Francja - socjalizm w praktyce...

inho

Well-Known Member
1 635
4 511
Przepis powstał głównie z myślą o walce z anoreksją wśród młodych osób wzorujących się na modelkach
Nie zdziwiłbym się, gdyby efekt był odwrotny. Przed retuszem fotomodelki były jak wieszaki, później znormalniały, bo można je było cyfrowo obrobić, a teraz znowu będą preferowane anorektyczki...
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Fotorealistyczne grafiki będą jeszcze prostym sposobem na obejście przepisów. A anorektyczki jednak tu i ówdzie wyglądają nieestetycznie, więc bez szopki nie za bardzo się nadają.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
BTW może to dobry pomysł z tym fotoszopem... a może w ogóle wprowadzić nakaz naturalistycznych zdjęć i wtedy pani Marta Lempart czyli organizatorka Czarnych Protestów w PL, która była przedstawiana w niektórych przychylnych jej lewackich mediach tak:

1b6aef4e0af64.jpg


Musiała by być przedstawiana zgodnie prawdą:

z21086454Q,Marta-Lempart.jpg

PnPktoARGh0dHA6Ly9vY2RuLmV1L25ld3N3ZWVrLXdlYi83Yzc4YTdiZC05ODVmLTQ5N2YtOTg3OS1mOTFlOThkZTUyZmIuanBnkZMCzQNcAA
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
To jest to. Miej 10% poparcia i 4 lata przed sobą. Wtedy można coś w demokracji próbować.

Strajk i manifestacje sektora publicznego we Francji. Macron pozostaje niewzruszony
Piotr Moszyński, Paryż
10 października 2017 | 13:31
z22492528V,Prezydent-Emmanuel-Macron.jpg

1 ZDJĘCIE
Prezydent Emmanuel Macron (Thibault Camus (AP Photo/Thibault Camus, Pool))

  • 0
Francuskie związki zawodowe sektora publicznego wezwały dziś do strajku 5,4 mln pracowników. W 90 departamentach zapowiedziano blisko 130 manifestacji i zgromadzeń. Postulaty dotyczą głównie płac i polityki zatrudnienia.

Strajk jest najbardziej odczuwalny w szkołach. Ustawa z 2008 r. zobowiązuje placówki oświatowe do zapewnienia w takich okolicznościach opieki nad przyprowadzanymi dziećmi, ale dotyczy to tylko przedszkoli i niższych klas szkół podstawowych. Reszta rodziców musi sobie jakoś radzić.

Do strajku nie przyłączyli się kolejarze i pracownicy transportu miejskiego, co oznacza, że Francuzi chcący dojechać do pracy nie powinni mieć z tym większych kłopotów. Chyba że spróbują to zrobić samochodem albo motocyklem lub rowerem. Wtedy mogą się natknąć na tłumy manifestantów. Organizatorzy spodziewają się przybycia setek tysięcy uczestników.

Przeciw odchudzaniu sektora publicznego
Strajki robią niewielkie wrażenie na przedstawicielach władzy. W kuluarach Pałacu Elizejskiego można usłyszeć, że są pozbawione większego znaczenia. Nikt się nie spodziewa większych tłumów od tych, które protestowały 21 września. Tyle tylko, że wtedy chodziło o protest przeciwko rozporządzeniom wprowadzającym zmiany w prawie pracy. Dotyczą one w głównej mierze sektora prywatnego, a do manifestacji wzywał praktycznie tylko jeden związek zawodowy – CGT. Teraz robi to dziewięć federacji związkowych działających w sektorze publicznym.

Postulaty strajkowe są tym razem nieco „bliższe ciału”. Chodzi o sprzeciw wobec całej serii zapowiadanych przez rząd posunięć, które zdaniem związkowców zagrażają poziomowi życia pracowników sektora publicznego, a nawet utratą pracy przez wielu z nich.

Istotnie, władze nie kryją zamiaru „odchudzenia” tego sektora o 120 tys. miejsc pracy. Wywołuje to ostrą krytykę w środowisku oświaty, które pyta, jak pogodzić zamiar zmniejszenia liczby uczniów w klasach i jego konsekwencję w postaci zwiększenia liczby klas z redukcją miejsc zatrudnienia.

Inne zapowiadane kroki w sektorze publicznym budzą nie mniejsze emocje. Wysokość uposażenia pracowników tego sektora zależy z jednej strony od indywidualnych podwyżek i awansów, a z drugiej - od wartości tzw. punktu wskaźnikowego, ustalanego przez rząd. Każda pensja jest pieniężnym ekwiwalentem przysługującej danemu stanowisku liczby takich punktów. Wartość „punktu wskaźnikowego” ma więc determinujące znaczenie dla wysokości pensji. Tymczasem rząd zapowiada zamrożenie jego wartości na kolejny, trzeci rok.

Trudno oczekiwać, że spodoba się to zainteresowanym pracownikom. Tym bardziej że władze szykują im również inne przykre niespodzianki, jak np. przywrócenie potrąceń za pierwszy dzień zwolnienia lekarskiego. Rząd twierdzi, że ich zniesienie przyczyniło się do niepokojącego wzrostu poziomu nieobecności w pracy, ale związki zawodowe odpowiadają, że nie można wprowadzać zbiorowej odpowiedzialności również tych, którzy naprawdę są chorzy.

Dalekosiężne plany Macrona
Protesty nie mają na razie większego wpływu na determinację władz w kwestii wprowadzania zapowiedzianych w kampanii wyborczej reform. Prezydent Emmanuel Macron jest politykiem, który wyznacza sobie odległe cele strategiczne, a różne „perypetie” po drodze nie są w stanie wytrącić go z równowagi lub zepchnąć z obranego kursu. W dodatku należy do tych, którzy uważają, iż we Francji powinien być już dawno przeprowadzony cały szereg reform, na które bali się zdecydować jego poprzednicy.

Macron dzieli te reformy na „uwalniające” i „ochraniające”. Te pierwsze mają wyzwolić energię przedsiębiorstw z krępującego gorsetu zbyt licznych, nie zawsze spójnych i zrozumiałych przepisów. Te drugie mają chronić pracowników przed nazbyt swobodnym wykorzystywaniem nowo uzyskanej wolności przedsiębiorców.

Właśnie o tym drugim filarze reform ma rozmawiać ze związkami zawodowymi w czwartek i piątek Macron. W ich trakcie poruszy temat reformy kształcenia zawodowego i ubezpieczenia dla bezrobotnych. Prawo do takiego ubezpieczenia ma być przyznane osobom prowadzącym własną działalność oraz pracownikom, którzy sami zwalniają się z pracy. W miniony poniedziałek prezydent zapowiedział m.in. podwyższenie zasiłków dla dorosłych niepełnosprawnych i minimalnej emerytury.

Oczywiście, nie przeszkodzi to jego oponentom w określaniu go jako „prezydenta bogatych” i aroganckiego polityka, który w dyskusji nie waha się używać takich słów jak „burdel” zamiast bardziej eleganckiego „nieporządku”. Macron już przy pierwszych oznakach spadku popularności w sondażach powiedział, że przewidywał to i godzi się z tym, że teraz przez długie miesiące „będzie musiał żyć z niezadowoleniem Francuzów”. Najwyraźniej liczy na to, że jeśli reformy się udadzą, to po tym trudnym okresie niezadowolenie minie.

Dlatego raczej nie można liczyć na to, że informacje nawet o bardzo wysokiej liczbie manifestantów skłonią Emmanuela Macrona do jakiejś zasadniczej zmiany linii postępowania. On ma to już wliczone w koszty.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Jebłem. Francuskie feministki są naprawdę popierdolone.

Francja: feministki żądają by muzułmanie mogli molestować seksualnie!

Zakaz molestowania seksualnego to rasizm – piszą w petycji do redakcji Libération feministki ze środowisk naukowych. Aż trudno uwierzyć jak to uzasadniają.

Jeśli Pan Bóg chce kogoś ukarać to pozbawia go rozumu – głosi ludowe powiedzenie. Kiedy czytamy petycję tych rozhisteryzowanych lewackich bab trudno temu zaprzeczyć. Ni mniej, ni więcej tylko domagają się one bycia gwałconymi i molestowanymi seksualnie przez muzułmańskich imigrantów.

Jak wiadomo, przerażone plagą przemocy wobec kobiet na ulicach francuskie władze zamierzają zaostrzyć grożące za to kary. Dla francuskich feministek to “rasizm”. Ich zdaniem, zakaz molestowania seksualnego kobiet mógłby “stygmatyzować mężczyzn ze środowisk imigranckich”.

“I tak wiadomo, że młodzi imigranci cierpią bardziej niż inni ludzie na skutek przemocy ze strony policji” – pisze w petycji 15 lewicowych działaczek ze środowisk akademickich. Według nich, uznanie molestowania seksualnego za przestępstwo nasili te rzekome policyjne “represje” i wprowadzi “niepotrzebną kontrolę mężczyzn z grup rasowych znajdujących się w niekorzystnej sytuacji”.

Feministki uważają też, że wprowadzenie kar za nękanie kobiet na ulicach sprawi, iż będą one bardziej molestowane “w mieszkaniach i korporacjach”, gdzie nikt nie widzi. Innymi słowy – zakładają one, że molestowanie przez imigrantów i tak musi się odbywać, więc lepiej, żeby odbywało się publicznie.

Tylko co agresywne uliczne łajzy z Afryki miałyby robić w korporacjach, skoro większość z nich nigdzie nie pracuje? To chyba dlatego, że wśród nich jest wielu “wybitnych inżynierów, biznesmenów i naukowców”, którzy tylko udają lumpów? I jak zabroni im się gwałcić na ulicy to wskoczą w garnitury i pójdą gwałcić w zaciszu swojej korporacji?​
Wytłuszczenia moje.


No ale zawsze się trochę gwałci...
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Je po prostu kręci sado-maso rozciągnięte na całe społeczeństwo. Taka odmiana klasycznego fetyszu, tyle że w innej skali.

Peterson miał rację co do kompensacji - im kultura robi się powierzchownie bardziej egalitarna, tym kobiety częściej fantazjują o byciu zdominowanymi. Okazuje się, że tutaj to dotyka najbardziej grupy, która sama w największym stopniu przyczynia się do powstawania egalitaryzmu.

Wkrótce wszystkie wyzwolone kobiety zostaną Goreankami walczącymi o prawo do bycia zdominowanymi... Gdzie jest ten niedobry patriarchat, który tutaj zdepcze, tam zmiażdży, a tu pogrozi? Gdzie jest ten niedobry patriarchat, gdy go potrzeba, bo chcica ciśnie?
 
A

Antoni Wiech

Guest
Jebłem. Francuskie feministki są naprawdę popierdolone.

Francja: feministki żądają by muzułmanie mogli molestować seksualnie!

Zakaz molestowania seksualnego to rasizm – piszą w petycji do redakcji Libération feministki ze środowisk naukowych. Aż trudno uwierzyć jak to uzasadniają.

Jeśli Pan Bóg chce kogoś ukarać to pozbawia go rozumu – głosi ludowe powiedzenie. Kiedy czytamy petycję tych rozhisteryzowanych lewackich bab trudno temu zaprzeczyć. Ni mniej, ni więcej tylko domagają się one bycia gwałconymi i molestowanymi seksualnie przez muzułmańskich imigrantów.

Jak wiadomo, przerażone plagą przemocy wobec kobiet na ulicach francuskie władze zamierzają zaostrzyć grożące za to kary. Dla francuskich feministek to “rasizm”. Ich zdaniem, zakaz molestowania seksualnego kobiet mógłby “stygmatyzować mężczyzn ze środowisk imigranckich”.

“I tak wiadomo, że młodzi imigranci cierpią bardziej niż inni ludzie na skutek przemocy ze strony policji” – pisze w petycji 15 lewicowych działaczek ze środowisk akademickich. Według nich, uznanie molestowania seksualnego za przestępstwo nasili te rzekome policyjne “represje” i wprowadzi “niepotrzebną kontrolę mężczyzn z grup rasowych znajdujących się w niekorzystnej sytuacji”.

Feministki uważają też, że wprowadzenie kar za nękanie kobiet na ulicach sprawi, iż będą one bardziej molestowane “w mieszkaniach i korporacjach”, gdzie nikt nie widzi. Innymi słowy – zakładają one, że molestowanie przez imigrantów i tak musi się odbywać, więc lepiej, żeby odbywało się publicznie.

Tylko co agresywne uliczne łajzy z Afryki miałyby robić w korporacjach, skoro większość z nich nigdzie nie pracuje? To chyba dlatego, że wśród nich jest wielu “wybitnych inżynierów, biznesmenów i naukowców”, którzy tylko udają lumpów? I jak zabroni im się gwałcić na ulicy to wskoczą w garnitury i pójdą gwałcić w zaciszu swojej korporacji?​
Wytłuszczenia moje.


No ale zawsze się trochę gwałci...

Podchodziłbym ostrożnie do różnych rewelacji tego portalu. Już po pobieżnej analizie można u nich wpaść na takie kwiatki:

https://reporters.pl/3165/przerazajace-traby-apokalipsy-na-calym-swiecie-wideoaudio/
 

Max J.

Well-Known Member
416
448
Podchodziłbym ostrożnie do różnych rewelacji tego portalu. Już po pobieżnej analizie można u nich wpaść na takie kwiatki:

https://reporters.pl/3165/przerazajace-traby-apokalipsy-na-calym-swiecie-wideoaudio/

A na tym śmiesznym portaliku jest w ogóle wymieniona redakcja, właściciel, itp.? Ja nie widzę takiej informacji, więc...

Niestety fakt, ale nic innego nie znalazłem na szybko.

https://www.facebook.com/RosyjskaVKolumnawPolsce/posts/562110373959166


Portal reporters.pl donosi swoim czytelnikom, że Szwecja jest o krok od wybuchu wojny domowej

Jak czytamy w publikacji „Rosyjskiej V kolumny w Polsce” szefem reporters.pl jest Marek Bućko. Kim jest? To były radca ambasady RP w Mińsku, a do czerwca ubiegłego roku również redaktor naczelny portalu kresy24.pl. Rey podkreśla, że powodem rezygnacji Bućki mogło być kłamstwo publikowane na stronie prawy.pl – Marek Bućko donosił tam o Ukraińcach, którzy biją w Kijowie za mówienie po polsku. Wróćmy jednak do „inwazji uchodźców” na Szwecję.

Rey zauważa, że reporters.pl ilustruje tekst o zalewie imigrantów zdjęciem płonącego, srebrnego mercedesa. Według reporters.pl, auto zostało zniszczone przez islamistów na terenie Szwecji. Problem w tym, że to piramidalna bzdura!


Autor „Rosyjskiej V kolumny” podkreśla: ta sama nieprawdziwa wiadomość została powielona przez szereg portali. Metody są podobne – w grę wchodzą nieprawdziwe albo nieaktualne zdjęcia, a strony powołują się na siebie w ten sposób uwiarygadniając nieprawdę. „Naturalnie, na próżno szukać informacji o wojnie domowej w Szwecji w jakichkolwiek poważnych mediach. Wspomniane publikatory to nawet nie brukowce: to ściekowce” – podsumowuje Rey.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Francja: Islam coraz bardziej przenika do przedsiębiorstw państwowych i prywatnych
28 października 2017
„Radykalny islam w coraz większym stopniu przenika do francuskich przedsiębiorstw państwowych i prywatnych” – twierdzi Denis Maillard, autor książki zatytułowanej „Kiedy religia wprasza się do przedsiębiorstwa”. Przykładem są paryskie zakłady komunikacji miejskiej RATP.

Coraz częściej zdarzają się sytuacje, w których wyznawcy islamu, nie chcą przejmować prowadzenia składu metra po ich poprzedniczce na miejscu motorniczego, bo to kobieta.

Dzieje się tak mimo podpisanego przez nich przy przyjmowaniu do pracy kontraktu, w którym jest wprowadzona w 2005 roku klauzula o tak zwanej „neutralności religijnej”.

Wynika z niej, że takie formy zachowania podlegają sankcjom zawodowym, ale w praktyce uchodzą płazem – informuje „Le Figaro” cytując książkę Danisa Maillarda.

Szczególnie widoczne jest to na przedmieściach, gdzie muzułmanie zamykają się przed dyrekcją w swoich pomieszczeniach, wyciągają swoje dywaniki i wznoszą modły do Allaha. Najwidoczniej muzułmanie we Francji to święte krowy.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ech, co za pierdolnik...

Na niektóre firmy władze francuskie wywierają naciski, aby nie kupowały od polskich przedsiębiorstw
38 minut temu
Na francuskie firmy z niektórych branż (m.in. z branży budowlanej) wywierane są naciski ze strony władz, aby nie zlecać usług i nie kupować produktów od polskich firm. Daje im się do zrozumienia, że mogą stracić dotacje albo spodziewać się częstszych kontroli. Z Hanną Goutierre, szefową Polskiej Izby Handlowo-Przemysłowej we Francji rozmawia Katarzyna Stańko.

Jak na francuskim rynku radzą sobie polskie firmy?

Hanna Goutierre: - Dobrze, chociaż niektórzy polscy przedsiębiorcy przeszli przez gehennę ciągłych kontroli, braku informacji, gąszczu skomplikowanych i nieraz sprzecznych przepisów prawa pracy i prawa podatkowego. Od kilku lat raczej ubywa niż przybywa polskich firm chętnych do inwestowania we Francji. Niektóre mimo długich przygotowań i badań rynku francuskiego nie decydują się tutaj na ekspansję. Bez dobrego księgowego, prawnika i specjalisty od kadr zorientowanego w gąszczu francuskich przepisów nie ma co próbować podbijać francuskiego rynku. Na francuskie firmy z niektórych branż (m.in. z branży budowlanej) wywierane są naciski ze strony władz, aby nie zlecać usług i nie kupować produktów od polskich firm. Daje im się do zrozumienia, że mogą stracić dotacje albo spodziewać się częstszych kontroli. Na bariery na rynku natknęli się min. polscy producenci okien, którym uniemożliwiono dostawy dla odbiorców instytucjonalnych.

Wprowadzane są również rozwiązania instytucjonalne ograniczające konkurencję ze strony firm zagranicznych.

- Zgodnie z literą prawa polskie firmy, które biorą udział w przetargach we Francji, nie muszą posiadać francuskich certyfikatów, jeśli posiadają polskie czy europejskie odpowiedniki. Tymczasem powodem odpadania z przetargów okazuje się ich brak. Poza tym od kilku tygodni obowiązuje tzw. klauzula Moliera w regionie Ile de France, która nakłada na firmy obowiązek zatrudniania pracowników mówiących w języku francuskim pod pretekstem bezpieczeństwa na placach budowy. To jest kompletny absurd.

Co jest największym problemem dla przedsiębiorców we Francji?

- Roszczeniowość i nieelastyczność pracowników francuskich od 50 lat przyzwyczajonych do przywilejów państwa socjalnego. Do tej pory kodeks pracy przewidywał tak duże odszkodowania dla zwalnianych z pracy, że firmy bały się zatrudniać. Pracownicy świetnie potrafili wykorzystywać te przepisy. Poza tym co chwila reformowane jest prawo. Niektóre rozporządzenia nie są nawet ogłaszane, a przedsiębiorcy dowiadują się o nich po fakcie, kiedy nakładane są na nich kary. Nieraz trzeba się odwoływać nawet do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o Wykładnię sprzecznych przepisów prawa.

Prezydent Macron jednak liberalizuje prawo pracy.

- Reforma prawa pracy we Francji, zapoczątkowana przez byłą minister el Khomri i kontynuowana przez prezydenta Macrona, to krok w dobrym kierunku. Bez tego Francja przegra wyścig konkurencyjny z firmami z zagranicy. Jednak problemem jest to, czy prezydentowi uda się przekonać do reform swoich rodaków. W tej kwestii społeczeństwo jest bardzo podzielone. Możemy spodziewać się w tym roku i w przyszłym dużych protestów społecznych.

Jaka jest przewaga polskich firm?

- Ciągle niższe koszty, terminowość, fachowość i wszechstronność pracowników.

Polskie firmy oskarżane są o zaniżanie kosztów pracy we Francji.

- Po reformie dyrektywy usługowej w 2014 r. sytuacja się poprawiła pod kątem Nadużyć prawnych. Większość polskich firm dziś spełnia nowe uciążliwe wymogi formalne związane nie tylko z tzw. formularzem A1, który powinien posiadać każdy delegowany z Polski do Francji pracownik, ale również z całym szeregiem innych obowiązków i z nimi związanych kosztów. Dziś koszt pracownika delegowanego, który zarabia minimalną pensję kraju oddelegowania przewyższa koszt pracownika normalnie zatrudnionego na tym samym stanowisku z uwagi na koszty transportu, ubezpieczenia czy zakwaterowania. Nie można wiec mówić o dumpingu socjalnym! Wprowadzenie zasady równej płacy (a nie minimalnej) spowoduje, że delegowanie stanie się nieopłacalne, a w konsekwencji zagrozi 300 tys. miejsc pracy w Polsce.

Czy istnieją jeszcze na rynku nisze, które mogłyby zostać zagospodarowane przez polskie firmy?

- Przede wszystkim wszelkiego rodzaju usługi, których poziom we Francji jest niski. Poza tym ciągle budownictwo, IT i wszelkiego rodzaju usługi informatyczne oraz telemedycyna, co jest nowością. Polskie firmy delegują do Francji wykwalifikowanych robotników, stoczniowców, jest bardzo duży popyt na spawaczy. Od lat problemem Francji jest brak wykwalifikowanego personelu technicznego z uwagi na źle skonstruowany system edukacji nad Loarą, gdzie większość absolwentów dysponuje ogólnym wykształceniem.

Czy terroryzm jest elementem, który firmy biorą pod uwagę przed podjęciem decyzji inwestycyjnej we Francji?

- Nie. Ile można żyć atakami terrorystycznymi. Owszem, zwykle po jakimś ataku odwoływane są kongresy i eventy, ale potem organizatorzy wracają do Francji, tak, jak turyści, którzy znowu biją rekordy przyjazdów do Paryża.

Brexit jest szansą dla Paryża jako siedziby dla firm przenoszonych z Londynu?

- Francuzi bardzo na to liczą, ale na razie nie widać jeszcze takiej tendencji.

Katarzyna Stańko, 16.11.2017
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Takie ukryte metody protekcjonizmu i wojny handlowej są stosowane na całym świecie. Jeśli polski rząd nie pokaże, że np. może nasłać kontrole na Auchan, to sytuacja będzie taka:
- dla Francuzów polski rynek otwarty
- dla Polaków francuski rynek zamknięty

Gdy Francuzi dostaną w ucho, to się opamiętają i będzie symetria. No i tu (imho) jest różnica między myślacym libem, a kucem. Myślący lib zdaje sobie sprawę z realiów i raczej nie zaproponuje jednostronnego rozbrojenia, a kuc będzie pierniczył, że "Francuzi przez to zginą, a Polacy tylko się wzmocnią...bla bla....". Kuc nie różni się w tej kwestii od np. pacyfisty żądającego wycofania USA z Europy u szczytu potęgi ZSRR bez stawiania warunków dla ZSRR.

Wszak poza militarystycznymi pojebami każdy wolałby aby państwa nie opodatkowały obywateli w celu urządzania zorganizowanej rzeźni. Lepiej aby wydatki na armie spadły w okolice zera. A jednak jednostronne rozbrojenie i gadanie o wpinaniu kwiatków w lufy gdy przeciwnik buduje Spartę, mądre nie jest.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
Gdy Francuzi dostaną w ucho, to się opamiętają i będzie symetria. No i tu (imho) jest różnica między myślacym libem, a kucem. Myślący lib zdaje sobie sprawę z realiów i raczej nie zaproponuje jednostronnego rozbrojenia, a kuc będzie pierniczył, że "Francuzi przez to zginą, a Polacy tylko się wzmocnią...bla bla....".
To jest raczej różnica pomiędzy prawdziwym libem, a parszywym etatystą, który liba uadaje!
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
To się sprowadza do tego co się rozumie przez libertarianizm. Bo do tego terminu odwoływali się również anarchokomuniści i etatyści pokroju Noama Chomskiego (i nawet jeszcze inni i jak to spora jest grupa to można się przekonać, bo niejaka Dorota Sepczyńska zebrała dość skrupulatnie najprzeróżniejszych ludzi prezentujących różnorodne poglądy z różnych krajów, którzy się określali libertarianami i napisała książkę „Libertarianizm. Mało znane dzieje pojęcia zakończone próbą definicji” i nawet na marginesie wymieniła libnet i Macieja Miąsika).
Niemniej za libertarianizm współcześnie uważa się ruch propagujący wolność jednostki, będący przy tym radykalnie wolnorynkowym. Jeśli ktoś opowiada się za protekcjonizmem jak Doman to nie jest radykalnie wolnorynkowy. Żal mi jak ktoś nie podziela wolnorynkowych poglądów, ale złości to nie wywołuje. Irytacja natomiast sięga u mnie zenitu jak jacyś etatyści podszywają się perfidnie pod libertarian i jeszcze obrażają przy tym tych prawdziwych. Już sto razy bardziej wolę różnych Zandbergów, Sierakowskich, Wosiów czy Szumlewiczów. Oni przynajmniej są otwarcie antyrynkowi i nie przedstawiają się jako libertarianie by podstępnie cwelić tą szlachetną ideę. Po co wy się w ogóle przyczepiliście tak libertarianizmu, jeśli macie taką pogardę dla tej idei, że bycie zwolennikiem wolnego rynku nazywacie bycie kucem czy oderwanym od rzeczywistości dzieckiem kwiatem? Czemu z pełną odwagą, otwarcie nie przyznacie się do bycia nacjo-etatystami czy kim tam jesteście – ja nie będę tracić czasu, aby każdemu z was z osobna przyporządkowywać właściwe miejsce na politycznej mapie. Nie wiem czy za dużo wymagam, ale sami moglibyście przeprowadzić takie poszukiwania. Chwała za to Chrisowi Cantwellowi, że poszedł sobie do tych alt-rightów i tam teraz robi żenadę. Weźcie może przykład z niego.
 

Eli-minator

zdrajca świętych dogmatów
698
1 671
Kolego Doman, to jest złe porównanie. Te dziedziny sa rozdzielne. W państwie jest tak, jak u życiu prywatnego człowieka. Dziedzina chodzenia do pracy lub prowadzenia swojego biznesu to jedno, a dziedzina kupowania drzwi antywłamaniowych, alarmów, a w końcu, w miarę możliwości, kupowania karabinu maszynowego, to drugie. Pierwsze jest zarabianiem, ma ściśle ekonomiczny sens, drugie jest konsumpcją, wydawaniem.

W państwie polityka nadzoru nad biznesem, preferencji dla rozwiązań biznesowych to jedno, a gotowanie się do odparcia agresji, to drugie.

Jako wolnościowiec, wolnorynkowiec uważam, że preferencji dla biznesu (które automatycznie oznaczają antypreferencje dla innego biznesu) być co do zasady nie powinno. To, że Francja prowadzi nieracjonalną politykę, nie znaczy, że polska ma też prowadzić nieracjonalną politykę. We "francuskim" supermarkecie pracuje i kupuje codziennie milion Polaków. Na diabła im cokolwiek utrudniać? Bo głupi rząd francuski miesza się w decyzje francuskich firm? Współczuć udziałowcom, pracownikom takich firm. A nie im jeszcze podsrywać. Obelżywie traktować rząd (TAK, jakaś forma wzajemności musi być! ale więcej polityczna, niż gospodarcza), ale nie ludzi i biznesy z Francji. I nie utrudniać (np. podnosić kosztu) niczego Polakom (np. uwikłanym w zatrudnienie we francuskim przedsiębiorstwie operującym w Polsce). W biznesie - bądźmy mądrzejsi niż oni. Dla własnej korzyści. Tylko dla własnej, nie dla abstrakcyjnych zasad.

Kwestia zbrojeń bezpieczeństwa narodowego jest inna. Tu byłbym w sporze nie z Tobą, lecz ze zwolennikami niemożliwości państwowch zbrojen z punktu widzenia zasad. Nie uznaję tych zasad, bo prowadzą do katastrofy.

Oczywiście mogę sobie wyobrazić pewne sytuacje zaburzające mój schemat. Mam na myśli prowadzenie pełnowymiarowej wojny ekonomicznej przez jedno państwo przeciw drugiemu. To wewnątrz UE jest na razie niemożliwe, Francja tego nie robi, mowa jest o bezsensownych posunięciach na w sumie małą skalę. Takie nieracjonalen fochy.

Oczywiście czym innym jest bojkot konsumencki. Tu nie widzę przeszkód. Każdy niech właśnie kupuje co chce i gdzie chce. Wolno argumentować, ze Francuzi sa antypolscy i namawiać do stosownych decyzji konsumenckich. Wolno też olewać taką argumentację.
 
Do góry Bottom