stanwojtow
Well-Known Member
- 99
- 319
Jedno i drugie. A także sprawdzenie jak głęboko sięgasz w rozważaniach. Zrzucasz odpowiedzialność na biurokracje, ale w sumie wolnościowcy zrzucają ją na rynek, więc...
Nie do końca na biurokrację. Na rynek, społeczność, sądy (wybierane przez społeczność, bo tak bym to widział w państwie minimalnym) i biurokrację. Pampalini przestrzega przed doprowadzaniem wszystkich problemów do ostatecznego rozwiązania (nazwijmy to moralnym mikorzarządzaniem) i ja się z tym zgadzam (choć on myśli, że nie, i mówi - jak myśli, że nie czytam - że myślę jak etatysta).
Tu nie przyznam racji. Moim skromnym zdaniem ktoś kto nie jest skłonny rozstać się z nieomal bezwartościową butelką wody na rzecz kogoś komu ma uratować życie, z pewnością zasługuje na ostracyzm, ale nie na to aby przyznawać racje złodziejowi. Najzwyczajniej, nie potrafię uwierzyć, zaufać, że popuszczenie absolutnych i jednoznacznych zasad nie skończy się wypaczeniami i w konsekwencji etatyzmem.
Jest, moim zdaniem, bardzo dobra odpowiedź na pytanie, dlaczego nie powinniśmy się tego bać. Ty myślisz o moralności jako o czymś wyłącznie racjonalnym i wyobrażasz sobie różne rozwiązania rozciągnięte na jakimś moralnym spektrum. Boisz się, że jeśli zasady nie będą absolutne i zerojedynkowe, to będzie można przechodzić - po różnych odcieniach szarości - od białego do czarnego.
Ale nie trzeba tego się bać, bo różnica między typowymi sytuacjami a sytuacjami granicznymi jest bardzo wyraźna. Każdy intuicyjnie pojmuje, że ktoś umierający na pustyni znajduje się w totalnie innej sytuacji niż np. ktoś, kto żyje sobie w normalnych warunkach, ale ma jakieś problemy finansowe. Innymi słowy, ludzie potrafią doskonale odróżnić sytuacje graniczne (na łodzi ratunkowej, na pustyni, podczas wojny itd), od zwykłego życia. To, że jakiś filozof etyki może próbować zaciemnić tę różnicę, nie zmienia faktu, że ona istnieje wyraźnie w naszych umysłach.
No i jest jeszcze argument pragmatyczny, o którym mówi Huemer. Żądając takiej absolutystycznej etyki, żądasz etyki, z którą nie zgadza się 99,999% ludzi. Tymczasem z moją wersją już na wstępie zgadza się duża część populacji (prawie każdy uważa, że nie powinno się kraść i niewolić innych, ludzie mają jedynie problem z przeniesieniem tej etyki na państwo).
Czy istnienie przesłanek (podstaw) jest wystarczające aby orzekać w tak absolutny sposób?
Moim zdaniem te przesłanki są bardzo, bardzo silne (zresztą tabuizacja tego obszaru nie wzięła się znikąd - tabuizacja służy właśnie temu, by pewnych rzeczy nie rozmywać). Możliwe straty z otwierania tego tematu są olbrzymie, a zyski - niewielkie. Takie kontakty wiążą się zawsze z olbrzymim ryzykiem i postfaktyczne stwierdzenie, że mała ich część zakończyła się szczęśliwie (czego oczywiście nie możemy być pewni), nie powinno nas skłaniać, by na takie ryzyko pozwolić.
Czyli mamy prawo zabronić obcemu, bardzo dojrzałemu, mieszkającemu i utrzymującemu się samodzielnie 10-latkowi znalezienia sobie partnerki seksualnej w swoim wieku? Teoretycznie? Bo inicjuje agresję wobec niej? W sytuacji gdy ona się zgadza, kocha go, nie ma rodziców ani krewnych i jest bezdomna, a obaj zdają sobie sprawę z konsekwencji seksu?
Po pierwsze, pytałeś o pedofilię, a to nie jest przypadek pedofilii. Po drugie, LTM jest teorią dobrze działającą (jak zresztą każda teoria moralna) w normalnych warunkach. Podałeś skrajnie nieprawdopodobny przykład - co to znaczy, że 10-latek jest dojrzał i utrzymuje się samodzielnie? Równie dobrze można by rozważać problem, czy mruganie oczyma byłoby moralne, gdyby ginęli wtedy ludzi na innym kontynencie. Gdyby świat był zbudowany w inny sposób, to opisywałaby go inna moralność. 10-latkowie nie są zazwyczaj dojrzali, więc problemu nie ma. Gdyby byli dojrzali, to nikt nie myślałby o nich jako o dzieciach, tak jak nikt nie myśli tak o 20-latkach.
Czy może inicjują agresję sobie nawzajem? Czy sytuacja zmienia się gdy 10-latek przygarnia i wiąże się z bezdomną (za to atrakcyjną) 20-letnią kobietą? Kto jest wtedy agresorem?
Agresorem jest kobieta, bo jako dorosła osoba jest pełnoprawnym podmiotem moralnym odpowiedzialnym za swe czyny. 10-latek działa nieracjonalnie, więc nie jest takim podmiotem.
Dzieci bawiące się w doktora tak naprawdę inicjują wobec siebie agresję, ale o tym nie wiedzą?
Nie. Czy istnieją badania kliniczne dowodzące katastrofalnego wpływu zabawy w doktora na życie dzieci?
Albo zakładamy podmiotowość dziecka, albo traktujemy je jak przedmiot. Trzeciej możliwości nie ma.
Jest trzecia możliwość. Czemu miałoby nie być? Przecież intuicyjnie wszyscy wiemy, że dziecko jest człowiekiem i ma prawa, i że ponieważ nie jest w stanie działać całkowicie samodzielnie, rodzice mają prawo kierować jego życiem, póki nie stanie się ono samodzielne. Gdy urodzi się mały tygrys, jego matka łapie go za futro na karku i przenosi lub strofuje. Wszyscy wiemy, że to jest normalne. Gdy tygrys staje się duży takie relacje ustają i zastępuje je inny typ relacji. Tak samo z dziećmi. Zaufaj swoim kulturowo-biologicznym reakcjom. Widzisz matkę, która strofuje lub karze dziecko - co myślisz? Nie oburza cię to, czujesz, że jest ona w swoim prawie. Widzisz matkę, która bije dziecko bez powodu. Czujesz oburzenie (a przynajmniej powinieneś ) Wszyscy wiemy jak to działa, więc po co komplikować sprawę?
Dziecko pozostające pod opieką rodziców jest wszak pół-przedmiotem, ale sytuacja może przecież wyglądać zupełnie inaczej w zależności od okoliczności i kultury. Można bawić się w określanie arbitralnej, wziętej z dupy granicy wieku - "Rzeczpospolita Polska" osobę uprawiającą seks z kimś liczącym 14 lat i 11 miesięcy wsadza do więzienia ogłaszając zwyrodniałym pedofilem, podczas gdy nie zwraca uwagi na osoby uprawiające seks z kimś liczącym 15 lat i kilka dni.
Pedofilia to pociąg seksualny dojrzałego do niedojrzałego. Jak dziewczynka/chłopiec osiągnął dojrzałość płciową, to już nie jest to pedofilia. Najwyżej wykorzystywanie nieletnich. Jasne że to jest problem i że granice są płynne. Ale tego nie załatwimy jedną zasadą, bo każdy przypadek jest inny. Jedna 15 latka będzie umysłowo dojrzała i nie ma przeciwwskazań, by rozpoczęła związek ze starszym facetem. Inna będzie megapodatna na manipulację i skończy się to dla niej tragicznie. Dlatego prawo woli przegiąć w stronę surowości niż zbytnio poluzować zasady. Czy to jest dobre? Trudno powiedzieć. Na pewno bardziej spluralizowany, libertariański system prawny lepiej by się do tych złożonych kwestii dopasowywał.