Kobiety a cywilizacja

tolep

five miles out
8 565
15 466
Reakcjonizm to prawica.

nie zmieniaj tematu. Była mowa o proletariacie który stawia opór inzynierii społecznej neomarksitokulturowców. Jest to opór co najwyzej rozumiany jako konserwatyzm. Sprzeciwianie się zmianom trudno uznać za "kulturotwórstwo", poza tym opór proletariatu jest co najwyżej bierny.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
No i jakich wielkich prawicowych artystów zdolnych dotrzeć do ludzi w popkulturze? Jakieś współczesne prawicowe bestsellery mógłbyś mi polecić? W Polsce może trochę fantastyki i sci-fi by się znalazło, ale na Zachodzie?

Heh, a teraz to już jedziesz po bandzie. Prawica po prostu w większości nie potrafi tworzyć sztuki, polecam big five i co sprawia, że ludzie grawitują do bycia lewakiem lub prawakiem. Tak się składa, że ten sam wyznacznik określa czy ktoś jest zainteresowany sztuką lub nie. Prawicowej sztuki prawie że nie ma, bo nie ma prawicowych odbiorców/twórców zainteresowanych sztuką. Tak więc nikt nie będzie tworzył pod target, który i tak nie jest zainteresowany odbiorem. Podałem ci logiczny argument w poprzednim poście, może odpowiedz na niego.

Podsumować to można tak, że prawica chciałaby artystycznie dotrzeć do ludzi, ale nie potrafi. Przecież nikt nie zabrania prawicowcom tworzyć, ale lepiej im wychodzi rozprzestrzenianie idei w sferze politycznej.

OK, w sumie to jest na tyle marginalne, że i tak się nie zwraca na to uwagi, tym bardziej, że nie mają za sobą żadnych mediów. Poza tym, tutaj decyduje raczej aspekt wieku, chyba że uznamy, że młodej prawicy w ogóle nie ma i zaczyna pojawiać się na starość, gdy ludzie zostają dewotami.

FOX News jest. Dochodzimy jednak do momentu, w którym przyznajesz, że jednak prawica chcę ingerować, ale robi to na mniejszą skalę. Zgadzam się.

Ustalanie limitów wiekowych na spożywanie używek z całą pewnością nie jest żadnym charakterystycznym postulatem dla prawicy, ale ogólnym konsensusem całej sceny politycznej i generalnie populacji w epoce, w jakiej żyjemy.


To, że nie jest to postulat EKSKLUZYWNY dla prawicy nie oznacza, że prawica tym postulatem również nie narusza autorytetu rodziny. To jest na prawdę słabe z twojej strony, używać błędów logicznych w argumentacji.

Z chrześcijaństwem podzielonym na ortodoksję, protestantyzm i coraz bardziej przecwelony przez lewicę posoborowy katolicyzm? Wolne żarty. Ta oś już dawno została pogruchotana i nawet w Polsce między wierzącymi masz poważne podziały - inaczej nie byłoby czegoś takiego jak krytyka środowisk radiomaryjnych.

Jak wyżej, znowu błąd logiczny. "Oś obecnie jest pogruchotana, ergo nie ma i nigdy ie było osi". Tak samo pogruchotana jest oś proletariacka, a ja nie widzę, żeby nowa lewica budowała jakąś nową gejowsko-muzułmańską-transpłciową oś klasową.

Dla mnie to jest to samo, tylko po rebrandingu.

A dla mnie nie.

No i nie musi posiadać. Oryginalny marksizm również w swych podstawach był ideologią destrukcji. Podsunął ten pomysł i metodę działania lewicowcom, o których tutaj piszesz - to, że darowali sobie oni pozytywny program, też nie dziwi, bo ta część marksizmu nie działa. Ta destrukcyjna natomiast działa natomiast świetnie.

Bullshit, tutaj od 5:47 dobrze mówią:



Jak się okazało, że marksiści nie mogli stworzyć utopii metodami naukowymi, to stali się antynaukowymi dekonstrukcjonistami. Jak to według ciebie jest kompatybilne z marksizmem to nie wiem. Hicks nazywa ich prawidłowo postmodernistami, a nie marksistami kulturowymi.

Ta destrukcyjna natomiast działa natomiast świetnie.

I znowu trafiasz na ścianę, bo ja się zgadzam, że destrukcyjnie to działa, ale ludzie kwaczący coś o marksizmie kulturowym, nonstop jojczą coś o chęci budowania nowego porządku/nowej komuny... A oni tylko robią dekonstrukcję, czy tak właśnie uważasz?

Zresztą gdybyś popytał feministek czy zwolenników LGBT po co oni się w to w ogóle angażują, pewnie powiedzieliby Ci o swoim pozytywnym programie na swoim poletku.

Czyli jesteś w stanie przedstawić ich pozytywny program? Czy może nigdy nikt nie debatował z feministkami na ten temat i dlatego nie jesteś w stanie go przedstawić? Gdyby program był, to byśmy go znali.


Ok, z tym stanowczym odcinaniem się od marksa poleciałem z wiatrem. Z tym, że teoria krytyczna jedzie po marksizmie ostro trochę też, ale krytyki marksizmu jest w niej dużo.

No można, bo wykorzystują jego pomysł na działanie.

Czyli? Opisz ten pomysł.

W tym samym celu. Klasa robotnicza białego koloru najwyraźniej nie ma wystarczającego potencjału rewolucyjnego i bardziej obiecujące są gendery, muslimy i transy.

Ale rozumiesz, że nie da się przeprowadzić rewolucji z wykorzystaniem tych klas? Kobiety będą robiły rewolucję wobec mężczyzn... Ale nie gejów... A geje i transy wobec muslimów? Piszę od paru postów, że cały ten marksizm kulturowy nie ma nawet koherentnej teorii klasowej, a ty mi tu wciskasz coś o robieniu przez nich rewolucji...
 
Ostatnia edycja:

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Była mowa o proletariacie który stawia opór inzynierii społecznej neomarksitokulturowców.

Nie było mowy o niczym takim.

Jest to opór co najwyzej rozumiany jako konserwatyzm.

Weź już nie mąć, dobra? Fat pisał o: "Elektoracie prawicowo-religijno-nacjonalistycznym". Nie wiem skąd sobie jakiś proletariat wziąłeś. Opór prawicy nazywaj sobie jak chcesz, nie zmienia to faktu, że samo stawianie oporu oznacza niechęć do stracenia kontroli/wpływu/udziału w czymś. Jeżeli prawica nie chce, aby porozwalano pomniki konfederackie, to oznacza to, że chcę aby te pomniki dalej trwały i wpływały na kulturowy landscape.

Poza tym, dawałem przykłady np. walki z pornografią, czyli próbami ingerowania w stan zastany, czyli żaden opór przed zmianą, tylko wyraźna chęć wprowadzenia zmiany.

Sprzeciwianie się zmianom trudno uznać za "kulturotwórstwo", poza tym opór proletariatu jest co najwyżej bierny.

Jeżeli prawica nie jest kulturotwórcza to znaczy, że nie może posiadać i nie posiada żadnej kultury, wiec nie ma co bronić.
 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 565
15 466
Wniosek że proletariat jest prawicowy dlatego że wykazuje pewien konserwatyzm jest tak samo błędny jak (co wcześniej wspomniano) wniosek że proletariat jest lewicowy, bo z entuzjazmem reaguje na 500+

Proletariat nie jest prawie w ogóle polityczny, dlatego zawiódł nadzieje pierwszych marksistów, a neomarksiścikulturowi mają do niego wręcz wrogi stosunek.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Wniosek że proletariat jest prawicowy dlatego że wykazuje pewien konserwatyzm jest tak samo błędny jak (co wcześniej wspomniano) wniosek że proletariat jest lewicowy, bo z entuzjazmem reaguje na 500+

Ale z kim ty teraz dyskutujesz? lmao

Proletariat to klasa społeczne pozbawiona środków produkcji, nie jest ani ekskluzywnie lewicowa ani prawicowa, bo poglądy jednostek składających się na nią nie mają żadnego znaczenia co do przynależności do tej klasy. To masa różnorodna politycznie.

Proletariat nie jest prawie w ogóle polityczny

Jest polityczny jak wszystkie inne klasy.

dlatego zawiódł nadzieje pierwszych marksistów

Bo wbrew przewidywaniom Marksa, kapitalizm mocno poszerzył klasę średnią i zmniejszył proletariat, geniuszu. Wybory wygrywa większość, dlatego pandering pod klasę robotniczą to dla nowej lewicy ślepa uliczka.
 

tolep

five miles out
8 565
15 466
Wciąż jeszcze klasycznie definiowanych proletariuszy, nawet traktowanych ściśle, tzn. bez korpoludków w openspace - jest więcej niż wszystlich LGBTQWERTY razem wziętych.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Wciąż jeszcze klasycznie definiowanych proletariuszy, nawet traktowanych ściśle, tzn. bez korpoludków w openspace - jest więcej niż wszystlich LGBTQWERTY razem wziętych.

I co w związku z tym? Ludków z LGBTQWERTY jest mało, ale to klasa średnia wygrywa wybory. Tylko, że klasa średnia nie lubi zbytnio ekonomicznego lewicowania, ale bardziej od tego nie lubi też rasizmu, seksizmu, ksenofobii i ogólnie chce być so tolerant. Co więcej, klasa robotnicza nie zahacza o uniwerki. Dlatego lewica musiała zmienić paradygmat z marksistowskiego na postmodernistyczno-relatywistyczno-postępacki. Inaczej ci intelektualiści, aktywiści i politycy zdechli by z głodu.


Ciekawostka:

https://en.wikipedia.org/wiki/Cultural_Bolshevism

Cultural Bolshevism (German: Kulturbolschewismus), sometimes referred to specifically as "art Bolshevism" or "music Bolshevism",[1] was a term widely used by critics in Nazi Germany to denounce modernist movements in the arts, particularly when seeking to discredit more nihilistic forms of expression. This first became an issue during the 1920s in Weimar Germany. German artists such as Max Ernst and Max Beckmann were denounced by Adolf Hitler, the Nazi Party and other right-wing nationalists as "cultural Bolsheviks". The propaganda term persisted after such art forms became disapproved of in the Soviet Union under Joseph Stalin as bourgeois, in favor of the more realist-orientated aesthetics of socialist realism.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Heh, a teraz to już jedziesz po bandzie. Prawica po prostu w większości nie potrafi tworzyć sztuki, polecam big five i co sprawia, że ludzie grawitują do bycia lewakiem lub prawakiem. Tak się składa, że ten sam wyznacznik określa czy ktoś jest zainteresowany sztuką lub nie. Prawicowej sztuki prawie że nie ma, bo nie ma prawicowych odbiorców/twórców zainteresowanych sztuką.
I dlatego właśnie nie jest w stanie wpływać skutecznie na kulturę. Poza tym, teraz, w demokracji nie potrafi. Jakoś wcześniej, na przykład za feudalizmów, to co byś uznał za prawicowe, bo tradycjonalistyczne, było bardzo szeroko, wręcz dominująco reprezentowane w sztuce. Nawet jeśli wówczas artyści byli "lewicowi", to mecenat był "prawicowy" i płacił za reprezentowanie swoich wartości w sztuce. Miałeś więc pełno sztuki sakralnej lub tej robionej na zlecenia władzy czy bogatszej szlachty czy mieszczaństwa i ludzi robiących hajs a czasem nawet i wybijających się na takich zleceniach.

Teraz znaczenie czegoś takiego jest niewielkie, jeśli w ogóle jakieś a prawicowa sztuka została poupychana po muzeach. Nowej prawicowej sztuki w zasadzie nie ma.
Tak więc nikt nie będzie tworzył pod target, który i tak nie jest zainteresowany odbiorem.
Na pewno nie jest zainteresowany tanią prowokacją i lewicową propagandą, która ostatnimi czasy nawet tanią rozrywkę jest w stanie przenicować.
Podałem ci logiczny argument w poprzednim poście, może odpowiedz na niego.

FOX News jest. Dochodzimy jednak do momentu, w którym przyznajesz, że jednak prawica chcę ingerować, ale robi to na mniejszą skalę. Zgadzam się.
Może i chce, ale nie jest w stanie, bo nie jest w stanie narzucić swoich warunków w kulturze i nie ma środków, aby to zrobić, ani pomysłu na jakaś wielką, porywającą narrację.

To, że nie jest to postulat EKSKLUZYWNY dla prawicy nie oznacza, że prawica tym postulatem również nie narusza autorytetu rodziny.
Dobra, to już zależy od tego, co uznamy za prawicowe - oryginalnie naruszanie autorytetu rodziny prawicowym nie było. Jeżeli teraz jest, to świadczy jedynie o przesiąknięciu samej prawicy marksizmem (czy nawet trafniej: engelsizmem), który jako pierwszy skutecznie zakwestionował autorytet rodziny i starał się ją rozbić, by przeprowadzić rewolucję komunistyczną i zmienić wychowanie [Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa].

Jak wyżej, znowu błąd logiczny. "Oś obecnie jest pogruchotana, ergo nie ma i nigdy ie było osi".
Nie mówię, że nigdy nie było. Mówię, że teraz nie można się na niej opierać, a jeśli ktoś chce, to tylko na tym przegra. Nawet zwycięstwo Alt-Rightu świadczy o tym, że prawica się barbaryzuje i nie odnosi się do tego, co chciałbyś uznać za tradycyjne. W internetach trumpowcy nie wygrali przecież pobożnością i memami o Jezusie.

Tak samo pogruchotana jest oś proletariacka, a ja nie widzę, żeby nowa lewica budowała jakąś nową gejowsko-muzułmańską-transpłciową oś klasową.
Lewica buduje oś antykapitalistyczną. Proletariat, geje, muzułmanie i transpłciowcy czy ktokolwiek inny, kto pasi lewicy w danym momencie, to są narzędzia do obalania kapitalizmu. Jeżeli tracą potencjał rewolucyjny, to stają się zbędni dla lewicy, która szuka bardziej obiecujących grup. Tak to działa.

Bullshit, tutaj od 5:47 dobrze mówią:


Jak się okazało, że marksiści nie mogli stworzyć utopii metodami naukowymi, to stali się antynaukowymi dekonstrukcjonistami. Jak to według ciebie jest kompatybilne z marksizmem to nie wiem. Hicks nazywa ich prawidłowo postmodernistami, a nie marksistami kulturowymi.
Jest to kompatybilne z celami marksizmu. Poza tym, na tym polega robienie rewizji, że wyrzuca się to, co nie działa i zastępuje tym, co lepiej rokuje na przyszłość.

I znowu trafiasz na ścianę, bo ja się zgadzam, że destrukcyjnie to działa, ale ludzie kwaczący coś o marksizmie kulturowym, nonstop jojczą coś o chęci budowania nowego porządku/nowej komuny... A oni tylko robią dekonstrukcję, czy tak właśnie uważasz?
Ja uważam, że oni sami już nie wiedzą, co robić z władzą, bo zwyczajnie nie byli przygotowani na swój własny sukces. Opanowali ogół instytucji zachodniego świata, mają przewagę na każdym polu, zdominowali całkowicie kulturę, ale zwyczajnie skończyły im się pomysły na to, co z tym można zrobić a zdają sobie sprawę, że klasyczny marksizm nie wypali. Problem tkwi w tym, że wszystkie te dawne doktryny były atrakcyjne dla kogoś, kto chciał być trybunem ludu. Trudno uchodzić za obrońcę uciśnionych, kiedy od dłuższego czasu samemu się nimi rządzi i ich uciska. Jedyne co można zrobić w takiej sytuacji, to jak najdłużej zachować władzę. A można to zapewnić właśnie przez zaognianie kolejnych konfliktów w społeczeństwie, zapewnianie arbitrażu na korzyść kolejnych "progresywnych" grup społecznych, czyli tresurę według tego samego oklepanego schematu. Dzisiaj dialektyka pana i niewolnika nie służy jakiejś ogólnoświatowej rewolucji (na którą ogół pożytecznych idiotów wciąż ma nadzieję), jak było to w oryginalnym marksizmie, ale zabezpieczeniu zdobytej w międzyczasie przez marksistów pozycji i jej utrwalaniu. Oni wiedzą, że nic więcej nie osiągną a utopia jest utopią.

Oficjalnie skrajna lewica może mówić o swym pragnieniu zniszczeniu kapitalizmu, ale służy to raczej za lep dla nowych, naiwnych komuszków, bo ci którzy zdążyli się postarzeć, wiedzą, że jest to nierealne. Można znacjonalizować gospodarkę gdzieś lokalnie, ale jeść coś też przecież trzeba. Lewica zawsze będzie starała się werbować ludzi z antykapitalistycznym resentymentem, bo na tym polega jej podstawowy lep, więc zawsze będzie chciała przedstawić jakąś perspektywę możliwego ostatecznego zwycięstwa nad wyzyskiem, ale niczego z tego nie zrealizuje, bo chodzi tylko o zdobycie i utrzymanie władzy. Z kreowania kolejnych poszkodowanych grup tożsamościowych i walki o ich prawa, podobnie jak wymyślaniu kolejnych "problemów społecznych" nie zrezygnują, bo to im zapewnia ruch w interesie.
Czyli jesteś w stanie przedstawić ich pozytywny program? Czy może nigdy nikt nie debatował z feministkami na ten temat i dlatego nie jesteś w stanie go przedstawić? Gdyby program był, to byśmy go znali.
Równe płace, równy dostęp do jakichś stanowisk, ogólna akceptacja całego świata wobec tego, co sobie na poczekaniu wymyślą.
Ale rozumiesz, że nie da się przeprowadzić rewolucji z wykorzystaniem tych klas? Kobiety będą robiły rewolucję wobec mężczyzn... Ale nie gejów... A geje i transy wobec muslimów? Piszę od paru postów, że cały ten marksizm kulturowy nie ma nawet koherentnej teorii klasowej, a ty mi tu wciskasz coś o robieniu przez nich rewolucji...
Tak na serio, to tej rewolucji w ogóle nie da się przeprowadzić, nawet kiedyś z proletariatem by się nie dało, bo cała ta koncepcja jest wadliwa. Nic tu po koherencji. Koherencja jest tu zbędna, zresztą dlatego sukces odniósł postmodernizm. Chodzi tylko o to, żeby perspektywę robienia tej rewolucji wykorzystać do werbowania ludzi, wynoszących cię do władzy. Jeżeli brak spójności może pozwolić zwerbować więcej tych grup równocześnie, to tym lepiej, bo silniej powiększasz swoje wpływy. Atrakcyjne to może być również dla biurokracji, bo też będzie miała więcej roboty i ładnie się rozrośnie. A szeregowy lewak nie zadaje sobie pytań o koherencję, sens jego osobistego wysiłku, bo przecież gratyfikację ma już za sam wybór strony i symboliczne opowiedzenie się przeciw uciskowi, który mu przeszkadza.

Jeżeli ktoś spróbuje przeprowadzić tę rewolucję, bo zbytnio uwierzy w swoją własną propagandę, to lewica tylko na tym przegra i się skompromituje. W ich interesie jest nawoływać do rewolucji przeciw kapitalizmowi, ale jej nie robić i nie wykładać kart na stół. To jest jeden wielki bluff, ale daje on władzę, więc oni się go trzymają. Komunizmu z tego nie będzie, ale socjalizm utrwalą. Przecież nieszczęściem byłoby dla elit, gdyby jakieś młode lewicowe wilczki wpadły na kolejny genialny pomysł jak całkowicie obalić kapitalizm i znowu im nie wyszło.

Ideologia i jej akademicka produkcja to jedno, a implementacja tej ideologii i podjęcie decyzji o tym, to drugie. Przecież lewica to cyniczni hipokryci na górze wykorzystujący naiwność głupoli na dole. Jak pan Janusz powiedział... socjalista może być albo głupi, albo zły.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 178
Elektorat prawicowo-religijno-nacjonalistyczny nie aspiruje do roli kulturotwórczej, nie zdradza zapędów inżynieryjnospołecznych, przynajmniej w narracji stara się trzymać tradycyjnych wartości, nie postuluje przekształcania rodziny i naruszania jej autorytetu przez państwową biurokrację, nie forsuje swoich wizji w sposób zorganizowany przez środowiska akademickie, przemycając w postaci quasi-naukowej humanistyki.

Odróżnia się również prowincjonalnością i brakiem kosmopolityzmu - nie wypracowuje żadnej międzynarodówki. Natomiast wszelkie socjalne urządzenia traktuje w formie zwyczajnego plebejskiego oportunizmu, jako demagogii bez żadnej podszewki ideologicznej, historiozoficznej czy jakiejkolwiek innej.

Powiadają też, że nie pije kawy w Starbucksach...
Trochę przydługi wstęp, ale dotrę do sedna. W latach sześćdziesiątych nałożyło się parę rzeczy na zachodzie. Dochodziły wtedy do kulminacji przeobrażenia obyczajowe zwane rewolucją seksualną – proces jak najbardziej naturalny. Jak już kiedyś pisałem na forum, do lat 50tych na czołowych amerykańskich uczelniach wyglądało to tak, że jak tam ktoś studiował to było prawie pewne, że studiował tam jego ojciec. Egzaminy były na podstawie rozmów kwalifikacyjnych i kandydaci z dobrych domów oczarowywali manierami komisje rekrutacyjne. Wprowadzenie testów odmieniło sytuację. Brak wpływu kapitału kulturowego sprawił, że dostawali się znacznie częściej ludzie spoza elit, a za to z głową na karku. Wcześniej studenci się nie buntowali przeciwko elitom, bo byli ich przedstawicielami. Gospodarka była coraz mniej industrialna. Wzrastała także ilość studentów. Sytuacja polityczna, wojna i inne wywołały rebelię studencką. Rozwijał się przemysł rozrywkowy, rock. W tych warunkach powstała kontrkultura i rozwijała się nowa lewica, padając na podatny grunt. Ale trzeba było wybierać. Jak się chciało być buntownikiem to ciężko było wtedy o pracę i buntownikami pozostawali ci co jej nie potrzebowali. Rozwój gospodarki spowodował jednak, że potrzeba było wielu dobrze wykształconych specjalistów i ta potrzeba była tak duża, że brano każdego nie zwracając uwagi nawet na jego ekstrawagancje. Więc jak się było kumatym buntownikiem to nie było trzeba wybierać pomiędzy buntem a dostatnim życiem. Rozrastała się tzw. górna klasa średnia. O ile wcześniejsze elity przemysłowe często dziedziczyły pozycję, dziedzicząc majątki, ale też aby móc je utrzymać i wystudiować na dobrym uniwerku decydowała też dziedziczona kultura. Te nowe elity nie zawdzięczały swojej pozycji kulturze. I one tą starą kulturą gardziły. Po części przyjęły one jako swoją kulturę tą kontrkulturę w której się rozwijały. Ale to była tylko część schedy. Powiedzmy tak, w świecie biznesu, technologii nie odnajdywali się niebiescy ptacy co nie chcieli pracować. Ta klasa średnia stanowiła mieszankę kontrkultury i wartości burżuazyjnych. Gardziła symbolami statusu społecznego dawnych elit. Nie mieszkała w pałacach, czy rezydencjach. Ale też nie żyła na skłotach. Modne stało się mieszkanie w luksusowych loftach i zmodernizowanych stodołach za grube pieniądze. Od lat sześćdziesiątych minęło już pół wieku. To jest długi czas od pewnych przeobrażeń. Od pięćdziesięciu lat to co się nazywa często marksizmem kulturowym stanowi element rzeczywistości. Pewne przeobrażenia już zaszły i obecnie nie ma w nich nic rewolucyjnego. Jak się coś miało zmienić to się zmieniło. Klasa średnia jest proekologiczna, antyrasistowska, antyhomofobiczna, ma swoje gusta. Ona się wyróżnia, ale różnice w kulturze klasowe/stanowe były od dawien dawna. Elity miały swoje zasady savoir vivru spisane w grubych książkach. Te zasady odróżniały je od gawiedzi. Dawniej istniała kultura dworska i chłopska. Żadna nowość. Jak pozycja nowej wpływowej grupy się ustabilizowała w firmach i poza nimi, to ta nowa kultura zaczęła decydować o tym czy się dostanie pracę czy nie. Jak ta grupa zyskała wpływy w polityce to mogła wymóc by władza karała tych co szargają jej świętości. Ale to też nie jest nic nowego. Klasa średnia i jej świat nie zmieniają rewolucyjnie rzeczywistości a są jej elementem. Wczoraj rozważając czy ten „proletariat zastępczy” nie jest zwykłym elektoratem napisałem, że nie musi istnieć zwykły sojusz wyborczy gdy biały mężczyzna z doliny krzemowej głosuje tak samo jak czarna bezrobotna lesbijka i może to mieć jakieś podłoże ideologiczne. Oczywiście ta hipotetyczna czarna lesbijka jak najbardziej może stanowić elektorat tej samej partii, ale odwołanie się do niej może też oznaczać, że partia nie jest rasistowska i homofobiczna, co może być ukłonem do wartości klasy średniej. Herbert Marcuse, który był ikoną nowej lewicy i często stawia się go jako jakiś ważny element w „kulturowym marksizmie” rozczarował się co do tej nowej lewicy i wymieniając różne argumenty podał to min, że stała się ona częścią establishmentu. A to o czym pisałeś FatBantho to nie jest rewolucja kulturowa, ale obecnie konflikt kulturowy pomiędzy jakimiś grupami.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Od lat sześćdziesiątych minęło już pół wieku. To jest długi czas od pewnych przeobrażeń. Od pięćdziesięciu lat to co się nazywa często marksizmem kulturowym stanowi element rzeczywistości. Pewne przeobrażenia już zaszły i obecnie nie ma w nich nic rewolucyjnego. Jak się coś miało zmienić to się zmieniło. Klasa średnia jest proekologiczna, antyrasistowska, antyhomofobiczna, ma swoje gusta.
Dokładnie tak. I właśnie być może tą podmianą obyczajów lewica zapewniła sobie hegemonię i inicjatywę, cementując własną pozycję na długie lata. Rewolucja seksualna mogła wydarzyć się naturalnie (w sensie poprzez kapitalistyczny wynalazek pigułki antykoncepcyjnej), ale również była po myśli lewicowych ideologów, którzy zabiegali o bardziej permisywne społeczeństwa, osłabiające burżuazyjną moralność.

Dlatego trudno się w ogóle rozmawia o wpływach marksizmu, bo wszyscy wciąż go traktują jako rewolucyjną, oczekującą na spełnienie ideę - tymczasem co było możliwe do zrealizowania, w zasadzie zostało zrealizowane i przyszło nam żyć w czasach jej tryumfu i wszechobecności. Przed socjalizmem niewiele już potencjału pozostało i jest on codziennością a marksizm czy to świadomie, czy nieświadomie jest dominującą tradycją Zachodu i trawi jego instytucje naukowe i wychowawcze.

Zamiast się pocieszać, że nie jest tak źle i zaklinać rzeczywistość, wypadałoby przyjąć to do wiadomości i zacząć promować zupełnie inne normy kulturowe, takie które byłyby przy okazji prokapitalistyczne i od razu oswajały młodych z realiami życia na własny koszt, bez oglądania się na biurokrację i politykę. Kultura w najprostszej formie to po prostu kij i marchewka - za coś cię chwalą, za coś cię ganią.

Zdobądź autorytet, okaż zainteresowanie, tym co ludzie robią, chwal za postawy prokapitalistyczne, gań za postawy antykapitalistyczne. Najbardziej wartościowych hołub, stawiaj za wzory do naśladowania, wyróżniaj i wymyśl im jakąś formę wieńca laurowego i społecznego uznania, aby inni ludzie, którzy pożądają poklasku szli w ich ślady.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 158
Czy konserwatyzm (jako opór, nie jako reakcja) jest twórczy?
konserwatyści są dziwni, bo można z nazwy założyć, że chcą by było jak jest, a oni ciągle chcą zmian
ok, można powiedzieć, że sprzeciwiają sie dopiero co wprowadzonym zmianom i chcą powrotu do tego co było, ale nei wiadomo kiedy właściwie, jakiś okres 3rp? prl, okupacja, 2rp, zabory, ron, czy kurwa co? nie wiadomo, nie ma jakiegoś zdefiniowanego okresu do którego konserwatyści chcą wrócić, całokształt ich postulatów jest całkiem nowym tworkiem...
chcą wprowadzać zakazy, nakazy tak samo jak lewica...
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
ok, można powiedzieć, że sprzeciwiają sie dopiero co wprowadzonym zmianom i chcą powrotu do tego co było, ale nei wiadomo kiedy właściwie, jakiś okres 3rp? prl, okupacja, 2rp, zabory, ron, czy kurwa co? nie wiadomo, nie ma jakiegoś zdefiniowanego okresu do którego konserwatyści chcą wrócić, całokształt ich postulatów jest całkiem nowym tworkiem...
Oni sami tego nie wiedzą, bo jako grupa są niejednorodnii - każdy w czym innym z przeszłości upatruje wzorca, do którego warto byłoby wrócić. Jednym wystarczyłaby monarchia z kapitalizmem, innym feudalizm z zupełnym agrarnym stylem życia a jeszcze inni chcieliby jakiejś silnej teokracji jak Bartyzel, którego duchową ojczyzną jest starożytny Egipt (z czego podśmiechiwał się Wielomski). Korwin znowuż upatruje szczyt cywilizacji Zachodu w belle époque, ale raczej jest w tym odosobniony, bo dla reszty to już była dekadencja i gnicie.

Rozdać im DeLoreany i niech jadą, każdy w swoją drogę. Konserwatyści są niezdolni do wytworzenia jakiegokolwiek programu, który mógłby sprawaczyć rzeczywistość, bo jako tradycjonaliści opierają się na autorytecie instytucji, które dawno zostały przecwelone przez lewicę. Zmiana instytucji wiązałaby się z obaleniem autorytetu tych obecnych, a to przecież anarchia, jakiej konserwa nie zaakceptuje. Dlatego utknęli w martwym punkcie i wisząc jak to nieodstawione przez nikogo ramię w gramofonie na końcówce winyla, który dawno już wybrzmiał, mogą powtarzać tylko ostatnią pętlę w nieskończoność... Albo ktoś ich odwiesi i zmieni płytę, rozwalając te instytucje do jakich tak bardzo się przyzwyczaili i wymyśli nowe, które będą znów mogli zacząć wspierać, albo w dalszym ciągu będą wspominać jedynie przeszłość. Sami są niezdolni do zaproponowania jakiegoś nowego fermentu kulturowego.

W tym tylko libki mogłyby ich wyręczyć, bo tu nikt nie ma skrupułów, aby uderzać w autorytet państwa czy Kościoła opanowanego przez marksistów. Jedynie w przypadku krytyki kultury konserwy mogą być użyteczne już dziś.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 158
no ale nawet jak weźmiesz nie grupe ino takiego pojedyńczego to całość jego postulatów też jest czymś nowym, bo do żadnej poprzedniej epoki nie pasuje
w każdym bądź razie nie spotkałem sie jeszcze nigdy z takim prawicowcem/konserwatystą coby go całkiem zadowalał powrót do jakiejkolwiek epoki, bo zawsze coś nie było tak jakby chciał
i jako ugrupowania konserwatywne/prawicowe jak najbardziej maja programowe postulaty, tak samo jak ugrupowania lewicowe, dlatego dla mnie nie różnią sie między sobą...
tworzą projekty ustaw, regulacji, nakazów zakazów... a tymi swoimi regulacjami i ustawami chcieliby tworzyć nową kulture, nowy prawicowy świat

edit:
co do tego całego marksizmu kulturalnego, to używają tego określenia ugrupowania czy też jednostki konserwatywno/prawicowo/nacjololo itd, nie mając nic do zaoferowania lemingom/prolatariatowi walczą z postulatami konkurencji lewicowej, bo nie chcą by lemingi przyjmowały tą kulture, bo te przyjmują, bo czemu i nie, jak fat już sam stwierdził alternatywa to jakieś pierdololo które nie jest takie atrakcyjne
pomijam teroz co jest lepsze, albo bardziej mniej szkodliwe z perspektywy wolnościowej...
nie tedy droga, bo to walczenie z wpływem kultury coby lemingi jej nie przyjęły bo mają mieć jakąś inną kulture śmierdzi sytuacją kiedy polaczek widzi że sąsiadowi sie jakoś wiedzie dobrze, to zamiast też sie starać by było mu lepiej on go podpierdala w skarbówce coby też miał chujowo
zamiast ciągle nawijać o złym marksiźmie kulturalnym zaoferowali by coś atrakcyjnego, ale to co oferują to chujnia i mało kto tego chce, więc kurwa trza zwalczać wpływy innej kultury
powracając do kobiet to właśnie jest takie coś, kobiety stanowią mniej więcej połowe społeczeństwa i co jej sie wydaje bardziej atrakcyjne?
1 jakaś uprzywilejowana grupka (mężczyźni) wybierają jej władze a ona nie może
2 ona tak samo może se wybierać jak inni władze i tym samym forsować swoje postulaty/przywileje
kobiety są jakie są, tak je natura stworzyła, ale nie jest też tak ze doprowadzają generalnie do degradacji cywilizacji jakiejś
jest też sporo facetów którzy są totalnym niemotami
historia też pokazała kobiety u władzy którym niejeden prawicowiec mógłby pozazdrościć sukcesów
wszystkie negatywne skutki z jakimi jest sie konfrontowanym to nie wina kobiet, marksizmu kulturalnego, żydów, murzynów czy pedałów
źródłem problemów to państwo i cały demokratyczny system, który wszystkim narzuca ta samą kupe
 
Ostatnia edycja:

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 178
Norden napisał:
"Marksiści" wykorzystują klasę robotniczą do uspołecznienia środków produkcji. Przy czym uspołecznienie to wygląda tak, że dotychczasowy właściciel fabryki nadal formalnie jest właścicielem, ale faktyczną władzę i kontrolę nad środkami sprawuje rada robotnicza. Właściciel jest tam bardziej w roli pracownika i dostaje jakieś ochłapy. Pytania jw.
Oczywiście sytuacja, którą przedstawiasz powyżej byłaby komunizmem. Odejdźmy może od hipotycznych sytuacji i skupmy się na rzeczywistości. Mam swoją firmę, muszę płacić państwu duży haracz, ale jednak zostaje mi tyle, że mam więcej niż przeciętny człowiek w tym kraju. Jest pełno głupich regulacji, pełno kontroli i innych denerwujących rzeczy, ale przy ilości decyzji jakie trzeba podejmować to jednak nie można powiedzieć, że wpływ mi odebrano a tym bardziej, że faktyczną władzę sprawuje jakaś rada robotnicza. I jeśli coś mi grozi, że może mi zostać odebrana całkowicie władza a dochód faktycznie być zredukowany do jakiś ochłapów to proszę napisz mi co konkretnie mi grozi. I jeszcze najlepiej jakbyś pokazał, że grozi mi to ze strony „marksistów kulturowych”, a nie jakiś sanacyjnych socjalistów. Jeśli jednak mają to być po raz kolejny argumenty o wspólnej unijnej armii i o wstępach do dokumentów , to możesz sobie darować. Między nami jest tak duża przepaść, że może nam ona uniemożliwić jakiekolwiek porozumienie się.
FatBantha napisał:
Zdobądź autorytet, okaż zainteresowanie, tym co ludzie robią, chwal za postawy prokapitalistyczne, gań za postawy antykapitalistyczne. Najbardziej wartościowych hołub, stawiaj za wzory do naśladowania, wyróżniaj i wymyśl im jakąś formę wieńca laurowego i społecznego uznania, aby inni ludzie, którzy pożądają poklasku szli w ich ślady.
I o to chodzi.
FatBantha napisał:
Zamiast się pocieszać, że nie jest tak źle i zaklinać rzeczywistość, wypadałoby przyjąć to do wiadomości i zacząć promować zupełnie inne normy kulturowe, takie które byłyby przy okazji prokapitalistyczne i od razu oswajały młodych z realiami życia na własny koszt, bez oglądania się na biurokrację i politykę. Kultura w najprostszej formie to po prostu kij i marchewka - za coś cię chwalą, za coś cię ganią.
Zgadzam się, że inne. W jakimś stopniu inne. Ale zupełnie inne? Zupełnie inne w stosunku do czego? Przecież otaczające nas społeczeństwo nie jest jakimś monolitem kulturowym. Poza tym te kultury, rozumiane szeroko jako zbiory reguł postępowania, ocen i sądów, wyznawanych wartości, upodobań, stylów życia itd., mogą być bardziej lub mniej wolnościowe, ale rzadko są chyba w 100% antywolnościowe. Dobre rzeczy trzeba wspierać, złe potępiać.
FatBantha napisał:
Jedynie w przypadku krytyki kultur konserwy mogą być użyteczne już dziś.
Ale w czym są użyteczne? Może nie jestem na czasie i dlatego nie znam dobrej krytyki współczesnej kultury przeprowadzonej przez konserwatystów, nie wspominając już o takiej, która miałaby być użyteczna dla libertarian. Jak to mówi przysłowie, każdy sobie rzepkę skrobie i oni kroją sobie krytyki na swoje potrzeby. Jak cała prawica obecnie, konserwatyści mówią o jakimś „marksizmie kulturowym”, zrównując to co niekonserwatywne z marksizmem. Zaznaczyć warto, że współcześni przedstawiciele szkoły frankfurckiej jak Nancy Fraser mówią w przypadku sojuszu Wall Street, Doliny Krzemowej, Hollywood z jednej strony oraz feministek, antyrasistów i zwolenników praw LGBT z drugiej o „progresywnym neoliberalizmie”. Jak powinni ustosunkować się do tego libertarianie? Moim zdaniem libertarianom przydałoby się więcej własnych a nie zapożyczonych teorii objaśniających świat, więcej własnych terminów w słowniku. Mamy tu na forum jakąś libnetopedię, ale jest to encyklopedia śmieszkizmu, a przydałoby się mieć poważny słownik. Przydałaby się własna krytyka kultur etatystycznych, a zacząć by można od terminologii. Libertarianie mogliby nadać własne nazwy na gąszcz tych „kulturowych etatyzmów” i dobrze byłoby aby były to trafne określenia a nie tania propagandówka jak z tym „marksizmem kulturowym”. I gdyby udało się je jakoś poklasyfikować to można by je przeanalizować i dokonać wtedy ich oceny. Co w nich jest dobre a co złe.
FatBantha napisał:
Dlatego trudno się w ogóle rozmawia o wpływach marksizmu, bo wszyscy wciąż go traktują jako rewolucyjną, oczekującą na spełnienie ideę - tymczasem co było możliwe do zrealizowania, w zasadzie zostało zrealizowane i przyszło nam żyć w czasach jej tryumfu i wszechobecności.
Czyli jeżeli sam przyznajesz, że w „marksizmie kulturowym” nie ma już nic rewolucyjnego, to znakiem tego rewidujesz swój pogląd, że jest on „marksistowski”? Uprzednio jako cechę charakterystyczną marksizmu uważałeś rewolucyjność, pisząc „Marksizm kulturowy, jak sama nazwa wskazuje, dotyczy przeprowadzenia rewolucji poprzez zmiany w tym, co Marks uznałby za nadbudowę a nie bazę.”
Zatem czy zgadzasz się, że jak nie ma rewolucji to nie powinno być marksizmu?
Chociaż samo w sobie odwoływanie się do tych jakiś ponadcech marksizmu było już w mojej opinii chybione, bo próbowałeś wyekstraktować jakieś ogólne cechy marksizmu, które pozwoliłyby zawrzeć w nim „marksizm kulturowy”, ale taki zabieg pozwalał zawrzeć w nim klasyczny liberalizm, a gdy Ci na to zwróciłem uwagę, to z powrotem przeszedłeś do mniej ogólnych cech, które by pozwalały odróżnić liberalizm od marksizmu, ale postępując w ten sposób również możemy pokazać cechy, które odróżniają zwykły marksizm od tego kulturowego.
Tak czy owak, używanie terminu „marksizm kulturowy” przez libertarian jest moim zdaniem zbędne.
FatBantha napisał:
Dokładnie tak. I właśnie być może tą podmianą obyczajów lewica zapewniła sobie hegemonię i inicjatywę, cementując własną pozycję na długie lata. Rewolucja seksualna mogła wydarzyć się naturalnie (w sensie poprzez kapitalistyczny wynalazek pigułki antykoncepcyjnej), ale również była po myśli lewicowych ideologów, którzy zabiegali o bardziej permisywne społeczeństwa, osłabiające burżuazyjną moralność.
W sumie ten niewielki, powyższy fragment Twojej wypowiedzi może być przyczynkiem do wielu rozważań:
1) Czy kapitalizmowi bardziej służy sex,drugs and rock’n’roll czy straight edge? Czy jest to tak jak pisał Max Weber, że chrześcijański ascetyzm, początkowo występujący w życiu klasztornym, a później ujawniający się w protestantyzmie z odrzuceniem życiowych uciech a jednocześnie skupiający się na pracy i budowaniu bogactwa doprowadził do powstania kapitalizmu?
Czy raczej nie jest to prawdą jak utrzymywał Joseph Schumpeter, a za nim Rothbard upatrujący w protestanckim etosie pracy raczej podłoża do powstania laborystycznej teorii wartości? Czy może było tak jak twierdzi McCloskey w mającej na dniach (zrobię reklamę) wyjść po polsku książce „Burżuazyjna godność” zmianie nastawiania społecznego do pewnych zajęć?
2) Czy rewolucja seksualna wpłynęła jakoś na to czy świat jest bardziej czy mniej wolnorynkowy?
3) Czy zmiany obyczajowe były dobre czy złe? Znaczy się, nie tylko patrząc na to jaki miały wpływ na wolność gospodarczą, ale bardziej ogólnie na wolność.
4) Czy lewica (a jeśli tak to jaka) skorzystała na przemianach społecznych?
5) Czy lewica jest obecnie hegemonem czy jest raczej w odwrocie?
6) Czy jest obecnie sens mówić w ogóle o lewicy i prawicy? Bo czy te terminy coś jeszcze znaczą?
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Zgadzam się, że inne. W jakimś stopniu inne. Ale zupełnie inne? Zupełnie inne w stosunku do czego? Przecież otaczające nas społeczeństwo nie jest jakimś monolitem kulturowym. Poza tym te kultury, rozumiane szeroko jako zbiory reguł postępowania, ocen i sądów, wyznawanych wartości, upodobań, stylów życia itd., mogą być bardziej lub mniej wolnościowe, ale rzadko są chyba w 100% antywolnościowe.
No i kto tu jest teraz konserwatystą?
Dobre rzeczy trzeba wspierać, złe potępiać.
To, gdy chcesz pracować na cudzą markę albo być niezaangażowanym obserwatorem. Bo kiedy chcesz pracować na swoją, to wszystkich wokół przedstawiasz w jak najgorszym świetle, a siebie i swoją propozycję norm jako wybawienie, które może wyjść tylko od twojego klubu. Tylko ty oferujesz jedyną możliwą drogę wyjścia z bagna. [Gdyby inni mogli ją wskazać, to nie miałbyś co robić, a skoro to twoja rola, inni z automatu się mylą.] Jeżeli uznajesz coś u swoich rywali za godnego zachowania, to po cichu to kopiujesz, zapożyczając, ale i tak nie uznajesz żadnego innego autorytetu poza swoim.

Inaczej nie wykrzesasz potencjału dramaturgicznego w konflikcie, nie zaangażujesz ludzi, którzy lubią proste, czarno-białe sytuacje ani nie zbudujesz sobie silnej pozycji i będziesz robił na innych jako krytyk kultury a nie działacz zdobywający swój własny kapitał społeczny.

Ale w czym są użyteczne? Może nie jestem na czasie i dlatego nie znam dobrej krytyki współczesnej kultury przeprowadzonej przez konserwatystów, nie wspominając już o takiej, która miałaby być użyteczna dla libertarian.
Bo na bezrybiu i rak ryba...
Moim zdaniem libertarianom przydałoby się więcej własnych a nie zapożyczonych teorii objaśniających świat, więcej własnych terminów w słowniku. Mamy tu na forum jakąś libnetopedię, ale jest to encyklopedia śmieszkizmu, a przydałoby się mieć poważny słownik. Przydałaby się własna krytyka kultur etatystycznych, a zacząć by można od terminologii. Libertarianie mogliby nadać własne nazwy na gąszcz tych „kulturowych etatyzmów” i dobrze byłoby aby były to trafne określenia a nie tania propagandówka jak z tym „marksizmem kulturowym”. I gdyby udało się je jakoś poklasyfikować to można by je przeanalizować i dokonać wtedy ich oceny. Co w nich jest dobre a co złe.
Jak chcesz się w to bawić, to droga wolna. Ja sądzę, że takie grzebanie w ideologicznym śmietniku i wyciąganie zeń jakichś wartościowych perełek jest w sumie zbędną robotą.

Myślę, że należy odejść - a przy tym odciągnąć ludzi - od myślenia ideologicznego, którego jest w tej epoce za dużo. Zamiast tego wybrać mit stawiający na piedestale osobiste aspiracje jednostek (nadając im metafizycznej głębi) oraz dobrowolne i harmonijne ich realizacje w praktyce. Nam tu nie potrzeba kolejnych przeintelektualizowanych gości od pierdololo, a wskrzeszenia najpoczciwszej etyki cnót przystosowanej do (anarcho)kapitalistycznych realiów, z jakimiś Gandalfami czy innymi Obi-Wanami, którzy będą strażnikami tej etyki, interesującymi się codziennym losem ludzi, zachęcającymi ich do codziennego wprawiania się w praktyki ułatwiające przyzwoite życie bez odwoływania się do autorytetu państwa, wyrabiania zdrowych, aksjologicznie kompatybilnych z wolnym rynkiem nawyków. Naprawy wychowania, które będzie działać na modłę prokapitalistyczną. Bo i tak większe znaczenie ma to, co ludzie robią i czują, niż to co myślą.

Tradycja oświeceniowa ostatecznie zdradziła ideały liberalizmu, więc ja bym proponował w ramach strzelenia focha odwrócić się od niej i wybrać dla wolności język przypowieści, proroctw, symboli i gestów. Jak pisałem w swoim tekście o śmierciomyślicielstwie, ideologie i tak są puste, oderwane od życia, niezbyt angażujące - szybko się nudzą. Nie posiadają odpowiedniego ciężaru gatunkowego, bo karmią jedynie intelekt, mają niewielkie przełożenie na sprawy osobiste, nie mają żadnych recept na ułatwienie dojrzewania z proponowanymi przez siebie normami. Ja z anarchokapitalistycznej ideologii zrobiłbym raczej odpowiednio uduchowioną drogę życia, aby była bezpośrednio splątana z praktyką, stała się bardziej zobowiązująca a jednocześnie nadawała tożsamość temu, kto ją przyjmuje.

Dlatego nurkowanie w ideolo przestaje mnie już krótko mówiąc, kręcić. Wolę podążać w inną stronę. Ale powodzenia, jeśli chcesz się w to bawić.
Czyli jeżeli sam przyznajesz, że w „marksizmie kulturowym” nie ma już nic rewolucyjnego, to znakiem tego rewidujesz swój pogląd, że jest on „marksistowski”? Uprzednio jako cechę charakterystyczną marksizmu uważałeś rewolucyjność, pisząc „Marksizm kulturowy, jak sama nazwa wskazuje, dotyczy przeprowadzenia rewolucji poprzez zmiany w tym, co Marks uznałby za nadbudowę a nie bazę.”
Zatem czy zgadzasz się, że jak nie ma rewolucji to nie powinno być marksizmu?
Nie, bo to, że już nie ma w nim dla obserwatora niczego rewolucyjnego, nie znaczy, że normatywnie nie był oryginalnie rewolucyjny. Czy jeżeli cele marksizmu zostaną przypadkowo osiągnięte bez potrzeby rewolucji, to stają się one mniej marksistowskie?

W sumie ten niewielki, powyższy fragment Twojej wypowiedzi może być przyczynkiem do wielu rozważań:
1) Czy kapitalizmowi bardziej służy sex,drugs and rock’n’roll czy straight edge? Czy jest to tak jak pisał Max Weber, że chrześcijański ascetyzm, początkowo występujący w życiu klasztornym, a później ujawniający się w protestantyzmie z odrzuceniem życiowych uciech a jednocześnie skupiający się na pracy i budowaniu bogactwa doprowadził do powstania kapitalizmu?
Czy raczej nie jest to prawdą jak utrzymywał Joseph Schumpeter, a za nim Rothbard upatrujący w protestanckim etosie pracy raczej podłoża do powstania laborystycznej teorii wartości? Czy może było tak jak twierdzi McCloskey w mającej na dniach (zrobię reklamę) wyjść po polsku książce „Burżuazyjna godność” zmianie nastawiania społecznego do pewnych zajęć?
2) Czy rewolucja seksualna wpłynęła jakoś na to czy świat jest bardziej czy mniej wolnorynkowy?
3) Czy zmiany obyczajowe były dobre czy złe? Znaczy się, nie tylko patrząc na to jaki miały wpływ na wolność gospodarczą, ale bardziej ogólnie na wolność.
4) Czy lewica (a jeśli tak to jaka) skorzystała na przemianach społecznych?
5) Czy lewica jest obecnie hegemonem czy jest raczej w odwrocie?
6) Czy jest obecnie sens mówić w ogóle o lewicy i prawicy? Bo czy te terminy coś jeszcze znaczą?
To są ciekawe pytania, ale wstrzymam się z odpowiedziami na kiedy indziej, bo wymagają pogłębionej refleksji.
 
W

Werner Richardson

Guest
2yb73.jpg
 

tolep

five miles out
8 565
15 466
zaznaczyć warto, że współcześni przedstawiciele szkoły frankfurckiej jak Nancy Fraser mówią w przypadku sojuszu Wall Street, Doliny Krzemowej, Hollywood z jednej strony oraz feministek, antyrasistów i zwolenników praw LGBT z drugiej o „progresywnym neoliberalizmie”

Tak, to pewnie wnuki tych,, którzy stalinizm (gdy informacje o Gułagu się rozpowszechniły) nazwali "kapitalizmem państwowym", tak więc z pewnością można im wierzyć.

(Sami zresztą nie są też żadnymi rewolucjonistami. Skoro od pokoleń stosują niezmienne metody, to de facto są konserwatystami, no nie?)

Jeżeli taki komentarz do tego obrazka nie jest rewolucyjny, to co jest rewolucyjne?

 
Ostatnia edycja:

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 178
FatBantha napisał:
To, gdy chcesz pracować na cudzą markę albo być niezaangażowanym obserwatorem. Bo kiedy chcesz pracować na swoją, to wszystkich wokół przedstawiasz w jak najgorszym świetle, a siebie i swoją propozycję norm jako wybawienie, które może wyjść tylko od twojego klubu. Tylko ty oferujesz jedyną możliwą drogę wyjścia z bagna. [Gdyby inni mogli ją wskazać, to nie miałbyś co robić, a skoro to twoja rola, inni z automatu się mylą.] Jeżeli uznajesz coś u swoich rywali za godnego zachowania, to po cichu to kopiujesz, zapożyczając, ale i tak nie uznajesz żadnego innego autorytetu poza swoim.
Opowiadam się za konkretnymi rozwiązaniami. Za rozwiązaniami wolnościowymi. A nie za jakimś pokazowym zakontestowaniem rzeczywistości, nie za jakimś stworzeniem kliszy, negatywu tego co teraz mamy. Czyli na najprostszym przykładzie jak obecnie mamy legalny alkohol i nielegalne lsd – to nie proponuję by to odwrócić, żeby alkohol był nielegalny a lsd legalne i wywrócić do góry nogami wzorce zachowań przyzwalające na spożywanie alkoholu i potępiające ćpanie lsd. Opowiadam się za wolnością i jeżeli ktoś inny proponuje coś wolnościowego, to nie będę zmieniał na siłę poglądów by się odróżnić. I jeśli ten koś inny proponuje równocześnie jakieś niewolnościowe rzeczy to będę go krytykować, ale właśnie za to co jest u niego niewlnościowe. Jak chcesz pracować na własną wolnościową markę, to przeprowadzasz krytykę z wolnościowych pozycji, a nie z cudzych, bo wtedy pracujesz na czyjeś konto.
FatBantha napisał:
Inaczej nie wykrzesasz potencjału dramaturgicznego w konflikcie, nie zaangażujesz ludzi, którzy lubią proste, czarno-białe sytuacje ani nie zbudujesz sobie silnej pozycji i będziesz robił na innych jako krytyk kultury a nie działacz zdobywający swój własny kapitał społeczny.
Nie mam ambicji bycia działaczem prowadzącym tłumy, tym bardziej prowadzącym tłumy w sprawie, której nie popieram. Co najwyżej dokładam małą cegiełkę w dyskusjach internetowych promując wolność. A odnośnie ruchu, to ruch, który skupi się na szukaniu ludzi lubiących najprostsze sytuacje, takich sobie głównie znajdzie, bo trudno przypuszczać, że inni będą widzieć w nim coś pociągającego, a jeśli będzie się ten ruch jeszcze bardziej skupiał na tanim kontestowaniu rzeczywistości, a nie promowaniu wolności, to będzie to negatywna selekcja członków/zwolenników i celów. Co z tego wyniknie?
FatBantha napisał:
Myślę, że należy odejść - a przy tym odciągnąć ludzi - od myślenia ideologicznego, którego jest w tej epoce za dużo. Zamiast tego wybrać mit stawiający na piedestale osobiste aspiracje jednostek (nadając im metafizycznej głębi) oraz dobrowolne i harmonijne ich realizacje w praktyce. Nam tu nie potrzeba kolejnych przeintelektualizowanych gości od pierdololo, a wskrzeszenia najpoczciwszej etyki cnót przystosowanej do (anarcho)kapitalistycznych realiów, z jakimiś Gandalfami czy innymi Obi-Wanami, którzy będą strażnikami tej etyki, interesującymi się codziennym losem ludzi, zachęcającymi ich do codziennego wprawiania się w praktyki ułatwiające przyzwoite życie bez odwoływania się do autorytetu państwa, wyrabiania zdrowych, aksjologicznie kompatybilnych z wolnym rynkiem nawyków. Naprawy wychowania, które będzie działać na modłę prokapitalistyczną. Bo i tak większe znaczenie ma to, co ludzie robią i czują, niż to co myślą.
Ideologię można ubrać w szaty religii, mitologii czy czegotamkolwiek. Nadal będzie to ideologia.
Jak chcesz się w to bawić, to droga wolna. Ja sądzę, że takie grzebanie w ideologicznym śmietniku i wyciąganie zeń jakichś wartościowych perełek jest w sumie zbędną robotą.
Ale ja nie proponuję tworzenia jakiegoś recyclingu idei, a tworzenie wolnościowej teorii. Co do krytyki innych, to sam pisałeś by „wszystkich wokół przedstawiać w jak najgorszym świetle”, więc to Ty masz wielką potrzebę krytyki. Mnie naprawdę nie interesują jakieś nacjogłupoty i jeśli tu pisałem o Konecznym, to dlatego, że jest on w jakimś stopniu aprobowany w środowisku wolnościowym. Jakby zajmowali się nim tylko NOPowcy, ONRowcy i Wszechpolacy to by mi na tyle powiewał, że nie wspomniałbym go ani słowem. Sensu wielkiego może nie ma w robieniu analiz różnych mało istotnych rzeczy. Ale jak się już chce je robić, to ja tylko proponuję tworzenie narzędzi pozwalających przeprowadzać taką krytykę w wolnościowym duchu.
Ja z anarchokapitalistycznej ideologii zrobiłbym raczej odpowiednio uduchowioną drogę życia, aby była bezpośrednio splątana z praktyką, stała się bardziej zobowiązująca a jednocześnie nadawała tożsamość temu, kto ją przyjmuje.
Czyli krótko, stworzyłbyś nową kulturę
tolep napisał:
Tak, to pewnie wnuki tych,, którzy stalinizm (gdy informacje o Gułagu się rozpowszechniły) nazwali "kapitalizmem państwowym", tak więc z pewnością można im wierzyć.
Tu nie chodzi o to, że masz komuś wierzyć czy nie. Żeby nie było wątpliwości, wytłumaczę. Miałem zamiar w tym celu dokonać nawet małego podsumowania, ale za dużo byłoby tekstu. W każdym razie „marksizm kulturowy” to nie jest pojęcie „fachowe” i trudno znaleźć jakąś definicję. Ja dużo szukałem i nie znalazłem. Można znaleźć informację od czego się go wywodzi a nie czym jest i jak widzę po internetach różnie się go rozumie. Ci co o nim nawijają często uważają, że bardzo istotna dla tego marksizmu kulturowego jest szkoła frankfurcka i, że różne grupy mniejszościowe realizują cele tego marksizmu kulturowego. Przyjrzyjmy się teraźniejszości. Obecnie wśród żyjących przedstawicieli szkoły frankfurckiej w czołówce znajduje się np. Nancy Fraser, która lamentuje, że od trzydziestu lat nowe ruchy społeczne odchodzą od swoich pierwotnych założeń, a feminizm stał się służebnicą neoliberalizmu. I teraz skup się Tolepie. Jak Fraser mówi, że mamy jakiś postępowy neoliberalizm, to nie jest dowód, że tak jest, a świadczy to o tym, że pomiędzy szkołą frankfurcką a tymi różnymi grupami mniejszościowymi jest jakiś zgrzyt i najwidoczniej te grupy nie realizują celów szkoły frankfurckiej, a co za tym idzie nie realizują celów rzekomego marksizmu kulturowego i pokazuje to, że ta cała teoria się sypie. Jeżeli jednak ten „marksizm kulturowy” nie ma oparcia w szkole frankfurckiej tak jak to często prawacy przedstawiają to napisz na czym się on opiera. Jeżeli Ci coś innego nie gra to również napisz co. Jeśli Ci mój przykład nie wystarcza to przejdźmy do konkretów. Vast prosił o podanie książek marksistów kulturowych i chyba nie doczekał się odpowiedzi. Dla pewności ja ponawiam prośbę. Jeśli marksizm tradycyjny wiążemy z Marksem i Engelsem to kto jest ich odpowiednikiem w marksizmie kulturowym? Jakie prace są odpowiednikami „Kapitału” i „Manifestu komunistycznego”? Jeśli poznamy głównych ideologów i ich prace to proszę o wyszczególnienie na podstawie tych prac celów marksizmu kulturowego. I tu zaznaczam, na podstawie wymienionych prac, a nie na podstawie dostępnych w internecie memów. Jeśli chcesz poważnej rozmowy, chętnie do niej przystąpię.
Jeżeli taki komentarz do tego obrazka nie jest rewolucyjny, to co jest rewolucyjne?


Ale jeśli to, że ktoś chce protestować ma być dowodem na rewolucyjność, to również prawacy protestujący przeciwko genderom, nieprawomyślnym filmom, sztukom teatralnym czy koncertom też są rewolucyjni. A jeśli obie strony są rewolucyjne to powracam do pytania uprzednio postanowionego przeze mnie: dlaczego w przypadku elektorau lewicy często mówi się (robią tak prawacy a łatwowierni libertarianie powtarzają za nimi) o proletariacie zastępczym, a nie robi się tego samego w przypadku elektoratu prawicy? Moim zdaniem wykształciły się różne kultury. Przedstawiciele tych kultur często chcą ich ekspansji. To fakt, ale ci ludzie zazwyczaj nie chcą tworzyć nowych kultur (taka jak FatBantha), bo te kultury istnieją. Czy jest to rewolucyjność? Najwidoczniej zależy to od tego co się rozumie przez tą rewolucyjność.
 
Do góry Bottom