military
FNG
- 1 766
- 4 727
Sorry że się wtrącę, ale zastanawiałem się ostatnio, na ile agresja słowna jest agresją. Czy jeśli ktoś mówi, że jedzie ci wpierdolić, albo że zgwałci cię w lewe ucho, można go za to karać? Wynikła taka dyskusja na jakimś forum - koleś zagroził kolesiówce, że ją zgwałci, i ona zadzwoniła na policję. Czy można karać kogoś za słowa? Nawet jeśli potencjalnej ofierze groźba wydaje się realna?
Krótko: nie. Długo: nie, bo karząc za słowa, zawsze operujemy tylko na domysłach, a nie na faktach. Nawet jeśli groźba była siarczysta i poważna, to nie zainicjowano przemocy - i zawsze potrzeba interpretacji faktów, którą albo wykona osoba związana ze sprawą (czyli nieszczególnie nadająca się do chłodnej oceny sytuacji), albo niezwiązana (a wtedy nie ma żadnej przesłanki, by wierzyć jej interpretacji). Karanie za sam zamiar to przecież czysty zamordyzm - karanie za to, że może, coś, kiedyś, w sprzyjających okolicznościach... Karanie za "usiłowanie spożycia alkoholu" itp. Co innego mieć zamiar, ale nawet nie próbować go nie zrealizować, a co innego mieć zamiar i spróbować, ale później zawieść.
Generalnie libertarianizm to ideologia o tyle fajna, że operuje nie bajkami, obietnicami, przepowiedniami i zapewnieniami, ale faktami. Choćby ktoś krzyczał na ciebie na ulicy, to jeśli w zamian strzelisz mu w papę, dasz się sprowokować - a kto traci na prowokacjach? Czy Szczuka nie jest winna strzelenia w ryj kolesia, który pytał ją o ssanie pałki (czy coś w ten deseń), bo tamten zadał jej wulgarne pytanie? Prowokacja to nie agresja, a jeśli dasz się sprowokować, no to twój problem - okazałeś słabość, dałeś się podejść, ponieś konsekwencje.
Krótko: nie. Długo: nie, bo karząc za słowa, zawsze operujemy tylko na domysłach, a nie na faktach. Nawet jeśli groźba była siarczysta i poważna, to nie zainicjowano przemocy - i zawsze potrzeba interpretacji faktów, którą albo wykona osoba związana ze sprawą (czyli nieszczególnie nadająca się do chłodnej oceny sytuacji), albo niezwiązana (a wtedy nie ma żadnej przesłanki, by wierzyć jej interpretacji). Karanie za sam zamiar to przecież czysty zamordyzm - karanie za to, że może, coś, kiedyś, w sprzyjających okolicznościach... Karanie za "usiłowanie spożycia alkoholu" itp. Co innego mieć zamiar, ale nawet nie próbować go nie zrealizować, a co innego mieć zamiar i spróbować, ale później zawieść.
Generalnie libertarianizm to ideologia o tyle fajna, że operuje nie bajkami, obietnicami, przepowiedniami i zapewnieniami, ale faktami. Choćby ktoś krzyczał na ciebie na ulicy, to jeśli w zamian strzelisz mu w papę, dasz się sprowokować - a kto traci na prowokacjach? Czy Szczuka nie jest winna strzelenia w ryj kolesia, który pytał ją o ssanie pałki (czy coś w ten deseń), bo tamten zadał jej wulgarne pytanie? Prowokacja to nie agresja, a jeśli dasz się sprowokować, no to twój problem - okazałeś słabość, dałeś się podejść, ponieś konsekwencje.
Ostatnia edycja: