Czy opłaca się studiować

H

Hornblower

Guest
Wybacz, po prostu reprezentujesz trochę nietutejsze podejście :D.

W sensie praktycznym, nikogo tutaj nie interesuje czy dany kierunek jest... praktyczny, czy też pożądany na rynku pracy. Ciśniemy za to strasznego hejta na uczelnie państwowe jako takie, z wiadomych powodów - są one finansowane z kradzieży.

Tak właśnie myślałem, że moja wypowiedź będzie odebrana jako usprawiedliwienie finansowania przez rząd niektórych kierunków studiów ;) Jestem zdecydowanym przeciwnikiem jakiejkolwiek grabieży w imię mitycznego dobra wspólnego, tak jak większość osób tutaj. Chodzi mi o to, żebyśmy nie deprecjonowali z automatu niektórych gałęzi wiedzy tylko dlatego, że są dzisiaj wykładane w tragiczny sposób dla mocno przeciętnych intelektualnie leni, którzy po prostu nie byli w stanie dobrze napisać matury. Wiem, że libertarianizm ma gdzieś, co jest dla kogoś praktyczne czy wartościowe, ale mimo wszystko lubię promować wartości, które osobiście cenię.

A w wielu dziedzinach nie da się po prostu zdobyć wiedzy samemu - choćby w budownictwie nie ma szans nauczyć się projektowania domów na podstawie książek. Zawsze musi być jakiś mentor, mistrz, nauczyciel, i właśnie w takich dziedzinach opłaca się studiować (pomijając fakt, że trzeba jeszcze wziąć pod uwagę poziom naszych uczelni...)
 

Hitch

3 220
4 876
Głównie pedagogika, psychologia i socjologia. Starają się zamknąć w sztywnych ramach gatunek ludzki, odlewając się na indywidualne predyspozycje i każdego swojego adepta oszukują na temat różnorodności, każąc myśleć, że mimo wszystko wszyscy jesteśmy tacy sami. Przoduje w tym socjologia, która wprost uwielbia grupy kontrolne. Wybierz sobie 200 osób, które nie piją, nienawidzą broni, kochają boga oraz wierzą w rząd. I niby jakimś cudem taka grupa kontrolna może już symulować całe społeczeństwo. To jest stek tak wierutnych bzdur, że mi się rzygać chce.

Precz z czerwoną socjologią, niech żyje wolna Polska! :D
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 864
12 252
Z mojej perspektywy (prawo) studia nic nie dały ale papierek trzeba było zdobyć by wystartować na aplikację, a samą aplikację zrobić by zdobyć kolejny papierek, na podstawie którego dopiero można było zacząć konkretnie pracować. Ot, papierologia ale bez niej ani rusz. Z tego co widziałem to najlepiej ustawili się ludzie, którzy olewali studia i ostro zaczęli pracować zawodzie. Przynajmniej ci, którzy wykonują teraz zawód radcy prawnego, na aplikacji było widać, że spora część z nich zwyczajnie czuje gospodarczego bluesa.

Co do tego budownictwa to nie stresujcie się chłopaki, jest nie gorzej niż we wszystkim innym, oprócz może informatyki i medycyny :) Robię w tej branży i zapotrzebowanie na ludzi jest, zwłaszcza tych co coś potrafią, w tym współpracować :)
 

Racibor

Well-Known Member
408
2 159
Na Erasmusie, czyli w raju

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127...m_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk

Nie uczyliśmy się. Całe dnie leżeliśmy na plaży. Pieniądze z Unii Europejskiej wydawaliśmy na alkohol i marihuanę. Życie studenta na stypendium opisuje Franek Machowski.

Dlaczego to zawsze muszą być Brytole?! - spytał Johannes.

Był piątek, pogodny i gorący. Przed nami, kilometr od miasteczka uniwersyteckiego, mienił się w słońcu Ocean Indyjski.

Jeszcze wczoraj wieczorem na tym samym tarasie kłębiło się 30 osób kilkunastu narodowości. Marie częstowała nas rumem przyprawionym chili, Lukas skręcał jointa, Emiliano krzyczał: "Puta madre!", a Anglicy uczyli nas swoich "drinking games" - gier, których jedynym celem jest jak najszybsze upicie się. Gdy koło 23 wychodziliśmy potańczyć do klubu, większość z nas już ledwo trzymała się na nogach.

Teraz na tarasie akademika byliśmy tylko my dwaj. Podłoga usłana była niedopałkami, ale dwa worki pustych butelek zabraliśmy ze sobą już wczoraj. Stróż zamykał nam kuchnię na cały następny dzień, jeśli po sobie nie posprzątaliśmy.

- Bo nie umieją pić - wyjaśniłem niemieckiemu koledze. - Nie piją dużo, tylko za szybko, za bardzo mieszają i nie wiedzą, kiedy przestać.

- Rany, rany... - Johannes odstawił na bok kubeczek po jogurcie i przeczesał dłonią włosy. - Co czwartek przynajmniej jeden Anglik musi haftować.

Johannes jest zabójczo przystojnym Niemcem z potężną grzywą blond loków i godną pozazdroszczenia pewnością siebie. Uprawiał już w życiu niemal każdy możliwy rodzaj sportu. Przyjechał tutaj głównie po to, by surfować, ale nie wiedział jeszcze wtedy o rekinach, które od dwóch lat zaczęły pokazywać się w okolicach wyspy Reunion - małego skrawka ziemi położonego pomiędzy Madagaskarem i Mauritiusem.

Za dużo fajnych ludzi

Johannes wrzeszczał czasem dla samej radości wrzasku i wspinał się na drzewa, wracając późną nocą do akademika. - Nie mam najmniejszej ochoty zajmować się francuskim - przyznawał otwarcie. - Jeżeli ktoś chce się czegoś nauczyć, to lepiej jechać gdzie indziej. Tu jest za dużo fajnych ludzi i za dużo atrakcji.

Ponad 2 miliony 300 tysięcy studentów, w tym blisko 100 tysięcy z Polski, skorzystało z programu wymiany studenckiej Erasmus od chwili jego utworzenia przez Komisję Europejską w 1987 roku. Obecnie niemal każdy uniwersytet w Unii, a także w Szwajcarii, Islandii czy Norwegii, co roku gości u siebie "erasmusów" i wysyła własnych uczniów za granicę. Ale Uniwersytet Reunioński jest prawdopodobnie najbardziej egzotyczną instytucją biorącą udział w tym programie. W tym roku akademickim niemal każdy kraj w Europie miał tu swojego reprezentanta - od Cypru i Grecji, przez Włochy, Czechy i Szwajcarię, aż po Szkocję i Norwegię. Najwięcej, bo aż 50, było studentów z Niemiec, gdzie Erasmus jest tak popularny, że semestr za granicą uchodzi za niemal obowiązkową część pobytu na uniwersytecie. Drudzy co do liczebności byli Anglicy - 18, w Wielkiej Brytanii rok za granicą jest obowiązkowym elementem kierunków językowych.

Niekończąca się wycieczka

Międzynarodowe towarzystwo na Reunion zgrało się wyjątkowo szybko. Przez dobrych parę tygodni co wieczór spotykaliśmy się na tym samym tarasie z widokiem na ocean, mieszaliśmy tutejszy rum z colą i podawaliśmy w koło skręta. Każdy gadał z każdym - po angielsku, francusku czy niemiecku. Z czasem zaczęli do nas wpadać też inni mieszkańcy akademików - studenci z kontynentalnej Francji, reuniońscy Kreole czy przyjezdni z Madagaskaru i Seszeli. Nikomu z nas nie zdarzyło się jeszcze poznać tylu nowych ludzi, z tylu różnych miejsc, w tak krótkim czasie. Czuliśmy się jak na niekończącej się wycieczce szkolnej.

- Jak to możliwe, że nam jeszcze za to płacą? No, jak?! - śmiał się Joe.
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
W sumie to praktycznie wszędzie na Erasmusie jest podobnie jeśli uczelnia dobrze płaci, bo znam ludzi, którzy dorabiali, żeby się utrzymać
 
L

lebiediew

Guest
Polecam to nagranie, w którym Bryan Caplan zaorał ideę państwowej edukacji i to w nieco innym niż my byśmy to zrobili stylu. Ogólne przesłanie jest takie, że studia to totalna strata czasu:

 

Beren

New Member
6
2
Hej, witajcie. Najpierw chciałbym się ładnie przywitać, gdyż to pierwszy mój post na forum. : )
Czytać czytałem, pisać nie pisałem, być może to najwyższy czas.

Temat studiów, a więc i cała ta dyskusja jest mi bardzo bliska, gdyż jestem tegorocznym maturzystą. Korzystając z chwili przerwy w egzaminach, postanowiłem napisać i zapytać Was o sprawy, które od dawna mnie nurtują.

Jako "koledzy po fachu" w kontemplowaniu i głoszeniu idei wolnorynkowej czy też libertariańskiej, pewnie będziecie mogli mi pomóc i podzielić się swymi spostrzeżeniami czy doświadczeniami ; )

Chodzi mianowicie o studia. Wiem, że na tym forum uczelnie publiczne jako takie mają złą opinię, właściwie uważam podobnie. Mimo wszystko, pisząc maturkę i zadając sobie pytanie o najbliższą przyszłość, to właśnie studia i uczelnia publiczna jest najczęstszą odpowiedzią.
Ale do sedna, chciałbym Was zapytać, albo i prosić o radę. Co myślicie, czy jest sens w obecnej sytuacji studiować coś z branży nauk ekonomicznych? Czy może jednak jest to wybór bliższy strzałowi w stopę i zmarnowaniu najbliższych kilku lat? Czy mam szansę dowiedzieć się czegoś pożytecznego na takowych studiach, czegoś co mam szansę wykorzystać później w życiu zawodowym, czy raczej jest to twór w rodzaju kulturoznawstwa, stosunków międzynarodowych czy innej pedagogiki?

Jeśli chodzi o mnie, to oczywiście nie zamierzam poprzestawać na "byciu studentem" tylko z nazwy, a raczej działać cuś w czasie nauki. Coby chociaż garść doświadczenia zdobyć, żeby nie obudzić się nagle po piątym roku, "świetnie" wykształconym, acz nic nie potrafiącym. Wiem, że na polskich uczelniach, rządzi i dzieli Keyens, dlatego chciałbym też we własnym zakresie ogarnąć inne idee, doktryny czy jak to tam nazwać pozostałe poglądy. Coś tam już poczytałem, jednak z braku większych ilości wolnego czasu w liceum, nie miałem niestety okazji zapoznać się z dziełami Misesa czy innych. Zwyczajnie, po prostu artykuły, czy co tam znalazłem ciekawego w necie.

Przyszłość chciałbym wiązać właśnie z tą branżą ogólnie, sam kompletnie jeszcze nie wiem z czym dokładnie. Najlepiej pomyśleć o czymś swoim, optymalnie byłoby prywatny biznes otworzyć, choćby najmniejszy, ewentualnie coś w kierunku menadżerki. Sądzę, że dobrzy menago są potrzebni, sęk tylko w tym żeby być tym dobrym menago : P
Albo też połączyć jakoś branże z IT, być może pójść za jakiś czas na coś na Polibudzie, jakieś nowe technologie czy inne pierdoły i tego się trzymać. Co sądzicie, czy jest w ogóle sens myśleć o studiowaniu Ekonomii/Zarządzania/Finansów i Rachunkowości, nie mając na uwadze późniejszego zostania księgowym czy agentem ubezpieczeniowym?

No i cóż, nie wierzę, że sytuacja w Polsce się zmieni na lepsze, moim zdaniem szanse są na to marne. Powodów doszukiwałbym się raczej w braku chęci do działania, której pomagają wszędobylskie zasiłki. Cóż jednak się dziwić takim ludziom, skoro pracując "uczciwie" całymi dniami, zarobiliby podobne pieniądze, a pewnie nierzadko i mniejsze, uwzględniając podatki i co najważniejsze - stracony czas. Prościej żyć z zasiłku i żłopać piwko na ławce. Raj na ziemi : ) No mniejsza, w każdym razie pewnie chciałbym za jakiś czas wyjechać, najpierw może i na Erazmusa czy tak zwyczajnie na studia za granicą, potem już związać pracę z życiem i codziennością gdzieś w przyjaźniejszej okolicy. Fajniejszy skrawek Europy, być może jakaś Azja. Pomysłów jest wiele, jednak to ciągle pomysły. Jestem tylko ciekaw czy dobrze myślę : D

Aha, zamierzam studiować w Poznaniu, z którego też pochodzę, może ktoś tu studiował/studiuje i mógłby zarzucić jakąś uwagą, poradą, albo czymkolwiek? : )

Pozdrawiam serdecznie, wybaczcie, że od razu się tak bardzo rozpisałem. To chyba ta matura z polskiego tak na mnie podziałała i z przyzwyczajenia nabazgrałem aż tyle tekstu : P Trzymajcie się : )
 

Hitch

3 220
4 876
Co myślicie, czy jest sens w obecnej sytuacji studiować coś z branży nauk ekonomicznych?
Tylko jeśli chcesz wkręcić się do sektora finansowego lub być księgowym z jakimś fikuśnym tytułem w większej firmie ;)

Czy mam szansę dowiedzieć się czegoś pożytecznego na takowych studiach, czegoś co mam szansę wykorzystać później w życiu zawodowym, czy raczej jest to twór w rodzaju kulturoznawstwa, stosunków międzynarodowych czy innej pedagogiki?
Wszystko zależy od wykładowców i programu. Kumpel studiował na UMCSie ekonomię i tylko mu nawkładali interwencjonistycznych głupot do głowy.

nie zamierzam poprzestawać na "byciu studentem" tylko z nazwy, a raczej działać cuś w czasie nauki
Ja od kiedy przestałem wierzyć w państwową edukację (i wszystko inne) i zostałem studentem "tylko z nazwy" zdobyłem więcej wiedzy niż we wszystkich szkołach, w których byłem razem wziętych.

Moim skromnym zdaniem jedyne studia, które coś jeszcze dają pomimo państwowości to jakieś techniczne (bądź rasowo naukowe, zapewniające dalszy rozwój przy różnych badaniach) lub któraś gałąź medycyny. Ewentualnie jakieś dwuletnie policealne szkółki dające ci bez pierdolenia fach do ręki. Cała reszta to kpina, iluzja zdobywania wiedzy (w rzeczywistości piorą ci mózg, dopóki nic nie zostanie) i pitologia, poziom ponad 9000.
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
Nie orientuje się dokładnie w specjalnościach na studiach ekonomicznych i jaka jest sytuacja w tej kwestii w Poznaniu. Jednak na Śląsku na wyższych stanowiskach w firmach często zasiadają w większości ludzie po Polibudzie (i prawie zawsze trafi się ktoś z KULu sic!). Moim zdaniem jak chcesz studiować ekonomię dla samego studiowania ekonomii, bo może się coś ciekawego dowiesz to lepiej odpuść, sam czytaj, chodź na otwarte spotkania z ekonomistami. Poza tym studia zwykle jednak zawężają horyzont... zależnie od tego kto akurat jest na topie na danym wydziale. Ja bym na Twoim miejscu poszła najpierw na Polibudę, później ewentualnie na ekonomię. Co do zarządzania to polecam Zintegrowane Systemy Zarządzania, jak na razie niewiele osób się na tym zna, niewiele osób wie co to jest... jednak trzeba do tego porobić kursy, chociaż da się trafić na niezłe ceny
 

Beren

New Member
6
2
tosiabunio, Hitch i Nene, dzięki za odpowiedzi!

Ja mam jeszcze wrażenie, że jeśli poszedłbym stricte na studia ekonomiczne, to poszedłbym tam głównie, żeby gdzieś tam wbić się w środowisko, czy coś takiego. Co jak co ludzie są zawsze potrzebni, nawet nie chodzi o to, żeby potem załatwiać sobie wszystko po znajomości, ale raczej tak po prostu, że im więcej znajomych, tym większa wiedza w danym temacie, a skoro znałbym wtedy więcej ludzi z tego sektora to dawałoby to też pewnie szansę na poznanie wartościowych ludzi z pomysłem na biznes i życie (czego, mam wrażenie, mi póki co brak :( )

Księgowym ani innym takim nie mam aspiracji być, chociaż wiadomo, nigdy nie wiem co może się zdarzyć. I mimo wszystko, jeśli dowiedziałbym się tam o "interwencjonistycznych głupotach" a do tego doczytał o poglądach z drugiej strony barykady, to miałbym pewnie szerszy pogląd na sprawę. Jak już ktoś wcześniej pisał "wiedziałbym przynajmniej co krytykuję" ; )

No i kurcze, jakoś tak dziwnie nie iść na studia. Ani na Erazmusa nie wyjadę, czyli nie poznam ludzi z zagranicy, ani potem żadnego papiura nie będę miał - wiadomo, na pozór bezużyteczny, jednak mam wrażenie, że przydać czasami się może. A jak nie studia to co innego? Do roboty? Opieprzać się i tylko czytać całymi dniami książki ekonomiczne? Uczyć się programowania, pozycjonowania czy innych takich?
Skądś kasę trzeba by brać. Ja rozumiem, że ludzi po zarządzaniu czy menadżerowaniu są masy, ale chyba ciągle żyję marzeniem: "a nuż mnie się uda!". Pewnie złudne toto.

Problem z Polibudą jest jeszcze taki, że osobiście mnie to wcale nie kręci. Jestem po mat-fizie w sumie, matma, fiza czy gegra nigdy problemem nie były, w dodatku tegoroczna matura na razie to parodia. Jednak jakoś tak nie mogę znaleźć na Polibudzie niczego dla siebie. Nie bawi mnie budownictwo, informatykę z góry odrzucam, inżynieria zarządzania jest śmieszna z nazwy, energetyka - żeby pracować potem w elektrowni spoko, ale nie moje klimaty; naukowiec/badacz, w sumie fajna sprawa, pewnie masa satysfakcji, ale jakoś nigdy nie parałem się pracą dla dobra ludzkości. Zbytni egoista czy jakoś tak : P Ja to bym chciał podróżować, a przy okazji zarabiać. Względnie, osiąść gdzieś na dłużej, poza granicami of kors, i tak sobie biznesować albo coś. Jakoś czerpać radość z tego żywota, a nie ślęczeć nad książkami, nad kodami, nad cyferkami, nad umowami, nad rysunkami technicznymi budowy maszyn - raczej bliżej ludzi. Zostanę kierowcą tira, to spełnia większość kryteriów ; )

Powiem Wam, że głupia sprawa z tymi studiami, najgorzej nie wiedzieć, gdzie składać papiery. Gdyby to było jakieś średniowiecze to zostałbym płatnerzem albo kowalem i wyrabiałbym swą markę na całe królestwo. A tak co? Skończę na ekonomii jak setki tysięcy rówieśników, przytłoczony brakiem wizji o interesującej przyszłości, ze zmieszanymi z błotem ideami. Trochę słabo.

Pozdrawiam, liczę na odzew : P
Chociaż odzew to brzydkie słowo - po prostu pomoc ; )
 

Cptkap

Well-Known Member
701
3 227
Gdyby to było jakieś średniowiecze to zostałbym płatnerzem albo kowalem i wyrabiałbym swą markę na całe królestwo. A tak co? Skończę na ekonomii jak setki tysięcy rówieśników, przytłoczony brakiem wizji o interesującej przyszłości, ze zmieszanymi z błotem ideami. Trochę słabo.

Nie trzeba średniowiecza by zajmować się płatnerstwem.
Popatrz sobie na te ceny: http://steel-mastery.com/en/plate-armour/cuirasses-breastplates-and-gorgets

Ostatnio szukałem usług kuśnierskich. Wołają 200zł za roboczogodzinę.
Jak potrzebowałem tapicera, to mi powiedział że dopiero za miesiąc, może dwa się mną zajmie bo ma w chuj klientów.

Fach w ręku chyba łatwiej jest spieniężyć niż wiedzę o ekonomii jeśli od tej strony do tego podchodzić.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 167
1 115
Beren
Studiuję ekonomię od prawie 2 lat i nic się przez ten czas nie nauczyłem. I sądzę, że ty też się nic nauczysz (przynajmniej nic praktycznego). A to dlatego, że państwowe szkolnictwo jest analne (nie chce mi się kolejny raz pisać czemu). Jeśli chcesz się nauczyć czegoś to najlepiej ucz się sam (z internetu itd.) albo znajdź kogoś kto cię czegoś nauczy/przygotuje do pracy (z tym może być ciężko). Od wakacji mam sobie sam poszukać firmy na praktykę (chyba 2 tygodnie pracy w jakiejś firmie i nie wiem czy się czegoś nauczę), uczelnia nie pomaga w jej znalezieniu, ani w niczym związanym z praktyką. Gdybym zamiast studiów zaczął nabierać doświadczenia, szukać sobie pracy, zaoszczędziłbym sporo czasu.

Napisałeś, że chcesz się czegoś nauczyć, a nie "być studentem". Ja studia potraktowałem jako przedłużenie młodości (czasem, też się próbowałem czegoś nauczyć), skoro nie jest to powód, dla którego chcesz studiować, a nic się na studiach nie nauczysz zostaje papierek. Niektóre zawody wymagają jakiś studiów, licencji, czy chuj wie czego, więc jak chcesz być jakimś prawnikiem czy lekarzem to studia ci się przydadzą. Z pracą na czarno w zawodzie, który wymaga papierka mogłoby być ciężko (agoryzm jest słabo rozwinięty), ale w niektórych zawodach można na czarno pracować (chociaż wiąże się to z ryzykiem). Wiele zależy, też od szczęścia, ale niestety nie da się go zdobyć. Zarówno po studiach i bez studiów może być ci ciężko znaleźć pracę (podobno ze studiami jest odrobinę łatwiej).

Przede wszystkim ucz się angielskiego to bardzo ci się przyda. Skoro nie odpowiadają ci kierunki techniczne, to może lepiej od razu poszukaj sobie pracy. Masz 5 miesięcy wakacji, spróbuj znaleźć jakąś pracę która by ci odpowiadała, albo była nie uciążliwa. Ale postaraj się porządnie tej pracy poszukać i nie odkładaj tego na ostatnią chwilę. A jeśli już pracę znajdziesz będziesz mógł zdecydować czy takie życie ci odpowiada. Jeśli tak uskładaj oszczędności, zainwestuj w coś (może BTC, albo złoto, nie wiem) pieniądze zawsze mogą ci się przydać. Jeśli natomiast stwierdzisz, że praca jest nie dla ciebie (stracisz najwyżej 2-3 tygodnie, zamiast 5 lat), to zawsze możesz iść na studia. W znalezieniu dobrej pracy bardzo ważne są znajomości.

Studia to raczej wariant bezpieczniejszy przez 5 lat nie musisz martwić się o pieniądze i masz papierek (na którym musisz się minimalnie pomęczyć, uczenie się niepotrzebnych pierdół nie jest zbyt fajne). Za to praca daje doświadczenie, ale zawsze jest ryzyko, że mogą cię zwolnić, a jak zrezygnujesz ze studiów nie będzie papierka. Z twoich postów wynika, że jesteś ambitny, jeśli "masz plan", nie boisz się ryzyka, potrafisz wykorzystać w 100% swoje umiejętności i wiesz, że da ci to większe pieniądze, niż praca po studiach, proponuję ci ze studiów zrezygnować. Też miałem kilka "genialnych pomysłów", ale albo z perspektywy tych 2 lat wydają mi się głupie, albo ktoś na nie wcześniej wpadł, albo o nich zapomniałem. Za to jeśli po prostu chcesz się przez 5 lat o nic nie martwić i wystarczy ci zwykła praca (chociaż studia jej nie gwarantują) to polecam studia.

To twoje życie, wybór należy do ciebie, ja tylko pokazałem ci możliwości. Mi się studia znudziły i prawdopodobnie je rzucę.
 

deith

Active Member
230
169
Wyrokuję, że jeżeli pójdziesz na ekonomię to tego nie skończysz.

Ale nie zakładaj też, że jeżeli pójdziesz na studia (szczególnie ekonomię) to stracisz 5 lat życia bo to gówno prawda. Oczywiście są ludzie którzy tracą 5 lat, ale dla nich alternatywą jest spędzenie 5 lat na zmywaku (co w sumie jest lepsze bo się dorobią mieszkania).
Prawda jest taka, że jeżeli ostatecznie nie będzie to kierunek techniczny to prawdopodobnie będziesz miał BARDZO dużo wolnego czasu, i tu mam na myśli bardzo bardzo dużo z wyjątkiem sesji. Techniczne z perspektywy budowlańca opisałem stronę wcześniej.

Zobacz np. to co wysłał tosiabunio, studiując informatykę po prostu będziesz miał czas na potencjalne wykonywanie swoich własnych projektów i jeszcze dodatkowo poczytasz Rothbarda. To nie jest tak, że studia to siedzenie i zapierdalanie. (chociaż znajomi z medycyny strasznie narzekają, może faktycznie tam jest przejebane)

Erasmus to gówno, nie dotykaj, no chyba że chcesz spędzić rok ze średnim dziennym stężeniem alkoholu 1.5 promila. (co w sumie jest fajną perspektywą :D). Studia to też poznawanie ludzi!

Może to troche glupio zabrzmi bo piszę to z perspektywy jeszcze studenta, ale pamiętaj, że po skończeniu X kierunku na każde województwo przypada po 300-500 specjalistów rocznie. Obstawiam, że może 30% znajduje zatrudnienie w fachu z czego 10% jest nie do wygryzienia bo mają rodzinę z branży. O wolne wakaty walczysz z resztą, jak skończysz studia i nie będziesz miał niczego czym byś się wyróżniał to masz marne szanse na wygranie w loteri, niezależnie od kierunku (zazwyczaj jest gorzej).

W ogóle u mnie np. jak chcesz pracować w największych firmach budowlanych to albo musisz mieć znajomości albo wyfarcić, że jakimś cudem zostaniesz wybrany na praktyki do nich (zazwyczaj na 3 roku), jak nie zleserujesz 3-miesiecznych praktyk to potem wezmą Ciebie na kolejne (na 4 czy tam 5 roku) a na końcu zaoferują nawet dobrze płatną pracę - i viola jesteś na bardzo dobrym etacie i nie musisz się o nic martwić. Z tego co wiem, to właściwie jedyna droga żeby tam się dostać.

Oczywiście jak jesteś cholernym geniuszem to możesz olać studia. Ale nie polecam, studia to nie więzienie, zawsze możesz olać a na humanistycznych kierunkach fajne dupeczki są.
 
L

lebiediew

Guest
Chodzi mianowicie o studia. Wiem, że na tym forum uczelnie publiczne jako takie mają złą opinię, właściwie uważam podobnie. Mimo wszystko, pisząc maturkę i zadając sobie pytanie o najbliższą przyszłość, to właśnie studia i uczelnia publiczna jest najczęstszą odpowiedzią.
Ale do sedna, chciałbym Was zapytać, albo i prosić o radę. Co myślicie, czy jest sens w obecnej sytuacji studiować coś z branży nauk ekonomicznych? Czy może jednak jest to wybór bliższy strzałowi w stopę i zmarnowaniu najbliższych kilku lat? Czy mam szansę dowiedzieć się czegoś pożytecznego na takowych studiach, czegoś co mam szansę wykorzystać później w życiu zawodowym, czy raczej jest to twór w rodzaju kulturoznawstwa, stosunków międzynarodowych czy innej pedagogiki?

Jeśli chodzi o mnie, to oczywiście nie zamierzam poprzestawać na "byciu studentem" tylko z nazwy, a raczej działać cuś w czasie nauki. Coby chociaż garść doświadczenia zdobyć, żeby nie obudzić się nagle po piątym roku, "świetnie" wykształconym, acz nic nie potrafiącym. Wiem, że na polskich uczelniach, rządzi i dzieli Keyens, dlatego chciałbym też we własnym zakresie ogarnąć inne idee, doktryny czy jak to tam nazwać pozostałe poglądy. Coś tam już poczytałem, jednak z braku większych ilości wolnego czasu w liceum, nie miałem niestety okazji zapoznać się z dziełami Misesa czy innych. Zwyczajnie, po prostu artykuły, czy co tam znalazłem ciekawego w necie.

Albo też połączyć jakoś branże z IT, być może pójść za jakiś czas na coś na Polibudzie, jakieś nowe technologie czy inne pierdoły i tego się trzymać. Co sądzicie, czy jest w ogóle sens myśleć o studiowaniu Ekonomii/Zarządzania/Finansów i Rachunkowości, nie mając na uwadze późniejszego zostania księgowym czy agentem ubezpieczeniowym?

1. Jeśli nie masz widoków na wystartowanie od razu lub za 3-4 lata z własnym biznesem, to po prostu musisz studiować.

2. Ekonomia to dobry wybór w Twojej sytuacji. Na pewno trzymaj się z dala od humanistycznych kierunków typu kulturoznawstwo, socjologia, pedagogika.

3. Od tego, co i gdzie studiujesz istotniejsze często jest, jak studiujesz i co robisz poza tym w trakcie studiów.
a) dowiedz się, którzy z wykładowców są najlepsi, mają największe osiągnięcia itp. i chodź tylko do nich na zajęcia, bardzo ważne jest wybranie sensownego promotora i tematu pracy licencjackiej/mgr (nic gorszego stracić 1,5 roku życia na pisanie/czytanie na głupi temat),
b) nawiąż kontakt z wykładowcami, oni są często znudzeni głupimi studentami i dobrze patrzą na ambitnych i udzielających się, wtedy mogą cię pokierować w dobrym kierunku, wielu z tych ludzi naprawdę ma coś w głowie, tylko są w strukturze, która nie pozwala im tego użyć,
c) staraj się dostać stypendium (nie wiem jak to teraz jest, ale za moich czasów ta kasa bardzo pomagała w uniezależnieniu się),
d) nie trać czasu na uczenie się głupot i rzeczy, które cię zupełnie nie interesują - olewaj idiotyczne przedmioty (chyba, że potrzebujesz ocenę do średniej),
e) nie działaj w żadnych samorządach/organizacjach studenckich itp.

4. Jeśli chodzi o problem antywolnościowego charakteru ekonomii, to się tym nie przejmuj - czytaj dodatkowo "naszych" i spokojnie obserwuj sobie błędy, braki, ideologiczność, stronniczość ekonomii głównego nurtu. Znać dwa punkty widzenia nie zaszkodzi. To nie jest tak, że mainstreamowa ekonomia to jest czysta propaganda - warto znać te wszystkie modele, pojęcia, bo dzięki nim można zrobić też wiele prowolnościowych rzeczy.

5. Jeśli jeszcze nie umiesz biegle czytać i pisać po angielsku, to im szybciej się nauczysz, tym lepiej.

6. Im szybciej zaczniesz szukać pracy/praktyk w zawodzie, o który ci chodzi, tym lepiej. Nie pracuj - np. w wakacje - fizycznie, ale szukaj jakichś prac powiązanych z twoimi planami/zainteresowaniami. Nie czekaj z myśleniem o/szukaniem pracy do po studiach.
 

Zbyszek_Z

Well-Known Member
1 021
2 466
4. Jeśli chodzi o problem antywolnościowego charakteru ekonomii, to się tym nie przejmuj - czytaj dodatkowo "naszych" i spokojnie obserwuj sobie błędy, braki, ideologiczność, stronniczość ekonomii głównego nurtu. Znać dwa punkty widzenia nie zaszkodzi. To nie jest tak, że mainstreamowa ekonomia to jest czysta propaganda - warto znać te wszystkie modele, pojęcia, bo dzięki nim można zrobić też wiele prowolnościowych rzeczy.
Dyskutowałbym. Jeszcze mikro ujdzie ale makro to już sama propaganda i Keynesizm. W książce o makro Marian Noga (noga z ekonomii) pisał o pomyśle Keynesa na pobudzenie gospodarki przez zakopywanie pieniędzy i płacenie ludziom za ich wykopywanie jako racjonalnym sposobie.

Same założenia są błędne (homo economikus) co wytykają przeciwnicy wolnego rynku.​
Jedynym powodem dla którego warto jest poznać ekonomie głównego nurtu jest zapoznanie się ze zdaniem drugiej strony aby zobaczyć jakich argumentów używają, jak bardzo pierdolą głupoty, w których miejscach się mylą i wykorzystać to przy dyskusjach. Nie znając ich argumentów, ktoś walnie w rozmowie jakąś mądrze brzmiącą zasadę na potwierdzenie swych racji a ty tylko wzruszysz ramionami nie wiedząc o co mu chodzi.​
Jakby co, mam na sprzedaż sporo książek o ekonomii, zarządzaniu, marketingu i rzeczach związanych z tym. Możesz zobaczyć na własnej skórze czego tam uczą bez marnowania 3 lat (na licencjat).​
 
L

lebiediew

Guest
Dyskutowałbym. Jeszcze mikro ujdzie ale makro to już sama propaganda i Keynesizm. W książce o makro Marian Noga (noga z ekonomii) pisał o pomyśle Keynesa na pobudzenie gospodarki przez zakopywanie pieniędzy i płacenie ludziom za ich wykopywanie jako racjonalnym sposobie.

Same założenia są błędne (homo economikus) co wytykają przeciwnicy wolnego rynku.

Jedynym powodem dla którego warto jest poznać ekonomie głównego nurtu jest zapoznanie się ze zdaniem drugiej strony aby zobaczyć jakich argumentów używają, jak bardzo pierdolą głupoty, w których miejscach się mylą i wykorzystać to przy dyskusjach. Nie znając ich argumentów, ktoś walnie w rozmowie jakąś mądrze brzmiącą zasadę na potwierdzenie swych racji a ty tylko wzruszysz ramionami nie wiedząc o co mu chodzi.

Ok, ale co rozumiesz przez ekonomię głównego nurtu? Non-austrian? Ale wśród nieaustriaków jest wielu wolnościowców, którzy wykorzystują jej narzędzia, by przysłużyć się naszej sprawie. Ba, myślę, że jest dużo więcej wolnościowców-mainstreamowców niż wolnościowców-Austriaków. To raz. Dwa - myślę, że właśnie mocne zanurzenie się w makro i analiza tych wszystkich teorii z perspektywy wolnościowej byłaby bardzo ciekawa. Np. w jaki sposób te błędne założenia wypaczają analizę i teorię, wyciągane wnioski itp. Trzy - nic nie stoi na przeszkodzie, by w ramach tych studiów rozwijać perspektywę wolnościową, a nawet austriacką. Jak ktoś się będzie tym rzeczywiście pasjonował, to wykładowcom raczej nie będzie przeszkadzało, że ma inne poglądy. Ba, jestem pewien, że 90% wykładowców woli zdolnego, hardkorowego wolnościowca niż socjalpoprawną memeję. Ja bym wolał :)
 

Nene

Koteu
1 094
1 689
@Beren
Nie słyszałam o inżynierii zarządzania, ale Zarządzanie i Inżynieria Produkcji to dość fajna sprawa.
Erasmus z uczelni ekonomicznych - w Krakowie to jest tryliard chętnych, muszą zbierać punkty, opiekować się jakimiś ciapatymi zanim sami wyjadą, uczestniczyć w kołach itd. Nie wiem jak jest w Poznaniu. Na Erasmusie sama byłam (u nas 9 zakwalifikowanych chętnych na 35 miejsc na wydziale, siedziałam tam rok) i twierdzę, że to fajna sprawa, chociaż na dłuższą metę ryje psychę nic nie robienie. Ale iść na studia dla samego Erasmusa to idiotyzm. W trakcie możesz załapać waruna, mieć za niską średnią etc... i Cię nie wezmą.
A żeby załapać znajomości na studiach, które coś Ci dadzą to trzeba mieć naprawdę szczęście czy spodobać się komuś. Byłam w kole naukowym, po jakimś czasie padło hasło, że opiekun załatwia robotę po studiach i nagle zaczęli walić drzwiami i oknami... wała... nic nikomu nie załatwiał, Ci co byli w kole wiedzieli, że ma wszystko w dupie.
 

simek

Well-Known Member
1 367
2 121
Ja studiowałem ekonomiczny kierunek i ma to sens tylko jeśli jak najszybciej (moje praktyki były po 2. roku, na twoim miejscu próbowałbym już po pierwszym) spróbujesz zahaczyć się w jakiejś fajnej, rozwojowej firmie i będziesz starał się robić tam coś ciekawego. Po liceum/technikum raczej żadna poważna firma z zasady cię nie będzie chciała, więc fakt studiowania zdaje mi się być dosyć pomocny. Pierdol większość tego co wciskają wykładowcy, tylko rozwijaj się we własnym zakresie - z mojego, niezbyt wielkiego doświadczenia wynika, że prymusy, ludzie którzy mają najwyższe średnie na studiach i pięknie potrafią wkuwać formułki zazwyczaj w pierwszej pracy wypadają kiepsko, czekają aż ktoś powie im co dokładnie mają robić, zamiast wykazywać się inicjatywą. Jeśli jesteś w miarę inteligentny i ogarnięty to przydatność tego co wykładają na polskich uczelniach ekonomicznych jest minimalna, chociaż kilku ciekawych spraw się siłą rzeczy dowiesz.

Samorządy i organizacje studenckie to raczej wzajemne lizanie się po fiutach i organizowanie bzdurnych konferencji, których jedynym celem jest to, żeby organizatorzy mieli co wpisać w CV, ale całkowicie tego nie skreślam, bo parę sensownych inicjatyw w skali kraju się znajdzie. Erasmus jest dobry jeśli chcesz zaliczać zagraniczne laski i sprawdzać jak mocne głowy mają nasi sąsiedzi, nie spotkałem się z przypadkiem, żeby to komuś pomogło w karierze.

Na pracę fizyczną, albo jako sprzedawca to był czas w liceum (ja we wszystkie licealne wakacje budowałem drogi i dobry hajs z tego miałem). Najważniejsze, to nie wmawiać sobie, że na poważniejsze rzeczy masz jeszcze czas - ja przy wielu przeczytanych biografiach wielkich osób nie mogłem się nadziwić, że te osoby osiągały wielkie rzeczy w niezwykle młodym wieku, największy kozak to William Pitt Młodszy, który został premierem Wielkiej Brytanii w wieku 24 (!!!) lat, daje do myślenia nawet biorąc poprawkę na wysokie urodzenie i to, że to inne czasy.

Aha -jeśli nie znasz angielskiego to jesteś jak analfabeta, w mojej pierwszej pracy nikt się nie pytał czy umiem, czy rozumiem, tylko w pierwszy dzień kazali załatwić kilka spraw z zagranicznym kontrahentem, jakbym nie podołał to najpewniej podziękowaliby mi za fatygę ;)
 
Do góry Bottom