Koronawirus czy wszyscy padniemy?

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Chyba u nich uciskanie nie było celem tylko środkiem do celu.
A tym celem było uciskanie. Czyli środkiem do osiągnięcia uciskania było uciskanie.

A wracając do kwestii profitu z uciskania.
No a jaki rządy mają profit z uciskania swoich obywateli?
Zacytuję Jamesa Dale Davidsona:

Politycy nie chcą wyłącznie twoich pieniędzy. Oni chcą twojej duszy.
Chcą cię zdusić podatkami aż staniesz się zależny i bezbronny.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Wychodzi na to, że większość z nas to przejdzie (a może już przeszła) bezobjawowo.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
A tu takie ciekawostki:
Norweski Instytut Zdrowia Publicznego zasugerował, że zamykanie szkół dla dzieci w wieku od 11 do 16 lat mogło spowodować szybsze rozprzestrzenianie się w kraju epidemii koronawirusa.
https://www.rp.pl/Koronawirus-SARS-...-szkol-moze-przyspieszyc-rozwoj-epidemii.html
O tym, że do szpitali w stanie Nowy Jork w większości trafiali ludzie, którzy przestrzegali nakazu pozostania w domu, mówił w środę gubernator tego stanu Andrew Cuomo.
Dane z ponad 100 szpitali wykazują, że 18 proc. wykrytych zakażeń koronawirusem przypada na domy spokojnej starości, 2 proc. na bezdomnych, a mniej niż 1 proc. na więzienia. "66 proc. to ludzie, którzy przebywali w domu, co jest dla nas szokujące" - tłumaczył Cuomo. Podkreślał, że statystyka ta dotyczy osób, które stosowały się do zasad izolacji i dosłownie zostały w domach.

https://www.niedziela.pl/artykul/52887/USA-Coraz-wiecej-dowodow-ze-na-dworze
 
A

Antoni Wiech

Guest
W ciągu kilku pokoleń te poglądy przebiły się do powszechnej świadomości. Jeden z moich kolegów przeprowadził ankietę na ten temat wśród różnych pokoleń. Wynika z niej, że młodsze pokolenia są pod znaczącym wpływem kultury strachu, podczas gdy osoby w wieku 60 czy 70 lat mają o wiele spokojniejsze podejście do świata. Zwłaszcza młodzi rodzice widzą często świat jako przerażający.
Polemizowałbym. Oczywiście nie mam danych statystycznych ale wg mnie trend jest odwrotny przynajmniej jeśli chodzi o Polskę. To pokolenie ludzi 60 i 70 lat jest bardziej lękowe niż nowe pokolenia. Wychowywali sie w poczuciu nieustającego zagrożenia fizyczną przemocą ze strony władzy. Milicjant mógł po prostu Ci wpierdolić na ulicy (i działo się tak) i niewiele można było z tym zrobić. I mam wrażenie, że to pokolenie również przeniosło ten lęk przed władzą na już demokratyczne rządy.

Dochodziło równiez pernamentne napięcie psychiczne związane z codziennym szarpaniem sie ze zdobywaniem towarów. Oczywiście za komuny jak to niektórzy twierdzą każdy miał pracę ale nieustający stres związany właśnie ze zdobywaniem produktów (staniem w kolejkach, niepewność otrzymania mieszkania, talonu na samochód itp) również robił swoje.

Pokolenie to przeniosło ten lęk na swoje dzieci i pewnie ludzie urodzeni w latach '80 (plus minus) jeszcze płyneli na fali tego lęku. Zwłaszcza, że sytuacja gospodarcza jak wchodzili na rynek była nieciekawa (20% bezrobocia dla przykładu). Natomiast jak patrzę na pokolenie 20 czy 30 latków oni prawie albo w ogóle tego nie pamiętają i wychowali się w klimacie względnie dobrym gospodarczo. Nie drżą tak o pracę i ogólnie byt oraz stosunek do policji mają bardziej śmiały (chociaz wiadomo że policja jest jaka jest to jednak nie jest to prlowska milicja).

Można tez to zauważyc w początkowej fazie podejscia do wirusa gdzie wielu mlodych ludzi chociażby na zachodzie miało wyjebane. W Wawie tez dostrzegam, że mimo lockdownu ludzie olewaja zakazy i jak przynajmniej donoszą media hejtuja czepiającą sie policje (oczywiscie nie wiem dokładnie w jakim wieku są Ci olewajacy ale przypuszczam ze jednak wiekszość to nie są ludzie w wieku 60 czy 70 lat).

Oczywiście jak napisałem na poczatku to moje obserwacje głównie z Polski i nie robiłem badań.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
W RPA zestawiono śmiertelność wirusa ze śmiertelnością obostrzeń zamykających gospodarkę.


https://www.thesouthafrican.com/news/is-lockdown-working-south-africa-deadly-disease/
SA researchers say lockdown ‘nearly 30 times more deadly’ than disease
Senior actuaries have sent their findings to President Ramaphosa, claiming that an extended period lockdown will cause many more deaths than it can prevent.

by Tom Head
A startling claim has been made by a team of data analysts and actuaries in South Africa, suggesting that a prolonged period of lockdown could cause more death in this country than the current global health crisis. Pandemic ~ Data Analysis, otherwise known as PANDA, released their eye-catching figures on Tuesday.
President alerted to lockdown dangers
Their data model looks at a metric known as Years of Lives Lost (YLL). Nick Hudson, an Actuary and CEO at Sana Partners, and Peter Castleden – Actuary and Fellow Actuarial Society of South Africa (FASSA) – have both been at the forefront of the project, which suggests that a shuddering economic halt could be the real killer. Their letter alerting the presidency to these conclusions has already been sent:
“We present our data and analysis to you with an urgent appeal: to revise the current approach to lockdown. Using commercially tested actuarial principles, we have been able to estimate the impact of the lockdown’s economic contraction on South Africans’ mortality, or the ‘life-years lost’.”
“This equates to three orders of magnitude higher than the life-years that could plausibly be saved by the lockdown. The data also takes into account the reduction of life expectancy as a result of the economic damage and/or hardships caused by the lockdown, on the same set of demographics in society.”
Nick Hudson, Peter Castleden of PANDA
How deadly is a strict lockdown?
By comparing the data models of both the lockdown and the killer illness, PANDA has concluded that implementing these civil limitations may work well at first, but allowing them to continue for months does more harm than good. Their numbers suggest that lockdown has the potential to kill 30 times more people than the “invisible enemy” we’re currently facing:
“Our latest estimate is that South Africa’s lockdown will cause a loss of life at least 29 times greater than the loss of life it stands to prevent. It would be no exaggeration to say that each week of continuing lockdown will, in the long run, result in more loss of life than the disease itself.”
“In the face of this, economically restrictive lockdown measures should be discontinued immediately. Reduced income has long been known to cause a material decrease in life expectancy. The temporary and permanent aspects of the lockdown contraction have an impact on the ability of millions to make a living.”
Nick Hudson, Peter Castleden of PANDA
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Polemizowałbym. Oczywiście nie mam danych statystycznych ale wg mnie trend jest odwrotny przynajmniej jeśli chodzi o Polskę. To pokolenie ludzi 60 i 70 lat jest bardziej lękowe niż nowe pokolenia. Wychowywali sie w poczuciu nieustającego zagrożenia fizyczną przemocą ze strony władzy. Milicjant mógł po prostu Ci wpierdolić na ulicy (i działo się tak) i niewiele można było z tym zrobić. I mam wrażenie, że to pokolenie również przeniosło ten lęk przed władzą na już demokratyczne rządy.

Dochodziło równiez pernamentne napięcie psychiczne związane z codziennym szarpaniem sie ze zdobywaniem towarów. Oczywiście za komuny jak to niektórzy twierdzą każdy miał pracę ale nieustający stres związany właśnie ze zdobywaniem produktów (staniem w kolejkach, niepewność otrzymania mieszkania, talonu na samochód itp) również robił swoje.

Pokolenie to przeniosło ten lęk na swoje dzieci i pewnie ludzie urodzeni w latach '80 (plus minus) jeszcze płyneli na fali tego lęku. Zwłaszcza, że sytuacja gospodarcza jak wchodzili na rynek była nieciekawa (20% bezrobocia dla przykładu). Natomiast jak patrzę na pokolenie 20 czy 30 latków oni prawie albo w ogóle tego nie pamiętają i wychowali się w klimacie względnie dobrym gospodarczo. Nie drżą tak o pracę i ogólnie byt oraz stosunek do policji mają bardziej śmiały (chociaz wiadomo że policja jest jaka jest to jednak nie jest to prlowska milicja).

Można tez to zauważyc w początkowej fazie podejscia do wirusa gdzie wielu mlodych ludzi chociażby na zachodzie miało wyjebane. W Wawie tez dostrzegam, że mimo lockdownu ludzie olewaja zakazy i jak przynajmniej donoszą media hejtuja czepiającą sie policje (oczywiscie nie wiem dokładnie w jakim wieku są Ci olewajacy ale przypuszczam ze jednak wiekszość to nie są ludzie w wieku 60 czy 70 lat).

Oczywiście jak napisałem na poczatku to moje obserwacje głównie z Polski i nie robiłem badań.
Nie musisz samodzielnie robić badań. Wystarczy użyć wyszukiwarki. Jeśli miarą ma być stosunek Polaków do wprowadzonych obostrzeń to miesiąc temu wyglądało to tak: „70 proc. badanych powyżej 70. roku życia popiera zakazy, podczas gdy w grupie najmłodszej (18–29) popiera je 87 proc., a w grupie 30–39 – aż 98 proc.
https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/200409310-Sondaz-Polacy-popieraja-wprowadzane-ograniczenia.html
Można to odczytać tak, że najmniej podatni na straszenie koronawirusem są starsi ludzie.
Jeśli chodzi o przemieszczanie się bez maseczek to szczęśliwie coraz więcej ludzi nie pozwala sobie nałożyć kagańca. Z tego co ja widzę, a codziennie spędzam dużo czasu na dworze od początku tego wariactwa, to faktycznie ludzie powyżej siedemdziesiątki nie stanowią jakiegoś istotnego procenta wśród chodzących bez masek, jednak można tam znaleźć przedstawicieli różnych pokoleń i ludzie tak na oko pięćdziesięcioletni i sześćdziesięcioletni stanowią już dość dużą grupę.
Z tym bardziej śmiałym stosunkiem do policji młodych pokoleń to chyba jakiś trolling, co nie?
Za PRLu władza była znacznie brutalniejsza niż obecnie, a mimo to ludzie potrafili robić zrywy. Poznań 56, Wybrzeże 70, Radom 76, czas Solidarności. W końcówce PRLu jeszcze co chwile były manifestacje po których były urządzane ścieżki zdrowia. Generalnie jeśli współcześnie ktoś wychodzi protestować na ulicę (a przemoc ze strony państwa na manifestacjach jest nie porównywalnie mniejsza i nie grożą dalsze represje) to są to jacyś starsi ludzie na marszach KODu. To są w większości ludzie z roczników, które wychodziły na ulice protestować jeszcze w PRLu. Młodzi w większej ilości to tylko kilka lat temu w sprawie ACTA grzecznie poprotestowali. Litości! Młodzi się nie buntują, szczytem represji jest dla nich blokada profilu na fejsie, a Ty tu wyjeżdżasz ze zuchwałością względem policji!?
 
D

Deleted member 6905

Guest
70 proc. badanych powyżej 70. roku życia popiera zakazy, podczas gdy w grupie najmłodszej (18–29) popiera je 87 proc., a w grupie 30–39 – aż 98 proc.

Bo wiedzą, że często nie mają na kogo liczyć. Niby tej pomocy jest sporo: harcerze, patrole wośpu, grupy parafialne, sąsiedzi itp. To są często inicjatywy na zasadzie zrywów, a kiedy przychodzi co do czego starsi zostają ze wszystkim sami. Dlatego nie popierają obostrzeń, albo popierają mnie chętnie, bo boją się zakazu wychodzenia z domu albo nakazu wychodzenia w konkretnych godzinach. Im młodsi tym bardziej mobilni (cyfrowo i poruszaniem się) dlatego obostrzenia im mniej straszne. Często mają też większy krąg znajomych i rodziny, no bo z wiekiem raczej spada liczebność znajomych i rodziny.


Można to odczytać tak, że najmniej podatni na straszenie koronawirusem są starsi ludzie.

Można, ale można też odczytać to tak, że świadomie godzą się na to co może nastąpić. Dowód anegdotyczny: większość 65+ z jakimi rozmawiam mówią, że boją się zakażenia, ale akceptują ryzyko, bo nie mają innego wyjścia.

Z tego co ja widzę, a codziennie spędzam dużo czasu na dworze od początku tego wariactwa, to faktycznie ludzie powyżej siedemdziesiątki nie stanowią jakiegoś istotnego procenta wśród chodzących bez masek, jednak można tam znaleźć przedstawicieli różnych pokoleń i ludzie tak na oko pięćdziesięcioletni i sześćdziesięcioletni stanowią już dość dużą grupę.

Co można również odczytywać jako strach i próba zabezpieczenia się przed wirusem u 70-latków. Czyli podejmują ryzyko i chcą się zabezpieczyć tak jak im władza nakazała. Starsi opuszczają też maseczki czy też nie noszą nie z buntu, ale z powodu samopoczucia. Dla młodego chodzenie w tych maseczkach jest uciążliwe, a nawet bolesne (duszności, niewygoda, cieknący nos) a co dopiero gadać o ludziach, którzy często mają przewlekłe problemy kardiologiczne, krążeniowe, oskrzelowe. Do tego typowy dla wieku spadek wydolności oddechowej.

Za PRLu władza była znacznie brutalniejsza niż obecnie, a mimo to ludzie potrafili robić zrywy. Poznań 56, Wybrzeże 70, Radom 76, czas Solidarności. W

Bo młodsze pokolenia wiedzą (lub czują instynktownie), że te wszystkie zrywy były wpisane w logikę PRL. Za komuny nie istniało normalne przetasowanie na górze... dlatego trzeba było zrobić "wojnę" na dole, aby uzasadnić zmianę na górze. Za komuny nic nie było normalne, a więc zmiana ekipy też nie mogła odbyć się standardowo. Trzeba było poruszyć ludem, wiecować. Taki system i tyle. Nie można było ogłosić rezygnacji rządu i rozpisać nowych wyborów, ale jakoś płynnie trzeba było tego dokonać, no to wymyślano zrywy i strajki.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
D

Deleted member 427

Guest
Elon Musk oświeca ludzi odnośnie przekrętów, jakie dokonują się w liczeniu zgonów w USA (od 1:27:00)




- praktycznie wszystko idzie na konto wiruska, żeby podbijać jego wskaźniki śmiertelności;
- z powodu sztucznie wytworzonej paniki ludzie nie odwiedzali szpitali ani lekarzy i umierali w domach na dolegliwości i choroby, które mogli spokojnie wyleczyć - stąd widoczny skok liczby zgonów w stosunku do lat poprzednich;
- szpitale stoją w połowie puste, dyrekcja musi wybierać: albo zwalniamy personel, albo wpisujemy do raportów, że przyczyną śmierci pacjenta był covidek (jak zrobimy to drugie, dostaniemy siano od rządu i nie będziemy musieli nikogo zwalniać);
- średni wiek ofiar śmiertelnych wiruska w USA wynosi ok. 80 lat;
- ci, którzy nakazują zdrowym ludziom siedzieć w chacie, to faszyści i zboczeńcy;

Szpitale polowe w Ameryce, które miały przyjmować dziesiątki tysięcy zarażonych, stoją puste. Większość z nich nie miała ANI JEDNEGO PACJENTA:

 
D

Deleted member 6905

Guest
- praktycznie wszystko idzie na konto wiruska, żeby podbijać jego wskaźniki śmiertelności;

a u nas płakali na początku i darli ryja, że nie liczy się wszystkiego, albo prychali kiedy mówiono o chorobach współistniejących...
 
A

Antoni Wiech

Guest
Nie musisz samodzielnie robić badań. Wystarczy użyć wyszukiwarki. Jeśli miarą ma być stosunek Polaków do wprowadzonych obostrzeń to miesiąc temu wyglądało to tak: „70 proc. badanych powyżej 70. roku życia popiera zakazy, podczas gdy w grupie najmłodszej (18–29) popiera je 87 proc., a w grupie 30–39 – aż 98 proc.
https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/200409310-Sondaz-Polacy-popieraja-wprowadzane-ograniczenia.html
Można to odczytać tak, że najmniej podatni na straszenie koronawirusem są starsi ludzie.
Nie mogę znaleźć źródła tego sondażu. A w samym arcie napisane jest: "Warto zwrócić uwagę na to, że pytanie sondażu miało charakter dość ogólny, bez szczegółowego wymieniania konkretnych zakazów. Można wyciągnąć z tego wniosek, że respondenci opowiadają się za samą ideą social distancing."

Natomiast mam to:




(chociaż to nie muszą być powszechne postawy)

Za PRLu władza była znacznie brutalniejsza niż obecnie, a mimo to ludzie potrafili robić zrywy. Poznań 56, Wybrzeże 70, Radom 76, czas Solidarności. W końcówce PRLu jeszcze co chwile były manifestacje po których były urządzane ścieżki zdrowia. Generalnie jeśli współcześnie ktoś wychodzi protestować na ulicę (a przemoc ze strony państwa na manifestacjach jest nie porównywalnie mniejsza i nie grożą dalsze represje) to są to jacyś starsi ludzie na marszach KODu. To są w większości ludzie z roczników, które wychodziły na ulice protestować jeszcze w PRLu. Młodzi w większej ilości to tylko kilka lat temu w sprawie ACTA grzecznie poprotestowali. Litości! Młodzi się nie buntują, szczytem represji jest dla nich blokada profilu na fejsie, a Ty tu wyjeżdżasz ze zuchwałością względem policji!?
Przykładasz sytuacje ekstremalną, gdzie dochodzi do rewolucyjnego rozpierdolu ludzi dociśniętych do ściany z sytuacjami codziennymi. Chodziło o codzienne funkcjonowania, gdzie każdy oglądał się za siebie a z milicją nie można było dyskutować. A teraz się dyskutuje i hejtuje mniej lub bardziej otwarcie, nagrywa filmiki na youtube itd. Rewolucji nikt takiej nie robi jak np. w Poznaniu bo to nie jest jednak ta opresywność co sowiecka.

A propos buntu młodzieży:



Co do KODu to ci starsi ludzie to raczej byli pomiagerzy systemu prlowskiego, albo aktywni działacze i nie o tę grupę społeczną mi chodziło (ale opozycyjną).
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
gordonfree napisał:
Bo wiedzą, że często nie mają na kogo liczyć. Niby tej pomocy jest sporo: harcerze, patrole wośpu, grupy parafialne, sąsiedzi itp. To są często inicjatywy na zasadzie zrywów, a kiedy przychodzi co do czego starsi zostają ze wszystkim sami. Dlatego nie popierają obostrzeń, albo popierają mnie chętnie, bo boją się zakazu wychodzenia z domu albo nakazu wychodzenia w konkretnych godzinach. Im młodsi tym bardziej mobilni (cyfrowo i poruszaniem się) dlatego obostrzenia im mniej straszne. Często mają też większy krąg znajomych i rodziny, no bo z wiekiem raczej spada liczebność znajomych i rodziny.

Można, ale można też odczytać to tak, że świadomie godzą się na to co może nastąpić. Dowód anegdotyczny: większość 65+ z jakimi rozmawiam mówią, że boją się zakażenia, ale akceptują ryzyko, bo nie mają innego wyjścia.


Co można również odczytywać jako strach i próba zabezpieczenia się przed wirusem u 70-latków. Czyli podejmują ryzyko i chcą się zabezpieczyć tak jak im władza nakazała. Starsi opuszczają też maseczki czy też nie noszą nie z buntu, ale z powodu samopoczucia. Dla młodego chodzenie w tych maseczkach jest uciążliwe, a nawet bolesne (duszności, niewygoda, cieknący nos) a co dopiero gadać o ludziach, którzy często mają przewlekłe problemy kardiologiczne, krążeniowe, oskrzelowe. Do tego typowy dla wieku spadek wydolności oddechowej.
Oczywiście, że możesz sobie wymyślać nawet i tysiące interpretacji i nawet w iluś wypadkach może okazać się, że zgadłeś, bo ludzie gdy postępują tak samo to mogą kierować się różnymi motywacjami. Jeśli jednak punktem wyjścia jest to, że w socjologii badano nastawienie ludzi do świata i okazało się, że te nastawienie jest mniej przerażające wśród ludzi starszych to ten sondaż IBRISu jest z tymi badaniami zgodny.

gordonfree napisał:
Bo młodsze pokolenia wiedzą (lub czują instynktownie), że te wszystkie zrywy były wpisane w logikę PRL. Za komuny nie istniało normalne przetasowanie na górze... dlatego trzeba było zrobić "wojnę" na dole, aby uzasadnić zmianę na górze. Za komuny nic nie było normalne, a więc zmiana ekipy też nie mogła odbyć się standardowo. Trzeba było poruszyć ludem, wiecować. Taki system i tyle. Nie można było ogłosić rezygnacji rządu i rozpisać nowych wyborów, ale jakoś płynnie trzeba było tego dokonać, no to wymyślano zrywy i strajki.

Sorry, ale dla mnie to są jakieś farmazony.



Tak, tak, dalej sobie wstawiaj jakieś propagandowe artykuliki, które nie są poparte żadnymi statystykami, a jedynie jakimś zdjęciem poglądowym. Ja piszę o tym co widzę. Tylko dziś byłem na dworze 4 godziny i nie zwróciłem uwagi na to, żeby jakoś najmłodsi się wyróżniali liczebnie wśród nienoszących masek.

Antoni Wiech napisał:
A propos buntu młodzieży:


Mógłbym Ci poradzić, żebyś poszukał sobie o tym ile było manifestacji i jaki one miały przebieg u schyłku PRLu, ale pewnie w kółko będzie pieprzenie, że wtedy to była ekstremalna sytuacja. Od zawsze podejrzewałem, że alt-rightowa gimbaza stawia się na równi z żołnierzami wyklętymi, ale teraz widzę, że nie doceniałem tego środowiska. Tamtejsze kozaki to jak widać mają się za bohaterów o odwadze nie do doścignięcia w całej historii.
 
D

Deleted member 6905

Guest
Oczywiście, że możesz sobie wymyślać nawet i tysiące interpretacji i nawet w iluś wypadkach może okazać się, że zgadłeś, bo ludzie gdy postępują tak samo to mogą kierować się różnymi motywacjami. Jeśli jednak punktem wyjścia jest to, że w socjologii badano nastawienie ludzi do świata i okazało się, że te nastawienie jest mniej przerażające wśród ludzi starszych to ten sondaż IBRISu jest z tymi badaniami zgodny.

Starsi mają też bardziej wyjebane. Większy próg strachu może odczuwać 30-latek, który jest mniej więcej w połowie życia, bo ma więcej do stracenia niż 75 letnia osoba, która "swoje przeżyła". Szczególnie, że straszy się długoterminowymi konsekwencjami przebycia covidu (bezpłodność, trwała utrata smaku i węchu, pogorszenie wydolności serca i płuc - o tym się mówi), czego nie można jeszcze potwierdzić czy falsyfikować, bo potrzeba na to lat. Starsi też swoje widzieli. Są lepiej wytresowani stanami nadzwyczajnymi, przywykli: stany wojenne, ciągłe zamieszki i tu dochodzimy do....


Sorry, ale dla mnie to są jakieś farmazony.

I ile z tych zamieszek doprowadziło do zmiany władzy? Ile z nich doprowadziło do przekształcenia systemu? Co się zmieniało za PRL po tych zamieszkach jak nie tylko ekipa rządząca? Co się zmieniało poza pierwszy sekretarzem, albo generałem?
I teraz pytanie dlaczego w latach 90-tych i latach "dwutysięcznych" nie dochodziło do masowych zamieszek w całym kraju? Sytuacja wielu, a szczególnie na prowincji była tragiczna i co? I chujów sto. To ty próbujesz forsować jakiś lewacki, postkomuszy farmazon, że starsi są twardsi, mniej przestraszeni, bo wychowani za PRL, więc są nieustraszoną elitą narodu.
Statystyki? Daj spokój ze statystykami badań opinii publicznej. Jedno ludzie mówią, a co innego robią.

Mogę wymyślać tysiące uzasadnień dla ludzkiej motywacji, ale taka jest prawda. Ludzie 70+ podejmują ryzyko, bo muszą, a nie dlatego, że się nie boją. Poza tym starsze ode mnie pokolenie, 60+ jest mniej wylewne, inaczej wychowywane. Byli tresowani w nastroju, że "pokorne ciele dwie matki ssie", "milczenie jest złotem", co innego pierdolą, co innego robią i czują
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
@alfacentauri nie do końca rozumiem to porównywanie z PRLem. Za PRLu warto było walczyć, bo sytuacja obywatela była o wiele gorsza. Dziś żyjemy w krainie praktycznie nieograniczonych możliwości w porównaniu z tamtym systemem. Nie podoba się? Bierzesz paszport w dłoń i już jutro jesteś w Paragwaju razem z Gazdą. I co ciekawe da się na bilet odłożyć w kilka miesięcy z przeciętnej pensji. Do tego masa wentyli bezpieczeństwa pochłaniających nadmiar wolnego czasu i testosteronu - porno, gry komputerowe, serwisy społecznościowe (w tym również te anty- pozwalające wyładować swoją frustrację w gwizdek), tanie podróże i różnorodne hobby. Im więcej się ma, tym bardziej nie opłaca się nadstawiać karku.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
@alfacentauri nie do końca rozumiem to porównywanie z PRLem. Za PRLu warto było walczyć, bo sytuacja obywatela była o wiele gorsza. Dziś żyjemy w krainie praktycznie nieograniczonych możliwości w porównaniu z tamtym systemem. Nie podoba się? Bierzesz paszport w dłoń i już jutro jesteś w Paragwaju razem z Gazdą. I co ciekawe da się na bilet odłożyć w kilka miesięcy z przeciętnej pensji. Do tego masa wentyli bezpieczeństwa pochłaniających nadmiar wolnego czasu i testosteronu - porno, gry komputerowe, serwisy społecznościowe (w tym również te anty- pozwalające wyładować swoją frustrację w gwizdek), tanie podróże i różnorodne hobby. Im więcej się ma, tym bardziej nie opłaca się nadstawiać karku.
Coraz bardziej odchodzimy od głównego tematu w jakieś dziwne rejony, ale jak jest okazja do pogadania to jedziemy:)
Wydaje mi się, że nie bierzesz pod uwagę jakiegoś szerszego kulturowo-społecznego tła.
Zgadzam się z Tobą, że to o czym piszesz może odgrywać ważną rolę, ale to jest tylko jeden z czynników. Kiedyś ludzie w Polsce nie mieli możliwości wyjechania z niej więc to sprzyjało buntowi. OK. Ale dla przykładu przez świat i to w dużej mierze ten zachodni w 68 roku przetoczyły się fale protestów, protestów często też tłumionych siłowo przez policje. Ludzie na zachodzie łatwiej mieli wtedy gdzieś wyjechać, żyli w dobrobycie, ale nadstawiali się. W ogóle protesty to jeszcze nic. Na zachodzie ludzie podejmowali też walkę zbrojną. Baskowie chyba nie byli trzymani w swym kraju siłą, a mieli Etę. Nie wiem czy Irlandczycy z północy mieli jakieś przeszkody by po prostu wyemigrować na południe. W każdym bądź razie łatwiej im było o emigrację niż Polakom, a stworzyli Irę. I nie są to tylko kwestie związane z buntem. Dla przykładu w USA w czasie II wojny czy wojny w Korei młodzieńcy z rodzin zaliczających się do elit na ochotnika zaciągali się do armii, bo taki był wtedy etos służby dla kraju. W czasach wojny w Wietnamie się to zmieniło. Wcześniej służba w armii była cennym punktem w życiorysie jak się myślało o karierze politycznej. Później było w USA 2 prezydentów co się chwaliło, że wymigali się od wojska. Wcześniej takie zachowanie pewnie by ich zdyskwalifikowało w wyścigu o prezydencki fotel. W XIX wieku Polakom było łatwo opuścić ziemie polskie, a urządzali powstania. Za PRLu nie było łatwo o paszport, ale też nie było widoków na łatwą zmianę sytuacji. Ludzie chyba byli świadomi, że buntując się mogą mocno oberwać, a trudno będzie coś ugrać, ale i tak w pewnym momencie doszło do masowych protestów. Kiedyś były takie warunki kulturowo-społeczne, że ludzie znacznie częściej podejmowali ryzyko by coś zmienić. I takie są fakty. Ja nie mogę zrozumieć, że wy robicie z czarnego białe. Tak jak ten Antoni Wiech wedle, którego ludzie nic nie mogli zrobić bo bali się milicyjnej pałki. A fakt jest taki, że kiedyś pomimo strachu przed milicyjną pałką jednak coś ludzie robili. Teraz nowe pokolenia robią niewiele, ale to one mają być bardziej odważne, nie straszna im policja. Ciekawe. Rozwijajcie temat!

Jeszcze odniosę się do tego tekstu prof. Franka Freudiego. Tam pada takie zdanie o tym, że w Dolinie Krzemowej wbrew pozorom nie ma skłonności do ryzyka, bo w domach panuje wielkie asekuranctwo. Być może to jest jakieś uproszczenie na potrzeby krótkiego wywiadu, ale ja mam tu swe trzy grosze. Uważam, że są różne obszary życia i ten sam człowiek może w tych różnych obszarach wykazywać inny stopień ryzykanctwa, więc ktoś może w obszarze biznesowym być skłonnym do ponoszenia ryzyka, a w obszarze dbania o zdrowie wykazywać zupełnie inną postawę. Jest też takie wieloznaczne słowo jak kultura i odpowiednio rozumiana kultura pełni taką funkcję regulującą życie społeczne. Mamy takie różne wzorce zachowań. Zgadzam się generalnie z tym, że mamy kulturę strachu. Coraz bardziej ceni się bezpieczeństwo, ale to nie musi prowadzić do całkowitego potępienia podejmowania ryzyka. To może bardziej jest takim unormowaniem. Wytwarzają się wzorce określające w jakich obszarach podejmowanie ryzyka jest dobre a w jakich skłonności do niego powinny być potępione.

Żeby napisać coś jeszcze o panice związanej z koronawirusem, to jakiś czas temu rząd wprowadził jakiś zakaz przemieszczania się bez ważnego powodu po kraju. Ten przepis już zniesiono, ale gdy on obowiązywał to wybrałem się w którąś niedzielę na przejażdżkę drogą ekspresową. Zrobiłem 200 km. Droga ogólnie prawie pusta. A szczególnie? Niestety nie patrzyłem na licznik i nie wiem ile to kilometrów trwało, ale było to bardzo dziwne. Jechałem na serio bardzo długo i nikogo nie wyprzedziłem, nikt mnie nie wyprzedził, nikogo nie widziałem przed sobą, ani w lusterku za sobą ani … nikt nie przejechał z na przeciwka w tym długim czasie. Było tak przez wiele kilometrów. Samochody jakieś spotkałem dopiero przy dużym mieście. Jaki ten naród jest karny. Czemu ludzie nie podróżowali jak zazwyczaj? Przecież w Polsce drogi są normalnie zapełnione autami. Bali się mandatów? Przecież mamy taką kulturę jazdy, że przekraczanie limitów prędkości jest nagminne i mandatów się ludzie nie boją. Boją się, że się zarażą gdzieś? Szanse małe. Szybka jazda też jest niebezpieczna. Nie spotkałem wtedy żadnych motocyklistów, choć pogoda był idealna na motor. Jak ktoś jeździ dla samego jeżdżenia na motorze to chyba nie zachoruje na covida, prędzej sobie na motorze zrobi krzywdę. Bali się ludzie gdzieś jechać bo może innych zarażą, jeśli się okaże, że sami są zarażeni? Jeżdżąc samochodem czy motorem można też zabić innych. To są właśnie te paradoksy współczesności. Na szczęście epidemia tej paniki już słabnie:)
 
A

Antoni Wiech

Guest
Coraz bardziej odchodzimy od głównego tematu w jakieś dziwne rejony, ale jak jest okazja do pogadania to jedziemy:)
Wydaje mi się, że nie bierzesz pod uwagę jakiegoś szerszego kulturowo-społecznego tła.
Zgadzam się z Tobą, że to o czym piszesz może odgrywać ważną rolę, ale to jest tylko jeden z czynników. Kiedyś ludzie w Polsce nie mieli możliwości wyjechania z niej więc to sprzyjało buntowi. OK. Ale dla przykładu przez świat i to w dużej mierze ten zachodni w 68 roku przetoczyły się fale protestów, protestów często też tłumionych siłowo przez policje. Ludzie na zachodzie łatwiej mieli wtedy gdzieś wyjechać, żyli w dobrobycie, ale nadstawiali się. W ogóle protesty to jeszcze nic. Na zachodzie ludzie podejmowali też walkę zbrojną. Baskowie chyba nie byli trzymani w swym kraju siłą, a mieli Etę. Nie wiem czy Irlandczycy z północy mieli jakieś przeszkody by po prostu wyemigrować na południe. W każdym bądź razie łatwiej im było o emigrację niż Polakom, a stworzyli Irę. I nie są to tylko kwestie związane z buntem. Dla przykładu w USA w czasie II wojny czy wojny w Korei młodzieńcy z rodzin zaliczających się do elit na ochotnika zaciągali się do armii, bo taki był wtedy etos służby dla kraju. W czasach wojny w Wietnamie się to zmieniło. Wcześniej służba w armii była cennym punktem w życiorysie jak się myślało o karierze politycznej. Później było w USA 2 prezydentów co się chwaliło, że wymigali się od wojska. Wcześniej takie zachowanie pewnie by ich zdyskwalifikowało w wyścigu o prezydencki fotel. W XIX wieku Polakom było łatwo opuścić ziemie polskie, a urządzali powstania. Za PRLu nie było łatwo o paszport, ale też nie było widoków na łatwą zmianę sytuacji. Ludzie chyba byli świadomi, że buntując się mogą mocno oberwać, a trudno będzie coś ugrać, ale i tak w pewnym momencie doszło do masowych protestów. Kiedyś były takie warunki kulturowo-społeczne, że ludzie znacznie częściej podejmowali ryzyko by coś zmienić. I takie są fakty. Ja nie mogę zrozumieć, że wy robicie z czarnego białe. Tak jak ten Antoni Wiech wedle, którego ludzie nic nie mogli zrobić bo bali się milicyjnej pałki. A fakt jest taki, że kiedyś pomimo strachu przed milicyjną pałką jednak coś ludzie robili. Teraz nowe pokolenia robią niewiele, ale to one mają być bardziej odważne, nie straszna im policja. Ciekawe. Rozwijajcie temat!
Dawanie przykładów pojebów wysadzających cywili (IRA i ETA) jako wzór podejmowanego ryzyka. NIedługo propsować będziesz islamistów. Nie przyjdzie Ci do glowy, że ludzie współcześni widzą bezsens takiej "walki"? Dodatkowo propsowanie żołnierskiego drylu. Świetnie.
A tak naprawdę uparcie nie rozumiesz, że nie chodziło, że "ludzie nie mogli nic zrobić". Zawsze można coś zrobić. Ale przykładasz, jak wspomniałem wcześniej wybuch rewolucyjnego buntu, gdzie desperacja osiąga moment krytyczny i gniew nawet przysłania strach z codziennymi sytuacjami. A sytuacja w PRL służyła paranoi i ogólnej wrogości. I to działało na psychikę. Inaczej tego nie jestem w stanie przekazać.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Wynikła bardzo zabawna sytuacja. Wyjaśnijmy to sobie. Ja nie popieram terroryzmu i wielokrotnie chyba pisałem o tym na forum.
Zawsze z politowaniem podchodziłem do tego obecnego tu na forum odjebkowiczowswta.
Natomiast rozmawiamy chyba o czymś innym. O podejmowaniu ryzyka. Tak terroryści podejmują je. To jest fakt. Faktem jest też to, że kiedyś ludzie częściej podejmowali ryzyko, by coś zmienić. A teraz to mamy takie czasy, że nawet jak nie cierpią Kaczyńskiego i krzyczą o braku demokracji, to jednocześnie pomstują, że ten Kaczyński chce im zorganizować wybory, bo podczas wyborów będzie się można zarazić wirusem. Śmieszne czy żenujące?
Piszesz o tym, że kiedyś gniew przysłaniał strach. Ale przecież nikt nie twierdzi, że kiedyś było mniej strachu. Odwaga to niekoniecznie brak strachu, a często działanie wbrew niemu. Niby polemizowałeś z tezami Freudiego, ale nie zadałeś sobie najwyraźniej trudu by dokładnie przeczytać ten krótki wywiad. Jeszcze raz przytoczę Ci pierwsze zdanie z tego wywiadu: „Kultura strachu nie polega na tym, że ludzie boją się bardziej niż kiedyś. (...) Polega natomiast na tym, że dużo więcej mówi się o strachu, i w wskazuje się nam o wiele więcej rzeczy, których powinniśmy się bać, niż kiedykolwiek wcześniej. Jedną z konsekwencji tej kultury jest to, że zinternalizowaliśmy strach jako formę normalnego zachowania.”
I w tym właśnie jest problem, że bezpieczeństwo stało się najwyższą wartością. Nie znaczy to, że ja popieram każde ścierwo co nie boi się ryzykować. Nie wiem jak Ty mogłeś to wydedukować?! Ja piętnuję kulturę, w której bezpieczeństwo jest na piedestale. Są libertarianie jak @pampalini, dla których nie ma konfliktu między bezpieczeństwem a wolnością. A dla mnie z założenia świat, w którym priorytetem ma być bezpieczeństwo jest czymś bardzo dalekim od tego co ja cenię.
Wystarczy ludzi postraszyć jakimś wirusem i momentalnie sobie oraz otoczeniu są w stanie zafundować więzienie o podwyższonym rygorze.
 
A

Antoni Wiech

Guest
Wynikła bardzo zabawna sytuacja. Wyjaśnijmy to sobie. Ja nie popieram terroryzmu i wielokrotnie chyba pisałem o tym na forum.
Zawsze z politowaniem podchodziłem do tego obecnego tu na forum odjebkowiczowswta.
Natomiast rozmawiamy chyba o czymś innym. O podejmowaniu ryzyka. Tak terroryści podejmują je. To jest fakt. Faktem jest też to, że kiedyś ludzie częściej podejmowali ryzyko, by coś zmienić. A teraz to mamy takie czasy, że nawet jak nie cierpią Kaczyńskiego i krzyczą o braku demokracji, to jednocześnie pomstują, że ten Kaczyński chce im zorganizować wybory, bo podczas wyborów będzie się można zarazić wirusem. Śmieszne czy żenujące?
Piszesz o tym, że kiedyś gniew przysłaniał strach. Ale przecież nikt nie twierdzi, że kiedyś było mniej strachu. Odwaga to niekoniecznie brak strachu, a często działanie wbrew niemu. Niby polemizowałeś z tezami Freudiego, ale nie zadałeś sobie najwyraźniej trudu by dokładnie przeczytać ten krótki wywiad. Jeszcze raz przytoczę Ci pierwsze zdanie z tego wywiadu: „Kultura strachu nie polega na tym, że ludzie boją się bardziej niż kiedyś. (...) Polega natomiast na tym, że dużo więcej mówi się o strachu, i w wskazuje się nam o wiele więcej rzeczy, których powinniśmy się bać, niż kiedykolwiek wcześniej. Jedną z konsekwencji tej kultury jest to, że zinternalizowaliśmy strach jako formę normalnego zachowania.”
I w tym właśnie jest problem, że bezpieczeństwo stało się najwyższą wartością. Nie znaczy to, że ja popieram każde ścierwo co nie boi się ryzykować. Nie wiem jak Ty mogłeś to wydedukować?! Ja piętnuję kulturę, w której bezpieczeństwo jest na piedestale. Są libertarianie jak @pampalini, dla których nie ma konfliktu między bezpieczeństwem a wolnością. A dla mnie z założenia świat, w którym priorytetem ma być bezpieczeństwo jest czymś bardzo dalekim od tego co ja cenię.
Wystarczy ludzi postraszyć jakimś wirusem i momentalnie sobie oraz otoczeniu są w stanie zafundować więzienie o podwyższonym rygorze.
Dobrze. Nie popierasz. W takim razie przyjmuję, że tym pokoleniu jest więcej pojebów co robią strzelaniny do przypadkowych ludzi. Też podejmują ryzyko. I do czego takim dowodzeniem dojdziemy? Ale ok, Ty masz swoje obserwacje, ja mam swoje. Z mojej strony EOT.
 

Claude mOnet

Well-Known Member
1 033
2 337
Dobrze. Nie popierasz. W takim razie przyjmuję, że tym pokoleniu jest więcej pojebów co robią strzelaniny do przypadkowych ludzi. Też podejmują ryzyko. I do czego takim dowodzeniem dojdziemy? Ale ok, Ty masz swoje obserwacje, ja mam swoje. Z mojej strony EOT.
Skąd wiesz, że robią to świry, a nie są to akcje rządowe??? Największymi terrorystami na świecie są i będą władze państwowe! Tylko w samym XX wieku państwa stosując terror (wojny, głód, mordy polityczne, akcje "false flag") wymordowały ok. 100 mln cywilów... Terroryści w XX wieku pewnie nawet 1mln ludzi nie zabili, pewnie bliżej jakiś 10.000 ludzi - ktoś wie?
 
Do góry Bottom