MaxStirner
Well-Known Member
- 2 775
- 4 721
Propaganda imho - kto jak kto, ale putin antysystemowy, śmieszne.
Wyjątkowo chuja nie cierpiałem. Nie dość, że wygląda jak Littlefinger, to jeszcze ma jego moralność. Krzyżyk na drogę i powodzenia w jakiejś uczciwej pracy ( o ile jakąś znajdzie )
Marek Migalski odchodzi z polityki
To w dużej mierze zależy od nich samych. Taki zawsze może iść na taryfę, założyć lokal, zająć się własnym małym biznesem. Jak był w porządku, to klientów znajdzie.Raczej nie znajdzie.
Jedni starali się coś zrobić, ale większość to wyznawała jedną dewizę: Polsce służyłem - ziomalom bruździłem. Tym huj w dupę. Najlepiej pod ścianę i trrrrrrrach.W zapowiedzi Joanna Senyszyn łamiącym się głosem tłumaczyła, że niektórzy praktycznie nie mają za co żyć i zmuszeni są do ubiegania się o zapomogi z kancelarii sejmu. Ja oglądać nie zamierzam, ale jak ktoś chce zobaczyć jak wygląda człowiek, który całe swoje życie i majątek poświęcił na budowanie lepszej Polski to polecam. Zapowiada się niezły cyrk.
To w dużej mierze zależy od nich samych. Taki zawsze może iść na taryfę, założyć lokal, zająć się własnym małym biznesem. Jak był w porządku, to klientów znajdzie.
Skupiacie się na tym, co palnie JKM, i zastanawiacie, kiedy ''gimbaza'' dojrzeje. Błąd na błędzie. Ona już dojrzała i wybrała świadomie, odsuwając na bok prywatne poglądy pewnego pana. I cieszcie się, że wybrała indywidualną wolność, a nie socjalizm albo nacjonalizm
W ostatnich eurowyborach tylko dwie sprawy zdołały choć odrobinę przykuć uwagę opinii publicznej: kto wygra wyrównany wyścig o pierwsze miejsce oraz jaki wynik osiągnie Nowa Prawica. Ale tylko druga z tych kwestii naprawdę rozpaliła emocje. Dziś, gdy opadł już wyborczy pył bitewny, opinia publiczna powoli oswaja się z nową rzeczywistością polityczną. Komentujących można z grubsza podzielić na dwie grupy. Wśród pierwszych dominuje przede wszystkim dojmujące zdziwienie, że przedwyborcze sondaże jednak się sprawdziły i taki "niespodziewany" sukces w ogóle mógł mieć miejsce. Drudzy zaś (którym łatwiej przychodzi akceptacja rzeczywistości i nieuchronność wydarzenia uświadomili sobie już nieco wcześniej) robią to, co zwykle następuje po dowolnym "szoku poznawczym" - uzewnętrzniają wywołane nim negatywne emocje. Część poprzestaje na krytyce głosujących, którzy "mieli czelność" dokonać takiego wyboru, niektórzy zaś dodatkowo usiłują go "usprawiedliwić" - czy to niedojrzałością elektoratu, czy też jego "naiwnym oburzeniem".
Niestety, wśród tej powodzi komentarzy i analiz nie znajdziemy wyjaśnienia najbardziej naturalnego i oczywistego - że wyborcy KNP, którymi w ogromnej mierze są ludzie młodzi, podjęli po prostu decyzję racjonalną, dojrzałą i zgodną ze swoim interesem. Czas zatem najwyższy się przedstawić. Kim jesteśmy i czego chcemy? I - co równie ważne - dlaczego opiniotwórcze elity nie muszą się ani na nas oburzać, ani się nas bać?
Przeciw protekcjonalnym mądralom
Piszący o nas popełniają najczęściej dwa podstawowe błędy. Sądzą bowiem, że nie wiemy, na co głosujemy. A gdy nawet przyznają, że wiemy - to przypisują nam swoje własne wyobrażenie o tym, na co oddajemy głos.
Źródłem pierwszego błędu jest arbitralne odmówienie nam umiejętności podejmowania dojrzałych i przemyślanych decyzji - tylko z racji niedostatecznego wieku. To założenie łamie jedną z podstawowych zasad poprawnego osądu - nikt nie powinien zostać uznany za winnego, dopóki nie udowodni mu się winy. Nikomu nie można odmawiać racjonalności tylko dlatego, że jego poglądy różnią się kompletnie od naszych. Krytycyzm, sprzeciw i wreszcie bunt wobec zastanej rzeczywistości nie są "dowodem na niedojrzałość" - to po prostu jedna z możliwych postaw wobec świata. Ani lepsza, ani gorsza, dopuszczalna tak samo jak każda inna. Bez empirycznych, poprawnych metodologicznie badań nie można oceniać wyborów 20- i 30-latków - tylko z powodu wieku i "kontrowersyjności" ich decyzji, "bo tak się nam wydaje" - jako bardziej niedojrzałych niż wybory 40- czy 60-latków. Chyba że ma się w pogardzie minimalne reguły rozsądnego dyskursu publicznego i protekcjonalnie traktuje resztę jego uczestników.
Niestety, nawet ci, którzy z trudem, bo z trudem, ale jednak uznają naszą dojrzałość, praktycznie nigdy tych wyborów nie rozumieją właściwie.
Oczywiście nie głosowaliśmy - wbrew powszechnym stereotypom - za ''wykluczeniem niepełnosprawnych, odbieraniem prawa głosu kobietom i monarchią''. Żadna z tych rzeczy nie jest elementem programu wyborczego KNP! Za to znaleźć w nim można to, co uważamy za ważne i potrzebne - niskie podatki, ''państwo minimum'' i wolność gospodarczą.
Dlaczego jednak komentatorzy z takim uporem owego programu nie dostrzegają?
Cóż, niektórzy z nas doszukują się tu drugiego dna Jednak do wyjaśnienia tego fenomenu wystarcza najprostsze wytłumaczenie - sama natura środków masowego przekazu.
Dzisiejsze media, goniąc za sensacją i słupkami oglądalności, szukają tylko jednego: czegokolwiek, co może wywołać kontrowersje i silne emocje. Nie interesuje ich, czy poruszane tematy mają jakiekolwiek realne znaczenie, merytoryczną wartość, a tym bardziej choćby minimalny związek z programem danej partii. Wolą skupić się na zabawie w "ona powiedziała, że on powiedział ". Dziennikarze przez lata tak bardzo przyzwyczaili się do funkcjonujących na naszej scenie partii wodzowskich, że traktują je jako normalność. Nie są już w stanie uwierzyć, że partia może nie być "własnością" lidera, a jego prywatne poglądy - dogmatem i jej programem.
Ale wszystko to ma też poważną cenę. Gdy ktoś - jak my teraz - postanawia traktować owe programy polityczne na serio Komentatorzy okazują się bezradni. Nie mieści im się w głowach, że można mieć skonkretyzowane oczekiwania wobec rzeczywistości społeczno-gospodarczej - i jeszcze świadomie oddać na nie głos. My bowiem nie głosowaliśmy na takie czy inne prywatne poglądy, które nie dotyczą w jakikolwiek sposób polityki i gospodarki. Oczekujemy po prostu określonej wizji państwa - a taką prezentuje dziś tylko KNP.
Mamy dość
Dlaczego jednak oddajemy głos na tak bezkompromisowo wolnorynkową partię? Ponieważ nie możemy dłużej znosić sytuacji, w której na nasze barki złożono największą część kosztów utrzymania obecnego systemu społeczno-gospodarczego. Choć jego kształt nie był głównym przedmiotem wyborów europejskich, to po prostu dopiero tym razem uwierzyliśmy, że nasz głos nie będzie głosem zmarnowanym.
Dość często powtarza się mity o różnych grupach społecznych, których ''nikt nie reprezentuje'' - emerytach, chorych, najuboższych - bo nie są tak zorganizowani jak nauczyciele, głośni jak górnicy czy nie mają ''własnej'' partii jak rolnicy. Tymczasem to my jesteśmy częścią społeczeństwa najsilniej dotkniętą brakiem kogokolwiek, kto realnie zadbałby o nasze interesy. Tak jest np. z tzw. prawem pracy, o które związki zawodowe toczą zażarte boje - chroni ono dzisiejszych pracowników, ale odbiera szanse na pracę nam, którzy dopiero wchodzą na rynek. Podobnie działają wysokie, pozapłacowe koszty pracy i płaca minimalna. Jeśli zaś mamy już to szczęście, że znajdziemy zatrudnienie, to w różnych formach - w podatku dochodowym, podatkach pośrednich i parapodatkach w postaci składek na ZUS i NFZ - oddajmy ponad 50 proc. swojego ciężko wypracowanego dochodu państwu.
Co dostajemy w zamian? W porównaniu z poniesionymi nakładami - nic.
Prawie 50 proc. wydatków budżetu państwa w 2013 stanowiły bowiem pozycje, z których pracujący 20- i 30-latkowie albo nie korzystają w ogóle, albo w niewielkim tylko stopniu. 26 proc. to wydatki na piramidę finansową - system emerytalno-rentowy,którego beneficjentami przed jego upadkiem nie zdążymy zostać; ok. 11 proc. przeznaczono na służbę zdrowia, którą z powodu jej niereformowalnej niewydolności musimy omijać szerokim łukiem; 6 proc. to koszt obsługi długu publicznego, a 5 proc. wydatki na przerośniętą i nieefektywną administrację.
Dlatego wybieramy jedyną liczącą się na polskiej scenie partię, która może przywrócić elementarną sprawiedliwość relacjom międzypokoleniowym.
Nie chcemy żadnych nowych przywilejów ani tym bardziej rekompensat.
Nie protestujemy przeciwko brakowi pracy i perspektyw, ale przeciwko konkretnym rozwiązaniom prawnym i gospodarczym, które do tych braków prowadzą.
Oczekujemy wyłącznie normalności, przywrócenia zachwianej równowagi i zakończenia największego w naszej historii międzypokoleniowego transferu środków.
Zwyczajnie i po ludzku nie godzimy się na bycie okradanym na rzecz wąskiej kasty uprzywilejowanych - dzisiejszych emerytów, rencistów, wszelkiej maści biurokratów, związkowców ze spółek skarbu państwa i innych beneficjentów tej grabieży.
Ta krzywdząca nierówność od dawna była oczywistością dla niektórych z nas. Jednak dzisiaj dostrzegają ją już nie tylko jednostki, lecz spora część całej generacji. Ale w przeciwieństwie do niektórych grup społecznych nie przyjmujemy w rezultacie postawy roszczeniowej - bo "nam się należy". Chcemy tylko powrotu zdrowego rozsądku do życia publicznego. By "solidarne" było nie państwo, ale społeczeństwo. By dobroczynność była zawsze wyborem serc, jak chociażby podczas Wielkiej Orkiestry, nigdy zaś przymusem.
I dlatego mówimy basta - systemowi politycznemu oraz tworzącej go klasie politycznej.
We have a dream
Zarazem nasz głos jest nie tylko wyrazem sprzeciwu i protestu wobec dzisiejszego systemu społeczno-gospodarczego, pustych obietnic polityków i nieudolności biurokratów. Jest też głosem "za" - za konkretną wizją urządzenia świata, za naszym wspólnym, wielkim marzeniem. Marzeniem o wolności.
Mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek marzyć o innej, lepszej rzeczywistości. Takiej, w której obywatel jest podmiotem, a nie przedmiotem. W której politycy nie mówią nam, jak mamy żyć. Gdzie sami decydujemy o swoich potrzebach i o tym, co robić z naszymi ciężko zarobionymi pieniędzmi.
Marzymy, by państwo nie traktowało własnych obywateli jak dzieci, które trzeba dla ich dobra otoczyć zakazami i nakazami. Chcemy, aby każdy był właścicielem samego siebie, a nie własnością garstki urzędników decydujących za nas o naszym zdrowiu, edukacji i majątku.
Co ważniejsze, to nasze marzenie jest szansą dla wszystkich - nie tylko tego pokolenia, ale całego społeczeństwa. Niektórzy, jeśli nawet na nim coś stracą, to tylko w bardzo krótkim okresie. W perspektywie średnio- i długoterminowej zyskujemy wszyscy. Na bardziej efektywnej gospodarce, sprawniejszym państwie, pomocy trafiającej do tych, którzy naprawdę jej potrzebują. Dlatego ta walka o zmiany, w przeciwieństwie do działań różnych innych znanych nam środowisk, nie jest motywowana jakimś wąsko rozumianym "interesem grupowym". Jest starciem o przyszłość nas wszystkich.
Na symbol pokolenia, które chce tak wielkiej zmiany, świetnie nadaje się Feniks. Ten mityczny ptak odradzający się z popiołów symbolizował słońce, młodość, nieśmiertelność. Do niedawna, od 2011 roku, był obecny tylko jako logo Kongresu Nowej Prawicy. Jednak dziś równie dobrze wyrażać może nasze marzenia o odrodzeniu się w Polsce i Europie prawdziwej wolności. I to my, generacja Feniksów, z otwartymi umysłami i gorącymi sercami, możemy doprowadzić do tego odrodzenia z popiołów wywołanego socjalizmem kryzysu.
Strachy na Lachy
Propozycja takiej radykalnej przebudowy - choć sprawiedliwa i zgodna ze zdrowym rozsądkiem - wywołuje u większości elit opiniotwórczych niechęć. Jej źródłem jest sama ludzka natura, nieufna wobec każdej poważniejszej zmiany. Niestety ta niechęć zaślepia i przesłania prawdziwe zagrożenia. Kieruje waszą energię nie tam, gdzie jej najbardziej potrzeba.
Skupiacie się bowiem na pierwszym planie i zapominacie, co jest alternatywą. Tymczasem dzisiaj młodzi wybierają spośród trzech narracji - wolnościowej, socjalistycznej i nacjonalistycznej. Dwie ostatnie opierają się na uznaniu prymatu zbiorowości, czy to klasowej, czy to narodowej, nad jednostką. Chcą ograniczać oraz odbierać prawa i wolności każdego z nas, by podporządkowywać je swojej wizji idealnej wspólnoty. Tylko KNP nie usiłuje nikomu niczego narzucać. Pozwala każdemu dokonywać takich wyborów, jakie uznaje za słuszne.
Choć nasze pokolenia różnią się, to jednak więcej je łączy, niż dzieli. Podstawowe wartości liberalnego społeczeństwa, któremu zagrażają dwie pozostałe totalne narracje, mamy wspólne. Tak jak wy wierzymy i chcemy bronić przed zakusami napędzanej taką czy inną ideologią władzy wolności słowa, wolności zgromadzeń czy indywidualnej własności. Walczymy o państwo prawa, czytelny podział władz i transparentność administracji publicznej. Bardziej niż ktokolwiek inny dostrzegamy realne współczesne patologie - nepotyzm, korupcję czy klientelizm - i chcemy z nimi walczyć. Nie jesteśmy też w żadnym razie "wrogami Europy", lecz jedynie jej obecnej postaci - chcemy tylko, by wróciła do swych korzeni: strefy wolnego handlu i układu z Schengen.
Łączą nas wspólne wartości i wspólni wrogowie - ci, którzy wierzą, że w imię swoich subiektywnych przekonań mogą nam wszystkim narzucić własne hierarchie celów i potrzeb oraz odebrać jeszcze więcej wolności. Jedni tłumaczą to "dobrem narodu", drudzy "solidarnością klasową", ale w gruncie rzeczy chodzi im o to samo - więcej władzy dla nich i mniej wolności dla nas. Dziś jeszcze zazwyczaj ukrywają się za bliżej niesprecyzowanymi hasłami w rodzaju "sprawiedliwej społecznie korekty" lub "obrony narodowego interesu". Jednak te ogólniki brzmią dobrze tylko pozornie. Gdyby przyszło do ich realizacji, sprowadziłyby się do starych, zgranych melodii socjalizmu lub narodowego socjalizmu.
A to właśnie między nimi i nami rozegra się walka o serca i umysły tego pokolenia. Poza tymi trzema środowiskami żadna inna siła polityczna nie jest i nie będzie w stanie wiarygodnie przemawiać do młodych. Quartum non datur - nie ma czwartej możliwości.
Dziś bezapelacyjnie dominuje - jak pokazały ostatnie wybory - narracja wolnościowa. Mamy zatem prawo mówić, że ten "głos Feniksów" jest w dużej mierze głosem całej generacji. Ale tak nie musi być zawsze. Jeśli więc nie chcecie powiewających nad Sejmem flag z sierpem i młotem ani sztandarów z falangą, idźcie z nami. A przynajmniej - nie bójcie się pokolenia Feniksów.
*Arkadiusz Łepecki, publicysta, rocznik 1987
Mówisz i masz : http://polska.newsweek.pl/korwin-mi...e-nozem-na-newsweek-pl,artykuly,287319,1.htmlMogą się jeszcze przywalić do tajemniczej sprawy z nożem w brzuchu, ale jak nie robili tego do tej pory to też raczej nie jest to coś wielkiego.
Haha, faktycznie, na tym polu jest zabezpieczony! Wielki Cybernetyk myśli siedem ruchów do przoduNa Korwina po tym co powiedział nie zadziała pewnie nawet metoda sex-afery, którą to zaorano już wcześniej innych niepokornych polityków.
Ciekaw jestem, co wtedy zrobią, bo na serio już im się kończą pomysły, a dotychczasowe metody totalnie zawiodły.