Podziel się zażenowaniem

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Z bycia akapem na razie można być w jakimś stopniu dumnym, bo zostać nim można tylko przy jakimś swoim wysiłku. Wątpię, aby ktoś z obecnych miał rodziców anarchokapitalistów. Bycie akapem to aktywne oparcie się wysiłkom propagandowym wroga, którym na ogół wszyscy ulegają. Nie jest to dobry powód do dumy?
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Esencja młotkowatości przeciętnego fana tv-neptyk i tv-neptyk-24 (wytypowanych jako najbardziej opiniotwórcze w K-landii) wyrysowała się szczególnie klarownie w tym oto ujęciu jednej z najbardziej planktonicznych i fajansiarskich prowadzących show w historii mediów.
Oto wykształciuch Mewa Drzazga, staje się fizycznym manifestem mentalnej kondycji Rodziny Niebieskich Mediów.

8f7bf00934f7b3fdf2ee4d6074bd8483.jpg


Wiernopoddańczy abonent tv-neptyka może się przeglądać jak w lustrze ;)
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Co w jakim kontekście? :)
Jakimkolwiek, jest ujęcie, jest pretekst. Poza tym, nie znasz Drzazgi?
 

matiej

The Member
71
23
Z bycia akapem na razie można być w jakimś stopniu dumnym, bo zostać nim można tylko przy jakimś swoim wysiłku. Wątpię, aby ktoś z obecnych miał rodziców anarchokapitalistów. Bycie akapem to aktywne oparcie się wysiłkom propagandowym wroga, którym na ogół wszyscy ulegają. Nie jest to dobry powód do dumy?

Wiem o tym, żartowałem sobie. Ciesze się że zgarnąłeś kilka lajków za nie wyłapanie oczywistej wg. mnie ironii. :)
Poza tym trochę nabijałem się z poprzednich postów bo:
duma
1. «poczucie własnej godności i wartości»
2. «zadowolenie i satysfakcja z własnych lub czyichś osiągnięć»
3. «wygórowane pojęcie o sobie»
4. «coś lub ktoś będący powodem czyjejś dumy»
5. «utwór epicki osnuty na tle zdarzeń historycznych, zawierający motywy balladowe»
6. «smutna pieśń, rodzaj elegii»
1.) Można mieć poczucie własnej wartości z powodu koloru skóry/włosów/narodowości. Uważać te cechy za lepsze niż inne. Można na przykład być dumnym z wielkiego przyrodzenia, burzy rudych włosów, pięknej posiadłości odziedziczonej po rodzicach. Nie wydaję mi się to niczym zaskakującym.
 

Aterlupus

Well-Known Member
474
971
Jakimkolwiek, jest ujęcie, jest pretekst.
To tutaj dla dodatkowego efektu Beyonce:
IEC0ey0.jpeg


Podejrzewam, że kobieta sama siebie na tej fotce nie poznaje. Pewien jestem, że każdy, dosłownie każdy ma raz na jakiś czas taki wyraz twarzy, że gdyby tylko zrobić mu w tym momencie zdjęcie, wyglądałby na nim jak naćpany/napruty/zachlany/niedorozwinięty idiota.

Zarzuć jakimś fajnym video gdzie babka się kompromituje, a nie wytykasz mimikę :).
 

military

FNG
1 766
4 727
To może mi powiesz, bo zawsze mnie ciekawiło: czy te screeny z programu, na którym jest jakiś gość i żenujący podpis, to przeróbki czy oryginały? Chodzi mi o takie rzeczy:

rozmowy-w-toku_w_toku.jpg
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
http://praca.interia.pl/news-urzad-wojska-polskiego,nId,988762

Większość naszej armii to urzędnicy, którzy zapomnieli, jak wygląda poligon. Choć ich zadania nie różnią się od pracy cywilów, korzystają z wojskowych przywilejów.
W armii nikogo nie dziwi, że oficerowie chętnie zamieniają się w sekretarki czy kurierów. To dobra pensja, niewiele odpowiedzialności, jeszcze mniej strachu. Problem w tym, że urzędników w mundurach (choć ubranych po cywilnemu) jest znacznie więcej niż żołnierzy, którzy brali udział w zagranicznych misjach, czy tych, którzy ćwiczą na poligonach albo potrafią zaliczyć egzamin sprawnościowy.
Ilu jest biurowych żołnierzy? To nawet 70-80 proc. całej armii, liczącej ok. 100 tys. osób. Nasze wojsko, które trzy lata temu stało się zawodowe, zamiast w sprawną armię zmieniło się w "Urząd Wojska Polskiego".
Gdy w 2010 r. zawieszono powszechny pobór, uruchomiono wielką kampanię reklamową zachęcającą do wstępowania do armii. Obawiano się, że nie będzie tylu chętnych do służby zawodowej. Pesymistyczne przepowiednie się nie sprawdziły, ale wielu z tych żołnierzy, którzy podpisali kontrakty, szybko pochowało się za urzędnicze biurka. I żadnemu ministrowi obrony nie udało się ich stamtąd wyprowadzić z powrotem na poligon.
Tej patologicznej sytuacji miał zaradzić plan ucywilnienia stanowisk urzędniczych, który wprowadzał zasadę, że na miejsce żołnierza odchodzącego ze stanowiska dyrektorskiego zostanie rozpisany konkurs, wyłącznie dla cywilów. Ale ta zasada pozostała na papierze. - Wszystko zależy od politycznego zapotrzebowania. Jeśli na cywilne stanowisko chce wskoczyć żołnierz, dokonuje się odpowiednich zmian strukturalnych - mówi nam cywilny zastępca dyrektora jednego z departamentów resortu obrony narodowej (na wszelki wypadek prosi o anonimowość, bo jego etat mógłby zostać zmieniony na wojskowy).
Unikają munduru
Proces ucywilnienia armii przebiega wyjątkowo ślamazarnie. W 2009 r. w Sztabie Generalnym WP zaledwie 17,7 proc. kadry było urzędnikami cywilnymi, pozostałe stanowiska zajmowali żołnierze. Obiecywano wówczas, że w ciągu najdalej dwóch lat liczba ta wzrośnie do co najmniej 20 proc. Ale w sztabie żołnierze w dalszym ciągu kurczowo trzymają się biurek, choć mamy już przecież połowę roku 2013 - pracuje tam 489 wojskowych i zaledwie 123 cywilów. Nieco lepiej jest w urzędzie ministra obrony narodowej - 732 osoby zajmują stanowiska cywilne, 452 stanowiska urzędnicze są zarezerwowane dla żołnierzy.
Oczywiście, sami mundurowi uważają się za niezbędnych. "Należy podkreślić, że wiele stanowisk, zwłaszcza w Sztabie Generalnym, wymaga specjalistycznej wiedzy z zakresu obronności, wojskowości, jak również wojskowego doświadczenia, dlatego służą tam głównie żołnierze. Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe (ze względu na wykształcenie, doświadczenie etc.) stanowiska są obsadzane przez osoby cywilne" - czytamy w przysłanej odpowiedzi. W otoczeniu mundurowych dobrze czuli się i czują kolejni ministrowie obrony (z mocy ustawy będący cywilami). Obecny szef resortu Tomasz Siemoniak ma kilku współpracowników w randze oficerów, którzy m.in. organizują mu spotkania oraz przygotowują dokumenty. Wprawdzie już w czerwcu 2006 r. ówczesny minister obrony Radosław Sikorski wydał decyzję w sprawie zasad tworzenia komórek organizacyjnych Ministerstwa Obrony Narodowej - według obowiązującego dokumentu liczba stanowisk członków korpusu służby cywilnej nie może być mniejsza niż 50 proc. - to jednak do tej pory nie zaostrzono przepisów. W efekcie u ministra co drugi żołnierz może pracować za biurkiem. Ten liberalizm powoduje, że wszyscy garną się do ciepłych posadek z dala od zapachu prochu i od poligonów.
To nie do końca jest prawda, bo na stanowiskach kierowniczych pojawia się coraz więcej wojskowych - np. dyrektor departamentu prawnego jeszcze w 2006 r. był cywilem, dziś to mundurowy, podobnie jak dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego. Ale wchodząc do wojskowego urzędu, nie domyślimy się, że pracują w nim żołnierze, bo po prostu nie noszą mundurów.
Sam rzecznik ministra obrony narodowej nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, kiedy ostatni raz chodził w uniformie. - Nie przypominam sobie. Rzeczywiście chodzę w garniturze, ale identyfikuję się ze służbą. Nigdy nie pracowałem i nie chciałbym pracować w cywilu - przekonuje ppłk Jacek Sońta. Przyznaje, że po ponad 20 latach służby pierwsza linia i poligon pozostają epizodami z początku kariery. - Dzisiaj jest specyficzna sytuacja, bo muszę odebrać przed godz. 16 dziecko z przedszkola (rozmawialiśmy w ubiegły czwartek po godz. 15 - przyp. aut.) i dlatego nie ma mnie już w pracy, ale generalnie nie wychodzę z niej jak pozostali urzędnicy - tłumaczy ppłk Sońta.
Niechęć do munduru wśród żołnierzy urzędników jest powszechna: nie decydują się na ich założenie nawet na specjalne gale. - Minister obrony Aleksander Szczygło wydał zarządzenie, że wszyscy wojskowi, także ci pracujący w wojskowej biurokracji w resorcie, muszą nosić mundury, a jeden dzień w tygodniu uniform polowy. Mieliśmy z tego powodu dużo radości, bo albo ich nie mieli i na gwałt szukali, albo się w nie nie mieścili - wspomina cywilny urzędnik resortu obrony narodowej. I dodaje, że szybko przekonano kolejnego szefa resortu do odwołania "uciążliwej" decyzji poprzednika.
- Trudno mi uwierzyć, że mogą być żołnierze, którzy wstydzą się munduru - mówi emerytowany rezerwista z Legnicy. - Przecież brak umundurowania zabija morale - kwituje.
Flaszka za ćwiczenia
W pracy żołnierza urzędnika i cywila urzędnika trudno doszukać się różnic. Ale w ich pensjach - jak najbardziej. Ci drudzy często zarabiają nawet dwukrotnie mniej (oficer na stanowisku głównego specjalisty zarabia około 6 tys. zł, a główny specjalista cywil niewiele ponad 3 tys. zł). Co więcej, wojskowi mają ciepłe posadki urzędnicze, a zachowują prawo do uposażenia wojskowego, wszystkich dodatków przeznaczonych dla żołnierzy, w tym do ekwiwalentu za mundur i rocznych nagród.
- To wszystko bzdury. Pracuję kilka lat w urzędzie i żaden podległy mi żołnierz nigdy nie pojechał na poligon i nie był wzywany w weekend do pracy. A strzelanie to kolejna fikcja. Otrzymuję tylko pisma, abym doprowadził do obniżenia stanów magazynowych naboi, bo jest ich za dużo - mówi zastępca dyrektora MON.Mundurowi odpowiadają, że przecież zawsze mogą być wezwani do urzędu w weekendy, oraz że muszą raz w roku zaliczyć ćwiczenia, strzelanie lub nawet wyjechać na poligon. Dodatkowo oburzają się, jeśli ktoś im mówi, że pracują. Oni służą.
- Ja bym zakazał ćwiczeń strzeleckich dla urzędników wojskowych, bo to tylko wielkie koszty. Aby 5-6 żołnierzy zza biurek mogło raz na kwartał strzelać na strzelnicy, trzeba zorganizować samochód, paliwo, delegacje i zabezpieczenie medyczne - wtóruje major z woj. mazowieckiego. - Bardzo często przymyka się więc oko na obowiązek utrzymania w dobrej formie strzeleckich umiejętności.
Prawdziwa panika wśród żołnierzy urzędników wybucha, gdy muszą udowodnić, że pozostało w nich coś z żołnierzy. Są zobligowani do zaliczenia raz w roku testu sprawności fizycznej. Ale i na to jest sposób. - Gdy dowodziłem batalionem w Niepołomicach, ogłoszono w moim okręgu, że będzie sprawdzian z WF. Przyjechałem i okazało się, że jestem sam. Później się dowiedziałem, że wszyscy jeżdżą z butelkami wódki do sztabu po zaliczenie - opowiada były dowódca GROM gen. Roman Polko. Bez ogródek przyznaje, że choć sprawdzian nie jest zbyt wymagający, to jednak dla mundurowych zza biurka może być poważnym wyzwaniem.
Ale jesteśmy przecież bezpieczni, bo mamy armię. Buahahahaha.
 

Liberte

Member
34
36


W różnego rodzaju telegrach, kanałach z wróżkami etc wynalazkach dla pospólstwa gdzie dzwoni się na żywo na wizję stosuje się moderację. Stąd właśnie paro-sekundowy poślizg pomiędzy tym co się mówi do słuchawki, a tym co słychać na ekranie. Stąd też jest mnóstwo nagłych "rozłączeń" w trakcie rozmowy czy dzwonienia.
Tutaj mieliśmy przykład akapowej wersji uncensored podczas której lud miał w końcu prawo się wypowiedzieć :)
 
C

Czochralski

Guest
Moje zażenowanie - ktoś uświadomił mnie o prawdziwym znaczeniu pojęcia ruchome schody. Do tej pory byłem zmanipulowany przez polski zwyczaj stania na ruchomych schodach i czekania aż same wjadą z nami. Schody, służą do wchodzenia na górę, a ruchome do szybszego wchodzenia na górę. Skąd w Polsce wziął się ten głupi nawyk pasywnego wjeżdżania na górę? Beznadziejne jest to, że przy parze schodów ruchomych i zwykłych szybciej wejdę zwykłymi. Co za marnotrawienie wynalazków i techniki.
 
OP
OP
N

nowy.świt

Guest
Być może wykupują i opłaca im się to - bo Niemiecki kapitał ma pewne przywileje w Polsce, większe niż rodzimy ?
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 872
12 259
A co to za nacjonalistyczna propaganda? Powiedzcie mi, jakie korzyści miałem, gdy Wedel był polski? Szczególnie, gdy nazywał się 22 Lipca?
A, nie wiem, natomiast ja wolę mieć bogatego sąsiada niż biednego :)

Taka historia:
Jest sobie branża X, która świadczy usługi Y na rzecz Z. Z jest podmiotem zobowiązanym do stosowania ustawy prawo zamówień publicznych. Zgodnie z ustawą, w przetargach wymaga się od oferentów posiadania doświadczenia. W celu udokumentowania posiadania tego doświadczenia przedkłąda się dokumenty zwane potocznie referencjami. Od momentu "cudu transformacji", żeby bezpośrednio starać się o kontrakty z Z trzeba było mieć referencje, bo inaczej nie dało się startować w przetargach. Rodzima branża X referencji nie miała, więc w przetargach nie startowała. Miały natomiast referencje podmioty z branży X zza granicy, które wzięły wszystko, tubylczą branżę X wpierając z rynku lub spychając do roli podwykonawców. Ot, blaski i cienie cudów gospodarczych zielonej wyspy, może z czekoladkami było podobnie :)
 
Do góry Bottom