- Moderator
- #361
- 8 902
- 25 803
Teraz raczej bekowa, chociaż i tak epicka wieść...
Sprzedam Toyotę. Mały przebieg. Jeżdżona w niedzielę do meczetu!
Władze USA wezwały właśnie na dywanik przedstawicieli Toyoty. Japończycy muszą wytłumaczyć się z tego, że... robią dobre samochody.
Na wojnie zawsze dobrze się zarabiało... Szczególnie takiej toczonej na innym kontynencie
Auta Toyoty wzięli na muszkę przedstawiciele amerykańskiego ministerstwa skarbu, a ściślej - jego komórki zajmującej się wywiadem gospodarczym i terroryzmem (nie do końca jesteśmy przekonani czy chodzi o przeciwdziałanie, czy może promocję). Błyskotliwi Amerykanie odkryli, że samochody japońskiego producenta cieszą się ogromną popularnością wśród bojowników Państwa Islamskiego (IS).
Na większości propagandowych filmików wzywających fanatyków religijnych do świętej wojny przewijają się bowiem Hiluxy i Land Cruisery.
Tak kuriozalnej sytuacji w historii motoryzacji jeszcze nie było. Amerykanie zapomnieli najwyraźniej, że Państwo Islamskie nie jest organizacją kupującą nowe pojazdy na zasadach przetargów czy zamówień publicznych. Trudno też przypuszczać, by islamscy terroryści wchodząc do salonu Toyoty wykrzykiwali od progu "Allah Akbar". W jaki sposób dealer miałby zweryfikować, czy po miesiącu, roku czy pięciu latach samochód nie trafi w ręce islamskich bojowników?
Wzywanie producenta, do tego, by wytłumaczył się z popularności swoich pojazdów wśród pewnych grup etnicznych, społecznych czy zawodowych zakrawa na absurd. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że wiele używanych przez bojowników aut czasy świetności ma już dawno za sobą.
Co więcej, duża ich część trafiła do Iraku czy Afganistanu w ramach prywatnego importu z Europy. Trudno wiec zarzucać japońskiemu producentowi, że sprzedany 20 lat temu na terenie Niemiec Land Cruiser, zamiast wozić niemieckiego emeryta do kościoła, rozwozi dziś po meczetach zwolenników Państwa Islamskiego.
W całej sytuacji najśmieszniejsze jest to, że pojazdy Toyoty cieszą się wśród islamistów dużym powodzeniem dokładnie z tego samego względu, dla którego chętnie wykorzystują je np. Czerwony Krzyż czy Lekarze Bez Granic, a model Camry jest najlepiej sprzedającym się samochodem w USA. W przeciwieństwie do wielu - również amerykańskich aut - te japońskie "nie klękają na robocie".
Reasumując - przedstawiciele Toyoty muszą wytłumaczyć się przed amerykańskimi władzami z tego, że produkowane przez firmę pojazdy - po prostu - działają i można na nich polegać. Jak widać, w Stanach tego typu rzeczy są niedopuszczalne. Tylko czekać, aż któryś z amerykańskich polityków zażąda do firmy przeprowadzenia akcji serwisowej...
Paweł Rygas
poboczem.pl
Wiadomo - reklama dźwignią handlu a wojna dźwignią reklamy. Kupiłbym tanio pickupa Toyoty z zamontowanym CKMem - w akapie pełni bezpieczeństwa to nie zapewni, ale lepiej tak niż pieszo... Niech się już ta wojna kończy.Władze USA wezwały właśnie na dywanik przedstawicieli Toyoty. Japończycy muszą wytłumaczyć się z tego, że... robią dobre samochody.
Na wojnie zawsze dobrze się zarabiało... Szczególnie takiej toczonej na innym kontynencie
Auta Toyoty wzięli na muszkę przedstawiciele amerykańskiego ministerstwa skarbu, a ściślej - jego komórki zajmującej się wywiadem gospodarczym i terroryzmem (nie do końca jesteśmy przekonani czy chodzi o przeciwdziałanie, czy może promocję). Błyskotliwi Amerykanie odkryli, że samochody japońskiego producenta cieszą się ogromną popularnością wśród bojowników Państwa Islamskiego (IS).
Na większości propagandowych filmików wzywających fanatyków religijnych do świętej wojny przewijają się bowiem Hiluxy i Land Cruisery.
Tak kuriozalnej sytuacji w historii motoryzacji jeszcze nie było. Amerykanie zapomnieli najwyraźniej, że Państwo Islamskie nie jest organizacją kupującą nowe pojazdy na zasadach przetargów czy zamówień publicznych. Trudno też przypuszczać, by islamscy terroryści wchodząc do salonu Toyoty wykrzykiwali od progu "Allah Akbar". W jaki sposób dealer miałby zweryfikować, czy po miesiącu, roku czy pięciu latach samochód nie trafi w ręce islamskich bojowników?
Wzywanie producenta, do tego, by wytłumaczył się z popularności swoich pojazdów wśród pewnych grup etnicznych, społecznych czy zawodowych zakrawa na absurd. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że wiele używanych przez bojowników aut czasy świetności ma już dawno za sobą.
Co więcej, duża ich część trafiła do Iraku czy Afganistanu w ramach prywatnego importu z Europy. Trudno wiec zarzucać japońskiemu producentowi, że sprzedany 20 lat temu na terenie Niemiec Land Cruiser, zamiast wozić niemieckiego emeryta do kościoła, rozwozi dziś po meczetach zwolenników Państwa Islamskiego.
W całej sytuacji najśmieszniejsze jest to, że pojazdy Toyoty cieszą się wśród islamistów dużym powodzeniem dokładnie z tego samego względu, dla którego chętnie wykorzystują je np. Czerwony Krzyż czy Lekarze Bez Granic, a model Camry jest najlepiej sprzedającym się samochodem w USA. W przeciwieństwie do wielu - również amerykańskich aut - te japońskie "nie klękają na robocie".
Reasumując - przedstawiciele Toyoty muszą wytłumaczyć się przed amerykańskimi władzami z tego, że produkowane przez firmę pojazdy - po prostu - działają i można na nich polegać. Jak widać, w Stanach tego typu rzeczy są niedopuszczalne. Tylko czekać, aż któryś z amerykańskich polityków zażąda do firmy przeprowadzenia akcji serwisowej...
Paweł Rygas
poboczem.pl