Ja przeczytałem. Świetny post, fortis! Masz chyba rację i w sumie są to ogólne sztuczki, które warto znać, nawet jeśli dyskutuje się prywatnie (z rodziną, znajomymi itp). Lebiediew kiedyś założył wątek o tym, jak argumentować. Można tam to przekleić imo.Ciekawe, czy ktoś to przeczyta
Często zasięgam tu opinii w różnych kwestiach, pomimo tego, że często odpowiedzią jest grad pomidorów
Natomiast narzucenie wolności ludziom siłą przez wąską uzbrojoną elitę nie jest w praktyce możliwe. Bo “absolutna władza deprawuje absolutnie” i mało kto jest na to odporny (a nawet gdyby trafił się dyktator idealista, to wkrótce zostałby usunięty przez swoich bardziej pragmatycznie nastawionych do władzy kolegów).
Na przyszłość:
Ludzie giną na ulicach częściej, gdy tylko niektórzy – bandyci – są uzbrojeni. Jeśli normalni, zwykle pokojowo nastawieni ludzie będą mogli bronić się przed bandytami, to liczba tych, co giną na ulicach spadnie.
Gdybym był dobrze wyszkolonym dziennikarzem reżimu, po usłyszeniu takiej odpowiedzi zadałbym Jackowi następujące pytanie:
W takim razie jak wytłumaczysz, że na ulicach amerykańskich miast, pomimo obecności broni palnej, dochodzi do większej liczby zabójstw niż w miastach europejskich? W 8-milionowym Nowym Jorku średnio rocznie ginie 400 osób, z czego większość na skutek postrzału z broni. W 8-milionowym Londynie plus-minus 100. Jak to się ma do twierdzenia, że "więcej broni = liczba tych, co giną na ulicach spadnie"?
I tutaj Jacek leży i kwiczy, a na tube wrzucają filmik "Masakra prawaka"
Nowy Jork nie jest dobrym przykładem, bo stan NY ma jedno z najbardziej restrykcyjnych gun laws w usa, a dodatkowo prawo lokalne NYC oznacza praktyczny ban na posiadanie broni w mieście. Można śmiało założyć, że wszystkie zabójstwa przy użyciu broni palnej w NYC były z broni nielegalnej i prawdziwe jest: "tylko niektórzy – bandyci – są uzbrojeni".W takim razie jak wytłumaczysz, że na ulicach amerykańskich miast, pomimo obecności broni palnej, dochodzi do większej liczby zabójstw niż w miastach europejskich? W 8-milionowym Nowym Jorku średnio rocznie ginie 400 osób, z czego większość na skutek postrzału z broni. W 8-milionowym Londynie plus-minus 100. Jak to się ma do twierdzenia, że "więcej broni = liczba tych, co giną na ulicach spadnie"?
Nowy Jork nie jest dobrym przykładem, bo stan NY ma jedno z najbardziej restrykcyjnych gun laws w usa, a dodatkowo prawo lokalne NYC oznacza praktyczny ban na posiadanie broni w mieście. Można śmiało założyć, że wszystkie zabójstwa przy użyciu broni palnej w NYC były z broni nielegalnej i prawdziwe jest: "tylko niektórzy – bandyci – są uzbrojeni".
Nowy Jork nie jest dobrym przykładem, bo stan NY ma jedno z najbardziej restrykcyjnych gun laws w usa, a dodatkowo prawo lokalne NYC oznacza praktyczny ban na posiadanie broni w mieście.
Można śmiało założyć, że wszystkie zabójstwa przy użyciu broni palnej w NYC były z broni nielegalnej i prawdziwe jest: "tylko niektórzy – bandyci – są uzbrojeni".
Można i to bardzo skutecznie: ~90% ofiar w NYC to Hispanic + Black, ~90% podejrzanych o morderstwa w NYC to Hispanic + Black, ~90% aresztowanych w sprawach morderstw w NYC to Hispanic + BlackOstatecznie można zagrać karta rasową, wskazać na udział kolorowych gangów i czarnej patrologii nieznanej Europejczykom i zostać oficjalnie rasistą (nie polecam)
Można i to bardzo skutecznie
90% podejrzanych o morderstwa w NYC to Hispanic + Black
U nas też tych murzynów całkiem sporo...