Kobiety a cywilizacja

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Opowiadam się za konkretnymi rozwiązaniami. Za rozwiązaniami wolnościowymi. A nie za jakimś pokazowym zakontestowaniem rzeczywistości, nie za jakimś stworzeniem kliszy, negatywu tego co teraz mamy. Czyli na najprostszym przykładzie jak obecnie mamy legalny alkohol i nielegalne lsd – to nie proponuję by to odwrócić, żeby alkohol był nielegalny a lsd legalne i wywrócić do góry nogami wzorce zachowań przyzwalające na spożywanie alkoholu i potępiające ćpanie lsd.
Serio? Mam odpowiadać na takiego oczywistego strawmana? Co mnie obchodzi konsumpcja używek? A może jeszcze na podstawie tego, co napisałem, wyciągniesz wniosek, że jestem orędownikiem ruchu lewostronnego na kontynencie i prawostronnego w Wielkiej Brytanii? Ech...
Nie mam ambicji bycia działaczem prowadzącym tłumy, tym bardziej prowadzącym tłumy w sprawie, której nie popieram. Co najwyżej dokładam małą cegiełkę w dyskusjach internetowych promując wolność. A odnośnie ruchu, to ruch, który skupi się na szukaniu ludzi lubiących najprostsze sytuacje, takich sobie głównie znajdzie, bo trudno przypuszczać, że inni będą widzieć w nim coś pociągającego, a jeśli będzie się ten ruch jeszcze bardziej skupiał na tanim kontestowaniu rzeczywistości, a nie promowaniu wolności, to będzie to negatywna selekcja członków/zwolenników i celów. Co z tego wyniknie?
Walenia w chochoła ciąg dalszy? Dlaczego sądzisz, że zamierzam zając stanowisko kogoś ze szkoły frankfurckiej, posługującego się teorią krytyczną i "tanio kontestować rzeczywistość"?

Ideologię można ubrać w szaty religii, mitologii czy czegotamkolwiek. Nadal będzie to ideologia.
To już zależy od tego, jak szeroką definicję ideologii przyjmiesz. Generalnie, religie i mitologie oddziałują silniej pod względem emocjonalnym niż nagie ideologie polityczne. Chociażby dlatego, że przyjmują strukturę opowieści z angażującymi elementami dramaturgicznymi, zachęcającymi do dołączenia do grupy, która wspólnie chce przeżywać i odtwarzać pewien przedstawiony cykl, w jakim dostrzega przeniesienie do rzeczywistości jakiejś kluczowej wartości.

Co więcej - dzięki takim atutom mogą w strawnej postaci być przyswojone nawet przez dzieci, szybko objaśniając reguły życia społecznego obowiązujące pośród dorosłych, tego co w ich otoczeniu chwalebne a co naganne. Nagiej ideologii z wszelkimi jej meandrami nie przedstawisz w zwarty i atrakcyjny sposób - pozostanie ona głównie przynętą dla ludzi o silnych motywacjach poznawczych - elit intelektualnych, lubujących się w rozkminianiu róznych kwestii. No i jak pisałem już wcześniej - ideologia nie pomaga sobie radzić na poziomie osobistym z różnymi trudnościami egzystencjalnymi - mit czy religia sprawdzają się pod tym względem znacznie lepiej, co zapewnia im dodatkową lojalność i długotrwałość, na jakiej można oprzeć całą resztę światopoglądu.

Ale ja nie proponuję tworzenia jakiegoś recyclingu idei, a tworzenie wolnościowej teorii. Co do krytyki innych, to sam pisałeś by „wszystkich wokół przedstawiać w jak najgorszym świetle”, więc to Ty masz wielką potrzebę krytyki.
Nie mam. Po prostu wiem, że to konieczne, aby osiągnąć cel i trzeba będzie to robić. Osobiście spełniam się w czymś diametralnie innym, bo wolę raczej chwalić innych i dopingować ich do dążeń do czegoś lepszego, niż ich ganić - nie jestem urodzonym krytykiem, ale wyuczonym. Z podobnego powodu wolę dokonywać syntez a nie analiz. Inna sprawa, że w dzisiejszym świecie - z tak silną pozycją władzy politycznej w społeczeństwie - nie mam zbyt wielu powodów do chwalenia ludzi, którzy na ogół łatwo ulegają przymusowi i nie stawiają własnemu zniewoleniu najmniejszego oporu.

Mnie naprawdę nie interesują jakieś nacjogłupoty i jeśli tu pisałem o Konecznym, to dlatego, że jest on w jakimś stopniu aprobowany w środowisku wolnościowym. Jakby zajmowali się nim tylko NOPowcy, ONRowcy i Wszechpolacy to by mi na tyle powiewał, że nie wspomniałbym go ani słowem. Sensu wielkiego może nie ma w robieniu analiz różnych mało istotnych rzeczy. Ale jak się już chce je robić, to ja tylko proponuję tworzenie narzędzi pozwalających przeprowadzać taką krytykę w wolnościowym duchu.
A ja wolę wyjść poza środowisko wolnościowe, bo tutaj nie znajdę zbyt wielu wskazówek, gdy idzie o animację nowego typu cywilizacji i wspólnototwórstwo.

Krótko mówiąc, środowisko wolnościowe jest jałowe, gdy idzie o podstawowy opis działania kultury i nie zdradza ambicji działania na tym polu - inaczej już dawno wymyśliłoby i rozpropagowało swój wzorzec. Niestety, ale dla całej tradycji liberalnej tworzenie kultury stanowi piętę achillesową (dlatego też wartości liberalne nie są rozpowszechnione w społeczeństwie) i dlatego, żeby się czegoś o tym nauczyć, trzeba wyjść poza nią.
Czyli krótko, stworzyłbyś nową kulturę
Tak.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 409
Z kreowania kolejnych poszkodowanych grup tożsamościowych i walki o ich prawa, podobnie jak wymyślaniu kolejnych "problemów społecznych" nie zrezygnują, bo to im zapewnia ruch w interesie.
komuniści nie znoszą polityki tożsamościowej bo to wg nich dzieli ludzi. wg komuchow natomiast "materialne stosunki spoleczne" czyli to czy ktos ma fabryke czy nie ma to nie jest tozsamosc i na tym oni chca opierac swoja polityke, nie na tozsamosci
e6c.jpg
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Pandora to rzeczywiście zacne imię dla córki, która zostałaby feministką.

Zamurował własną córkę żywcem wraz z koniem… Jak traktowano kobiety w starożytnych Atenach?

ŻYCIE I STYL Czwartek, 15 marca (07:09)

Wolnościowe hasła demokratycznych Aten nie objęły kobiet. Widziano w nich zwierzęta i przedmioty. Traktowane niczym własny dobytek musiały spełniać wszystkie rozkazy mężów. Jeśli zostały ofiarami gwałtu uznawano je za cudzołożnice, jeśli się sprzeciwiały - nierzadko skazywane były na śmierć.

Ponoć Zeus stworzył płeć niewieścią na zgubę ludzkości, a dowiodła tego już pierwsza kobieta - Pandora. W posagu dostała beczkę, z której wraz ze swoim mężem wypuściła na świat wszelkie nieszczęścia i choroby. Mit o puszce Pandory jest do dziś powszechnie znany. I ciekawe, że w gruncie rzeczy tak niewiele różni się od niego opowieść o Ewie, Adamie i zakazanym owocu z rajskiej jabłoni...

Jak podkreślała w swoich publikacjach prof. Lidia Winniczuk, filolog klasyczna, na której książkach wychowały się pokolenia miłośników starożytności w Polsce, przez wieki sytuacja kobiet w świecie greckim zmieniała się dość radykalnie. W rzeczywistości znanej z "Iliady" i "Odysei" nie były więźniarkami mężczyzn, podejmowały świadome decyzje, miały rzeczywisty wpływ na władzę. Helena Trojańska przechadzała się ulicami miasta, dając wszystkim możliwość podziwiania swojej urody. W czasach ateńskiej demokracji wzięto by ją natomiast za dziwkę. Nie wspominając o tym, że nikt nie rozpętałaby z jej powodu wojny, a żaden mąż nie wybaczyłby jej zdrady.

Na wieść o tym, że król Priam słuchał rad swojej małżonki Hekabe, a Hektor prowadził poważne rozmowy z Andromachą, Ateńczycy w epoce Peryklesa pękaliby ze śmiechu. Królewna feacka Nauzykaa za zakazaną rozmowę z obcym - rozbitkiem Odyseuszem - kilka wieków później zapłaciłaby w domu solidnym laniem, a może i utratą czci.

Wygląda na to, że nawet jeśli to mężczyźni w dziełach Homera zaliczają romans za romansem (na przykład wspomniany już Odys), kobiety zajmują w jego eposach miejsce uprzywilejowane. Albo tak się przynajmniej wydaje, bowiem w okresie po Homerze, w epoce bezapelacyjnej władzy mężczyzn, które po wiekach feministki nazwały fallokracją, nie miały za wiele do powiedzenia. Kobiety traktowano wtedy jak wieczne dzieci, wymagające stałego nadzoru.

Fallokracja górą

W myśl regulacji ateńskiego prawodawcy Solona (VII-VI wiek p.n.e.) trzymano je z dala od obcych. Podobne przepisy wprowadzono w wielu innych państwach-miastach. Kobiety i mężczyźni żyli w odseparowaniu; nawet we wspólnym domu żony miały oddzielne pomieszczenia i spały częściej z dziećmi niż z mężami. Na zewnątrz zaś ich kontakty ograniczano. Atenki godziły się na to, bo w świecie, w którym nawet ofiary gwałtu mogły być potraktowane jako cudzołożnice, izolacja gwarantowała im przynajmniej względne bezpieczeństwo.

Ojcowie rodzin mieli oko na swoje córki. Grecki mówca i polityk z IV wieku p.n.e. Ajschines przekazał historię o rodzicu, który - dowiedziawszy się, że jego córka dała się uwieść i straciła cnotę przed ślubem - zamurował ją żywcem w pustym budynku. Nie samą, lecz z... koniem. Ojciec miał nadzieję, że zwierzę z czasem młodą kobietę zabije. Ajschines zapewniał, że wciąż można znaleźć fundamenty tego domu i nazywa się je "miejscem dziewczyny".

Czy to tylko starożytna miejska legenda? Niekoniecznie. Z niezamężną córką, która straciła dziewictwo, ojciec mógł zrobić wszystko: choćby obić lub sprzedać w niewolę. Wszak małżeństwo było kwestią posagu i umowy między rodzicami, nie fascynacji między zakochanymi. Uwodzicieli niezamężnych kobiet zmuszano czasem do ożenku. Co jednak, gdy kochanek był już żonaty? Panna, która w ten sposób nieopatrznie straciła dziewictwo ratowała się jak mogła. Na przykład radziła się służącej, co robić, by ukryć ten fakt aż do nocy poślubnej i dalej wydawać się panu młodemu niepokalaną.

Ówcześni filozofowie pisali, że miejscem szanującej się Atenki jest jej dom - byle nie otwierała osobiście jego drzwi, bo wtedy zamieni go w burdel. Dla porównania, w tym samym V wieku p.n.e. w konkurującej z Atenami Sparcie mężatki nie tylko nie musiały chować twarzy przed obcymi i spędzać większości życia w pokoju dla kobiet, ale chodziły swobodnie po ulicy, rywalizowały w ćwiczeniach fizycznych, a Greków z bardziej surowych krain gorszyły "błyskając udami" czy wręcz pokazując się nago. Nawet jednak w Sparcie świat kobiet i świat mężczyzn były dwoma odrębnymi.

Nie dla kobiet igrzyska

Domeną typowej Atenki było gospodarstwo domowe; na uczty nie chodziły. Nie ma nawet pewności, czy mogły oglądać przedstawienia teatralne, choć wiele sztuk mówiło właśnie o nich. "Nic dziwnego, że wśród (jakże niewielu) słynnych greckich kobiet nie ma ani jednej Atenki: Safona pochodziła z wyspy Lesbos, Korynna i Mirtis (poetki rywalizujące z Pindarem) z miast Beocji, a Aspazja (wieloletnia towarzyszka, a w końcu żona Peryklesa) z Miletu, miasta na wybrzeżu Azji Mniejszej" - zauważa w swoich szkicach filolog klasyczna Inga Grześczak.

Porządne damy nie podróżowały; "pospolite" Greczynki nie mogły uczestniczyć nawet w słynnych igrzyskach w Olimpii. Miały co najwyżej własne, mniej istotne konkurencje. W Olimpii pojawiały się tylko niektóre kapłanki, a "zaocznie" uczestniczyły w nich bogate właścicielki rydwanów biorących udział w zawodach. W ten sposób spartańska księżniczka Kyniska została pierwszą kobietą, która zdobyła olimpijskie laury, a stało się to w 396 roku p.n.e. Kiedy jednak osiem lat później Kallipatejra z Rodos przebrała się za mężczyznę, by zobaczyć walkę syna, i została zdekonspirowana, groziła jej kara śmierci. Oszczędzono ją tylko ze względu na zasługi i triumfy olimpijskie członków jej rodziny.

Porządne kobiety musiały znać swoje miejsce. Weźmy na przykład Aspazję, żyjącą u boku ateńskiego wodza Peryklesa. Pochodziła z Miletu, miasta znanego jako wyjątkowo rozpustne, z którego eksportowano olisbosy, czyli klasyczne odwzorowania męskiego penisa wraz z jądrami. Poznała się z Peryklesem, gdy był on już żonaty. Rozwiódł się jednak i na dobre związał z przybyszką z Miletu.

Zanim jednak do tego doszło, Aspazja przez lata była jego konkubiną, bo ślub skutecznie utrudniały jej cudzoziemskie korzenie. To jednak nie budziło wśród Ateńczyków kontrowersji. Gorzej, że interesowała się polityką i miała znajomości z pisarzami, filozofami i mężami stanu. To właśnie wystawianie nosa poza ściany domu oraz próby wpływania przez Aspazję na decyzje Peryklesa wzbudziły oburzenie i zgorszenie Ateńczyków.

Znajomości z obcymi mężczyznami przystały tylko heterze, cudzoziemskiej prostytutce, burdelmamie. Jednak do polityki nawet one nie powinny się wtrącać! Dlatego nie szczędzono wysiłków, by partnerkę Peryklesa oczernić. Także jej imię "Aspazja", oznaczające "Całuśna", wykorzystano, by szydzić z pary. Wszak nazywało się tak wiele ladacznic, chlubiących się czułymi ustami. Śmiano się, że ateński wódz całuje swoją kobietę na powitanie i pożegnanie. Biedak, chyba po prostu śmiał ją kochać...
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Przegrać z heterą

Można byłoby powiedzieć, że zbliżenia seksualne stanowiły jeden z nielicznych momentów, gdy światy Greków i Greczynek się łączyły. Jednakże prawda jest taka, że to zjednoczenie jeszcze podkreślało różnice.

Dlaczego? Po pierwsze na kobiece ciało patrzono jako na zwodnicze, tajemnicze i kłamliwe - bo ukrywane pod warstwą strojów, ozdób i kosmetyków. Po drugie w kobietach widziano istoty seksualnie nienasycone. Wierzono chociażby, że odczuwają w czasie zbliżenia więcej przyjemności od mężczyzn - a za dowód podawano opinię mitycznego wróża Tejrezjasza, którego bogini Hera na siedem lat zamieniła w kobietę. Dzięki temu mógł porównać on doznania erotyczne obu płci (wróżbita twierdził, że kobiety przeżywają rozkosz dziewięciokrotnie większą od mężczyzn). Po trzecie zaś kobiecie przypisywano bierną, podporządkowaną, a w istocie rzeczy poniżającą pozycję podczas samego stosunku.

Żony - i tak traktowane przez Ateńczyków jako niedouczone, gorsze wersje człowieka - przegrywały też konkurencję z kurtyzanami. Szczególną estymą cieszyły się prostytutki wyższej klasy, hetery. Świetnie obeznane z miłosnym fachem i bezpruderyjne (jak widać na naczyniach z epoki), potrafiły grać na instrumentach, popisać się dowcipem, a jeśli trzeba, to porozmawiać o sztuce i życiowych sprawach - jeśli tylko klient miał taką potrzebę. Nie dziwota, że mężczyźni obdarzali je cennymi prezentami.

Z IV wieku p.n.e. zachowała się budząca kontrowersje myśl, przypisywana najsłynniejszemu ateńskiemu mówcy Demostenesowi. Stwierdził on, że Grecy mają żony, by zapewnić sobie legalne potomstwo i wierne strażniczki domowego ogniska. Posiadają też na co dzień konkubiny, a dla przyjemności korzystają z kurtyzan. Czy miał na myśli, że z małżonkami Grecy rozkoszy nie zaznają, czy że znajdą nie tylko przyjemności, ale i coś więcej - rodzinę?

Nawet jeśli chciał dowartościować żony, to hetery zdobyły sławę, która przetrwała aż do dziś. Na przykład Fryne, kochanka rzeźbiarza Praksytelesa, któremu posłużyła jako modelka do sylwetki Afrodyty z Knidos. Przed zarzutami o bezbożność obroniła się, pokazując sędziom swe nagie piersi. Zarobiła tyle pieniędzy (dostawała stawkę przynajmniej pięćdziesięciokrotnie wyższą od zwykłej prostytutki), że gotowa była odbudować mury wokół Teb, zniszczone przez Aleksandra Macedońskiego, o ile Tebańczycy zamieszczą na nich stosowną inskrypcję. Po wiekach, w czasach nowożytnych, stała się tematem obrazów, wierszy, oper, a nawet posłużyła do stworzenia literackiej i serialowej postaci kobiety-detektywa: panny Fisher wymyślonej przez Australijkę Kerry Greenwood.

Dowodem niebywałej fascynacji starożytnych heterami niech będzie fakt, że niektórzy Grecy uważali jedną z piramid w Gizie za wystawioną na cześć call-girl z VI wieku p.n.e. imieniem Rodopis. Swego czasu dzieliła ona niewolniczy los z Ezopem, potem została wyzwolona przez brata Safony, a na koniec urzekła faraona, który miał szukać jej po zagubionym buciku, niczym Kopciuszka.

Pozycja heter stała się na tyle znacząca, że sam Arystoteles stwierdził w końcu, że należałoby zapobiec ich wpływom. Jak? Dbając o lepsze wykształcenie kobiet wolnych - wtedy mężczyźni nie szukaliby lepszego damskiego towarzystwa w domach publicznych i na sympozjonach.

Greczynki z brodami i z kijami

Nawet wielcy filozofowie nie byli zgodni, jak traktować kobiety i ich duchowe przymioty. Sokrates na przykład przekonywał o jedności, tożsamości cnoty u mężczyzn i kobiet. Arystoteles się temu przeciwstawiał. Nie dziwi więc, że od IV wieku p.n.e. aż do II wieku n.e. w niektórych greckich miastach funkcjonowały służby znane jako gunaikonomoi czyli "nadzorcy kobiet".

Były one przeznaczone do kontroli prowadzenia się płci piękniej nie tylko w miejscach publicznych, ale i w domach. Sprawdzały jej zachowanie podczas uroczystości religijnych oraz ubiór - wychodząc do miasta Atenki musiały przykryć głowę woalem, chustą lub choćby skrajem płaszcza. Dziś wydaje się to nie do wiary: nie mówimy przecież o państwie talibów, lecz o kolebce naszej cywilizacji!

Z drugiej strony były takie ewenementy jak święto Hybristika odbywające się w Argos, podczas którego mężczyźni i kobiety zamieniali się ubiorami na pamiątkę zuchwałych antenatek (założycielek rodu), które kiedyś odstraszyły wroga przywdziewając męskie stroje. W tym samym mieście podczas nocy poślubnej panna młoda... zakładała brodę!

Ciekawym przypadkiem była również Gortyna na Krecie, gdzie kobiety miały więcej praw niż w innych greckich państwach-miastach. Tolerowano tam nawet małżeństwa między wolnymi kobietami a niewolnikami. Podobnie było z założycielkami Lokrów, greckiej kolonii w Italii. Tymczasem w Atenach niewolników traktowano jak zwierzęta: za zabicie własnego nikt nie postawiłby obywatela przed sądem, za zabicie cudzego - zapłaciłby grzywnę. Zaś Atenki nie mogły nie tylko wiązać się z niewolnikami, ale nawet brać ślubów z obcokrajowcami. Dla kobiet to najwspanialsze z greckich polis z pewnością nie stanowiło miejsca najbardziej przyjaznego.

Kobiety były stale kontrolowane, okrutnie karane i niewiele mogły na to poradzić. Seks-strajk opisany przez komediopisarza Arystofanesa w "Lizystracie" tak bawił Ateńczyków właśnie dlatego, że wydawał się absurdem. Podobnie jak inna sztuka tego autora - "Sejm kobiet". "Wykluczenie kobiet z ateńskiego życia publicznego opiera się na zamkniętym kręgu przyczyn, tkwiących w samym sercu kultury. Dlaczego kobiety nie uczestniczą w życiu publicznym? Ponieważ nie są podmiotami mogącymi w nim uczestniczyć. Dlaczego nie są takimi podmiotami? Ponieważ podmiotowość ta nie należy się kobietom. Wyjściowe przesłanki wyznaczają ostateczną tezę" - tłumaczył amerykański prof. James Redfield.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 775
Lewica znalazła sobie sposób na łączenie ludzi w rewolucyjnym przegrywie.
 
Do góry Bottom