Od czasu do czasu przeglądam różne tematy na tym forum. Ten wydaje się najbardziej utopijny. Nie ma organizacji państwowej, która prędzej, czy później nie dobrałaby się do takiego lokalnego dominium. Poza tym taka komuna nie przetrwałaby ekonomicznie, z powodu zwykłego braku wiedzy i umiejętności przetrwania (patrz przykład Myflower).
Co do stosunków międzyludzkich to podam przykład z wyspy Pitcairn. 11 facetów (Angole) i 11 kobiet (Tahitanki), którzy dopłynęli tam i zatopili Bounty, żeby uciec przed długą ręką Królowej Angli.
Idylla na wyspie trwała do momentu, gdy któraś z kobiet zginęła spadając z urwiska i jeden z facetów nie miał odtąd kogo ciupciać. Po pewnym czasie poprosił lub zażądał od któregoś z kolegów możliwości przelecenia jego pani. No i zaczęło się. Po roku na wyspie było 10 kobiet i jeden facet, niejaki Adams. Pozostali się nawzajem wybili. Co ciekawe, facet na skutek traumy popadł w religijny amok i nie korzystał odtąd z wdzięków pań. Pitcairn zaludniają do dzisiaj potomkowie tamtych uciekinierów.
Jak widać tutaj poszło o dupę, a przecież poważniejszą sprawą jest głód. Ten zdemoluje każdą taką wspólnotę, narzuci humanitarną interwencję i po akapie.
Jedynym miejscem, gdzie można sobie wprowadzić akap to morze i własny jacht. Trzeba rzecz jasna posiąść umiejętności żeglowania i jacht posiadać. Trudno też znaleźć towarzyszkę takiego życia na 4m2 (zależy od wielkości jachtu), ale zdarza się.
Są tez miejsca na Ziemi, które mogą być przystanią dla takich żeglarzy, w których mogą osiąść na dłużej, żeby np podchować dzieci i nieco zarobić na dalsze życie, które nie musi być drogie , jeśli zrezygnujesz z wielu sztucznych potrzeb. Jeśli ktoś umie zarabiać przez internet to sobie poradzi. Na Pacyfiku i nie tylko jest pełno bezludnych atoli. Ciężko tam o słodką wodę, ale od czego elektryczne odsalarki i baterie słoneczne.
Na Ziemi jest klika tysięcy ludzi tak żyjących. I tylko oni są wolni na miarę możliwości człowieka co nie oznacza, że są niezależni od wspólnoty ludzkiej (pomocy lekarskiej, źródeł finansowania, żywności, paliwa itp)
Zatem jeśli ktoś chce zakosztować w życiu takiej wolności (która bywa cholernie trudna), to wydaje się to jedynym wyjściem.
Oczywiście jest pytanie, czy można stworzyć flotyllę zorganizowaną w społeczność nomadów morza, która nie potrzebuje terytoriów, a co najwyżej dzierżawiłaby gdzieniegdzie przystanie remontowe i magazyny lub stworzyłaby pływające wyspy bazy i miałaby jednocześnie status państwa, ale to już inna bajka na film SF.
Co do stosunków międzyludzkich to podam przykład z wyspy Pitcairn. 11 facetów (Angole) i 11 kobiet (Tahitanki), którzy dopłynęli tam i zatopili Bounty, żeby uciec przed długą ręką Królowej Angli.
Idylla na wyspie trwała do momentu, gdy któraś z kobiet zginęła spadając z urwiska i jeden z facetów nie miał odtąd kogo ciupciać. Po pewnym czasie poprosił lub zażądał od któregoś z kolegów możliwości przelecenia jego pani. No i zaczęło się. Po roku na wyspie było 10 kobiet i jeden facet, niejaki Adams. Pozostali się nawzajem wybili. Co ciekawe, facet na skutek traumy popadł w religijny amok i nie korzystał odtąd z wdzięków pań. Pitcairn zaludniają do dzisiaj potomkowie tamtych uciekinierów.
Jak widać tutaj poszło o dupę, a przecież poważniejszą sprawą jest głód. Ten zdemoluje każdą taką wspólnotę, narzuci humanitarną interwencję i po akapie.
Jedynym miejscem, gdzie można sobie wprowadzić akap to morze i własny jacht. Trzeba rzecz jasna posiąść umiejętności żeglowania i jacht posiadać. Trudno też znaleźć towarzyszkę takiego życia na 4m2 (zależy od wielkości jachtu), ale zdarza się.
Są tez miejsca na Ziemi, które mogą być przystanią dla takich żeglarzy, w których mogą osiąść na dłużej, żeby np podchować dzieci i nieco zarobić na dalsze życie, które nie musi być drogie , jeśli zrezygnujesz z wielu sztucznych potrzeb. Jeśli ktoś umie zarabiać przez internet to sobie poradzi. Na Pacyfiku i nie tylko jest pełno bezludnych atoli. Ciężko tam o słodką wodę, ale od czego elektryczne odsalarki i baterie słoneczne.
Na Ziemi jest klika tysięcy ludzi tak żyjących. I tylko oni są wolni na miarę możliwości człowieka co nie oznacza, że są niezależni od wspólnoty ludzkiej (pomocy lekarskiej, źródeł finansowania, żywności, paliwa itp)
Zatem jeśli ktoś chce zakosztować w życiu takiej wolności (która bywa cholernie trudna), to wydaje się to jedynym wyjściem.
Oczywiście jest pytanie, czy można stworzyć flotyllę zorganizowaną w społeczność nomadów morza, która nie potrzebuje terytoriów, a co najwyżej dzierżawiłaby gdzieniegdzie przystanie remontowe i magazyny lub stworzyłaby pływające wyspy bazy i miałaby jednocześnie status państwa, ale to już inna bajka na film SF.