Cła, protekcjonizm

D

Deleted member 427

Guest
Czy istnieje jakieś sensowne uzasadnienie dla wprowadzania i utrzymywania ceł? Co jeśli np. rząd chiński dopłaca miliony do swojej krajowej produkcji? Jak z czymś takim konkurować? Argument ten był po raz pierwszy użyty w 1790 roku przez Aleksandra Hamiltona, a następnie w 1841 roku przez Friedricha Lista w obronie niemieckiego przemysłu przed brytyjskim odpowiednikiem.

Jeśli cła rzeczywiście zwiększają tzw. dobrobyt społeczny, zatrudnienie i dochody, to dlaczego nie podzielimy Polski na 24 osobne niezależne twory? Czy wtedy ludzie w poszczególnych regionach będą bogatsi?

Czy jeżeli państwa nazwiemy województwami, a świat państwem, to czy wówczas wolny rynek będzie dobry dla całego świata-państwa?

A gdy województwa nazwiemy "państwami", to czy wówczas należy ograniczyć wolny handel między województwami, bo od momenty zmiany nazwy ten handel nagle staje się czymś złym?

Czy handel odbywa się "między państwami" czy też pomiędzy LUDŹMI?

Czy państwo ma "nadwyżkę" eksportu? Czy państwo w sensie gospodarczym jest w ogóle "stroną" jakiejkolwiek transakcji?
 

Hikikomori

少し変態
538
318
To wbrew pozorom ma sens. Rozbicie dzielnicowe, czy decentralizacja państwa zajebiście stymuluje rozwój gospodarczy i, w przeciwieństwie do liberalizacji gospodarki, sprawdza się w zasadzie bez wyjątków. Osłabia za to obronność, ale to inna historia. Niemcy, zaraz po zjednoczeniu, miały najwyższy (albo drugi po Wielkiej Brytanii, nie chce mi się teraz sprawdzać) PKB w Europie. Sama Wenecja jest bogatsza od całych południowych Włoch, które historycznie były jednolitym państwem. Małe państwa, jak Luksemburg, Monako, czy Hong-Kong mają średnio dużo wyższy PKB per capita od dużych. Państwa federacyjne (Szwajcaria, USA, Niemcy) osiągają lepsze wyniki gospodarcze, niż unitarne.
Inną sprawą jest ochrona rynków lokalnych. Cła akurat nie są jedynym sposobem - są jeszcze lokalne regulacje, koncesje, czy opodatkowanie (np. w USA prohibicja stosowana na skalę jednej wiochy, czy hrabstwa mogła przynieść pożądany efekt - na skalę federalną okazała się katastrofą). Błędem jest patrzenie na rynek jako na monolit - są poszczególne rynki lokalne na potrzeby lokalnych społeczności i, być może, jeden rynek międzynarodowy. Za to keynesiści myślą w czwartym wymiarze, bo rynek dzielą na rynek walutowy, rynek kapitału, rynek towarowo-usługowy i rynek pracy (i jeszcze wyodrębniają poszczególne rynki w ich ramach), za to na rynek krajowy patrzą całościowo - najwyżej gdzieś arbitralnie wyznaczą jakąś specjalną strefę ekonomiczną.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Czyli uważasz, że cła sprzyjają dobrobytowi, pomnażają bogactwo (czyje?) i zwiększają zatrudnienie?

A że decentralizacja i rozbicie na mniejsze jednostki polityczne sprzyja bogaceniu się ludzi, to fakt potwierdzony historycznie. Wspominałem o systemie miast-państw włoskich:

http://libertarianizm.net/thread-1153-p ... l#pid27259

Fajnie na temat "włoskiego akapu" pisał Friedrich List:

Po raz pierwszy od czasu upadku wolnych państw starożytnych znów zaprezentowano światu spektakl miast Italii: wolnych i bogatych społeczności. Miasta i terytoria nawzajem wzrastały w stan dobrobytu i otrzymały mocny impuls w tym kierunku dzięki krucjatom. Transport krzyżowców z ich bagażem i materiałami wojennymi nie tylko sprzyjał włoskiej nawigacji, dawał również szanse i zachęty do zawierania korzystnych relacji handlowych z Orientem dla wprowadzenia nowych przemysłów, wynalazków i roślin i zaznajomienia się z nowymi smakowitościami.

(...)

Widzimy zatem Włochy dwunasto- i trzynastowieczne posiadające wszystkie elementy gospodarczej prosperity, wyprzedzające wszystkie narody tak w handlu, jak w przemyśle. Ich rolnictwo i manufaktury służyły za wzory naśladowania i cele dążeń innych krajów. Ich drogi i kanały były najlepsze w Europie. Od nich przyjął cywilizowany świat banki, busolę, lepsze konstrukcje statków, system wymiany, oraz wiele przydatnych praktyk i praw handlowych, jak też i większą część instytucji miejskich.

Niestety królom i KK nie podobała się ta niezależność:

Miasta i rządzące siły we Włoszech nie działali jako członkowie jednego ciała, lecz walczyli ze sobą i niszczyli wzajemnie jako niezależne państewka. Podczas trwania tych konfliktów zewnętrznych każde państewko przeżywało walki wewnętrzne między demokracją, arystokracją i jedynowładztwem. Te konflikty, tak niszczące dla pomyślności narodu, były wszczynane i podsycane przez siły zewnętrzne z ich inwazjami oraz przez siłę krajowego duchowieństwa i jego ekskomunik, przez co podzielone włoskie społeczności wygrażały jedne drugim we wrogich obozach.
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
twierdzą, że założenia p.k. nie są we współczesnej gospodarce spełnione:

Pytanie, czy Ricardo, opracowując swoje prawo, brał w ogóle pod uwagę sytuację, w której rząd wspiera krajowy przemysł wielomiliardowymi dotacjami. Czy wobec tego faktu Ricardiańskie prawo przewagi komparatywnej ma w ogóle zastosowanie?
 

VernonSmith

New Member
212
2
Prawo Ricarda mówi że każdy kraj powinien robić to w czym jest najmniej zły. Wtedy ogólnie będzie najlepiej.Ricardo jednak nie wnika w przyczyny dlaczego dany kraj produkuje X najlepiej z tego co produkuje a nie np Y. Ameryka miała/ma przewagę komparatywną w produkcji bawełny dzięki państwu.
Dla prawa Ricardo nie ma to znaczenia, Ricardo mówi tylko specjalizujcie się w produkcji bawełny bo to wam najlepiej idzie (dlaczego wam to najlepiej idzie nie obchodzi mnie, ale to róbcie, wtedy światu zostanie dostarczona bawełna najtańszym kosztem) i tyle. Gdyby np amerykanie mieli specjalizować się w T-shirtach, a przy tym subwencjonować przemysł bawełniany. Ogólnie byłoby gorzej, bo bawełny byłoby za mało, a i T-shirty drogie, bo przecież to nie specjalność amerykanów.
 

RiGhT_WiNg

Schizoid
233
44
kawador napisał:
Co jeśli np. rząd chiński dopłaca miliony do swojej krajowej produkcji? Jak z czymś takim konkurować?

Po co konkurować i kopać się z koniem? Jeśli ktoś sprzedaje sprzedaje ze stratą znaczy że rozdaje. Nic tylko masowo skupować i sprzedawać innym :)

Hikikomori napisał:
Osłabia za to obronność, ale to inna historia.

W jaki sposób? Wydawało mi się że potencjał obronny pozostaje mniej więcej taki sam, słabnie tylko potencjał ofensywny. Nie potrafię przypomnieć sobie źródła z którego to wyczytałem :(
 

Hikikomori

少し変態
538
318
kawador napisał:
Czyli uważasz, że cła sprzyjają dobrobytowi, pomnażają bogactwo (czyje?) i zwiększają zatrudnienie?

Nie, cła to zuuooo:mad:. Jakiekolwiek utrudnienia w tranzycie są złe i mordercze dla gospodarki. Natomiast uważam, że taki full-blown kapitalizm niekoniecznie jest korzystny dla rynków lokalnych. Dlatego dopuszczam lokalne obostrzenia - nawet daleko idące - w obrocie towarów: przyznawanie monopoli, prohibicję na pewne towary, niedopuszczanie pewnych graczy na rynek. Np. nagły zalew wsi tanimi towarami mógłby doprowadzić do upadku lokalnych przedsiębiorstw. Albo po prostu okoliczni mieszkańcy mogą nie życzyć sobie określonej działalności gospodarczej w swoim obejściu (np. burdelu w purytańskiej osadzie). Albo wieś, która utrzymuje się z agroturystyki, może zostać ekonomicznie zrujnowana, jeśli na jej terenie zostanie otwarta zanieczyszczająca powietrze fabryka. Protekcjonizm i izolacjonizm to nie zbrodnia.

RiGhT_WiNg napisał:
Po co konkurować i kopać się z koniem? Jeśli ktoś sprzedaje sprzedaje ze stratą znaczy że rozdaje. Nic tylko masowo skupować i sprzedawać innym :)

Dokładnie to samo mówił Milton Friedman:

[video=youtube]http://www.youtube.com/watch?v=45OEtT8fC24[/video]

Problem w tym, że zabija to lokalną przedsiębiorczość. Klęski głodowe w Afryce to wynik subsydiowania rolnictwa w krajach zachodnich i pomocy międzynarodowej właśnie, które nie pozwoliły rozwinąć się lokalnej agrokulturze.

RiGhT_WiNg napisał:
W jaki sposób? Wydawało mi się że potencjał obronny pozostaje mniej więcej taki sam, słabnie tylko potencjał ofensywny. Nie potrafię przypomnieć sobie źródła z którego to wyczytałem :(

Podczas wojny 30-letniej po rozdrobnionych księstwach niemieckich armie Francji, Szwecji, Austrii i kogo tam jeszcze jeździły, jak po swoim. Zginęło około 8-miu milionów ludzi, głównie cywili, a wyludnienie niektórych obszarów sięgnęło 50%. Chociaż może to kiepski przykład, bo Niemcy to nie ludzie, a w ogóle to czemu nie mieli bazook i karabinów maszynowych:p.
Amerykańska milicja zdała egzamin bojowy podczas rewolucji w 1776, jednak problemy pojawiły się podczas wojny w 1812, kiedy amerykańscy milicjanci odmówili prowadzenia działań wojennych poza terenem swojego stanu.
Jest jeszcze casus Operacji Tannenbaum, czyli niewdrożonego ostatecznie w życie planu agresji III Rzeszy na Szwajcarię. Nazistowscy sztabowcy (chyba można uznać ich za kompetentnych?) siłę obronną Szwajcarii ocenili jako 'niską'. Oczywiście koszty utrzymania kraju, w którym każdy ma gnata w domu i większość (zakładam) ma ochotę stawiać opór byłyby wysokie, jednak wątpię, żeby Szwajcarzy prędko wygoniliby szajsów ze swojego kraju. Luźna obrona terytorialna ma małe szanse ze zhierarchizowaną, centralnie zarządzaną armią.
 

Avx

Active Member
831
186
Petycji producentów świec się nie czytało ?
http://pl.wikisource.org/wiki/Petycja_producentów_świec

Hikikomori napisał:
Problem w tym, że zabija to lokalną przedsiębiorczość. Klęski głodowe w Afryce to wynik subsydiowania rolnictwa w krajach zachodnich i pomocy międzynarodowej właśnie, które nie pozwoliły rozwinąć się lokalnej agrokulturze.

Kurwa, ale pierdoła w stylu "bo przecież wszyscy to wiedzą".

Żywność poniżej kosztów to jest nic innego jak darmowe uwolnienie siły roboczej do przemysłu, a, że tamtejsze kraje to skorumpowane (w najgorszym możliwym stylu - przyjaznym tylko dla paru korporacji a nieprzyjaznym dla całej reszty biznesu), niebezpieczne, interwencjonistyczne, plemienne dzicze, w którym takowego do niedawna nie dało się rozwijać (a więc nie korzystają z okazji), to inna rzecz...

(niektórzy lubią zwalać na klimat, ale wystarczy zerknąć na - równie tropikalną - Amerykę Południową, żeby się zorientować, że to pieprzenie. Wprawdzie trudno nazwać Kolumbię czy Brazylię krajami rozwiniętymi, ale od Kenii są bogatsze razy dziesięć).
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Jeśli ktoś chce izolować swoje prywatne państwo i nazywać to protekcjonizmem, to proszę bardzo. Jednak jeszcze nie znalazłem rozwiązania dla słabości militarnej przy decentralizacji. Podstawowa ekonomia sił się kłania. Pewnie będzie trzeba po prostu z tym żyć i nadrabiać innymi rzeczami.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
Madlock napisał:
Jednak jeszcze nie znalazłem rozwiązania dla słabości militarnej przy decentralizacji.

świynte cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego lub krócej rzesza niemiecka, przez 1000 lat była konfederacją setek państewek, każde miało swoje wojska, toczyły nawet wojny między sobą.
w razie zagrożenia cesarz powoływał armie i jakoś przez ten cały czas nikt im poważnie nie fiknął...
 

Hikikomori

少し変態
538
318
Avx napisał:
Petycji producentów świec się nie czytało ?
http://pl.wikisource.org/wiki/Petycja_producentów_świec

Czytało, ale to klasyczne reductio ad absurdum i raczej nie da się z tym polemizować. Poza tym "petycja" jest o interwencjonizmie państwowym, a nie samorządowym.
A ochronę przed nadmiernym interwencjonizmem powinno stanowić prawo do secesji.

Avx napisał:
Kurwa, ale pierdoła w stylu "bo przecież wszyscy to wiedzą".

I mówisz to zaraz po zastosowaniu argumentu z cyklu "Bo Bastiat powiedział..."?

Avx napisał:
Żywność poniżej kosztów to jest nic innego jak darmowe uwolnienie siły roboczej do przemysłu, a, że tamtejsze kraje to skorumpowane (w najgorszym możliwym stylu - przyjaznym tylko dla paru korporacji a nieprzyjaznym dla całej reszty biznesu), niebezpieczne, interwencjonistyczne, plemienne dzicze, w którym takowego do niedawna nie dało się rozwijać (a więc nie korzystają z okazji), to inna rzecz...

To działa analogicznie jak socjal. Społeczeństwo przyzwyczaja się do tanich albo darmowych dóbr konsumpcyjnych i traci zachętę do własnej wytwórczości. Rynek globalny nie gwarantuje, że kapitał i know-how zza granicy nadpłynie. Bo chyba nie spodziewasz się, że społeczeństwo zbankrutowanych rolników z dnia na dzień przekwalifikuje się na prowadzenie własnej produkcji przemysłowej? Łatwiej będzie im kupić broń i zagarniać, co jest pod ręką.

Avx napisał:
(niektórzy lubią zwalać na klimat, ale wystarczy zerknąć na - równie tropikalną - Amerykę Południową, żeby się zorientować, że to pieprzenie. Wprawdzie trudno nazwać Kolumbię czy Brazylię krajami rozwiniętymi, ale od Kenii są bogatsze razy dziesięć).

Ameryka Południowa nie otrzymywała pomocy zza granicy, przynajmniej nie takiej jak Afryka. Poza tym mogli izolować swoje rynki przed napływem towarów zza granicy. Polityka wewnętrzna, jaką stosowali to inna bajka. A co do klimatu to tak, nie ma tu nic do rzeczy.
__________________________________

Madlock napisał:
Jeśli ktoś chce izolować swoje prywatne państwo i nazywać to protekcjonizmem, to proszę bardzo.

A jak chcesz zagwarantować nieagresję w systemie prywatnych państw?

Madlock napisał:
Jednak jeszcze nie znalazłem rozwiązania dla słabości militarnej przy decentralizacji. Podstawowa ekonomia sił się kłania. Pewnie będzie trzeba po prostu z tym żyć i nadrabiać innymi rzeczami.

Szwajcarii na przykład nikt nie najedzie, bo nikt nie ma w tym interesu. Bardziej opłaca się tam inwestować, niż ich zagarniać.
__________________________________
GAZDA napisał:
świynte cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego lub krócej rzesza niemiecka, przez 1000 lat była konfederacją setek państewek, każde miało swoje wojska, toczyły nawet wojny między sobą.
w razie zagrożenia cesarz powoływał armie i jakoś przez ten cały czas nikt im poważnie nie fiknął...

System obronny był scentralizowany, dopóki był poddany autorytetowi cesarza. Po reformacji Niemcom zaczęli fikać, i to porządnie.
 

Avx

Active Member
831
186
Socjal nie spada z nieba, NIE jest tworzony z powietrza przez aniołki (wtedy byłby zajebisty). Socjal jest szkodliwy, ponieważ komuś zabiera. Jest szkodliwy dla tego, komu się zabiera. W tym przypadku dla wszystkich w Europie, którzy nie są rolnikami.
Jest korzystny dla tego, komu się rozdaje. W tym przypadku dla Europejskich rolników i Afrykańskich konsumentów.

Nikt Afryce nie zabrania wprowadzania ceł. Swego czasu w wielu tamtejszych krajach były wręcz reżimy komunistyczne (Etiopia, Angola, Somalia za Siada Barre - znacznie więcej ludzi umierało z głodu za tego stalinisty niż przy obecnej chaotycznej - niestety nie anarchokapitalistycznej - anarchii), a największy obraz nędzy i rozpaczy - Zimbabwe - do dzisiaj można tak nazwać.


Hikikomori napisał:
Rynek globalny nie gwarantuje, że kapitał i know-how zza granicy nadpłynie.

Jak będzie wyraźna szansa na zyski, to nadpłynie.
Darmowe żarcie powiększa dochodowość przemysłu i usług, nie zmniejsza.

Niestety, cała seria czynników (które już wymieniałem) działa w przeciwnym kierunku (chociaż, ostatnio coś się ruszyło i np. Mozambik notuje przez ostatnie lata 8 % wzrostu gospodarczego - jak się to utrzyma, to za 40 lat :D coś rozwiniętego z niego będzie).
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
Hikikomori napisał:
System obronny był scentralizowany, dopóki był poddany autorytetowi cesarza. Po reformacji Niemcom zaczęli fikać, i to porządnie.

cesarzowi podlegała ino armia cesarza, reichstag powoływał także 30to tysięczną reichswehre w razie zagrozenia, nie była permanentna. a tak to każdy kraik miał swoje wojska, gdyby było to całkiem scentralizowane nie było by wojen pomiędzy poszczególnymi członkami konfederacji...
a dopiero napoleon ich pokonał...
 
OP
OP
D

Deleted member 427

Guest
Pampalini

Problemem bilansu płatniczego (jak i wszelkich "strategicznych gałęzi przemysłu" i reszty neomerkantylistycznego bełkotu) jest to, że wzmacnia irracjonalne przywiązanie do arbitralnych granic państwowych. Jak mawiają ekonomiści (Bastiat i chyba Milton Friedman nawet) - czemu nie liczyć bilansu handlowego między mazowszem a śląskiem? Albo między jedną dzielnicą miasta a drugą? Albo między jednym blokiem a innym?

Obawiam się, że w akapie jacyś niekumaci właściciele mogliby tak robić ;) Zresztą to samo pytanie zadałem we wstępie do tego wątku.
 
L

lebiediew

Guest
@Hikikomori
"full-blown kapitalizm niekoniecznie jest korzystny dla rynków lokalnych."
Fakt, że producent A robi coś lepiej i taniej niż producent B nie jest korzystny dla B, ale jest korzystny dla klientów. Co to w ogóle za pojęcie rynek lokalny? Lokalność (bycie blisko klienta) to wielki atut i jeśli ktoś nie umie go wykorzystać, to może powinien zająć się czymś innym.

"Dlatego dopuszczam lokalne obostrzenia - nawet daleko idące - w obrocie towarów: przyznawanie monopoli, prohibicję na pewne towary, niedopuszczanie pewnych graczy na rynek."
To już ma niewiele z libertarianizmem wspólnego.

"Np. nagły zalew wsi tanimi towarami mógłby doprowadzić do upadku lokalnych przedsiębiorstw."
Ok, tylko cały system rynkowy opiera się na tym, że bardziej wydajni wypierają tych mniej wydajnych. Jeśli podważasz tę zasadę, to podważasz wolny rynek. "Lokalne przedsiębiorstwo" nie jest żadną wartością samą w sobie - jeśli pod tym pojęciem kryje się sprzedawanie drogich i o niskiej jakości towarów. Samo pojęcie "zalewania tanimi towarami" jest moim zdaniem wymysłem socjalistów. Nawet gdyby Chińczycy robili wszystko od nas lepiej i taniej, to nie zaleją nas "tanimi" towarami, bo nie będziemy za co mieli ich kupić. A skoro nie będziemy mieli za co ich kupić, to będziemy musieli sami je produkować - i przedsiębiorstwa powstaną na nowo.

"Albo po prostu okoliczni mieszkańcy mogą nie życzyć sobie określonej działalności gospodarczej w swoim obejściu (np. burdelu w purytańskiej osadzie)."
Przecież nikt nie uprawia działalności gospodarczej na czyimś prywatnym terenie.

"Albo wieś, która utrzymuje się z agroturystyki, może zostać ekonomicznie zrujnowana, jeśli na jej terenie zostanie otwarta zanieczyszczająca powietrze fabryka."
Zanieczyszczanie powietrza może być traktowane jako agresja na Twoją działkę. Firma produkująca ciasteczka może zbankrutować po pojawieniu się firmy produkującej batoniki, to też będzie niedobre?

"Protekcjonizm i izolacjonizm to nie zbrodnia." Zbrodnia, zbrodnia.
 
M

MichalD

Guest
Decentralizacja, powoduje zwolnienie regionów silniejszych od utrzymywania słabszych. Warszawa mająca PKB per capita jak Portugalia, nie musiałaby płacić na biedne Mazury czy Podkarpacie, dzięki czemu cały kapitał jeszcze bardziej zwiększa bogactwo.

Natomiast dla biednych regionów decentralizacja może być korzystna, jeżeli dadzą one sobie szansę konkurowania z bogatszymi, np. pod względem kosztów pracy , podatków czy wolności gospodarczej, dzięki czemu przyciągną kapitał z bogatych regionów. Z Mazur można by zrobić wielką kopalnię taniej siły roboczej i raj podatkowy, natomiast Podkarpacie mogłoby pozyskać fundusze na rozwój np. z handlu bronią , narkotykami czy hazardu,czyli działalności ograniczanych lub zakazanych w sąsiednich państwach.

Ktoś niedawno proponował pewien krok w stronę decentralizacji, tj. chciał żeby płaca minimalna była ustalana przez samorządy, ale związkowa bolszewia podniosła krzyk że każdy ma "konstytucyjne prawo do równości".
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 852
12 246
Socjal nie spada z nieba, NIE jest tworzony z powietrza przez aniołki (wtedy byłby zajebisty). Socjal jest szkodliwy, ponieważ komuś zabiera. Jest szkodliwy dla tego, komu się zabiera. W tym przypadku dla wszystkich w Europie, którzy nie są rolnikami.

Socjal jest korzystny dla „rolników” jak ja, którzy nic nie produkują i ciągną tylko dopłaty. Dla prawdziwych rolników socjal jest szkodliwy, tylko efekt ten często nie jest bezpośredni, więc większość go nie zauważa.

„Manna z nieba” w postaci dopłat obszarowych i innego socjalu do produkcji rolnej pociągnęła za sobą gwałtowny wzrost cen środków produkcji, przede wszystkim nawozów, oprysków itp. – w końcu producenci tych środków też chcą possać mleczka to podnoszą ceny. Większe pieniądze do dyspozycji w rękach rolników też temu sprzyjały – większy popyt zazwyczaj owocuje większymi cenami. Beneficjentami socjale dla rolników zawsze byli pośrednicy, przetwórcy itp. – tak jak beneficjentami pomocy socjalnej dla meneli są sprzedawcy taniego wina – mechanizm jest ten sam, kasa idzie do sklepikarza, a menel niszczy wątrobę :) W rezultacie produkcja stała się mniej konkurencyjna i zaczęła przegrywać z konkurencją spoza kołchozu. Jako dobry przykład można wskazać wino – kilkadziesiąt lat temu nikt nie podskakiwał Francuzom na tym rynku. Dziś Francuskie wina, zwłaszcza te z niższej i średniej półki przeżywają załamanie i przegrywają z konkurencją z Australii, Argentyny, Kalifornii. Co gorsza, socjal – produkcja to nie tylko mniejsza konkurencyjność cenowa ale też zmniejszenie jakości, bo po co ktoś ma produkować dobre skoro państwa chronią producentów cłami na lepsze jakościowo produkty zza granicy? Europejska (i amerykańska) żywność nie jest zatem uznawana za dobrą, czyli producenci, którzy chcą produkować i sprzedawać na konkurencyjnym rynku muszą walczyć z negatywnym wizerunkiem.

Dopłaty spotęgowały zaburzenia w kalkulacjach ekonomicznych– podstawą kalkulacji przestał być przewidywany popyt i podaż, a stała się dopłata – nie ma dopłaty, nie ma życia. Tym sposobem niektóre działy produkcji rolnej, które z dopłat nie korzystają praktycznie przestały istnieć – np. pszczelarstwo. Mniejsza liczba pszczół natomiast zawsze oznaczała spadek plonów. Kryzys się pogłębił. Wywoływana dopłatami nadprodukcja również nikomu nie pomogła.

Notuje się również zaburzenia organizacyjne – dopłata to dla przeciętnego człowieka presja na produkcję (a nawet nadprodukcję) – tym sposobem infrastruktura przetwórcza, dystrybucja itp. nie rozwinęły się tak jak powinny i mamy np. górę ziemniaków, których nikt nie chce (ostatnio słyszałem, że producenci dostają 7gr za kg) i nie bardzo wiadomo co z nimi zrobić. Teoretycznie można byłoby je wyeksportować albo przerobić, tylko nie bardzo ma się kto tym zająć bo się sieci powiązań nie wykształciły wystarczająco więc ziemniaki będą gnić. Ludzie kalkulowali w krótkiej perspektywie – dostanę 800 zeta do hektara i będzie okej, jakoś przeżyję, zadłużać się jak frajer na przetwórnię nie będę. Tym sposobem jest niewiele małych pobliskich przetwórni, rynek został opanowany przez dużych graczy, z którymi ciężko konkurować podmiotom wchodzącym na rynek. Analogicznie, mało jest dużych producentów – nie ma presji na zwiększanie efektywności, powiększanie areału , a mały producent również nie ma przecież żadnej siły przebicia na rynku więc robią go w bambuko.

Do tego dochodzi jeszcze jeden wielki problem – brak ziemi. To co było zostało wykupione na pniu przez „rolników”, którzy często zupełnie nic z tym nie robią i ciągną dopłaty (druga grupa „włościan” to KRUSowcy) – tym sposobem nawet jak chcesz zacząć produkcję to często napotykasz mur nie do przebicia – zwyczajnie nie ma gdzie. Ceny ziemi osiągnęły chore poziomy, a wystarczy przekroczyć granice z Ukrainą by mieć ziemię o połowę tańszą. Np. w trakcie likwidacji systemu dopłat do produkcji w Nowej Zelandii ceny ziemi spadły o 50%.

Na dopłatach cierpi też środowisko – używa się zbyt wielkich ilości środków chemicznych, a uprawami pokrywa się obszary, które na wolnym rynku byłyby z produkcji wyłączone bo by się to bez dopłaty nie kalkulowało.

Dlatego socjal jest przede wszystkim zawsze korzystny dla tego, kto go zbiera i rozdaje, reszta to rzecz wtórna i zazwyczaj na nim stratna :)

http://www.pte.pl/pliki/2/12/Subsydiowanie_rolnictwa.pdf


P.S. „Rolnik” to bardzo pojemne hasło. Ja bym ostrożnie podchodził do hasła „wolnicy chcą dopłat”. Dopłat to chcą przede wszystkim ci, co najgłośniej krzyczą, politruki ulokowane w instytucjach nakazowo – rozdzielczych i inna hołota. Producentów nikt się o zdanie nie pyta, jak to w demokracji. Agitka, że rolnicy są największymi beneficjentami wstąpienia do UE to efekt wdrażania zasady „dziel i rządź”. Myślę, że na wsi, kultywującej wartości tradycyjne niechęć do kołchozu jest znacznie większa niż w miastach, a te benefity to zazwyczaj tylko na łamach GW się pojawiają.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Pampalini

Problemem bilansu płatniczego (jak i wszelkich "strategicznych gałęzi przemysłu" i reszty neomerkantylistycznego bełkotu) jest to, że wzmacnia irracjonalne przywiązanie do arbitralnych granic państwowych. Jak mawiają ekonomiści (Bastiat i chyba Milton Friedman nawet) - czemu nie liczyć bilansu handlowego między mazowszem a śląskiem? Albo między jedną dzielnicą miasta a drugą? Albo między jednym blokiem a innym?

Obawiam się, że w akapie jacyś niekumaci właściciele mogliby tak robić ;) Zresztą to samo pytanie zadałem we wstępie do tego wątku.

Niech sobie liczą, jeśli mają taką fanaberię. Pytanie, co chcieliby z tym potem robić? Dopłacać do produktów, które sprzedają? To niech się osiedlą gdzieś blisko mnie!
 
Do góry Bottom