K
KelThuz
Guest
Stefan Molyneux uczynił z tego główny punkt swojego libertariańskiego planu. Niestety obawiam się, że czeka go chyba rozczarowanie, gdy za 15 lat jego nastoletnia córka wróci do domu z mulatem w brzuchu...
Antałek napisał:Nie jestem ekspertem bo nie mam dzieci, ale kiedyś czytałem wpis na blogu amerykańskiego typa (chyba ktoś z tego forum albo frizony wrzucił) którego ojciec był ortodoksyjnym Randowcem wychowanym na jej książkach, ogólnie przez ojca ideę miał spieprzone dzieciństwo. Lepiej aby dzieciaka nie wychowywać na totalnego samoluba tylko w jakiś ułożony sposób polegający na życzliwości i pomaganiu innym. Bo zamierzony cel libertarianina może się kompletnie obrócić i w ramach buntu stanie się totalnym socjaluchem albo mega nolifem.
Dzieciak niech nie krępuje się zadawać pytań. Niech rozwija pasje nawet jeśli są oszołomskie zawsze to w jakiś sposób kształtuje, a jak coś jest robione z zamiłowaniem to super.
Później wprowadzisz go w swój świat rozmawiając a nie skłaniając do kwestionowania wszystkiego w rzeczywistości czy bezkrytycznego przyjmowania Twoich idei bo popadnie w deprechę
KelThuz napisał:Stefan Molyneux uczynił z tego główny punkt swojego libertariańskiego planu. Niestety obawiam się, że czeka go chyba rozczarowanie, gdy za 15 lat jego nastoletnia córka wróci do domu z mulatem w brzuchu...
Sotion napisał:Tak, racja - lubię słuchać Molyneuxa i w dużej części (może i w większości) się z nim zgadzam, ale jak usłyszałem, że chwali SZWEDZKIE rozwiązania, gdzie policja odbiera rodzicom dziecko za klapsa, jako dobry krok w stronę "zasady nieinicjowania agresji" i libertarianizmu... to mi włosy stanęły dęba. Bo, jak wiadomo, zwiększanie władzy państwa nad rodziną i dalsza ingerencja rządu w relacje rodzice-dzieci to najlepsza droga do Phrawdziwej Wolnhości!
Nie jestem pewien, czy to rzeczywiście kwestia przynależenia do partii "misesowców". Nie sądzę. Raczej przynależenia do szeroko rozumianej "libertariańskiej lewicy", czerpiącej np. z Konkina niekoniecznie to, co należy. Winą obarczałbym raczej rozmywanie libertarianizmu w humanitarno-prawoczłowieko-lewicowym sosie niż bycie "misesowcem", bo - jeśli dobrze rozumiem ten termin - to "misesowcy" to raczej różni hoppeaniści etc., którzy TEŻ na pewno by tak nie powiedzieli. W sumie to ja też pewnie się do "misesowców", mniej lub bardziej, zaliczam, a takich herezji bym nigdy nie głosiłPremislaus napisał:To jest pokłosie tego co mówią ludzie z frakcji zwanej "misesowcami". Propertarianin na pewno by tak nie powiedział!
Nie lubię być gołosłowny i nie chcę wcale, żeby ludzie mi tylko na gębę wierzyli, dlatego spróbuję znaleźć link do tego podcastu. Ale poszukam już jutro - i nie wiem wcale, czy znajdę, bo audycji Freedomain Radio jest od cholery i jeszcze trochękawador napisał:Macie gdzieś linka do tego jak Molyneux zachwala model szwedzki? Bo nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.
Sotion napisał:Nie lubię być gołosłowny i nie chcę wcale, żeby ludzie mi tylko na gębę wierzyli, dlatego spróbuję znaleźć link do tego podcastu. Ale poszukam już jutro - i nie wiem wcale, czy znajdę, bo audycji Freedomain Radio jest od cholery i jeszcze trochę
Ale naprawdę słyszałem, jak Molyneux tak powiedział, i też byłem w szoku - może chłop coś przekręcił albo miał gorszy dzień...?
Sotion napisał:próba 100-procentowego przeniesienia aksjomatu samoposiadania i zasady nieagresji w domenę wychowywania dzieci raczej nie skończy się dobrze.
sierp napisał:Natomiast ten aksjomat powinien być właściwie rozumiany. On nie oznacza, że nie można dać klapsa czy że należy wychowywać dziecko w określony sposób. On oznacza tylko, że dziecko, tak jak każdy, ma prawo się sprzeciwić przeciwko temu, co samo uzna za naruszanie jego wolności. A zwykle jest tak, że dzieci faktycznie na dłuższą metę akceptują to, że rodzice od czasu do czasu dają im klapsy i inne kary. Nie buntują się, nie uciekają, nie dają rodzicowi w pysk ani nie podrzynają mu gardła. Jednak jeśli klapsy przekraczają pewną granicę i stają się z punktu widzenia dziecka znęcaniem się, to coś takiego może się zdarzyć. I aksjomat mówi tyle, że dziecko ma prawo do obrony - czyli jeśli np. ucieknie czy rozwali łeb rodzicowi, który go katuje lub gwałci, to jest ok
Nie chodzi mi o ilość sądów jako firm, ale o ilość spraw kierowanych do nich.tosiabunio napisał:Skąd takie przekonanie? Teraz mamy jeden monopolistyczny (praktycznie) arbitraż państwowy. Dlaczego więcej prywatnych i konkurujących ze sobą ma być tym samym?
Madlock napisał:będzie istniał dla samego siebie, a nie dla konkretnej potrzeby.
Madlock napisał:Być może te sądy to i tak najlepsze co można mieć, ale nie mogę się zmusić, by pisać o nich aż tak pozytywnie. Niech one najpierw w ogóle rynkowo udowodnią, że są potrzebne.
tosiabunio napisał:Ale ten sam problem występuje, gdy dorosły facet bije na przykład dorosłą kobietę? Co z ingerencją zewnętrzną? Bo może oni się kochają i tak lubią wyrażać swoje uczucia? (to wcale nie jest wydumana przecież sytuacja).
Nawet wtedy decyzja o ingerencji będzie obarczona poniesieniem konsekwencji swego działania. Może ofiara podziękuję, a może oskarży o inicjację agresji.
Rozstrzygnięcie będzie w gestii prywatnych arbitrów, do których strony zwrócą się o rozstrzygnięcie. Wydaje mi się, że rynkowo będą przeważały takie arbitraże, które będą preferowały stronę ingerujących, bo takie rozwiązanie jest generalnie korzystniejsze dla większości (ci, którzy lubią się okładać, będą to robić w prywatnych miejscach, gdzie reguły będą jasne dla wszystkich).
sierp napisał:Sotion napisał:próba 100-procentowego przeniesienia aksjomatu samoposiadania i zasady nieagresji w domenę wychowywania dzieci raczej nie skończy się dobrze.
Odwrotnie - uznanie, że ten aksjomat ma jakieś wyjątki nie kończy się dobrze. Jeśli uzna się, że ktoś (np. dziecko) może być (czy nawet z natury jest) przymusowym niewolnikiem, logiczną konsekwencją jest zaakceptowanie przymusowego niewolnictwa jako takiego i dopuszczenie, że również inne kategorie ludzi mogą być (czy nawet z natury są) przymusowymi niewolnikami - na przykład chorzy psychicznie (bo tak jak dzieci nie są w stanie decydować o sobie), głupi (jw.), niedołężni (jw.), ci o innym kolorze skóry (z natury są mniej inteligentni, czego dowodzą statystyki, a więc jw.) czy ci z niższych klas (z natury są mniej inteligentni, a więc jw.). I w końcu można dojść do zaakceptowania sytuacji, gdzie wszyscy są niewolnikami absolutnego władcy. No bo skoro ojciec rodziny jest panem-właścicielem swojej rodziny, to czemu "ojciec narodu" nie ma być panem-właścicielem swojego narodu?
Natomiast ten aksjomat powinien być właściwie rozumiany. On nie oznacza, że nie można dać klapsa czy że należy wychowywać dziecko w określony sposób. On oznacza tylko, że dziecko, tak jak każdy, ma prawo się sprzeciwić przeciwko temu, co samo uzna za naruszanie jego wolności. A zwykle jest tak, że dzieci faktycznie na dłuższą metę akceptują to, że rodzice od czasu do czasu dają im klapsy i inne kary. Nie buntują się, nie uciekają, nie dają rodzicowi w pysk ani nie podrzynają mu gardła. Jednak jeśli klapsy przekraczają pewną granicę i stają się z punktu widzenia dziecka znęcaniem się, to coś takiego może się zdarzyć. I aksjomat mówi tyle, że dziecko ma prawo do obrony - czyli jeśli np. ucieknie czy rozwali łeb rodzicowi, który go katuje lub gwałci, to jest ok
tosiabunio napisał:Skąd takie przekonanie? Teraz mamy jeden monopolistyczny (praktycznie) arbitraż państwowy. Dlaczego więcej prywatnych i konkurujących ze sobą ma być tym samym?
To wcale nie jest głupie. Takie "niech zadecyduje los" jest czasami dobrym wyjściem, jeśli obie strony się zgodzą. Nie narażają nikogo na branie odpowiedzialności za wyrok i nie mają poczucia, że wyrok był stronniczy.tosiabunio napisał:Być może wytworzą się inne mechanizmy rozstrzygania sporów. Być może wygra zasada, że decyduje rzut kostką, albo racja będzie efektem pojedynków.
Madlock napisał:To wcale nie jest głupie. Takie "niech zadecyduje los" jest czasami dobrym wyjściem, jeśli obie strony się zgodzą. Nie narażają nikogo na branie odpowiedzialności za wyrok i nie mają poczucia, że wyrok był stronniczy.tosiabunio napisał:Być może wytworzą się inne mechanizmy rozstrzygania sporów. Być może wygra zasada, że decyduje rzut kostką, albo racja będzie efektem pojedynków.