Piter1489
libnetoholik
- 2 072
- 2 033
O studiach humanistycznych sporo już tu powiedziano, są filologie i inne neutralne dziedziny są też tzw. nauki społeczne dosyć mocno upolitycznione. Kawador pisał wiele razy o neomarksizmie jako o marszu lewackich intelektualistów przez instytucje publiczne, widać, że szczególnie upodobali sobie uniwersytety. Największą wylęgarnią komuchów są studia kulturowe czyli tzw. kulturoznawstwo, w mniejszym stopniu socjologia i psychologia społeczna ("samo patrzenie na broń palną wzmaga agresję" itp.).
Rothbard pisał, że państwo potrzebuje swoich nadwornych intelektualistów, żeby sankcjonowali jego istnienie, akurat tutaj jestem z nim zgodny w 100%.
Kulturoznawstwo zdecydowanie przoduje jeśli chodzi o przekaz polityczny, z tego powodu niektórzy odmawiali temu kierunkowi miana nauki. Już samo to, że studia kulturowe są najmocniej zakorzenione w marksizmie i feminizmie III fali (gender i te sprawy) mówi samo za siebie + inne lewaczące typy pokroju Michela Foucaulta (teoria dyskursu dziwko). Kulturoznawcy poprzez analizę mediów masowych zajmują się szukaniem wykluczonych, postrzegają media jako arenę walki klasowej, oczywiście media wszędzie głoszą neoliberalizm i stosunki kapitalistyczne, przejawiają niekiedy patologiczną niechęć do kapitalizmu i kultury zachodu na której się wybili, bo w innej raczej ciężko by im było głosić swoje mądrości. Sam Noam Chomski, który może kulturoznawcą nie jest ale w ton cultural studies wpisuje się idealnie twierdzi, że współczesne media uprawiają neoliberalną propagandę i wmawiają ludziom, że nie ma lepszego systemu (czyli ja zwykle winny liberalizm
Do czego zmierzam? Chodzi o to, że dosyć mocną bronią lewactwa jest to, że przedstawiają siebie jako siłę polityczną złożoną z intelektualistów, która ma oparcie w naukach społecznych i empirycznych badaniach (kiedy ich przeciwnicy polityczni opierają się na przesądach i dogmatach)! Wystarczy spojrzeć na Krytykę Polityczną, wydają książki, organizują wykłady znanych socjologów, filozofów, większość tych naukowców ma oczywiście poglądy mniej lub bardziej socjalistyczne. Jak na to odpowiadać? Czy odpowiadanie na argumenty lewaków, że ich naukami można sobie tyłek podetrzeć nie jest aby słabe? A może konsekwentnie odmawiać takiemu np. kulturoznawstwu miana nauki i wyśmiewać ideę finansowania z budżetu studiów gdzie banda hipsterów analizuje teleturnieje i seriale w poszukiwaniu neoliberalnej propagandy i wykluczeń?
Rothbard pisał, że państwo potrzebuje swoich nadwornych intelektualistów, żeby sankcjonowali jego istnienie, akurat tutaj jestem z nim zgodny w 100%.
Kulturoznawstwo zdecydowanie przoduje jeśli chodzi o przekaz polityczny, z tego powodu niektórzy odmawiali temu kierunkowi miana nauki. Już samo to, że studia kulturowe są najmocniej zakorzenione w marksizmie i feminizmie III fali (gender i te sprawy) mówi samo za siebie + inne lewaczące typy pokroju Michela Foucaulta (teoria dyskursu dziwko). Kulturoznawcy poprzez analizę mediów masowych zajmują się szukaniem wykluczonych, postrzegają media jako arenę walki klasowej, oczywiście media wszędzie głoszą neoliberalizm i stosunki kapitalistyczne, przejawiają niekiedy patologiczną niechęć do kapitalizmu i kultury zachodu na której się wybili, bo w innej raczej ciężko by im było głosić swoje mądrości. Sam Noam Chomski, który może kulturoznawcą nie jest ale w ton cultural studies wpisuje się idealnie twierdzi, że współczesne media uprawiają neoliberalną propagandę i wmawiają ludziom, że nie ma lepszego systemu (czyli ja zwykle winny liberalizm
Do czego zmierzam? Chodzi o to, że dosyć mocną bronią lewactwa jest to, że przedstawiają siebie jako siłę polityczną złożoną z intelektualistów, która ma oparcie w naukach społecznych i empirycznych badaniach (kiedy ich przeciwnicy polityczni opierają się na przesądach i dogmatach)! Wystarczy spojrzeć na Krytykę Polityczną, wydają książki, organizują wykłady znanych socjologów, filozofów, większość tych naukowców ma oczywiście poglądy mniej lub bardziej socjalistyczne. Jak na to odpowiadać? Czy odpowiadanie na argumenty lewaków, że ich naukami można sobie tyłek podetrzeć nie jest aby słabe? A może konsekwentnie odmawiać takiemu np. kulturoznawstwu miana nauki i wyśmiewać ideę finansowania z budżetu studiów gdzie banda hipsterów analizuje teleturnieje i seriale w poszukiwaniu neoliberalnej propagandy i wykluczeń?