III Wojna Światowa

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
W 1985. Ja zrobiłem literówkę, ale nie wiem skąd wziąłeś 1994. Proces kontrolowanego rozpadu rozpoczęto na przełomie lat 70 i 80. Nawiasem mówiąc nieoceniony wkład dla CIA wniosła żydokomuna pogoniona z PRL w 1967. W 1994 było już po wszystkim.
Ty zrobiłeś literówkę, a ja też! ;)
Literówki dziwnie zaczęły się propagować.
Ja miałem na myśli 1984, bo wtedy chyba doszło do pierwszego spotkania.

Rosyjski przemysł elektr.maszynowy jest słaby, Rosja praktycznie NIE PRODUKUJE obrabiarek i linii montażowych, więc każda większa zabawka typu precyzyjna obrabiarka numeryczna kupiona przez zbrojeniówkę zostaje skrupulatnie odnotowana.
Ja widziałem sowieckie (dziś białoruskie) maszyny CNC (w akcji na produkcji) na początku lat 90-tych u jednego prywaciarza w Krakowie. Byłem pozytywnie zaskoczony i zdziwiony. Mimo sterowania prymitywnymi sowieckimi procesorami, były technicznie spoko.
Natomiast jest faktem, że przemysł elektromaszynowy Rosji jest słaby. Ale w odróżnieniu od np. Polski on jest i jest na kroplówce, by zachować jego ciągłość. Dziś Rosja może się posiłkować sprzętem chińskim, który z roku na rok jest coraz lepszy.
Co do zamkniętych miast, to one mają sens nie dla przemysłu, a dla badań naukowych i przetwarzania informacji zdobytych przez wywiad.

Jeśli do tej pory nie wprowadzono SU 57 do masowej produkcji, to nie ma co liczyć, że gdzieś w bunkrach pod Uralem jest już takich samolotów 500. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Albo to czujesz albo nie.

Ja widzę w Rosji inną tendencję. Oni nie potrzebują SU-57. Oni się skupiają na doskonaleniu sprawdzonych technologii. Przez lata obserwowali co jest grane w Iraku, Syrii i na innych terenach gdzie są toczone wojny proxy i wyciągnęli wnioski. Skupili się na rakietach, okrętach podwodnych i na prostym skutecznym sprzęcie. To wystarczy, by przebić się przez każdy obecnie dostępny system antyrakietowy i detonować atomówki.

Ruscy nie zaskoczą stadem SU-57. Oni mogą zaskoczyć jakimś systemem radarowym, czy zakłócaczem radarów, elektroniki pokładowej lub systemów naprowadzania. Oni mogą zaskoczyć jakąś rakietą lub technologia podwodną.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Od Serbów powinni przejąć technikę wykrywania samolotów stealth. Z tego co pamiętam, można je lokalizować metodą sprzężonych radarów, dokonujących triangulacji albo za pośrednictwem wież telefonii komórkowej, co jest jeszcze ciekawsze.

O, dobrze pamiętam:
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 410
szaraki atakujom, @Claude mOnet

Wciąż nie wiadomo, dlaczego FBI zamknęło obserwatorium słoneczne

sunspot-b116f5a42955065a6f5df31725eceee4.jpg


Minął już ponad tydzień od nagłego tajemniczego zamknięcia Sunspot Solar Observatory w Nowym Meksyku. Do obserwatorium wciąż nie ma dostępu, a władze nie udzielają żadnych informacji. Najbliższe miasto to Alamogordo, położone w odległości około 25 kilometrów. Ze względu na górzysty teren jedzie się do niego niemal godzinę.

Instytucja naukowa znajdująca się w Górach Sacramento, została zamknięta 6 września. Jest ona zarządzana przez Stowarzyszenie Uniwersytetów na rzecz Astronomii (AURA). Rano zadzwonili do nas z AURA i powiedzieli, że obserwatorium zostaje tymczasowo ewakuowane i poprosili, bym ewakuował ludzi. Powiedziałem więc załodze, by wszystko zamknęli i spokojnie opuścili budynki, mówi profesor James McAteer, dyrektor obserwatorium. Mamy tam dwa budynki. Jeden to budynek teleskopu, a drugi to centrum dla zwiedzających, dodaje.

Ewakuowano też urząd pocztowy, który znajduje się w obserwatorium i kilkanaście mieszkających obok osób.
Miejscowy szeryf, Benny House, który udał się na miejsce, zastał tam wielu agentów FBI, którzy mieli do dyspozycji śmigłowiec. FBI nie mówi nam, co się dzieje. Wysłałem tam ludzi, jednak polecono im, by trzymali się z daleka. Nie wiemy, co się stało, stwierdził House.

W oficjalnym oświadczeniu przedstawiciele AURA poinformowali, że chodzi o względy bezpieczeństwa, nie wyjaśnili jednak, co się stało. Szeryf spekuluje, że być może ktoś groził obserwatorium lub jego pracownikom, ale nie rozumie, dlaczego lokalnej policji odmówiono tam dostępu. Jeśli chodzi o groźby, to dlaczego nas nie wezwali i nie pozwolili wykonywać swojej roboty? Nie wiem, dlaczego FBI zostało zaangażowane tak szybko i dlaczego niczego nam nie mówią, stwierdza szeryf.

Pojawiły się spekulacje, że chodzi o wyciek niebezpiecznej substancji. Podstawa teleskopu wykorzystuje rtęć, na której się on obraca. Jednak profesor McAteer wyklucza, by chodziło o jej wyciek. W takim przypadku wdrażany jest zupełnie inny protokół awaryjny, który nie przewiduje zamykania wszystkiego. Ponadto wszystko regularnie jest sprawdzane, wyjaśnia. Ponadto wyciek substancji chemicznych nie jest powodem, by trzymać wszystko w tajemnicy.

Obecnie więc nie wiadomo, ani dlaczego obserwatorium nagle zostało zamknięte, ani dlaczego sprawą zajmuje się FBI, ani też kiedy zostanie otwarte.

http://kopalniawiedzy.pl/Sunspot-Observatory-FBI,28806
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
szaraki atakujom, @Claude mOnet

Wciąż nie wiadomo, dlaczego FBI zamknęło obserwatorium słoneczne
Już nie okupują. Podali nawet powód, dlaczego okupowali. Zarówno dla foliarzy jak i wielu pozostałych wytłumaczenie zachowania FBI nie jest jasne i przekonujące.

https://innemedium.pl/wiadomosc/wiadomo-juz-dlaczego-fbi-zamknelo-obserwatorium-sloneczne-sunspot

Okazuje się, że zamknięte 6 września Narodowe Obserwatorium Słoneczne Sunspot zostało ponownie otwarte. Zarówno FBI jak i wykorzystywany przez nich helikopter Blackhawk oddaliły się z okolic placówki, a jej pracownicy wracają na swoje stanowiska. Wystosowano nawet oficjalne oświadczenie w tej sprawie, które dla niektórych rodzi jednak więcej pytań niż odpowiedzi.

Zgodnie z wypowiedzią rzecznika prasowego organizacji AURA czyli Association of Universities for Research in Astronomy, zdarzenie które miało miejsce na początku tego miesiąca miało charakter kryminalny. Oto treść samego oświadczenia:

AURA współpracowała ze służbami prowadzącymi śledztwo w sprawie kryminalnej aktywności w okolicy obserwatorium. Podczas trwania śledztwa osoba podejrzana o popełnienie przestępstwa zaczęła stanowić realne zagrożenie dla pracowników placówki dlatego też zadecydowano o tymczasowym zawieszeniu działalności obserwatorium.
Całość "czynności śledczych" wykonywanych przez FBI trwała aż 11 dni podczas których nikt nie miał pewności co do tego co stało się w tym obserwatorium. W zasadzie, nadal nie ma co do tego pewności, ponieważ mimo ogłoszonego śledztwa nadal nie doszło do jakichkolwiek aresztowań. Może to oznaczać zarówno, że osoba poszukiwana przez FBI wymknęła się z ich zasadzki, albo że historia opowiedziana przez organizację AURA jest tylko przykrywką dla prawdziwych działań, które miały tam miejsce.​
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Słowa Kay Bailey Hutchison przytacza agencja Reutera w przeddzień spotkania ministrów obrony państw Sojuszu w Brukseli. Dziś także sekretarz generalny NATO skrytykował Moskwę za nowy system rakietowy i oskarżył o łamanie traktatu INF dotyczącego likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu.

Ambasador USA przy NATO, jak donosi agencja Reutera, powiedziała, że Rosja musi wstrzymać swoje tajne prace nad systemem rakiet manewrujących, w przeciwnym razie Stany Zjednoczone będą musiały zniszczyć ten system zanim osiągnie on zdolność operacyjną. Kay Bailey Hutchison podkreśliła, że Waszyngton chce rozwiązać tę kwestię metodami dyplomatycznymi, ale jest gotowy także rozważyć atak wojskowy, jeśli Rosja będzie kontynuowała prace nad systemem rakiet średniego zasięgu. Zaznaczyła, że decyzja w tej sprawie będzie należała do prezydenta.
http://www.radiozagranica.pl/8/79/Artykul/385318,USA-grozi-Rosji-atakiem-Chodzi-o-tajne-rakiety

Ustawka czy już mamy gorzej niż w tamtej zimnej wojnie? W tamtej TAKICH pogróżej raczej nie stosowano.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Mamy dziś tak:
  • Płonące tankowce w Zatoce Omańskiej.
    Pompeo oskarża Iran: Odpowiada za ataki na tankowce w Zatoce Omańskiej
    USA oskarżają "wiecznie zły" Iran, ale nikt rozsądny w to nie wierzy.
    Ja w to nie wierzę. Jak już to jest to prowokacja dokonana przez Saudów, Żydów lub samych US-manów.
  • Bazę USmańską w Polin. Baza "rotacyjna". Wartość bojowa bazy bliska zeru. Jak Ruscy naprą na Polin, to pewnie zostawią USmanom korytarz, by ci się mogli bohatersko wycofać na "z góry upatrzone pozycje".
    Jedyny sens tej bazy, to sterroryzowanie tubylczego narodu, by mu się nie przyszło buntować. Wszak w Rwandzie wystarczyły maczety.
  • Bohaterskie Ludowe Wojsko Polskie ma drony i chce kupować drony. Wszak trzeba wziąć za ryj własny naród. Każdego będzie można wyśledzić i zbombardować. Drony są idealną bronią do tłumienia rewolucji.
    Ale na wszelki wypadek zadbano o umieszczenie bazy ciężkich dronów MQ-9 w Mirosławcu.
  • Sytuacje w Polin od lat wykorzystują Judajczykowie, by prowadzić swą zakłamaną politykę historyczną i żądać haraczu za nie wiadomo co.
 

Maksymiliana

Everyday Hero
316
176
Dzisiejsza wojna to wojna w której nikt nie wystrzeli ani 1 pocisku.
Dzisiejsza wojna to wojna ekonomiczna.
Wystarczy rozwalić giełdę / gospodarkę danego panśtwa i proszę bardzo.
Zniszczyliśmy je nawet nie ruszając swojego wojska.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 467
Atak USA w Bagdadzie. Iran zapowiada zemstę.

Siły USA w Iraku zabiły Kassima Sulejmaniego, dowódcę najbardziej elitarnej jednostki Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej. Iran zapowiada krwawą zemstę. A to oznacza wojnę, w której może wziąć udział również Polska. Czy tak się stanie? Rządzący tonują nastroje. – Trzymamy rękę na pulsie – mówi WP szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski.

Na całym świecie wrze po ataku USA. Iran już zapowiedział surową zemstę. "Wszyscy wrogowie powinni wiedzieć, że dżihad oporu (przeciw USA) będzie teraz prowadzony ze zdwojoną determinacją" – ogłosił duchowo-polityczny przywódca kraju

Jak informowaliśmy w Wirtualnej Polsce, nie żyją irański generał Kasem Sulejmani, dowódca elitarnej jednostki Al Kuds i jeden z dowódców irackiej milicji Abu Mahdi al-Muhandis. Zostali zabici w czwartek późnym wieczorem na rozkaz Donalda Trumpa. Prezydent Iranu Hasan Rowhani zapowiedział "miażdżącą zemstę". "Bez cienia wątpliwości Iran i inne kraje w tym regionie, dążące do wolności, zemszczą się na USA" – ogłosił.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
22.08.2020 19:52
Algorytmy dominują na wirtualnym polu bitwy. Runda finałowa konkursu Alpha DogFight Trial okazała się bolesna dla doświadczonego pilota myśliwca F-16. Przegrał aż 5:0.
Algorytm tzw. sztucznej inteligencji opracowany przez firmę Heron Systems pokonał pilota F-16 w symulowanej walce powietrznej. Konkurs Alpha DogFights Trial został zorganizowany przez amerykańską agencję bezpieczeństwa DARPA w ramach programu Air Combat Evolution (ACE), a jego finał odbył się 20 sierpnia.
"Twarzą w twarz" z AI w wirtualnym świecie stanął pilot o pseudonimie "Banger". Jego pełne imię i nazwisko nie zostało ujawnione. Należy do jednostki District of Columbia Air National Guard, a za sterami F-16 wylatał ponad 2000 godzin. To dość spore doświadczenie i maszynę zna jak własną kieszeń. Jednak starcie odbyło się w symulatorze VR, a nie w rzeczywistości więc walka była trochę nierówna.
Człowiek kontra algorytm – w symulacji jesteśmy bez szans
W pojedynku wykorzystywano jedynie karabiny samolotu. Korzystanie z pocisków rakietowych było więc zabronione. Jednak co najważniejsze, pilot po zakończonym pojedynku sam stwierdził, że ograniczało go szkolenie i instrukcje przekazywane mu podczas nauczania. Siły Powietrzne USA wpajają konkretne nawyki w oparciu o zasady, których pilot musi przestrzegać. Podczas tej walki teoretycznie nie musiał tego robić, ale przyzwyczajenie wygrało. Sztuczna inteligencja nie miała takich problemów. To z pewnością przełożyło się na wynik starcia.
W konkursie wzięło udział 8 firm, z czego każda zaprezentowała swój algorytm. Najpierw walczyły one między sobą w formacie "każdy z każdym". Algorytm Heron Systems zwyciężył w rankingu, a następnie pokonał jeszcze doświadczonego człowieka. Pozostałe firmy, które brały udział w Alpha DogFight Trial to:Aurora Flight Sciences, EpiSys Science, Georgia Tech Research Institute, Lockheed Martin, Perspecta Labs, PhysicsAI i SoarTech.
 

noniewiem

Well-Known Member
619
979
Kolega Białorusin mi dzisiaj napisał że bardzo obawia się o sytuację na wschód od Polski bo Białoruś zdeklarowała się że pomoże Putinowi jakby zaatakował Ukrainę. Kilka dni temu też Łukaszenko uznał Krym za Rosyjski.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794

Świat
Niemiecki dziennik "Bild" informuje w sobotę, że poznał szczegółowe plany rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zgodnie z nimi Rosja w trzech etapach miałaby zająć około dwóch trzecich terytorium Ukrainy. Według gazety prezydent Władimir Putin jeszcze nie zdecydował, czy plany będą realizowane.
"Od kilku dni Kreml straszy, że wojna z Ukrainą jest nieunikniona, jeśli jej rząd nie porzuci rzekomych planów odbicia okupowanego przez Rosję Donbasu i przyłączonego do Rosji Krymu. NATO musiałoby również 'zagwarantować', że Ukraina nigdy nie stanie się członkiem sojuszu. I musi wycofać broń, która rzekomo jest na Ukrainie, by zapobiec wojnie w tym regionie" - pisze "Bild".
"Bild" twierdzi, że poznał szczegóły rosyjskich planów, które według wysokiego rangą oficera "leżą w szufladzie, a Putin jeszcze nie zdecydował, czy zostaną zrealizowane". Jednak rozmieszczenie wojsk od kwietnia wskazuje, że Kreml wydaje się skłaniać ku realizacji planów ataku.

Kiedy ma nastąpić atak Rosji na Ukrainę?

"Maksymalne plany" Rosji dotyczące wojny z Ukrainą są - według ustaleń "Bilda" - znane od połowy października. "Amerykańska agencja wywiadu zagranicznego CIA przechwyciła je z rosyjskich komunikatów wojskowych, najpierw poinformowała własny rząd, który w listopadzie poinformował NATO. Po raz pierwszy doniósł o tym 'Washington Post'. Według tej gazety, Putin mógłby wysłać za granicę 175 tys. żołnierzy" - pisze niemiecki dziennik.
Podawane przez "Bilda" szczegóły dotyczące "możliwej rosyjskiej inwazji na Ukrainę (...) opierają się na ocenach kilku osób z NATO i kół bezpieczeństwa, z których część miała wgląd w możliwe plany rosyjskiego ataku".
Według wysokiego rangą źródła z kręgów bezpieczeństwa, rosyjska armia - gdyby Putin wydał taki rozkaz - przeprowadziłaby "jednoczesny atak z północnego Krymu, przez separatystyczne obszary na wschodzie i na północ" Ukrainy. Tak ocenia to zarówno NATO, jak i ukraiński wywiad wojskowy. Atak może nastąpić "pod koniec stycznia, na początku lutego", jeśli Ukraina i NATO nie zgodzą się na żądania Putina.
"Inne osoby z otoczenia NATO widzą natomiast atak w trzech fazach, przy czym każda z nich mogłaby być jednocześnie ostatnią operacją, gdyby reakcja Zachodu na inwazję doprowadziła do ponownej oceny sytuacji" - pisze "Bild".

"Bild" twierdzi, że poznał rosyjskie plany

W pierwszej fazie inwazji zostanie opanowane południe Ukrainy "zarówno w celu zabezpieczenia dostaw dla Krymu, jak i odcięcia Ukrainy od morza, a tym samym od dostaw" - powiedział "Bildowi" urzędnik ds. bezpieczeństwa.
Rosja planuje wykorzystać desantowce, które wiosną zostały przetransportowane z Bałtyku, "do przewozu czołgów i żołnierzy z Krymu w okolice Odessy" - powiedział wysoki rangą oficer wywiadu zachodniego.
Inny wysoki rangą wojskowy oświadczył "Bildowi", że rosyjskie plany przewidują przeprowadzenie desantu "na wschód od Odessy między miejscowościami Fontanka i Koblewe" i otoczenia Odessy.
W tym samym czasie w rejonie Chersonia miałyby być prowadzone "operacje powietrzne sił Specnazu", blokujące mosty na Dnieprze i w ten sposób odcinające dostawy dla Ukraińców. "Z Krymu początkowo prowadzony byłby 'tylko' ostrzał artyleryjski na pozycje ukraińskie, co związałoby tu oddziały ukraińskie i nie byłyby one w stanie odzyskać znajdujących się za nimi mostów".
"Rosyjskie jednostki pancerne, wspierane przez marynarkę wojenną i lotnictwo, posuwałyby się na zachód z okupowanego terytorium Donbasu we wschodniej Ukrainie, a następnie rozdzieliłyby się i ruszyły z jednej strony w kierunku Zaporoża, a z drugiej strony w kierunku Krymu" - pisze "Bild".

Co z Łukaszenką?

Etap drugi przewiduje, że "równolegle z pierwszą fazą wojny, lotnictwo i rakiety balistyczne Putina osłabiłyby potencjał militarny Ukrainy na terenie całego kraju".
"Jeśli Kreml uzna, że są ku temu warunki, rosyjskie jednostki czołgowe mogłyby przekroczyć granicę w obwodach ługańskim i charkowskim i ruszyć na miasta Dniepr i Połtawę" - pisze "Bild". "Najpierw otoczyliby miasta i odcięli je od dostaw prądu, gazu i żywności. Po kilku tygodniach Rosjanie będą mogli świętować jako wybawcy ludności cywilnej, wkroczyć do poddanych miast i uratować ludność ukraińską od śmierci głodowej lub zimna" - wyjaśnia jeden z oficerów.
W trzeciej fazie armia rosyjska posuwałaby się z północy w kierunku Kijowa. "Oczywiście może to nastąpić również na początku wojny, jeśli okoliczności będą tego wymagały" - powiedziało źródło w rozmowie z "Bildem".
"Wśród natowskich strategów nie ma pewności, czy reżim (Alaksandra) Łukaszenki weźmie udział w działaniach wojennych z Białorusi. Choć dyktator Łukaszenka niedawno to zapowiedział, nie jest to jeszcze pewne" - pisze niemiecki dziennik.
Gdyby Białoruś została przygotowana jako punkt wyjściowy dla ataków rosyjskich lub nawet białoruskich, rosyjski plan polegałby na okrążeniu Kijowa od północnego wschodu i północnego zachodu. Następnie siły rosyjskie miałyby "maszerować mniej więcej do linii Korosteń-Humań, aby odciąć dostawy z zachodniej Ukrainy, a następnie czekać na kapitulację Kijowa i tym samym Ukrainy pod presją Zachodu".

"Nie widzą nadziei na obronę Ukrainy"

"W wyniku takiego scenariusza, którego plany Kreml najwyraźniej już opracował i o których wiedzą zachodnie agencje wywiadowcze, Rosja zajęłaby około dwóch trzecich obecnego terytorium Ukrainy" - pisze "Bild".
Tymczasem "wojskowi nie widzą nadziei na obronę Ukrainy" - zauważa gazeta. "Ukraińcy walczyliby, ale nie byliby w stanie wytrzymać poważnego ataku Rosjan" - powiedział gazecie wysoki rangą urzędnik. "Jeśli nie zostaną całkowicie zniszczone", to siły ukraińskie wycofałyby się na zachód kraju.
Inny oficer mówi dziennikowi: "Amerykańskie pociski przeciwpancerne Javelin nie wystarczą na wszystkie rosyjskie czołgi, a tureckie drony Bayraktar są łatwym łupem dla rosyjskich myśliwców".
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Myślę, że lemingoza zostanie dosyć brutalnie wybudzona z drzemki w jaką zapadła po upadku Muru Berlińskiego. Przyjemnie było żyć w okresie tamtych przemian, ale żadne czasy nie mogą trwać wiecznie.

Znowu wracamy do gry, w której będziemy bezpośrednimi zakładnikami państw, grożących sobie otwartym konfliktem, jak kiedyś.


Rosnące napięcie związane z dyslokacją blisko 100 tys. rosyjskich żołnierzy i potężnych sił pancernych w pobliżu granicy ukraińsko-rosyjskiej powoduje, że coraz więcej polityków i analityków na Zachodzie publicznie zastanawia się, czy Europie grozi ponowny wybuch wojny. Taki scenariusz jest oczywiście możliwy, ale nie mniej prawdopodobne jest też i to, że Rosji tak naprawdę chodzi o porozumienie z Zachodem, a nie o wojnę. Problem polega jednak na tym, że porozumienie, które proponuje Moskwa, może być gorsze od wojny i Zachodowi bardziej opłaca się zaryzykować wojnę, niż porozumieć się z Rosją na proponowanych przez nią warunkach.
Witold Jurasz
Wczoraj, 13:49
  • Koszty wojny dla Rosji i dla rosyjskich elit byłyby zapewne na tyle wysokie, że wojna, jakkolwiek możliwa, nie jest zapewne celem Kremla
  • Wszystko wskazuje na to, że Moskwa chce zaproponować Zachodowi formalne porozumienie w formie traktatu o bezpieczeństwie europejskim, a w konsekwencji — nowe detente (odprężenie)
  • Nowe odprężenie sprowadzałoby się do ograniczenia suwerenności Ukrainy i nie dotyczyłoby zapewne w ogóle Białorusi. Tym samym oznaczałoby ustępstwa wyłącznie Zachodu
  • Z punktu widzenia Polski zagrożenie zarówno wojną, jak i – alternatywnie - "nowym Monachium" oznacza, że Warszawa musi zadbać o naprawę naszych relacji z Zachodem. Ale rząd PiS, teoretycznie dostrzegając zagrożenie ze Wschodu, idzie na konflikt również z Zachodem i tym samym zwiększa prawdopodobieństwo takiego porozumienia Zachodu z Rosją, które pomijałoby nasze interesy

Zalety profesjonalizmu

Rosyjska polityka zagraniczna ma kilka cech, które powodują jej skuteczność, a z czysto profesjonalnego punktu widzenia, budzą szacunek.
Po pierwsze Rosja, inaczej niż Polska, jest konsekwentna i prowadzi tę samą tak naprawdę politykę zagraniczną przez długie lata.
Po drugie – znów w przeciwieństwie do Polski – jest w stanie prowadzić konsekwentną politykę zagraniczną również dlatego, że dysponuje profesjonalną służbą dyplomatyczną i sprawnym wywiadem.
Po trzecie wreszcie Rosja – ponownie inaczej niż Polska - ma świadomość swojego realnego potencjału. To oznacza, że Kreml rozumie, że znaczenie Rosji na scenie politycznej świata stopniowo maleje. Kremlowskie elity doskonale zdają sobie sprawę, że czas, w którym są w stanie ugrać stosunkowo wiele w relacjach z Zachodem, się kończy wraz z niezmiennym technologicznym zapóźnieniem Rosji i równoczesnym powolnym, ale jednak odchodzeniem świata od paliw kopalnych.

Hiperrealistyczne kremlowskie elity rozumiejąc powyższe, starają się, dopóki to jeszcze w ogóle możliwe, powiększyć rosyjskie aktywa, rozumiejąc, że to, co jeszcze można zdobyć dziś, będzie już nie do zdobycia za lat kilkanaście. Próbując zabezpieczyć, a tam, gdzie się da powiększyć, stan posiadania, Rosjanie w mistrzowski sposób grają przy tym znacznie powyżej swojego realnego potencjału.
Dlaczego im się to udaje? Po pierwsze, dzięki lewarowaniu siły, na przykład poprzez działania służb specjalnych.
Po drugie, dzięki zahaczającej o brawurę odwadze licytowania tak wysoko, że nieskłonny do podejmowania nadmiernego ryzyka Zachód często ustępuje, nawet wówczas, gdy jest realnie silniejszy.
Po trzecie, dzięki wykorzystywaniu naiwności Zachodu, któremu Rosjanie suflują przykładowo tezę, że jeśli Zachód nie porozumie się z Rosją, to ta stanie się sojusznikiem Chin. W rzeczywistości Rosja nigdy nie wybierze Chin, gdyż doskonale rozumie, że nigdy nie byłaby w stanie rozgrywać Pekinu, tak jak rozgrywa Zachód. Wbrew pozorom rosyjskie elity dawno już "wybrały Zachód", tyle że po pierwsze na swoich warunkach, a po drugie - Zachód bez demokracji, praw człowieka, liberalizmu i uczciwości ludzi władzy. Rosyjska agresja, buta oraz arogancja w stosunku do Zachodu to paradoksalnie właśnie przejaw tego, że Rosja swoją przyszłość widzi nie w jakimkolwiek sojuszu z Chinami, ale w ramach świata Zachodu, który – jak wierzy rosyjska elita – Rosja zdoła zmusić do zaakceptowania jej na jej własnych warunkach.

Rekonkwista

Jednym z kluczowych elementów polityki Rosji w stosunku do Zachodu jest próba zmuszenia Zachodu, by ten uznał prawo Rosji do rekonkwisty przestrzeni postsowieckiej i uczynienia z niej (z wyłączeniem państw bałtyckich) rosyjskiej strefy wpływów lub ew. uprzywilejowanych interesów.
Rozróżnienie to nie jest przy tym jedynie grą słów. W odniesieniu do Białorusi celem Rosji jest pełna dominacja. W wypadku Ukrainy cele są bardziej ograniczone i sprowadzają się do tego, by Kijów nie stał się w przyszłości częścią Zachodu. Rosyjska polityka zagraniczna w stosunku do Kijowa od lat konsekwentnie realizuje właśnie ten jeden cel.
Gdy Rosja napadła na Ukrainę w 2014 r., wielu komentatorów stwierdziło, że Władimir Putin popełnił błąd, gdyż "stracił" Ukrainę. Innymi słowy, zakłada się, że Władimir Putin decydując o rozpoczęciu wojny z Ukrainą, chciał ją "odzyskać" w takim sensie, by ją całkowicie sobie podporządkować i nie rozumiał, że Ukraińcy w efekcie wojny odwrócą się od Rosji. W rzeczywistości Rosjanie doskonale rozumieli, że Ukrainy nie zdołają już nigdy w pełni kontrolować. Celem rozpętania wojny nigdy nie było więc "odzyskanie" Kijowa, a jedynie uniemożliwienie, by z kolei Zachód Ukrainę "uzyskał". W pewnym sensie powyższe się udało, bo Ukraina nie ma dziś ani unijnej, ani natowskiej perspektywy.
Rzecz w tym jednak, że równocześnie od chwili wybuchu wojny doszło do dramatycznej zmiany w handlu zagranicznym Ukrainy, w którym Rosja konkuruje już nie o pierwsze miejsce z UE, a o drugie z Chinami. Rosja zrozumiała, że niezależnie od faktycznego zablokowania perspektywy członkostwa Ukrainy w UE i NATO, integracja Ukrainy z Zachodem i tak postępuje. Powyższe powoduje, że na Kremlu zapewne uznano, że Kijów mimo wszystko wymyka się Moskwie z rąk. Skoro zaś tak, to Kreml zrobił jedynie to, co umie w takiej sytuacji robić, czyli jeszcze raz podbić stawkę.

Pożytki ze złodziejstwa

Rosyjskie wojska na granicy z Ukrainą to metoda negocjacji – nie z Ukrainą jednak, a z Zachodem o status Ukrainy. Biorąc pod uwagę to, iż Władimir Putin jest coraz mniej popularny, a tym samym potrzebuje sukcesu, fakt, iż Rosjanie okazali się głęboko uzależnieni od agresywnego nacjonalizmu, a rosyjski korpus oficerski w przeciwieństwie do swoich poprzedników z czasów sowieckich często postępuje w sposób nadmiernie ryzykancki, nie można niestety wykluczyć, że Rosja wojnę z Ukrainą na nowo rozpęta.
Ale byłoby to obarczone ogromnym ryzykiem dla rosyjskich elit. Gdyby założyć, że kierują się one wyłącznie neoimperialną kalkulacją, taki scenariusz byłby umiarkowanie prawdopodobny. Na szczęście jednak rosyjskie elity poza rewanżyzmem i neoimperializmem chorują jeszcze na trzecią chorobę, którą jest nieprawdopodobna wprost korupcja. Zdecydowana większość kremlowskiej elity, mówiąc wprost, kradnie.
To bardzo zła wiadomość dla Rosji i doskonała wiadomość dla Polski i dla Zachodu. Ukradzione środki rosyjska elita trzyma bowiem nie w chińskich, a w zachodnich bankach. Ewentualne sankcje silnie uderzyłyby w rosyjską gospodarkę i, co znacznie ważniejsze, interesy rosyjskich elit władzy. Nie bez znaczenia są też koszty samej wojny i ew. okupacji Ukrainy (oraz – w razie zajęcia większej części państwa ukraińskiego – walki z partyzantką).
O ile więc prawdopodobieństwo wojny Rosji z Zachodem jest bliskie zeru, to już wznowienie walk na froncie z Ukrainą jest możliwe. Ale biorąc pod uwagę koszty, jest to tylko jedna z dwóch możliwych i na pewno nie pierwsza opcja Kremla. Nie o wojnę bowiem Moskwie chodzi.

Odprężenie?

O tym, że koncentracja rosyjskich wojsk na granicy z Ukrainą może być metodą podbicia stawki w negocjacjach, świadczą słowa Władimira Putina, który przyjmując w środę, 1 grudnia listy uwierzytelniające od kilkunastu nowo akredytowanych ambasadorów, stwierdził, że Rosja oczekuje wiarygodnych gwarancji, że NATO nie będzie się rozszerzać na wschód, czyli – mówiąc wprost – nie przyjmie nigdy do paktu Ukrainy. Rosyjski prezydent stwierdził też, że Moskwa oczekuje gwarancji prawnych, co jest nawiązaniem do rzekomo udzielonych przez Stany Zjednoczone politycznych obietnic nierozszerzania paktu, które zostały jakoby złamane przy okazji przyjęcia do NATO między innymi Polski.
Tego samego dnia szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow stwierdził podczas wizyty w Sztokholmie, że Rosja może odpowiedzieć na rzekomo agresywne działania NATO i dokonać "korekty militarno-strategicznego balansu sił". W odpowiedzi na wypowiedzi Ławrowa o zagrożeniu, jakim jest poszerzanie NATO, sekretarz stanu USA Antony Blinken stwierdził, że "jedynym zagrożeniem jest ponowna rosyjska agresja na Ukrainę".
Niezależnie od tego, że Rosja mówiąc o zagrożeniu ze strony NATO, kłamie, warto wnikliwie przeanalizować słowa Władimira Putina o prawnych gwarancjach. Słowa te oznaczają otóż tyle, że Rosja proponuje Zachodowi podpisanie traktatu o bezpieczeństwie europejskim. Jego szczegóły są na razie niejasne. Zapewne byłby on jakąś wariacją nieco już zapomnianego planu Miedwiediewa, to jest propozycji, której istotą był po pierwsze podział stref wpływów w Europie, a po drugie próba zastąpienia istniejącej architektury bezpieczeństwa swego rodzaju koncertem mocarstw, czyli takim systemem, w którym Polska nie będąc mocarstwem, stałaby się automatycznie przedmiotem, a nie podmiotem polityki europejskiej.

Absurdy polskiej polityki

Na tę chwilę wszystko wskazuje na to, że prawdopodobieństwo porozumienia Zachodu z Rosją jest nikłe. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że rosyjska dyplomacja ma wyjątkowy talent do proponowania teoretycznie bardzo ogólnych, a w praktyce daleko idących sformułowań. Sam plan Miedwiediewa to skądinąd jedynie nieco odświeżona wersja jeszcze sowieckich propozycji z czasów Andrieja Gromyki. Nie można niestety wykluczyć, że w Europie, zmęczonej toczącą się co najmniej od monachijskiego wystąpienia Władimira Putina w 2007 r. nową zimną wojną, znajdą się państwa gotowe życzliwie przyjąć ewentualne rosyjskie propozycje.
Państwem takim z całą pewnością będzie na przykład Francja, która skądinąd również na plan Miedwiediewa reagowała półtora dekady temu życzliwiej niż np. Niemcy. W tym kontekście całkowitym absurdem jest to, że polska dyplomacja wydaje się wręcz zachęcać Paryż do większej aktywności w polityce wschodniej, tak jak to uczynił niedawno w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej", doradzający prezydentowi Dudzie w sprawach zagranicznych Jakub Kumoch.
Antyniemieckie obsesje polskiej prawicy najwyraźniej nie pozwalają dostrzec nawet najbliższym doradcom prezydenta, że jeśli jest jakiś kraj w Unii Europejskiej i w NATO, który nie tyle nie spełnia wszystkich naszych oczekiwań, jeśli chodzi o stosunek do Rosji (jak Niemcy), ale jest wprost życzliwy w stosunku do Rosji, to tym krajem jest właśnie Francja.

Finlandyzacja

24 listopada redaktor naczelny dwumiesięcznika "Rosija w Globalnoj Politikie" Fiodor Łukjanow napisał artykuł, w którym padło stwierdzenie, że "trzeba przywrócić pozytywne rozumienie słowa finlandyzacja". Tak określano status Finlandii w czasie zimnej wojny. Finlandia co prawda nie znajdowała się w sowieckiej strefie wpływów, ale jej suwerenność była ograniczona niemożnością dołączenia do struktur zachodnich. Kilka zdań wcześniej Łukjanow stwierdza wprost, że należy zrezygnować z zasady, że państwo ma prawo wstępować do takiego sojuszu, do jakiego tylko ma ochotę wstąpić.
Tekst redaktora naczelnego "Rosii w Globalnoj Politykie" jest bardzo istotny, gdyż Łukjanow, który w Polsce przyjmowany bywa często jako liberał, choć w istocie jest co najwyżej wyznaczony na liberała, bardzo często publicznie mówi to, co później proponuje rosyjska dyplomacja. Na pozór finlandyzacja, czy też mówiąc inaczej: porozumienie pomiędzy Zachodem a Rosją o neutralnym statusie Ukrainy i Białorusi mogłoby być całkiem rozsądnym rozwiązaniem z punktu widzenia interesów Polski. Na Białorusi bowiem przegrywamy. Z kolei unijna perspektywa Ukrainy wydaje się bardziej mirażem niż rzeczywistością.

Nowe Monachium

Nikt jednak neutralności Ukrainy i Białorusi nie proponuje, a rozmowa o finlandyzacji dotyczy jedynie Ukrainy. O Białorusi nie mówi się wcale, tym samym traktując ją już jako strefę wyłącznych wpływów Moskwy.
Na Białorusi zaś Rosja prędzej czy później zbudowałaby swoje bazy wojskowe, które pozwalałyby szantażować państwa bałtyckie, wymuszać kolejne ustępstwa na Kijowie i wreszcie na koniec zagrażać Polsce. Powyższe oznacza, że Polska musi być przeciwko porozumieniu i w efekcie odprężeniu w relacjach z Rosją na tych warunkach, które najprawdopodobniej Rosja zaproponuje Zachodowi.
Zgoda na odprężenie na rosyjskich warunkach oznaczałaby, że nowa zimna wojna, która zaczęła się od przemówienia Władimira Putina w Monachium, skończyłaby się porozumieniem w stylu Monachium. Tym z 1938 r. Jak wiadomo, to sprzed 83 lat jedynie ośmieliło agresora. Dokładnie tak samo byłoby i tym razem. Skoro zaś tak, to trzeba zrobić wszystko, by ewentualne koszty wojny były dla agresora możliwie dotkliwe. Z Rosją zapewne należy się jakoś porozumieć, ale nie na proponowanych przez nią warunkach.
Polska, rozumiejąc zagrożenie zarówno wojną, jak i nowym Monachium, powinna zadbać o naprawę naszych relacji z Zachodem. W przeciwnym razie możemy obudzić się w rzeczywistości, w której pewnego dnia zostanie ogłoszone odprężenie w relacjach z Rosją. Tyle że w efekcie tego odprężenia, my będziemy musieli się zbroić. Zachodnie bazy w Polsce zaś nie powstaną, bo przecież będziemy mieli z Rosją "doskonałe relacje". Problem polega na tym, że Polska pod rządami PiS idzie w dokładnie przeciwnym kierunku i zamiast w obliczu zagrożenia ze Wschodu naprawiać relacje z Zachodem, robi wszystko, by mieć złe relacje tak ze Wschodem, jak i Zachodem.
Władze RP idąc na zwarcie z Zachodem nie tylko tam, gdzie mamy sprzeczne interesy, ale nawet tam, gdzie interesy te są zbieżne lub nie ma w ogóle powodu do kłótni, robią dokładnie to, o czym marzy Moskwa, która woli układać się z Zachodem niesłuchającym głosu Warszawy.
 
Do góry Bottom