Etatyzm w II RP

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
11751473_1167841663242112_5574037926509510057_n.jpg
 

Hitch

3 220
4 872
Jak mnie wkurwia retoryka "dobre, bo polskie". Polacy mają chuja pojęcia o kapitalizmie, więc i produkują w większości gówniane rzeczy. Ze swojej branży mogę polecić takie gwiazdki jak Manta, Goclever, Kruger & Matz czy Cavion. Ciekawe, ilu piewców towarów krajowych korzysta z tych rozpadających się po miesiącu gówien?
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Jak mnie wkurwia retoryka "dobre, bo polskie". Polacy mają chuja pojęcia o kapitalizmie, więc i produkują w większości gówniane rzeczy. Ze swojej branży mogę polecić takie gwiazdki jak Manta, Goclever, Kruger & Matz czy Cavion. Ciekawe, ilu piewców towarów krajowych korzysta z tych rozpadających się po miesiącu gówien?
Eeee moi starsi mają TV MANTA duży, LCD i oprócz małej naprawy po 4 latach śmiga, jak się patrzy.... Zreszą nie przesadzaj, też w drugą stronę, ja uznaję patriotyzm, konsumencki, ale jedynie gdy dwa produkty są równoważne...
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Toć chyba widzę, ile tego badziewia wraca na reklamację :)
Nie wiem, może starzy kupili ten TV gdzie Manta dopiero wchodziła w segment i puściła, dobrą partię, by rybka złapała haczyk... Zresztą, chyba jak ktoś nie kupuje, drogiego oryginała, a tańszą "podróbkę", to chyba powinien się z tym liczyć :p
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
http://m.obserwatorfinansowy.pl/forma/rotator/socjalistyczna-ii-rzeczpospolita/?wpmp_switcher=mobile

Socjalistyczna II Rzeczpospolita

Publikację wyróżnia ogrom bardzo ciekawych i mało znanych informacji. Oto na przykład w trzecim rozdziale autor podaje, że w 1929 r. prof. Adam Heydel wyliczył, iż w wolnej Polsce obywatel płacił aż o 70–100 proc. wyższe podatki niż Polacy pod zaborami. Z kolei w 1925 r. ekonomista Jerzy Zdziechowski porównał miesięczne wpływy budżetowe do całego obiegu pieniężnego. W Szwajcarii stanowiły one 2,2 proc., we Francji 6 proc., w Austrii 8 proc., w USA 11 proc., w Szwecji 11 proc., w Czechosłowacji 15 proc., a w Polsce 36 proc.
Pozwolisz, @tolep , że zachowam ten wpis dla potomności we właściwym temacie. Jakby ktoś chciał dać lajka to zapraszam tutaj.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
"Na początku lat trzydziestych litr benzyny kosztował ponad 80 groszy, czyli w przeliczeniu ponad 8 współczesnych złotych! Wielki kryzys spowodował co prawda niewielki spadek cen, ale i tak w 1936 roku za litr benzyny nadal trzeba było zapłacić – bagatela – 68 groszy. (...) Jak to często bywa, winę za ten stan rzeczy w dużej mierze ponosili politycy, którzy na początku lat trzydziestych wpadli na pewien „genialny” pomysł. W lutym 1931 roku powołano do życia Państwowy Fundusz Drogowy, którego budżet opierał się na wpływach z opłat od pojazdów mechanicznych, materiałów pędnych, reklam ustawionych przy drogach, oraz grzywien i kar administracyjnych za przekroczenie przepisów o ruchu drogowym.

W założeniu powstanie Funduszu Drogowego miało przyczynić się do znacznego przyspieszenia motoryzacji kraju, ale rzecz jasna stało się wręcz odwrotnie. Statystycznie na 10 000 mieszkańców przypadało tylko 10 samochodów. Dla porównania, w tym samym czasie we Francji wskaźnik ten wynosił 523, w Anglii 511. Lektura jednego z numerów poznańskiego „Dziennika Porannego” przybliża nam, co dokładnie składało się na owe 68 groszy za litr benzyny. Autor artykułu wylicza, że z tego rafinerja otrzymuje 26 gr., czyli 38 proc., reszta, t.j. 42 gr. rozkłada się na następujące pozycje:

Podatek na Fundusz Drogowy 8,8 gr., podatek spożywczy 11,2 gr., podatek obrotowy 2 gr., fracht z Drochobycza do Warszawy 7,1 gr. od litra (?), opłata miejska za pompę uliczną 2,9 gr., obsługa pompy 4 gr., pozostałe koszty 6 gr.(...)

Członkowie komitetu motoryzacji przy ministrze komunikacji wiosną 1936 r. postulowali nawet obniżenie cen do 35 groszy za litr benzyny. Czy coś z tego wyszło? Oczywiście, że nie. Minister skarbu ani myślał przychylić się do wniosku, który uszczupliłby dochody budżetu. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają."
http://ciekawostkihistoryczne.pl/20...a-benzyna-i-dlaczego-tak-drogo/#ixzz3tvKIfN9n
 

Bajaratt

First of his name
348
1 551
Jest wątek okołoetatystyczny, ale przedwojenna Polska zasługuje na osobny wątek.

Polityka wg włodarzy II RP
"Paralela pomiędzy gen. Franco, a min. Beckiem jest bardzo ciekawa, pouczająca i smutna. Oto ona:

Gen. Franco otrzymał wydatną pomoc z Niemiec. Można nawet powiedzieć, że decydującą. Ale jak dotychczas niczym się za to Niemcom nie odwdzięczył. Przeciwnie oto teraz zbliżył się do Francji.

Min. Beck wręcz przeciwnie. Oddał Niemcom ogromne usługi: 1) Kiedy jeszcze Niemcy znajdowały się w zaczarowanym pierścieniu wrogów, kiedy wszyscy: Francja, Włochy, Belgia itd. byli przeciw Hitlerowi, min. Beck ten pierścień złamał. Niemcy wyszły z odosobnienia. Byłoby to słuszne i rozumne ze strony min. Becka, gdybyśmy dziś mieli zlikwidowane punkty tarcia z Niemcami, jak Gdańsk, Śląsk, mniejszości, Kłajpeda.
2) Min. Beck odegrał duża, a może nawet decydującą rolę w sprawie Anschlussu, a co za tym idzie i nierozerwalnie z Anschlussem związanej sprawie Sudetów, dopomagając polityce niemieckiej. Wskazują na to ujawniane obecnie wspomnienia i dokumenty. Byłoby to słuszne, gdybyśmy mieli jakąkolwiek rekompensatę polityczną za aż tak nadzwyczajne wzmocnienie się Niemiec. Tymczasem nie otrzymaliśmy nawet tej Rusi Węgierskiej dla Węgier, o którą min. Beck sam głośno się upomina.

Gen. Franco jest przykładem, że na polityce zbliżenia z Niemcami niekoniecznie można robić złe interesa, co podkreśla jeszcze ten wielki zawód, który nam zgotowała polityka min. Becka."

Apologeta mógłby jednak dodać, że spora część terytorium była bliska akapu ;)

Myślenie życzeniowe piękna rzecz, ale z faktami trudno się kłócić. II Rzeczpospolita nie była żadnym przedsionkiem cywilizacji. Raczej zaściankiem. Pojedyncze rozwinięte miasta dzieliły setki kilometrów błota, zacofania i bandytyzmu. Można wręcz powiedzieć, że nasi przodkowie żyli na Dzikim Wschodzie.

Podobieństw do Dzikiego Zachodu w Polsce nie brakowało. Może nie było nad Wisłą kowbojów, ale napady na pociągi – jak najbardziej!
http://ciekawostkihistoryczne.pl/2014/01/02/bardzo-dziki-wschod-bandytyzm-w-ii-rzeczpospolitej/

Wasze zdanie? Wiem, gospodarczo - chujnia, gun laws - trochę mniejsza chujnia, ale poza tym?
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Sztuczka konstytucyjna
Adam Leszczyński

26 stycznia 1934 r. piłsudczycy podstępem przeprowadzili projekt nowej konstytucji, wykorzystując błąd posłów opozycji, którzy na znak protestu opuścili posiedzenie. Formalnie wszystko jest w porządku. Tu - choćby talmudyści opozycyjni chodzili na głowie - nic nie pomogą - triumfowała sanacyjna "Gazeta Polska".

W Polsce do tego już dochodzi, że łatwiej zmienić konstytucję niż dwadzieścia złotych - ironizował w styczniu 1934 r. tygodnik satyryczny "Cyrulik Warszawski". Ta ironia miała swoje drugie dno, jako że Polska zmagała się z Wielkim Kryzysem i dla wielu jej obywateli 20 zł stanowiło dużą kwotę. Rzeczywiście jednak politycy sanacji zmienili wtedy konstytucję niespodziewanie, bardzo łatwo i z naruszeniem procedur. Tak wyprowadzili w pole przywódców opozycji, że kilka tygodni później na jednym z satyrycznych rysunków zostali oni przedstawieni jako Eskimosi na krze z podpisem: "Zostali na lodzie". Nowa konstytucja, nazwana później kwietniową, bo weszła w życie w kwietniu 1935 r., drastycznie ograniczała uprawnienia Sejmu i zrywała z zasadą trójpodziału władzy, podstawą liberalnej demokracji. W nowym ustroju Rzeczypospolitej największą władzę miał prezydent, który mógł m.in. powoływać premiera, rozwiązywać Sejm i Senat oraz wetować ustawy. W porównaniu z demokratyczną, wzorowaną w części na francuskiej konstytucją marcową z 1921 r. oznaczała ugruntowaną prawnie dyktaturę.

Podchody pod konstytucję
Rządzący od zamachu stanu w maju 1926 r. piłsudczycy wprowadzili tę rewolucję ustrojową tylnymi drzwiami. Jeszcze w momencie rozpoczęcia kluczowego posiedzenia Sejmu 26 stycznia 1934 r. nic nie zapowiadało, że będzie dyskutowany na nim projekt konstytucji. Na porządku dziennym znajduje się sprawozdanie komisji konstytucyjnej z przebiegu dotychczasowych prac nad projektem zmiany konstytucji oraz pierwsze czytanie kilku rządowych projektów ustaw - informowała lakonicznie o nadchodzącym posiedzeniu Sejmu prorządowa "Gazeta Polska" w numerze z 25 stycznia.

Wyznaczone na dzisiaj posiedzenie plenarne Sejmu rozpoczyna się już o g. 10 rano. Widocznie BBWR [Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem] chce uczynić ze swoich "tez" konstytucyjnych tzw. wielki dzień parlamentarny. Podobno p. Car[Stanisław, poseł BBWR i prawnik] zamierza "zgnębić" opozycję... trzygodzinnym (rany boskie!) referatem (...). Dziwna rzecz, swoją drogą, do jakiego stopnia ci ludzie mają mało poczucia rzeczywistości! - pisał 26 stycznia 1934 r. "Robotnik", dziennik opozycyjnej PPS.

Po zamachu majowym Józef Piłsudski nie wprowadził nowej konstytucji i nie zawiesił starej, chociaż zwiększył uprawnienia prezydenta w noweli konstytucyjnej uchwalonej w sierpniu 1926 r. Po władzę szedł jednak pod hasłami ograniczenia "sejmokracji" i zmiany ustroju Rzeczypospolitej, a demokrację parlamentarną uważał za nieudolną i nieefektywną, niepozwalającą na sprawne rządzenie państwem.

W wyborach z 1928 r. sanacyjny BBWR pod przywództwem płk. Walerego Sławka nie zdobył jednak większości konstytucyjnej. Mimo to rozpoczęto prace nad projektem trwające z przerwami (wywołanymi m.in. kolejnymi wyborami w 1930 r., w których sanacja też nie zdobyła potrzebnej większości) do sierpnia 1933 r. Wtedy to na Zjeździe Legionistów Polskich Sławek przedstawił założenia nowego projektu konstytucji powstałego w gronie bliskich współpracowników Marszałka. Głównymi autorami byli wspomniany Stanisław Car, Bohdan Podoski (sędzia i poseł BBWR) oraz Sławek. Naczelną wartością nowej konstytucji miało być Państwo (pisane zawsze dużą literą) rządzone przez elitę obywateli wyróżnioną dzięki swoim zasługom dla kraju. W grudniu 1933 r. projekt nazwany tezami konstytucyjnymi przedstawiono komisji konstytucyjnej w Sejmie. Formalnie były one sprawozdaniem komisji z prac nad wnioskiem BBWR dotyczącym zmiany ustroju. Projektu nie można jednak było uchwalić legalnie, bo mimo "cudów nad urną" i terroryzowania opozycji przed wyborami w 1930 r. sanacja nie miała dość głosów. Dlatego potrzebny był wybieg.

Z tez konstytucyjnych...
Posiedzenie obstawiono nad wyraz uroczyście. Rząd w komplecie, piękne damy, adjutanci, wyżsi urzędnicy itd., itd. - pisał po fakcie "Robotnik".

Tezy konstytucyjne referował Car, który mówił, że od zamachu majowego przez osiem lat Sejm nie zmienił konstytucji z powodu "atrofii woli i niemocy". Potrzebę zmiany uzasadniał m.in. przeobrażeniami zachodzącymi w polityce europejskiej, a zwłaszcza "bankructwem idei liberalizmu i przeżyciem się parlamentaryzmu" (cytaty z relacji "Robotnika"). Przywoływał przykłady dyktatur w ZSRR (proletariatu), we Włoszech (faszyzmu), w Niemczech (nazizmu) i choć nie uważał tych systemów za wzory do naśladowania, to jednak doceniał ich skuteczność. Kiedy oświadczył, że w Polsce dyktatury nie ma, posłowie opozycji wybuchnęli śmiechem. "Józef Piłsudski, mówił Car, nigdy dyktatorem nie był. Jeżeli panowie wezmą pod uwagę, że Józef Piłsudski, który skupił w swym ręku pełnię władzy państwowej, potrafił w 1922 r. przejść do swego zacisza w Sulejówku; jeżeli po 1926 r. skupił w swym ręku po raz drugi władzę, a pomimo to ograniczył się do skromnej roli ministra spraw wojskowych, to dowodzi to, że Piłsudski dyktatorem nie jest". Wywodził też, że demokratyczna Polska chyliła się ku upadkowi i tylko zamach majowy ją ocalił. W systemie parlamentarnym nie może powstać "mocny rząd", którego kraj potrzebuje, i dlatego trzeba go zmienić. Według Cara wzorowana na francuskiej konstytucja marcowa wniosła do polskiego życia politycznego "pierwiastki anarchii" i "żadnych pierwiastków rodzimych".

W odpowiedzi przedstawiciele opozycji wygłosili krótkie oświadczenia. Poza BBWR wszyscy - ludowcy, socjaliści, narodowcy i kluby mniejszości narodowych - byli przeciw. Poseł PPS Kazimierz Czapiński mówił: "Jest rzeczą zabawną, gdy referent w dzisiejszym przemówieniu usiłował nas przekonać, że w Polsce nie ma dyktatury wbrew znanej faktycznej roli Józefa Piłsudskiego i jego stronnictwa, wbrew powszechnie znanym metodom rządzenia w Polsce".

Bohdan Winiarski z klubu narodowego przypomniał, że zgodnie z prawem konstytucji nie można uchwalić, bo potrzeba do tego 2/3 głosów, a tezy nie są projektem. Odmówił też moralnego prawa do zmiany ustroju Sejmowi wybranemu po tzw. procesie brzeskim (w rzeczywistości odbywał się w Warszawie od 26 października 1931 do 13 stycznia 1932 r.) zakończonym skazaniem na kary więzienia 10 przywódców socjalistów i ludowców. Mówca domagał się nowych wyborów i na zakończenie oświadczył, że klub narodowy nie weźmie udziału w dalszej dyskusji.

Opozycjoniści podkreślali, że tezy konstytucyjne mają niedemokratyczny charakter, bo oddają władzę w ręce wąskiej elity obozu sanacyjnego. Ludowiec Maksymilian Malinowski mówił: "Masy ludowe w Polsce mają obecnie inne większe zmartwienia niż troskę o zmianę konstytucji. Najważniejszą jest katastrofa gospodarcza i całe społeczeństwo woła wielkim głosem o ratunek". Autorom tez zarzucał, że chcą ustanowić "system rządów kliki, biurokracji cywilnej i wojskowej. Rządy takie są nieszczęściem każdego państwa". Protestowali też przedstawiciele mniejszości ukraińskiej i żydowskiej, których kandydatom po zmianach byłoby trudniej niż kandydatom Polakom dostać się do Senatu. Poseł mniejszości żydowskiej Emil Sommerstein przekonywał, że jeszcze bardziej ograniczy to prawa obywatelskie Żydów.

Po tych oświadczeniach marszałek Sejmu Kazimierz Świtalski zarządził przerwę do godziny 17. Podczas przerwy piłsudczycy zebrali się na naradę z udziałem m.in. Świtalskiego, Sławka, premiera Janusza Jędrzejewicza, natomiast większość posłów opozycji opuściła salę na dobre.

KLUCZOWE POSTACIE KRYZYSU KONSTYTUCYJNEGO

z19454618T.jpg

Pułkownik Walery Sławek
(1879-1939)

Jeden z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, był m.in. współorganizatorem Legionów. Po zamachu majowym trzykrotny premier oraz szef Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Po śmierci Piłsudskiego w 1935 r. przegrał walkę o władzę z prezydentem Mościckim i został odsunięty od władzy. 3 kwietnia 1939 r. popełnił samobójstwo z niewyjaśnionych do dziś powodów.

z19454620T.jpg

Stanisław Car
(1882-1938)

Warszawski adwokat, szef kancelarii cywilnej prezydentów Gabriela Narutowicza (1922) i Stanisława Wojciechowskiego (1922-23). Bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego po zamachu majowym, poseł. Był wiceprezesem klubu BBWR oraz specjalistą od manipulowania prawem w interesie sanacji. To jemu przypadła delikatna rola kierowania uchwalaniem nowej konstytucji.

z19454619T.jpg

Stanisław Stroński
(1882-1955)

Działacz endecki, poseł, romanista, znany publicysta. Zacięty wróg Piłsudskiego, autor m.in. sformułowania "Cud nad Wisłą", które miało umniejszyć rolę Marszałka w zwycięstwie pod Warszawą w sierpniu 1920 r., oraz uczestnik nagonki na prezydenta Gabriela Narutowicza w grudniu 1922 r. Podczas II wojny minister w rządzie emigracyjnym. Zmarł w Londynie.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
...projekt konstytucyjny
Po przerwie o głos znów poprosił Car, który ni mniej, ni więcej oświadczył: "Wysoka izbo! Ponieważ, jak wynika z oświadczeń wszystkich odłamów opozycji, opozycja nie interesuje się zagadnieniami ustroju, przeto sądzę, że nie ma przeszkód, aby załatwić tę sprawę od razu. Wnoszę, ażeby tezy, które dziś przedłożyliśmy, a które były przez trzy lata dyskutowane w naszej komisji, uznać za projekt konstytucji". Wniosek przywitały huczne oklaski z ław BBWR.

Wówczas głos zabrał jeden z nielicznych posłów opozycji, którzy zostali na sali, Stanisław Stroński, narodowiec, a także znany publicysta. Przypomniał, że ustawa konstytucyjna musi przejść przez trzy czytania i być uchwalona większością 2/3 głosów wszystkich posłów, a nie tylko obecnych na sali. Car w ogóle nie odpowiedział Strońskiemu, natomiast zgłosił wniosek o uzupełnienie porządku dziennego o głosowanie nad konstytucją oraz "skrócenie postępowania formalnego". I wtedy marszałek Świtalski przeprowadził, jedno po drugim, trzy głosowania: pierwsze za wnioskiem Cara, a dwa kolejne za przyjęciem projektu w drugim i trzecim czytaniu. 2/3 obecnych głosowało za. W ławach BBWR wybuchły głośne oklaski. Posłowie odśpiewali na stojąco "Pierwszą Brygadę", wiwatowali, krzyczeli: "Niech żyje pułkownik Sławek!", "Niech żyje marszałek Świtalski!".

Triumf sanacji
27 stycznia posłowie i senatorowie BBWR triumfalnie przeszli z pl. Piłsudskiego pod Zamek Królewski, siedzibę prezydenta Ignacego Mościckiego, a potem pod Sejm i Belweder. Na czele kroczył Walery Sławek, szef BBWR, a także prezes Związku Legionistów Polskich i jeden z głównych autorów nowej konstytucji. Prorządowa "Gazeta Polska" donosiła o "spontanicznych manifestacjach" w miastach wojewódzkich, ale nie tylko, bo... i w najmniejszych miasteczkach i wsiach ludność gorąco manifestowała z okazji uchwalenia ustawy konstytucyjnej. Wysyłano depesze hołdownicze do prezydenta, marszałka Piłsudskiego oraz marszałka Sejmu. Odbywały się pochody z orkiestrami i sztandarami - w Kaliszu pochód liczył 7 tys. osób, w Brześciu ulicami przemaszerowało 10 orkiestr. Po wysłuchaniu przemówień [na wiecu] przyjęto rezolucję, wyrażającą radość i dumę z racji dokonania przez Sejm naprawy ustroju Rzplitej - pisała "Gazeta Polska", cytując depeszę Polskiej Agencji Telegraficznej.

Opozycja protestowała, ale była bezsilna. Natomiast prasa sanacyjna wbrew faktom powtarzała, że "projekt stoi na gruncie demokratycznym". Zrobiło to wrażenie, jakby były tam po temu wątpliwości - komentował zgryźliwie "Kurier Warszawski", najpopularniejszy polski dziennik skłaniający się wówczas ku endecji.

W "Kurierze" porównano także dwie wersje projektów konstytucji piłsudczyków - pierwotny z 1929 r. i uchwalony, który powstał w 1932 r. Prof. Wacław Makowski, prawnik, poseł BBWR i przewodniczący komisji konstytucyjnej, ideę obu nazwał "cezaryzmem demokratycznym". I pisał: Źródłem władzy prezydenta nie jest wola Zgromadzenia Narodowego, ale wybór narodu, dokonany w myśl zasad demokracji, przelewający na wybrańca zaufanie całego narodu, który jest, w myśl projektu, jedynym źródłem władzy w Rzeczypospolitej. (...) Naród, przelewając swe zaufanie szczególne na prezydenta Rzeczypospolitej, wkłada przez to samo na jego barki troskę o całokształt interesów państwa . Prezydent ma być odpowiedzialny tylko przed narodem. Dodawał też, że projekt jest wyrazem dążenia do postawienia zdecydowanego kroku na drodze do dalszego rozwoju demokracji. Projekt z 1929 r. głosił w artykule 2, że " źródłem władzy w Rzeczypospolitej Polskiej jest Naród; prawem naczelnym - Dobro Państwa.

Natomiast uchwalony projekt szedł jeszcze dalej, bowiem prezydent miał być wybierany nie w wyborach powszechnych, tylko przez parlament i "być odpowiedzialnym przed Bogiem i Historią". Oba projekty zachowywały Sejm i Senat, ale skupiały władzę w rękach prezydenta. Wszystkie inne czynniki, nawet sąd, są mu w tej koncepcji podporządkowane. Mamy więc do czynienia istotnie z cezaryzmem demokratycznym, tj. z jedynowładztwem opartym o głosowanie powszechne - komentował 25 stycznia w "Kurierze Warszawskim" krytyczny wobec nowej konstytucji prawnik i poseł klubu narodowego, prof. Wacław Komarnicki.

Zgodnie z ordynacją wyborczą z 8 lipca 1935 r. prawo do wybierania senatorów (1/3 wskazywał prezydent) otrzymali zasłużeni obywatele, m.in. odznaczeni orderami Orła Białego, Virtuti Militari, Odrodzenia Polski, Zasługi, Krzyżem lub Medalem Niepodległości, posiadacze matury, oficerowie, wybierani urzędnicy władz samorządowych, samorządu zawodowego i działacze stowarzyszeń wyższej użyteczności. Sejm miał funkcje ustawodawcze i kontrolne oraz uchwalał budżet, rozkładając ciężary na obywateli. W praktyce rządzić miał prezydent z Senatem.

Ewolucja nastrojów politycznych Bloku coraz bardziej od jednostki idzie ku grupie rządzącej - pisał Komarnicki. Dla obserwatorów było oczywiste, że piłsudczycy szykują się w ten sposób do utrzymania władzy po spodziewanej śmierci schorowanego marszałka (Piłsudski umarł 12 maja 1935 r.).
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Opozycja może sobie pogadać
27 stycznia "Robotnik" napisał o uchwaleniu konstytucji: Nasza własna ocena tych wypadków uległa konfiskacie (jak policzyli redaktorzy, była to 388. interwencja cenzury w tym piśmie od zamachu majowego). W nowym wydaniu gazeta przedrukowała więc fragmenty urzędowego diariusza sejmowego. I tylko wielkimi literami krzyczało w "Robotniku" sejmowe oświadczenie posła PPS Kazimierza Czapińskiego, które zostało przedrukowane i zaakceptowane przez cenzurę:

ODSUWA SIĘ LUD PRACUJĄCY OD RZECZYWISTEJ WŁADZY, OD RZECZYWISTEGO WPŁYWU NA KSZTAŁTOWANIE ŻYCIA POLITYCZNEGO I GOSPODARCZEGO PAŃSTWA. Państwo polskie, które wedle formalnie obowiązującej konstytucji marcowej powinno być państwem demokratycznym, przestaje być demokracją, nawet formalnie, i staje się państwem dyktatury jednej partii, a więc państwem zbliżonym do typu faszystowskiego z pewnymi pozornymi przybudówkami "demokratycznymi".

W "Kurierze Warszawskim" z 28 stycznia podpisany inicjałami B.K. autor pisał we wstępniaku: Czytelnicy wiedzą, że pierwotne projekty B.B. [Bezpartyjnego Bloku, czyli piłsudczyków] zmierzające do ustanowienia w Polsce jedynowładztwa, opartego o głosowanie powszechne, zostały zaniechane. Żadnego już czynnika demokratycznego nie będzie, nawet formalnie i dekoracyjnie. Dziennik nazywał nowy ustrój "oligarchią" i potępiał go za "improwizację", czyli stworzenie systemu władzy, który nie miał oparcia w polskiej tradycji. Gdy tradycja ojczysta jest zła, słaba lub przerwana, to ludzie mają prawo zwracać się po wskazówki do przykładów cudzych. Ale i takiej nawet chęci autorowie uchwały onegdajszej nie ujawnili. Płód ich ducha jest twórczością lokalną, aktualną i sezonową w pełnym jej sensie i tak dalece, że nie odważylibyśmy się mu dać nawet utartego miana eksperymentu.

Endecka "Gazeta Warszawska" 27 stycznia napisała, że uchwała sejmowa "nie ma większego znaczenia", ponieważ i tak każdy wiedział, "jakiem zachowaniem [szacunkiem] cieszyła się w sanacji obecna konstytucja". Endecy uważali też, że wraz z upadkiem rządów sanacji upadnie i konstytucja, bo "dzieła sanacji nie przeżyją jej samej". Skoro uchwalenie nowej konstytucji odbyło się niezgodnie z prawem, tym łatwiej będzie ją z kolei zrewidować.

Stanisław Stroński w "Kurierze Warszawskim" z 27 stycznia punktował naruszenia procedury podczas uchwalania konstytucji, wymieniając m.in. wymóg zapowiedzenia głosowania 15 dni wcześniej i zebrania podpisów jednej czwartej ogółu posłów.

Pisał także o oszustwie - bo ostatecznie uchwalona konstytucja została przedstawiona opozycji nawet nie jako projekt, ale zaledwie szkic projektu. Tekst zdaniem Strońskiego wymagał poprawy. Prace te od pierwszego wejrzenia wydają się niezbędne, nie tylko ze względu na niedojrzałą treść, ale także na ujęcie ze wszech miar niestaranne - komentował. Błędu językowego dopatrywał się już w pierwszym zdaniu projektu: "Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich jego obywateli". Stroński wyzłośliwiał się następnie, że: Wiadomo jest, że po polsku mówi się: Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich swoich (a nie jego) obywateli, podobnie jak trzeba powiedzieć: p. Car jest winowajcą wszystkich swoich (a nie jego) błędów językowych.

Formalnie wszystko jest w porządku
Władza była zadowolona. Bądźmy szczerzy. Formalnie wszystko jest w porządku. Tu - choćby talmudyści opozycyjni chodzili na głowie - nic nie pomogą - oświadczyła z satysfakcją sanacyjna "Gazeta Polska" z 28 stycznia w niepodpisanym artykule redakcyjnym. Autor zastanawiał się jednak, czy należało skorzystać z nieobecności posłów opozycji, aby uchwalić nową konstytucję. Będziemy zupełnie szczerzy. Naszym zdaniem związek ten, tj. związek ustroju Państwa z ilością głosów, jaką rozporządzała w Sejmie opozycja, w ogóle nie istniał. Gdyby opozycja wykorzystała swoje możliwości, a nie wyszła z sali, to i wówczas także ten ustrój byłby zmieniony, i to na taki właśnie, na jaki go zmieniamy. Dlaczego? Bo nie robi się przewrotu, aby nie spełnić tego zadania, w imię którego został podjęty. Publicysta zarzucał też opozycji brak woli współpracy przy naprawie ustroju państwa. Opozycja uczyni jedną i drugą niemądrą demonstrację, w rodzaju wniosku nieufności dla Marszałka Sejmu. Poczem przyjdzie na komisje, będzie dalej zasiadać w Sejmie, kandydować przy nowych wyborach i - ipso facto - uzna nasze zwycięstwo. Sens nowego ustroju miał zaś mierzyć się nie z sarkaniami opozycyjnych gryzipiórków, lecz z twardą próbą Historii.

Następnego dnia dziennik wydrukował artykuł prof. Wincentego Lutosławskiego, który postulował zakneblowanie opozycji i pisał: Polska znajduje się w takim chronicznym stanie groźnego niebezpieczeństwa, między dwoma państwami pozbawiającymi swych obywateli wszelkiej wolności, że w Polsce powinien może najrychlej powstać ustrój polityczny wykluczający wszelką możliwość opozycji zorganizowanej.

Wybitne WALERY
Tryb uchwalenia konstytucji wywołał lawinę dowcipów i złośliwości pod adresem nieudolnej opozycji. W tygodniku "Cyrulik Warszawski" satyryk Janusz Minkiewicz kpił z ustawy zasadniczej: Już następnego dnia OBCHODZONO ją bardzo uroczyście. Entuzjazm, jaki zapanował na ulicach Warszawy z jej powodu, da się porównać chyba wyłącznie do entuzjazmu, z jakim przyjęte zostało ogłoszenie Pożyczki Narodowej. Wśród wiernopoddańczych okrzyków "niech żyje CAR" zachwycano się tą konstytucją, podkreślając wszędzie jej wybitne WALERY. Mówią, że bohaterski obrońca starej konstytucji, p. poseł Stroński, dostał lekkiej melancholii i obok druzgocących artykułów przynosi do endeckich redakcji znane ogłoszenie "wina MAKOWSKIEGO". (Chodziło oczywiście o obchodzenie starej konstytucji oraz o Stanisława Cara, Walerego Sławka i rządowego eksperta prof. Makowskiego).

W następnym numerze, który "Cyrulik Warszawski" poświęcił wyłącznie konstytucji, znany grafik Jerzy Zaruba przedstawił posła Strońskiego pokazano jako Rejtana ze znanego obrazu Matejki. W podpisie nazwany został "Sreytanem Irońskim".

Nikt po niej nie płakał
Po demokratycznej konstytucji marcowej mało kto jednak płakał. Każda z ważnych partii - narodowcy, ludowcy i socjaliści - miała własny projekt zmiany ustroju i w większości zakładały one odejście od zasad liberalnej demokracji parlamentarnej w stronę różnych eksperymentów, np. ograniczania liczby uprawnionych do głosowania. Ponadto stara konstytucja od zamachu majowego pozostawała fikcją, a rządzili Piłsudski i jego pułkownicy. Politycy opozycji mieli w pamięci procesy brzeskie, które władza wytoczyła ich kolegom w 1930 r.

Sanacja przeliczyła się - projekt nie wytrzymał "twardej próby historii". Co prawda w 1939 r. internowane w Rumunii polskie władze skorzystały z uprawnień zapisanych w nowej konstytucji i przekazały formalnie rządy politykom na emigracji w Paryżu i Londynie, co zapewniło konstytucyjną ciągłość państwu polskiemu na wychodźstwie - ale w ostatecznym rozrachunku miało to niewielkie znaczenie. Naruszenia prawa przy uchwalaniu konstytucji kwietniowej dały za to pretekst komunistom do tego, aby uznać ją za nieważną. W 1944 r. nowe władze formalnie powróciły do konstytucji z marca 1921 r., ale one również nie miały zamiaru przestrzegać jej liberalnych i demokratycznych zasad.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Zabawna rzecz, ta niby utwierdzona formalnie jedynowładza nie przeżyła Piłsudskiego. Mościcki miał w rzeczywistości, hm... cień rzeczywistej władzy poprzednika.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Wziąłem to z face'a mego wykładowcy działającego w kulturoznastwie i upowszechniania kultury. Często pokazywał nam kwiatki typu przedawniona satyra polityczna, czy maksymalnie gówniane pomniki papieża. Jakby co, jego pytać.
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Socjalistyczna II Rzeczpospolita
14.11.2015

W II RP było aż 80 progów podatku dochodowego, a polskie ustawodawstwo socjalne było korzystniejsze dla pracowników niż angielskie czy francuskie – pisze Sławomir Suchodolski w książce „Jak sanacja budowała socjalizm”.

jak-sanacja-budowala-socjalizm-okladka.jpg

Sławomir Suchodolski "Jan Sancja budowała socjalizm"

Publikację wyróżnia ogrom bardzo ciekawych i mało znanych informacji. Oto na przykład w trzecim rozdziale autor podaje, że w 1929 r. prof. Adam Heydel wyliczył, iż w wolnej Polsce obywatel płacił aż o 70–100 proc. wyższe podatki niż Polacy pod zaborami. Z kolei w 1925 r. ekonomista Jerzy Zdziechowski porównał miesięczne wpływy budżetowe do całego obiegu pieniężnego. W Szwajcarii stanowiły one 2,2 proc., we Francji 6 proc., w Austrii 8 proc., w USA 11 proc., w Szwecji 11 proc., w Czechosłowacji 15 proc., a w Polsce 36 proc.

Dalej Suchodolski cytuje Zofię Lassotównę, która w napisanej w 1937 r. pod kierunkiem prof. Ignacego Czumy pracy seminaryjnej podaje, że łączna suma opodatkowania dla średnio zamożnej rodziny wynosiła około 30 proc. dochodu, a wraz ze składkami na ubezpieczenie 37 proc. Interesujące są także wyliczenia prof. Romana Rybarskiego, który wykazał, że ktoś zarabiający 2 mln zł mógłby zapłacić 1,62 mln zł podatku. Było to możliwe, o ile byłby kawalerem i rentierem, mieszkał w byłym zaborze pruskim, płacił tzw. podatek wojskowy (za zwolnienie ze służby w armii) i do tego 40-proc. podatek dochodowy (dane z 1933 r.).

Państwo regulacji

W 1935 r. obniżono minimalny roczny dochód, który kwalifikował do płacenia podatku, z 2500 zł do 1500 zł. Powyżej tego poziomu było aż 80 progów – fiskusowi oddawano od 1 proc. aż do 50 proc. zarobków. Warto jednak zauważyć, że zdecydowana większość Polaków podatku dochodowego nie płaciła w ogóle, ponieważ średnia roczna płaca wynosiła około 600 zł.

Do tego jednak dochodziły podatki na niektóre towary. Na przykład 1 kg cukru kosztował 1,4 zł (około 14 dzisiejszych złotych), przy czym w 1935 r. podatek na cukier wynosił 43,50 zł na każde 100 kg. Jednocześnie, by poprawić bilans w handlu zagranicznym, polski rząd sprzedawał cukier za granicą po 14 gr za 1 kg. Ekonomista Kazimierz Sokołowski wyliczył, że w 1930 r. dopłacono do eksportu 500 mln zł, z czego 2/3 przeznaczono na dopłaty do węgla kamiennego i cukru.

Samorządy nakładały tzw. podatek od zbytku mieszkaniowego znany także jako podatek od zbędnych izb. Obowiązywał, gdy w mieszkaniu było więcej izb niż mieszkańców. I tak na przykład w Lublinie wynosił on 20 proc. rocznego komornego od jednego „zbędnego” pokoju, od dwóch i trzech 50 proc., a od czterech i więcej – 100 proc.

Inną formą opodatkowania było utrzymywanie przez państwo monopoli, które zawyżały ceny. W budżecie Polski w latach 1938–1939 32 proc. wszystkich dochodów stanowiły właśnie dochody z monopoli. We Francji był to 1 proc. a w Niemczech 2,2 proc.

Polska przejęła po zaborcach monopole spirytusowy, solny, tytoniowy i loteryjny. Później wprowadzono także zapałczany. Planowano kawowy. Utrzymywanie monopoli wymaga dużego wysiłku ze strony państwa. Obywatele nie chcieli przepłacać za zapałki i masowo kupowali zapalniczki z przemytu (te legalne miał wysokie tzw. opłaty stemplowe sięgające 25 zł).

Państwo w II RP intensywnie regulowało ceny. Prezydent Ignacy Mościcki wydał dwa rozporządzenia (w 1926 r. czy w 1928 r.), które dawały rządowi prawo do ustalania cen maksymalnych na przetwory zbożowe, mięso, węgiel, naftę, żelazo, cegły, odzież i obuwie. W 1936 r. premier i minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj Składkowski wydał okólnik, w którym zapowiedział stosowanie kar administracyjnych wobec osób „spekulacyjnie windujących ceny”.

Rzeczpospolita pracowników

Władze II RP były dumne ze swojego ustawodawstwa socjalnego i podkreślały, że inne kraje powinny się wzorować na Polsce. Mówiono, że polski „socjal” dorównuje skandynawskiemu, a przewyższa angielski czy francuski. Co więcej, Polska nie ratyfikowała większości konwencji międzynarodowych zawieranych pod egidą Międzynarodowej Organizacji Pracy na znak protestu przeciwko temu, że większość bogatych krajów stosowała mniej korzystne przepisy w stosunku do pracowników.

Na samym początku polskiej państwowości ustalono ośmiogodzinny dzień i 46-godz. tydzień pracy. W 1919 r. naczelnik państwa wydał dekret o obowiązkowym ubezpieczeniu chorobowym. Składka wynosiła 6,5 proc. zarobku, zasiłek zaś 60 proc. pensji dla chorującego w domu lub 40 proc., gdy przebywał w szpitalu. Wypłacano go przez 26 tygodni.

Pracownice po urodzeniu dziecka otrzymywały 100 proc. pensji przez osiem tygodni. W 1932 r. Towarzystwo „Liga Pracy” podawało, że koszty funkcjonowania kas chorych w przeliczeniu na ubezpieczonego stanowiły w Polsce 9,46 proc. jego rocznych dochodów. W Czechosłowacji było to 4,5 proc., w Niemczech 1,84 proc., a w Wielkiej Brytanii 0,34 proc.

Dla wielu szokujące mogą być zarobki polityków w II RP. W 1926 r. budżet prezydenta Stanisława Wojciechowskiego wynosił 1,9 mln zł, a jego roczna pensja 120 tys. zł. Przeciętny roczny dochód obywatela w II RP w 1933 r. wynosił 604 zł. Gdyby taką proporcję między a zarobkami głowy państwa i średnią krajową zastosować dzisiaj, prezydent Polski zarabiałby 10 mln zł rocznie.

Autor pisze we wstępie, że inspiracją do książki było spotkanie, jakie Janusz Korwin-Mikke odbył w kwietniu 1990 r. z sympatykami Unii Polityki Realnej. Powiedział na nim, że w II RP budowano socjalizm. Suchodolski był tak zdumiony tym stwierdzeniem, że zaczął czytać na temat polityki gospodarczej Polski w okresie międzywojennym. W 2001 r. otworzył przewód doktorski na Uniwersytecie Gdańskim (temat pracy: „Ekonomiczna Szkoła Krakowska wobec problemu etatyzmu z Polsce w latach 1929–1939”). Praca ostatecznie nie powstała, ale zebrany do niej materiał posłużył do napisania serii artykułów opublikowanych w tygodniu „Najwyższy Czas”, które ostatnio ukazały się w wersji książkowej.

Praca Suchodolskiego to najciekawsza książka o gospodarce II RP, jaka kiedykolwiek trafiła w moje ręce i z pewnością warto ją przeczytać. Ma jednak swoje wady. Przede wszystkim, co autor sam podaje we wstępie, jest pisana „pod tezę”. Nie daje pełnego obrazu sytuacji gospodarczej II RP, bowiem autor wybierał fakty, które zgadzały się z jego przekonaniami, często opatrując je „soczystym” komentarzem. Liczba informacji świadczących o skali interwencji władz w gospodarkę II RP daje jednak do myślenia. Dla wielu może być szokujące, że „socjalistyczny” PRL nie był gospodarczym przeciwieństwem „kapitalistycznej” II RP, lecz raczej jej bardziej radykalną wersją.
 
Do góry Bottom