Postęp technologiczny służący spierdoleniu ludzkości

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 378
Mogę sobie wyobrazić system gdzie autonomiczne samochody po odwiezieniu klienta parkują tak by każdy punkt miasta był pokryty w odległości 5 min. Możliwości są nieograniczone, ale ludzie mają problemy z automatyzacją i możliwe, że tylko dlatego żeby pogadać z kierowcą będą go chcieli mieć... Albo będzie usługa, z osobą do towarzystwa... Dla hardcorów, gała podczas jazdy. AKAP Drive.
 

workingclass

Well-Known Member
2 133
4 153
A odporność na wandali to już zmartwienie operatora.

Ale zużyte hulajnogi już operatora zmartwieniem nie są?
Mam nadzieję, że one wyladują na tolepa podwórku lub pod jego płotem a nie w wiejskim lesie.

Ja nie mam nic przeciwko tym rozwiązaniom, mam coś przeciwko wykluczeniu mnie i mojego samochodu.
 

workingclass

Well-Known Member
2 133
4 153
Mieszczuchy tak mają, krzyczą jak im wieśniak wjedzie samochodem do miasta, żeby płacił za wjazd tu za wjazd tam do centrum za parking ale jak sami pojadą na weekend za miasto to się dziwią że ktoś im dojebie opłatę klimatyczną czy inną albo ktoś go chce wyjebać jak zaparkuje na prywatnym polu.
 
Ostatnia edycja:

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 204
Tak, walczysz z chochołem, ponieważ NIE twerdziłem że carsharing czy hulajnogi są teraz uniwersalnym rozwiązaniem dla wszystkich. Właściwie to z jaką moją tezą walczysz?
Myślę, że dużo osób się pogubiło między Twoim postem a postem Maksymiliany, bo ona nigdzie nie pisała o carsharingu, carpoolingu a większość, jeśli nie wszystkie rozwiązania wymaganych przez UE da się wprowadzić bez AI (nie wiem czy prędkość ze znaków ma być odczytywana przez widzenie maszynowe czy na znakach będą nadajniki sygnału cyfrowego). Jej postowi daleko do futuryzmu, a do której przeszedł ten temat w wyniku Twoich luźnych skojarzeń.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 983
15 147
Jej postowi daleko do futuryzmu, a do której przeszedł ten temat w wyniku Twoich luźnych skojarzeń.

To futuryzm z perspektywy twojej piwnicy. A bywa, że takie coś pojawia się szybciej niż myślimy. Jak się pojawiły w USA Zipcary z dekadę temu, czyli chyba prekursor carsharingu, to myślałem, że nigdy takie coś nie zawita do nas. A teraz jest tego tony (5 czeka w okolicy). Jak byłem w październiku w Wiedniu, to zobaczyłem hulajnogi Lime i pomyślałem, że do nas pewnie to nie trafi tak za szybko. Upłynęło parę miesięcy i trzeba uważać, aby nie podknąć się o hulajnogę w centrum i stają się "problemem" dla aktywistów. Owszem, autonomiczne samochody to jeszcze futuryzm, ale być może znacznie bliższy niż się nam wydaje.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 773
Niestety nie mamy konkurencyjnych prywatnych miast, aby ryneg zdecydował, ale czy to jest powód by kwestionować znaki drogowe?
W sumie, taki car-sharing może być ciekawym elementem rewolucji. Dziś raczej, gdy każdy płaci za swoją brykę, raczej niechętnie będzie urządzał sobie prowokacje na drodze i ryzykował jej rozbicie. W przypadku masowych ruchów, kiedy każdy wsiądzie w wozidło o statusie zbior-komu, na który będzie miał wyjebane, będzie można się bawić w urządzanie kraks, tamowania ruchu, wywracania tego kołami do góry, żeby dać upust niezadowolenia. I tak nie twoje, więc zorganizujmy konkurs na najfajniejszą aspołeczną ustawkę ignorującą przepisy.

Rzeczy, których byś normalnie z samochodem nie robił, bo byłoby ci szkoda Twojej kasy, przy car sharingu mogłyby być ciekawą alternatywą - najwyżej zbankrutuje ktoś inny, jakiś chujek, co Cię to obchodzi. Brak własności prywatnej działa jednak na społeczeństwo destabilizująco, bo ludzie nie mają incentywy, aby dbać o infrastrukturę. A samochody w takim wydaniu, są po prostu częścią infrastruktury, jak drogi.
 

workingclass

Well-Known Member
2 133
4 153
W sumie, taki car-sharing może być ciekawym elementem rewolucji. Dziś raczej, gdy każdy płaci za swoją brykę, raczej niechętnie będzie urządzał sobie prowokacje na drodze i ryzykował jej rozbicie. W przypadku masowych ruchów, kiedy każdy wsiądzie w wozidło o statusie zbior-komu, na który będzie miał wyjebane, będzie można się bawić w urządzanie kraks, tamowania ruchu, wywracania tego kołami do góry, żeby dać upust niezadowolenia. I tak nie twoje, więc zorganizujmy konkurs na najfajniejszą aspołeczną ustawkę ignorującą przepisy.

Rzeczy, których byś normalnie z samochodem nie robił, bo byłoby ci szkoda Twojej kasy, przy car sharingu mogłyby być ciekawą alternatywą - najwyżej zbankrutuje ktoś inny, jakiś chujek, co Cię to obchodzi. Brak własności prywatnej działa jednak na społeczeństwo destabilizująco, bo ludzie nie mają incentywy, aby dbać o infrastrukturę. A samochody w takim wydaniu, są po prostu częścią infrastruktury, jak drogi.

To tak nie działa, dalej twoja karta bankowa jest wpisana w aplikację, to już jedna z możliwości egzekwowania strat i zniszczeń, dalej sa tam dane osoby, która otworzyła samochód nie bedzie to takie hopsiup.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 773
W przypadku, w którym ludzie mają dość rządu już tak bardzo, że są gotowi wychodzić na ulice - w przypadku większych demonstracji przechodzących w rozruchy - brak anonimowości chyba nie ma większego znaczenia.

W każdym razie, kiedy będziecie mieli ten drogowy korporacjonizm w Warszawie, to przyjeżdżam bawić się w cyberpunka. ;)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 773
Ale mniejsze opory do niszczenia masz w stosunku do zbiorkomu. Gdybym miał iść i palić samochody i miałbym wybór czy atakować te, o których możnaby mniemać, że są prywatne i należą do kogoś, kto miał problem, żeby sobie na taki uciułać, a autobus czy tramwaj, to chętnie zjarałbym komunikację miejską należącą do miasta czy państwa.

A w korporacjonizmie, do przyjaciół państwa czy miasta, beneficjentów systemu, a nie zwykłych januszy.
 

tolep

five miles out
8 560
15 464
ędzie można się bawić w urządzanie kraks, tamowania ruchu, wywracania tego kołami do góry

Kamery, wszedzie kamery. A kraks nie będzie bo to nie człowiek bedzie tym sterował.


Brak własności prywatnej działa jednak na społeczeństwo destabilizująco, bo ludzie nie mają incentywy, aby dbać o infrastrukturę.

Ludzie miewają jednak instynkty społeczne. Nawet niektórzy sprzątają psie gówno z publicznego chodnika. Takie zachowania zdają się narastać.
 

tolep

five miles out
8 560
15 464
(nie wiem czy prędkość ze znaków ma być odczytywana przez widzenie maszynowe czy na znakach będą nadajniki sygnału cyfrowego)

Yanosik już teraz wie gdzie są jakie ograniczenia (niedokładnie, ale to tylko mała poznańska firemka). Znaki w zasadzie bedzie można zdjąć.

W ogóle sterowanie pojazdu nie musi znajdować się w pojeździe.
 

tolep

five miles out
8 560
15 464
Mogę sobie wyobrazić system gdzie autonomiczne samochody po odwiezieniu klienta parkują tak by każdy punkt miasta był pokryty w odległości 5 min. Możliwości są nieograniczone, ale ludzie mają problemy z automatyzacją i możliwe, że tylko dlatego żeby pogadać z kierowcą będą go chcieli mieć... Albo będzie usługa, z osobą do towarzystwa... Dla hardcorów, gała podczas jazdy. AKAP Drive.

Kończy się mecz na Narodowym czy coś, albo ludzie opuszczają Mordor na Domaniewskiej po robocie. Centrala Systemu wiedząc o tym z góry, posyła tam tyle pojazdów (od metra począwszy na mikrosamochodzikach skończywszy) oraz zmienia ustawienia świateł czy nawet kierunków ruchu w promieniu 5 km żeby łatwo i szybko się rozpłynęły. To w ogóle nie jest futuryzm, rzecz jest wykonalna dziś z punktu widzenia technicznego.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 773
Nasze dzieci wychowane w sieci. "Zaczynają traktować kontakt z drugim człowiekiem jako zło konieczne"
tokfm.pl 14.07.2019 14:57
Psychiatrzy biją na alarm, bo wzrasta liczba zaburzeń psychicznych. Chodzi nie tylko o próby samobójcze, ale też nerwice, zaburzenia odżywiania, psychozy. Jak podkreśla, psycholog dr hab. Tomasz Grzyb to m.in. konsekwencja tego, że dziś dzieci i młodzież praktycznie non stop żyją w sieci, w internecie.

Punktem wyjścia do rozmowy Karoliny Głowackiej z dr hab. Tomaszem Grzybem była książka amerykańskiej psycholożki Jean Twenge, pt.: "iGen. Dlaczego dzieciaki dorastające w sieci są mniej zbuntowane, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe i zupełnie nieprzygotowane do dorosłości".

Tytułowe pokolenie iGen to ludzie urodzeni po 1995 roku, dorastający w świecie nowoczesnych technologii, ze stałym dostępem do internetu i smartfonami w dłoniach. Książka oparta jest na badaniach przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych, ale - jak wskazał w TOK FM dr hab. Tomasz Grzyb - różnice między społeczeństwem amerykańskim a polskim wcale nie są tak duże, jak mogłoby się wydawać.

Jean Twenge opisuje pokolenie iGen jako ludzi niedojrzałych, wirtualnych, którzy posiadają mało kontaktów osobistych. Pisze, że są to osoby o przedłużonym wieku dziecięcym, niespokojne, mające wiele problemów ze zdrowiem psychicznym, ale też niereligijne i odizolowane. Jedną z cech odróżniających pokolenie iGen od ludzi wychowujących się w latach 70. czy 80. XX wieku jest silna kontrola rodzicielska. Dawniej - jak zauważyła Karolina Głowacka - dzieciaki mogły biegać po podwórku przez cały dzień i wracać do domu na kolację. Dziś takie rzeczy są nie do pomyślenia, a rodzice dobrze wiedzą, gdzie i z kim są ich pociechy.

- Rodzice zawsze chcieli wiedzieć, gdzie jest ich dziecko, ale możliwości techniczne im na to nie pozwalały - podkreślił psycholog. dr Grzyb. Jak dodał, podstawową różnicą jest fakt, że obecnie silna kontrola rodzicielska młodym ludziom wcale nie przeszkadza. - Gdyby kiedyś moi rodzice poprosili mnie o jakiś system, który pozwalałby im dowiadywać się, gdzie jestem, co robię i z kim rozmawiam, to pewnie byłbym oburzony, uznając, że nie mają do mnie zaufania. Natomiast dziś młodzi ludzie właściwie uznają takie zjawisko za pożądane - powiedział ekspert. - W Ameryce wielu nastolatków popiera tworzenie stref inwigilacji w szkołach (…) Oni są kompletnie nieprzygotowani na sytuacje, które jakkolwiek mogą im zagrozić, chcą ich unikać - dodał.

Zamiast osobistych - stawiają na znajomości wirtualne
Książka Jean Twenge pokazuje też, że młodzi ludzie drastycznie ograniczają relacje osobiste. Odsetek uczniów, którzy codziennie lub prawie codziennie spotykają się z przyjaciółmi, spadł od ponad 50 procent w roku 1976 do mniej niż 35 procent w roku 2014. Podobnie wyglądają dane dotyczące uczniów deklarujących chodzenie na imprezy.

- Spotkanie twarzą w twarz to dla pokolenia iGen pewna konieczność. To cena, którą trzeba płacić za życie w społeczeństwie, ale której się maksymalnie unika - powiedział psycholog. Jak dodał, wiele lat temu, młody człowiek, który chciał przeczytać nową książkę, musiał wyjść z domu i pójść/pojechać do biblioteki, w której z panią bibliotekarką musiał zamienić kilka zdań. Dziś ściąga książkę w formie elektronicznej i wszystko ma z głowy.

Wszystko to powoduje, że młodzi "zaczynają traktować kontakt z drugim człowiekiem jako zło konieczne".

Karolina Głowacka dopytywała też o kwestie odwracania się młodych ludzi od religii. Jak wskazał ekspert, jeśli człowiek jest religijny, to na ogół spotyka się z ludźmi (praktycznie każda religia zakłada spotkania, np. w kościele na nabożeństwie). - Nie da się być religijnym człowiekiem przez aplikację internetową. Mimo wszystko trzeba wyjść z domu i spotkać się z ludźmi, często obcymi. W związku z tym odejście od religii wydaje się dość komplementarne z tym wszystkim, o czym mówiliśmy wcześniej - ocenił dr Grzyb.

Zaburzenia psychiczne wśród młodych ludzi
Z badań wynika, że średnia ilość czasu spędzanego dziennie przez młodych ludzi w sieci to sześć godzin, czyli mniej więcej cały ich czas wolny. To wszystko ma negatywne konsekwencje nie tylko w relacjach międzyludzkich, ale także w sprawach stricte zdrowotnych.

Dr Grzyb podkreślił, że w roku 2018 w Polsce liczba prób samobójczych w grupie 13-18 lat wzrosła o 44 procent. - Psychiatrzy biją na alarm, bo wzrasta liczba zaburzeń psychicznych. Chodzi nie tylko o próby samobójcze, ale też nerwice, zaburzenia odżywiania, psychozy. To wszystko jest m.in. konsekwencją życia w sieci - stwierdził gość TOK FM.

Jednak wbrew temu, co może myśleć wiele osób, problem nie leży wyłącznie w „iGenach”, ale też w ich rodzicach. - Ci młodzi ludzie wpatrują się w ekran, bo kiedy szukają naszego wzroku, to często widzą nas... wpatrujących się w ekran telefonów - podkreślił gość TOK FM. Zauważył też, że dziecko zajęte swoim smartfonem to dla rodzica - najczęściej - bardzo wygodna sytuacja. - Bo jest w miarę zabezpieczone. Jest blisko nas, bo siedzi w pokoju obok, a zatem prawdopodobnie nic złego się mu nie może stać. A my w tym czasie możemy sprawdzić swojego Facebooka lub Instagrama - opisywał.

Psycholog ostrzegł, że jeśli rodzice szybko nie dostrzegą kłopotów młodych osób "zamkniętych w smartfonach", to z pewnością zauważą to za kilka lat, "patrząc na drastycznie przepełnione oddziały psychiatryczne i na lekarzy psychiatrów, którzy nie będą już w stanie zajmować się naszymi dziećmi". Wtedy jednak dla wielu może być za późno.

Psycholog przestrzegał też, że jeśli ktoś - pod wpływem tej rozmowy - pomyśli, że skonfiskuje swojemu dziecku telefon i problem się skończy, to jest w błędzie. Podkreślił, że nasze dzieci dobrze wiedzą, że media społecznościowe niszczą ich życie, ale obawiają się, że jeżeli je "odstawią", to nie będą miały życia w ogóle. - Musimy więc zastanowić się, co mamy zrobić, żeby pokazać młodym ludziom, że istnieje życie poza siecią. Że ono jest dużo ciekawsze i zdrowsze. Ale to wymaga przede wszystkim od nas pewnej pracy - podsumował dr hab. Tomasz Grzyb.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 773
Uprawiają sexting, nie robią prawa jazdy, brakuje im umiejętności społecznych. Takie jest pokolenie iGen
tokfm.pl 01.06.2019 13:52

- Trzeba znaleźć język, który jest dla młodych zrozumiały. Cała polityczna narracja ich omija, oni nie "klikają" w serwisy informacyjne. W internecie oglądają, co chcą: najczęściej wypadki - tak o pokoleniu iGen mówiła w TOK FM Iga Kazimierczyk.
MIECZYSŁAW MICHALAK

iGen określa się ludzi urodzonych w latach 1995-2012. To pokolenie, które wychowało się w dobie spersonalizowanego internetu i bardzo szybko zetknęło ze smartfonami. Tym ludziom przyjrzała się amerykańska psycholożka Jean Twenge, autorka książki "iGen. Dlaczego dzieciaki dorastające w sieci są mniej zbuntowane, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe - i zupełnie nieprzygotowane do dorosłości".

- W mojej ocenie to podręcznik do oceny młodego pokolenia - oceniła w TOK FM Iga Kazimierczyk z fundacji "Przestrzeń dla edukacji". Jak podkreśliła, ludzie z pokolenia iGen... "zhakowali system". - Oni wypisali się z umowy społecznej, w której uczestniczyli ludzie urodzeni przed 1995 rokiem. Do lat 90. ludzie wcześnie starali się być dorosłymi lub zachowywać się jak dorośli. Np. pić alkohol, wcześnie przechodzić inicjację seksualną, robić prawo jazdy. Wedle danych, które przytacza Twenge, dziś możemy się pożegnać z buntem nastoletnim. Oni nie chcą ryzyka. Chcą pozostać w krainie dzieciństwa, nie pozostając dziecinnymi. Od dorosłych oczekują, że roztoczą nad nimi parasol bezpieczeństwa i w miękkim kokonie będą ich utrzymywać - tłumaczyła w rozmowie z Jakubem Janiszewskim.

Z danych przytoczonych przez amerykańską psycholożkę wynika, że dzisiejsi młodzi to pokolenie nieprzystosowane do konfliktu. Nie chcą toczyć sporów. W związku z tym np. debata akademicka jest na etapie wymarcia, bp może urazić uczucia czy emocje. - Studenci nie chcą wchodzić w intensywną dyskusję i całkiem słuszną walkę o swoje prawa, tylko wolą kierować zażalenia do innych instancji, napisać, zgłosić sprawę zamiast postawić ją jasno: to jest nie okej - mówiła Kazimierczyk.

"Seksting" zamiast randek. Brak prawa jazdy, bo mama będzie wozić

Z książki Jean Twenge wyłania się obraz pokolenia ludzi niedojrzałych, niepewnych przyszłych dochodów, "żyjących" w internecie - wirtualnych, odizolowanych. To osoby, które nie mają ograniczeń, ale też nie szanują ograniczeń, które narzucane są z zewnątrz.

- Psycholożka zwraca uwagę, że dla rodziców i pedagogów jednym z większych wyzwań wychowawczych jest to, że najmłodsze pokolenie jest autentycznie odcięte od prawdziwych międzyludzkich interakcji - podkreśliła działaczka fundacji "Przestrzeń dla edukacji". - Oni nawet o swoim randkowaniu mówią, że najpierw do siebie "tekstują" - piszą wiadomości, a potem patrzą, czy coś takiego jak randkowanie się wydarzy. Ona nawet używa sformułowania "seksting", bo części wystarczy pisanie lub wrzucanie fotek do internetu. To pokolenie, które jest bardzo mocne w słowie, ale bardzo słabe w emocjach. Te dzieciaki są od emocji odseparowane - podkreśla Iga Kazimierczyk.

W Stanach Zjednoczonych, które są krajem, gdzie do niedawna trudno było sobie wyobrazić życie bez prawa jazdy, przybywa młodych, którzy nie zawracają sobie głowy prowadzeniem auta. Bo zawsze mogą liczyć na to, że będą wożeni przez mamę. - Ten układ opłaca się też dorosłym, bo dzieci zawsze chce się trochę kontrolować. Dzieci są bezpieczne, nie podejmują ryzykownych zachowań - tłumaczy Kazimierczyk. Jak dodała, to pozór bezpieczeństwa. - Spadek liczby zabójstw jest zauważalny, ale jednocześnie gwałtownie wzrasta liczba samobójstw i problemów psychicznych, które mają młode osoby. Jeden z czynników, który temu sprzyja, to odseparowanie. Młodzi czują się samotni, chcieliby jednak mieć kontakty i mieć prawdziwe związki - stwierdziła.

Nie "klikają" w serwisy informacyjne

Pokolenie iGen specyficznie patrzy na politykę. I widać to choćby po danych, które pokazują udział w wyborach. W niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego, według sondaży IPSOS, wzięło udział zaledwie 27,6 proc. uprawnionych w wieku 18-29 lat.

- Najmłodsza generacja w Polsce wypisała się z wyborów, tę samą tendencję opisuje autorka. Jean Twenge pisze też, że młodzi bardzo się radykalizują, jeśli chodzi o poglądy. Natomiast niekoniecznie się aktywizują, jeśli chodzi o działania obywatelskie - zwróciła uwagę Kazimierczyk.

Zmianę wśród młodych widać było w prezydenckich wyborach w USA w roku 2016. Bardzo dużą popularnością wśród najmłodszych wyborców cieszyli się Donald Trump i Bernie Sanders (kandydat Demokratów o skrajnie lewicowych poglądach, przegrał walkę o nominację partii z Hillary Clinton - red.). - Dlaczego? Bo młodym podoba się dezynwoltura, indywidualizm, autentyczność. Przed następnymi wyborami politycy wszystkich partii powinni tę książkę przeczytać. Młodych ludzi mamy bardzo dużo, to są osoby, które za chwilę będą decydować, jak wygląda rzeczywistość społeczna. Trzeba znaleźć język, który jest dla nich zrozumiały. Cała polityczna narracja ich omija, młodzi nie "klikają" w serwisy informacyjne. W internecie oglądają, co chcą - najczęściej wypadki. To jest rzeczywistość, nie możemy się na nią obrażać - podsumowała ekspertka.
 

kompowiec

freetard
2 574
2 638
środowisko które jest coraz bardziej przyjazne nerdom.
nie klikaja w newsy +
nie głosują +
jak ktos ma duze miasto i wszedzie blisko to nie potrzebuje auta +
wyjebane na religie +
nie tracą czasu na dojazdy do człeka +

"Jak dodał, podstawową różnicą jest fakt, że obecnie silna kontrola rodzicielska młodym ludziom wcale nie przeszkadza" każdy bardziej rozgarnięty gimbazjallista nie pozwoli sobie na odcięcie od porno

a zaburzenia psychiczne.. kurwa... tak straszą przepełnionymi psychiatrykami że nawet nie rozwinęli tematu.
 
Do góry Bottom