Drgawki, smarki i omdlenia, czyli Hillary Clinton

Czy Hillary Clinton dotrwa do końca kampanii prezydenckiej pomimo stanu zdrowia?

  • Wytrzyma

    Votes: 14 82,4%
  • Zrezygnuje

    Votes: 3 17,6%

  • Total voters
    17

jkruk2

A fronte praecipitium a tergo lupi
828
2 391
14993525_1269121999775083_4457601143424421929_n.jpg
 
OP
OP
T.M.

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 450
USA miały dość politycznej poprawności i establishmentu. Na politykę patrzę jak na spektakl i wynik tych wyborów jest dla mnie bardzo ciekawy. Zobaczymy, czy teraz dojadą Hilarię, bo jest już niepotrzebna. Ale jeszcze ciekawsze jest, czy Trump dalej będzie taki pyskaty jako prezydent światowego mocarstwa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 811
Chyba już pora na rozwód, bo tego, że jej facet miał rację, to próchno raczej nigdy mu nie wybaczy...

Konflikt u Clintonów na ostatniej prostej kampanii
Deutsche Welle
Wczoraj, 17 listopada (22:47)

Bill i Hillary Clintonowie, na krótko przed wyborami, pokłócili się o kierunek kampanii wyborczej - informuje niemiecki tabloid "Bild-Zeitung".
Hillary Clinton trudno jest pogodzić się z porażką. Tymczasem, jak doniósł w środę tabloid "Bild-Zeitung", powołując się na wypowiedzi jednej z zaufanych osób b. prezydenta Billa Clintona, pod koniec kampanii wyborczej doszło między nim i Hillary do awantury przez telefon. Zdenerwowany prezydent aż wyrzucił komórkę do rzeki Arkansas.

Bill nie zgadza się z opinią Hillary, przy której obstaje ona do dziś, że winę za mocny spadek jej notowań w sondażach i porażkę wyborczą ponosi dyrektor FBI James Comey. Na dwa tygodnie przed końcem kampanii wyborczej poinformował on opinię publiczną o wznowieniu śledztwa ws. skrzynki e-mailowej Hillary Clinton.

Zdaniem Billa Clintona zawiniła sama Hillary, koncentrując się wyłącznie na atakach na Donalda Trumpa. Bill, który czuł się wielokrotnie przez żonę ignorowany, radził jej, by centralnym tematem kampanii wyborczej uczyniła gospodarkę. Chodziło mu o miliony głosów robotników, szczególnie z północno-wschodnich stanów Wisconsin i Michigan. Te niegdyś uprzemysłowione regiony mocno podupadły na skutek globalizacji oraz technologicznego rozwoju. Hillary nie posłuchała, twierdząc, że "pomysły Billa są przestarzałe". Ceną była utrata w tym regionie sporej części elektoratu i ostateczna porażka w walce z Trumpem.

Bild-Zeitung / Alexandra Jarecka, Redakcja Polska Deutsche Welle
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 811
Ale cyrk. A niby miały być wątpliwości, czy to Trump zaakceptuje wyniki...

USA: Jak by tu zrobić Hillary Clinton prezydentem
Michał Michalak
Wybory w USA 2016
Dzisiaj, 28 listopada (13:30)
"Konstytucja pozwala elektorom wybrać prezydenta. Powinni wybrać Clinton" - czytamy w "Washington Post". W Stanach Zjednoczonych trwają rozpaczliwe próby zmiany wyniku wyborów z 8 listopada.

Próby zablokowania prezydentury Donalda Trumpa, którym to próbom bez ogródek kibicuje liberalna prasa i liberalne elity, podejmowane są dwutorowo: po pierwsze - poprzez ponowne przeliczanie głosów, po drugie - poprzez namawianie elektorów, by zagłosowali na Hillary Clinton. Zatem po kolei:

Przeliczanki

Wnioski w sprawie ponownego przeliczania głosów składa kandydatka Zielonych, Jill Stein, a kampania Hillary Clinton próby te wspiera - choć tego specjalnie nie nagłaśnia. Wiemy już, że głosy zostaną ponownie przeliczone w Wisconsin; Stein zapowiada również analogiczne wnioski w Pensylwanii (termin upływa w poniedziałek) i Michigan (do środy).

We wszystkich tych trzech stanach, zlokalizowanych w tzw. pasie rdzy, nieoczekiwanie zwyciężył Donald Trump, dzięki czemu został prezydentem.

Jill Stein swoje wnioski argumentuje możliwością rosyjskiego cyberataku podczas przeliczania głosów. Zieloni zwracają uwagę, że Donald Trump uzyskał znacznie lepsze wyniki w hrabstwach, w których stosowano maszyny do głosowania, a gorsze tam, gdzie głosowano na tradycyjnych kartach wyborczych.

Obecnie nie ma żadnego dowodu na to, by wyniki wyborcze były w jakikolwiek sposób zmanipulowane, a możemy być pewni, że służby specjalne były 8 listopada szczególnie czujne.

Ostatecznie Donald Trump uzyskał w Wisconsin 1,4 mln głosów, a Hillary Clinton 1,38 mln.

Głosy w Wisconsin muszą zostać ponownie przeliczone do 13 grudnia, później wnioskodawca (Jill Stein) będzie miał pięć dni, by zaskarżyć wynik do sądu.

Wnioski o ponowne przeliczenie głosów mogą składać kandydaci na prezydenta w danym stanie.
Ale to niejedyny sposób, by zmienić wynik wyborów.


Elektorzy mogą zrobić, co zechcą?

Prezydenta Stanów Zjednoczonych wybierze 19 grudnia Kolegium Elektorów, które prześle swoje głosy Kongresowi.

Na urząd głowy państwa zostanie wybrany kandydat, który zdobędzie co najmniej 270 głosów elektorskich.
Obyczajem amerykańskiej demokracji jest, by elektorzy z danego stanu głosowali zgodnie z wolą wyborców tego stanu.
Teraz jednak ci, którzy nie mogą pogodzić się z wynikiem wyborów, piszą do elektorów petycje, by zagłosowali na Hillary Clinton, ponieważ, jak się argumentuje, zdobyła o ponad dwa miliony więcej głosów wyborców niż Donald Trump.
W nagabywaniu elektorów uczestniczą również dziennikarze, naukowcy czy kibicujący Clinton artyści np. reżyser Michael Moore.

Na łamach "Washington Post" profesor Harvardu Lawrence Lessig przypomina, że konstytucja nie zobowiązuje elektorów do głosowania zgodnie z wolą wyborców swojego stanu.

Profesor uważa, że sytuacja jest na tyle wyjątkowa - niebezpieczny, jego zdaniem, kandydat plus wygrana Clinton w ogólnej liczbie głosów - że elektorzy wręcz powinni wybrać kandydatkę demokratów na prezydenta.

Co więcej, teraz przekonuje się, że właśnie po to powstało Kolegium Elektorów - by "korygować błędy wyborców i systemu".

Jak to wygląda formalnie?

Ani konstytucja, ani prawo federalne rzeczywiście nie nakazują elektorom głosować tak jak mieszkańcy ich stanu.

W 1952 roku Sąd Najwyższy orzekł jednak, że stany, a także partie polityczne, mają prawo zobowiązać elektorów do głosowania zgodnie z wolą wyborców. Na tego typu zapisy zdecydowało się 26 stanów. Elektorom nie grozi jednak więzienie, a jedynie kary finansowe.

Do tej pory w historii Stanów Zjednoczonych mieliśmy 157 elektorów "wiarołomnych", a więc takich, którzy zagłosowali inaczej niż wyborcy z ich stanu. Jak dotąd, żaden elektor nie był sądzony za takie postępowanie.

Teoretycznie: gdyby co najmniej 270 elektorów zagłosowało na Hillary Clinton, zostałaby ona 20 stycznia 45. prezydentem USA.

Zasady zasadami, ale wynik musi się zgadzać
Do wyborów wszyscy - kandydaci, wyborcy, eksperci - przystępowali w zgodzie co do jednego: prezydentem zostanie ten, kto uzyska większość głosów elektorskich.

Po wyborach nastąpiła jednak gwałtowna i cokolwiek groteskowa refleksja, że jednak ten system nie jest najlepszym pomysłem i że powinna obowiązywać zasada: jedna osoba - jeden głos.

Profesor Lessing utyskuje, że głos w Wyoming "waży" cztery razy więcej niż głos w Michigan.

Przed wyborami, gdy Hillary Clinton prowadziła we wszystkich sondażach, tego typu debaty nie miały miejsca. System elektorski jest więc zły, ale tylko wtedy, gdy nie wygrywa ten kandydat co trzeba. No chyba, że elektorzy "uratują" Amerykę przed Donaldem Trumpem, to wtedy system elektorski będzie z powrotem wart zachowania, pielęgnowania, znów będzie nie do ruszenia, znów będzie perłą amerykańskiej demokracji.

Autorzy tych rozpaczliwych apeli do elektorów nie dostrzegają, że domagają się stworzenia niebezpiecznego precedensu. Mianowicie, by prezydenta wybierało 538 osób, zgodnie z własnym widzimisię, niezależnie od wyniku w danym stanie.

Dodajmy, że scenariusz "Washington Post" i profesora Lessinga jest skrajnie nierealny. Wyborca, głosując na danego kandydata, głosuje tak naprawdę na pakiet elektorów związanych z tą kandydaturą. Elektorami zostają członkowie partii, często mocno zaangażowani w kampanię wyborczą. Trudno oczekiwać, że dokonają sabotażu zwycięskich dla siebie wyborów.

Można jednak odnieść wrażenie, że elity (w ten uproszczony sposób nazywam establishment bliski Partii Demokratycznej) wciąż łudzą się, iż prezydentem - w taki czy inny sposób - zostanie Hillary Clinton. Tego, co wydarzyło się 8 listopada, nie przyjmują do wiadomości.

Czy w odwrotnej sytuacji - Clinton wygrywa Kolegium Elektorów, ale Trump ma więcej głosów - elity również rozdzierałyby szaty? To pytanie retoryczne.

Podczas trzeciej debaty prezydenckiej Hillary Clinton zaatakowała Donalda Trumpa za to, że nie chciał powiedzieć, czy uzna wyniki wyborów. Kandydatka demokratów wówczas ripostowała:

"To przerażające. Nie na tym polega demokracja. Mamy wolne i uczciwe wybory. Akceptowaliśmy ich wyniki, nawet gdy nie były po naszej myśli. Jestem oburzona, że kandydat jednej z dwóch największych partii może prezentować tego typu stanowisko. (...) Nieuznawanie wyniku wyborów to bezpośrednie zagrożenie demokracji".
 
D

Deleted member 427

Guest
Administracja Obamy oficjalnie potwierdziła, że nie było żadnego ataku hakerów czy innych ruskich kosmonautów. To całe ufundowane przez Sorosa przeliczanie jest niczym innym jak polityczną farsą albo jakimś grubym przekrętem.

PJW na Twitterze słusznie punktuje: Hillarzayca wygrała kilka stanów mniejszą przewagą niż Trump wygrał Wisconsin czy Michigan - czemu nie ogłoszono przeliczania w tych stanach? Koniecznie trzeba się też przyjrzeć Kalifornii. Jak pisałem wcześniej, istnieją podstawy, by sądzić, że doszło tam do spektakularnych przewałów.
 
D

Deleted member 427

Guest
Nie chodzi o wygraną Trumpa. Chodzi o popular vote - ile głosów oddali np. nielegalni. Bo o wygranej HC w popular vote zadecydowały dwa hrabstwa.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 811
Patrzę w niusy a tam: "Zaskakujący pomysł Hillary Clinton na dalszą karierę". Otwieram...

Hillary Clinton chce zostać kaznodziejką
ŚWIAT Dzisiaj, 11 sierpnia (09:31)

Była kandydatka na prezydenta Hillary Clinton rozważa nietypową ścieżkę kariery - wynika z doniesień Fox News.

O tym że Hillary Clinton "jest zainteresowana szerzeniem wiary", poinformował jej wieloletni pastor z Kościoła Zjednoczonych Metodystów, Bill Shillady.

Za aprobatą byłej kandydatki na prezydenta Shillady wydał ostatnio książkę z codziennymi rozważaniami, które Clinton dostawała od niego w mailach.

Shillady powiedział, że Clinton "byłaby wspaniałą kaznodziejką", ze względu na swoją znajomość Biblii i "troskę o ludzi".

Sama Hillary Clinton nie odniosła się do tych spekulacji. Wiadomo, że ukończyła już swoją książkę "What Happened", która ukaże się we wrześniu.

Tyle wygrać!
 
A

Antoni Wiech

Guest
Słuchałem sobie wczoraj debaty przedwyborczej Hillary i Sandersa. I mam teorię, że demokracji wystawili Hillary nawet zakładając, że może przejebać. Czemu? Bo Sanders to jest ideowiec z przekonaniem mówiący o swoich pomysłach i majacy o wiele większą charyzmę niż Hillary (jeśli ona ma jakąś w ogóle). Nieźle się go słucha, ale przy tym to jest czerwony wariat. Jakby taki typ doszedł do władzy to mogłoby być prawdziwe trzęsienie ziemi, bo widać, że gość miał powera żeby przechnąć swoje zamordyzmy. Być może demokraci uznali, że już wolą nawet Trumpa niż takiego hardcorowego socjalistę.
 

tolep

five miles out
8 589
15 492
What's the difference between Game of Thrones character Cersei Lannister and failed presidential candidate Hillary Clinton?

One is an entitled narcissist who quietly supported her lecherous husband (whom she clearly loathed) when it was politically convenient, then insisted it was her turn to rule (even though it wasn't), chose boot-lickers, ass-kissers, and elitist bankers as her advisors while alienating more competent and better-liked people who might have helped her, exacted petty vengeance on imagined enemies, escaped justice and the judgment of the people by destroying her main rival—the charismatic, income-inequality obsessed populist—with an explosive cheat, and was left confused why so many people in her country would rather be ruled by a complete political unknown who tells it like it is.

The other fucks her twin brother.
==========
Komentarz pod artykułem
Clinton compares herself to Cersei in Game of Thrones
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 811
Teraz to już mnie nic nie zdziwi w jej przypadku...

Hillary Clinton Thinks Orwell’s 1984 Was About the Need to Trust Authority

Hillary Clinton Thinks Moral Of ‘1984’ Is That We Should Trust The Government And Media

Hillary Clinton: Lesson of George Orwell’s ‘1984’ is to trust ‘leaders, the press, experts’
In her 2016 presidential race tell-all, “What Happened,” the former first lady argues the lesson to be drawn from the classic dystopian novel is to trust one’s leaders, the press and experts.

:)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 811
Tadaam! Już nawet w jej mateczniku mają jej dość...

USA: Afera finansowa w Partii Demokratycznej
Michał Michalak
Dzisiaj, 3 listopada (12:25)
Sztab Hillary Clinton kontrolował finanse Partii Demokratycznej na długo, zanim Clinton otrzymała prezydencką nominację partii - ujawniła Donna Brazile, była szefowa komitetu krajowego demokratów. Brazile przedstawiła dowód na to, że prawybory demokratów były od początku do końca ustawione.

Donna Brazile została tymczasowym szefem komitetu krajowego demokratów (Democratic National Commitee) w lipcu 2016 roku po ustąpieniu skompromitowanej Debbie Wasserman Schultz.

"Kiedy poproszono mnie, bym przewodziła Partii Demokratycznej po tym, jak Rosjanie zhakowali nasze maile, odkryłam szokującą prawdę o sztabie Hillary Clinton" - zwierza się Brazile na łamach serwisu Politico.

Neutralność DNC czystą fikcją

Działaczka natrafiła na dokument z sierpnia 2015 roku, podpisany przez kierownictwo komitetu i szefa sztabu wyborczego Clinton, Robby'ego Mooka. W umowie demokraci całkowicie zrzekali się kontroli nad finansami partii na rzecz kampanii Hillary Clinton. Sztab, w zamian za zbiórkę funduszy, miał prawo decydowania o wszystkim, co dotyczyło budżetu, kadr, strategii i PR-u Partii Demokratycznej.

Brazile przyznała, że nie można było wypuścić nawet informacji prasowej bez wcześniejszego "akceptu" ze strony ludzi Clinton.

Umowa służyła jednocześnie drenowaniu pieniędzy z lokalnych przedstawicielstw partii na rzecz DNC i kampanii Clinton.

W tym porozumieniu najbardziej uderzające jest to, że zawarto je na długo przed pierwszymi prawyborami (luty 2016). A partia ma przecież obowiązek zachować neutralność wobec wszystkich kandydatów startujących w prawyborach. Już zhakowane maile dowodziły, że tak nie było, a prawybory od początku miała wygrać Hillary Clinton. Sztab Clinton i szefostwo demokratów razem spiskowali, jak zmniejszyć szanse Berniego Sandersa, którego poparcie rosło z tygodnia na tydzień. Debaty telewizyjne organizowano tak, by oglądało je jak najmniej osób, ponadto sztab wspólnie z komitetem koordynowali "oddolne" ataki na Sandersa.

Pralnia pieniędzy?

Jakby tego było mało, Brazile wyjawiła, iż demokraci byli w tym czasie ogromnie zadłużeni, a jednocześnie wydawali miliony dolarów na bliżej nieokreślone usługi rozmaitych "konsultantów". Najostrzejsi z komentatorów oceniają, że partia była wręcz pralnią pieniędzy.

Donna Brazile przyznaje, że milczała na temat tych faktów, by nie podkopywać szans Clinton w wyborach prezydenckich.

Działaczka relacjonuje swoją, pełną łez, rozmowę telefoniczną z Berniem Sandersem, w której poinformowała go o dokumencie, na który natrafiła.

Po ujawnieniu tych rewelacji przez Brazile, Bernie Sanders skomentował je cokolwiek lapidarnie: "Pora na prawdziwą reformę Partii Demokratycznej".

Warren porzuca środowisko Clinton

Z kolei senator Elizabeth Warren wezwała obecnego szefa komitetu, Toma Pereza, by zaangażował Sandersa i jego przedstawicieli w odnowę partii, gdyż w innym wypadku Perez "polegnie". Zapytana, czy prawybory były ustawione, odparła krótko: "Tak".

To znaczący komentarz, bowiem Warren prawdopodobnie będzie się ubiegać o nominację w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Warren tym samym odcięła się od środowiska Clinton, z którym zawarła taktyczny sojusz w 2016 roku (choć ma mocno lewicowe poglądy, ostatecznie poparła kandydaturę Clinton, nie Sandersa). Charyzmatyczna senator z Massachusetts ewidentnie zorientowała się na swoją polityczną rodzinę, a więc progresywne skrzydło demokratów. Stąd tak wyraźnie stanęła w obronie Sandersa i na rzecz proponowanych przez niego reform.

Gra pozorów zamiast demokracji

W obozie demokratów nie wszyscy wierzą w czyste intencje Donny Brazile. Tym bardziej, że sama została przyłapana na wynoszeniu z telewizji pytań do Hillary Clinton przed debatą z Berniem Sandersem. Dziś niektórzy zarzucają jej, że chce podbić sprzedaż swojej nadchodzącej książki, inni, że próbuje "zakręcić się" wokół przyszłego sztabu wyborczego Berniego Sandersa lub Elizabeth Warren - a stąd już prosta droga do Białego Domu, o ile oczywiście pokona się republikańskiego konkurenta.

Niezależnie od przyświecających jej intencji Brazile potwierdziła, że Partia Demokratyczna demokrację oczywiście lubi i szanuje, ale tylko dopóki ta służy jej interesom. Żałosny spektakl pt. "Wybierzcie sobie, drodzy wyborcy, dowolnego kandydata, pod warunkiem, że będzie to Hillary Clinton" najlepszą tego ilustracją.
 
Do góry Bottom