Forumowy Sondaż do PE 2k19

Na kogo zagłosujesz w wyborach do Chujnioparlamentu?

  • PiS

    Votes: 0 0,0%
  • Komintern (Lewica Razem - Razemki, Ruch Sprawiedliwości społecznej)

    Votes: 0 0,0%
  • TW Gwiazdek (Polska Fair Play)

    Votes: 0 0,0%

  • Total voters
    50

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Jak wyżej, podtrzymuję to co napisałem. Uprawiasz wygodną maskaradę myślową, używając podręcznikowej sofistyki.
Ale jestem zajebisty!
Wszyscy ten system legitymizujemy - bo go nie delegitymizujemy. Niezależnie od tego czy kogokolwiek wybierzesz czy nie, sam system się utrwala, także dzięki twojej pasywnej jego akceptacji.
Fajny punkt widzenia bezalternatywisty. Skoro przyjmujesz taką optykę, to i tak nie da się niczego zdziałać, bo czego byś nie robił, system sam sobie zapewni legitymację do rządzenia.

Tak nie jest.

W monarchii na przykład delegitymizujące byłoby podważanie sensowności idei pomazańca bożego lub czyjegoś pochodzenia z prawego łoża (ale w tym drugim przypadku, uderzałoby to jedynie w interes tej konkretnej jednostki, a nie wplywało na zmianę całego systemu).
Jeżeli w demokracji podważanie zasady i praktyki głosowania nie jest delegitymizujace dla systemu, to ja nie wiem, co w ogóle jest i być może.

próba poszerzenia okna świadomości społecznej w strone wolności min poprzez wybory- ostatnie dwie opcje są sensowne i równoprawne. Innych nie ma, chyba że zaistnieje możliwość wyjazdu do Liberlandu, czy czegos w tym stylu
No i ja poszerzam to okno świadomości społecznej poprzez wybory a konkretniej ich bojkot. Aby zwiększyć zasięg, musiałbym już zorganizować innych ludzi i zarejestrować happeningowy komitet wyborczy antydemokratów, podważających sensowność demokracji w ogóle i demonstracyjnie niszczących karty do głosowania, ośmieszających głosujących w swoich hasłach antywyborczych, upowszechniając modę na niegłosowanie.

Jeżeli jednak nie ma wystarczająco licznej grupy ludzi, którzy rozumieją że demokracja to państwowy środek polityczny i ogół jest tak chętny w uczestnictwie w wyborach władzy, nie ma z kim tego robić, bo nie ma woli oporu. Nawet w środowisku nominalnie anarchistycznym, jak libnet.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
.
Jeżeli w demokracji podważanie zasady i praktyki głosowania nie jest delegitymizujace dla systemu, to ja nie wiem, co w ogóle jest i być może.

No właśnie nie podważasz, bo nie jest to możliwe, tego systemu nie da sie podważyć w obecnej rzeczywistości.
Można mieć tylko mniej lub więcej libów w parlamencie i bardziej lub mniej wolnościowe prawo. Nie jest to bez znaczenia, bo każdy sie chyba zgodzi, że lepiej żyć powiedzmy w Szwajcarii która demokracją stoi, niż w Korei Północnej gdzie nie istnieje. Pole manewru masz tylko wewnątrz tej klatki i co byś innego sobie nie wmawiał, nie wyjdziesz poza nią póki rewolucja lub Liberlandyzacja nie wytworzy alternatywy. Więc moja optyka jest taka, że ja chcę w tej klatce mieć więcej przestrzeni, to wszystko.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
No właśnie nie podważasz, bo nie jest to możliwe, tego systemu nie da sie podważyć w obecnej rzeczywistości.
Można mieć tylko mniej lub więcej libów w parlamencie i bardziej lub mniej wolnościowe prawo. Nie jest to bez znaczenia, bo każdy sie chyba zgodzi, że lepiej żyć powiedzmy w Szwajcarii która demokracją stoi, niż w Korei Północnej gdzie nie istnieje. Pole manewru masz tylko wewnątrz tej klatki i co byś innego sobie nie wmawiał, nie wyjdziesz poza nią póki rewolucja lub Liberlandyzacja nie wytworzy alternatywy. Więc moja optyka jest taka, że ja chcę w tej klatce mieć więcej przestrzeni, to wszystko.

Przyznaję, że niezupełnie się z tym zgadzam. Jak rewolucja lub Liberlandyzacja ma wytworzyć alternatywę, skoro pokornie głosujesz, a co gorsza - z podobnymi sobie głosujesz mądrze, to znaczy tak, by uczynić rzeczywistość lepszą? W ten sposób alternatywa nigdy się nie wytworzy (lub dokładniej: przyszła zmiana - zła lub dobra - będzie się mieć nijak do Twoich zachowań, będzie w ZEROWYM stopniu konsekwencją Twoich wyborów). Bo konserwujesz (i legitymizujesz) system.

Jakie jest wyjście z tego dylematu? Jest jasne. Głosować z przyjemnością, że mamy wolność polityczną. Odrzucić bzdurną koncepcję klatki, to znaczy zrozumieć, że pewnych ograniczeń nie da się uniknąć, uświadomić sobie mianowicie, że alternatywy wobec wolności politycznej są albo nierealne, albo dużo gorsze od niej, a nawet (bez problemu) jedno i drugie! Inaczej mówiąc należy zrezygnować NIE TYLKO TAKTYCZNIE z ortodoksyjnej antypolityki na rzecz dobrej (wolnościowej) polityki.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
Przyznaję, że niezupełnie się z tym zgadzam. Jak rewolucja lub Liberlandyzacja ma wytworzyć alternatywę, skoro pokornie głosujesz, a co gorsza - z podobnymi sobie głosujesz mądrze, to znaczy tak, by uczynić rzeczywistość lepszą? W ten sposób alternatywa nigdy się nie wytworzy (lub dokładniej: przyszła zmiana - zła lub dobra - będzie się mieć nijak do Twoich zachowań, będzie w ZEROWYM stopniu konsekwencją Twoich wyborów). Bo konserwujesz (i legitymizujesz) system

No właśnie zgoda, że jeśli - bo to wcale nie jest pewne - zmiana nastąpi, to musi się odbyć poza systemem, nie mieć do niego relacji. Musi powstac nowy model społeczny, oparty na maksymalnym poszanowaniu wolności, de facto nowe spoleczeństwo czy państwo.
Co nie zmienia faktu, że póki siedzimy w pierdlu i możemy głosować na naczelnika który pozwoli brać prochy, robic ustawki czy orgietki, to ma większy sens, niż nie poprzeć nikogo skoro i tak siedzieć musimy.
 
OP
OP
Non Serviam

Non Serviam

Well-Known Member
834
2 247
W monarchii na przykład delegitymizujące byłoby podważanie sensowności idei pomazańca bożego lub czyjegoś pochodzenia z prawego łoża (ale w tym drugim przypadku, uderzałoby to jedynie w interes tej konkretnej jednostki, a nie wplywało na zmianę całego systemu).

Miałbyś nawet racje tyle że system demokratyczny wcale nie zakłada że jak nie zagłosujesz to staje się on nielegalny, to czy oddasz głos dla legitymizacji nie ma żadnego znaczenia bo nawet gdyby w głosowaniu wzięła udział jedna osoba i oddała głos na samą siebie to jest to wg. systemu legitne.

Znasz w ogóle jakiś przypadek gdzie król sam się usunął po udowodnieniu mu że jest bękartem albo że nie rządzi z nadania Boga?

Jeżeli w demokracji podważanie zasady i praktyki głosowania nie jest delegitymizujace dla systemu, to ja nie wiem, co w ogóle jest i być może.
Nic. Legitymizacja to bzdura, złapałeś się sam w pułapkę wroga. System opiera się na przemocy a nie mitycznej legitymizacji, jak masz siłę to ani prawe łoże, ani Bóg, ani 38 milionów rhobaków rządzącemu nie pomoże, jak zaś siły nie masz a ma ją rządzący to brak poparcia 38 milionów, Boga i bycie bękartem mu w rządzeniu nie przeszkodzi.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
No właśnie zgoda, że jeśli - bo to wcale nie jest pewne - zmiana nastąpi, to musi się odbyć poza systemem, nie mieć do niego relacji. Musi powstac nowy model społeczny, oparty na maksymalnym poszanowaniu wolności, de facto nowe spoleczeństwo czy państwo.
Co nie zmienia faktu, że póki siedzimy w pierdlu i możemy głosować na naczelnika który pozwoli brać prochy, robic ustawki czy orgietki, to ma większy sens, niż nie poprzeć nikogo skoro i tak siedzieć musimy.


Lepiej by było, gdyby w żadnym wypadku nie powstawał nowy model społeczny. Nie żebym akceptował gówno, z którym mamy do czynienia. Dwudziesty wiek to epoka spierdolenia, a z kolejnym stuleciem się właściwie nie poprawiło.

Jako pesymista uważam, że się tak nie stanie, ale powinien (cóż to za wyrażenie - "musi"...) wrócić, powinno WRÓCIĆ STARE.

Mam na myśli swego rodzaju szczyt ludzkiej cywilizacji, kapitalizm dziewiętnastego wieku, ale dokładniej (bo "kapitalistyczny" bat niemieckiego wyzyskiwacza w Afryce i mnóstwo innych rzeczy z epoki mnie nie pociąga wcale) powinny wrócić optymalne cechy systemu, które się pojawiły w USA pomiędzy 1830 a 1913. Pełnia praw (przede wszystkim WYBORCZYCH - nie inaczej!) dla kobiet i Murzynów z samej końcówki tego okresu (wybrane stany) plus strącenie wielkich bankierów z roli prawnych nadludzi (inaczej: pełnia praw finansowych dla zwykłych obywateli) czyli maksymalne sukcesy tak zwanego ruchu jacksoniańskiego (znowu: wybrane stany) z okolic roku 1850.

Maksymalne poszanowanie wolności to w tym kontekście pusty slogan. W praktyce chodzi mi raczej o równość wobec prawa. Ten kapitalizm, ta republika, ta demokracja, ta wolność (to, o czym wspominam - amerykańskie starocie, rzeczy sprzed ponad, niekiedy grubo ponad, stu lat) to była właśnie równość. To jej dzisiaj brakuje. W sprawach bardzo drobnych (z orgietkami - nie wiem, jaki problem, z orgietkami jest ok), takich jak na przykład to, że ateiście nie wolno kpić z uczuć religianckich, a religiantowi wolno kpić z uczuć ateistycznych. I w sprawach zupełnie fundamentalnych, jak to, że mi absolutnie nie wolno drukować pieniądza do płacenia w Polsce, a bankierowi wolno taki pieniądz produkować. To ostatnie to jest gigantyczny brak RÓWNOŚCI.

Po prostu powinna panować (i - uwaga - być chroniona!!!) wolność (i odpowiedzialność) - maksymalne poszanowanie wolności pachnie niebezpieczną utopią lub zwykłym pustosłowiem.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Miałbyś nawet racje tyle że system demokratyczny wcale nie zakłada że jak nie zagłosujesz to staje się on nielegalny, to czy oddasz głos dla legitymizacji nie ma żadnego znaczenia bo nawet gdyby w głosowaniu wzięła udział jedna osoba i oddała głos na samą siebie to jest to wg. systemu legitne.
Nie ma to znaczenia. Liczy się, jaką pozycję ma ten zwycięzca u opinii publicznej. Przy takim głosowaniu nie ma ma żadnej. Równie dobrze mógłby być wybrany na przewodniczącego klasy w jakiejś szkole.
Znasz w ogóle jakiś przypadek gdzie król sam się usunął po udowodnieniu mu że jest bękartem albo że nie rządzi z nadania Boga?
Znam przypadek Henryka IV Salickiego.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kanossa#"Pójść_do_Kanossy"

Z Kanossą jest związany jeden z najsłynniejszych sporów w historii Europy. Był to spór o inwestyturę między papieżem Grzegorzem VII a niemieckim cesarzem Henrykiem IV. Spór toczył się o prawo do inwestytury duchownych. Cesarz uważał, że to on powinien nadawać godności kościelne na ziemiach Cesarstwa, papież natomiast chciał zatrzymać ten przywilej w swoich rękach. W końcu Henryk IV wypowiedział posłuszeństwo papieżowi, ten zaś, na synodzie w Rzymie w 1076 roku, ekskomunikował go. Oznaczało to, że poddani cesarza zostali zwolnieni z nakazu posłuszeństwa względem władcy. Grzegorz VII ogłosił też, że po upływie roku ekskomunika stanie się ostateczna i nieodwołalna.

Początkowo Henryk IV planował akcję zbrojną przeciwko papieżowi. Niemieccy możnowładcy zagrozili jednak wyborem nowego władcy. W obawie przed rebelią cesarz uznał, że musi skłonić papieża do odwołania ekskomuniki i wyruszył w tym celu na południe. Tymczasem Grzegorz VII, w obawie przed najazdem, podróżował po włoskich lennach Cesarstwa, nakłaniając miejscowych możnych do poparcia go przeciw Henrykowi. W końcu schronił się na zamku w Kanossie.

25 stycznia 1077 roku Henryk stanął pod murami twierdzy. Chcąc okazać skruchę, czekał, klęcząc na śniegu, w worku pokutnym i boso. Dopiero po trzech dniach Grzegorz spotkał się z nim i uchylił ekskomunikę. Okazało się to dla niego zgubne, ponieważ po siedmiu latach cesarz zajął Rzym, a na miejscu Grzegorza osadził antypapieża Klemensa III. Zarazem Kanossa na stałe zmieniła relacje pomiędzy cesarzami rzymskimi i papieżami, a także doprowadziła do rozkładu obowiązujących od przeszło trzystu lat rytuałów władzy i ceremonialnych form spotkań pomiędzy przedstawicielami władzy duchownej i świeckiej[1].

W ogólnym sensie, powiedzenie pójść do Kanossy oznacza, że warto się czasem upokorzyć, by coś zyskać.

W delegitymizacji nie chodzi przecież o to, że twój szambelan prosi cię, żebyś zostawił klucze od swojego zamku wraz z koroną po dokonaniu szybkiej abdykacji, bo jemu się spieszy, a po prostu o to, że twoje rządy przestają być uznawane za prawomocne. Nikt nie podważa faktu twojego znajdowania się aktualnie u władzy - jeżeli się u takiej znajdujesz - ale zyskujesz status tyrana i istnieje przyzwolenie społeczne do wszczęcia przeciw tobie buntu czy nawet równoległego rozpatrzenia innej opcji, cudzych pretensji do rządzenia i zastąpienia cię kimś innym.

W tamtym przypadku to papież był zarówno legimizatorem jak i delegitymizatorem potwierdzającym lub obalającym praworządność panowania królów. Wstęp na tron i koronacja symbolicznie wiązała się ze złożeniem ślubów, a jeżeli papież uznał, że kiepsko służysz chrześcijańskiej wspólnocie, mógł cię ekskomunikować i zezwolić tym samym twoim chrześcijańskim poddanym na nieposłuszeństwo wobec ciebie, co na codzień bez ekskomuniki byłoby absolutely haram.

Niestety lud w demokracji jest znacznie głupszy od takiego papieża, bo nawet nie zdaje sobie sprawy, że ma taką opcję, powątpiewa w nią, więc nie przyjdzie mu do głowy, aby z niej skorzystać.

http://stosunki-miedzynarodowe.pl/slownik/58-l/589-legitymizacja

Legitymizacja zatem nadaje danemu porządkowi lub przywódcy autorytet lub wiążący charakter, przekształcając siłę we władzę. Różni się od legalności tym, że ta ostatnia niekoniecznie gwarantuje, że rząd będzie szanowany, a obywatele przyjmą swój obowiązek posłuszeństwa. Filozofowie polityczni traktują legitymizację jako zasadę moralną lub racjonalną, przyczynę, na podstawie, której rządy mogą domagać się posłuszeństwa od swych obywateli. Stąd prawo do legitymizacji jest ważniejsze niż fakt posłuszeństwa.
[...]
Problem legitymizacji, prawomocności reżimu lub systemu politycznego, połączony jest z najstarszą i jedną z najbardziej fundamentalnych debat politycznych, a mianowicie z zagadnieniem obowiązku politycznego. Dlaczego obywatele powinni uznawać autorytet rządu? Czy mają obowiązek szanować państwo i przestrzegać jego praw? We współczesnej debacie politycznej legitymacja jest zazwyczaj rozumiana nie jako moralny obowiązek, ale bardziej jako polityczne działania i przekonania. Innymi słowy, nie stawia się pytania, dlaczego ludzie powinni być posłuszni państwu w abstrakcyjnym sensie, ale dlaczego są posłuszni konkretnemu państwu czy systemowi politycznemu. Jakie są warunki łub procesy, które sprawiają, że ludzie uznają władzę za prawowitą, a zatem podtrzymują stabilność rządów? To odzwierciedla przejście od filozofii do socjologii, a jednocześnie podkreśla kontrowersyjną naturę legitymizacji. [...]

Nic. Legitymizacja to bzdura, złapałeś się sam w pułapkę wroga. System opiera się na przemocy a nie mitycznej legitymizacji
System opiera się zarówno na przemocy, jak i na mitycznej legitymizacji. Bez uprzedniej delegitymizacji władzy podnoszenie ręki na nią jest skazane na porażkę, bo wtedy to Ty zostajesz uznany przez społeczeństwo za kogoś występnego, a nie ta władza. Nie możesz wówczas grać bohatera, za jakim ruszą następni, bo w oczach ludzi uznających prawowitość tej władzy, godzisz w coś, na co oni przystali i może uznają za swój interes. W ich oczach jesteś przestępcą i będą domagać się od tej władzy, żeby coś z tobą zrobiła.

Posłużę się metaforą X-Winga, jak na fanboya przystało. Taki X-Wing, zanim go zestrzelisz, krusząc mu opancerzenie i kadłub, generuje osłony vel tarcze vel pola ochronne vel deflektory, które odbijają i pochłaniają wszelki energetyczny ostrzał. Dopóki nie zbijesz mu tych tarcz do zera (przynajmniej w miejscu, w które go trafiasz), nie masz co marzyć o osmaleniu mu opancerzenia i dotknięciu swoją bronią kadłuba. Osłony są niewidzialne, ale istnieją i do momentu ich osłabienia pilot X-Winga jest w zasadzie nietykalny. Co więcej, nawet jeśli je zupełnie zbijesz, myśliwiec ten ma całkiem mocny pancerz, więc niekoniecznie samo pozbycie się osłon, czyni jego zniszczenie formalnością.


Otóż władza też ma takie osłony i nazywa się je właśnie jej legitymizacją. Pierwsze strzały, które jej wymierzysz niekoniecznie pójdą bezpośrednio na jej konto, bo raczej zbierze je oburzona opinia publiczna - zniesmaczona, że ktoś śmiał zakwestionować ostatecznie stan, za jaki ona poręczyła, tak a nie inaczej rozdając karty. Władza z silną legitymacją do rządzenia jest w zasadzie niewrażliwa na krytykę, bo bronią jej i biorą tę krytykę na siebie sami wyborcy, którzy ją poparli, uznając jej istnienie w takim kształcie za przejaw swojej woli. Jeżeli ją zaatakujesz, będą mieli żal do ciebie albo uznają cię za jakiegoś antyspołecznego pojeba, który nie potrafi uszanować ustaleń ogółu.

Siła dopiero znajduje się pod tymi osłonami, bo to ona robi tu za kadłub. Można ją rozbić, ale dopiero wtedy, gdy nikt się za nią nie wstawi, czyli gdy będzie to akceptowalne społecznie, a zatem po delegitymizacji.

Może najlepiej zakończyć słowami pewnego Francuza:

Chciałbym jedynie pojąć, jak to jest możliwe, że tylu ludzi, tyle miasteczek, tyle miast, tyle narodów znosi niekiedy pojedynczego tyrana, który ma moc jedynie od tych, którzy mu ją dają.

[...]

Jest doprawdy czymś zdumiewającym – a przecież tak powszechnym, że wypada raczej zgrzytać zębami niż się dziwić – widzieć milion ludzi haniebnie podporządkowanych, dźwigających jarzmo, nie dlatego, że zmusiła ich do tego jakaś przemożna siła, lecz dlatego, że ulegli fascynacji i oczarowaniu imieniem jednego, którego nie powinni się bać, ponieważ jest sam, ani kochać ponieważ jest wobec nich nieludzki i okrutny. Na tym polega wszakże słabość ludzi: zmuszani do podlegania i kunktatorstwa, tracą ducha.

[...]

Tyrana nie musimy zwalczać ani zabić. Unicestwi się sam, byleby tylko kraj nie chciał mu dłużej służyć. Nie chodzi o to, by czegoś go pozbawić, ale o to, by niczego mu nie dawać. Nie trzeba, ani kraj zabiegał o coś dla siebie, wystarczy, jeśli nie będzie robił niczego przeciw sobie. Tak więc to same narody pozwalają czy może raczej każą się gnębić, jako że uniknęłyby tego, gdyby nie chciały więcej służyć. Lud sam oddaje się w niewole i podrzyna sobie gardło; mogąc wybrać poddaństwo albo swobodę, odrzuca wolność i przyodziewa jarzmo; przystaje na niedole, czy raczej jej szuka (…)

-- Étienne de La Boétie, Rozprawa o dobrowolnej niewoli
 
Ostatnia edycja:

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
Pomijajac psudofilozofię powiedziałbym tak - nie oddając głosu na eurosceptyka oddajesz go de facto na eurokratę, z powodu ich przewagi liczebnej. Cała kwestia wyborów do PE więc do tego sie sprowadza, czy tych kilkunastu, moze kilkudziesięciu eurosceptyków więcej (tym samym tyluż eurokratów mniej) ma dla Ciebie znaczenie czy nie. To wszystko.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
A ja bym powiedział, że nie oddając głosu na nikogo, nie oddajesz go na nikogo.
Nie obchodzi mnie ani, kilkunastu, ani kilkudziesięciu, ani kilkuset eurosceptyków lub euroentuzjastów w Parlamencie Europejskim.
Demokracja całościowo nie ma dla mnie znaczenia i chcę, aby tak pozostało, więc nie robię niczego, czym mógłbym go jej nadać.

Założenie, że mój głos jest równy każdemu innemu i waży dokładnie tyle samo, jest dla mnie wysoce obraźliwe, więc ja nie będę uczestniczył w czymś, co z zasady mnie obraża i nie docenia.
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 410
4 438
Należałoby to porządnie przemyśleć i rozłożyć akcenty, ale dobry pomysł. Jednak raczej jako część większej kampanii "Bądź sobą, realizuj się, kochaj". Nie głosuj powinno być odpowiednio ukryte pod przekazem pozytywnym.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ooo, następny sojusz libertarian będzie z muzułmanami. "Bądź muzułmaninem, nie głosuj". Kiedy libkowa kampania "Bądź libertarianinem, nie głosuj"?
Już dziś.

Zresztą tego rodzaju tandetne szantaże moralne można odwrócić. Najwięszymi sojusznikami muzułmanów są bezdzietni starokawalerowie, przyczyniający się do kryzysu demograficznego, a to znacznie bardziej namacalne dla losu kontynentu, niż to, czy ktoś głosuje czy nie. Zrobiłeś już przynajmniej trójeczkę dzieciaków? Jeśli nie, to widocznie jesteś za muzułmanami, którzy mają je w drodze. :)

Kiedy akcja "Bezdzietni piątą kolumną islamu"?
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Demokracja całościowo nie ma dla mnie znaczenia i chcę, aby tak pozostało

Przyłączasz się do proroka Gazdy? No wiesz, tego co jak chce naładować akumulator w swoim niezarejsestrowanym samochodzie na kradzione paliwo, to staje pod liniami wysokiego napięcia, rozkłada na dachu suszarkę do bielizny i sobie indukuje potrzebną energię.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
Ja jestem pragmatykiem. Większe jest prawdopodobieństwo, że zbierze się grupa osób i coś przegłosuje niż, że przez bierność zostanie zlikwidowane państwo. To bujanie w chmurach, nie znam przypadku w historii, gdy bycie biernym przyniosło efekty ludziom prezentującym taką postawę. Nie leży to w naturze ludzkiej, a więc takie działanie czy właściwie niedziałanie jest bezcelowe. Być może niegłosujący z powodów ideowych nie wierzą, że jakakolwiek forma walki będzie skuteczna, więc chowają się w skorupę i żyją sobie swoim życiem. To trzeba powiedzieć otwarcie: nie ma szans by nastał nasz raj, więc nic nie będziemy robić. I git.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 729
4 693
W ogóle sama propaganda Sośnierza jest warta, żeby tam siedział. Może by nawet teraz ktos jeszcze poszedł w jego ślady. Jeśli mam wydawać forsę na kogoś z PO czy PiS to czemu chociaż jednemu tej kasy nie zabrać i dać Sośnierzowi na coś rigczowego. Nie pojmuję tej logiki. To aż serce rośnie jak sie na gościa patrzy
Mnie się wydaje, że bylbym bardziej hardkorowy, oddal bym całą kase a to na Tora, a to Telegrama albo Signala czy nawet Pirate Baya, Open Bazar czy Rossa Ulbrichta żeby narobić szumu. Ale nie wymagam aż tego, a Sośnierz jest koszerny, i ma coraz większy following. To po cholere -nie głosując- mam opłacać jakiegoś Popisowca??
 
D

Deleted member 6431

Guest
Kurde co ja czytam że głos oddany obraża was ??? To jak chceciie zmieniać na lepsze ??? siedzenie w domu nie zmieni nic a jak na wybory pójdą ludzie niechodzący zjednoczą sie i zagłosuja na wybranego kandydata to jest szansa że może coś się nam udać.Chyba że wam jest dobrze i nie chcecie zmian ??? w takim razie po co narzekania że to że tamto itd???
 
Do góry Bottom