Norwegia - najbardziej zamordystyczne miejsce na świecie?

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 790
8 462
Po ratunek do Polski
Wtorek, 19 września 2017 (01:24)

Rodowita Norweżka prosi o azyl w Polsce, bo w ojczyźnie grozi jej odebranie dziecka przez urzędników państwowych

800,450,24ece8311345a49a004ec2ab40bad6632e5e33b4.jpg

Do Urzędu ds. Cudzoziemców trafiła precedensowa sprawa Silje Garmo i jej córki, którą norweskie władze usiłowały kobiecie odebrać. Jak się okazuje, nie tylko ona uciekła do Polski. Wkrótce kilka kolejnych osób złoży wnioski o ochronę przez nasze władze przed zakusami wszechwładnego w Norwegii Urzędu ds. Opieki nad Dziećmi Barnevernet (BV).

Wprawdzie Norwedzy z racji międzynarodowych porozumień mogą przebywać w Polsce praktycznie bez ograniczeń, ale Oslo może wnioskować o wydanie Eiry, która ma niecałe osiem miesięcy, a jej matce grozi ekstradycja. Silje Garmo nie chce się w Polsce ukrywać przez norweskimi organami, ale walczyć o swoje prawa, godność i reputację.

Większość interwencji BV dotyczy osób ubogich, z nizin społecznych, imigrantów. Ale Garmo jest wykształcona, zamożna, dobrze zorientowana w prawie i norweskich realiach, nie ma mowy o tzw. niedostosowaniu kulturowym. – Teraz rozumiem, skąd się wzięło stwierdzenie, które słyszałam w USA, że Norwegia to ostatnie komunistyczne państwo nowoczesnego świata. Ten, kto się sprzeciwia władzy, jest wysyłany do psychiatry i pozbawiany wszelkich praw. To jest dla mnie bardzo smutne, bo zawsze byłam bardzo dumna z Norwegii. Mój przodek pisał norweską konstytucję, a ja z tego kraju muszę uciekać – mówi.

Kobiecie odebrano starszą córkę Frøyę mającą obecnie 12 lat. Urząd zainteresował się nią z powodu donosu. Bez bliższego zbadania sprawy stwierdzono, że nadużywa leków przeciwbólowych, potem doszedł zarzut „chaotycznego stylu życia” i przewlekłego przemęczenia. Rzecz w tym, że ani w Norwegii, ani w Polsce żaden lekarz nie stwierdził, by była pod wpływem leków przeciwbólowych, choć pojawiła się ku temu okazja podczas dłuższego pobytu w szpitalu.

Kobieta przy swoim rzekomo chaotycznym stylu życia była jednak w stanie uciec ze specjalnego ośrodka dla młodych matek i z Norwegii, zorganizować sobie życie w obcym kraju, gromadzić dowody, dokumenty i prowadzić obszerną korespondencję, cały czas zajmując się dzieckiem. Podczas drugiej ciąży BV cały czas monitorował wyniki badań krwi Silje Garmo, by znaleźć dowód na lekomanię matki. Niczego nie stwierdzono, ale to nie przekonało urzędników. Matkę postawiono przed wyborem: albo odebranie dziecka od razu po urodzeniu, albo pobyt na obserwacji w specjalnym ośrodku.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/189325,po-ratunek-do-polski.html
Wywiad z matką:

"Super Express": - Co musi się wydarzyć, by obywatelka jednego z najbogatszych krajów świata prosiła o azyl w Polsce?

Silje Garmo: - To proste. Jeżeli ktoś próbuje odebrać ci dzieci, najważniejsze osoby w twoim życiu, to wybór jest prosty. Nie tylko pan nie mógł uwierzyć. Kiedy złożyłam wniosek o azyl jako Norweżka, polski urzędnik też myślał, że się przesłyszał. Dopytywał kilkukrotnie, czy na pewno nie jestem z Czeczenii.

- Dlaczego Polska? Nie tylko dla Norweżki to nie jest państwo, w którym odruchowo szuka się azylu...

- Od lat bywam w Polsce u przyjaciół. Zanim się zdecydowałam, sprawdziłam, jakie jest podejście do praw matek i polityka rodzinna. Polska prowadzi bardzo prorodzinną politykę, w przeciwieństwie do krajów skandynawskich.

- Nie przestraszyły pani te teksty w zachodnich mediach o tym, że Polska "zmierza ku dyktaturze", że "kłopoty z demokracją"?

- Studiowałam prawo i nauki polityczne. Umiem odróżnić propagandę od informacji. I nie jestem pierwszą Norweżką, która uciekła do Polski, znam przypadki kilku innych rodzin, które się tu ukrywają od lat.

- W Polsce?

- Tak, w Polsce! Ja jestem pierwszą, która wystąpiła o azyl. W Polsce odebranie matce dziecka musi być naprawdę z konkretnych powodów. Barnevernet, instytucja państwowa, która w Norwegii chce mi je odebrać, robi to bez konkretnego powodu.

- Coś pani zarzuciła.

- Donos złożył ojciec mojego najstarszego dziecka. Na tej podstawie Barnevernet zarzuciło mi, że nadużywam leków przeciwbólowych, prowadzę "chaotyczny tryb życia" oraz mam "zespół przewlekłego zmęczenia".

- To wystarczy do odebrania dziecka matce?!

- W Norwegii wystarczy.

- Co to znaczy "chaotyczny tryb życia"?

- Właśnie nie wiadomo, co znaczy, dlatego jest wygodną formułą, której można użyć w takiej sprawie.

- OK, ale to jest słowo ojca starszego dziecka przeciwko słowu pani. Jeden do jednego.

- Nawet nie jeden do jednego, bo robiono mi serię badań na obecność leków przeciwbólowych i wynik zawsze był negatywny. Włamano się do mojej kartoteki medycznej i też niczego nie znaleziono. Wystarczy jednak donos i system działa automatycznie, dopiero później można próbować odzyskać dziecko. Do 2014 roku, przez 10 lat nikt nie miał zastrzeżeń do tego, jaką jestem matką.

- Co się zmieniło?

- Spór między mną a ojcem mojej starszej córki. To bardzo wpływowy człowiek, biznesmen, przyjaźniący się z prawnikami. Gdyby był zwykłym człowiekiem, kierowcą ciężarówki czy sprzedawcą, to zapewne byłoby nieco inaczej. To on doniósł o "zagrożeniu życia" mojej córki moim "chaotycznym trybem życia", Barnevernet zaczęła działać. Ktoś kiedyś porównał ich do rozpędzonego pociągu - jak już zaczną, to trudno zatrzymać. Żadne zarzuty się nie potwierdziły, ale oni i tak stwierdzili, że mogą mi odebrać także młodszą córkę!

- Tak bez wyroku sądu?

- Jakiego sądu?! Barnevernet ma pozycję, która pozwala jej działać przed jakimikolwiek decyzjami sądu. W Norwegii od pewnego czasu toczy się dyskusja na temat Barnevernet i tego, że stała się państwem w państwie. Na razie nic się jednak nie zmieniło i na razie Norwegia w tej kwestii pozostaje państwem bezprawia. Bez nakazu sądu odbyło się przeszukanie mojego mieszkania, przeglądanie moich dokumentów medycznych.

- Na podstawie?

- Na podstawie zmyślonego podejrzenia, że życie mojej córki może być zagrożone.

- Zagrożone, bo?

- Nagłe zagrożenie życia mojej córki mogło być jedynym pretekstem, by wkroczyć z przeszukaniem przed jakąkolwiek sprawą w sądzie. Nigdy nie zarzucono mi jednak łamania prawa. Córka żyła ze mną 13 lat i do dziś ma się dobrze.

- Na pewno spotkała się pani z głosami, że to niemożliwe, żeby ot, tak bez powodu odebrać dzieci. Coś musiało być na rzeczy.

- Otóż nic. I nie jestem jedyna, jest wiele rodzin w podobnej sytuacji, choć najgłośniej protestują rodziny imigrantów, także z Polski, które zderzają się z Barnevernet, nie znając systemu. Ja wiedziałam, jak zareagować, znałam swoje prawa, ale wiele kobiet w ośrodku dla matek, do którego mnie wysłano, nie miało pojęcia, jak reagować!

- Co to za ośrodek?

- Barnevernet umieszcza tam matki na obserwację, czy zarzuty się potwierdzą. Pobyt tam był dla mnie szokiem. Po pierwsze, fałszowano tam raporty pod tezę. Po drugie, wiele kobiet tam umieszczonych było faszerowanych lekami otępiającymi, żeby zgadzały się na takie traktowanie, odbieranie dzieci. Kiedy odmawiały przyjmowania leków, były przymusowe zastrzyki!

- Pani też?

- Nie pozwoliłam na to i do mnie odnoszono się wrogo. Znałam swoje prawa i na każdym spotkaniu chciałam być z adwokatem i zatrudnionym przeze mnie byłym oficerem policji. Uciekłam z tego ośrodka po informacji, że mogą mi odebrać drugie dziecko. Starsza córka, którą mi odebrano, pozostaje w Norwegii.

- W Norwegii jest jakiś opór przeciwko Barnevernet i tym nadużyciom?

- Barnevernet to instytucja bardzo zakorzeniona w naszej kulturze. Wiele złego zmieniło się po nowelizacji prawa w 1992 roku, kiedy poszerzono jej wpływy. Z każdym rokiem jest coraz gorzej. To tak silna część systemu, że nawet mój ojciec, który był norweskim dyplomatą i parlamentarzystą, przez długi czas nie mógł uwierzyć w nadużycia, na które pozwala sobie system, który współtworzył. Dopiero stosunkowo niedawno zmienił zdanie. W Norwegii, jeżeli skrytykujesz tę instytucję, ludzie nie będą się chcieli z tobą przyjaźnić!

- Gdyby polskie władze odmówiły pani azylu, to zostanie pani w Polsce?

- Tak, jakie będę miała wyjście? Gdybym pozostała w Norwegii, odebrano by mi także młodszą córkę, której nie mogłabym zobaczyć, zanim nie skończyłaby 18 lat!

- Tej, która jest tu z panią?

- Tak! 18 lat! Stąd jej nie porwą. Będę też walczyła o starszą córkę, by ściągnąć ją do Polski.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Miałem to właśnie wkleić, bo news jest związany z ekstremalnym ograniczaniem wolności. Nie wiem tylko czy kobieta dobrze wybrała, bo w Polsce powoli tworzy się podobne mechanizmy, niedawno było polowanie na rodzinę która "porwała" własne dziecko ze szpitala, a polski MSZ jest bardzo nieruchawy gdy na Zachodzie zabierają dzieci obywatelom III RP.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Miałem to właśnie wkleić, bo news jest związany z ekstremalnym ograniczaniem wolności. Nie wiem tylko czy kobieta dobrze wybrała, bo w Polsce powoli tworzy się podobne mechanizmy, niedawno było polowanie na rodzinę która "porwała" własne dziecko ze szpitala, a polski MSZ jest bardzo nieruchawy gdy na Zachodzie zabierają dzieci obywatelom III RP.

Od zawsze były i są mechanizmy. Ale u nas jeszcze wciąż pozostało trochę rigczu. Dobrze wybrała. Europa Srodkowa, stosunkowo bogaty kraj, z szacunkiem dla matki polki wbudowanym w DNA
 

Zergstein

Member
38
59
Prawie wszystkie sprawy opisywane w mediach o odbieraniu dzieci mają jedną cechę wspólną. Słyszycie tylko relację jednej ze stron, bo druga się nie wypowiada. Ma tak zapisane w prawie.

Siłą rzeczy taka relacja nie może być wiarygodna. Niezależnie od tego, co by się miało w to miejsce dziać w AKAPie, w Europie Tysiąca Liechtensteinów czy jeszcze gdzie indziej.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Polski konsul wydalony z Norwegii. W tle opieka społeczna i przemoc wobec dzieci
1481038098_6393d60dd1_b-845x475.jpg

Sławomir Kowalski wielokrotnie stawał po stronie Polaków mieszkających w Norwegii, których metody wychowawcze były niezgodne z obowiązującym prawem i kulturą społeczną. Cierpliwość władz kraju fiordów powoli się wyczerpywała. W końcu została podjęta decyzja o wydaleniu dyplomaty. Polskie MSZ udaje, że nic się nie stało.

– Nie mamy formalnego stanowiska w tej sprawie. Jeśli otrzymamy, to będziemy reagować – tak decyzje norweskich władz skomentował minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. Szef polskiej dyplomacji zaznaczył, że jest zadowolony z dotychczasowych efektów pracy Kowalskiego i chciałby aby konsul pozostał w Oslo do końca kadencji, czyli do czerwca bieżącego roku. Czaputowicz powiedział również, że nie zgadza się z norweskimi władzami co do oceny działalności Kowalskiego.

Stanisław Kowalski był cierniem w oku norweskich władz już od kilku lat. Dyplomata nie przestrzegał zasad współżycia społecznego, często prokurował awantury. Rzeczniczka miejscowego rządu Ane Haavardsdatter Lunde przyznaje, że było „wiele skarg od różnych podmiotów publicznych na zachowanie pana Kowalskiego”. Głównym polem aktywności konsula było atakowanie urzędu ds. ochrony dzieci Barnevernet. Instytucja ta zajmuje się bezpieczeństwem dzieci. Jej celem jest zapewnienie młodym obywatelom dorastania w warunkach bez przemocy. Przemoc w postaci krzyku, klapsów czy bicia jest z kolei jest powszechnie praktykowaną przez emigrantów z Polski. Kowalski wielokrotnie bronił prawa polskich rodziców do stosowania takich metod.

Konsul na trzy tygodnie na opuszczenie Norwegii. Rzecznik tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych Per Bardalen Wiggen oświadczył, że powodem żądania norweskich władz jest postępowanie Sławomira Kowalskiego w kilku sprawach, wchodzących w zakres jego obowiązków konsularnych, w tym jego zachowanie wobec funkcjonariuszy państwowych, które nie spełnia wymogów stawianych dyplomatom.

O tym, że część Polaków mieszkających w kraju fiordów nie szanuje miejscowych zasad można przeczytać na forach norweskiej polonii. „Kiedyś byłam u znajomych rodaków na kawie i pogaduszkach Heheszki a tu nagle znajoma rzecze: – Tylko ja to jak będę miała dzieci, to nie chciałabym ich mieć tutaj. Bo tu nie wolno własnego dziecka bić” – czytamy w jednym z wpisów.
 

workingclass

Well-Known Member
2 131
4 151
Głównym polem aktywności konsula było atakowanie urzędu ds. ochrony dzieci Barnevernet. Instytucja ta zajmuje się bezpieczeństwem dzieci. Jej celem jest zapewnienie młodym obywatelom dorastania w warunkach bez przemocy. Przemoc w postaci krzyku, klapsów czy bicia jest z kolei jest powszechnie praktykowaną przez emigrantów z Polski. Kowalski wielokrotnie bronił prawa polskich rodziców do stosowania takich metod.

O tym, że część Polaków mieszkających w kraju fiordów nie szanuje miejscowych zasad można przeczytać na forach norweskiej polonii. „Kiedyś byłam u znajomych rodaków na kawie i pogaduszkach Heheszki a tu nagle znajoma rzecze: – Tylko ja to jak będę miała dzieci, to nie chciałabym ich mieć tutaj. Bo tu nie wolno własnego dziecka bić” – czytamy w jednym z wpisów.

^
Ja pierdole, co to kurwa, oczy aż rozpierdala od tej rzetelności dziennikarskiej
To co pogrubiłem najbardziej mi się podoba.
-----------------------------------------
Zostawie tutaj.
https://m.mojanorwegia.pl/aktualnos...sadnione-kowalski-zostaje-do-lipca-15343.html

https://m.mojanorwegia.pl/aktualnos...-po-wydaleniu-konsula-wasze-opinie-15341.html

https://m.mojanorwegia.pl/komunikat...-polski-konsul-wydalony-z-norwegii-15338.html
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Norwegia: Urzędnik wie najlepiej
Łukasz Kochanowski
Izabela Alfredson, korespondentka Polsat News z Norwegii
Ostatnio głośno jest o Barnevernecie, norweskim urzędzie ochrony dzieci. Z jakich powodów najczęściej odbiera on dzieci rodzicom?

Najczęściej jest to pomówienie. Osoby, z którymi rozmawiałam, często opowiadały o zupełnie błahych powodach, np. ojciec pocałował córkę w usta przed szkołą, co zostało zgłoszone jako przejaw pedofilii. Kolejna sytuacja – dziewczynka wspomniała o zabawie z tatą podczas wakacji, on udawał rekina i ugryzł ją w pupę. Takim rodzicom stawia się najcięższe zarzuty. To straszne, że pomówienia oraz opowieści niewinnego dziecka stają się przyczyną interwencji.

Jak wygląda procedura działania?

Służby potrafiły zabrać dziecko ze szkoły, a ojciec lub matka w kajdankach jechali na komisariat. Po takim zgłoszeniu rozkręcała się machina, której rodzice nie mogli zatrzymać. Innym absurdalnym przypadkiem była sytuacja małej Nikoli, której zmarła babcia. Dziewczynka była smutna, lecz szkoła uznała, że w domu dzieje się coś złego.

Kto finansuje Barnevernet?

Nie jest to instytucja państwowa. To ciekawe, bo ma status organizacji pozarządowej, a mimo to jest opłacana z publicznych pieniędzy na poziomie gmin. Co więcej, status mówi m.in., że najważniejszy dla dziecka jest rozwój, a kontakt z rodzicami nie jest sprawą priorytetową.

Przecież w Europie obowiązuje europejska karta praw i obowiązków.

W Norwegii panuje inna mentalność. To co u nas nazywane jest donosem, u nich jest obowiązkiem obywatelskim. Jeśli widzą coś niepokojącego, to dzwonią do odpowiednich służb. To co powiem, jest wyolbrzymieniem, ale w Norwegii panem życia i śmierci jest państwo. Ingerencja w życie rodziny jest duża również pod względem finansowym. Dobrym przykładem jest to, że 16-latki, które pracują, mogą uznać, że warunki życia panujące w domu im nie odpowiadają, i mogą zgłosić do lokalnego urzędu, że rodzice np. głośno słuchają muzyki lub nie pozwalają im oglądać telewizji. To już jest argument, aby przyznać nastolatkowi mieszkanie, które funduje państwo. W ten sposób ulega osłabieniu pozycja rodziny w społeczeństwie.

Co jeszcze w norweskim systemie jest kwestionowane?

Druzgocącym faktem jest to, że praktycznie każdy może być rodziną zastępczą. Owszem, są procedury, lecz nie przestrzega się ich zbyt pilnie.
 

workingclass

Well-Known Member
2 131
4 151
No właśnie, lewaki ze "strajku" ocenili polskich rodziców jako bijących dzieci skurwysynów a urząd porywający dzieci jako wspaniałą nieomylną instytucje ratujacą choć jedno dziecko a konsulowi się należy bo wspiera oprawców.
Najlepsze jest to że Andrzej po odjebce mógł się bronić przed sądem a rodzice odebranych dzieci nie mają prawa nawet zobaczyć dzieci co dopiero o nie walczyć.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Kulisy skandalu z polskim konsulem w Norwegii. Bronił czwórki dzieci, wezwano policję
Konsul Sławomir Kowalski chciał dodać otuchy dzieciom, odbieranym polskim rodzicom przez norweski Urząd ds. Ochrony Dzieci. Urzędnicy twierdzą, że był agresywny. Wezwano policję. Ta krok po kroku wypchnęła go z siedziby urzędu.

Ten epizod sprzed kilku miesięcy, który rozegrał się mieście Hamar (120 km od Oslo), rozpoczął konflikt dyplomatyczny pomiędzy Polską a Norwegią - dowiaduje się WP. Rodzice czwórki dzieci zostali umieszczeni na obserwacji w ośrodku wychowawczym. Konsul sprzeciwił się odebraniu im dzieci w tzw. trybie alarmowym i umieszczeniu ich u anonimowych opiekunów. Dramat Polaków trwa. Zezwolono im na opiekę tylko nad najmłodszym, niespełna rocznym dzieckiem.

- Sławomir Kowalski pojechał wraz z rodzicami zobaczyć się z odebranymi dziećmi. Chciał im dodać otuchy, ponieważ procedura wyjaśniająca urzędu Barnevernet trwa miesiącami. W tym czasie rodzice mogą widywać pociechy najwyżej podczas kilku trwających godzinę widzeń - relacjonuje WP znajomy rodziny. - Urzędniczki odmówiły widzenia konsulowi i wezwały policję.

Świadkowie zdarzenia właśnie ujawnili film dokumentujący interwencję Sławomira Kowalskiego.
- Chcę asystować polskim obywatelom. Mam prawo - mówi spokojnie konsul Kowalski i powołuje się na międzynarodowe przepisy.
- Proszę wyjść z budynku. Mamy prawo pana usunąć, zatrzymać na 24 godziny - mówi podniesionym głosem policjant.
Konsul zwraca uwagę, że podlega ochronie immunitetu dyplomatycznego. - Jak nie wyjdziesz sam, to cię wyniesiemy - dodaje ostro policjantka. Funkcjonariusze krok po kroku wypychają konsula z budynku.

(początek, a potem od 9.00)

Jednak to Sławomirowi Kowalskiemu zarzucono agresywne zachowanie wobec urzędników, przeszkadzanie w pracy publicznej placówki oraz niedostosowanie się do poleceń policji. Polskie MSZ zostało wezwane przez norweski rząd do odwołania konsula w ciągu trzech tygodni. Minister Jacek Czaputowicz nie zgadza się.
MSZ: Sławomir Kowalski zostaje na stanowisku konsula. Nie ma oficjalnego wniosku Norwegii o odwołanie z funkcji
Uwierał Norwegów jak kamień w bucie
- W ciągu trzech lat wielokrotnie kierowaliśmy skargi na pana Kowalskiego do polskiej ambasady w Oslo. Jeśli chodzi o szczegóły jego zachowania, nie możemy ich podać - pisze w mailu do WP Per Bardalen Wiggen z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Norwegii.

- Znane nam są deklaracje polskiego MSZ ujawnione z prasie. Czekamy na odpowiedź oficjalną drogą dyplomatyczną - dodaje.

- Ten urzędnik to ostoja spokoju i profesjonalizmu. Argumenty strony norweskiej są niewiarygodne - mówi WP Artur Kubik, prawnik i założyciel związku zawodowego Solidaritet Norge. Podkreśla, że praca i zaangażowanie Kowalskiego faktycznie mogło dać się we znaki niesławnemu urzędowi Barnevernet. W ciągu niespełna 5 lat podjął około 150 interwencji w sprawie dzieci odbieranych polskim rodzinom. Z tego około 70 zakończyło się sukcesem, czyli zakończeniem postępowań bez odebrania praw rodzicielskich.

Murem za konsulem
Norweska Polonia przygotowała petycję "Murem za konsulem". W ciągu trzech dni podpisało ją prawie 8000 osób. Wśród nich są także Norwegowie, ponieważ działania Barnevernet są krytykowane przez niektórych miejscowych ekspertów. W 2018 roku głos w sprawie naruszeń standardów praw człowieka przez Barnevernet zabrało Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy oraz Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Obecnie przeciwko Norwegii toczy się osiem spraw przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.

- Trudno to zrozumieć, ale w Norwegii to państwo wyznacza wzorzec właściwiej opieki nad dzieckiem. Uznaje, że dla dobra dziecka należy je przenieść do rodziny zastępczej, a rodzice biologiczni są na drugim planie - mówi dr Jerzy Kwaśniewski, prezes organizacji prawników Ordo Iuris. - Polskie rodziny, które miały do czynienia z Barnevernet, skarżą się na izolację dzieci oraz przenoszenie ich do rodzin, które nie mówią w języku polskim, a często wyznają inną religię i wartości - dodaje.

Jak działa norweski urząd do spraw dzieci
Warto dodać, że urząd Barnevernet interweniuje ostro po zgłoszeniach, które w Polsce uznano by za błahe. Wystarczy zgłoszenie sąsiadów, że rodzic podnosi głos na dzieci, że w domu odbywają się głośne imprezy. Szkoły powiadamiają urzędników, gdy dzieci opuszczą zajęcia. Źle zinterpretowane może być nawet okazywanie czułości przez dalszych krewnych. To wszystko traktowane jest jako przejaw dysfunkcji rodziny i nadużycie ze strony dorosłych.

- Dzwonili do pracy, że mogę już nie odbierać dzieci ze szkoły, ponieważ interweniował Barnevernet. Potem było przesłuchanie, w którym musiałem wytłumaczyć swoje zachowanie. Do czasu wyjaśnienia sprawy dzieci trafiły do rodziny zastępczej. Nie wiedziałem gdzie, bo dane opiekunów zostały utajnione - opowiada pan Piotr z Oslo.

Podejrzenia urzędników wzbudził fakt, że po przeprowadzce do innej gminy, nie zapisał dziecka do przedszkola (nieobowiązkowego). Polak stoczył kilkumiesięczną walkę z urzędem o swoje dzieci. Po traumatycznych doświadczeniach odesłał rodzinę do Polski. Najmłodsze dziecko otrzymało paszport dzięki interwencji konsula Kowalskiego.

- W ciągu kilku lat stworzył sieć norweskich adwokatów, gotowych do pomocy Polakom, w sprawach pracy oraz rodzinnych. Potrafił przyjechać z pomocą o 3 w nocy, albo w niedzielę - dodaje rozmówca WP.

Kim jest konsul Kowalski? Wiedział, że jedzie na wojnę
Sławomir Kowalski został skierowany na placówkę do Oslo jeszcze przez Radosława Sikorskiego. To doktor prawa, który wygrał konkurs na stanowisko. Wiedział, że to trudna placówka. Objął stanowisko po osobie usuniętej za wypowiedź porównującą norweskich urzędników do hitlerowców. W 2016 roku już od nowego rządu odebrał nagrodę MSZ „Konsul Roku”.

Jak daleko może zabrnąć ten konflikt? Jeśli Kowalski nie zostanie odwołany przez polskie MSZ, Norwegowie mogą go uznać go za persona non grata i zmusić do wyjazdu. Wówczas polski MSZ może odpowiedzieć tym samym, wobec konsula norweskiego u nas. Wiele wskazuje na to, że konflikt podszyty jest emocjami. Kadencja Kowalskiego i tak upływa w czerwcu 2019 roku. Ze źródeł w MSZ dowiedzieliśmy się, że Norwedzy są rozdrażnieni po głośnej sprawie udzielenia azylu dla ich obywatelki Silje Garmo oraz jej córki. Obawiała się, że norweski urząd odbierze jej dziecko i uciekła do Polski. Od grudnia korzysta z oficjalnej ochrony w Polsce.
 

Hanki

Secessionist
1 525
5 088
Zastanawia mnie brak zdecydowanej reakcji polskiego MSZ. W tego typu przypadkach retorsja to najbardziej łagodny z możliwych do zastosowania środków.

Moim zdaniem polski ambasador powinien zostać "wezwany na konsultacje" a kierować placówką powinien chargé d'affaires.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Zastanawia mnie brak zdecydowanej reakcji polskiego MSZ. W tego typu przypadkach retorsja to najbardziej łagodny z możliwych do zastosowania środków.

Moim zdaniem polski ambasador powinien zostać "wezwany na konsultacje" a kierować placówką powinien chargé d'affaires.
Niestety, nie mamy kanonierek :(
 
Do góry Bottom