Zagadka dla propertarian

A

Antoni Wiech

Guest
Tutaj wchodzi jeszcze jedna istotna kwestia. Jeśli nie zawrę kolektywnej umowy ponadziemskiej z innymi propertarianami (taki NAP ponad-ziemski) to inny propertarianin póki nie wejdzie na mój teren ma status zerowy. Jeśli przekroczy mój teren to podlega absolutnie moim prawom i najprawdopodbniej (nie wiem na 100% bo Fat jeszcze nie odpowiedział) staje się zwierzęciem. Może, więc mnie zabić jako zbuntowana materia. Czyli de facto agresja z zewnątrz bez kolektywnego porozumienia między propertarianami jest dopuszczalna. Co oczywiście powoduje, że można sobie wjeżdżać na swoje ziemie na luzie i się zabijać. Oj, dziurawy ten Twój system Fat... no chyba, że uznajesz ponad ziemskie ustalenia między propami.

Sprawa komplikuje się jednak nawet jeśli uznamy ponad-ziemskie ustalenia. Bo ok, ktoś wjeżdza na moje ziemie i jest to agresja ok, ale już na moim terenie staje się najprawdopodobniej zwięrzeciem. I wtedy co, nadal ma status agresora czy jest zbuntowaną materią???
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
No wiem, że ryzykuję.
...
Jeśli "na neutralnym gruncie" widzę, że ktoś kogoś gwałci - reaguję, dokonuję agresji na gwałcicielu i wbijam mu nóż między żebra. Potem okazuje się,..
To zależy od zwyczajów panujących na danym terenie. Na Śląsku może być inaczej niż na Pomorzu.

No dobra. A jak mnie sąsiad zaprosi na swoją działkę w propie, to też mogę go zabić?
To samo mogę powiedzieć o odjebywaniu gości zaproszonych na herbatę.

Zależy od domyślnej umowy zaproszenia. Czyli co powszechnie przysługuje gościowi. We wszystkich znanych cywilizacjach, zabicie bez powodu gospodarza przez gościa lub odwrotnie, nie mieści się w ramach gościny.

Nie-propertarianie, zrozumcie jedno.
Propertarianizm nie należy do cywilizacji chrześcijańskiej! Bazuje on na koncepcji własności, zarówno rzymskiej jak i pogańskiej typowej dla europejskich ludów osiadłych (nie koczowniczych). Jest nie-chrześcijański, nie-islamski, mocno anty-żydowski (jest wrogi każdej cywilizacji plemiennej), mocno anty-prawosławny i anty-turański.
 
A

Antoni Wiech

Guest
To zależy od zwyczajów panujących na danym terenie. Na Śląsku może być inaczej niż na Pomorzu.

Zależy od domyślnej umowy zaproszenia. Czyli co powszechnie przysługuje gościowi. We wszystkich znanych cywilizacjach, zabicie bez powodu gospodarza przez gościa lub odwrotnie, nie mieści się w ramach gościny.

Co to znaczy "powszechnie przysługuje"? To jakiś gościowy aksjomat o nieagresji?

I jak to ma się do absolutnego władania swoją ziemią? To moja ziemia jest czy nie moja? Mogę na niej robić absolutnie wszystko czy nie?
 

Zbyszek_Z

Well-Known Member
1 021
2 463
Wygląda na to krzysiu, że twój propertarianizm nie ma wiele wspólnego z skrajnie indywidualnym propertarianizmem fata, gdyż ten odrzuca takie paskudne kolektywizmy jak prawo zwyczajowe. Co to za bycie władcą absolutnym jak nawet odjebywać gości nie można bez uprzedzenia? :(
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Co to znaczy "powszechnie przysługuje"? To jakiś gościowy aksjomat o nieagresji?
Nie ma "gościowego NAP". Pojęcie "zaproszenie w gości" zawsze coś znaczy.

I jak to ma się do absolutnego władania swoją ziemią? To moja ziemia jest czy nie moja?
Dobrowolnie zawarta umowa ograniczyła czasowo pełne władanie.

Mogę na niej robić absolutnie wszystko czy nie?
Możesz. Ale jak złamiesz umowę jesteś agresorem.


Wygląda na to krzysiu, że twój propertarianizm nie ma wiele wspólnego z skrajnie indywidualnym propertarianizmem fata, gdyż ten odrzuca takie paskudne kolektywizmy jak prawo zwyczajowe.
Mylisz pojęcia. Prawo zwyczajowe, to nie to samo co powszechne znaczenie pojęć.

Co to za bycie władcą absolutnym jak nawet odjebywać gości nie można bez uprzedzenia? :(
Można! Nieproszonych. Lub proszonych, o ile ci będą uprzednio świadomi tej możliwości.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 153
1 113
Mnie do propertarianizmu trochę przekonało, to " kto w praktyce broniłby Fritzla?". Podejrzewam, że nikt przy zdrowych zmysłach raczej by tego nie robił. Bo komu by się to opłaciło? Najwyżej garstce ludzi podobnym do niego. Z tym, że ja bym się bardziej określił jako anarcho-satanista, niż propertarianin.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 981
15 143
Ale nie istnieje taka doktryna jak "propretarianizm". Może jako odłam lolbertarianizmu. Nie wiem, czemu w ogóle prowadzimy te dyskusje...

Ale niech @Antoni Wiech słusznie drąży ten temat.
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
inny propertarianin póki nie wejdzie na mój teren ma status zerowy. Jeśli przekroczy mój teren to podlega absolutnie moim prawom i najprawdopodbniej (nie wiem na 100% bo Fat jeszcze nie odpowiedział) staje się zwierzęciem. Może, więc mnie zabić jako zbuntowana materia.
No właśnie. Skoro te "obiektywne" zasady etyczne wg propertarianizmu nie rozciągają się na wszystkich ludzi, tylko raczej na "tereny" (bo relacje pomiędzy ludźmi na określonym terenie są wyłączone z "obiektywnego" moralnego wartościowania - decyduje właściciel i nam nic do tego), to faktycznie pojawia się taki problem. Nie mamy prawa przykładać obiektywnej etyki do relacji gość-właściciel w żadną stronę (ani nie mamy prawa przykładać obiektywnej etyki do zachowania właściciela wobec gościa, ani vice versa).
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Ale nie istnieje taka doktryna jak "propretarianizm".
Istnieje od dawna. Musiał się jedynie oddzielić i wyróżnić jako, że ostatnio libertarianizm został zawłaszczony przez talmudyczny libertarianizm z Instytutu Misesa i chrześcijański libertarianizm, których przedstawiciele uważają się za jedynych słusznych przedstawicieli ruchu.

Może jako odłam lolbertarianizmu.
Równie dobrze można określić obecny główny ruch libertarianizmu cwel-libertarianizmem lub libertarianizmem talmudyczno-dialektycznym.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 981
15 143
Przypominam, że to nie jest Forum Lolbertarian. I kiedyś po proprietariańsku to wymuszę.
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
krzysiek i maciek dajcie se już siana z tym, bo zaczyna to być wkurwiające już... i do niczego dobrego nie prowadzi...
No właśnie. Nie chciałem doprowadzać do takiej kłótni. Po prostu interesują mnie kwestie ideowe, więc naturalnie wracam do dyskusji w obrębie idei obecnych na tym forum (libertarianizm fizykalny, libertarianizm relatywistyczny, propertarianizm itp). Poza tym forum "libertarianie" również różnią się od siebie znacząco. Nie sądzę, żeby któraś grupa miała monopol na nazwę i każda ma jakieś swoje racje, których IMO nie da się łatwo zbyć (chociaż też mam przeczucie, że każda ze stron dyskutuje na innym "meta" poziomie, trochę o czym innym i wewnątrz innego paradygmatu, więc ciężko powiedzieć, że "ktoś ma rację", a "ktoś nie ma"). Tak czy siak - jest pewien wspólny trzon między tymi filozofiami, więc nie traktuję nikogo tutaj jak "wroga". Trochę może ciotowy ten post, no trudno.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 742
Nic mi się nie pomerdało. To Ty wg mnie próbujesz zaciemnić obraz przez stwierdzenia w stylu "wcale tak być nie musi" a ja nie o to pytam.
Ja pytam czy wg propertarianizmu potencjalnie MOŻE. I pytam po raz drugi: czy zaproszony sąsiad ma status zwierzęcia i może Cię zabić?
W zależności od działki i obowiązującego na niej prawa zaproszony sąsiad, albo ma status zwierzęcia, albo go nie ma. Może być równie dobrze tak, że niektórzy sąsiedzi mają status zwierząt a inni, wyróżnieni już nie. Nie można orzekać o tym ogólnie, bo wynika to z prywatnego prawa obowiązującego na czyjejś posesji.

edit: I dodatkowe pytanie: Jeśli umówię z nim, że jednak nie ma on statusu zwierzęcia, to muszę na swoim terenie przestrzegać tej umowy?
Tak.

Tutaj wchodzi jeszcze jedna istotna kwestia. Jeśli nie zawrę kolektywnej umowy ponadziemskiej z innymi propertarianami (taki NAP ponad-ziemski) to inny propertarianin póki nie wejdzie na mój teren ma status zerowy.
Co to są: "kolektywna umowa ponadziemska" i "status zerowy"? Zdaje się, że montujesz tu teraz jakiegoś niebanalnego strawmana. Jeśli masz na myśli ogólnie uznawaną konwencję własności prywatnej i uzgodnienie podziału na "moje" i "twoje", to ja już przecież wielokrotnie pokazałem, że można do tego dojść bez zawierania żadnej pozytywnej umowy społecznej, która określałaby to na jakichś tablicach. Innymi słowy, to co najprawdopodobniej bierzesz za "kolektywną umowę ponadziemską" "podpisujesz" w momencie pierwotnego zawłaszczenia i uznawania czegoś za swoje, w odróżnieniu od pozostałych rzeczy.

Oj, dziurawy ten Twój system Fat... no chyba, że uznajesz ponad ziemskie ustalenia między propami.
Jedynym ponadziemskim ustaleniem jest respektowanie praw własności.

Inna sprawa, że nie znajdziecie żadnych niedziurawych systemów i szukanie takowych mija się z celem. Zgodnie z regułami gramatyki. która jest jakimś systemem, można tworzyć bezsensowne zdania nie posiadające żadnej logicznej wartości. Tak samo tutaj cała debata sprowadzona została do absurdu. Bo na przykład następujące zdanie jest absurdalne i pod względem intencjonalności sprzeczne:

Jeśli umówię z nim, że jednak nie ma on statusu zwierzęcia, to muszę na swoim terenie przestrzegać tej umowy?
z racji tego, że jeśli nie zamierzasz przestrzegać umowy o jakiejś treści, to jej nie zawierasz. A nie kombinujesz jak koń pod górę, wymyślając sobie od razu warunki odstąpienia od niej, które zamierzasz wykorzystać, czyniąc w zasadzie wszystko zbędnym pustosłowiem i bełkotem, tylko dlatego, że nikt Ci nie zakaże tego robić. Ale nie, w ramach antypropertariańskiego butthurtu, będziecie walić jak w bęben w kontrakty i dowolność ich treści [wynikającą ze swobody światopoglądowej], wymyślając wewnętrznie sprzeczne bzdury, a nieistnienie jakiegoś ponadjednostkowego regulatora w formie kolektywnej instytucji czy innej umowy społecznej, w jakiej byłoby zakazane ich wymyślanie, traktujecie jako argument przeciw. No, kurwa... wprost żal na to patrzeć i zniżać się do tego poziomu.

Cała dyskusja tutaj sprowadza się przecież do tego, jak formalnie uznając czyjąś własność, w praktyce jej nie uznawać, co już jest totalnym rozjebaniem zdrowego rozsądku. No to czekam na dalszy ciąg podobnych atrakcji: jak egzekwować umowę bez treści? czy można nabyć 'nic' i za to nie zapłacić?, czy mogę zawrzeć umowę, która nie będzie mnie obowiązywać? A nie, przecież to już było...

Antypropertarianski bias od pewnego momentu poszedł w taki bóldupy, że to wasze "hakierstwo" można traktować serio tylko wtedy, gdy zapomni się po co są umowy, po co są granice, po co są prawa i po co jest własność, rozważając wszystko czysto formalnie, doprowadzając do takich bzdur. Dla każdego odpowiednio pojemnego systemu można przygotować rozkładające go posunięcia czy interpretacje rodzące paradoksy a'la Zenon z Elei. Dorośnijcie, trolle.

Gdybym przyszedł i powiedział, że wymyśliłem arytmetykę, że opiera się na takich aksjomatach i znalazłem w niej takie działania, którymi wiązać możemy liczby, to też bym pewnie usłyszał, że ten system jest dziurawy - od kogoś kto z uporem maniaka dzieli przez 0 i dziwne rzeczy mu wychodzą... No system dziurawy jak chuj - ewidentnie! Trzeba spisać ponadziemską umowę społeczną, żeby nikt nie dzielił przez 0! Albo od razu powołać państwo, aby upilnowało, żeby nikt tego nie robił. To by było zresztą najlepsze uzasadnienie egzystencji państwowości o jakim słyszałem. Ludzie mogliby dzielić przez 0, gdyby ktoś nie stał nad nimi i im tego nie zakazywał. Do tego sprowadza się cała ta krytyka. To może dobrze, że stoi nad Wami jakiś prawodawca, sędzia i kat, jeśli sami nie jesteście w stanie sprawować tych funkcji, podzielić jurysdykcji między sobą, znaleźć i zrozumieć sensu tego wszystkiego, bo jesteście zajęci szukaniem technicznych środków do robienia głupot, które system dozwoli uczynić w swych ramach.
 
OP
OP
pampalini

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Gdybym przyszedł i powiedział, że wymyśliłem arytmetykę, że opiera się na takich aksjomatach i znalazłem w niej takie działania, którymi wiązać możemy liczby, to też bym pewnie usłyszał, że ten system jest dziurawy - od kogoś kto z uporem maniaka dzieli przez 0 i dziwne rzeczy mu wychodzą... No system dziurawy jak chuj - ewidentnie! Trzeba spisać ponadziemską umowę społeczną, żeby nikt nie dzielił przez 0! Albo od razu powołać państwo, aby upilnowało, żeby nikt tego nie robił. To by było zresztą najlepsze uzasadnienie egzystencji państwowości o jakim słyszałem. Ludzie mogliby dzielić przez 0, gdyby ktoś nie stał nad nimi i im tego nie zakazywał. Do tego sprowadza się cała ta krytyka. To może dobrze, że stoi nad Wami jakiś prawodawca, sędzia i kat, jeśli sami nie jesteście w stanie sprawować tych funkcji, podzielić jurysdykcji między sobą, znaleźć i zrozumieć sensu tego wszystkiego, bo jesteście zajęci szukaniem technicznych środków do robienia głupot, które system dozwoli uczynić w swych ramach.
Ależ propertarianizm jest takim samym trollingiem nadgorliwego kujona, który chwali się, że znalazł dziurę w libertarianizmie. Więc dlaczego nie mielibyśmy bawić się tak samo z Twoim systemem?

Nie mogę mówić za innych, ale ja nie widzę, jak to się ma do państwowości albo anarchii. Po prostu odrzucam Twoją propozycję etyczną i tyle. Pogódź się z tym. Zgadzam się, że pod pewnym kątem Twój system maksymalizuje ludzkie możliwości (chociaż pod innym wcale nie - bo możliwości dziecka zamkniętego w piwnicy minimalizuje). Tyle że mnie to nie obchodzi, bo nie czuję potrzeby maksymalizowania ludziom możliwości robienia innym krzywdy. Tak - pojęcie krzywdy jest mętne, tak otwiera furtki, tak jest subiektywne, tak... itp. Nie obchodzi mnie to. Nijak się to ma do państwa i ponadziemskich umów społecznych. Przeciwnie - to Ty proponujesz ponadziemską umowę społeczną, która mówi - jedenaste, na cudzej posesji będziesz niewolnikiem właściciela. Tak samo mógłbym powiedzieć, że chcesz utworzyć rząd światowy, który będzie czuwał, czy ludzie respektują propertariańskie aksjomaty.

A paradoksy Zenona się przecież przydały, bo faktycznie - były dziury i zalepił je dopiero rachunek różniczkowy.
 
A

Antoni Wiech

Guest
W zależności od działki i obowiązującego na niej prawa zaproszony sąsiad, albo ma status zwierzęcia, albo go nie ma. Może być równie dobrze tak, że niektórzy sąsiedzi mają status zwierząt a inni, wyróżnieni już nie. Nie można orzekać o tym ogólnie, bo wynika to z prywatnego prawa obowiązującego na czyjejś posesji.
Zaraz. Czyli dzieci z wyjścia mają status zwierzęcia ze względu na to, że są na mojej ziemi, ale zaproszony gość nie? Czemu? To jest też pytanie do @kr2y510.

Powiedź mi na jakiej podstawie muszę przestrzegać umowy? Bo z propertarianizmu to nie wynika. Jeśli zasadnym jest, że muszę przestrzegać umowy na swojej ziemi to w takim razie podlegam już pod jakiś (kolejny) system, który jest ponad-ziemski.

Co to są: "kolektywna umowa ponadziemska" i "status zerowy"? Zdaje się, że montujesz tu teraz jakiegoś niebanalnego strawmana. Jeśli masz na myśli ogólnie uznawaną konwencję własności prywatnej i uzgodnienie podziału na "moje" i "twoje", to ja już przecież wielokrotnie pokazałem, że można do tego dojść bez zawierania żadnej pozytywnej umowy społecznej, która określałaby to na jakichś tablicach. Innymi słowy, to co najprawdopodobniej bierzesz za "kolektywną umowę ponadziemską" "podpisujesz" w momencie pierwotnego zawłaszczenia i uznawania czegoś za swoje, w odróżnieniu od pozostałych rzeczy.
Kolektywna umowa ponad-ziemska to jest to, że musisz przestrzegać praw własności innych propertarian. Inaczej nie miałbyś z nimi żadnych umów. Czyli mieliby dla Ciebie status zerowy w tym sensie, że nic by nie regulowałoby ich praw w stosunku do Ciebie, a Ty nie miałbyś żadnych regulacji względem nich. Musisz, więc kolektywnie się z nimi umówić, że Twoje jest Twoje, a ich jest ich.

Jedynym ponadziemskim ustaleniem jest respektowanie praw własności.
Jeśli powołujesz się na to, że muszę przestrzegać umów na swojej ziemi, to jak pisałem na początku musisz odwołać się do jakiś zasad, które z ziemią nie są związane.

Krzyś pisał o jakiś tzw. zasadach zwyczajowych czyli rzeczach nie wynikających wprost z propertarianizmu. Pytanie z jakich? I dlaczego skoro jedynymi zasadami ma być przestrzegania praw własności ziemskiej nagle coś takiego dodajecie? To jest niekonsekwentne. I to jest w zasadzie to samo pytanie czemu mam przestrzegać umów.

Piszecie, że Nap libertariański jest niekonsekwentny w sprawie dzieci, bo moja ziemia jest moją i mogę zrobić z nimi co chce, ale jak się pojawiąją goście to nagle wyskakuje jakiś przymus przestrzegania umów, albo prawa zwyczajowe. Bez sensu.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 742
Ależ propertarianizm jest takim samym trollingiem nadgorliwego kujona, który chwali się, że znalazł dziurę w libertarianizmie. Więc dlaczego nie mielibyśmy bawić się tak samo z Twoim systemem?
Ale Wy się nie bawicie tak samo. W tym rzecz. "Dziura w propertarianizmie" zakłada, że ktoś bełkocze, ustala sprzeczne ze sobą dyrektywy, zawiera umowę nie chcąc jej respektować albo nie wie w ogóle co to jest umowa, a nikt nie ma formalnej władzy nad nim by zakazać mu być sprzecznym, bo osobnik ten jest wolny. Czyli generalnie to jest taki argument, że jeśli ludzie nie będą chcieli wywiązywać się z podjętych przez siebie zobowiązań, to się nie będą z nich wywiązywać i propertarianizm nie ma sensu, tak jakby wszystko zależało od tego, co teoretycznie można robić jako suweren. Natomiast dziura w libertarianizmie polega na czymś innym; gwarantuje jednostce w swoich ramach środki, którymi ona, nawet pozostając całkowicie niesprzeczna ze sobą, dysponując w zgodzie z regułami, może wywołać paradoks, którego każda ze stron alternatywy będzie temu systemowi przeczyła. Nie trzeba iść wcale tak daleko: zakładać złej woli, niezrozumienia zasady niesprzeczności czy choroby psychicznej jednostki, aby libertarianizm się wyłożył. Przecież to jest zupełnie inna kategoria dziury. To ja też mogę powiedzieć, że skoro żaden ustrój nie ma racji samodzielnego bytu wśród najciężej dotkniętych w szpitalu psychiatrycznym, żaden nie ma racji bytu w ogóle, bo jest dziurawy.

Nie mogę mówić za innych, ale ja nie widzę, jak to się ma do państwowości albo anarchii. Po prostu odrzucam Twoją propozycję etyczną i tyle. Pogódź się z tym. Zgadzam się, że pod pewnym kątem Twój system maksymalizuje ludzkie możliwości (chociaż pod innym wcale nie - bo możliwości dziecka zamkniętego w piwnicy minimalizuje). Tyle że mnie to nie obchodzi, bo nie czuję potrzeby maksymalizowania ludziom możliwości robienia innym krzywdy. Tak - pojęcie krzywdy jest mętne, tak otwiera furtki, tak jest subiektywne, tak... itp. Nie obchodzi mnie to.
Ale ja jestem z tym pogodzony. I nie interesuje mnie przekonywanie nie chcących się przekonać, bo nie ma to najmniejszego sensu. Nie czuję potrzeby schlebiania czyimkolwiek smakom moralnym, tak samo Twoim jak i swym własnym, abstrahuję od nich i uznaję za niepoważne przemycanie ich do czegoś, co powinno być sterylne, bo nie spełni inaczej właściwie swojej funkcji. Z mojego punktu widzenia przemycanie do założeń jakichś dodatkowych wartości poza samą wolnością do systemu mającego być wolnościowym jest jego zanieczyszczaniem.

I tak na przykład mówisz o tym, że nie czujesz potrzeby maksymalizowania ludziom możliwości, jeśli mają one posłużyć do krzywdzenia innych. W porządku, tylko zauważ, że forsujesz tym samym jakąś skonkretyzowaną aksjologicznie wizję świata, w której ludzie będą zachowywać się raczej tak, a nie inaczej, w której pewne zachowania mają być bardziej pożądane niż inne, tak jak niekrzywdzenie w stosunku do krzywdzenia i będzie to od razu zdefiniowane jako pożądane czy niepożądane, utrudnione lub nie. Masz oczekiwania, czyli projektujesz stan końcowy, więc rościsz sobie nawet pośrednio wpływ na nich, wykwitami swojego sumienia modelujesz pożądany stan aksjologiczny w jakim znaleźć się ma świat, bo tak chcesz. Czyli też musisz określić jakieś zachowania jako niedopuszczalne, które prowadzą w odwrotnym kierunku. Z mojego punktu widzenia taka praktyka jest jednocześnie sprawowaniem pośrednim, bo pośrednim, ale władzy i chyba nie pokłócimy się zbytnio, jeśli powiem, że wbijając na chatę Fritzla, ignorując jego autonomię czy suwerenność sprawujesz nad nim władzę i zachowujesz się jak dzisiejsze państwo względem, bo ja wiem, kolesi nie puszczających dzieci do szkoły.

I dlatego też sądzę, iż aby być konsekwentnym wolnościowcem, trzeba koniecznie zrezygnować z takiego luksusu uniwersalnego oceniania innych swoją miarą, jakąkolwiek by ona nie była, podporządkowywania swoim normom, wziąć wszelkie moralności w nawias, nie optując za żadną z nich i określić najogólniejsze reguły na jakich jednostki będą dysponowały materią i przestrzenią w jakiej będą mogły realizować już bez konfliktów te swoje stanowiska moralne, jakimikolwiek by one nie były. I jeśli piszesz, że mój system maksymalizuje ludzkie możliwości, to robi to właśnie dlatego, że spisując go, starałem się pozostać kompletnie neutralny wobec jakichkolwiek wartości poza wolnością i własnością, która jest jej głównym nośnikiem.

Propertarianizm nie jest stanowiskiem etycznym. Nie operuje w kategoriach dobra i zła. Nie to jest jego zadaniem. Nie określa czy krzywdzenie ludzi jest dobre, czy złe. Nie ocenia czy eutanazja jest ok, czy nie-ok. Ma za zadanie określać kiedy jednostki przekraczają swoje uprawnienia i za jego pomocą można wyrazić pewne swoje intuicje moralne, gdy jakieś wskazania sumienia uwikłamy ze swą własnością w postaci prywatnego prawa. Ale generalnie znajduje się na zupełnie odrębnym poziomie i o czym innym ma decydować.

Krzywdzenie ludzi można nazwać wartością A. Nie-krzywdzenie - wartością B. Nie będę określał, co ma być wartością preferowaną, bo wpłynąłbym na wynik końcowy. Pozostawiam to każdemu uprawnionemu do wyboru, bo to jest ich wybór. A uprawnionymi są właściciele, mogący wybrać dowolne literki z tego aksjologicznego alfabetu i możliwość urzeczywistnienia takiego stanu, jaki im przypadnie do gustu. Im, nie mnie.

A że trudno wyrzec się kontroli nad innymi i przyjemnie narzucać swe zawsze słuszne zdanie innym i ludzie z tego nigdy nie zrezygnują, w związku z czym propertarianizm wymagający podjęcia tego wyrzeczenia - przynajmniej "na wyjeździe" - nie zdobędzie nigdy popularności, to oczywiście jasne. Ale ja nie sądzę, aby moje oburzenie moralne w ostateczności dawało mi klucz do przejmowania czyjegoś kawałka świata i urządzaniu go po swojemu, a do tego ostatecznie się to zawsze sprowadza, jakbyś na to nie patrzył. Po to popieram własnościowy ład, żeby podzielić strefy wpływów konkretnych ludzi i nie wpływać na rezultat tego co robią w swojej części świata i zabezpieczyć się przed ich wpływem. Moja ziemia to mój autorski projekt i tyle.

Tak samo mógłbym powiedzieć, że chcesz utworzyć rząd światowy, który będzie czuwał, czy ludzie respektują propertariańskie aksjomaty.
Może, ale skłamałbyś wtedy. Z całą pewnością mógłbyś powiedzieć, że chciałbym, aby ludzie sami czuwali nad respektowaniem przynajmniej przez samych siebie tych aksjomatów, to wtedy nie byłoby wielu przypadków ich łamania i nie musieliby pilnować innych, więc rząd tym bardziej byłby im niepotrzebny. Taki jest zresztą ideał.

A paradoksy Zenona się przecież przydały, bo faktycznie - były dziury i zalepił je dopiero rachunek różniczkowy.
Ale nie przydały się do porzucenia konceptu ruchu lub zmiany czy uznania ich za złudzenie, pozór, etc. Paradoksy wynikające z suwerenności muszą pozostać, bo nie da się dobudować jeszcze wyższego piętra decyzyjnego, które mogłoby je rozstrzygać. A dobudowanie takiego, pozbawiłoby podmiot suwerenności i podporządkowało go czemuś wyższemu, w wyniku czego straciłby wolność. Natomiast paradoksy i tak by pozostały, tylko inna instytucja by się z nimi mierzyła.
 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Czyli dzieci z wyjścia mają status zwierzęcia ze względu na to, że są na mojej ziemi, ale zaproszony gość nie? Czemu? To jest też pytanie do @kr2y510.
Nikt tego nie powiedział. Równie dobrze właściciel może nadać zwierzęciu które wtargnęło na jego teren status księcia i co więcej, właściciel może być jego sługą.

Powiedź mi na jakiej podstawie muszę przestrzegać umowy? Bo z propertarianizmu to nie wynika.
Że niby co????

po kolei...

Kwestia dotrzymywania dobrowolnie zawartych umów, czyli dobrowolnego poddania się prywatnemu prawu

Z czego wynika dotrzymywanie umów?
Czy w innym libertarianizmie lub w innym systemie politycznym ich nie ma?
To w takim razie jak sprzedać/dokupić grunt? Można i tak, właściciel sprzedaje swój grunt, bierze kasę, po czym morduje legalnego nabywcę, "bo to jego prawo". Zainicjował agresję czy nie? Zasługuje na krwawy odwet bliskich nowego nabywcy czy nie?

Kwestia "zaproszenia w gości"
A jak i gdzie (konkretne miejsce) ich zaprosiłeś?
Co oni rozumieli przez "zaproszenie w gości"?
Co oznaczało "zaproszenie w gości" na terenie na którym ich zaprosiłeś (nawet wirtualne tereny jak Szajsbook czy g+ mają jakieś normy wynikające z prawa USA, netykiety i etyki naturalnej, czyli tej ukształtowanej przez ewolucję gatunku)?
 
Do góry Bottom