Islamizacja Europy

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Niech państwo uszczelni granice, niech państwo zdelegalizuje niebezpieczne idee, niech państwo obroni przed inwazją obcej cywilizacji.

Bo państwo siłą uzurpuje sobie możliwość działania w tej dziedzinie i odbiera je rynkowi. Nie możemy dyskryminować innych, nie możemy budować granic pomiędzy dowolnymi zbiorami własności prywatnej, nie możemy sprywatyzować własności wspólnej/państwowej, nie możemy się uzbroić na wypadek, gdyby agresorzy postanowili być niemili.

Maciek, jak Cię okradną, to pojawi się "odruch kolanowy", by udać się do państwa, aby problem rozwiązać - znaleźć sprawcę oraz dokonać restytucji. Nie będziesz czekał, aż rynek ten konkretny problem rozwiąże. I nikt się nie będzie dziwił, bo "kolaboracja" z państwem jest jedynym rozwiązaniem dla libertarianina czy komucha w takim przypadku.

W stanie obecnym, rozwiązania rynkowe nie działają. W stanie docelowym, problem muzułmańskich imigrantów pojawi się tylko wtedy, gdy skończy się amunicja.

Może to jest dla kogoś dobre, ale jeśli naprawdę jest to dobre, to mówimy o zanegowaniu libertariańskiej wizji stosunków międzyludzkich.

Tak wizja obejmuje także dyskryminację i separację. także siłową (physical removal, so to speak). Nie buduj nam jakiejś wizji powszechnej miłości i akceptacji.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 672
No ok. Bo to jest w sumie kwestia zaufania w moc rozwiązań wolnościowych.

W teorii mówimy: wolny rynek lepiej rozwiązuje problemy społeczne niż rząd, ale jak pojawia się pierwszy duży problem, to niczym odruch kolanowy pojawia się natychmiastowy postulat: więcej państwa! Niech państwo uszczelni granice, niech państwo zdelegalizuje niebezpieczne idee, niech państwo obroni przed inwazją obcej cywilizacji.

Z góry zakłada się, że nie ma sensu walczyć o broń, o prawo do ostracyzmu, o likwidację redystrybucji - bo na to nie ma szans. Jest tylko sens klaskać państwu, które zwiększa swoje kompetencje. Może to jest dla kogoś dobre, ale jeśli naprawdę jest to dobre, to mówimy o zanegowaniu libertariańskiej wizji stosunków międzyludzkich.


Ale podpinasz to pod fragment z mojego postu. Tymczasem ja hasło "delegalizacji islamu" traktuję jak hasło, które ma w społeczeństwie polskim spowodować odtrucie po ciągłym oddychaniu wyziewami politycznej poprawności.

Jeśli da się znieść zakaz propagowania faszyzmu i komunizmu oraz zakaz obrażania uczuć religijnych, to ja jestem za. Jestem jednoznacznie za. Popieram również swobodę mówienia o polskich obozach zagłady. PiSowskie przymiarki do zakazu narracji antypolskiej w ogóle, a wspominania o polskich obozach zagłady w szczególności (w końcu Oświęcim to Polska, Majdanek też jest nasz, PIS chce nam to odebrać!!!) uważam za bezsens.

Popieram to jednoznacznie. Natomiast jedynie w przypadku, gdy obostrzenia przeciwko propagandzie kom. i fasz. pozostaną, to w tej sytuacji byłbym skłonny zaakceptować dorzucenie do kom i fasz też islamu, a i to, i ta akceptacja jest przy świadmosci, że nic z tego nie będzie. Przecież w praktyce nie zdelegalizuje się jednej z głównych religii świata. W końcu papież Polak całował Koran, tak czy nie? Więc uważam to hasło za SYMBOL oporu przeciwko islamskiej inwazji, a nie za projekt kneblowania współobywateli.

Także jeśli podpinasz swój wywód pod cytat ze mnie, to uwzględniaj proszę, że jest różnica między tym, co popieram jednoznacznie, a tym, co byłbym jedynie skłonny zaakceptować.

A z granicami? To jest ciekawa sprawa. Tak, jak najbardziej. Państwo powinno zmienić zainteresowania i sposób funkcjonowania. Fizycznie przenieść swoich funkcjonariuszy. Z Warszawy do Włodawy. Z Mielca do Zgorzelca. Państwo bardziej powinno stać się jakby swoim obrysem. W środku MNIEJ aktywnym. W środku MNIEJ obecnym. Wewnątrz mającym ZNACZNIE MNIEJ zadań.

Miriam Shaded wiedziała, co robi, startując z listy KORWiN. Był w ósemce ogólnopolskich komitet mniej przychylny redystrybucji? Nie. To po co wciskać takie treści, że chcemy redystrybucji?

Słówko o ostracyzmie. Jeśli libertarianie, korwiniści, ateiści, chrześcijanie świadomi tego, co się dzieje na świecie nie będą się starali wychowywać społeczeństwa, to ostracyzm nam grozi. NAM GROZI. Za to, że nie jesteśmy tak politycznie poprawni, jakby redaktorzy w TVN-ie (albo globaliści z teorii spiskowych - piszę to bez ironii) chcieli.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Bo państwo siłą uzurpuje sobie możliwość działania w tej dziedzinie i odbiera je rynkowi. Nie możemy dyskryminować innych, nie możemy budować granic pomiędzy dowolnymi zbiorami własności prywatnej, nie możemy sprywatyzować własności wspólnej/państwowej, nie możemy się uzbroić na wypadek, gdyby agresorzy postanowili być niemili.

Ale rozszerzenie zakresu uzurpacji ten stan polepsza, czy pogarsza? Zwróć uwagę, że taki argument ma charakter precedensowy - skoro już państwo jest i działa, i źle mu to wychodzi, to niech działa szerzej i dokładniej. Przecież to jest klasyka - państwo samo robi problem a potem walczy z tym problemem dodatkowo go potęgując. Czy w przypadku imigracji to libertariańskie Prawo Murphy'ego nie działa? Czy nagle mamy pewność, że mur na granicy, delegalizacja islamu lub tp. - zadziałają chociażby zgodnie z założeniami? A może mur muślimy obejdą? A może spowoduje on kryzys gospodarczy? A może kolejny rząd zauważy, że wyjazdy za granicę też trzeba poddać jakimś rygorom?

Maciek, jak Cię okradną, to pojawi się "odruch kolanowy", by udać się do państwa, aby problem rozwiązać - znaleźć sprawcę oraz dokonać restytucji. Nie będziesz czekał, aż rynek ten konkretny problem rozwiąże. I nikt się nie będzie dziwił, bo "kolaboracja" z państwem jest jedynym rozwiązaniem dla libertarianina czy komucha w takim przypadku.

Jest pewna różnica - wezwanie policji to działanie w oparciu o status quo. W tym przypadku nie ja jestem kreatorem lub poplecznikiem monopolu policji. Mamy konkretną, indywidualną sprawę, z natychmiastowym i konkretnym skutkiem (nawet jeśli będzie to tylko spisanie protokołu), tyczącą w praktyce jednej osoby.

W drugim przypadku (mur na granicy, delegalizacja islamu itd.) sprawa jest natury ogólnej, generalnej, ma charakter zmiany systemu i dotyczy pośrednio lub bezpośrednio wielu ludzi (niekoniecznie muzułmanów!). I pytanie o to, czy taka zmiana może mieć POPARCIE libów.

Tak wizja obejmuje także dyskryminację i separację. także siłową (physical removal, so to speak). Nie buduj nam jakiejś wizji powszechnej miłości i akceptacji.

Dyskryminacja, separacja, nienawiść, hejtspicz, ostracyzm, obrona na ostro - przecież nie neguję tego. Przeciwnie - to akurat JEST koszerne.

Ale podpinasz to pod fragment z mojego postu. Tymczasem ja hasło "delegalizacji islamu" traktuję jak hasło, które ma w społeczeństwie polskim spowodować odtrucie po ciągłym oddychaniu wyziewami politycznej poprawności.

Jeśli tak, to ok: nie jesteśmy (libertarianie) ani za delegalizacją islamu, ani za murem na granicy itd.

Pytanie tylko, czy jeśli rozpatrujemy rzecz w kategoriach odtrutki, to przyklaskując taktycznie etatyzmowi nie zatrujemy się przy okazji czymś innym. Mur ma dwie strony.
 
Ostatnia edycja:
A

Antoni Wiech

Guest
Ta dyskusja jaskrawo pokazuje na czym polega problem tzw. wspólnej własności. Z jedne j strony liby, które nie chcą na częściowo swojej ziemi (publicznej) jakiejś grupy, ale nie mogą jej dyskryminować, więc pozostaje im to co oferuje w tym względzie państwo. Z drugiej strony liby, które uważają, że państwo ze swojej zjebanej natury nie powinno ingerować w cokolwiek i są w stanie zaryzykować niepewną grupę na terenie publicznym. Nie wiem czy to się da rozstrzygnąć na czyjąś korzyść 100% bez pogwałcenia racjonalnych przesłanek.

Z jednej strony rozumiem RattleSnake, że opieranie się na państwie w tym względzie to krok wstecz do wolności. Można nawet pociągnąć tę argumentację i stwierdzić "a co, jeśli jakaś grupa nie będzie chciała na ziemi publicznej dilerów narkotyków?" Państwo powinno utrzymywać tę delegalizację i trzeba się tego domagać? I w ten sposób propsujemy zamordyzm.

Z drugiej strony skoro nie chcę na ziemi publicznej niebezpiecznych ludzi, będącym zagrożeniem dla mojej osobistej wolności to mam grzecznie siedzieć cicho i być biernym, bo państwo się tym zajmuje? To też jest absurd.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Jest pewna różnica - wezwanie policji to działanie w oparciu o status quo. W tym przypadku nie ja jestem kreatorem lub poplecznikiem monopolu policji. Mamy konkretną, indywidualną sprawę, z natychmiastowym i konkretnym skutkiem (nawet jeśli będzie to tylko spisanie protokołu), tyczącą w praktyce jednej osoby.

Ale przecież wywalanie/nieprzyjmowanie nielegalnych imigrantów jest statusem quo! Chcesz powiedzieć, że do tej pory nie było żadnej kontroli na granicach? Że każdy mógł sobie przejść bezproblemowo bez papierków? W tym momencie osoby przyjmujące postawę antyumigracyjną nie powiększają etatyzmu. Prawa azylowe są, straż graniczna jest. Tylko w przypadku "uchodźców" nie stosuje się środków które stosowało się dotychczas. Przecież obecnie Grecja nie pilnuje w ogóle swoich granic.

Postawa pro imigracyjne w tym momencie doprowadzi jedynie do rozrostu państwa.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Z drugiej strony skoro nie chcę na ziemi publicznej niebezpiecznych ludzi, będącym zagrożeniem dla mojej osobistej wolności to mam grzecznie siedzieć cicho i być biernym, bo państwo się tym zajmuje? To też jest absurd.

Jeśli sprowadzić to na poziom konkretu, to założenia mogą być dwa: 1) liby mają wpływ na politykę państwa, 2) liby nie mają takiego wpływu.

Przy założeniu 1 - zamiast wykorzystywać ten wpływ na budowanie muru na granicy państwa, liby mogą wykorzystać go na rozszerzenie dostępu do broni, prawo do dyskryminacji, likwidacji socjalu itd.; Przy założeniu 2 - żadne działanie nie będzie miało przełożenia na politykę państwa, więc tym bardziej nie warto propsować postulatów oczywiście niekoszernych.

Z drugiej strony - przy założeniu 1 można uznać, że budowa muru jest łatwiejsza do przeforsowania w demokracji. Ale: nie jestem przekonany co do skuteczności muru (nawet rozumianego metaforycznie), jestem natomiast przekonany, że koszerne zmiany w prawie byłyby bardzo skuteczne.

Tak, czy inaczej - wydaje mi się, że większe profity może dać libom atak na socjal i przymusową politpoprawność niż zielone światło dla państwa. Ale to tylko ocena bez pretensji do poprawności :)

Ale przecież wywalanie/nieprzyjmowanie nielegalnych imigrantów jest statusem quo! Chcesz powiedzieć, że do tej pory nie było żadnej kontroli na granicach? Że każdy mógł sobie przejść bezproblemowo bez papierków? W tym momencie osoby przyjmujące postawę antyumigracyjną nie powiększają etatyzmu.

Założenie dyskusji było inne - że wprowadzamy jakieś antyislamskie/antyimigracyjne nowinki systemowe. Co do statuts quo, to sprawa jest dużo łatwiejsza, bo liby jak najbardziej mogą się zabrać najpierw za dostęp do broni i socjal, a swobodę przepływu ludzi wziąć na deser. Byłoby to zgodne z założeniami Partii Libertariańskiej i koncepcją bycia w polityce sformułowaną przez Jacka Sierpińskiego (programowa opozycyjność).
 
Ostatnia edycja:

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Założenie dyskusji było inne - że wprowadzamy jakieś antyislamskie/antyimigracyjne nowinki systemowe.

Żeby było jasne - ja nie wychodzę z takiego założenia. Nie potrzeba żadnych nowinek systemowych, wszystko już jest, w dodatku nawet za dużo. Sęk w tym, że te procedury nie dotyczą "uchodźców".
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Żeby było jasne - ja nie wychodzę z takiego założenia. Nie potrzeba żadnych nowinek systemowych, wszystko już jest, w dodatku nawet za dużo. Sęk w tym, że te procedury nie dotyczą "uchodźców".

"Uchodźców" dotyczą, nie dotyczą tylko uchodźców ;)
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 694
Z drugiej strony skoro nie chcę na ziemi publicznej niebezpiecznych ludzi, będącym zagrożeniem dla mojej osobistej wolności to mam grzecznie siedzieć cicho i być biernym, bo państwo się tym zajmuje? To też jest absurd.

To, że są niebezpieczni to Ty sobie ubzdurałeś. Jakiś ich (stosunkowo niewielki) odsetek jest niebezpieczny, tak samo jak jakiś odsetek Polaków.

Nie widzę nic wolnościowego ani pragmatycznego w tym, że jakieś boidupki nie lubiące "ciapatych" będą wprowadzać nowe zamordystyczne prawa.

Forum niestety opanował rasizm, kseno- i islamofobia.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Jeśli sprowadzić to na poziom konkretu, to założenia mogą być dwa: 1) liby mają wpływ na politykę państwa, 2) liby nie mają takiego wpływu.
Tak, tylko widzisz. To nie jest gra komputerowa. To nie jest tak, że jak liby mają wpływ na politykę to mogę sobie wybrać z pakietu np. dostęp do broni i go zaimplementować. To jest tak, że dyskusja publiczna rozgrywa się wokół kontroli granic. Możesz postulować tutaj właściwe wolnościowe rozwiązania, ale debata tego nie dotyczy. Pisząc inaczej, debata publiczna dotyczy tego, że albo wpuszczamy imigrantów, albo nie. Inne opcje są drugorzędne i ciężkie to przepchnięcia przynajmniej tu i teraz. Oczywiście powstaje zasadnicze pytanie czy w ogóle ludzie debatujący o tym problemie (również na tym forum) przez to, że opowiedzą się za jakąś opcją to czy w ogóle ma to wpływ. Sądzę jednak, że w jakiejś części tak. Są czytający to forum, są inne wypowiedzi w necie, ludzie rozmawiają o tym i pewna fala światopoglądowa idzie. Politycy mogą to zlać jednak przy dużym sprzeciwie będą przynajmniej się bardziej obawiać o swoje stanowisko.


To, że są niebezpieczni to Ty sobie ubzdurałeś. Jakiś ich (stosunkowo niewielki) odsetek jest niebezpieczny, tak samo jak jakiś odsetek Polaków.
Jak nauczysz się podstaw matematyki to pogadamy, póki co szkoda mi czasu na dyskusje z Tobą.
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 694
To Ty pisałeś, że liczba gwałtów wzrośnie 5-krotnie jak muślimy przyjadą a mnie chcesz uczyć matematyki? Nigga please.
 
A

Antoni Wiech

Guest
To Ty pisałeś, że liczba gwałtów wzrośnie 5-krotnie jak muślimy przyjadą a mnie chcesz uczyć matematyki? Nigga please.
Widzę, że masz też problem z logiką. Wzrost 5x to był przykład tego, że jest to liczba znacząca w przypadku wzrostu jakiś zachowań np. gwałtów. To nie równa się temu, że napisałem, że jak muslimy przyjadą to tak będzie akurat w tej kwestii. No, ale tutaj trzeba racjonalnie myśleć, czego Ci ewidentnie brakuje.
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 694
Ale chyba rozumiesz, że jak do populacji 38 mln. dodamy 1 mln muślimów gwałcących 5 razy częściej (abstrahując od tego czy faktycznie tyle razy więcej gwałcą) to liczba gwałtów zwiększy się np. z 1400 do 1580 a nie pięciokrotnie? I niby czemu 200 uczciwych muślimów ma odpowiadać za 1 gwałciciela? A czemu 1000 uczciwych Polaków za jednego ma nie odpowiadać?
 
Ostatnia edycja:
A

Antoni Wiech

Guest
Ale chyba rozumiesz, że jak do poplacji 38 mln. dodamy 1 mln muślimów gwałcących 5 razy częściej to liczba gwałtów zwiększy się np. z 1400 do 1580 a nie pięciokrotnie? I niby czemu 250 uczciwych muślimów ma odpowiadać za 1 gwałciciela? A czemu nie 1000 uczciwych Polaków za jednego ma nie odpowiadać?
Odpiszę Ci ostatni raz. Weź się człowieku jebnij w łeb i zobacz o co chodzi w tych statystykach co wrzucałem, a nie wypierdalasz z jakimiś swoimi z dupy analizami. Napisane tam jest jak wół, że 5x częściej imigranci z Afryki (a konkretnie czarni) są skazywani w UK niż biali. I o to chodzi. Jak tego nie kumasz to przestań pierdolić, bo to się żenujące już robi.
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 694
Nie wiem o co chodzi w tych statystykach poza sianiem propagandy strachu.
I właśnie tłumaczę Ci cyferkami, że mają się nijak do realnego zagrożenia.
I co tak agresywnie? To jakiś Polack moment?
 
Ostatnia edycja:

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Ale rozszerzenie zakresu uzurpacji ten stan polepsza, czy pogarsza?

A czy nieskrępowany import muzułmanów polepsza sytuację wolnościową czy pogarsza. Moim zdaniem pogarsza - nigdzie, gdzie zwiększa się udział imigrantów muzułmańskich nie jest dla wolności lepiej.

Budowanie murów jest koszerne. Skoro mogę wybudować mur wokół mojej posesji, mogę go wybudować wobec większego konglomeratu posesji, i tak dalej rozciągając aż po granicę obecnego państwa. Czy to dobry pomysł? Może nie, ale nie jest specjalnie niekoszerny.

Budujesz fałszywą alternatywę - albo będziemy popierać zluzowanie państwa, albo budowanie muru i umacnianie państwa. Można robić jedno i drugie. Można pompować wodę z piwnicy w razie powodzi (rozwiązanie doraźne) i jednocześnie propsować budowę wału przeciwpowodziowego (rozwiązanie docelowe, długofalowe). Proponujesz teraz, abym olał pompowanie wody, bo za jakiś czas będzie wał i powodzie się skończą. Tylko moja piwnica do tego czasu zgnije. Nastawienie się na cel długofalowy nijak nie rozwiązuje problemu doraźnego.

Zauważ, że kontrola imigracji była i jest w gestii państwa - wcale nie następuje zwiększenie uprawnień państwa, bo ona je ma i je stosuje. Z powodów politycznych (czy ideologicznych) zaprzestała je stosować wobec wybrane grupy ludzi, który identyfikują się jako uchodźcy z Syrii (a często nimi nie są). Imigranci z Azji, czy nawet z Ukrainy wciąż podlegają imigracyjnym restrykcjom. Nic się w kwestii otwartych granic nie zmieniło (pomijając bzdurność tego konceptu - granice powinny być prywatne, a nie otwarte). Mur na granicy formalnie jest i był od dawna.

Jest pewna różnica - wezwanie policji to działanie w oparciu o status quo.

Zauważ, że wielu ludzi nawoływanie do zaprzestanie wpuszczania "uchodźców" jest także działaniem w oparciu o status quo. Do tej pory nie byli masowo wpuszczani. Nie dziwię się, że ludzie domagają się przywrócenia status quo.

Mnie w 100% przekonuje HHH i żaden Block to wiosny nie uczyni, so to speak.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
BTW, to historiia już przeca zna przykłady analogiczne. Uchodzący przed ludami stepu germanie, zostali nagle legalnie wpuszczeni przez rzymskich libertarian. Chyba mieli się asymilować... ba ich liczba w stosunku do ludności imperium była w zasadzie znikoma a, że gwałcili, rabowali i mordowali parokrotnie częściej niż rzymianie, a do tego mieli inny zamordyzm we krwi to mały nieistotny szczególik.

Ps. Zmienię wymowę mojego ulubionego przykładu z kanibalem i drzewem.

PRZYKŁAD 1: Alu! Załóżmy, że wasza wspólnota mieszkaniowa może przydzielać karabiny maszynowe mieszkańcom, ale pozostali są bezwzględnie rozbrojeni. Twój sąsiad Heniek mówi, że cię zabije. Rozumiem, że w ramach libertariańskiego punktu widzenia, nie zaprotestujesz ale nawet poprzesz sąsiadów, aby to Heńkowi dać karabin?

PRZYKŁAD 2: Rozumiem, że jak nagle rząd RP wyłączyłby z kontroli granicznych taki mały zagonik armii czerwonej z 1945r. ... powiedzmy 1mln co przecież jest niczym przy liczbie 38 mln Polaków, to także byś poprał to zwiększenie wolności... Zamiast armii czerwonej mogą być hunowie atylli ;)
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 694
1. Ale że niby co, muślimy będą miały prawo do posiadania karabinów a my nie?

2. Do Europy (przed biedą i wojną) uciekają zwykli ludzie z tobołami a nie żadna uzbrojona po zęby i zorganizowana armia w celu podboju.

Tak więc to są fałszywe analogie, przykro mi.
Choć rozumiem, że jak ktoś ma paranoję, to może myśleć inaczej.

Budowanie murów jest koszerne. Skoro mogę wybudować mur wokół mojej posesji, mogę go wybudować wobec większego konglomeratu posesji, i tak dalej rozciągając aż po granicę obecnego państwa.
Proszę bardzo buduj mur, ale na swoim. Otaczanie murem cudzych posesji jest niekoszerne. Chyba nie przyszło Ci do głowy, że wszyscy chcą się odgrodzić od muślimów? I nie, d***kracja i państwo, które na taki zabieg pozwalają, też nie są koszerne. Zresztą sam chyba to czujesz:

Czy to dobry pomysł? Może nie, ale nie jest specjalnie niekoszerny.

Bo przecież to, że coś "nie jest specjalnie niekoszerne", znaczy tyle, że jest niekoszerne.
 
Ostatnia edycja:

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
"Szwecji, jaką znali Polacy, już nie będzie". Rozmowa z Joanną Teglund, Polką od 1981 mieszkającą w Szwecji

opublikowano: 8 grudnia 2015 · aktualizacja: 9 grudnia 2015

8458eba0010649aeadc06b2a46f1d9b0.jpg

PAP/EPA
Rozmowa z Joanną Teglund, Polką od 1981 mieszkającą w Szwecji, która pracuje w szwedzkim urzędzie imigracyjnym od 12 lat. Wywiad przeprowadził Grzegorz Lindenberg, a ukazał się na stronie euroislam.pl. Dziękujemy za zgodę na przedruk!

Grzegorz Lindenberg: Pracujesz w Urzędzie Imigracyjnym od prawie dwunastu lat. Kiedy zaczęłaś patrzeć krytycznie na sytuację w Szwecji?

Joanna Teglund: Kiedy w 1981 roku przyjechałam do Szwecji byłam zaszokowana, że tu z taką łatwością wszystko się dostaje. Bardziej doświadczeni rodacy pouczali mnie, że trzeba jak najwięcej brać, bo Szwedzisą głupi, teraz rozdają, ale za chwilę to się skończy. Ta chwila trwała bardzo długo, ale chyba właśnie nadchodzi. Z drugiej strony media i politycy cały czas powtarzali, i dopiero w ciągu ostatnich tygodni zaczyna się to zmieniać, że Szwecja jest bogata i nas na to wszystko stać. No, przynajmniej jeśli chodzi o przyjmowanie uchodźców, bo jeśli chodzi o inne sektory publiczne, to zaczęło się od wielu lat wprowadzać oszczędności, a tak widocznie to od czasu kryzysu w 2008 roku. Muszę się przyznać, że ja nigdy nie interesowałam się polityką. Nigdy nie miałam telewizora, nie słuchałam radia, nie kupowałam gazet popołudniowych. Zawsze prenumerowałam jakiś dziennik, w którym głównie czytałam strony poświęcone kulturze. W 2010 roku poprosiłam o bezpłatny urlop w Agencji Imigracyjnej, gdzie pracowałam od 2004 roku, żeby przez dwa lata pracować dla Kościoła Szwecji i koordynować projekt pomocy imigrantom w Södertälje, mieście na południe od Sztokholmu znanym z tego, że po wybuchu wojny w Iraku przyjęło więcej uchodźców z Iraku niż Stany Zjednoczone i Kanada łącznie. Dla mnie, która poza pracą, tak jak większość Szwedów, nie miałam kontaktu z cudzoziemcami, to był szok. Wprawdzie wiedziałam, że Södertälje nazywają małym Bagdadem, ale nie zdawałam sobie sprawy z ogromu tej przepaści, jaka dzieli mieszkańców centrum Sztokholmu, gdzie mieszkam, od mieszkańców Södertälje. Imigranci, z którymi pracowałam, a byli to głównie nielegalnie przebywający Irakijczycy, bez przerwy przychodzili do mnie z gazetami, w których pisano o Iraku i ja musiałam im tłumaczyć, co tam było napisane. I że nie chodziło tam o amnestię dla nielegalnych imigrantów, na co mieli wielką nadzieję. To zmusiło mnie do czytania gazet. I wtedy nastąpił kolejny szok. To, co pisano w tych gazetach na temat imigrantów nie miało absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, z jaką ja się zetknęłam pracując z nimi przez całe moje zawodowe życie. I wtedy do mnie dotarło, że Szwecja to dwa różne państwa, dwie różne rzeczywistości i przepaść między nimi coraz bardziej rośnie. Ale jeszcze miałam nadzieję, że to się da zmienić, że ten proces rozpadu państwa da się zatrzymać. I starałam się dotrzeć z informacjami o tej drugiej rzeczywistości do dziennikarzy, partii politycznych, związków zawodowych, policji. Dziennikarze i partie polityczne nie chcieli słuchać, związki zawodowe i policja mówili, że oni wiedzą, ale nic nie mogą zrobić, bo politycy nie są zainteresowani. Późnym latem 2010 roku natknęłam się na artykuł w dzienniku “Dagens Nyheter” o propozycji objęcia opieką zdrowotną nielegalnych imigrantów. To było jeszcze za czasów, kiedy wszystkie artykuły można było w Internecie komentować. I zaczęłam czytać komentarze. Kolejny szok. Przez wszystkie lata pobytu z Szwecji nie spotkałam się z ani razu z jakimkolwiek przejawem niechęci do mnie jako do cudzoziemki. Ale często czułam to pod skórą. I zawsze sobie to tłumaczyłam jako moje przewrażliwienie. A teraz siedziałam i z wypiekami na policzkach czytałam te kilkaset ziejących żółcią i nienawiścią komentarzy. I poczułam wielka ulgę. Nareszcie są szczerzy, pomyślałam. Rezultat wymuszanej poprawności politycznej czuć przez skórę i to jest dużo gorsze, niż jak ktoś ci powie wprost w twarz, co myśli. Bo wtedy możesz mu odpowiedzieć i zacząć dyskusję. Szwecja to dwa różne państwa, dwie różne rzeczywistości i przepaść między nimi coraz bardziej rośnie Jakiś czas później przyjaciel podpowiedział mi, że jeśli chce się dotrzeć do prawdy, to należy czytać blogi i alternatywne media. I następny szok. Nie sądziłam, że aż tylu ludzi pisze. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że większość alternatywnych portali i blogów jest lustrzanym odbiciem oficjalnych mediów. Jak w telewizji mówią białe, to oni czarne. I tak samo jak w mediach, jednym głosem… Był okres, kiedy dziennie przelatywałam ponad sto blogów i portali. Było to doskonałe ćwiczenie samodzielnego myślenia. Po jakimś czasie końcu zaczęłam znajdować te blogi, których autorzy myśleli podobnie jak ja. I była to dla mnie wielka ulga, że nie jestem sama w tym co widzę i myślę, że jest nas więcej. Bo jeśli żyjesz w rzeczywistości gdzie wszyscy mówią białe, a ty widzisz czarne, to po jakimś czasie zaczynasz wątpić w stan twojego umysłu. I kiedy tak obserwując rzeczywistość, rozmawiając z ludźmi i czytając blogi zaczęłam rozumieć, że ten kraj dąży do samozagłady, wpadłam w przerażenie. Wydawało mi się, że już nie ma dla Szwecji ratunku. Ale w sierpniu zeszłego roku, kiedy ówczesny premier Fredrik Reinfeldt na miesiąc przed wyborami, kiedy już było jasne, że Szwecja tonie pod ciężarem imigrantów, wygłosił mowę w której nawoływał Szwedów do otwarcia serca dla imigrantów i nikt nie zaprotestował, to zdałam sobie sprawę, że jednak jakąś nadzieję jeszcze miałam. I tego dnia ją straciłam. Tej nocy nie mogłam spać. Byłam wtedy nad morzem, w Chałupach. I w środku nocy wyszłam na pustą wtedy plażę i przez kilka godzin wyłam z bólu, gniewu i rozpaczy. Nie tyle nad Szwecją, bo pokora i uległość tego narodu wzbudza we mnie pogardę, ile nad Europą. Nad utratą wszystkich tych wartości, która zawsze były dla mnie cenne, które mnie ukształtowały. Równość, wolność, braterstwo, demokracja. Bo jeśli nie weźmiemy się ostro do pracy nad ich obroną, to podzielimy los Szwecji, państwa, które jako pierwsze w Europie doprowadziło się do samozagłady. Do tej pory szwedzkie media ukrywały wszelkie problemy związane z imigracją. Wszyscy ci, którzy próbowali opisać rzeczywistość byli skutecznie zastraszani i uciszani inwektywami w rodzaju rasista i nazista. Przez dziesiątki lat jedynym słusznym poglądem było twierdzenie, że imigracja wzbogaca Szwecję. Każdy reportaż w mediach publicznych, czyli liberalno- lewicowych kończył się stwierdzeniem, że imigracja wzbogaca Szwecję. To było jak mantra, powtarzana kilka razy dziennie zamiast pacierza. A w rzeczywistości to imigracja wzbogacała Szwecję do momentu, kiedy to była imigracja zarobkowa, dopóki była praca dla stosunkowo dobrze wykształconych uchodźców z naszego kręgu kulturowego. Nadal imigracja lekarzy czy też programistów wzbogaca Szwecję, ale ogromna ilość analfabetów, półanalfabetów i ludzi o niskim poziomie wykształcenia z krajów Trzeciego Świata, którzy nigdy nie dostaną pracy, jest ogromnym obciążeniem. Dopiero ostatnio, od czasu kiedy do Szwecji zaczęło przybywać 10 tys. imigrantów tygodniowo i rząd, policja, służby celne, Agencja Migracyjna zupełnie nie wiedzą jak sobie z tym poradzić, zaczęto otwarciej mówić o rzeczywistości. Niestety, za późno. Ta ogromna fala uchodźców, która w tej chwili zalewa Szwecję, zmieni ten kraj nie do poznania. Jak – tego nikt nie jest w stanie sobie w tej chwili wyobrazić. Mam wrażenie, że dopiero teraz niektórzy zaczynają rozumieć, trochę jak kilkuletnie dzieci, że kłamstwa prowadzą do konsekwencji. W wypadku Szwecji będą to konsekwencje, których skutki będzie ponosić wiele pokoleń.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Jest jakiś specjalny powód, żeby przestrzegać Polaków właśnie teraz?

W Szwecji od wielu tygodni rejestruje się dziennie ponad tysiąc imigrantów. Policja twierdzi, że drugie tyle przybywa, ale się nie rejestruje. Nikt nie wie kim ci ludzie są i dlaczego nie chcą się rejestrować. Podobno część z nich jedzie przez Szwecję do Finlandii i Norwegii. Jeśli napływ imigrantów utrzyma się na obecnym poziomie, do Szwecji napłynie w przyszłym roku ponad 700 tyś. imigrantów. W ostatnim tygodniu do Szwecji przybyło ponad 10 tys. imigrantów, z czego 26,6% podało, że jest z Syrii. Mimo to media nadal od rana do wieczora powtarzają mantrę, że przybywają ofiary wojny w Syrii i że to nie szwedzki tylko europejski kryzys, mimo że te tygodniowe 10 tys. to więcej, niż zarejestrowano w Danii od początku roku. A w stosunku do liczby mieszkańców to więcej, niż przybywa do Turcji. Bo to nie jest europejski kryzys, tylko wynik lekkomyślnej polityki imigracyjnej Niemiec, a przede wszystkim Szwecji. Szwecja od kilku tygodni już nie ma gdzie lokować przybywających imigrantów. Pełne są schroniska młodzieżowe, hotele, pensjonaty. Umieszcza się ich w salach gimnastycznych, namiotach, korytarzach biur Agencji Migracyjnej. IKEA nie nadąża ze sprowadzaniem materacy do spania. Z Malmö wyjeżdżają autokary pełne imigrantów i kierowcy mówi się, żeby jechał powoli w nieznanym kierunku, bo w międzyczasie pracownicy Agencji Migracyjnej gorączkowo szukają w całej Szwecji ostatnich wolnych miejsc. Fascynujący i przerażający jest fakt, z jaką pokorą i oddaniem pracownicy sektora państwowego wykonują ten czyn likwidacji państwa szwedzkiego. Pracują dniami i nocami, siedem dni w tygodniu, bez słowa skargi. Ostatnio nawet król Szwecji zdecydował się na udostępnienie części swoich nieruchomości, w tym pałaców, dla uchodźców.

Poradzą sobie?

Rząd do tej pory twierdzi, że Szwecja sobie poradzi. To nie kwestia finansów, tylko znalezienia praktycznych rozwiązań, jak to ujęła minister finansów Magdalena Andersson. Mimo, że tylko wczoraj (9 listopada) do Szwecji przyjechało 741 tak zwanych samotnie przybywających małoletnich imigrantów, czyli 25 klas szkolnych i kilka nowych szkół dziennie przyjeżdża. A jeden małoletni kosztuje państwo 1 milion koron rocznie. Reakcją rządu na obecną sytuację jest zamówienie ekspertyzy (tillsätta utredning), której wyniki mają być gotowe pod koniec… 2017 roku. Obserwując polską debatę na temat imigrantów widzę te same emocjonalne argumenty polityków, ten sam brak rzeczowości dziennikarzy i ten sam podział na obóz lewicowy, który jest dobry, który chce otworzyć serce, który chce otworzyć granice, “mamy miejsce i musimy sobie poradzić z tym strachem przed Obcym” i ten konserwatywno-liberalny “obóz niedobrych”, którzy chcą kontrolować, chcą liczyć. To jest dyskusja dobrego ze złym, a nie dyskusja dorosłych ludzi o problemie, który wpłynie na przyszłe losy naszego kraju i Europy. I do tej dyskusji należy się solidnie przygotować, najlepiej śledząc błędy, które popełniły inne kraje. A Szwecja jest najlepszym materiałem szkoleniowym, bo popełniła tych błędów najwięcej.

Jaka jest dzisiaj ta Szwecja, której Polacy nie znają?

Bardzo trudno jest dzisiaj mówić o tym, jaka ta Szwecja jest. To trochę tak, jak odpowiadać na pytanie, z której strony wieje wiatr, znajdując się w oku cyklonu. W tej chwili jesteśmy świadkami największego kryzysu państwa szwedzkiego w historii. Sytuacja zmienia się dramatycznie z godziny na godzinę, a rząd wydaje się być całkowicie sparaliżowany. Jeden z publicystów szukając w historii Szwecji przykładów na większą niekompetencję władzy znalazł jeden tylko przykład, a mianowicie rządy GustawaIV w latach 1805-1809, kiedy to Szwecja przegrała wojnę z Francją i utraciła Finlandię. W Szwecji mówi się o kryzysie polityki migracyjnej, ale dla mnie to jest kryzys całego społeczeństwa, narodu, który w pościgu za nowoczesnością, w pogoni za dobrami materialnymi, utracił wszystko to, co ważne, wszystko to, co stanowi o naszym człowieczeństwie. Dzisiejszy Szwed to człowiek słaby i samotny. Bez tożsamości, nie mający oparcia w rodzinie, religii, historii, nie mający korzeni. Jest jak liść na wietrze, który leci tam, gdzie wiatr powieje. Szwecja, którą Polacy znają, to na pewno nie jest dzisiejsza Szwecja, tylko Szwecja sprzed trzydziestu kilku lat, z okresu, kiedy tam przyjechałam.

Czyli jaka?

Państwo dobrobytu, gdzie żyje się bardzo bezpiecznie, wygodnie, gdzie państwo dba o obywatela. W Szwecji od 1932 roku, z małymi przerwami, rządzi partia socjaldemokratyczna i ta partia zawsze mówiła obywatelom: “Jak będziecie wydajnie pracować i płacić podatki, to już o nic nie musicie się martwić. My się wami zaopiekujemy; zaopiekujemy się waszymi dziećmi, waszymi rodzicami, a jak będziecie potrzebować pomocy od państwa to tę pomoc dostaniecie”. I ci ludzie im uwierzyli. Podatki w Szwecji zawsze należały do najwyższych w świecie i w tej chwili są tak wyśrubowane, że już bardziej nie można, ale prowadzi się dyskusje na ten temat. Przeciętny Szwed płaci średnio 71,3% podatków, dochodowego i VAT. Rezultat jest dzisiaj taki, że roczne dzieci oddaje się do żłobka – to się nazywa przedszkole w Szwecji – a matka idzie do pracy. A w Szwecji pracuje się 8 godzin, plus przerwa na lunch i czas na dojazd do pracy. I te dzieci oddaje się na 10 godzin do przedszkola, które kiedyś było bardzo fajną placówką pedagogiczną, a w tej chwili jest przechowalnią, bo państwo ma coraz mniej pieniędzy. Po 10 godzinach matka wraca, zabiera dziecko do domu, sadza dziecko przed telewizorem, odgrzewa w mikrofalówce jakieś jedzenie i kładzie dziecko spać. Instytucja dziadków jest tu nieznana. Ja nigdy, w ciągu 34 lat w Szwecji, nie poznałam rodziny, która mieszkałaby ze swoimi starymi rodzicami – taka sytuacja praktycznie w Szwecji nie występuje. Dużo ludzi starszych mieszka w swoich mieszkaniach, gdzie dostają pomoc od gminy, przychodzi pani raz czy kilka razy dziennie – na kilka minut, bo to już też jest bardzo wyśrubowane – albo są w domach dla starszych ludzi i tam z powodu oszczędności mają coraz gorszą opiekę. Są całe pokolenia dzieci, które zostały w taki sposób wychowane. Produkt tego kolektywnego wychowania to osobnik społecznie przystosowany, który nie jest w stanie samodzielnie myśleć, podejmować samodzielne decyzji i radzić sobie z konfliktami.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom