Feminizm

Bajaratt

First of his name
348
1 551
Diss po Anicie
http://www.filmweb.pl/article/Rozbierając+Anitę-115765
Autorka, Ludwika Mastelarz, ongiś napisała bardzo prawilny artykuł o Deadwood z tym cytatem
Prawo zaś wypływa nie z poczucia sprawiedliwości, ale z lęku przed przemocą i potrzebą ochrony samego siebie. Brzmi to być może mrocznie i pesymistycznie, jednak od znanych chociażby z powieści Cormaca McCarthy'ego apokaliptycznych wizji Dzikiego Zachodu oddziela Deadwood wiara autorów w człowieka, jako zoon politikon, przekonanie, że w obliczu kryzysu jest on zdolny do współpracy, a racjonalny egoizm nie wyklucza bliskich relacji między jednostkami. A także autentycznej miłości i przyjaźni.
,
Swoja babka :)
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Z kolei Roderick Long z jakimś innym typem dojebał kiedyś tekstem o "libertariańskim" feminiźmie i heglowania tam było od zajebania. Krytykował właśnie Wendy McElroy że była za mało feministyczna (czytaj lewacka). Trzeba uważać na takich cwaniaczków bo później wychodzą mutualizmy i inne chujstwa. Lewacy to mistrzowie podpierdalania pojęć. Dlatego ja uważam że zdrowiej jest się odciąć od feminizmów, ekologizmów itp.

Pewnie chodzi o „Libertarian Feminism: Can this marriage be saved?”. Głównie tu filmiki i memy i mało poza tym się tu dzieje to tak dla rozruszania dyskusji i podgrzania atmosfery polecam ten tekst. A dla tych, dla których jest on za długi i nie mają ochoty czytać go w całości przygotowałem taką mini wersję trochę poskracaną, trochę postreszczaną, może trochę kulawą, ale na potrzeby wpisu w sam raz.
Autorzy spostrzegają, że istnieją pewne podobieństwa pomiędzy libertarianizmem a feminizmem, choć współcześnie libertarianie odrzucają w przewwżającej części argumentację feministyczną i vice-versa. Dla przykładu radykalna feministka Catharine MacKinnon stwierdziła, że "Państwo jest mężczyzną w feministycznym sensie" i, że „Prawo widzi i traktuje kobiety w ten sposób w jaki mężczyźni widzą i traktują kobiety". Libertariańskie udoskonalenie tej myśli może brzmieć: państwo widzi i traktuje każdego w ten sposób w jaki mężczyzna widzi i traktuje kobiety. Ideał kobiety chętnnej do poddania się łaskawemu, męskiemu opiekunowi zarazem jest zasilany przez, jak i również zasila ideał obywatela gotowego poddać się łaskawej opiece rządu. „Nie jesteśmy wśród dzikich zwierząt; Od kogo i czy kobiety potrzebują ochrony? Od jej protektorów!" grzmiała Ezra Heywood; w ten sam sposób libertarianie często opisują państwo jako podmiot, który chroni ludzi przede wszystkim od szkód spowodowanych lub nasilonych w pierwszej kolejności przez samo państwo.
Podobnie jak w patriarchacie, wymuszony seks nie jest uznawany za poważny gwałt, chyba że sprawca jest obcym, a nie własnym mężem, tak w etatyzmie, przymus rządowy nie jest uznawany za prawdziwą tyranię, chyba że odbywa się on pod niedemokratyczną dyktaturą. Przysięga małżeńska, jako licencja na gwałcenie, ma swój odpowiednik w głosowaniu wyborczym, jako licencji na tyranię. Maltretowanym kobietom i poddanym tyrani państwowej obywatelom zadaje się to same pytanie „Jeśli ci się nie podoba, to dlaczego nie odejdziesz?"- Tylko dlaczego to ofiary mają odejść a nie tyran? Gdy feministki mówią o potrzebie odrzucenia patriarchatu i jego opresyjnym obliczu, libertarianie stwierdzają, że nie jest to konieczne, bo niektóre kobiety chcą żyć w patriarchacie i stąd nie musi on być koniecznie opresyjny. Ale podobnie gdy anarchokapitaliści mówią o potrzebie odrzucenia państwa, to można by powiedzieć, że są obywatele, którzy chcą żyć pod państwowymi rządami. I czy to przesądza o tym, że państwo jest mniej opresyjne?
Gdy najradykalniejsze feministki mówią, że męska supremacja opiera się w dużej mierze na gwałcie, jak wtedy, gdy Susan Brownmiller charakteryzuje gwałt jako "świadomy proces zastraszania, w którym wszyscy mężczyźni zachowują wszystkie kobiety w stanie strachu" -libertarianie często lekceważą to na podstawie tego, że nie wszyscy mężczyźni są dosłowne gwałcicielami i nie wszystkie kobiety są dosłownie zgwałcone. Ale kiedy Ludwig von Mises twierdził, że "ingerencja rządu zawsze oznacza albo gwałtowne działanie lub groźbę takiego działania", że opiera się ona "w ostateczności na zatrudnieniu uzbrojonych ludzi, policjantów, żandarmów, żołnierzy, więziennych strażników i katów", a jego „zasadniczą cechą" jest „wykonanie dekretów przez pokonanie, zabijanie i więzienie", libertarianie przyklaskują temu jako upragnionej demistyfikacji państwa. Libertarianie słusznie uznają, że legalnie wprowadzona przemoc to środki, dzięki którym wszyscy władcy trzymają wszystkich obywateli w stanie strachu, choć nie wszyscy funkcjonariusze rządu osobiście dokonują pobić, mordują lub więżą kogokolwiek.
Libertarianie często pozostają niewzruszeni na feministyczną krytykę norm społecznych, które lekceważą kobiecy brak przyzwolania na stosunek seksualny, ale są oburzeni na teorie milczącej lub hipotetycznej zgody, które lekceważą głos obywateli niechcących podporządkować się rządowej władzy.
Libertarianie atakują feministki za ich feministyczną krytykę molestowania seksualnego i mizoginistycznej pornografii. Feministki w szczególności są atakowane jako czołowi krzyżowcy "politycznej poprawności" i scharakteryzowane jako zabawopsujki, cenzorki nienawidzące mężczyzn, krytykujące dobrowolne akty seksualne lub sztukę, w której kobiety są zdominowane lub się im uwłacza; oczywistym jest twierdzenie, że to wszystko nie jest przemocą, więc femninistki nie mają tu żadnych podstaw do stosowania politycznego sprzeciwu z wolnościowego punktu widzenia. Tyle, że fali krytyki nie spotyka popularna wśród libertarian powieść Ayn Rand Źródło poświęcająca stosunkowo mało uwagi uciskowi rządowemu, a której główny nacisk położony jest na presję społeczną, która zachęca do konformizmu i karze za niezależność. Rand śledzi jak takie naciski działają za pomocą głównie pozarządowych środków przymusu.

Relacje pomiędzy libertarianizmem i feminizmem nie zawsze były tak chłodne.
Wendy McElroy przypomniała tradycję wolnościowego feminizmu, które w większości zostały zapomniane zarówno przez libertarian jak i feministki w XX wieku. Do tego grona można zaliczyć radykalych XIX-wiecznych indywidualistów, w tym między innymi Voltairinę de Cleyre, Angelę Heywood, Herberta Spencera i Benjamina Tuckera.
Pewna grupa dziewiętnastowiecznych libertarian, która obejmowała klasycznych liberałów w tradycji Jana-Baptysty Saya i Herberta Spencera, a także anarchoindywidualistów w tradycji Josiaha Warrena potępiała opresyjne instytucje polityczne i ich praktyki i postrzegała je jako część większego, splatającego się wzajemnie systemu, wzmacniającego się polityczne, gospodarczo, kulturalnie i strukturalnie. Herbert Spencer, na przykład, uważał patriarchat za pierwotną postać ucisku klasowego, model dla pochodzenia wszystkich kolejnych form rządów klasowych. Uważał, że podstawowe zróżnicowanie polityczne wywodzi się z pierwotnego zróżnicowania rodziny. W prymitywnym społeczeństwie kobiety stanowiły niewolniczą klasę, a mężczyźni klasę rządzącą. Mężczyźni zajmowali się się wojną i polowaniami, mieli nieograniczoną władzę, a niewolnicza klasa kobiet, zajmowała się zbieractwem i służeniu mężczyznom. Był to najwcześniejszy podział pracy. Przez długi czas żaden inny nie istniał. Wg Spencera, domowy despotyzm współgra z despotyzmem politycznym i wiąże się z wojowniczością. Gdzie wszyscy mężczyźni są wojownikami, a praca jest wykonywana wyłącznie przez kobiety, wojowniczość jest największa. To jest praprzyczyna państwowości. Pozycja kobiet staje się lepsza w miarę tego, jak działania wojenne są zastępowane działalnością rynkową. Stąd też Spencer utożsamiał zastąpienie zmilitaryzowanych, hierarchicznych społeczeństw przez bardziej rynkowo zorientowane społeczeństwa bazujące na handlowej i wzajemnej wymianie jako ściśle sprzymierzone z regresem patriarchatu na rzecz wzrastającej równości płciowej. Spencer, ze swej strony, nie ograniczał swej krytyki do tylko tych form patriarchalnej opresji, które były dosłownie przemocą lub przymusem w sensie łamania praw wolnościowych; potępiał nie tylko przepis prawny, że "mąż może przejąć w posiadanie zarobki swej żony wbrew jej woli" lub ustawę, która pozwalała mężczyźnie bić swoją żonę, ale cały system oczekiwań społecznych oraz instytucji ekonomicznych i kulturalnych, w których zostały osadzone te formy ucisku. Skarżył się, na przykład, na wiele różnych czynników, częściej kulturowych niż prawnych, które systematycznie opóźniały rozwój intelektualny kobiet, takich jak niedopuszaczanie kobiet do edukacji na uczelniach wyższych, nie zaszczepianiu kobietom ambicji itd.
Źródła takich problemów jak przemoc w rodzinie czy przestępstwa dokonywane pod wpływem zazdrości, leżały wg anarchoindywidualisty Stephena Pearla Andrewsa we wpajaniu wartości patriarchalnych takich jak to, że kobieta należy nie do siebie, a do mężczyzny. Zmienić to można było nie przez reformę prawną a kulturową, ale również na gruncie gospodarczym. Gdy mąż i ojciec zarabia wszystkie pieniądze, i wydziela psie grosze żonie lub córce są one wtedy zależne. Kobieta staje się sługą. Dziewiętnastowieczni libertarianie, zwłaszcza w krajach anglojęzycznych, byli głęboko sceptyczni wobec instytucji małżeństwa. Moses Harman twierdził, że małżeństwo jest niesprawiedliwe dla kobiety, bo pozbawia ją prawa własności i kontroli nad własną osobą, własnych dzieci, własnego nazwiska, swojego czasu i pracy. Był przeciwny zalegalizowanwmu małżeństwu, ponieważ „małżeństwo to gwałt”. Kobieta ma nazwisko najpierw po ojcu, potem po mężu, tak jak tradycyjnie niewolnik brał nazwisko swego pana, "Zmiana nazwiska za każdym razem, gdy zmianie uległ właściciel”. Niektórzy, jak Harman i Spencer myśleli, że rozwiązanie leży w traktowaniu małżeństwa jako czysto prywatnej umowy, a nie usankcjonowanej i regulowanej przez państwo. Inni jak np. de Cleyre poszli dalej i odrzucili małżeństwo w jakiejkolwiek formie, czy to kontraktu państwowego czy to prywatnego, jako dziedzictwa patriarchatu. Victor Yarros i Anselme Bellegarrigue jednak doradzali kobietom wykorzystać istniejące konwencje płciowe, aby dostać męskie wsparcie. Benjamin Tucker i Sarah Holmes, przeciwnie, podkreślili, że każdy człowiek, czy mężczyzna czy kobieta, powinni się sami utrzymywać i oboje powinni mieć swój oddzielny dom. Podkreślano także religijny charakter instytucji małżeństwa i rolę męskich kapłanów w kontroli seksu, prokreacji, rozwodów itd.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
W odróżnieniu od współczesnych etatystycznych socjalliberałów, dziewiętnastowieczni wolnościowcy identyfikując problemy nie chcieli ich rozwiązywać przy pomocy rządowych ingerencji. Nie-libertarianie zazwyczaj przeceniają skuteczność rozwiązań rządowych, a nie doceniają skuteczność rozwiązań pozarządowych. W XIX wieku libertariańskie feministki sprzeciwiały się działaniu państwa nie tylko z powodu swoich zastrzeżeniach moralnych do państwowego przymusu, ale również dlatego, że rozumiały państwo - przy użyciu państwa zwalczać męską supremację, to tak jakby próbować ugasić pożar naftą.
Wyzwolenie polityczne, może być osiągnięte tylko przez dogłębną przemianę społeczeństwa jako całości. Moses Harman, na przykład, utrzymał nie tylko, że rodzina była patriarchalna, ponieważ była regulowana przez państwo patriarchalne, ale także, że państwo było patriarchalne, ponieważ zostało założone na patriarchalnej rodzinie.
Rozwój państwa socjalistycznego we czesnych latach 20-tych XX wieku doprowadził libertarian do zawarcia sojuszu z konserwatystami. Z tego względu nastąpił rozwód libertarianizmu i feminizmu. Obie te ideologie poszły oddzielnymi drogami. Od tego rozstania, feministki opracowywały coraz bardziej skomplikowane analizy i demistyfikacje patriarchatu, niepoświęcając uwagi rozrostowi etatyzmu; libertarianie opracowywali coraz bardziej skomplikowane analizy i demistyfikacje etatyzmu, ale tracili zainteresowanie do zrozumienia patriarchatu.

Autorzy proponują aby dokonać ponownego mariażu feminizmu i libertarianizmu. Ale nie chcą aby był to związek patriarchalny, w którym jedna storna podporządkowuje się drugiej, w którym feminizm jest wchłonięty lub stłumiony przez libertarianizm. Proponują stworzyć szerszy antyautorytarny ruch, do którego libertarianie wnieśliby swą krytykę państwowej opresji, a feministki krytykę społecznej opresji.
Może być trudno przekonać feministki do tego, ale jakieś punkty zaczepienia są.
Feministki takie jak Kate Millett i Catharine MacKinnon bezpośrednio krytykowały koncepcje polityczne, które są związane wyłącznie ze sprawowaniem władzy państwowej.
Historyk drugiej fali feminizmu, Susan Brownmiller wykazała, że wiele z najbardziej uderzających osiągnięć radykalnego feminizmu zostało osiągnięte za pomocą działań, które miały zarówno wyraźnie polityczny charakter, ale był on również niezależny od państwych procesów. Były to grupy podnoszenia świadomości, happeningi przeciw ulicznemu molestowaniu i seksistowskim firmom, tworzenie autonomicznych, prowadzonych przez kobiety instytucji takich jak niepubliczne żłobki i przedszkola, schroniska dla maltretowanych kobiet i centra kryzysowe dla ofiar gwałtów.
MacKinnon i R. Amy Elman twierdzą w „Podporządkowaniu seksualnym i interwencji państwa”, że feministyczny aktywizm przeciwko gwałtom i pobiciom spotkał się ze znacznie większym powodzeniem w Stanach Zjednoczonych niż w "postępowej" Szwecji ze względu na (względną) decentralizację władzy politycznej w USA !!!
Z kolei państwowe działania mogą przynosić skutki odmienne od przyświecających im celów, tak jak ustawa o zwalczaniu pornografii napisana z feministycznych intencji została zastosowana przez męską policję i męskich sędziów do cenzurowania publikacji feministycznych.
Autorzy nie podzielają stąd postawy Wendy McElroy. McElroy uważa, że kobiety są dyskryminowane za sprawą państwa i w związku tym należy zwalczać tą państwową dyskryminację, natomiast McElroy uważa, że nie można wtrącać się w prywatną dyskryminację. To jest to co odróżnia ją od Longa i Johnsona. Oni z kolei uważają, że można sprzeciwiać się formą prywatnej dyskryminacji, ale pod warunkiem, że nie narusza się NAPu. I tak autorzy włączają się w spór pomiędzy McElroy a takimi feministkami, jak MacKinnon, która sugerowała, że „przyzwolenie czy stosunki seksualne w szczególności albo tradycyjne role płciowe w ogólności, są w dużej mierze strukturalną fikcją do legitymizowania prawdziwego przymusu wbudowanego w społeczne normy wyjaśniające heteroseksualne stosunki płciowe.” Liberalne i libertariańskie feministki jak McElroy oponowały, że takie podejście lekceważy kobiety przez niedocenianie ich zdolności do dokonywania autonomicznych wyborów. Ale zdaniem autorów MacKinnon i inne radykalne feministki najlepiej jest interpretować, nie jako stwierdzające dosłwną równoważność pomiędzy gwałtem a zwykłym stosunkiem płciowym, ale tylko jako twierdzące, że oba dużo mniej różnią się w rzeczywistości niż się to wydaje. McElroy zarzucała MacKinnon trywaializację gwałtu. Long i Johnson poniekąd się z tą uwagą na temat trywializacji zgadzają, ale zwracają uwagę, że jeślii zbagatelizowanie różnicy między dwoma rodzajami zła trywializuje te większe, to wyolbrzymienie tej różnicy z kolei prowadzi do ignorowania tego mniejszego. Przy czym podkreślają, że różnica między dosłownym przymusem a innymi formami nacisku zewnętrznego jest absolutnie kluczowa dla libertarianizmu i by być libertarianinem nie można zatrzeć tych różnic. Ale nie oznacza to, że libertariańskie feministki muszą rezygnować ze swoich celów. Dlaczego nie mogą podążać za XIX-wiecznymi libertarianami, którzy nie zaprzeczali istnienia i znaczenia prywatnej dyskryminacji, ale niechcieli jej zwalczać za pomocą przymusu prawnego? Nie ma nic, niespójnego lub nielibertariańskiego w uznaniu, że wybory kobiet pod patriarchalnymi strukturami społecznymi, mogą być na tyle "dobrowolne" w wolnościowym znaczeniu, aby nie ingerować w to ustawodawczo, a jednocześnie są wystarczająco "mimowolne" w szerszym znaczeniu i można uznać je za moralnie problematyczne i stąd jako uzasadniony cel działalności społecznej. Przecież libertarianie nie mają żadnych problemów, mówiąc tak o ideologii etatystycznej. Libertarianie często skarżą się, że taka ideologia jest wszechobecna w społeczeństwie i trudno dać jej opór, bo zarówno służy legalnemu przymusowi państwowemu i otrzymuje od tego przymusu mecenat, czyniąc państwowy ucisk niewidzialnym a jego krytyków niesłyszalnymi. Mówiąc te rzeczy, libertarianie nie zacierają różnic między państwowym przymusem a jego rzecznictwem ideologicznym (najwidoczniej Johnson i Long na libnet nie zaglądają) i żaden libertarianin nie sprzyja przymusowemu tłumieniu etatystycznej ideologii.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Już sam początek...
[...] „Prawo widzi i traktuje kobiety w ten sposób w jaki mężczyźni widzą i traktują kobiety". Libertariańskie udoskonalenie tej myśli może brzmieć: państwo widzi i traktuje każdego w ten sposób w jaki mężczyzna widzi i traktuje kobiety
Prawo daje przywileje kobiecie w stosunku do mężczyzn... więc coś nie trafione zupełnie... Sugestia, że mężczyzna na siłę daje przywileje kobiecie? Naciągana teza w chuj.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
Diss po Anicie
http://www.filmweb.pl/article/Rozbierając+Anitę-115765
Autorka, Ludwika Mastelarz, ongiś napisała bardzo prawilny artykuł o Deadwood z tym cytatem
,
Swoja babka :)
I do tego ładna ;)

101a384.jpg
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
państwo widzi i traktuje każdego w ten sposób w jaki mężczyzna widzi i traktuje kobiety. Ideał kobiety chętnnej do poddania się łaskawemu, męskiemu opiekunowi zarazem jest zasilany przez, jak i również zasila ideał obywatela gotowego poddać się łaskawej opiece rządu
tere fere kuku. Tak jak kobieta która lubi nianczyć dzieci i lubi zasiłki i tak dalej mozna by przypisać że wolałaby państwo. pierdolenie aż głowa boli.

Podobnie jak w patriarchacie, wymuszony seks nie jest uznawany za poważny gwałt, chyba że sprawca jest obcym, a nie własnym mężem, tak w etatyzmie, przymus rządowy nie jest uznawany za prawdziwą tyranię, chyba że odbywa się on pod niedemokratyczną dyktaturą. Przysięga małżeńska, jako licencja na gwałcenie, ma swój odpowiednik w głosowaniu wyborczym, jako licencji na tyranię.
Małżeństwo == licencja na gwałt. Że co kurwa? zero RiGCzu...

troszkę czytałem dalej ale nie miałem siły. Feminizm gówno wnosi do libertarianizmu.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Zanim przejdę do meritum, taka mała refleksja na temat kondycji polskiego libertarianizmu.
Ciężko jest mi jednoznacznie ocenić jego stan. Z jednej strony stale przybywa jego zwolenników. Popatrzmy na forum. Coraz więcej użytkowników. Co prawda, niektórzy nic nie wnoszą poza memami i filmikami, ale dla równowagi pojawiają się tacy co mają coś ciekawego do powiedzenia. Więc niby jest dobrze. Ale ten przyrost jest dzięki Korwinowi. To ludzie poprzez zainteresowanie nim tu trafiają. Libertarianizm jest obecny w Polsce od ćwierć wieku, ale sami libertarianie mają nikły wkład w rozpropagowaniu wolnościowej idei. Libertarianie mają problem by zdobyć kogoś kto nie był zwolennikiem Korwina, a te kuce co są pozyskiwane stanowią specyficzną podgrupę. Czyli nie każdy korwinowski kuc zostanie libem. JKM rządzi i ruch okołowolnościowy jest w zasadzie jego dzieckiem. A libertarianie mają problem z przecięciem pępowiny. Żeby się usamodzielnić trzbea znaleźć własną drogę i mieć do zaoferowania ludziom coś innego niż Korwin. Jak się samemu tego nie potrafi zrobić to trzeba zrobić przegląd nurtów są w libertarianizmie i znaleźć inspirację. Czy taką opcją może być libertarianizm a'la Roderick Long? Trudne pytanie, ale jest to coś bardzo odmiennego od tego co teraz tu panuje. Korwin zdobył popularność dzięki kontrowersyjności. Z polsko-ciemnogrodzkiej perspektywy światopogląd Longa również jest kontrowersyjny. Na takiej samej zasadzie byłyby łowy, tylko inny target. Przechodząc do spraw związanych z tematem.
Feminizm gówno wnosi do libertarianizmu.
Jakbyś przeczytał do końca to byś wiedział, że Charlsowi Johnsonowi i Roderickowi Longowi ani nie chodzi o to, że on coś wnosi, a nawet oni nie chcą by feminizm miał coś wnosić do libertarianizmu, czy na odwrót, za co krytykują Wendy McElroy. Wyjaśniam: Johnson i Long dzielą libertarianizm na wąski i szeroki. Wąskie podejście to te, które ogranicza się tylko do libertariańskich spraw – wolności negatywnwej - tu zaliczają jako klasyczny przykład Waltera Blocka. Szerokie podejście to zintegrowanie libertariańskich celów z innymi celami pozwalającymi przetrwać wolnościowemu społeczeństwu, czyli do dążenia do czegoś więcej niż tylko wolność negatywna. Do tego grona siebie wliczają po lewej stronie, a po prwaej np. Hoppego.
Oni chcą utworzyć szeroki front antyautorytatywny. Libertarianie mają wnieść do tego ruchu krytykę opresji rządowej, a feministki krytykę opresji społecznej. Oni uważają, że jest na pewno jeden rodzaj zła, za które nie odpowiada państwo. Jest nim powstanie samego pańśtwa. Ono samo się nie stworzyło. Są pewne postawy, które do niego prowadzą i ich zdaniem należy je piętnować.
tere fere kuku. Tak jak kobieta która lubi nianczyć dzieci i lubi zasiłki i tak dalej mozna by przypisać że wolałaby państwo. pierdolenie aż głowa boli.
Oczywiście, że można patrzeć tak jak Ty patrzysz na to wyrywając to z całości. Ale idąc dalej z tym o czym pisałem wcześniej, ideałem dla władców, jest spolegliwy poddany. Niezależnie czy będzie to obywatel państwa, czy kobieta w patriarchalnej rodzinie. Usłużny poddany będzie usłużnym poddanym na różnych polach. Oni chcą to uświadomić. I pokazać, że tu mogą w podobnym kierunku iść libertarianie i feministki.
Małżeństwo == licencja na gwałt. Że co kurwa? zero RiGCzu...
Co więcej pokazują pewne podobieństwa. Krytykując radykalne feministki, można w podobny sposób skrytykować radykalnych libertarian.
 

tolep

five miles out
8 556
15 441
Podobnie jak w patriarchacie, wymuszony seks nie jest uznawany za poważny gwałt, chyba że sprawca jest obcym, a nie własnym mężem, tak w etatyzmie, przymus rządowy nie jest uznawany za prawdziwą tyranię, chyba że odbywa się on pod niedemokratyczną dyktaturą. Przysięga małżeńska, jako licencja na gwałcenie, ma swój odpowiednik w głosowaniu wyborczym, jako licencji na tyranię.

To jest tak absurdalna analogia, że trudno znaleźć odpowiednie słowa by z nią polemizować. Nic się nie zgadza i nie ma żadnych podobieństw, są wyłącznie różnice.

Poza tym są w powyższym cytacie co najmniej dwa oczywiście nieprawdziwe stwierdzenia. Jedno, że małżeństwo jest instytucją patriarchatu - chyba nigdy nie było, a obecnie jest wręcz przeciwnie. Drugie, że przymus rządowy w demokracji nie jest uznawany za tyranię w odróżnieniu od przymusu w niedemokracji. Przez kogo?
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Pewnie chodzi o to, że wielu demokratów uważa, że demokratyczny rząd może zrobić co zechce jeśli został demokratycznie wybrany.
Co do małżeństw to za pewne chodzić o to, że radykalne feministki mogą je za takie uważąć.
EDIT: Czyli w sumie chodzi o to, że radykalni libertarianie czasami nie chcą brać udzału w wyborach, bo mogłoby to oznaczać legimityzowanie władzy. Podobnie radykalne feministki mogą odrzucać małżeństwo jako legitymizowanie patriarchatu.
 
Ostatnia edycja:

kompowiec

freetard
2 568
2 622
Krytykując radykalne feministki, można w podobny sposób skrytykować radykalnych libertarian.
Niestety ale tak jak mówi @up + "nigdy nie można być zbyt radykalnym w obronie wolności" czy jakoś tak. Libertariańskie koncepcje przynajmniej mają LOGICZNE podstawy, feminizm - absolutnie nie.

Ale idąc dalej z tym o czym pisałem wcześniej, ideałem dla władców, jest spolegliwy poddany. Niezależnie czy będzie to obywatel państwa, czy kobieta w patriarchalnej rodzinie. Libertarianie mają wnieść do tego ruchu krytykę opresji rządowej, a feministki krytykę opresji społeczne
Libertarianizm jako filozoficzna całość dokładnie o tym mówi - nieważne czy uświadamia nas w tym feministka czy korwinista,liba nie obchodzą opresje którejkolwiek ze stron.
 

tolep

five miles out
8 556
15 441
No ale co ma wspólnego demokrata z wolnościowcem?

Wracając do tej "analogii". Małżeństwo/konkubinat (obecnie nie ma istotnej różnicy) to relacja dobrowolna którą można bez problemu natychmiastowo zakończyć, nie wstępując w żadną inna podobną. W ogóle nie ma problemu, by jej nie rozpoczynać.
Porównanie z relacją człowiek-władza jest o tyle przydatne, że pokazuje iż jest to na każdej płaszczyźnie relacja o cechach przeciwnych.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Libertariańskie koncepcje przynajmniej mają LOGICZNE podstawy, feminizm - absolutnie nie.
Nie znam się na feminizmie więc nie roztrzygnę tego. A Ty jesteś pewny, że znasz go na tyle, by jednoznacznie to stwierdzić?
kompowie napisał:
Libertarianizm jako filozoficzna całość dokładnie o tym mówi - nieważne czy uświadamia nas w tym feministka czy korwinista,liba nie obchodzą opresje którejkolwiek ze stron.
Odnośnie tej spolegliwości to sens tego jest taki, że taka spolegliwa kobieta – ideał fanów patriarchatu, w tym wielu fanów Korwina – będzie również spolegliwą poddaną władzy państwowej. A dla państwa wygodnie by było jakby obywatel-facet był jak ta spolegliwa kobieta w patriarchacie. Tu autorzy tekstu widzą wspólną pracę dla libertarian i feministek. Na fanów Korwina nie ma za bardzo co tu liczyć.
Zacytowałeś ten fragment o wspólnym froncie. Im chodzi o to, że do początków dwudziestego wieku radykalne feministki szły w ramię w ramię z wieloma anarchoindywidualistami i klasycznymi liberałami. W dwudziestym wieku te drogi się rozeszły. Feministki zajęły się społeczną opresją. I zdaniem Longa i Johnsona bardzo rozwinęły tę teorię, porzucając zainteresowanie państwową opresją, a środowiska libertariańśckie (czy protolibertariańskie) rozwinęły teorię rządowej opresji, nie interesując się tą społeczną. Oni chcą to połączyć. Ja się nie znam na opresji społecznej, bo nigdy się tym nie interesowałem, jak większość libertarian. Trudno mi zatem osądzić czy jest ona sensowna. Ale może coś w tym jest? Większość ludzi też może uważać, że jest teraz wolny rynek i czego my się tam czepiamy. Może podobnie jest z tą społeczną opresją.
topel napisał:
No ale co ma wspólnego demokrata z wolnościowcem?
Prawdę mówiąc ciężko mi na 100% stwierdzić co mieli autorzy na myśli, więc tak kombinuję. Ja to odbieram tak, że społeczeństwo demokratyczne idealizuje wybory. Idź zagłosuj, bądź czynny politycznie. A jak już się wybierze jakiegoś drania, to się mówi, poparłeś go, a więc ma prawo robić co chce. W dzisiejszych czasach świat zachodni ma hopla na punkcie demokracji i mainstream widzi problem głównie w niedemokratycznej władzy. Dlatego ci bardziej radykalni nie chcą brać udziału w wyborach.
topel napisał:
Wracając do tej "analogii". Małżeństwo/konkubinat (obecnie nie ma istotnej różnicy) to relacja dobrowolna którą można bez problemu natychmiastowo zakończyć, nie wstępując w żadną inna podobną. W ogóle nie ma problemu, by jej nie rozpoczynać.
Też mam takie zdanie jak Ty. Ale jak już wcześniej pisałem, nigdy się nie interesowałem społecznymi opresjami, feminizmami i się na tym nie znam. Widocznie radykalne feministki nie chcą wchodzić w związki małżeńskie, bo mają jakiś powód (mniej lub bardziej trafny) dla którego zawieranie ich jest małokorzystne.
 

kompowiec

freetard
2 568
2 622
Nie znam się na feminizmie więc nie roztrzygnę tego. A Ty jesteś pewny, że znasz go na tyle, by jednoznacznie to stwierdzić?
też nie jestem ekspertem, ale za samą ideę "równości" (notabene wspierana właśnie przez anarchokomuchów) czy uprzywilejowywanie którejkolwiek z grup powoduje wątpliwości... dla libów taka postawa jest błędnym założeniem.

porzucając zainteresowanie państwową opresją, a środowiska libertariańśckie (czy protolibertariańskie) rozwinęły teorię rządowej opresji, nie interesując się tą społeczną. Oni chcą to połączyć.
Tak jak pisałeś wcześniej:
Oni uważają, że jest na pewno jeden rodzaj zła, za które nie odpowiada państwo. Jest nim powstanie samego pańśtwa. Ono samo się nie stworzyło. Są pewne postawy, które do niego prowadzą i ich zdaniem należy je piętnować
Skoro libertarianizm zajmuje się opresją rządową, którą ludzie lubią być uwłaczani to dlatego piszę o tym że ta filozofia zajmuje się obiema tymi aspektami jako całość, żeby przestać się wpierdzielać w nie swoje sprawy. Inna sprawa że libertarianizm jest nieco amoralny, więc rozstrzyganie społecznych sporów też zależy od ludzi, nie od ideologii która mi coś narzuca (jak np. kościół).
 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 556
15 441
Ja to odbieram tak, że społeczeństwo demokratyczne idealizuje wybory.

Sądzę, że mocno wątpię.

Raczej wygląda to tak jak u proroka Przewodasa.

Monarchiści po rozgonieniu Sejmu doszli do wniosku że „teraz albo nigdy” i po-stawili wszystko na jedną kartę. Dziesięć kroków po wyjściu z klatki byłem już członkiem dostojnej manifestacji fałszującej okropnie, za to głośno „Bogurodzicę”. Dwie przecznice dalej okazało się że na identyczny pomysł wpadli anarchiści. Ci dla odmiany zawodzili „Mury”. Obie manifestacje odnosiły się do siebie z taką wyższością, że w ogóle się nie zauważały. Przez blisko trzy przystanki tramwajowe oba tłumy maszerowały każdy swoją połówką jezdni, zgodnie blokując cały ruch. Co było dalej, nie wiem bo skręciłem w swoją stronę. Potem minąłem plac na którym lewicowy bez wątpienia elektorat wygwizdywał lewicowych posłów za to, że dali sobie wklepać na oczach całej Pol-ski. I jakoś specjalnie głośno nie domagano się przywrócenia demokracji. Wręcz przeciwnie. Na mieście czuć było dużą ulgę i luz, że wreszcie przestano rozciągać nas i przykrawać do europejskich gabarytów. Policja spokojnie kierowała ruchem demonstrantów, którzy domagali się wielu dziwnych rzeczy, ale na pewno nie demokracji. Wyglądało na to, że wreszcie mamy swój ulubiony ustrój - dyktaturę bez terroru.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
@topel
Ciekawe to co piszesz. Ja w każdym bądź razie nie będę brnąć w offtop.

@kompowiec
Piszesz trochę nieskładnie i trudno to zrozumieć, więc nie jestem pewien czy kumasz o co chodzi.
Na wszelki wypadek wyjaśnię, Można mieć opory przed tym co proponuje Long - sam mam takie, bo wydaje się to taką zbytnią ingerencją. Ale on jednak wyraźnie rozgranicza pewne rzeczy. W tym jego wymarzonym ruchu, feministki miałyby wnieść kwestie społeczne. Ale takie rzeczy nie powinny być w żaden sposób narzucane. Te sprawy mają być celem działalności społecznej, nie politycznej. Tę różnicę pomiędzy „wąskim”, a „szerokim” libertarianizmem można najprościej wytłumaczyć na przykładzie totalitarystów. Wyobraź sobie ludzi o totalitarnych poglądach, którzy nie wprowadzają swych poglądów siłą w życie, ale je propagują. „Wąski” libertarianin powie, że póki nie używają przemocy to nie ma sprawy i nie będzie się tym zajmować. „Szeroki” powie, że póki nie używają przemocy, to również nie można użyć względem nich przemocy, ale nie znaczy to, że nie można podjąć jakiś działań będących w zgodzie z NAPem. Można ostrzegać przed nimi wyjaśniając zagrożenia związane z totalitaryzmem, próbować przekonać totalitarystów do rozwiązań wolnościowych, wzmóc propagandę wolnościową, a jak to nie odnosi skutków to stosować ostracyzm, bojkot konsumencki etc. Ten „szeroki” libertarianizm, może być prawicowy, lewicowy czy jaki tam kolwiek. Libertarianie często widzą zagrożenia i szanse w pewnych rzeczach bezpośrednio nie związanych z libertarianizmem. Long i jego ekipa dopatruje się korzyści dla wolności ze związku z feministkami i widzi wady patriarchatu.
 
Do góry Bottom