- Moderator
- #941
- 8 902
- 25 790
W 1994 r. Rosja, w towarzystwie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, podpisała tzw. memorandum budapeszteńskie, w którym gwarantowała Kijowowi bezpieczeństwo, w zamian za oddanie przez Ukrainę ogromnego arsenału broni jądrowej, jaki pozostał na jej terytorium po rozpadzie ZSRR. Rosja jednak kłamała, udzielając tych gwarancji, co stało się jasne osiem lat temu, gdy zaanektowała ukraiński Krym i rozpętała separatystyczną wojnę na Donbasie, a dziś grozi inwazją całej Ukrainie, pisze Hans Von der Burchard z POLITICO.
Dzisiaj, 11:19
- Kiedy Ukraina uzyskała niepodległość w 1991 r., odziedziczyła jedną trzecią arsenału nuklearnego Związku Radzieckiego, co uczyniło ją trzecią potęgą nuklearną na świecie
- Posiadała wtedy 176 międzykontynentalnych pocisków balistycznych i 6 tys. głowic jądrowych
- Rozbrojenie nuklearne Ukrainy, tak jak do niego doszło, było strasznym błędem, uważa dzisiaj Jurij Kostenko, który negocjował memorandum
- I dodaje, że podobna sytuacja rozgrywa się obecnie, gdy Rosja otacza Ukrainę tysiącami swoich żołnierzy, żądając od krajów zachodnich wycofania kluczowych zabezpieczeń dla Kijowa
- Rezygnacja przez Ukrainę z jej ambicji związanych z NATO sprowadzi ją do roli neutralnego państwa buforowego między Rosją a Zachodem, twierdzi Kostenko
– Nie pozwólcie, by to się powtórzyło – ostrzega Jurij Kostenko, 70-letni ukraiński polityk, który w latach 90. kierował rozbrojeniem jądrowym na Ukrainie, jako minister środowiska, a potem minister bezpieczeństwa atomowego. Przez sześć miesięcy był też głównym negocjatorem w sprawie umowy nuklearnej.
Na mocy przyjętego w styczniu, a ostatecznie podpisanego w grudniu tzw. memorandum budapeszteńskiego, Ukraina przekazała Rosji całą swoją broń jądrową w zamian za obietnice pokoju z Moskwy. Zachodnie mocarstwa atomowe, czyli USA i Wielka Brytania, pośredniczyły w podpisaniu dokumentu, który jednak ograniczył się do statusu niewiążącego memorandum, a nie formalnego traktatu, obwarowanego zobowiązaniami i sankcjami za ich niedotrzymanie.
Obietnica pokoju okazała się pusta, a Kostenko obawia się, że historia może się powtórzyć.
Nie należało oddawać broni atomowej
Jak mówi Kostenko, czas pokazał, że Ukraina powinna była zarządzać własnym rozbrojeniem jądrowym i wstrzymać się do czasu uzyskania bardziej solidnej ochrony ze strony zachodnich sojuszników, takiej jak członkostwo w NATO, zamiast przehandlować krótkoterminowe ustępstwa za obietnice pokoju i bezpieczeństwa.
– Patrząc wstecz, rozbrojenie nuklearne Ukrainy, tak jak do niego doszło, było strasznym błędem – powiedział.
Teraz obawia się, że podobna sytuacja rozgrywa się, gdy Rosja otacza Ukrainę ponad 100 tys. żołnierzy i żąda od krajów zachodnich wycofania kluczowych zabezpieczeń dla Kijowa.
Podczas gdy zachodni przywódcy uznali te propozycje za nie do przyjęcia, Kostenko nadal obawia się, że mogą one w końcu zmusić Kijów do zawarcia innego porozumienia w sprawie bezpieczeństwa. Porozumienia, w którym Moskwa wycofa się w zamian za odłożenie przez Ukrainę na półkę swoich ambicji związanych z NATO, by zamiast tego pełnić rolę neutralnego państwa buforowego między Rosją a Zachodem.
Niedawna retoryka głównych zachodnich przywódców, takich jak kanclerz Niemiec Olaf Scholz, tylko podsyciła te obawy.
– Moją wielką obawą jest to, że dojdzie do sytuacji, jaką mieliśmy na początku lat 90. – powiedział POLITICO w niedawnym wywiadzie. – Ukraina znów jest w centrum wielkich politycznych rozgrywek.
Zniszczone zaufanie
Kostenko widzi paralele między obecnym impasem a następstwami upadku Związku Radzieckiego.
Kiedy Ukraina stała się niepodległym państwem w 1991 r., odziedziczyła jedną trzecią arsenału nuklearnego Związku Radzieckiego, co natychmiast uczyniło ją trzecią co do wielkości potęgą nuklearną na świecie. Kijów ostatecznie zawarł jednak porozumienie z Rosją i mocarstwami zachodnimi, na mocy którego oddał tę broń, ponieważ społeczność światowa dążyła do ograniczenia liczby mocarstw nuklearnych.
W zamian Ukraina otrzymała gwarancje bezpieczeństwa od Rosji i innych państw na mocy memorandum budapesztańskiego. W dokumencie tym USA, Rosja i Wielka Brytania zobowiązały się do "poszanowania niepodległości i suwerenności" Ukrainy oraz "powstrzymania się od gróźb lub użycia siły" wobec tego kraju.
Moskwa nie dotrzymała jednak tego zobowiązania.
W 2014 r. Rosja całkowicie zlekceważyła swoje zobowiązania, kiedy zaanektowała ukraiński Krym. Od tego czasu Kreml finansował i wspierał trwający osiem lat konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy, gdzie wspierani przez Rosję separatyści walczą z siłami ukraińskimi. W minionym tygodniu w regionie ponownie doszło do wybuchu przemocy.
Moskwa masowo gromadzi wojska na granicy z Ukrainą, przy czym nie tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ale także wiosną 2021 r.
Moskwa ma historię niedotrzymywania umów
Historia Rosji powinna dać obecnym przywódcom ważną lekcję, powiedział Kostenko, który nadal jest aktywny politycznie jako lider małej Ukraińskiej Partii Ludowej: nie da się zapewnić Ukrainie bezpieczeństwa poprzez zobowiązania na papierze.
– Historia pokazuje, że coś podpisanego przez Rosję nigdy nie oznacza, że będzie to respektowane – powiedział. – Rosja nigdy nie zaprzestanie swoich dążeń do przywrócenia kontroli nad krajami byłego imperium sowieckiego.
Kostenko nie uważa, że Ukraina koniecznie powinna była pozostać mocarstwem nuklearnym, argumentuje jednak, że kraj ten zbyt szybko zrezygnował z twardej siły nacisku, po prostu oddając swoją broń, a nie nadzorując jej demontażu.
W tamtym czasie zachodnie mocarstwa, takie jak Stany Zjednoczone, forsowały kampanię na rzecz ograniczenia liczby mocarstw jądrowych, pozostając nieufne wobec niestabilnej polityki w nowych, niepodległych krajach, takich jak Ukraina, i obawiając się, że materiały jądrowe mogą trafić w ręce przestępców.
Kijów przystał wówczas na apele Zachodu – ku ubolewaniu wielu członków obecnego rządu ukraińskiego.
– Na prośbę Stanów Zjednoczonych nasz kraj oddał 176 międzykontynentalnych pocisków balistycznych i 6 tys. głowic jądrowych. Przekazaliśmy je Rosji na prośbę Stanów Zjednoczonych – powiedział POLITICO w wywiadzie Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy. – Więc o czym my tu mówimy, czy podpis prezydentów i premierów jest nic niewart? Co to za świat, w którym dziś żyjemy?
Zarówno Daniłow, jak i Kostenko apelują do zachodnich dyplomatów, by nie poddawali się ponownie takim naciskom na Ukrainę.
Czego teraz chce Rosja
Prezydent Władimir Putin żąda od Zachodu gwarancji, że Ukraina nigdy nie wstąpi do NATO. I choć zachodni przywódcy zgodnie odmawiają udzielenia takiej gwarancji, ich retoryka w ostatnich dniach uległa zmianie.
Po spotkaniu z Putinem na początku ubiegłego tygodnia kanclerz Niemiec Scholz przyznał, że przystąpienie Ukrainy do NATO nie będzie "na porządku dziennym" przez wiele lat, choć potwierdził prawo Kijowa do ostatecznego wstąpienia.
– Każdy musi się trochę cofnąć i zdać sobie sprawę, że jest to nie do przyjęcia, że może dojść do konfliktu zbrojnego w kwestii, która nie stoi na porządku dziennym – powiedział Scholz. – Teraz naszym zadaniem jest znalezienie sposobu, który jest ok dla wszystkich. Tego nie da się wyczytać z programu komputerowego, ale można to wypracować politycznie.
Scholz wyraził podobne odczucia dzień wcześniej w rozmowie z Zełenskim, który również zbagatelizował prawdopodobieństwo członkostwa Ukrainy w NATO w najbliższej przyszłości. Zełenski określił tę perspektywę jako "marzenie" i zasugerował, że kraj może, zamiast tego otrzymać "gwarancje", aby zapewnić sobie suwerenność w międzyczasie.
Nie jest jednak jasne, jak te "gwarancje" miałyby wyglądać. Kraje zachodnie dostarczają Ukrainie broń i zapewniają szkolenia wojskowe, ale wielkie mocarstwa, takie jak USA, wykluczyły wysłanie tam wojsk, aby odeprzeć Rosję.
Tak długo, jak Ukraina pozostaje w stanie wojny ze wspieranymi przez Rosję separatystami we wschodnim Donbasie, logistycznie trudno byłoby jej wstąpić do NATO, biorąc pod uwagę, że atak na jednego członka NATO jest uważany za atak na wszystkich członków NATO.
Choć Zełenski potwierdza, że Ukraina wciąż ma ambicje, by pewnego dnia dołączyć do Sojuszu, przyznaje również, że decyzja nie zależy od Kijowa, ale od wszystkich 30 członków NATO, którzy musieliby wyrazić na to zgodę. Biorąc pod uwagę obecną politykę światową, taka jednomyślna zgoda jest mało prawdopodobna.
Kostenko argumentuje, że groźby pod adresem Ukrainy po jej rozbrojeniu nuklearnym mają niepokojące implikacje dla bezpieczeństwa i zaufania dyplomatycznego na całej planecie.
– To, co stało się w 2014 r. i co widzimy dzisiaj, całkowicie zniszczyło 70 lat architektury bezpieczeństwa i zaufania ustanowionej po II wojnie światowej – powiedział. – Dziś nasz przykład jest kluczową motywacją dla krajów takich jak Iran czy Korea Północna, by nie porzucały swoich ambicji nuklearnych.
Redakcja: Michał Broniatowski
Morał z tego taki, że w akapie nie powinno się nikomu oddawać swoich krasnali.