Generał Franco

A

Anonymous

Guest
Cała te rewolucja była czerwona. Anarchiści mieliby realne poparcie gdyby rozdawali państwową i kościelną ziemię małorolnym i bezrolnym, w zamian za rekruta i żywność. A nie kolektywizowali.

Frankiści też nie lepsi. U nich chyba jedynie Karliści mieli sensowny pomysł na Hiszpanię, chcieli pogodzić jedność narodową z regionalizmami.

No z początku ostro mordowano wrogów klasowych, ale to raczej samorzutnie niż planowo. I chyba anarchiści ukrócili samowolki.

Jak to w końcu było z głodem w Hiszpanii po zakończeniu wojny domowej? Dochodziły do mnie sprzeczne opinie, ale ponoć były przypadki śmierci z głodu.
 
D

Deleted member 427

Guest
@Obłomow

Po prostu mnie wkurwia ta tragiczna wizja jak z artykułów na Frondzie

Nie czytam Frondy. Z katolickich portali tylko Gajowy Marucha.

a nawet zwracał uwagę, że Franco i jego stronnicy to jednak co innego niż Hitler czy nawet Mussolini.

Mając do wyboru Franco a Mussoliniego, wybrałbym tego drugiego. Oczywiście mówię o włoskim faszyzmie przedwojennym.

z takim składem Frontu Ludowego mogło Hiszpanom odjebać

I to było właśnie najgorsze - niczego nie dało się przewidzieć. Z takim składem prędzej czy później doszłoby do podziałów wewnętrznych i walk frakcyjnych (wszak najgorsze są kłótnie w rodzinie). Jakobini z początku także stanowili jeden szeroki front, dopiero z czasem doszło do rozłamu na trzy wzajemnie zwalczające się stronnictwa. Historia dostarcza materiału dowodowego, że konsensus takich koalicji szybko upada. Natomiast w przypadku omawianego tutaj okresu dochodzi jeszcze dodatkowy czynnik, czyli propaganda sowiecka spajająca te wszystkie fronty ludowe w jedną niebezpieczną ideologiczną całość.
 

Obłomow

New Member
82
0
Anarchiści mieliby realne poparcie gdyby rozdawali państwową i kościelną ziemię małorolnym i bezrolnym, w zamian za rekruta i żywność. A nie kolektywizowali.
Skoro jest już temat o Machnie, mógłby być o poczynaniach anarchistów hiszpańskich... :D

Nie czytam Frondy. Z katolickich portali tylko Gajowy Marucha.
Nie piłem tutaj do Ciebie, raczej do płaczy różnych konserw, które zresztą sieją taką wizję tej wojny jak jakiś Witkacy, który (oczywiście słusznie) od 1917 do końca życia bał się niosącej zagładę rewolucji bolszewickiej.
 

Shemyazz

New Member
500
38
Premislaus napisał:
Cała te rewolucja była czerwona. Anarchiści mieliby realne poparcie gdyby rozdawali państwową i kościelną ziemię małorolnym i bezrolnym, w zamian za rekruta i żywność. A nie kolektywizowali.

Co bezrolnemu chłopu po ziemi jak nie ma nasion ani narzędzi?

Kawador pisanie o koalicji bolszewicko-trockistowskiej to jakieś kuriozum. I tak nawiasem - POUM nie było trockistowskie, sami trockiści ich krytykowali.

A to gadanie, że Hiszpania byłaby satelitą ZSRR to kolejna bzdura - Stalin wspomógł zbrojnie hiszpańskich komunistów tylko dlatego, by nie stracić w oczach partii w innych europejskich krajach. Z tego względu głównie pomoc dla Hiszpanii była minimalna, do tego nie za darmo - republikanie płacili swoimi zapasami złota, z bandyckim przelicznikiem (zaniżano cenę do około połowy ceny rynkowej).
 
D

Deleted member 427

Guest
Sheymazz - ŹRÓDŁA! Bo na razie jak dla mnie bajki opowiadasz. Ja podałem dwa niezależne - książkę Snydera i publikacje Yale University Press.
 

Cyberius

cybertarianin, technohumanista
1 441
36
anarchoetatyści mieli duże poparcie, przynajmniej na początku wojny domowej, np w aragonii i katalonii

Tak żeby nie jechać tylko po komunistach i autorytarystach -anarchokolektywiści też nie byli święci

Odmienne poglądy polityczne nie były jedynym rodzajem heterodoksji nie uznawanym przez hiszpańskich anarchistów. Już nawet sama wiara w Boga, zazwyczaj w wersji katolickiej, stanowiła dla wielu anarchistycznych bojówkarzy powód do stosowania przemocy. Podpalanie kościołów, konwentów i zakonów było zjawiskiem szeroko rozpowszechnionym, podobnie jak mordowanie księży i zakonnic.

zdarzało się, iż bojówkarze korzystając z donosów lokalnych informatorów chwytali lepiej sytuowanych mieszkańców i wywozili ich do pobliskich wąwozów a następnie rozstrzeliwali.”
Caplan, Anarcho-etatyści z Hiszpanii. Historyczna, ekonomiczna i filozoficzna analiza hiszpańskiego anarchizmu
http://wgogloza.com/wolnosciowa-bibliot ... -etatysci/
 

Voy

Active Member
386
242
Stalin wspomógł zbrojnie hiszpańskich komunistów tylko dlatego, by nie stracić w oczach partii w innych europejskich krajach.

no kurwa rzeczywiście, Stalin jest znany z tego że przejmował się tym, co o nim pomyślą inni, I wcale większość przywódców europejskich partii komunistycznych nie została wezwana w drugiej polowie lat 30 do sowietów i nie dostała kulki w łeb
 
D

Deleted member 427

Guest
Wygląda na to, że dopóki nie przeczytam tej książki, muszę ci wierzyć na słowo. Tymczasem z recek knigi Beevora wynika to, co ja już tutaj pisałem parokrotnie:

Szczególnie do gustu przypadły mi rozdziały poświęcone „białemu” i „czerwonemu” terrorowi, gdzie autor rzetelnie prezentuje okrucieństwa jakich dopuściły się obie z walczących stron. Interesujące są również opisy stosowanych przez obie strony technik propagandy i ich wpływu na postrzeganie wojny przez opinię publiczną innych krajów. Przygnębiającą jest analiza „polityki nieinterwencji”, która tak naprawdę była fikcją. Ciekawie w tej kwestii wygląda postawa III Rzeszy, która poza wspieraniem gen. Franco sprzedawała materiał wojenny również republikanom, co prawda kiepskiego sortu, ale pokazuje to, że interesy często stają ponad ideologią. Autor w doskonały sposób zaprezentował również cynizm Stalina, który wykorzystał wojnę do swych partykularnych i zbrodniczych celów. Interesujące są również rozważania na temat tego co mogło się wydarzyć, gdyby nacjonaliści ponieśli porażkę. Obraz jaki rysuje Beevor nie napawa optymizmem, uważa on, że po władzę z dużym prawdopodobieństwem sięgnęliby komuniści, co oznaczałoby terror nie mniejszy niż frankistowski, a być może znacznie większy.

http://historia.org.pl/index.php?option ... Itemid=386

Dziś wiemy (a Beevor dokładnie to opisuje), że wybory 1936 roku zakończyły się w Hiszpanii minimalnym tylko zwycięstwem centrolewicy. Że politycy ugrupowań, które doszły do władzy, nie zdawali sobie sprawy z tego, jak słaba jest ich pozycja. I że niemal natychmiast po przejęciu władzy rozpoczęły się spory, szczególnie zażarte w ramach lewicy podzielonej na cztery co najmniej obozy: socjalistów, komunistów, trockistów i anarchistów, zwalczające się ze stopniowo coraz większą brutalnością.

http://www.dwutygodnik.com/artykul/45-a ... 61939.html
 
D

Deleted member 427

Guest
PioMoa.jpg


Pio Moa - w młodości był przeciwnikiem generała Franco, został członkiem Komunistycznej Partii Hiszpanii. Po wojnie przemyślał swoje życie, poświęcił się badaniom historii współczesnej Hiszpanii i ostatecznie przekształcił się z przeciwnika w zwolennika Franco. Jego zdaniem nierynkowy anarchizm to ZAWSZE etatyzm, dyktatura i czerwony terror. Jego książka z 2006 roku "Mity wojny domowej. Hiszpania 1936-39" stała się bestsellerem w Hiszpanii - w ciągu ostatnich 4 lat doczekała się ona tam aż 36 wydań:

PioMoa.jpg


Wielokrotnie po lekturze kolejnego rozdziału Pio Moi wracałem do Beevora i konfrontowałem fakty, posiłkując się też innymi książkami. Muszę przyznać, że nie wypadały te konfrontacje dla Beevora pozytywnie. Siła stereotypu (jak np. w przypadku Guereniki) jest przepotężna i ulegają jej nawet chłodni w sądach historycy. Niestety utrwalają w ten sposób błędne opinie obiegowe, uwiarygadniając je pieczęcią naukowości. Beevor rzetelnie opisuje historię oddania Sowietom hiszpańskiego złota, ale na przykład już nie wspomina o przygotowanych do wywiezienia w tym samym kierunku zbiorów Muzeum Prado. Na korzyść Beevora trzeba powiedzieć, że jego opisy potyczek militarnych są bardzo kompetentne i nie budzą żadnych uwag. [link]
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Jestem w połowie. Jakże się cieszę, że są jacyś ludzie, którym chce się babrać ze źródłami i wyszukiwać argumenty za moimi apriorycznymi twierdzeniami, do jakich lubię się ograniczać we wszelakich dyskusjach. Nakładają na ich szkielet miękką tkankę faktów. W sumie Ciebie to też dotyczy, bo niezmordowanie dostarczasz takiej amunicji. Świetne znalezisko, dzięki za linka.

Kwestia obrzydzenia pieniądzem i bankami a później branie pożyczek, armia z przymusowym poborem napadająca na jubilerów w sąsiadujących regionach, przymusowa kolektywizacja na wsi i utrudnianie indywidualistom sprzedaży ich dóbr czy dobrowolnej pracy członków ich rodzin, którzy chcieli im pomóc... Akcje z uczestniczeniem w rządzie pod zmienioną nazwą też były w pytę. Zajebisty lolcontent. Awangarda ruchu wolnościowego w akcji po prostu.

Hipokryzja w pełnej krasie i pomyśleć, że ma wciąż tylu fanów i apologetów, którzy w dodatku nie bronią samych syndykalistycznych ideałów, ale właśnie historycznego ich wykonu. (Bo przecież tam zostały urzeczywistnione te ideały, były częścią historii, więc zostały naukowo potwierdzone, są niezaprzeczalne jak jakieś firmy pracownicze produkujące kafelki, nie to co jakieś fantazje akapów, nieprawdaż?)

Niewątpliwie mam non-stop bekę przy lekturze, chociaż autentycznie żal mi ludzi, którzy musieli to przeżywać na własnej skórze.
 
D

Deleted member 427

Guest
Skolektywizowany został również cały barceloński przemysł mleczny. Anarchosyndykaliści zlikwidowali pod zarzutem braku higieny ponad 40 mleczarni.

Idź pan do chuja. Gorzej niż Sanepid dzisiaj.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Machnąłem też krytykę tego tekstu z linka podrzuconego przez autora bloga, ale generalnie obrona wolnościowych komunistów sprowadza się do tego, że była wojna i był faszyzm i dlatego, panie, się nie dało być wiernym ideałom anarchistycznym. Czyli ostatecznie trzeba było przebijać faszystów w faszyzowaniu, jak to z antyfaszystami bywa. Anarchista w zetknięciu z faszyzmem przestaje być anarchistyczny i staje się etatystyczny. Jak na chemii. Lepsze to od skrętności poglądów według Cokemana. Policzmy liczbę atomową anarchizmu.
 
D

Deleted member 427

Guest
FatBantha napisał:
są niezaprzeczalne jak jakieś firmy pracownicze produkujące kafelki
Za "niezaprzeczalnym, naukowo udowodnionym" sukcesem tych firm nie kryje się żaden kolektyw pracowniczy, one już dawno przestały być zarządzone kolektywnie: swój sukces zawdzięczają czysto kapitalistycznym przemianom [link] Co więcej, brazylijska firma Semco stanowi własność prywatną jako przedsiębiorstwo rodzinne. Nie wiem, co to ma wspólnego ideałami komunizmu - właściciel, własność prywatna, a w ramach tego demokracja pracownicza. Poza tym Kel fajnie pisał o tych "spółdzielniach", zacytuję:

Proste twierdzenie - płaca minimalna powoduje bezrobocie. Apriorycznie to wiemy, że jest 100% prawdziwe. Ale znajdziesz multum studiów empirycznych, które to obalają, bo akurat w danym momencie przeprowadzania badań bezrobocie nie wzrosło na tyle, by badający zakwalifikował to jako wzrost powodowany podniesieniem płacy minimalnej. To samo tyczy się zagadnienia kooperatyw. Spółdzielnia "radzi sobie całkiem nieźle", mimo iż bodźce w jej funkcjonowaniu są źle skonstruowane. Oznacza to, że, ceteris paribus, gdyby formą organizacji była spółka kapitałowa, to radziłaby sobie jeszcze lepiej. Poza tym spółdzielnie mogą działać "całkiem nieźle" tylko w warunkach gospodarki rynkowej, gdzie występuje rynek dóbr kapitałowych, więc zarząd spółdzielni jest w stanie prowadzić racjonalną kalkulację ekonomiczną - to niejako kompensuje w pewnym stopniu nieefektywność związaną ze złymi bodźcami. Itd.
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Wojna hiszpańska była tragiczna w tym sensie, że najbardziej zainteresowani jej wynikiem byli z góry skazani na porażkę. Mowa tu o zwykłych ludziach, którzy cierpieli w czasie wojny i po niej niezależnie od wygranej Franco czy drugiej strony. Powiedzmy sobie szczerze - obie strony były siebie warte, a Franco był zwykłym faszystą przez dłuższy czas. Oczywiście można mu oddać, że wprowadził liberalne reformy... Aczkolwiek w kraju nadal panowała cenzura, a sam Franco raczej zrobił to z czystego pragmatyzmu. Ewentualna Republika też byłaby zmuszona po pewnym czasie do wprowadzenia odrobiny normalności do tego światka.

W Hiszpanii nadal trwa wojna, w której są podobne strony konfliktu. Postępowcy, a na przeciwko nich konserwatyści w złym tego słowa znaczeniu. Nadal postać Franco jest tam oceniana niejednoznacznie, a cała propaganda nasycona w jedną stronę jest dla mnie niepojęta. W normalnym "porządku" byliby ludzie opowiadający się za Franco lub za republiką, a państwo nie miałoby nic do gadania... Pomniki stawialiby zarówno ludzie będący za republiką jak i za Franco. Obecność w mediach tylko jednej ze stron jest oczywiście śmieszna i niepoważna, mimo mojej niechęci do Franco. Oczywiście ta tendencja się odwróci w przypadku dojścia do władzy realnych frankistów. Znowu Hiszpanię będzie czekał los propagandy ku chwale wielkiego generała Franco, który ocalił ten kraj przed hordami komuchów i ateistów.

W samej Hiszpanii jest potencjał, a dokładniej w ludziach mających dosyć wolnościowe podejście do życia... No może nie wliczając w to Katalonii.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wojna hiszpańska była tragiczna w tym sensie, że najbardziej zainteresowani jej wynikiem byli z góry skazani na porażkę. Mowa tu o zwykłych ludziach, którzy cierpieli w czasie wojny i po niej niezależnie od wygranej Franco czy drugiej strony. Powiedzmy sobie szczerze - obie strony były siebie warte, a Franco był zwykłym faszystą przez dłuższy czas.
Dokładnie tak samo myślałem, oglądając Labirynt fauna Guillermo del Toro! Sami pojebańcy dookoła, jedynie te wyimaginowane stwory były w całej tej Hiszpanii normalne...
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 697
7 101
Cos duzo pochwal w strone Franco sie namnozylo wiec zeby czytajacy ten watek Bartyzel i Wielomski za bardzo sie nie podniecili, wrzucam tez pare rzeczy rzadach Franco przez ktore zaden szanujacy sie libertarianin nigdy nie poparlby w pelni jego rezimu:

Divorce was forbidden, and also contraceptives and abortion.”

Plainclothes secret police worked inside Spanish universities. In May 1972, an American student was arrested by university secret police in Barcelona and charged and imprisoned under martial law for the crime of wearing an old Spanish Army jacket.”

“In 1954, homosexuality, pedophilia, and prostitution were, through this law, made criminal offenses,[75] although its application was seldom consistent.”

Women could not become judges, or testify in trial. They could not become university professors. Their affairs and economy had to be managed by fathers and husbands. Even in the 1970s a woman fleeing from an abusive husband could be arrested and imprisoned for "abandoning the home" (abandono del hogar). Until the 1970s a woman could not have a bank account without a co-sign by her father or husband.[76] In the 1960s and 1970s the situation was somewhat relieved, but it was not until after Franco's death that a more egalitarian view of the sexes was adopted.”

“Franco's Spanish nationalism promoted a unitary national identity by repressing Spain's cultural diversity. Bullfighting and flamenco[73] were promoted as national traditions while those traditions not considered "Spanish" were suppressed. Franco's view of Spanish tradition was somewhat artificial and arbitrary: while some regional traditions were suppressed, Flamenco, an Andalusian tradition, was considered part of a larger, national identity. All cultural activities were subject to censorship, and many, such as the Sardana, the national dance of Catalunya, were plainly forbidden (often in an erratic manner).”

Franco initially pursued a policy of autarky, cutting off almost all international trade. The policy had devastating effects, and the economy stagnated. Only black marketeers could enjoy an evident affluence.

On the brink of bankruptcy, a combination of pressure from the USA, the IMF and, most importantly, the technocrats from Opus Dei, managed to convince the regime to adopt a freer market economy. Many of the old guard in charge of the economy were replaced by "technocrata", despite some initial opposition from Franco. From the mid-1950s there was a modest pick up in economic activity after some minor reforms and a freeing up of controls. But the growth proved too much for the economy, with shortages and inflation breaking out towards the end of the 1950s.”

(http://en.wikipedia.org/wiki/Francisco_Franco)

Oczywiscie z dwojga zlego wolalbym mieszkac pod butem Franco, niz anarcho-etatystow i komunistow bo przynajmniej u Franco moglbym zamknac drzwi, zasunac kotary i robic co chce, a u komuszkow to by mi pewnie predzej czy pozniej znacjonalizowali chalupe albo zameldowali gromadke "towarzyszy":

“Factories were run through worker committees, agrarian areas became collectivized and run as libertarian communes. Even places like hotels, barber shops, and restaurants were collectivized and managed by their workers.”(http://en.wikipedia.org/wiki/Spanish_anarchist)
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=82742

W jednej z dyskusji podniesiona została kwestia roli Hiszpanii frankistowskiej w ratowaniu Żydów podczas drugiej wojny światowej. Jest to jeden z czołowych argumentów nadających dyktaturze caudillo ludzki wymiar. Uogólnienie "Franco ratował Żydów" jest jednak równie prawdziwe, jak i fałszywe. Jak naprawdę wyglądała kwestia żydowska w latach 39-45 w Hiszpanii? Postanowiłem napisać coś na ten temat starając się zachować równowagę pomiędzy przystępnością, a kompletnością. Mam nadzieję, że choć w części mi się ten zamysł udał.

By zrozumieć pewne kwestie należy się cofnąć do dyktatury Primo de Rivery (1923-30). To on, pod koniec 1924 roku wydał dekret otwierający Żydom sefardyjskim rozproszonym po całym świecie drogę do starania się o hiszpańskie obywatelstwo, a także o powrót do Hiszpanii. Do końca dyktatury skorzystało z tej możliwości ok. 2000 potomków hiszpańskich Żydów. Polityka ta była kontynuowana przez II republikę (1931-36); w tym czasie liczba rozpatrzonych pozytywnie wniosków wzrosła do ok. 6000 osób. Nie jest jasne ile z tych osób, korzystając z nowej możliwości wyrobienia sobie poprzez konsulaty i ambasady hiszpańskie odpowiednich papierów zdecydowało się powrócić na stałe do Hiszpanii.

Kolejnym "wprowadzającym" zagadnieniem jest to, jak sam Franco postrzegał Żydów. Jak wiemy, był on religijnym konserwatystą. Wielokrotnie publicznie potępiał "masońsko-żydowską plutokrację", czy "żydowskiego ducha zachęcającego wielki kapitał do sprzyjania marksizmowi" choć uczciwie trzeba przyznać, że dawał do zrozumienia, iż chodziło mu głównie o "establishment" żydowski, nie zaś o zwykłych ludzi. Czy był rasistą? Tak i nie. Na pewno nie był rasistą na miarę Hitlera, tzn. nie dążył do fizycznej eliminacji populacji z przyczyn rasowych. Jednak jego pompatyczny panhispanizm, poczucie wielkości "rasy" hiszpańskiej (w końcu był autorem scenariusza do filmu o tytule, nomen omen "La raza") nie pozwala z czystym sumieniem odpowiedzieć, że pewnych oznak rasizmu u Franco nie da się znaleźć. Był to w najlepszym wypadku rasizm oparty zdecydowanie bardziej na poczuciu przynależności do wspólnoty kulturowej (pojmowanej jako "raza") niż biologicznej. Wielkość i wspaniałość "hiszpańskości" były tak nieodparte, że uszlachetniały nawet hiszpańskich Żydów oraz muzułmanów (pamiętajmy o szczególnym stosunku Franco do Marokańczyków i gwardii marokańskiej). Koncepcja Franco zazębiała się zresztą z szerszym zjawiskiem "hispanidad" stworzonym przez Ramiro de Maeztu.

Wreszcie ostatnia kwestia wstępna, czyli antysemityzm w ogóle wśród zwycięzców wojny domowej. Wśród falangistów antysemityzm nie był zbytnio eksponowany, choć nie można powiedzieć, że go zupełnie nie było. Zasadniczo jednak istniała tendencja rozróżniania "swoich" sefardyjskich Żydów od Żydów aszkenazyjskich, a także "zwykłych" Żydów od tych z "establishmentu". Jednocześnie silne wpływy niemieckie w Hiszpanii objawiały się regularnym drukowaniem w gazetach i tygodnikach tekstów antysemickich oraz ogólnym podsycaniem takich nastrojów. 11 maja 1939 roku został wydany dekret regulujący zasady poruszania się po terytorium hiszpańskim: wśród 5 kategorii, którym zakazano wjazdu byli m.in. masoni oraz Żydzi (za wyjątkiem tych, którzy udowodnili swój przyjazny stosunek do nowego reżimu; pamiętajmy, że w szeregach Franco walczyli rumuńscy Żydzi sefardyjscy). Dekret ten został potwierdzony rok później, 1 maja 1940 roku, a także podtrzymany w grudniu 1942 roku. W 1941 roku sporządzona została lista Żydów na terytorium hiszpańskim, która, jak się przypuszcza, miała być kartą przetargową w rokowaniach z Hitlerem. W tym samym roku zaczęto wpisywać pochodzenie żydowskie w dokumentach tożsamości. Tyle tytułem wstępu.
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Analizując napływ Żydów do Hiszpanii zwykło się rozróżniać kilka kluczowych momentów. Pierwszym z nich była wojna Hitlera z Francją. Szacuje się, że w jej wyniku przez Pireneje przedostało się do Hiszpanii od 15 do 30 tysięcy Żydów uciekających bezpośrednio przed wojskami niemieckimi, jak i emigrujących krótko potem. Pozostawienie tych danych bez komentarza prowadzi jednak do z gruntu fałszywych wniosków. W 1943 roku w Hiszpanii, wedle szacunków ambasady brytyjskiej, znajdowało się w całej Hiszpanii ok. 25 tys. uchodźców wojennych, wśród których ok. 4000 Żydów. Skąd zatem te rozbieżności?

Otóż klucz do zrozumienia całej sytuacji leży nie w Madrycie, ale w... Lizbonie. Przytłaczająca większość tych wszystkich uciekinierów z 1940 roku szukała schronienia nie w Hiszpanii, ale w Portugalii. Na mocy zaś ustaleń pomiędzy rządami Franco i Salazara każdy, kto miał wizę wjazdową do Portugalii otrzymywał automatycznie wizę tranzytową przez Hiszpanię. Próżno tu szukać zasług caudillo czy Hiszpanii; zresztą byłoby podobnym przekłamaniem przeceniać rolę dyktatora Portugalii. Główną postacią całej tej akcji był portugalski konsul w Bordeaux, Aristides de Sousa Mendes, który sam jeden, na przekór dyrektywom z Lizbony nakazującym większą powściągliwość w wydawaniu dokumentów, w ciągu paru tygodni przyznał prawdopodobnie ok. 10 tysięcy wiz wjazdowych do Portugalii. On także łagodził konflikty na francusko-hiszpańskich przejściach granicznych wynikające z masowych migracji i zapłacił potem za swoją "nadgorliwość" surową karę, umierając w zapomnieniu i w biedzie. Zasługa jego hiszpańskiego vis-a-vis polegała na tym, że udawał, iż nie widzi, co się dzieje i przystawiał bez wnikania w szczegóły swoją pieczątkę, rozwścieczając tym ówczesnego człowieka nr 2 w Hiszpanii, Serrano Sunera, szwagra Franco i szefa kilku ministerstw, w tym spraw zagranicznych. Mniejszy, ale stały strumień uchodźców - nie tylko żydowskich - z wizami wjazdowymi do Portugalii płynął przez Hiszpanię przynajmniej do października 1940 roku, kiedy na mocy umowy z Niemcami Franco zaostrzył kryteria wjazdowe. Nie powstrzymało to jednak uchodźców próbujących nielegalnie przekroczyć granicę: części się udało, część została zawrócona do Francji.

Stajemy zatem przed dwoma zasadniczymi pytaniami. Po pierwsze ilu Żydów faktycznie i świadomie uratowała Hiszpania w czasie drugiej wojny światowej? Po drugie, jaka była w tym wszystkim rola samego Franco, albo precyzyjniej: odgórnie sterowanej oficjalnej polityki państwa hiszpańskiego? I tu mamy do przeanalizowania wypadki, które właściwie można policzyć na palcach jednej ręki.
Jednym z takich przypadków były działania Sebastiano Romero Radigalesa, hiszpańskiego konsula w Salonikach. Ponoć ożeniony z Sefardyjką, wykonał tytaniczny wysiłek, by uratować ponad 500 Żydów z hiszpańskimi papierami (które, przypominam, można było uzyskać po 1924 roku), pomimo ospałości i obojętności Madrytu. Udało mu się to w końcu po wielu trudach, mimo to większa część Żydów została repatriowana do Hiszpanii nie z Grecji, ale już z obozu w Bergen-Belsen dokąd w miedzyczasie została przewieziona. Romero Radigales pociągnął za wszystkie możliwe sznurki: ambasadę hiszpańską w Berlinie, Włochów, a nawet niemieckiego urzędnika ds. żydowskich w Atenach, który okazał się zadziwiająco ludzki i dostępny. Repatriowani Żydzi sefardyjscy, w świetle polityki frankistowskiej, mieli pozostać w Hiszpanii tylko tyle, ile to było konieczne, a następnie szukać sobie innej ojczyzny. Jak pisze B. Rother (Franco y el Holocausto, Madryt 2005), przypadek grecki nie był wynikiem działań państwa Franco, ale osobistego wielkiego zaangażowania Sebastiano Romero Radigalesa. Staje się to jeszcze bardziej oczywiste porównując ten casus z repatriacją wspólnot sefardyjskich z Rumunii i Bułgarii (mamy poświadczone jedynie pojedyńcze przypadki przy braku jakichkolwiek zorganizowanych czy zakrojonych na szerszą skalę działań w tym kierunku).

Najsłynniejsze i najbardziej spektakularne działania Hiszpanów (ale uwaga, nie państwa hiszpańskiego sensu stricto) mające na celu ratowanie Żydów przed Holokaustem miały miejsce na Węgrzech. W dramatycznych okolicznościach, tych samych, w których działał inny bohater Holokaustu, Raoul Wallenberg, młody hiszpański dyplomata Angel Sanz-Briz oraz współpracujący z nim blisko Włoch Giorgio Perlasca, zdołali ocalić prawdopodobnie około 3500 Żydów. Zaczęło się od prośby sefardyjczyków marokańskich, którzy oficjalnie poprosili o możliwość zaopiekowania się, na swój koszt, 500 dziećmi Żydów węgierskich. Po uzyskaniu aprobaty najpierw lokalnego komisarza, a potem także Madrytu, sprawą zajął się Sanz-Briz, pełniący funkcję charge d'affaires w ambasadzie w Budapeszcie. Młody Hiszpan zaangażował się emocjonalnie w akcję ratowania Żydów, między innymi podpisując się w sierpniu 1944 wraz z przedstawicielami Szwecji, Portugalii i Szwajcarii pod notą protestacyjną przeciwko masowym deportacjom do obozów śmierci. Zrobił to jednak wbrew woli decydentów: instrukcja z Madrytu nakazująca mu bardziej pokorne stanowisko przyszła już po fakcie. Ogromna większość ratowanych Żydów nie była pochodzenia sefardyjskiego; w Budapeszcie żyło w lecie 1944 roku zaledwie 45 Żydów z hiszpańskimi papierami. Stąd działania Sanz-Briza i Perlaski są autentycznym przykładem heroizmu i sprzeciwu wobec niemieckiego planu zagłady fizycznej populacji żydowskiej. Raz jeszcze trzeba podkreślić, że brak było jakichkolwiek oficjalnych wytycznych w tej sprawie i dopiero w październiku 1944 roku Madryt (a właściwie nowy minister spraw zagranicznych, Lequerica) wydał dyrektywę nakazującą otwarcie Sanz-Brizowi działać na rzecz ocalenia Żydów (w następującej kolejności: obywateli hiszpańskich, pozostałych sefardyjczyków, wszystkich innych). Pod koniec listopada hiszpański dyplomata został odwołany z placówki ze względu na postępującą ofensywę radziecką, oddając inicjatywę swojemu włoskiemu współpracownikowi, który działał w Budapeszcie aż do połowy stycznia 1945 roku. Sam Sanz-Briz okazał się świetną kartą przetargową po drugiej wojnie oraz czołową wizytówką "ludzkiej" strony frankizmu, zaś w kolejnych latach zrobił błyskotliwą karierę w dyplomacji.

Reasumując, jeśli do 15-30 tysięcy wspomnianych przy okazji omawiania uchodźców z Francji do Portugalii przez Hiszpanię dodamy uratowanych Żydów z Grecji, Węgier, Rumunii, Bułgarii oraz innych państw, otrzymamy rząd wielkości 20-35 tysięcy Żydów, których los zetknął w jakimś stopniu z frankistowską Hiszpanią w czasie II wojny światowej. Uratowanych z rozmysłem i pełną świadomością zostało mniej więcej 5000 Żydów, w przytłaczającej części dzięki przedsiębiorczości i zapałowi dwóch ludzi: Romero Radigalesa w Grecji i Sanz-Briza na Węgrzech. Nie mamy żadnych dowodów świadczących o zainteresowaniu, a tym bardziej zaniepokojeniu Franco losem Żydów w Europie. Oficjalne i otwarte poparcie Madrytu dla akcji ratowania ofiar Holokaustu datujemy dopiero na październik 1944 roku, choć należy je przypisywać w większym stopniu naciskowi aliantów na rząd caudillo, niż dobrej woli dyktatora, zaś jego efekt jest jedynie symboliczny, gdyż rzeczywiste działania jednostek w tym kierunku trwały już od dłuższego czasu niezależnie od stanowiska rządu. Do tego momentu istniała w Hiszpanii większa lub mniejsza (w zależności od okresu) oficjalna obojętność wobec zagłady Żydów. Jako ciekawostkę można dodać, że reżim Franco nigdy nie uznał powstania państwa Izrael: stosunki dyplomatyczne między Hiszpanią a Izraelem zostały nawiązane dopiero w latach 80-ych. To również powinno dać materiał do refleksji dla ewentualnych zwolenników mitu o Franco ratującym Żydów.

Na zakończenie jeszcze jedna, ostatnia kwestia: Francisco Franco nigdy nie został uznany za Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, a jest to - niestety - dość często spotykana i bardzo myląca informacja.
 
Do góry Bottom