Lektury szkolne

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 006
Lubię je czytać - to dobra lektura, krzepi serce i porywa do boju ;), ale niestety, w kwestiach odjebek wraz z potomstwem, nie ma z mojej strony zgody i nie będzie. Krzysio wychodzi ze skrajnego determinizmu genetycznego, ja natomiast widzę zasadniczo wpływ najbliższych w fazie rozwojowej, a potem oddziaływanie otoczenia. Innymi słowy i ogólnie rzecz ujmując, hodowla niewolnika rozpoczyna się w domu, a kropkę stawia państwo.
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 696
Z ciekawszych nie wspomnianych tu wymieniłbym jeszcze Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa.

Do najgorszych zaliczyłbym Ludzi Bezdomnych masona Żeromskiego, w ogóle Żeromski to był straszny nudziarz, powinni go wyrzucić z listy lektur bo tylko zniechęca młodzież do czytania.
 
Ostatnia edycja:

Piter1489

libnetoholik
2 072
2 035
Jedną z najfajniejszych książek jakie przeczytałem ostatnio jest "Egipcjanin Sinuhe" Miki Waltariego, dobra oldskulowa powieść historyczna napisana niby na poważnie, ale miejscami jest dosyć zabawna. Poznajemy dzieje tytułowego Egipcjanina i jego życiowe perypetie, Sinuhe uczestniczy m. in. w ważnych wydarzeniach z czasów panowania obłąkanego faraona Echnatona, który wprowadził religię monoteistyczną (wiarę w boga Atona) i rozpoczął radykalne reformy społeczne. Książka jest w swojej wymowie całkiem wolnościowa, świetnie jest pokazane nagła zmiana, postępowa inżynieria społeczna i uszczęśliwianie ludzi na siłę, Echnaton jak to komuch ubzdurał sobie, że wszyscy ludzie mają być równi i chuj, chociaż jego wysiłki ciągle wychodzą mu na lewo jak to lewakowi. Podobał mi się opis, kiedy Echnaton zaczyna budować gdzieś na środku pustyni swoje nowe wspaniałe miasto, które tak naprawdę nikomu nie jest potrzebne (ale napędza gospodarkę ;)), przymusowo wysiedla wieśniaków z ich lepianek i każe im mieszkać w nowo wybudowanych przez siebie osiedlach, tymczasem wieśniacy się z tego powodu tylko wkurwiają, chcą wracać do swoich lepianek, żyć po staremu i czcić starych bogów :).

Ogólnie jest tam sporo takiej fajnej mądrości życiowej, Sinuhe ima się różnych zawodów, podróżuje po świecie, poznaje co to bieda, co to bogactwo, co to miłość, kobieca natura, seks, wojna i co najważniejsze samotność, bo to ta samotność w życiu człowieka jest tu motywem wiodącym. Świetnie są pokazane różne charaktery ludzi np. niewolnik, a później wyzwoleniec Kaptah - taki cwaniak co mu w każdym systemie będzie dobrze (taki Urban), czy tytułowy Sinuhe niepoprawny idealista-naiwniak, a przy tym człowiek pełen sprzeczności. Nie każdemu podejdzie, bo jest dosyć gruba, trochę smutna, trochę śmieszna i w ogóle. Nie no kurwa, piękna książka :cool:.
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Przypomniały mi się przed chwilą takie "lektury".




To pierwsze to podobno nie jest autorstwa Fredry, ale i tak fajna baśń.
 

Troglodytka

dama ze wsi
58
207
Mocno siedzę w temacie, to będzie raczej dłuższe niż krótsze.

Jak to z tymi lekturami jest? Bo niby są wytyczne zmieniające się i dane tytuły odchodzą do lamusa lub są uznane jako obowiązkowe... Ale znowu jak pytam po młodszych to każdy z nich omawiał inną książkę.

Wybór lektury zależy od nauczyciela, który jednak musi trzymać się puli. Przykładowo: w gimnazjum może wybrać jedną z trzech książek Sienkiewicza) - "Krzyżaków", "Quo Vadis" lub "Potop" (tendencyjne wybierają "Krzyżaków", a "Potop" jest już obowiązkowy w szkołach średnich), wybraną Balladę Mickiewicza czy wybrany utwór fantasy (tutaj króluje chyba "Hobbit").
Są też uniwersalne lektury, czyli obowiązkowe wszędzie (u nas mówi się "z gwiazdką"), np. "Zemsta", "Dżuma", "Jądro ciemności", "Zbrodnia i kara", tom I "Chłopów", "Przedwiośnie", "Lalka" itd., czyli klasyczny trzon się zachował.
Przypominam tylko, że lekturami mogą być wiersze i inne pierdoły ;)

Mam raczej nieciekawe doświadczenia z patriotycznymi tekstami, weźmy przykład: "Hymn do miłości ojczyzny" (którego uczono nas na pamięć) - podmiot uznaje miłość do ojczyzny jako jedną z wartości najwyższych i sugeruje, że taką miłość mogą odczuwać jedynie "umysły poczciwe", czyli ludzie uczciwi, żyjący w poszanowaniu dla tradycji... a objawia się to poprzez ofiarowanie (ukazane jako sens życia prawdziwego patrioty) za nią swojego życia i cierpienie (kiedy trzeba), bo to właśnie, według autora, jest patriotyzm. Kiedy przerabialiśmy ten tekst, uważałam się za patriotkę i za nic nie mogła zrozumieć, dlaczego, motyla noga!, żeby coś kochać, muszę żyć zgodnie z tradycjami, które przechodzą do lamusa... Przy omawianiu tego tekstu po raz drugi (tak, wałkują go po wielokroć, co by nie wywietrzał z młodych, głupiutkich umysłów), zastanowiło mnie raczej - skoro nie jestem z definicji [umysłem poczciwym] patriotką, to czy ten tekst sugeruje, że brakuje mi jakiegoś odcinka kręgosłupa moralnego? I właśnie wtedy nauczycielka skierowała do mnie pytanie, czy jestem gotowa umrzeć za ojczyznę? Na to ja, wiedziona przykładem jagnięcia (swoją drogą - z innego tekstu Krasickiego) spytałam "Jakim prawem?" i w ogóle to w imię czego?... Poezji tyrtejskiej mówię nie - Krasicki, Mickiewicz, Baczyński i Gajcy mogą się pojawiać, według mnie, jako ciekawostka, ale nie ryjmy ich na pamięć...

I tak oto, okrzyknięta anarchistką (przynajmniej skojarzyli logiczne myślenie z anarchizmem! jest nadzieja!), przy okazji trzeciego w ciągu trzech lat (serio, szkoło?) wałkowania "Krzyżaków", napomknęłam w opozycji do reszty klasy, że Jurand wykazał się jedynie wybitną głupotą (chyba wszyscy wiemy w jakiej sytuacji), a jego wrogowie w zasadzie byli całkiem bystrzy w dążeniu do swojego celu... za co wywołano mnie do odpowiedzi (klasyczne nie zgadza się za mną, to postawię jej pałę).

Za to "Król Edyp" i "Antygona" przypadły mi do gustu, autor nie popiera żadnej ze stron, za co bardzo go cenię (szczególnie w przypadku Antygony). I oczywiście Safona, m. in.: ["Wierz mi, że chciałabym umrzeć..."] i ["Wydaje mi się samym bogom równy..."]:


Wydaje mi się samym bogom równy
mężczyzna, który siadł naprzeciw ciebie,
i słowa twoje przyjmuje z zachwytem,
w oczarowaniu.

Słodkim uśmiechem budzisz w nim pragnienia
lecz w piersi mej drży serce pełne lęku,
i gdy na ciebie patrzę, głosu z krtani
dobyć nie mogę,

zamiera słowo, dreszcz przeniko ciało
albo je płomień łagodny ogarnia,
ciemno mi w oczach, to znów słyszę w uszach
szum przenikający.

Oblana potem, drżąca, zalękniona
blednę jak zwiędła poszarzała trawa,

i już niewiele brak, abym za chwilę
padła zemdlona.

Ze wszystkim jednak trzeba się pogodzić

Żebym nie zapomniała, jedną z ciekawszych rozrywek na polskim był Anakreont i jego "Śniadanie":

"Na śniadanie tylko trochę
ułamałem sobie placka,
Za to wina dzban wypiłem;
teraz lekko trącam struny
Wdzięcznej liry i piosenkę
śpiewam miłej mej ślicznotce."
Czyli miłość, wino i śpiew. A jednak mój ulubiony, z trzeciej gimnazjum, nieprzebity i niepokonany w żadnym literackim boju, najcudowniejszy z cudownych, Miron Białoszewski i jego "Ach, gdyby, gdyby nawet piec zabrali":

Mam piec
podobny do bramy tryumfalnej!

Zabierają mi piec
podobny do bramy tryumfalnej!!

Oddajcie mi piec
podobny do bramy tryumfalnej!!!

Zabrali.

Została po nim tylko
szara
naga
jama
szara naga jama.

I to mi wystarczy:
szara naga jama
szara naga jama
sza-ra-na-ga-ja-ma
szaranagajama

Jak już jestem przy wierszach, to Gałczyński też był w porządku...

"(...)Kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie, do jasnej cholery!"
I Hezjod ("Teogonia"). Ale nie będę Was więcej zamęczać cytatami. No, może trochę. (ktoś to w ogóle czyta, że tak nieśmiało spytam...?)
Tak więc... Zbigniew Herbert - szczególnie "Apollo i Marsjasz" ma u mnie pozytywa (za obraz obdartego ze skóry Marsjasza, "łyse góry wątroby", "stawy żółć krew i dreszcze" oraz wymowne "A"). Sama mitologia grecka, tak jak nawiązania do niej, były raczej ciekawe, bo bogowie mieli wady, a wybór wierszy i tekstów (przynajmniej w mojej szkole) był dobry (m. in. zapadła mi w pamięć reinterpretacja mitu orfickiego w wierszu Miłosza i interpretacja mitu o Narcyzie Herberta - to drugie chyba przez kolokwializację). Homera nie roztrząsam, ale lubię - a w szkole za duży nacisk kładą na konflikt Achillesa z Hektorem, trochę przysłaniając inne wątki. Eseje Kapuścińskiego, omawiane w gimnazjum i liceum, przypadły mi do gustu, np. "Podróże z Herodotem". Horacy jako tako mnie nie porwał toposami w stylu ojczyzna-okrętem, życie-żeglugą, ale raczej nie jest zbyt lewacki. Chyba że nie zauważyłam? A zresztą, kto by w szkole uważał...

Ach, i większość omawianych erotyków była dobra. Jak "Lustro" Poświatowskiej. Tak samo jak liryka refleksyjna (tą lubię za indywidualizm).

Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie dość liberalny akcent pod koniec pierwszej liceum, ale nie mogli go ominąć przy omawianiu Oświecenia. Trafił się nawet jakiś fragment z Jeana J. Rousseau (z "Postępu i szczęścia ludzkości"), w którym troszkę hejtował despotyczną władzę i cywilizację (nie rozwój, a cywilizację właśnie). Do tego były jakieś wiersze i bajki, krytykujące mechanizm państwa i pozbawianie ludzi ich naturalnych praw, ale nie podam tytułów, bo w szkole jestem raczej gościem i ominęło mnie 3/4 epoki, a więc ze trzy poważniejsze (dłuższe, bo książkowe lektury).

Najgłupszą lekturą była "Biblia". Już nie mówię o tym, że ciężka i nieporęczna, ale totalnie nietrafiona. Nie po to połowa uczniów nie chodzi na religię, żeby im podtykali pod nos chrześcijańskie gadanie. Doceniam jej historyczną i literacką wartość, ale, na boga, każdy wie o co chodzi, ale nikt nie chce czytać jak ojciec próbuje zabić swojego syna, bo tak mu głosy powiedziały, po czym jest uznany za wzór do naśladowania... Chociaż jako szczęśliwy posiadacz miejsca w ostatniej ławce tylko raz otworzyłam w szkole "Biblię" i to po to, żeby znaleźć najbardziej pikantne fragmenty. No i Apokalipsa świętego Jana była całkiem ciekawa. Ale i no nikłe szczęście blakło, jak polonistka zaczynała czytać na głos Sępa-Szarzyńskiego.

Kolejną głupotę jest "Bogurodzica". PO CO wałkować ją na polskim w gim., w szkole średniej, PO CO uczyć się jej na pamięć, skoro na zajęciach... to się nazywało chyba "muzyka"... i tak trzeba tego słuchać i śpiewać? Zwłaszcza że większość wyryje to na pamięć, a i tak nie bardzo orientuje się, o co chodzi.

Na mojej liście życzeń odnośnie lektur są m. in.: "Buszujący w zbożu", "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" (nie rozumiem dlaczego są na wykazie literatury do Olimpiady Polonistycznej, a nie ma ich w kanonie lektur, zwłaszcza że są lepsze niż... Biblia chociażby.) i książki przedstawicieli Beat Generation, którzy wyrwali się z pułapki kulturowego dualizmu, dzielącego doświadczenia na dobre i złe, uwolnieni od bicza bożego kreują wolność totalną (tak, dokładnie - lektury o jeżdżeniu stopem, uprawianiu magii, zażywaniu środków psychodelicznych i narkotyków, prowokowaniu, wywoływaniu dymów, jumaniu fur, szmuglowaniu dragów, strzelaniu z broni palnej i ruchaniu dziwek). Chcę "Skowytu" i "Uczty jagodowej", a nie intelektualistycznej papki i zimnej analizy wierszy o niczym właściwie. Chcę mantry Snydera, psychodelicznych powieści Kerouaca ("Włóczędzy Dharmy", "W Drodze") i mroczno–narkotyczno–eksperymentalnych tworów Burroughsa ("Nagi Lunch", "The Ticket That Exploded", "Soft Machine" czy "The Western Lands"). Kuźwa!
 
D

Deleted member 4476

Guest
Horacy nie jest zbyt lewacki? Przecież okręt-ojczyzna to apoteoza przymusu, kolektywizmu i etatyzmu w ogóle a potępienie wszelkiej prywaty, znośny był jedynie w romantyzmie.
Odnośnie listy lektur to mam takie życzenie, żeby zapakować ją razem z lewakami do rakiety lecącej w stronę Słońca.
 

Troglodytka

dama ze wsi
58
207
A kto by się Horacym przejmował? Ósma godzina lekcyjna, trzydzieści stopni na zewnątrz, monotonny głos styranej polonistki, której w życiu coś nie wyszło i siedzisz. Nie słuchasz właściwie, tylko pokładasz się na ławce, może nawet wyjmujesz poduszkę z torby i idziesz spać. A ona dalej papla i usypiasz gdzieś pomiędzy non omnis moriar a O navis, referent...
No ale...
"Wzniosłem pomnik" nie ma żadnych nawiązań do tego toposu. Co innego wspomniane już O navis, referent. Uważa się go za wychowawcę narodu, bo tworzył pieśni patriotyczne, ale, za co go szanuję, nie nawoływał do walki, tylko do trzeźwej oceny sytuacji. Pisał, że patriotyzm polega na odpowiedzialności i rozwadze, a nie rzucaniu się jak ochłap mięsa na szaniec - czyli nie był "patriotą mimo wszystko", "umysłem poczciwym"... W Ojczyzna-okręt przestrzegał, by nie ufać zapewnieniom o świetności państwa (maszt, choć z dobrego materiału, jest przecież strzaskany, a dekoracje na rufie niepraktyczne).

Wskaż mi w tym utworze apoteozę jednej z rzeczy, które wymieniłeś, a się z Tobą zgodzę. Jakkolwiek mówiłam, że Horacy mnie nie uwiódł, nie mogę mu odmówić talentu. I nie jest jakimś zapatrzonym w ojczyznę Tyrtajosem...
 
D

Deleted member 4476

Guest
A kto by się Horacym przejmował? Ósma godzina lekcyjna, trzydzieści stopni na zewnątrz, monotonny głos styranej polonistki, której w życiu coś nie wyszło i siedzisz.
Siedzisz i jesteś bombardowana szkodliwymi treściami, ja bym się przejmował

nie mogę mu odmówić talentu.
Też nie mogę :)
Bardziej chodziło mi o sam motyw, który później się powtarzał, a który zapoczątkował Horacy. Ja tu obwiniam go o Kazania Sejmowe, tfu!
Ale powiedzmy, że w wydaniu Horacego motyw może jest znośny, jak w romantyzmie (lubię tę epokę mimo wszystko), i nie jestem wrogiem czyichś uczuć patriotycznych, mierzi mnie jednak przejmowanie się losami jakiegoś państwa chujków w konflikcie z innymi chujkami. A już doradzanie mu dla jego pożytku to szczyt niegodziwości.
 
D

Deleted member 4476

Guest
Myślałem, myślałem i wyszło mi, że jedyny chyba tekst, który choć trochę ociera się o Twoje oczekiwania względem literatury omawianej na języku polskim to Wiosna. Dytyramb Tuwima.
Nie ma strzelania do dziwek ani dragów, ale ludziska dostają rui... jest też aborcja, takie rzeczy w sali gdzie godło wisi...

Gromadę dziś się pochwali,
Pochwali się zbiegowisko
I miasto.
Na rynkach się stosy zapali
I buchnie wielkie ognisko,
I tłum na ulice wylegnie,
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie
Świetować wiosną w mieście,
Świętować jurne święto.
I Ciebie się pochwali,
Brzuchu na biodrach szerokich
Niewiasto!

Zachybotało! - - Buchnęło - - i płynie - -
Szurgają nóżki, kołyszą się biodra,
Gwar, gwar, gwar, chichoty
Gwar, gwar, gwar, piski,
Wyglancowane dowcipkują pyski,
Wyległo miliard pstrokatej hołoty,
Szurgają nóżki, kołyszą się biodra,
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar,
Suną tysiące rozwydrzonych par,
- A dalej! A dalej! A dalej!
W ciemne zieleńce, do alej,
Na ławce, psiekrwie, na trawce,
Naróbcie Polsce bachorów,
Wijcie się, psiekrwie, wijcie,
W szynkach narożnych pijcie,
Rozrzućcie więcej "kawaleryjskich chorób"!

A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromotne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda na kolację!
Na kolorowe wasze kamizelki,
Na papierowe wasze kołnierzyki!
Tłumie, bądź dziki!
Tłumie! Ty masz RACJĘ!!!

O, zbrodniarzu cudowny i prosty,
Elementarne, pierwotnie wspaniały!
Ty gnoju miasta, tytanicznej krosty,
Tłumie, o Tłumie, Tłumie rozszalały!
Faluj straszliwa maso, po ulicach,
Wracaj do rogu, śmiej się, wiruj, szalej!
Ciasno ci w zwartych, twardych kamienicach,
Przyj! Może pękną - i pójdziecie dalej!

Powietrza! Z tych zatęchłych i nudnych facjatek
Wyległ potwór poróbczy! Hej czternastolatki,
Będzie z was dziś korowód zasromanych matek,
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki!

Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki,
ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą!
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki,
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom!

Hej w dryndy! do hotelów! na wiedeński sznycel!
Na piwko, na koniaczek, na kanapkę miękką!
Uśmiechnie się, dziewczątka, kelner wasz, jak szpicel,
Niejedną taką widział, niejedną, serdeńko...

A kiedy cią obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwe, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdzra, tłuste chrapy,
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną -

- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rozdzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...

Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę!
Zośki z szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną sobą samców częstować samice!

Wiosna!!! Hajda! - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu!
Do szpiatalów gromadnie, tłuszczo rozwydrzona!
Do kloak swoje bastarzęta ciskaj po kryjomu,
I znowu na ulicę, w jej chwytne ramiona!!!

Jeszcze! Jeszcze! I jeszcze! Zachłannie, bezkreśnie!
Rodźcie, a jak najwięcej! Trzeba miasto silić!
Wyrywajcie bachorom języki boleśnie,
By gdy w dół je życicie nie mogły już kwilić!

Wszystko - wasze! Biodrami śmigajcie, udami!
Niech idzie tan lubieżnych podnieceń! Nie szkodzi!
Och, sławię ja cię, tłumie, wznisłymi słowami
I ciebie, Wiosno, za to, że się zbrodniarz płodzi!
 
P

Przemysław Pintal

Guest
Lektury szkolne olewałem, wolałem czytać co innego, często dostawałem pały za nieznajomość i nadrobiłem część z własnej woli, w późniejszym okresie.

Lubiłem Dostojewskiego, Gombrowicza, Camus, Bułhakowa, Szekspira i dramaty greckie.

W wieku 12-13 lat, w moim czasie, podstawową i pozaszkolną lekturą było My dzieci z dworca Zoo. Jest to bardzo niepedagogiczna książka, po jej lekturze bardzo chciałem żyć podobnie jak oni, pytani przeze mnie znajomi ze szkoły, mięli takie samo spostrzeżenie.

Za to nie cierpię romantyków od Goethego przez Słowackiego na Mickiewiczu kończąc. Pamiętam, że wśród bardziej kumatych znajomych, napierniczaliśmy się z Wertera, jak ktoś miał doła to mówił, że założy żółtą kamizelkę i pójdzie czytać Homera.

Inna historia. W wieku 16-18 lat chodziliśmy po pubach, rockowych knajpkach (obok domówek i plenerów). Raz, że to nas odróżniało od tych co nie chodzili do takich przybytków, a dwa to chcieliśmy sobie znaleźć dziewczyny. Wyglądaliśmy na starszych, mieliśmy starszych znajomych, z kupnem piwa nie było problemu. Pod wpływem piosenki Kaczmarskiego, bardzo brzydkie dziewczyny nazywaliśmy smokami. Gdy były tego typu dziewczyny, to mówiliśmy do siebie, że deszcz będzie padał bo smoki latają nisko. Wtedy intonowaliśmy - święty Jerzy, święty Jerzy wnet na pomoc nam pośpieszy! Jak ktoś po pijaku podbił do mało urodziwej panny - stawał się smokobójcą. Wkurzaliśmy tym naszą koleżankę, która była ładna i podobała nam się, ale była trochę okrągła. Namiętnie czytaliśmy Sztaudyngera i Rolanda Topora.

Myjcie się, dziewczyny, nie znacie dnia ani godziny.
Jan Sztaudynger

Dziś różne zgredy mają czelność mówić, że młodzież nie odwołuje się do klasyków. Za ich czasów też tylko wąska grupa uczniów to robiła.

"Proces" to jest prawdopodobnie największe arcydzieło literatury i jest lekturą.

W szkole kolegi jak polonistka zapytała się kim był Kafka, to klasa krzyknęła - Żydem!

Proces jest spoko. Czytałem też inne książki Kafki. Kafka miał w ogóle jakiś anarchistyczny okres w życiu. I kiedyś oglądałem jakiś film fabularny o nim, nie pamiętam jak się nazywał. To chyba było to - http://en.wikipedia.org/wiki/Kafka_(film) - z tego co pamiętam to nie nudziłem się.

Mnie w pamięci pozostał Antek. Właściwie to zaprezentowane rewolucyjne sposoby leczenia schorzeń - do pieca na 3 zdrowaśki. Czekam, kiedy NFZ zacznie finansować tego rodzaju terapie. Nie będzie wówczas kolejek do lekarzy.

U mnie w domu jak ktoś zachoruje, to mówimy - na trzy zdrowaśki do pieca ;).
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

Nene

Koteu
1 094
1 690
Z lektur, które pamiętam:
Ulubiona lektura i zdecydowany nr 1 to Mistrz i Małgorzata,
Hobbit w gimnazjum jeszcze dawał radę kiedy chciało mi się czytać wypociny Tolkiena,
Gombrowicz i Mrożek byli znośni, chociaż za zrozumienie tekstów dostawałam złe oceny,
Lalka była dość przyjemna, ale za długa, skrócić te cierpienia do jednego tomu i byłoby git,
Wesele też dało się przeczytać,
Chłopów nie dało się nawet obejrzeć,
Żeromskiego nienawidzę jedno gówno, które nam kazali czytać czytać było gorsze od poprzedniego gówna, wszyscy cierpią za naród, za biedę, bo się identyfikują z biedą, najlepszym przykładem na to, że powinni go zakazać było, że pisał o Sosnowcu. Kto normalny pisze o Sosnowcu?
Konopnicka, Orzeszkowa następne do odjebania i piszące o cierpieniu
Sienkiewicz był niestrawny w wersji więcej niż 6 stron, przekonałam się o tym jak mi W Pustyni i w Puszczy w gardle stanęło, potem było oczywiście gorzej,
Mickiewicz do przeczytania, ale pierdolenie i nudy straszne,
Słowackiego lubiłam za Balladynę szczególnie,
Fredra nawet znośny
I literatura obozowa zwykle też dobra była,
Ostatnie - dlaczego uczymy się cholernej mitologii greckiej, a nie słowiańskiej?

Z przemyśleń dot. lektur za dużo jest młodopolskiego (?) pierdolenia o cierpieniu i o biedocie pracującej w fabrykach. Sorry, ale ja tego tematu już nie ogarniałam, że kogoś tam na coś nie stać, pracuje po milion godzin tygodniowo i go wszystko napierdala od pracy. Czemu nie wypierdoli z miasta na wieś, albo nie znajdzie innej pracy? Tematy nieaktualne w chuj, odstraszają od akapu. Lektur zwykle czytałam kilka streszczeń i kartkówki pisałam na dobre oceny. Nauczycielka od polskiego zresztą wiedziała, że mnie nie interesują w większości, a pochłaniam zupełnie inne książki, które uważam za lepsze.
 

Solitary Man

Człowiek raczej piwnicy
492
2 229
Ostatnie - dlaczego uczymy się cholernej mitologii greckiej, a nie słowiańskiej?
Bo nie ma czegoś takiego jak mitologia słowiańska. W sensie nie istnieje żaden zbiór słowiańskich mitów. Słowianie nie znali pisma więc nie spisali swoich wierzeń i mitów.
Pismo dostosowane do języka słowiańskiego powstało w IX wieku w celu ewangelizacji i chrystianizacji Słowian. Większość źródeł o dawnych wierzeniach pochodzi od chrześcijańskich duchownych. I na podstawie tego co napisali i komparatystyki z innymi indoeuropejskimi mitologiami próbuje się rekonstruować mitologię Słowian.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 166
jak to nie istnieje jak istnieje, skandynawowie zapisywali, niemcy zapisywali, ci od bizancjum zapisywali, sporo przetrwało wieki po wiochach i zadupiach i też zostało zapisane...
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Swoją drogą to Reymont jest uważany powszechnie za nudziarza i to za sprawą nudnych Chłopów, a wcale takim nudziarzem nie był. Zresztą Chłopi też mi się nawet podobali, a postać Jagny jest jedną z moich ulubionych postaci w lekturach.
Ale wracając do pierwszej myśli to Reymont popełnił takie dwie ciekawe książki i jedna jest wręcz łudząco podobna do pomysłu Orwella z Folwarku, który został napisany o wiele później.

8e943e1a07c524d0cb183235cd15f67e92a5.jpg


Bunt to ostatnia powieść Reymonta, publikowana w 1922 roku na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”, a w 1924 wydana w postaci książki. Powieść radykalnie odstaje od wcześniejszej twórczości Reymonta, jest bowiem połączeniem baśni i antyutopii, opowiadającej o buncie zwierząt przeciwko człowiekowi. Powstanie rozpoczyna się od głoszenia szczytnych haseł o równości, sprawiedliwości i budowaniu powszechnego szczęścia, a w rzeczywistości kończy się krwawą rzezią i zagładą. Powieść była parabolą terroru, którym była rewolucja październikowa, a którą Reymont obserwował w ciągu pięciu lat pomiędzy jej początkiem a rokiem powstania powieści. Z powodów ideologicznych w PRL powieść była zakazana i uległa zapomnieniu. Pierwsze powojenne wznowienie powieści miało miejsce w 2004 roku nakładem wydawnictwa „Fronda”.

imagesdbg_301c67e757bdf406ce3cd08d6e146e91.jpg


Główny bohater, poeta Zenon, jest emigrantem z Polski, który osiedlił się w Londynie. Tam znajduje stabilizację życiową oraz piękną narzeczoną Betsy. Jego życie komplikuje się w chwili, gdy pod wpływem przyjaciela ulega tajemnicom spirytyzmu. Poznaje hinduskiego guru oraz piękną i tajemniczą Daisy. Zafascynowany nią, coraz bardziej ulega jej urokowi. Za jej pośrednictwem kontaktuje się z duchami oraz staje się świadkiem satanistycznych rytuałów. Jego sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy do Londynu przybywa dawna jego ukochana Ada.
http://horror.com.pl/books/recka.php?id=209
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Jak ktoś ma zamiar poznać twórczość znanego i lubianego Brzechwy od tej przemilczanej oraz wstydliwej strony.

1200_urbanek_brzechwa_nie_dla_dzieci-252x391.jpg

http://histmag.org/Jan-Brzechwa-i-stalinizm-8050

Już dość ma Europa was i waszych waliz,
Waszego plotkarskiego po świecie nieróbstwa,
Więc tu siejecie zamęt i płodzicie głupstwa,
Szkalując tych, co w znoju budują socjalizm.
Ślina wasza wytryska jak zatruty strumień –
Pełno was po kawiarniach, w kuluarach, w maglach,
Brniecie ślepi i głusi. Czas was nie ponagla,
Włóczędzy bezdziejowi na bezdrożach sumień.
W sercu Polski, widoczny z daleka,
Będzie trwał tak jak wiara w człowieka,
Będzie trwał tak jak miłość dla dziecka,
Będzie trwał tak jak przyjaźń radziecka.
Robotnicy na zmianie pieniędzy nie stracą,
Bo wzbogacając państwo sami się bogacą,
Bo są gospodarzami na ziemi ojczystej,
Gdzie słychać łoskot maszyn i śpiew traktorzystów.
Gdzie stają nowe domy, rośnie Nowa Huta,
A dłonie są tak mocne, jak nowa waluta!
Przyszłość należy do tych, czyja wola niezłomna
Drogę wskazał nam Stalin – chwała mu wiekopomna!
Świat nowy budujemy od podstaw, od podwalin –
Sta-lin!
Sta-lin!!
Sta-lin!!!
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
1392808.jpg

Government is Violence z esejami Tołstoja na tematy społeczne. Oto przetłumaczone fragmenty:

********

Bandyci

W każdym ludzkim społeczeństwie można znaleźć ambitnych, pozbawionych skrupułów ludzi, którzy są zawsze gotowi popełnić jakikolwiek rodzaj przemocy, rabunku czy morderstwa dla własnej korzyści. W społeczeństwie bez Rządu, ci ludzie byliby bandytami powstrzymywanymi w swoim działaniu częściowo przez konflikt z osobami, które zranili (poprzez oddolną sprawiedliwość, lincz), a częściowo i przede wszystkim przez broń, mającą potężny wpływ na człowieka – opinię publiczną.
Natomiast w społeczeństwie rządzonym przez narzucony autorytet, ci sami ludzie będą tymi, którzy zagarną władzę i użyją ją nie tylko bez osądu opinii publicznej, ale przeciwnie – z jej pełnym wsparciem i pochwałami.

**********

Przesąd Państwa

Istniały okrutne i zgubne przesądy, ofiary z ludzi, palenie czarownic, „religijne” wojny, tortury... ale ludzie uwolnili się od tego. Natomiast przesąd, że Państwo jest świętością ciągle ich więzi i temu przesądowi, ofiarowujemy być może bardziej wyniszczające i zgubne ofiary, niż wszystkim innym.

Istota tego przesądu wygląda w ten sposób: ludzie z różnych miejsc, o najróżniejszych zwyczajach i zainteresowaniach zostali przekonani, że tworzą jedną całość, ponieważ podlegają jednej i tej samej przemocy. Ci ludzie wierzą w to i są dumni z przynależenia do tej kombinacji.

Przesąd ten istniał tak długo i jest utrzymywany z takim zacięciem, że nie tylko ci, którzy odnoszą z niego korzyść – królowie, ministrowie, generałowie, urzędnicy – są pewni, że istnienie, potwierdzenie i rozszerzanie tych sztucznych kombinacji jest dobre, ale nawet grupy wewnątrz tych kombinacji tak przyzwyczaiły się do idei Państwa, że są dumni z bycia Rosjaninem, Francuzem, Anglikiem, czy Niemcem, pomimo faktu, że ani tego nie potrzebują, ani nie przynosi im to niczego, poza złem.

Królewska śmierć

Kiedy królowie są skazani na śmierć w wyniku procesu, jak było w przypadku Karola I, Ludwika XVI i Maksymiliana Meksykańskiego; czy też kiedy skazuje się ich przez konspiracje sądowe, jak było z Piotrem III, Pawłem oraz różnymi sułtanami, szachami, czy khanami – mało się o tym mówi. Ale kiedy zabijani są bez procesu i bez sądu - jak w przypadku Henryka IV we Francji, Aleksandra II, Cesarzowej Austrii, ostatniego szacha Persji – takie wydarzenia budzą wielkie zdziwienie i oburzenie pomiędzy Królami i Cesarzami oraz ich poplecznikami, tak jakby oni sami nie brali udziału w morderstwach.

Prawda jednak jest taka, że nawet najłagodniejsi z tych zamordowanych władców, (jak np. Aleksander II, czy Humbert) pomijając egzekucje w swoich własnych krajach, byli winni morderstw dziesiątek tysięcy ludzi, którzy zginęli na polach bitewnych. Natomiast ci okrutniejsi Imperatorzy i Królowie są winni setek tysięcy, nawet milionów morderstw.

Ogłupienie

Tłum stoi zahipnotyzowany, przez to, co dzieje się przed jego oczami, ale nie rozumie znaczenia, jakie za się za tym kryje. Ludzie widzą, jaką uwagę Imperatorzy, Królowie i Prezydenci poświęcają swoim zdyscyplinowanym armiom; widzą przeglądy, parady i manewry prowadzone przez władców, którymi ci chwalą się jeden przed drugim; ludzie zbierają się tysiącami, żeby oglądać swoich braci przebranych za błaznów – którzy zamienili się w maszyny sterowane dźwiękiem bębna i trąbki, którzy na komendę jednego człowieka, wykonują ten sam ruch. Jednak ludzie nie rozumieją, co to wszystko oznacza.

Znaczenie tych występów jest bardzo jasne: jest to nic innego, jak przygotowania do zabijania.
To wszystko służy ogłupianiu ludzi, tak aby stali się dobrymi instrumentami mordu. Tymi, którzy kierują tym i są z tego dumni, są Królowie, Imperatorzy i Prezydenci. I to właśnie oni,- ci którzy zajmują się głównie planowaniem morderstw, którzy zabijanie uczynili swoją profesją, którzy paradują w wojskowych mundurach i chwalą się lśniącymi narzędziami zagłady – to oni są przerażeni i wzburzeni, kiedy jeden z nich zostaje zamordowany.

(...)

Jedynie przy bardzo powierzchownej ocenie zabijanie władców wydaje się sposobem ocalenia człowieka z opresji i z wojen niszczących ludzkość. Musimy pamiętać, że wojny i prześladowania miały miejsce, bez względu na to, kto był głową Rządu – Mikołaj, czy Aleksander, Fryderyk, czy Wilhelm, Napoleon, czy Ludwik, Palmerstone, czy Gladstone, McKinley, czy ktokolwiek inny.

Musimy zrozumieć, że to nie jakaś określona osoba jest przyczyną prześladowań i wojen, które zabijają całe narody. Nieszczęście ludzkości przychodzi nie z rąk określonej osoby, ale z określonego porządku społeczeństwa, w którym ludzi są razem uwięzieni, pod władzą kilku osób, albo częściej nawet jednego człowieka.

Taki człowiek jest tak bardzo wypaczony przez swoją nienaturalną pozycję, jako władca żyć milionów poddanych, że zawsze znajduje się w chorobliwym stanie umysłu i zawsze w mniejszym, czy większym stopniu cierpi na manię szukania chwały i docenienia jego świetności.

Egipskie piramidy

Patrzymy na egipskie piramidy i przeraża nas świadomość okrucieństwa i szaleństwa tych, którzy rozkazali je wznieść, jak również tych, którzy spełnili ten rozkaz. Ale czym różnią się oni w swoim szaleństwie od tych, którzy dzisiaj wznoszą w miastach trzydziestosześciopiętrowe budynki i są z nich dumni?

Dookoła rozciąga się ziemia porośnięta trawą, lasami, z czystą wodą, czystym powietrzem, słońcem, ptakami, zwierzętami, ale człowiek z potwornym wysiłkiem zakrywa słońce przed innymi, wznosząc trzydziestosześciopiętrowy budynek, którym szarpią wiatry, gdzie nie ma ani trawy, ani drzew, gdzie wszystko – zarówno woda, jak i powietrze – jest zanieczyszczone, gdzie pożywienie jest sztuczne i niesmaczne, gdzie samo życie jest ohydne i niezdrowe.

Czy nie jest oznaką szaleństwa całego ludzkiego społeczeństwa, nie tylko stworzyć takie piekło, ale ponadto być z tego dumnym?

To tylko jeden przykład: popatrz dookoła i sam zobaczysz, co sprawia, że te trzydziestosześciopiętrowe budynki w niczym nie różnią się od egipskich piramid.
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Wolność od Państwa

z esejów Lwa Tołstoja


Niezrozumienie czym jest wolność i w wynikająca z niego idea, że wolnością jest przyzwolenie pewnych ludzi na pewne działania, jest ogromną i groźną pomyłką.

Pomyłka ta polega na tym, że ludzie naszych czasów wyobrażają sobie, że służalcze poddanie się przemocy Państwa jest ich naturalną pozycją, i że autoryzacja przez Państwo pewnych działań, przez nie samo zdefiniowanych, jest wolnością. To tak, jakby niewolnicy uważali, że są wolni, bo mają pozwolenie na pójście do kościoła w niedzielę, mogą się kąpać w ciepłej wodzie, albo w wolnym czasie mogą sobie połatać ubranie.

Wystarczy na minutę odrzucić utarte tory myślenia i zakorzenione przesądy, i przeanalizować pozycję każdego człowieka na świecie, bez względu na to, czy należy do najbardziej despotycznego, czy też najbardziej demokratycznego Państwa, żeby ogarnęło nas przerażenie na widok niewolnictwa w jakim żyją ludzie, wyobrażając sobie, że są wolni.

Nad każdym człowiekiem, bez względu na miejsce jego narodzin, istnieje grupa osobników, całkowicie mu nieznanych, którzy ustanawiają prawa mające kierować jego życiem. Te prawa mówią mu, co robić, a czego nie robić.

Im doskonalsza jest organizacja Państwa, tym ciaśniejsza jest sieć tych praw. Określają one, komu i jak powinien on zaprzysiąc posłuszeństwo oraz komu musi obiecać, że będzie przestrzegał wszystkich wymyślonych i ustanowionych praw.

Określone jest jak i kiedy człowiek może zawrzeć związek małżeński (wolno mu poślubić tylko jedną kobietę, ale może korzystać z prostytutek). Określone jest jak może się rozwieść, jak powinien utrzymywać swoje dzieci, które może uznać za legalne, a które nie, od kogo i jak może dziedziczyć i komu przekazać swoją własność.

Państwo określa, czym jest złamanie prawa oraz jak i przez kogo będzie osądzony i ukarany. Określone jest kiedy i dlaczego obywatel ma się pojawić w sądzie jako świadek, albo przysięgły.

Określone jest kiedy i jak musi zaszczepić swoje dzieci. Zdefiniowane są metody, które musi stosować, i którym musi się podporządkować w przypadku, kiedy dotknie go taka, czy inna choroba (albo jego rodzinę, czy kota).

Określone są szkoły, do których musi posłać swoje dzieci, jak również proporcje i stabilność domu, który buduje.

Ustanowione są sposoby utrzymania jego zwierząt koni, psów, jak ma używać wodę i gdzie może chodzić, poza ścieżkami.

Za niestosowanie się do tych wszystkich rzeczy (i wielu innych) ustanowione są prawa i kary. Niemożliwe jest wymienić wszystkie te prawa, którym musi się podporządkować, a których nieświadomość (choć niemożliwością jest poznanie ich wszystkich) nie może być uznana za żadne wytłumaczenie, nawet w najbardziej demokratycznym Państwie.

Ponadto, obywatel znajduje się w takiej sytuacji, że kiedy kupuje jakikolwiek artykuł: sól, piwo, wino, ubranie, żelazo, olej, herbata, cukier, itd., musi oddać dużą część swoich pieniędzy na pewne przedsięwzięcia, które są mu całkowicie nieznane, albo na procenty od długów zaciągniętych kiedyś przez kogoś, za czasów jego dziada i pradziada.

Oprócz tego musi oddać część swoich zarobków z okazji zmiany miejsca zamieszkania, przyjęcia spadku, czy jakiejkolwiek innej transakcji ze swoim bliźnim.

Ponadto uprawiając ziemię, wymaga się od niego kolejnych opłat, tak jakby utrzymywał się przez pracę innych, a nie swoją własną. W ten sposób wielka część jego robocizny, zamiast być użyta na zaspokojenie własnych potrzeb i potrzeb swojej rodziny, idzie na zapłatę podatków, taryf i monopoli.

Jest coś jeszcze gorszego! W niektórych Państwach (w większości), kiedy człowiek osiągnie pewien wiek, musi przejść służbę wojskową, najokrutniejszą niewolę, musi iść i walczyć.

Jednakże ludzie znajdujący się w tej sytuacji, nie dostrzegają swojego niewolnictwa, ale są z niego dumni, uważając się za wolnych obywateli wielkich Państw, jak Anglia, Francja, czy Niemcy. Są tak samo dumni, jak pachołek szczyci się ważnością swojego pana.

Wydawałoby się naturalną rzeczą, że niezdeprawowany, obudzony duchowo człowiek, odkrywając, że znajduje się w tak przerażającej i upokarzającej sytuacji, powie: „Dlaczego mam się na to zgadzać? Pragnę żyć moim życiem w najlepszy sposób! Chcę sam decydować za siebie, co jest przyjemne, użyteczne i potrzebne. (...) Jeśli ktoś tego chce, proszę bardzo, ale ja tego nie potrzebuję. Siłą możecie mi zabrać, co chcecie, możecie mnie zabić, ale z własnej woli nie zostanę niewolnikiem”. Wydawałoby się czymś naturalnym działać w ten sposób, ale nikt tego nie robi.

Wiara, że przynależność do tego, czy innego Państwa jest koniecznym warunkiem ludzkiej egzystencji, stała się tak silnie zakorzeniona, że ludzie nie są w stanie działać w oparciu o swój własny rozsądek, swój własny zmysł, co jest dobre, a co złe.

3.jpg


Walka pomiędzy Państwem a ludźmi
Lew Tołstoj

Trwająca od wieków walka pomiędzy Państwem, a ludźmi, prowadziła do wymiany jednej władzy na drugą, później na kolejną, itd. Jednakże w naszym europejskim świecie, od połowy zeszłego wieku, dzięki postępowi technicznemu, władza Rządu została wsparta takimi środkami obrony, że walka z nim stała się niemożliwością.

Proporcjonalnie do wzrostu swej potęgi, zwiększyła się wewnętrzna niespójność władzy. Esencją rządu jest przekonanie, że władza i przemoc są czymś korzystnym. Żeby władza była czymś dobrym, powinna znajdować się w rękach najlepszych z ludzi. Tymczasem posiadają ją najgorsi z rodzaju ludzkiego. Dlaczego? Sama natura władzy, która opiera się na przemocy wobec bliźniego jest taka, że dobrzy ludzie jej nie pragną i przez to nigdy jej nie osiągają, ani nie są w stanie utrzymać.

Ta sprzeczność jest tak jaskrawa, że każdy powinien ją dostrzec. Jednakże pompatyczna otoczka władzy, strach jaki budzi i bezwładna moc tradycji sprawiły, że musiały upłynąć wieki, a nawet tysiące lat, zanim ludzie zdali sobie sprawę ze swojej pomyłki.
Dopiero ostatnio człowiek zaczął rozumieć, że poza otoczką dostojności i powagi, esencja władzy zawiera się w groźbie pozbawienia obywateli własności, wolności i życia. Dlatego królowie, imperatorzy, prezydenci, ministrowie, sędziowie i inni, którzy poświęcają życie temu zadaniu, którzy nie posiadają żadnego innego celu, poza utrzymaniem swojej korzystnej pozycji, nie tylko nie są najlepszymi z ludzi, ale najgorszymi, i jako tacy, swoją potęgą nie mogą wnieść niczego dla dobra ludzkości. Przeciwnie – przedstawiciele władzy zawsze reprezentowali i reprezentują jedną z głównych przyczyn społecznych klęsk ludzkości.

Dlatego władza, którą poprzednio zdobywano przy entuzjazmie i oddaniu ludzi, obecnie wśród większości społeczeństwa budzi nie tylko obojętność, ale często wzgardę i nienawiść.

Bardziej oświecona część ludzkości rozumie teraz, że cały ten pompatyczny pokaz, którym otacza się władza, jest niczym innym, jak strojem kata, który odróżnia się od innych skazanych, ponieważ zajmuje się najbardziej niemoralnym i haniebnym zajęciem.

W dzisiejszych czasach władza, będąc świadoma rozprzestrzeniania się tego nastawienia wśród ludzi, nie próbuje opierać się na fundamencie elekcji, ani na wrodzonych zaletach władcy, ale spoczywa w pełni na przymusie. Z tego też powodu traci coraz bardziej zaufanie ludzi, i tracąc je, polega coraz bardziej na przemocy i kontroli wszystkich czynności naturalnego życia. W ten sposób budzi jeszcze większą wrogość.

Sielanka.jpg
 
OP
OP
D

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
Jak żyć bez Rządu?

Lew Tołstoj z eseju "Niewolnictwo naszych czasów"


Przyczyną nieszczęśliwych warunków życia jest niewolnictwo. Powodem niewolnictwa jest ustawodawstwo. Ustawodawstwo opiera się na zorganizowanej przemocy.

Wynika z tego, że polepszenie warunków życia ludzi możliwe jest tylko przez zakazanie zorganizowanej przemocy.

„Ale zorganizowaną przemocą jest Rząd. Jak możemy żyć bez niego? Bez Rządu nastąpi chaos, anarchia, zginą wszystkie osiągnięcia cywilizacji i ludzie cofną się do pierwotnego barbarzyństwa.”
Jest czymś normalnym, że zarówno ci, którzy czerpią korzyść z obecnego porządku, jak i ci, którzy są wykorzystywani, nie mogą wyobrazić sobie życia bez przemocy Rządu. Mówią, że nie wolno nam podnieść ręki na istniejący porządek rzeczy. Według nich zniszczenie Rządu będzie początkiem nieszczęść, zamieszek, rabunków i morderstw, a ostatecznie najgorsi z ludzi przejmą władzę i zrobią niewolników z dobrych ludzi. Prawda jest jednak taka, że wszystkie te rzeczy: zamieszki, rabunki, morderstwa, tyrania niegodziwców, niewolnictwo dobrych już się zdarzyło i ciągle ma miejsce, więc założenie, że zakłócenie istniejącego porządku spowoduje chaos, nie jest dowodem, że obecny system jest dobry.

„Dotknij tylko obecnego porządku i stanie się najgorsze.” Dotknij tylko jedną cegłę z tysiąca ułożonych w wąską wieżę, a wszystkie cegły przewrócą się i roztrzaskają! Ale fakt, że usunięcie, czy popchnięcie jednej cegły zniszczy taką wieżę i roztrzaska cegły, udowadnia jedynie, że układanie cegieł w takiej nienaturalnej i niebezpiecznej pozycji nie jest zbyt mądre. Wręcz przeciwnie – wynika z tego, że cegły powinno się ułożyć porządnie, poziomo, żeby można było z nich korzystać bez zniszczenia całej struktury.

Tak samo jest z instytucją Państwa. Państwo jest czymś skrajnie nienaturalnym i sztucznym, i fakt że małe pchnięcie może je zniszczyć, nie tylko nie potwierdza jego konieczności, ale przeciwnie – pokazuje, że choć kiedyś było potrzebne, obecnie jest zbędne, a ponadto szkodliwe i niebezpieczne.

Jest szkodliwe i niebezpieczne ponieważ organizacja państwowa nie walczy ze złem istniejącym w społeczeństwie, ale raczej umacnia je. Umacnia je, albo przez znalezienie dla zła usprawiedliwienia i atrakcyjnego kształtu, albo przez ukrycie go.

Wszelkiego rodzaju dobrobyt ludzi, który widzimy w tak zwanym prosperującym Państwie, kierowanym przemocą, jest tylko pozorem, fikcją. Ukrywane jest wszystko, co zepsułoby zewnętrzną fasadę – głodni, chorzy, kryminaliści. Jednak to, że ich nie widzimy, nie znaczy, że nie istnieją. Wręcz przeciwnie – im bardziej się ich ukrywa, tym więcej ich będzie, zwiększy się również okrucieństwo wobec nich z rąk odpowiedzialnych za ich położenie.

To prawda, że zakłócenie, czy tym bardziej powstrzymanie przemocy Państwa, zakłóca zewnętrzne pozory dobrobytu, ale te zakłócenia nie są źródłem nieporządku, ale raczej pomagają zobaczyć to, co było.

Gdzieś tak do końca dziewiętnastego stulecia, ludzie myśleli, że nie mogą żyć bez Rządu. Ale życie idzie do przodu i koncepcje ludzi zmieniają się. Nie będąc w stanie znieść wysiłków Rządu, żeby utrzymać ich w dziecinnej ignorancji, ludzie, a szczególnie robotnicy, zarówno w Europie, jak i w Rosji, coraz bardziej rozumieją swoje prawdziwe położenie.

„Mówicie, że gdyby nie wy, pokonałyby nas sąsiednie kraje – Japonia, albo Chiny. Ale my czytamy gazety i wiemy, że nikt nie grozi nam atakiem. Tylko wy, którzy nami rządzicie, z jakiejś nieznanej nam przyczyny drażnicie się nawzajem, a później, pod pretekstem obrony obywateli, rujnujecie nas podatkami, z których utrzymujecie flotę, armię, kupujecie broń – wszystko to służy jedynie spełnieniu waszych ambicji i próżności. Następnie wywołujecie wojny, jak właśnie zrobiliście z pokojowymi Chinami. Mówicie, że bronicie ziemi dla naszej korzyści, ale wasza obrona ma następujący skutek: wszystka ziemia przeszła, albo przechodzi pod kontrolę bogatych banków, które nie pracują, podczas gdy my, przeważająca większość ludzi, zostaliśmy pozbawieni ziemi i dostaliśmy się pod kontrolę tych, którzy nie pracują. Wy, z waszymi prawami, nie bronicie prawa własności ziemi, ale zabieracie ją z rąk tych, którzy na niej pracują. Mówicie, że zapewniacie każdemu obywatelowi owoce jego pracy, ale robicie dokładnie na odwrót: dzięki waszej pseudo-ochronie ci, którzy produkują coś wartościowego, znajdują się w takiej pozycji, że nie tylko nie otrzymują wartości swojej produkcji, ale ponadto ich życie znajduje się całkowicie w rękach tych, którzy nie pracują.”

Jest powiedziane, że bez Rządu pozbawieni zostaniemy oświeconych, edukacyjnych i publicznych instytucji, których wszyscy potrzebują.

Dlaczego miałoby tak być? Dlaczego myśleć, że zwykli ludzie nie mogą ułożyć swojego życia lepiej, niż robią to za nich ludzie z Rządu?

Przeciwnie – widzimy, że w najróżniejszych sprawach, ludzie w naszych czasach układają sobie życie nieporównywalnie lepiej, niż próbujące nimi rządzić Państwo. Bez pomocy Rządu, a często pomimo jego ingerencji, ludzie organizują wszelkiego rodzaju społeczne inicjatywy – związki zawodowe, kooperatywy, syndykaty, itp.

Dlaczego mielibyśmy zakładać, że wolni ludzie, bez żadnych nacisków, nie będą w stanie dobrowolnie zebrać potrzebnych środków, i robić to, co teraz robione jest za pomocą podatków, jeśli tylko konkretne działanie będzie pożyteczne dla wszystkich? Dlaczego zakładać, że nie może być sądów bez przemocy? (…)

Jesteśmy tak zdeprawowani przez długoletnie niewolnictwo, że nie możemy wyobrazić sobie zarządzania bez przemocy. Ale nie musi tak być. Rosyjskie społeczności emigrujące do odległych regionów, gdzie Rząd zostawia ich w spokoju, organizują swoje własne podatki, zarządzanie, sądy i policję, i zawsze kwitną, dopóki przemoc rządowa nie wmiesza się w ich sprawy. Dlatego też nie ma powodów przypuszczać, że ludzie nie mogliby, przez wspólną porozumienie, zdecydować, jak używać ziemię.

Osobiście znałem ludzi – Kozaków z Uralu, którzy żyli, bez uznania prywatnej własności ziemi. Istniał tam taki dobrobyt i porządek, jakiego nie doświadczymy w miejscu, gdzie prawo własności ziemi bronione jest przemocą. (…)

Obrona własności ziemi za pomocą przemocy rządowej, nie tylko, że nie powstrzymuje zmagania się o ziemię, ale przeciwnie – wzmaga konflikt, a niejednokrotnie jest jego przyczyną.

Gdyby nie obrona prawa własności ziemi i wynikający z niej wzrost cen, ludzie nie gnieździliby się na tak małych przestrzeniach, ale rozproszyliby się po wolnej ziemi, której tyle jest na świecie. (…)

Podobnie, jeśli chodzi o rzeczy produkowane przez ludzi. Rzeczy wyprodukowane przez człowieka, rzeczy które potrzebuje – jego własność, są chronione przez zwyczaj, opinię publiczną, poczucie sprawiedliwości i wzajemną pomoc – nie trzeba chronić tego przemocą.

Dziesiątki tysięcy hektarów ziemi należy do jednego właściciela, podczas gdy tysiące ludzi, gnieździ się na małej przestrzeni. Podobnie dzieje się w fabrykach, gdzie kolejne pokolenia robotników są okradane przez kapitalistów. Tysiące ton ziarna jest własnością jednego człowieka, który przetrzymuje je na czas głodu, kiedy będzie mógł kilkakrotnie zwiększyć jego cenę.

Żaden człowiek, jak nikczemny by nie był, poza bogaczami i urzędnikami rządowymi, nie zabrałby plonu komuś, kto z niego żyje, czy krowy, która obdarza jego i jego rodzinę mlekiem, czy pługu, który sam zrobił i używa w polu. Gdyby ludzie znaleźli kogoś, kto jednak odważyłby się na takie bandyctwo, ich gniew nie znałby granic.

Mówi się: „Spróbuj znieść prawa własności ziemi i fabryk, a nikt nie będzie pracował, wiedząc, że nie ma żadnej pewności, że będzie mógł zatrzymać owoc swojej pracy”. Jest dokładnie na odwrót: używanie przemocy dla obrony praw własności zdobytych niemoralnie, co jest obecnie normą, osłabiło wśród ludzi naturalne poczucie sprawiedliwości, jeśli chodzi o własność (…).

Dlatego nie ma żadnego powodu, aby oczekiwać, że ludzie nie będą w stanie ułożyć swego życia bez zorganizowanej przemocy. Oczywiście, można powiedzieć, że konie, czy byki muszą być prowadzone przez silną rękę (przemoc) racjonalnej istoty – człowieka. Dlaczego jednak człowiek miałby być prowadzony nie przez jakąś wyższą istotę, ale ludzi, jak on sam? Dlaczego miałby się podporządkować przemocy tych, którzy akurat są u władzy? Jaki jest dowód, że są oni mądrzejsi od niego?

Fakt, że pozwalają sobie na użycie przemocy wobec poddanych świadczy jedynie, że nie są bardziej, ale raczej mniej mądrzejsi od tych, którzy im podlegają. Jest to prawdą, zarówno jeśli chodzi o władzę dziedziczną, czy wybory w krajach konstytucjonalnych. Władzę zawsze zagarniają ludzie bez sumienia i moralności.

Powiedziane jest: „Jak ludzie mogą żyć bez Rządu i jego przemocy?” Powinno się raczej zapytać: „Jak racjonalni ludzie mogą żyć, wiedząc, że ich życie społeczne podlega przemocy, a nie wzajemnemu porozumieniu?”

tolstoj.jpg
 
Do góry Bottom