Libertarianizm - podstawowe pytania i wątpliwości

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Natomiast często widuję podejście, że zasady relacji muszą być znane stronom aby te relacje były "ważne".

Nie, ale strona, która zataja zasady, nie może powoływać się na fakt, że były "znane". Jeśli można się zapoznać z zasadami, to już ciężar spada na tę stronę, która powinna się z nimi zapoznać.

ZAWSZE istnieje możliwość zapoznania się z informacją.

Nie, nie zawsze. Jedna strona może aktywnie ukrywać informacje, przedstawiać informacje fałszywe, itd.

Może mówić, że u mnie jest bezpiecznie, a potem ruchać odwiedzających słoniami, bo nie wpadło im na myśl, żeby o to akurat zapytać. I tłumaczyć się, że ta informacja były dostępna, tylko nikt nie zapytał. I będziemy mieć konflikt pomiędzy wyruchanym i właścicielem słoni.

I, oczywiście, sytuacja, że każda nieruchomość ma zupełnie inny zestaw reguł, będzie dość życiowo niewygodna i raczej będzie się wypracować wspólny kodeks i ci, którzy będą od niego odbiegali, postarają się, aby jasno dać do zrozumienia, że ich zasady są inne. W swoim, dobrze pojętym, interesie.

Chcę to aby każdy spór był rozstrzygany na moją korzyść, ale co z tego?

To z tego, że nie ma sensu udawać się do zależnego arbitra. Znaczy ma sens dla tego, na czyją korzyść będzie arbiter rozstrzygał, ale tacy arbitrzy na rynku to raczej długo nie zagrzeją miejsca. Więc mówi się potocznie o "niezależnym arbitrze", aby głąby nie myślały, że na rynku prawa prywatnego będą zawsze wygrywali źli kapitaliści, którzy kupią sobie sądy.

Imo nie są to silne inicjatywy aby korzystać z usług sądu biorąc pod uwagę, że zajmuje to więcej czasu niż dogadanie się z kimś na miejscu.

Ale jak się dogadujesz z kimś na miejscu, to nie ma sporu. Spór istnieje wtedy, gdy się strony nie dogadują przecież.

A jeśli spór jednak jest, nie da się go "załatwić na miejscu", to trzeba gdzieś z tym pójść.
 
  • Like
Reactions: Alu
T

Tralalala

Guest
Nie, ale strona, która zataja zasady, nie może powoływać się na fakt, że były "znane". Jeśli można się zapoznać z zasadami, to już ciężar spada na tę stronę, która powinna się z nimi zapoznać.
Zatajanie faktycznie nie jest fajne ale i tak wracamy do tego, że to w interesie osoby wchodzącej do danego miejsca jest zapoznanie się z nimi.

Nie, nie zawsze. Jedna strona może aktywnie ukrywać informacje, przedstawiać informacje fałszywe, itd.


Może mówić, że u mnie jest bezpiecznie, a potem ruchać odwiedzających słoniami, bo nie wpadło im na myśl, żeby o to akurat zapytać. I tłumaczyć się, że ta informacja były dostępna, tylko nikt nie zapytał. I będziemy mieć konflikt pomiędzy wyruchanym i właścicielem słoni.

I, oczywiście, sytuacja, że każda nieruchomość ma zupełnie inny zestaw reguł, będzie dość życiowo niewygodna i raczej będzie się wypracować wspólny kodeks i ci, którzy będą od niego odbiegali, postarają się, aby jasno dać do zrozumienia, że ich zasady są inne. W swoim, dobrze pojętym, interesie.

Informacja przedstawiona jest informacją która reguluje dany stosunek, bez znaczenia czy sobie w tym wypadku właściciel myślał inaczej.
Ale po co komu kodeks? To się po prostu nazywa zdrowy rozsądek, umiejętność wyluzowania, zachowywanie się i inne takie. Dzisiaj jakoś wielkich problemów z tym nie ma, cała masa ludzi np. zdejmuje buty po wejściu do cudzego mieszkania przecież nie robią tego z powodu kodeksów.
Są powiedzmy pewne podstawy które po prostu ludzie uznają i z racji tego zakładają ich powszechność (i słusznie gdyż są one powszechne), natomiast jeżeli ktoś ma inne no to cóż, jego sprawa. I tak samo w jego interesie jest informowanie o odmiennych zasadach z racji, że uznaje je dlatego, że nie chce ich łamania. Wprowadzanie kodeksów jest unifikacją ludzkiego życia powodowaną przypadkami marginalnymi które są kompletnie bez znaczenia i można je spokojnie olać. Wliczać w to można głośniejszą muzykę, wejście na działkę niechcący czy inne rzeczy które nie wadzą zbytnio człowiekowi a już na pewno nie w takim stopniu aby ryzykować dla tego życie, przynajmniej dla większości.

To z tego, że nie ma sensu udawać się do zależnego arbitra. Znaczy ma sens dla tego, na czyją korzyść będzie arbiter rozstrzygał, ale tacy arbitrzy na rynku to raczej długo nie zagrzeją miejsca. Więc mówi się potocznie o "niezależnym arbitrze", aby głąby nie myślały, że na rynku prawa prywatnego będą zawsze wygrywali źli kapitaliści, którzy kupią sobie sądy.

W większości problemów sądy są zbędne bo wina jest oczywista. Oczywiste jest, że w twój samochód ktoś wjechał. Arbitrowie to imo jak już do spraw w których poszukuje się mediacji i/ub w sprawach związanych z bardziej zawiłymi umowami.

Ale jak się dogadujesz z kimś na miejscu, to nie ma sporu. Spór istnieje wtedy, gdy się strony nie dogadują przecież.

A jeśli spór jednak jest, nie da się go "załatwić na miejscu", to trzeba gdzieś z tym pójść.

Najpierw jest spór, dopiero potem jest dogadanie się celem rozwiązania go.
Np. jeżeli A wjedzie w samochód B to mogą się z miejsca dogadać i rozwiązać spór albo go ciągnąć. Ale po co B ma iść do sądu aby ten rozstrzygał, że A wjechał w B skoro B to doskonale wie. Powodami dla których B może iść do sądy są
-autorytet sądu
-większe możliwości egzekucji należności czy wyroku

Jeżeli B ma możliwość skutecznego wyegzekwowania tego na miejscu i nie potrzebuje autorytetu sądu to po co właściwie miałby tam chodzić?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Wprowadzanie kodeksów jest unifikacją ludzkiego życia powodowaną przypadkami marginalnymi które są kompletnie bez znaczenia i można je spokojnie olać. Wliczać w to można głośniejszą muzykę, wejście na działkę niechcący czy inne rzeczy które nie wadzą zbytnio człowiekowi a już na pewno nie w takim stopniu aby ryzykować dla tego życie, przynajmniej dla większości.

A jak to będzie, to się zobaczy. Akurat tworzenie skodyfikowanych praw zwyczajowych obowiązujących na jakimś terenie/terenach może rynkowo wyprzeć sytuacje, że wszyscy "rozumiom", że trzeba się zachowywać w określony sposób. Ja bym raczej na to stawiał, niż na to, że jakoś to będzie, po ogólnym uważaniu.

To trochę jak z ruchem drogowym - może być jak w Europie, może być jak w Azji - ja wolałbym rozwiązanie europejskie i liczę, że takie wygrają na prywatnych drogach, ale oczywiście możesz uważasz, że na prywatnych drogach będzie totalna swoboda i każdy będzie jeździł jak chce.

Wierzę, że rzeczywistość akapowa będzie lepsza od tego, co mamy teraz, a nie rodem z wątku JBWA. Ale jak będzie, to się okaże.

Najpierw jest spór, dopiero potem jest dogadanie się celem rozwiązania go. Np. jeżeli A wjedzie w samochód B to mogą się z miejsca dogadać i rozwiązać spór albo go ciągnąć.

Jeżeli się dogadują, to przestaje istnieć spór, a więc nie ma sensu się sądzić. Podobnie jest w sytuacji, gdy winowajca uznaje od razu swoją winę - nie ma sporu i sprawa jest załatwiona.

Jeżeli B ma możliwość skutecznego wyegzekwowania tego na miejscu i nie potrzebuje autorytetu sądu to po co właściwie miałby tam chodzić?

Po nic, przecież nie twierdzę, że trzeba chodzić do sądu zawsze. Chodzi się, gdy jest spór, którego nie można rozstrzygnąć od razu, na miejscu. W kółko o tym gadam, ileż można?
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Lekcja z anarchizmu. Kto tam ma jeszcze WOS w szkole?

Czy państwo jest potrzebne? (Tomasz Merta).
Edukacja prawna i obywatelska. Scenariusze lekcji. CEO Warszawa 1997.

Czy państwo jest potrzebne?

Odpowiedź na pytanie zawarte w tytule zależy od tego, w jaki sposób rozstrzygniemy inne pytanie: ?czy życie bez państwa jest możliwe??, a więc czy anarchizm jest jedynie konstrukcją abstrakcyjną, czy też może być traktowany jako realistyczna możliwość. W czasie zajęć uczniowie poznają główne założenia doktryny anarchizmu oraz jej krytykę.

Cele

Po zakończeniu zajęć uczniowie powinni umieć:
  • zdefiniować pojęcie anarchizmu;
  • ocenić realność istnienia anarchii we współczesnym świecie;
  • uzasadnić konieczność istnienia państwa;
  • przedstawić zasadnicze argumenty, "za" i "przeciw" anarchizmowi.
...

MATERIAŁ POMOCNICZY NR 1

Życie bez państwa

DEMOKRATA: Zupełnie nie rozumiem, jak możesz twierdzić, iż państwo jest rzeczą całkowicie niepotrzebną. Czy naprawdę sądzisz, że ludzie mogliby się bez niego obejść?

ANARCHISTA: Ależ oczywiście. Co więcej, państwo jest nie tylko zbyteczne, ale przede wszystkim złe i dlatego musi zostać zniesione. Całkowicie. Nas, anarchistów, nie interesują pod tym względem rozwiązania połowiczne: nie chcemy rządu ograniczonego, słabego. Ideałem jest brak rządu.

DEMOKRATA: Mówisz rzeczy zdumiewające: czyż nie zdajesz sobie sprawy, że człowiek jest istotą społeczną? Jakże mógłby żyć poza państwem? Arystoteles powiada w "Polityce": "Okazuje się... że państwo należy do tworów natury, że człowiek jest z natury stworzony do życia w państwie, taki zaś, który z natury, a nie przez przypadek żyje poza państwem jest albo nadludzką istotą, albo nędznikiem, jak ten, którego piętnuje Homer, jako: ťCzłowieka bez rodu, bez prawa, bez własnego ogniskaŤ".

ANARCHISTA: Walka na cytaty nie ma sensu. Nie negujemy wcale, że człowiek jest istotą społeczną, a jedynie to, że natura człowieka jest tak zła, iż musi się on znajdować pod kontrolą państwa. Z naszego punktu widzenia społeczeństwo może istnieć jako zbiór całkowicie dobrowolnych stowarzyszeń, jednomyślnie podejmujących wszelkie decyzje. Odrzucamy natomiast wszelkie struktury władzy, a więc i państwo jako narzędzie przymusu. Czy zaprzeczysz, że każde państwo ze swojej istoty stosuje przymus? A może ośmielisz się twierdzić, że przymus nie jest czymś złym"

DEMOKRATA: W tym, co powiedziałeś, jest wiele błędów i nie omieszkam ci ich wytknąć, ale masz rację, mówiąc, że państwo musi stosować przymus. Zgadzam się także, że przymus jako taki nie jest dobry. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że są sytuacje, w których okazuje się absolutnie niezbędny.

ANARCHISTA: Cieszę się, że akceptujesz z grubsza moje tezy. Oto jakie są kolejne kroki naszego rozumowania: skoro państwo stosuje przymus, a przymus jest złem, to i samo państwo jest ze swej istoty złe. Oczywiste jest także, że nikt nie ma obowiązku popierać i być posłuszny temu, co złe. Tak więc nikt nie musi być posłuszny państwu, z czego może zostać wyprowadzony tylko jeden wniosek: państwo powinno być zniesione.

DEMOKRATA: Tu nasze drogi zupełnie się rozchodzą. To, co tutaj przedstawiasz, jest tylko teoretyczną konstrukcją - też zresztą wadliwą. Zupełnie natomiast zapominasz o realnym życiu, o prawach świata, których żaden filozoficzny argument nie zdoła uchylić. Po pierwsze, doświadczenie uczy, że jeśli nawet człowiek, nie ma złej natury, to niewątpliwie jego natura jest mieszaniną dobra i zła, dlatego właśnie wątpliwe wydaje się dobre funkcjonowanie społeczeństwa bez władzy. Angielski pisarz, Gilberth Keith Chesterton powiedział, że istnieje tylko jedna anarchistyczna instytucja: rodzinny dom. Opiera się ona jednak na związkach pokrewieństwa i nie można przenosić jej doświadczenia na całe społeczeństwo. Czy naprawdę sądzisz, że twój pomysł jest realistyczny" Czy wyobrażasz sobie na przykład funkcjonowanie ruchu drogowego w anarchistycznym społeczeństwie? Czy w naszym skomplikowanym społeczeństwie możemy dogadywać się w każdej sprawie? Czy nie boisz się, że pewne przedsięwzięcia nigdy nie zostałyby zrealizowane, bo nie osiągnięto by porozumienia, kto miałby je zrobić? Ludzie potrzebują zewnętrznego autorytetu, kogoś, kto byłby arbitrem w ich sporach, kogoś, kto strzegłby prawa i wymierzał sprawiedliwość.

ANARCHISTA: Twoja płomienna tyrada zupełnie mnie nie przekonała. Czy nie masz w zanadrzu nic poza utyskiwaniem nad naturą ludzką i trywialnymi uwagami na temat ruchu drogowego? Ludzie posiadają wolną wolę i zdolni są kierować się rozsądkiem - oto jedyne warunki, które muszą być spełnione, aby państwo okazało się zbyteczne. Jestem pewien, że nie zdołasz obalić mojej wizji anarchistycznego społeczeństwa, w którym autonomiczne jednostki i dobrowolne zrzeszenia spełniają wszystkie funkcje niezbędne dla godziwego życia.

DEMOKRATA: Nawet nie będę próbował jej obalić, bo utopijna wizja to marny doprawdy argument. Państwo kształtowało się i umacniało przez całe wieki, w praktyce dowodząc tego, iż jest najlepszą strukturą organizującą życie społeczne. Nie wiem, skąd wypływa twoja niezachwiana pewność, że człowiek zawsze kieruje się zdrowym rozsądkiem. Pomińmy to jednak. Powiedz mi raczej, czy państwo demokratyczne nie wydaje ci się dość bliskie anarchistycznego ideału? Wszak tutaj to sami obywatele nakładają na siebie ograniczenia, to oni ustanawiają władzę i uchwalają prawa. Są związani - i powtarzam ci, że inaczej być nie może - ale to oni sami nałożyli sobie te więzy. Dobrowolnie podporządkowali się przymusowi, który tak cię mierzi, a o którym ja twierdzę, że spełnia pożyteczną funkcję, jeśli tylko nie pozwoli się rządowi nadużywać jego uprawnień.

ANARCHISTA: Państwo demokratyczne nie przestaje być państwem, a zatem także narzędziem przymusu. Tylko jednomyślne podejmowanie wszelkich decyzji zapobiega stosowaniu przymusu. Tak więc jedynie wtedy, gdyby demokracja zakładała jednomyślność obywateli, byłaby czymś lepszym od zwykłego państwa. Tymczasem demokratyczne państwo pozwala większości obywateli stosować przymus wobec mniejszości.

DEMOKRATA: Pozwól, że użyję teraz twojej własnej broni: mówisz o tyranii większości, a nie widzisz tego, że twój anarchizm to także tyrania, tyle że mniejszości, albo nawet i jednostki. Gdybyśmy podejmowali decyzje jednogłośnie, każda grupa byłaby na łasce jednego człowieka. Uczniowie nie pojechaliby na wycieczkę, bo jeden z nich nie miałby na to ochoty. Miasto nie zbudowałoby drogi, bo jeden z jego mieszkańców uważałby, że znacznie ważniejsze jest zbudowanie restauracji. I tak dalej, i tak dalej. Nie możesz zamykać oczu na rzeczywistość: ludzie są różni, pragną różnych rzeczy, nie zgadzają się ze sobą niemal we wszystkim. To, co proponujesz, jest po prostu niemożliwe.

ANARCHISTA: To wszystko akademickie dyskusje. Gdy państwo zostanie zniesione i wolni ludzie żyć będą w anarchistycznym społeczeństwie, przekonasz się, że to nie są czcze mrzonki.

DEMOKRATA: Ależ są. I mam nadzieję, że nikt nigdy nie będzie musiał przekonać się o tym w praktyce. (wykorzystano: R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, Znak, Kraków 1995)

...


Anarchizm

Anarchizm (an-archos - "bez rządzących") to polityczna ideologia zakładająca zniesienie państwa (na drodze rewolucyjnej) i dobrowolne zorganizowanie społeczeństwa wykluczające stosowanie przymusu w jakiejkolwiek formie. W krytyce państwa anarchiści opierają się na najczęściej dwóch założeniach: 1. Aparat przymusu państwa realizuje swoje interesy i uciska nieposłusznych; 2. Państwo jest instytucją nieefektywną - tylko zorganizowane od dołu społeczeństwo mogłoby realizować prawdziwe potrzeby jednostek i społeczności lokalnych. Swoją wiarę w możliwość stworzenia nowego anarchistycznego społeczeństwa anarchiści opierają z kolei na przekonaniach: 1. O racjonalnym charakterze działań ludzkich; 2. O tym, że wolność jednostki jest wartością najwyższą i jakiekolwiek ograniczanie jej z zewnątrz jest złem. Anarchizm ostro atakuje demokrację i ideę reprezentacji, twierdząc, że władza ludu jest jedynie mitem, a wola większości w żadnym razie nie odzwierciedla prawdziwej woli całego ludu. Bardziej ambiwalentny jest stosunek anarchizmu do wolnego rynku - Bakunin i Kropotkin są za jego zniesieniem, Tucker uważa, iż powinien on stanowić podstawę anarchistycznego społeczeństwa.

MATERIAŁ POMOCNICZY NR 4

Ćwiczenie "Twoim zdaniem..."

Jakie elementy anarchistycznej krytyki państwa, są twoim zdaniem, trafne, a jakie nie? Wypowiedź uzasadnij.
-------
Parę innych tekstów-Hayek, Tocqueville i inni
Konstytucjonalizm, demokracja, wolność. CEO Warszawa 1997.
 

Kammil

Member
34
100
Artykuł z blogu kwantowo.pl, dla mnie ciekawy głos, pod dyskusję i do zastanowienia.
http://www.kwantowo.pl/2014/05/05/jestem-naukowym-totalitarysta/

Jestem naukowym totalitarystą!
Ostatnio na fanpejdżu jednej z partii politycznych (nie, żadnej z obecnie zasiadających w Sejmie) doszło do wymiany zdań na temat edukacji. Z dumą uradzono, że w demokratycznym państwie rodzice powinni decydować czego uczyć się będą ich pociechy! Cudownie, prawda?



Marzyłem, jak zapewne wielu innych Polaków, o ciekawej alternatywie wyborczej. Najlepiej o partii uosabiającej poglądy wolnościowe, która rzuci na nasze skromne państewko nieco libertariańskiego światła. Gdy już na taką trafiłem, potknąłem się o rogi diabła tkwiącego w programowych szczegółach. Postulat – Przestańcie nam mówić czego mają się uczyć nasze dzieci! – choć ładnie brzmi i stanowi logiczne przedłużenie innych haseł hołdujących obywatelskiej swobodzie, mocno mnie uwiera.

Wyobrażam sobie młody, ciekawy świata umysł sprowadzany na manowce psuedonauki niczym potulny prosiak, nieświadomie popychany na rzeź. Myślę o oszołomach, którzy po obejrzeniu youtubowych filmów o płaskiej ziemi i spotkaniach z UFO, zmaltretują intelektualnie swoje łatwowierne pociechy. I choć do wrażliwych nie należę, obraz obdzierania niezdolnego do obrony dziecka z pierwotnej ciekawości i racjonalizmu, wywołuje u mnie gęsią skórkę.

Jeden z aktywnych użytkowników, wystosował wobec tych obaw (nie tylko moich), cieszącą się sporym uznaniem odpowiedź:

Tyle że to Ty definiujesz inne systemy jako nieracjonalne, głupie, zabobonne etc. Ale skąd wiesz, że to akurat TY masz rację, a nie inni? Ponawiam odwołanie do kuhnowskich paradygmatów naukowych. Podane przez Ciebie wskaźniki NIE SĄ kryterium obiektywnym, zatem nie można na ich podstawie jednoznacznie ocenić, czy dany system edukacji faktycznie jest lepszy lub gorszy, czy absolwent jednego bądź drugiego systemu jest lepszy lub gorszy itd. Mogę się na potrzeby dyskusji zgodzić z twierdzeniem, jakoby jakość systemu edukacji przekładała się na wyższy stopień wyedukowania społeczeństwa, jednakże co w przypadku, gdy mamy “błąd w systemie” i zamiast nauczać, ze wartość jest subiektywna, uczy się laborystycznej teorii wartości? to tylko taki jeden z przykładów. równie dobrze systemowe szkoły mogą też uczyć innych bredni, a mimo wszystko absolwentów uważa się za wyedukowanych, wykształconych, “oświeconych” mimo, iż ich wiedza nadaje się do kosza.
Jako że nie ma obiektywnych kryteriów oceny tegoż, dalsza dyskusja jest raczej jałowa, bowiem albo dopuścimy pewną oddolną, naturalną selekcję poprzez interakcje społeczne, albo będziemy optowali za narzucaniem stanowiska jednych drugim pod przymusem. Na to drugie nie ma w środowisku libertarian miejsca.

Po tej wypowiedzi uświadomiłem sobie, że – przynajmniej w kwestii nauki – poglądy libertariańskie są mi obce. Z przymrużeniem oka powiedziałbym wręcz, że bliżej mi do naukowego autorytaryzmu czy nawet totalitaryzmu. Rozumiem walory wolności, każdy chce mieć prawo do własności prywatnej, płacić niskie podatki, korzystać ze swobody gospodarczej i mówić co mu tylko ślina na długi jęzor przyniesie. To wszystko brzmi świetnie, ale niestety nawet najlepszy światopogląd można sprowadzić do absurdu. Wynaturzenia pojawiają się niemal zawsze gdy goniąc za jedną z wartości, zaczynamy lekceważyć wszystkie inne. Moim zdaniem, piękna na papierze dowolność edukacyjna, jest właśnie takim przypadkiem.

Według wszelkich słowników pojęcie nauki zawsze będzie wiązać się z logicznym rozumowaniem, badaniami, próbą weryfikacji i odsłanianiem rzeczywistości. Rzecz jasna częścią nauki zawsze pozostaną spory, interpretacje i zmienne koncepcje, jednak trzeba postawić gruby mur między niewykluczoną w świetle aktualnego stanu badań i podpartą konkretnymi przesłankami hipotezą, a bajaniem stojącym w oczywistej opozycji do metodologii i obserwacji. Nie widzę przeszkód aby opowiadając uczniom o wymarciu dinozaurów, przedstawić im zarówno scenariusz uderzenia meteorytu, jak i teorię eksplozji supernowej w bliskim sąsiedztwie Ziemi. Odstrzeliłbym jednak nauczyciela wmawiającego podopiecznym, że wielkie gady tak naprawdę nigdy nie istniały lub wybili je przybysze z kosmosu. Święta wolność pozwala na wróżenie z fusów, pisanie listów Świętego Mikołaja, poszukiwanie wielkiej stopy i stosowanie środków homeopatycznych. Niech będzie – ale samo rzucenie teorii nie czyni jej jeszcze nauką.

Wolność słowa? Bardzo proszę. Wolność bycia idiotą? Czemu nie. Wolność wychowania… Nawet najwięksi liberałowie i libertarianie zgodzą się, że trzeba bronić dzieci przed przemocą fizyczną i terrorem psychicznym. Dlaczego więc nie przed ignorancją?
 
OP
OP
Ciek

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Artykuł z blogu kwantowo.pl, dla mnie ciekawy głos, pod dyskusję i do zastanowienia.
A co konkretnie jest tutaj ciekawego i do zastanowienia się? Autor to zwykły komuch, co sam przyznaje:

"przynajmniej w kwestii nauki – poglądy libertariańskie są mi obce. Z przymrużeniem oka powiedziałbym wręcz, że bliżej mi do naukowego autorytaryzmu czy nawet totalitaryzmu"

Naukowy totalitaryzm to zdaje się był jakieś pół wieku temu i szczerze nie wiem jak ktoś może tęsknić za czasami gdy się cisnęło do głów, że Lepsza Korea wylądowała na Słońcu w nocy, czy inne tego typu kwiatki, chyba, że się szczerze przyzna, że wtedy było lepiej, bo kuśka stawała, a teraz już nie.

Cały wpis to kolejny z przykładów jednego z najczęstszych typów manipulacji, polegającej na przeciwstawieniu sobie dwóch systemów: prywatnego i państwowego w ten sposób, że podaje się przejaskrawione i wydumane przykłady na potwierdzenie wad tego pierwszego, zupełnie przemilczając jednocześnie wady tego drugiego, przez co wydaje się on być systemem idealnym. Na dodatek tutaj jeszcze, niczym wisienką na torcie, okraszone jest to troską o dzieci, bo jak wiadomo "Jeśli pozwoli to ocalić choć jedno dziecko, powinniśmy to zrobić", bez względu jak drogie, głupie i nieskuteczne to będzie.

Autorowi przeszkadza potencjalne skrzywdzenie dziecka filmami o płaskiej ziemi, podczas gdy mnie akurat zwolennicy teorii płaskiej ziemi wydają się być pocieszni, a z pewnością są nieszkodliwi. Najwyraźniej nie przeszkadza mu natomiast jak dzieciaki w państwowych od najmłodszych klas szkołach śpiewają pieśni pochwalne ku czci Unii Europejskiej, niczym w systemie, który ponoć się już skończył, a coś o tym wiem z pierwszej ręki, bo mam dzieciaki w wieku szkolnym. Takie zgraje młodych, postępowych europejczyków hodowanych od najmłodszych lat na homo sovieticusów jak dorosną to się dorwą do koryta i wtedy zaczną wprowadzać w życie ideały "wspólnoty", których ufolodzy i płaszczaki wprowadzać nie mogą, bo ich nie mają. Historia natomiast uczy, że implementacja kolektywistycznych ideałów prędzej czy później kończy się stertami trupów.
 

Kammil

Member
34
100
Podeślij mu linka na libnet, szybko zweryfikuje swoje stwierdzenie.
Tez to zauważyłem, gosc poznał chyba libertarianizm od strony korwinowej light:) W "Etyce wolności" Rothbarda, sa zdaje się rozważania o zakresie wolności na linii rodzice-dziecko. Rothbard, jeśli dobrze pamiętam, uznał że rodzice maja prawo, nie karmić dziecka, nawet jeśli miałoby to skutkować smiercią głodową, plus był zwolennikiem... wolnego handlu dziećmi:D to jest dopiero libertariańskie podejście:p
 

ernestbugaj

kresiarz umysłów
851
3 037
Cały wpis to kolejny z przykładów jednego z najczęstszych typów manipulacji, polegającej na przeciwstawieniu sobie dwóch systemów: prywatnego i państwowego w ten sposób, że podaje się przejaskrawione i wydumane przykłady na potwierdzenie wad tego pierwszego, zupełnie przemilczając jednocześnie wady tego drugiego, przez co wydaje się on być systemem idealnym. Na dodatek tutaj jeszcze, niczym wisienką na torcie, okraszone jest to troską o dzieci, bo jak wiadomo "Jeśli pozwoli to ocalić choć jedno dziecko, powinniśmy to zrobić", bez względu jak drogie, głupie i nieskuteczne to będzie.
Rodzice, którzy będą chcieli uczyć swoje dzieci, że Ziemia jest płaska, dinozaury zabiły ufoludki, woda wrze w temperaturze 150 stopni i chuj wie co jeszcze to będzie pierdolony margines. A tak jak piszesz koleś podnosi to do ogólnonarodowego problemu. Więcej, on już wie, że wprowadzenie swobodnej edukacji na pewno do tego doprowadzi. Szkoda, że etatyści nie są tak biegli w przewidywaniu przyszłości jak uchwalają ustawy na przykład o jednolitej cenie książki.
Dla większości ludzi wolność i swoboda wyboru kierunku edukacji swoich dzieci będzie oznaczać ni mniej ni więcej, że gdy zobaczą, że dziecko jest uzdolnione w kierunkach ścisłych, to wyślą je do szkoły gdzie będzie się uczyć programowania, mechaniki i rzemiosła, a te, które będzie lepsze w śpiewaniu, do szkoły muzycznej. Tylko tyle i aż tyle.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Jak na dłoni widać upupienie budżetówkowe. Kiedyś jakoś ludzie nauki nie mieli większych problemów, aby finansować swoje projekty z prywatnej kieszeni. Powstawały towarzystwa w rodzaju National Geographic Society, które gromadziły ludzi zainteresowanych poznaniem w jakichś dziedzinach, nawet fundowały im ekspedycje i wysyłały w teren, aby coś potwierdzili, co postawili sobie za honor udowodnić. Gromadziły kibiców i podgrzewały atmosferę wokół tematów, jakimi się zajmowały. Kusiły potencjalnych mecenasów zaszczytami i zasługami w promocji naukowej sprawy.

Kiedyś, żeby wyciagnąć kasę na naukę, należało zainteresować nią innych i pokazać im, dlaczego warto czasem wydać kilka groszy bez większych nadziei na zwrot inwestycji, rzucając na scjentystyczną tacę. Dziś wystarczy opodatkować swołocz, żeby naukowej szlachcie wystarczyło na ich zabawy z Analnym Zderzaczem Hard-onów.

Dlatego też wówczas ludzie darzyli większą estymą naukę i naukowców. Mieli większe zaufanie a nawet byli w stanie powierzyć swą przyszłość, pakując się w jakiś scjentyczny światopogląd.

Płaskoziemcy z całą resztą odpałowców to jest bitchslap rzucony w ryje budżetówkowych naukowców i tyle. Zasieli, to mają. Odseparowali się od zwyczajnego źródła finansowania, wyalienowali ze społeczeństwa, od jakiego bezpośrednio już nie zależy ich bytowanie, to lud poszedł w ciemnotę, bo bardziej od fałszu nie lubi władzy i jej pachołków.
 

kompowiec

freetard
2 567
2 622
Wyobrażam sobie młody, ciekawy świata umysł sprowadzany na manowce psuedonauki niczym potulny prosiak, nieświadomie popychany na rzeź. Myślę o oszołomach, którzy po obejrzeniu youtubowych filmów o płaskiej ziemi i spotkaniach z UFO, zmaltretują intelektualnie swoje łatwowierne pociechy. I choć do wrażliwych nie należę, obraz obdzierania niezdolnego do obrony dziecka z pierwotnej ciekawości i racjonalizmu, wywołuje u mnie gęsią skórkę.
Dzieci są własnością rodziców - [cool] i cześć.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
"przynajmniej w kwestii nauki – poglądy libertariańskie są mi obce. Z przymrużeniem oka powiedziałbym wręcz, że bliżej mi do naukowego autorytaryzmu czy nawet totalitaryzmu"

Naukowy totalitaryzm to zdaje się był jakieś pół wieku temu i szczerze nie wiem jak ktoś może tęsknić za czasami gdy się cisnęło do głów, że Lepsza Korea wylądowała na Słońcu w nocy, czy inne tego typu kwiatki

Z Koreą to chyba propagandowa ściema (ludzie łykną każde info o KRLD, bo KRLD ma reputację + nieskończoność), ale w ZSRR był modny "naukowiec" Trofim Łysenko i on jako "oficjalna nauka" negował genetykę :). Nie wiem jakie tam były motywy, ale współcześnie powołanie na "naukę" (bez użycia metodologii naukowej) często jest batem władzy na prostaczków. Globcio - płać podatek na CO2. it's science dude! Napierdol dziecko 20 szczepionkami w pierwszym miesiącu życia - it's science dude. Oddaj pokłon centralnemu bankowi i jego kapłanom - it's science dude.
 
Do góry Bottom