw spalinowych i innych produktów obecnie sprzedawanych przez spółkę General Motors.

Istnieje tylko jeden powód, dla którego kupujemy jakikolwiek produkt: wierzymy, że da nam to maksimum korzyści za określoną sumę wydanych pieniędzy. W innym przypadku oczywiście tego produktu nie kupowalibyśmy. Dlatego jedyną rzeczą, przed którą senator i kon kurent GM chcieli nas ustrzec, jest nasza własna wolność wyboru, polegająca na tym, że kupujemy wyroby tej firmy, którą sami wybraliśmy.

Kiedy jako klienci dobrowolnie zdecydujemy się kupować samochody w jednej firmie, firma ta niewątpliwie stanie się największym przedsiębiorstwem w branży motoryzacyjnej. To my, klienci, podejmujemy tę decyzję kupując samochody określonej marki. A im więcej ich kupujemy, tym większa staje się sama firma. Jedynym sposobem, w jaki państwo może zakłócić ten proces, jest zarządzenie, że Ty i ja nie możemy kupować w tej firmie, w której chcemy. To właśnie oznaczałoby podzielenie General Motors na mniejsze przedsiębiorstwa: pozbawienie Ciebie i mnie wolności wyboru w sprawie zakupu tego, na co mamy ochotę, od firmy, którą sami wybierzemy i za kwotę, na którą nas stać.

Nie wiem, ani też nie bardzo mnie to obchodzi, dlaczego ktoś uważa, że Chevrolet (lub jakakolwiek inna marka) to właściwy wybór: to sprawa tego, kto kupuje, nie moja. Ja osobiście wolę małe samochody nie wyprodukowane przez GM. Zależy mi jedynie na tym, abyśmy wszyscy zachowali absolutną wolność wyboru w tych sprawach.

Wolność wyboru może jednak istnieć tylko w systemie wolnorynkowym. Jeżeli producenci nie mogą produkować towarów, których produkcję zaplanują i jeżeli Ty i ja, kupując określone wyroby, nie możemy wspierać tej firmy, która nam najbardziej odpowiada, oznacza to, że wszyscy pozbawieni zostaliśmy wolnego wyboru. Dziwi mnie, jak wielu inteligentnych ludzi nie potrafi zrozumieć tego prostego truizmu. Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, są tylko dwa sposoby pozbawienia nas wolności wyboru. W obu z nich w grę wchodzą w pewien sposób działania państwa lub brak tych działań -- ustanowienie przez państwo przepisów uniemożliwiających istnienie wolności wyboru lub niepodejmowanie przez nie działań przeciwko gangsterom, którzy w taki wolny wybór ingerują.

Jeżeli my, klienci, uważamy, że spółka General Motors jest za duża, zbyt nieefektywna, czy co tam jeszcze innego, to bardzo łatwo możemy doprowadzić do zmiany tej sytuacji. Musimy po prostu przestać kupować wyroby GM, a wtedy największe przedsiębiorstwo przemysłowe świata zbankrutuje w ciągu 90 dni, a my i tak nadal będziemy mogli cieszyć się samochodami osobowymi, ciężarówkami, lokomotywami oraz korzystać z usług spółek finansowych ile tylko dusza zapragnie.

Ta gigantyczna firma, General Motors, nie ma nad Tobą czy mną żadnej władzy. Nie może nas zmusić do zakupu czegokolwiek. Tajemnica ,,władzy" General Motors polega na nadzwyczajnej umiejętności produkowania tego, co my konsumenci przy całej naszej niestałości najchętniej kupujemy. Decyzja ingerująca w ten proces byłaby doskonałą ilustracją powiedzenia ,,zrobię mamie na złość, odmrożę sobie uszy".

W roku 1911 i potem ponownie w 1920 preferencje konsumentów na rynku odwróciły się od spółki General Motors. W obu przypadkach doprowadziło to firmę na skraj bankructwa. Przedsiębiorstwo zdołało przetrwać jedynie dzięki reorganizacji, zmianie dyrekcji i pozyskaniu znacznego kapitału. W międzyczasie, ponad 60% całego rynku samochodowego należało do spółki Ford Motor Company. A ,,Stary Henry" robił wszystko, aby zdobyć jeszcze większy udział w rynku. W związku z tym, że Amerykanie z zadowoleniem kupowali całymi milionami jego prosty i sprawny Model T, oczywiście to jego firma stała się dominującym przedsiębiorstwem w branży. A potem coś się stało -- my, niewdzięczni klienci zaczęliśmy kupować Chevrolety i Overlandy. I świadomie byliśmy gotowi zapłacić dwa razy tyle, co za Forda Model T, by wejść w posiadanie tych właśnie pojazdów o zamkniętym nadwoziu, z nową skrzynią biegów i automatycznym zapłonem. A później spółka Ford Motor Company musiała zamknąć swoje zakłady -- i pozostały one zamknięte, dopóki inżynierowie Forda nie skonstruowali samochodu, który odpowiadał klientom.

Na tym polega wolny rynek i postęp. Na tym polega również wolność. A jeżeli Ty i ja pozwolimy senatorom i konkurentom GM ,,ustrzec" nas przed postępem i wolnością, nie będziemy już mieli wolnego wyboru. Zostaniemy pozbawieni najbardziej skutecznego i ko rzystnego mechanizmu kontroli, jaki kiedykolwiek został wymyślony -- naszego prawa, by poprzez wybór kupowanych przez siebie towarów zadecydować, która firma będzie się rozwijać, a która upadnie. A wtedy państwo będzie decydować za nas -- co oczywiście jest antytezą wolności.

Dean Russell
Przełożył Marek Albigowski
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
RE: Jak powstają monopole naturalne

Kulisy uchwalenia słynnej ustawy antymonopolowej Sherman Antitrust Act z 1890 roku. Gary Libecap pokazuje, jak wielcy hodowcy bydła i największe rzeźnie na północnym-wschodzie USA sukcesywnie dążyły do zapewnienia sobie ochrony przed szkodliwym dla nich działaniem stanów. Obawa przed "brakiem harmonizacji prawa" ze strony poszczególnych stanów skutkowała poparciem hodowców i rzeźników dla monopolistycznych regulacji na szczeblu federalnym. Innymi słowy, nastąpiło przesunięcie nacisku wywieranego przez hodowców bydła i rzeźników z organów uchwałodawczych na szczeblu stanowym na Kongres. Te i inne próby nacisku odegrały kluczową rolę przy uchwalaniu Ustawy Shermana: http://www.nber.org/papers/h0029
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Jebłem:

Polska Izba Turystyki jest największą ogólnopolską organizacją samorządu gospodarczego przemysłu turystycznego, której dwudziestoletnia działalność to okres skutecznych starań o nowy kształt biznesu turystycznego w Polsce. (...) Działania Izby skierowane są na ochronę interesów polskich biur podróży przed nadmierną konkurencją zagranicznych firm turystycznych mających swoje przedstawicielstwa na rynku polskim. [link]
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Jakiś dzieciak zaoszczędził pieniądze, kupił wózek do robienia hot-dogów i chciał wspomóc finansowo swoich niepełnosprawnych rodziców, a przy okazji zarobić na studia i samochód. Urzędnicy zamknęli mu biznes, by chronić restauracje przed konkurencją:

 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
W Australii szaleje liberalizm:

Minister Przemysłu i Innowacji (lol) Greg Combet zapowiedział, że przeżywający trudności przemysł części samochodowych otrzyma od rządu federalnego 25 mln AUD, zaś od rządów stanów Wiktoria i Australia Południowa - łącznie 10 mln AUD. Dodatkowe środki dla firm produkujących części samochodowe mają im pomóc w dostosowaniu się do wysokiego kursu australijskiej waluty i silnej konkurencji zagranicznej. Minister Combet powiedział, że z powodu spadku sprzedaży samochodów produkowanych w kraju zmniejsza się popyt na krajowe części samochodowe i rządowy pakiet ma pomóc firmom dostać się do łańcuchów dostaw dla globalnych producentów. [link]
 

Gość niedzielny

Well-Known Member
968
2 123
Agencja Reutersa donosi, że polski premier Donald Tusk mógł złamać unijne prawo wypłacając 250 milionów złotych pomocy finansowej firmie budowlanej Polimex Mostostal. Potentat rynku budowlanego źle zainwestował i popadł w głębokie długi. Rozmowy ostatniej szansy z wierzycielami, dotyczące blisko 2,5 miliardowego długu, miały się odbywać w listopadzie. Pomoc finansowa państwa uratowała firmę, której nikt nie chciał pomóc. Padły jednak oskarżenia o złamanie prawa unijnego. Komisarz unijny ds. konkurencji Joaquin Almunia zajął się już tą sprawą. Podejrzenia unijnych oficjeli budzi też pomoc dla PLL LOT.
http://www.onionas.pl/gospodarka/reuters-tusk-zlamal-prawo-pomagajac-polskim-firmom
 
N

nowy.świt

Guest
jest możliwy Monopol na wolnym rynku - wystarczy, że ktoś wpadnie na oryginalny pomysł i szybko go wcieli w życie, gwarantując innowacyjne rozwiązania i wygode obsługi - zanim ktoś zareaguje na to i stworzy podobną ofertę - pionier nowej usługi już pozyska znaczącą część rynku.
przykładem mogą być np. portale internetowe - już powielenie danego pomysłu, nie musi skutkować tym samym - konkurencją łeb w łeb.
Nikt np. nie zabrania nikomu dziś utworzyć serwisu podobnego NK - jednak prawdą jest że monopole nie trwają wieczność jak starają się nas przekonać zwolennicy interwencjonizmu państwowego.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Duży udział na rynku to nie monopol, gdyż nie ma barier wejścia dla konkurencji - ta zawsze może działać. Takim "monopolistom" idzie coraz gorzej, gdy ich udział w rynku zbliża się do 100% - wtedy każdy dodatkowy udział wymaga coraz większych nakładów, natomiast odbieranie im tych udziałów jest znacznie prostsze i łatwiejsze dla konkurencji.
 
N

nowy.świt

Guest
Ja korzystam z tej definicji:

Monopol (z grec. monos – jeden i poleo – sprzedaję) – struktura rynkowa charakteryzująca się:
  • występowaniem na rynku tylko jednego dostawcy lub producenta danego towaru, który kontroluje podaż i ceny, oraz wielu odbiorców;
  • występowaniem barier uniemożliwiających innym firmom wejście na rynek (np. ustawodawstwo, patenty, koszty itp.);
  • unikatowością produktu monopolu (nie posiada on dobrego lub bliskiego substytutu).
Nie ma barier dla wejścia na rynek są ale bariery naturalne... bo co z tego że powstanie teraz portal typu NK z identyczną ofertą - skoro prawdziwa "nasza-klasa" pozyskała naturalną przewagę w postaci użytkowników (wiadomo, że każdemu portalowi społecznościowemu ciężko wystartować bez użytkowników)
Oczywiście nie ma w tym nic złego, że ktoś z unikatowym pomysłem przez pewien okres znacząco dominuje na rynku.
A dziś praktycznie (przynajmniej mi nie wiadomo o tym) nie istnieją duże serwisy tego typu (zrzeszające nauczycieli i uczniów) więc jeśli chodzi o zrzeszanie uczniów i nauczycieli w portalu społecznościowym - nk jakby jest monopolistą.
A jeśli monopol według Twojego pojmowania to CAŁKOWITE przejęcie rynku przez jednej podmiot - to zgadzam się - nie zaistnieje monopol na wolnym rynku - co więcej mogę dodać, że monopole nie istnieją nawet obecnie - Bo pan Ziutek w garażu może sobie wybudować 10 samochodów buggy i mieć przyznaną homologację.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Istnieją monopole definiowane i utrzymywane przez państwo, nawet obecnie, ale nie są to monopole ani naturalne, ani wolnorynkowe. Natomiast w gospodarce wolnorynkowej unikatowość produktu nie jest po prostu możliwa (o ile zlikwidowany zostanie monopol patentowy, czy prawnoautorski, ale to nie są przecież mechanizmy wolnorynkowe). Zaraz ktoś po prostu skopiuje unikatowy produkt lub usługę łamiąc w ten sposób ów krótkotrwały monopol.

Podany przykład NK właśnie pokazuje, że dominacja NK na naszym rynku była tylko chwilowa i Facebook zmiażdżył NK błyskawicznie.
 
N

nowy.świt

Guest
Nie mam fejsbuka i nie miałem - nie rozumiem fenomenu tego portalu - więc nie wiem, czy tam jest baza danych polskich szkół i fora klasowe (ale chyba nie)
A jeśli nie ma - to FB zawłaszczył praktycznie samych ekshibicjonistów do nowej platformy, ci którzy chcą pogadać i znaleźć starych znajomych z klasy (więc to trochę jednak inny target) - NK była dla nich jedyną opcją zanim jeszcze FB wkroczył do Polski (nie słyszałem o tym portalu w 2007 roku a siedziałem wtedy non stop przy necie i NK zaczęła wtedy okres dominacji) więc NK miała przez pewien okres praktycznie monopol na zrzeszanie uczniów przez społecznościowa platformę w Polsce.
 
Do góry Bottom