Paweł Kukiz kandydatem na prezydenta RP

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Kurwa, ludzie są tacy głupi! Czytałem ostatnio o kampanii wyborczej PO w 2001 r. Wybrali sobie wtedy ciekawy sposób na wyłonienie list wyborczych: prawybory. Skończyło się tak, że najlepsze miejsca zajęły te lokalne szychy, które kupiły sobie więcej głosów pijaczków. A teraz Kukiz twierdzi że JOW-y wszystko zmienią :)
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Somalia ma JOW-y? :eek:

Oficjalnie ma. Spadek po Brytyjczykach, którzy kiedyś skolonizowali jej północną część (obecnie samozwańcza Republika Somalilandu). Zresztą większość dawnych brytyjskich kolonii ma JOW-y. Niektóre z nich były albo są państwami upadłymi
 
Ostatnia edycja:

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 193
Wiem, źródło z pudelka. Kukiz rejestruje komitet jako Kukiz'15 i będzie jeździł po Polszy Kukizmaluchem:
http://www.pudelek.tv/video/Samochod-KUKIZ-ARMY-rusza-w-Polske-9481/

5c8ace7f59c2543844ef842d46892cf0f4df09c9
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
Z dedykacją dla twierdzących, że polityczny łajdak i plujący się uliczny krzykacz Kukiz, miał rzekomo służyć interesom PiS. W każdym razie, jedno jest pewne od samego początku, przynajmniej dla mnie: Kukiz to człowiek Układu. Zwróćcie przy okazji uwagę na pierwsze, jakże logiczne zdanie. Ten człowiek, nie dość że łajdak, to jeszcze idiota.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,ti...owy,wid,17739663,wiadomosc.html?ticaid=11551c
Ja już nie ufam żadnemu z polityków, Schetynie też nie. Ale z jego frakcją byłbym w stanie prowadzić rozmowy. Z tuskowcami absolutnie nie" - powiedział w maju Paweł Kukiz. Wybory parlamentarne zbliżają się już wielkimi krokami i chociaż politycy zgodnie twierdzą, że na rozmowy o koalicjach przyjdzie pora po ogłoszeniu wyników, to po cichu rozważają z pewnością najróżniejsze ewentualności. Co o możliwości powyborczej współpracy z Kukizem myśli Grzegorz Schetyna?
- Osiągnął bardzo dobry wynik wyborczy i ciągle ma szansę, żeby znaleźć się w parlamencie. Jest pytanie czy dotrwa i czy będzie miał dobrych ludzi na listach. Jeżeli tak, to rzeczywiście będzie graczem i będzie miał wpływ na koalicję. Jeśli tylko znajdzie się parlamencie, a jest to bardzo prawdopodobne - prognozuje minister spraw zagranicznych.

A czy byłby gotów zagrać z Pawłem Kukizem? - Uważam, że tak. Każda koalicja to jest oczywiście kwestia programów. Paradoksalnie, jeśli chodzi o programy, to Platforma w kwestii JOW-ów czy finansowania partii politycznych ma fundamentalnie wspólny program. Zupełnie inaczej niż PiS. Więc to jest dobry początek do rozmowy. A jak będzie? Poczekajmy do wyborów - powiedział WP Grzegorz Schetyna.

edit: Dla zdezorientowanych updejt: oczywiście nie poczytuję rzekomej współpracy Kukiza z PiS za plus. No musiałem to napisać (no offence), bo kiedyś jak wbiłem na innym forum, że Kaczor tam kogoś zaorał, uznano mnie za PiSowca. Dacie wiarę, jak głęboko interpretuje przeciętny kretyn?
 
Ostatnia edycja:
M

marrrt

Guest
Przepity glupi stary karierowicz co spiewac nie umie, ma długi i nie wiem skad kasy wziąc na splaty to do polityki startuje!Geva wstretna zniszczona az wstyd ,nawet garnitur mu nie pomoże.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Sierp o przyczynach sukcesu Kukiza:

"Paweł Kukiz zdobył ponad 20% głosów w pierwszej turze wyborów prezydenckich. To znacznie więcej, niż w ostatnich latach zdobywał w wyborach jakikolwiek z kandydatów czy jakakolwiek z partii tzw. antysystemowych. I nieporównywalnie więcej, niż w tych samych wyborach prezydenckich uzyskali pozostali „antysystemowi” kandydaci.
Co spowodowało, że to właśnie Kukiz, a nie np. Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun, Marian Kowalski czy Jacek Wilk osiągnął taki wynik? Ponad dwudziestoprocentowy wynik pokazał, że jest w Polsce co najmniej tylu ludzi rozczarowanych dominującymi na scenie politycznej, obecnymi w parlamencie partiami politycznymi i ich kandydatami. A jednak w poprzednich wyborach prezydenckich, do Sejmu czy w zeszłym roku do Parlamentu Europejskiego żadna z sił kontestujących „bandę czworga”, na czele z Januszem Korwin-Mikkem i jego partiami, nawet nie zbliżyła się do tego wyniku.
Wyjaśnienie tajemnicy Kukiza jest, moim zdaniem, dość proste: jawił się on jako kandydat „antysystemowy”, ale nie prawicowy w sensie promowania konserwatywnego światopoglądu, wartości chrześcijańskich czy opartych na hierarchii rozwiązań ustrojowych. Kampania Kukiza była wolna od elementów tradycyjnie kojarzonych z prawicą (z lewicą też – pod tym względem była neutralna), podkreślała natomiast obywatelskość i kontestację rządzącego obozu. Jak zauważył politolog Rafał Chwedoruk, wynik Kukiza ujawnił istnienie w Polsce elektoratu „libertariańskiego” – prorynkowego, antyestablishmentowego, antykomunistycznego i raczej niezainteresowanego kwestiami kulturowymi, takimi jak aborcja czy in vitro. Zdaniem Chwedoruka, takich wyborców może być w Polsce 15%. Część z nich w poprzednich, a zapewne i w tych wyborach głosowała na Janusza Korwin-Mikkego i jego ugrupowanie, jednak jest to część niewielka, o czym świadczą procentowe wyniki KNP w wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz samego Janusza Korwin-Mikkego w wyborach prezydenckich. Mimo silnej prorynkowości, Korwin-Mikkemu nie udało się przyciągnąć więcej niż kilka procent wyborców. Co więcej, elektorat Kukiza nie zamierza głosować na JKM: sondaż CBOS poparcia dla partii przeprowadzony kilka dni temu, który nie uwzględniał „ruchu Kukiza” (ankietowani mogli wymienić jego nazwę jedynie w pytaniu otwartym, co i tak przełożyło się na 4% poparcia) nie spowodował znaczącego wzrostu poparcia partii KORWiN. Ten sam sondaż pokazał też, że wyborcy Kukiza, nie mając jego „partii” do wyboru, nie są skłonni głosować też na inne ugrupowania aspirujące do roli „antysystemowych”: Ruch Narodowy czy KNP. „Libertariański” elektorat Kukiza nie jest skłonny głosować na ugrupowania wyraźnie prawicowe, choćby były prorynkowe. Prędzej już zagłosuje na PO czy PiS (wg Chwedoruka elektorat Kukiza to głównie dawni wyborcy Platformy Obywatelskiej, jednak w II turze większość z nich poparła Andrzeja Dudę), albo w ogóle nie zagłosuje. Wyraźne określenie się w kwestiach kulturowych, a także antyobywatelskość przeradzająca się w przypadku np. Korwin-Mikkego w jawną wrogość i pogardę do demokracji nie sprzyjają poparciu dla „antysystemowców” prawicowych.
Mając to na uwadze, można określić warunki, jakie musi spełnić tworzący się „ruch Kukiza”, aby zdobyć poparcie tego elektoratu i odnieść sukces w wyborach parlamentarnych. Musi on skupić się wokół postulatów proobywatelskich i prorynkowych – czyli akcentować wolność gospodarczą i swobody obywatelskie. Musi być neutralny w kwestiach kulturowych – nie epatować konserwatyzmem, katolicyzmem czy nacjonalizmem (ale też nie nachalną „postępowością”). Nie powinien poruszać spraw takich jak aborcja czy in vitro. Nie może pochwalać silnej „zamordystycznej” władzy, a tym bardziej dyktatury, ani z pogardą odnosić się do demokracji – przeciwnie, powinien postulować rozwiązania wzmacniające pozycję obywateli w stosunku do polityków i instytucji państwa (jak referenda, weto obywatelskie, decentralizację, społeczną kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości). Nie powinien akcentować sympatii dla zagranicznych autokratycznych reżimów tylko dlatego, by odróżnić się w tej sferze od polityków „głównego nurtu”. I oczywiście musi być w tym wszystkim wiarygodny – to znaczy jego liderami nie mogą być tacy ludzie, których do tej pory kojarzono z postawami antyrynkowymi, antyobywatelskimi czy upolitycznianiem kwestii kulturowych. W żadnym wypadku nie politycy z głównonurtowych partii. Najlepiej w ogóle nie zawodowi politycy. Ale też nie może zostać zdominowany przez działaczy takich odłamów skrajnej prawicy, dla których najważniejsza jest walka z „Żydami”, gejami czy o czystość białej rasy. Czy też obsesyjnych antyklerykałów upatrujących całe zło w Kościele katolickim. Takie coś będzie oznaczało marginalizację ruchu i utratę elektoratu."

Coś mi tu nie pasuje: skoro elektorat Kukiza to "libertarianie" nie zainteresowani wojnami kulturowymi, to czemu na jego spadkach najwięcej zyskuje socjalistyczny i jak najbardziej w nie uwikłany PiS?
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Bo elektorat Kukiza to ludzie tylko trochę prorynkowi, wyznający zasadę "państwo (najlepiej trochę ograniczone) - tak, wypaczenia władzy - nie", dla nich państwo działa źle, bo jest trochę źle urządzone i do tego kierują nim źli biurokraci z PO - skoro PO jest złe, a Kukiza w drugiej turze prezydenckiej nie było, to zostaje PiS do poparcia.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Bo elektorat Kukiza to ludzie tylko trochę prorynkowi, wyznający zasadę "państwo (najlepiej trochę ograniczone) - tak, wypaczenia władzy - nie", dla nich państwo działa źle, bo jest trochę źle urządzone i do tego kierują nim źli biurokraci z PO - skoro PO jest złe, a Kukiza w drugiej turze prezydenckiej nie było, to zostaje PiS do poparcia.

Czyli Sierp się kompletnie myli, to nie są żadni libertarianie.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
No tak, przecież tru libertarian jest w Polsce jakiś promil, a nie 20%. Ten elektorat jest prorynkowy, antyestablishmentowy, antykomunistyczny - owszem, ale nie libertariański.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Jak zauważył politolog Rafał Chwedoruk, wynik Kukiza ujawnił istnienie w Polsce elektoratu „libertariańskiego” – prorynkowego, antyestablishmentowego, antykomunistycznego i raczej niezainteresowanego kwestiami kulturowymi, takimi jak aborcja czy in vitro.

Chyba komuś przygrzało od tych upałów, albo reklamowanie mocarza w mediach zrobiło swoje.

Co więcej, elektorat Kukiza nie zamierza głosować na JKM: sondaż CBOS poparcia dla partii przeprowadzony kilka dni temu, który nie uwzględniał „ruchu Kukiza” (ankietowani mogli wymienić jego nazwę jedynie w pytaniu otwartym, co i tak przełożyło się na 4% poparcia) nie spowodował znaczącego wzrostu poparcia partii KORWiN. Ten sam sondaż pokazał też, że wyborcy Kukiza, nie mając jego „partii” do wyboru, nie są skłonni głosować też na inne ugrupowania aspirujące do roli „antysystemowych”: Ruch Narodowy czy KNP.

To akurat prawda, kucowskie pierdolenie że Kukiz w ostatniej chwili ukradł Korwinowi elektorat to bajka.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
No tak, przecież tru libertarian jest w Polsce jakiś promil, a nie 20%. Ten elektorat jest prorynkowy, antyestablishmentowy, antykomunistyczny - owszem, ale nie libertariański.

Jestem prorynkowy i antyestablishmentowy więc zagłosouję na PiS :)

To akurat prawda, kucowskie pierdolenie że Kukiz w ostatniej chwili ukradł Korwinowi elektorat to bajka.

To akurat nieprawda, bo głupi cioł vast nie wyciągnął średniej z sondaży, która wskazywała na pewne 5% dla Korwina.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 122
Jestem prorynkowy i antyestablishmentowy więc zagłosouję na PiS :)
Julianie, nie mówimy o ludziach mających zasady, tylko o polskiej masie wyborców. Są wkurzeni: raz, że na system (bo chcą trochę więcej wolnego rynku), więc głosują na Kukiza, dwa, że na obecną władzę, więc jak nie Kukiz, to zagłosują na PiS, bo według nich to przeciwieństwo PO, czyli dobrze.
 

Imperator

Generalissimus
1 569
3 555
Ja bym jeszcze tak tej platformy nie skreślał, w przeciwieństwie do KORWiNu, bo ten może liczyć tylko na 3% i zwrot za kampanię wyborczą.Przy takiej propagandzie mediów i mentalności społeczeństwa, PO wydaje się niezatapialna, nawet jeśli PiS wygra jesienne wybory.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Gursztyn z "Do rzeczy" o JOW-ach:

"Osobiście mam nadzieję, że większość narodu nie pójdzie 6 września do urn. Sam tak zrobię i zbojkotuję idiotyczny pomysł spanikowanego Bronisława Komorowskiego. Wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w Polsce przyniosłoby bowiem same straty. Widać teraz w Polsce natrętną manię "reformatorską". Liczni ludzie głoszą hasła likwidacji powiatów albo Senatu, ograniczenia liczby posłów albo ich kadencji (kuriozum w skali świata!). Do natręctw "reformatorskich" należy zaliczyć też działalność misjonarską zwolenników JOW. W wielu przypadkach ma to charakter zaangażowania parareligijnego, co oczywiście nie ułatwia racjonalnej debaty.

Mania "reformatorska" wiąże się z obietnicą szybkiej poprawy stanu Rzeczypospolitej, gdy zostanie spełniony któryś z głoszonych postulatów. Przykładowo gdy zlikwiduje się powiaty, znikną lokalne kliki, a gdy będą jednomandatowe okręgi wyborcze, skończy się partyjniactwo. Taka wiara w instytucjonalny cud nie jest tylko polską przypadłością. Zdarza się w bardzo wielu krajach peryferyjnych, gdzie ludzie są sfrustrowani poziomem swojego życia i stanem spraw publicznych. To stała przypadłość krajów latynoamerykańskich, które od 200 lat - co jakiś czas - w nadziei na rychłą poprawę sytuacji próbują kopiować wzorce głównie z USA. Niektóre z tych państw literalnie próbowały aplikować sobie konstytucję północnoamerykańską. No i jakoś nie pomogło.

Zapatrzeni w Anglosasów Zwolennicy JOW są zapatrzeni w niewątpliwe powodzenie, jakie w swoich dziejach odniosły dwa kraje - Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. Są przekonani, że zostało to osiągnięte dzięki JOW. Trudno zrozumieć ten przejaw myślenia magicznego. Bo właściwie dlaczego dzięki temu elementowi? Czy Anglosasi z innym systemem wyborczym nie daliby sobie rady? Nowa Zelandia zrezygnowała z JOW na rzecz systemu proporcjonalnego i nie doszło tam do katastrofy. Zaryzykuję tezę, że Anglosasi osiągnęli sukces mimo JOW, a nie dzięki nim. Oprócz nich mają skomplikowany system zabezpieczeń społeczno-politycznych, który umownie możemy nazwać wysoką kulturą polityczną. A my jej nie mamy i trzeba wielu lat, aby się wykształciła. JOW zaś w tym nie pomogą, a raczej zaszkodzą.


"Świadkowie JOW" wskazują bowiem tylko na Wielką Brytanię i USA. Dyskretnie milczą - a może tego nie wiedzą - że ich ukochany system obowiązuje też w takich wzorcach demokracji jak na przykład Bangladesz, Etiopia, Botswana, Indie, Jemen, Zimbabwe. Mowa tu o brytyjskim modelu z zasadą "pierwszy na mecie". A inne systemy jednomandatowe funkcjonują choćby w Sri Lance lub częściowo w Rosji i na Ukrainie. Żaden z tych krajów jakoś nie zaznał dobrodziejstw tegoż systemu. Pierwsza podstawowa wada wiąże się z tym, że pewnego dnia wynik wyborów doprowadziłby w Polsce do zamieszek ulicznych. Dlaczego? Trzy razy w XX w. Wielką Brytanią rządziła partia, która zdobyła mniej głosów, ale miała więcej mandatów. Do kuriozalnej sytuacji doszło w 1970 r. w Sri Lance. Trzy pierwsze partie (umownie nazwijmy je A, B, C) dostały po kolei - 37,9 proc., 36,8 i 8,6. Jednak liczba mandatów wypadła inaczej - A dostała 17, B - 91, C - aż 19.

Przegrali w ten sposób konserwatywni nacjonaliści, a zwyciężyli socjaliści, którzy dobrali sobie do koalicji komunistów (partię C) i przeprowadzili daleko idące "reformy" społeczne. Takie, za które my podziękowaliśmy w 1989 r. Podobny wynik wyborczy w 1979 r. doprowadził do rozruchów na Malcie. Przegrani zwycięzcy zdemolowali pół stolicy i siłą wymusili nowe wybory. Dlaczego tak się dzieje? To wynik nierównej frekwencji i gdyby przełożyć w przybliżeniu ostatnie wybory prezydenckie, to PO zdobyłaby mniej głosów, ale miała więcej mandatów. Byłoby tak dlatego, że na wschodzie Polski jest dużo wyższa frekwencja niż na zachodzie. Liczba mandatów wtedy nie zależy jednak od frekwencji. I trzeba być naiwnym, aby sądzić, że w Polsce "przegrani wygrani" z pokorą przyjęliby taki wynik. Skądinąd 3 mln głosów, które dostał Paweł Kukiz, zaowocowałyby tylko jednym mandatem.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Zwolennicy JOW na jednym oddechu zapowiadają, że ten model zapewnia stabilną większość oraz to, że posłowie są związani ze swoimi wyborcami i będą niezależni od szefów partii. Nie wiem, jak potrafią połączyć tę sprzeczność, bo albo jest stabilna większość, albo realizacja partykularnych interesów swoich okręgów. Co będzie, gdy większość podejmie decyzję niekorzystną dla jakiegoś regionu? Nie będę brnął w tę sprzeczność, bo pogodzony jestem z tym, że popieranie JOW to kwestia wiary, a nie rozumu. System JOW jest związany z ostrą dyscypliną partyjną. Nieprzypadkowo istnieje tam słowo "whip" oznaczające osobę w klubie parlamentarnym, która utrzymuje dyscyplinę. Scena z serialu "House of Cards", gdzie Frank Underwood brutalnie wymusza na młodym kongresmenie głosowanie za likwidacją stoczni w jego okręgu wyborczym, jest oczywiście artystyczną fikcją, ale opartą na politycznych realiach USA. Kandydaci w teczkach W JOW kandydaci są przywożeni w teczkach i trwają w okręgach dziesiątki lat. Długo można wymieniać przykłady rekordzistów, więc wolę wskazać brytyjski okręg Haltemprice and Howden, gdzie konserwatyści są wybierani bez przerwy od 1837 r. Pewnie aniołowie są tam kandydatami tej partii, podczas gdy inne wystawiają samych łajdaków od prawie 200 lat. System JOW stwarza tzw. Safe seats, gdzie nawet krowa wejdzie z szyldem odpowiedniej partii. Tak będzie i w Polsce - z zachodu będą wyłącznie posłowie liberalno-lewicowi, ze wschodu konserwatywni. Dzisiaj są przemieszani, więc rządzący muszą uwzględniać interesy całej Polski choćby tylko w pewnym stopniu. Dlaczego przy JOW PO miałaby budować cokolwiek na wschód od Wisły? Po wprowadzeniu JOW politycy zabiegaliby tylko o wyborców z pasa między Kaliszem a Łodzią, bo tylko ten region jest polskim odpowiednikiem amerykańskich "swing states". Resztę mieliby w nosie, bo z góry wiadomo, jaki tam będzie wynik wyborczy. Wspomniałem o kandydatach z teczki. Niech państwo prześledzą, gdzie urodzili się i mieszkali tacy politycy jak Tony Blair oraz David Cameron i gdzie startowali w wyborach. Zostali przysłani do swoich okręgów, a potem często je zmieniali. To nie są wyjątki, to norma. U nas też by tak było - Joachim Brudziński przeniósłby się ze Szczecina do Rzeszowa, a "psiapsiółka" premier Kopacz poseł Krystyna Skowrońska wykonałaby ruch przeciwny. Proces przydzielania "biorących" okręgów widać już teraz przy ustalaniu kandydatur do Senatu. Nadzieja, że kandydaci partyjni zostaliby wyparci przez "niezależnych społeczników", jest fałszywa, bo przynajmniej dwie największe partie dysponują mocnymi strukturami, pieniędzmi, doświadczeniem, kontaktami, wsparciem medialnym, a co najważniejsze - dają silną tożsamość swoim zwolennikom i wyznawcom.

JOW są wyjątkowo niedemokratyczne w wydaniu brytyjskim, czyli "pierwszy na mecie". Niweluje to system dogrywek, taki jak we Francji, bo wchodzi poseł z odpowiednim poparciem. Brak zabezpieczenia z dogrywki widać na przykładzie specyficznym, bo dotyczącym wyborów prezydenckich. Jednak to też wielkie wybory większościowe. Chodzi o wybory prezydenckie w Chile, gdy zwyciężył kandydat radykalnej lewicy Salvador Allende. Był pierwszy na mecie z 36 proc. głosów. Za nim jednak było dwóch kandydatów prawicy, z których jeden dostał 35 proc., a drugi 27 proc. W ten sposób słabo reprezentatywny polityk rozpoczął radykalne reformy, co skończyło się wiadomo czym. Przy JOW też tak może być, że słabo reprezentowani zwycięzcy będą narzucali swoje egzotyczne pomysły większości pozbawionej swoich posłów.

Grzechem JOW jest tzw. gerrymandering, czyli tendencyjne rozrysowywanie granic okręgów wyborczych. USA są krajem uczciwym (w porównaniu ze średnią światową) i transparentnym, ale awantury o kształt okręgów są ostre i długo trwają. Okręgi trzeba przerysowywać tam co 10 lat, jeśli spis ludności wykaże taką potrzebę wywołaną zmianami demograficznymi.

W Internecie można znaleźć kształt najbardziej kuriozalnych okręgów, takich jak na przykład okręg nr 4 w Illinois. Krótko mówiąc: są to bardzo długie, pokręcone i wąskie pasy biegnące przez mało związane ze sobą okolice. To nie jest tak, że okręg w JOW będzie miał związek z historią i geografią. W miejscach szybko się rozwijających - na przykład w Warszawie - lub wyludniających się co jakiś czas będzie trzeba na nowo rysować jego granice. Zapewne wielu obywateli zdziwi się, gdy się dowie, że władza odkleiła jego gminę od miasta X, a przykleiła ją do Y. W Polsce mieliśmy już przykłady "gerrymanderingu".

Doszliśmy do punktu wiary "świadków JOW", że system większościowy zmieni elity na lepsze. W Polsce JOW działają od dawna w małych gminach, co jest ponoć ewenementem w całej Europie. Trzeba być osobą nieprzytomną, aby twierdzić, że JOW usunęły kliki z najniższego poziomu życia politycznego. Po prostu jest tak, że wójtowie i burmistrzowie korumpują swoich jednomandatowych radnych. Teraz wprowadzenie systemu JOW do miast średniej wielkości całkowicie wymiotło z nich opozycję.

W praktyce jest tak, że jeśli nasza partia wystawia na jedynce człowieka, którego nie lubimy, to możemy zagłosować na kogoś z dalszego miejsca. Przy JOW mielibyśmy zerowy wybór. Liczne przykłady ze wszystkich polskich wyborów wskazują, że jedynki dostawały słabe wyniki (a niekiedy nie wchodziły nawet z list wielkich partii), a bardziej żwawi kandydaci z dalszych miejsc (na przykład Jacek Żalek z 17.) wchodzili do Sejmu. Musieli mocno się starać i wyborcy to docenili. Przy JOW wystarczy wydreptać w centrali partyjnej "biorące" miejsce i dalej nic nie trzeba robić. Nasze problemy polityczne nie biorą się z ordynacji wyborczej, bo ta jest dobra i demokratyczna. Problemy wynikają z kształtu ustawy o partiach politycznych i niskiej kultury politycznej. Czyli tego, że obywatele słabo interesują się życiem publicznym, są nieaktywni i pobłażliwi wobec klasy politycznej, szczególnie swoich wybrańców. JOW nie usuną tych przyczyn. Przeciwnie - zwiększą tylko skalę patologii. "

http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?wid=17744244
 
Do góry Bottom